Niedawno przeczytałem drugi tom "Pana Lodowego Ogrodu" i muszę stwierdzić, że po odłożeniu lektury na półkę miałem bardziej ambiwalentne uczucia niż po nietypowym i lekko rozczarowującym zakończeniu trylogii husyckiej Sapkowskiego(ktoś może kojarzy?) . Książkę uważam za fabularnie spójną i pod względem kunsztu literackiego nie da się jej więcej zarzucić poza tendencjami pana Grzędowicza do rozwlekania fabuły, co rzeczywiście czasem przyprawiało o napady agresji, zwłaszcza gdy tocząca się wartka akcja kusiła, a czasu nie starczało
. Odnośnie wątków Vuka i młodego następcy Tygrysiego Trony to tak jak w pierwszej części fabuła toczyła się swoim gdzieniegdzie utartym, lecz interesującym torem
dzięki czemu czytanie nie męczy i jest raczej przyjemne. Zwłaszcza gdy autorowi nie brakuje humoru
. Problematyczne wydały mi się natomiast owe chaotyczne zwroty akcji oraz nowe postacie wstawione "na siłę". Nie dodawało to uroku powieści. Na przykład podczas wątku o grupie pseudokomandosów Vuka miałem wrażenie deja vu z imbecylnych powiastek i filmów o nieznajomym przybywającym do wioski, asymilującym się w niej i w konsekwencji pomagającym mieszkańcom rozprawiać się z niezwyciężonym(jak dotąd) przeciwnikiem. Lub jak kto woli coś w stylu odwróconego Karate Kida o mistrzu uczącym pragmatycznej (dla odmiany) sztuki walki... Ogólnie powieść uważam za dobrą. Jako bardziej ambitne poczytadło spełniła moje oczekiwania.