Zrodzony z fantastyki

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
  • 11
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

śr gru 22, 2004 10:15 pm

El Morphe spojrzał ze zdumieniem znad lutni na miotającego swoje podejrzliwe wypowiedzi elfa. Jego oczy zwęziły się w wąskie szparki a na ustach zagościł wilczy usmiech. Patrząc w taki sposób zdawał się mieć w sobie coś potwornego a czarny strój jeszcze to wrażenie potęgował.

- Myślisz, że otrzymasz odpowiedzi na swoje pytania?- nie wiadomo było pyta czy twierdzi. Chyba jednak twierdził bo kontynułował. - Twoje wątpliwości i pytania nic mnie już nie interesują. Przyjąłeś zapłatę i teraz zechciej zapracować na nią. Nie mam zamiaru płacić Trollowi, skoro już zapłaciłem za ochronę. Myślisz, że zapłaciłem za twoje towarzystwo ze względu na twą wrodzoną urodę? Na prawdę tak myślisz? Wierz mi w ten sposób nie zarobiłbyś wiele. No może w jakim portowym mieście, gdzie wygłodniali marynarze schodzą na ląd. Tam może tak. Może... Mnie jednak to nie interesuje. Tedy nie gadaj po próżnicy. Do czego mi kwiat? A jakbym cię wynajął do noszenia worów mąki też pytałbyś po co mi ona? Lepiej milcz jak masz swoimi głupimi pytaniami psuć dźwięk cudnego akordu. Czy wiesz o tym, że Telihard Sunnbary znalazł sposób na wydobycie z lutni siedmiu akordów w "Jednym tchnieniu". Siedmiu!! Próbuję i próbuję i nic... - zmienił na koniec temat uważając wcześniejszy za skończony.

Przez dłuższy czas płynęłiście w ciszy. Łódź sunęła pomiędzy coraz niższymi brzegami dawno porzucając jar i wąwóz i płynęła teraz pomiędzy coraz bardziej łagodnymi zboczami wzgórz porośniętych gęstymi iglastymi lasami. Lasami pełnymi zwierza, bowiem co chwila płoszyliście to sarny i jelenie korzystające z wodopoju, to znów stadko dzików, loch z warchlakami aż po ciemno brunatnego niedźwiedzia, którego potężna sylwetka przerastała muskulaturą nawet Tormunda. Ten ostatni zszedł powoli z płycizny na której łowił ryby i obserwował was z brzegu jakby świadom swojej potęgi. Cały czas słyszeliście śpiew ptaków a nad waszymi głowami wysoko w górze kołowały drapieżne sokoły lub jastrzębie. Łódź płynęła dosyć szybko pokonując trasę, która pieszo zajęła by wam wiele dni.

Zrobiliście po południu krótki odpoczynek i podjęliście spław dalej tak że popołudniem zza kolejnego zakola rzeki wyłoniła wam się sywetka potężnego mostu, którego kamienne filary niczym rozkraczone nogi olbrzyma trzymały w uścisku wąską zdawało by się rzekę. Mostu, będącego już tylko ruiną, bowiem jego środkowa część runęła do wody tworząc solidne osypisko. Wysokie na kikladziesiąt kroków filary zapewniały niegyś podporę dla
mostu łączącego dwa zbliżające się do siebie w tym miejscu skalne szczyty, górujące nad taflą rzeki. Na środku rzeki w miejscu gdzie runął środek mostu wokół kamiennego osypiska woda naniosła piach i muł tworząc łachę a może nawet wyspę. Kilkanaście krzewów i małe drzewka porastały ten twór natury. Spomiędzy zaś drzew snuła się cieniutka smużka dymu. Elf aż westchnął na widok mostu i szeptem powiedział:

- Jak na krasnoludy zadziwiająco piękna budowla.
 
Blaise
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 753
Rejestracja: wt wrz 23, 2003 8:39 am

czw gru 23, 2004 10:58 am

Blaise

Blaise by³ w doskona³ym humorze. Siedzia³ na ³odzi oparty o burtê i pyka³ swoja fajkê, a z jego twarzy nie znika³ u¶miech, który tylko sukcesywnie powiêksza³ siê. Najpierw po wyrzuceniu Fafika przez burtê, pó¼niej w czasie "rozmowy" Tolbertiego z Morphem.
- Wrezscie kto¶ uciszy³ oba te stworzenia - my¶la³ nie przestaj±c wpatrywaæ siê w przesuwaj±ce siê nad nim ob³oki chmur i fajkowego dymu. Swoje ca³odzienne milczenie przerwa³ dopiero na widok stru¿ki dymu i wysepki z której owa sru¿ka sie unosi³a. Jego u¶miech poszerzy³ siê jeszcze bardziej - je¶li wierzyc elfowi wreszcie natknêli sie na co¶ co mo¿na w spokoju usiec.
- No ch³opaki - powiedzia³ rado¶nie - Zady w górê, trza zapracowaæ na ¿o³d. Mam nadziejê, ¿e nie zmieni³e¶ zdania w sprawie uiszczania op³aty? - zwróci³ siê do elfa, poczym, jaky na poparcie swoich intencji, w mgnieniu oka wyszarpn±³ sejmitary, z których jeden mia³ spory ametys w rêkoje¶ci.
 
Gorlatan
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 348
Rejestracja: pt paź 22, 2004 9:16 pm

czw gru 23, 2004 11:22 am

Tormund

Krasnolud powoli wdzia³ na siebie zbrojê sprawdzaj±c dwukrotnie czy wszystkie paski i sprz±czki w³a¶ciwie s± dopiête. Zdj±³ z burty tarczê i uj±³ topór w potêzn± jak bochen chleba d³oñ. Splun±³ na ni± siarczy¶cie po czym poczeka³ a¿ ³ód¼ dobije do wyspy i dopiero wówczas zeskoczy³ na ¿wir brzegu. Od razu rozejrza³ siê czujnie w poszukiwaniu przeciwnika. Konkretnie Trolla.

- Hej!! Ty tam!! Trollu chêdo¿ony!! Wy³a¼!! Bêdziem cie nawracaæ!! - rykn±³ na ca³e gard³o i czujnie siê rozgl±daj±c ruszy³ ostro¿nie ku krzakom kryj±cym ¼ród³o smu¿ki dymu.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

czw gru 23, 2004 11:43 am

Z krzewów wikliny dał się słyszeć jakiś charkot, chrząkanie i wreszcie soczyste splunięcie i nagle wylazł z nich ... Gnom. Odziany w zielony kubrak i takież spodnie, skórzane ciżmy i śmieszny kapelusik z piórkiem. U pasa wisiał mu mały mieczyk, lecz nie sięgał on po niego patrząc na krasnoluda i resztę waszej trupy. Dopiero gdy jego cimne oczy zatrzymały się na Bortoku jego twarz wykrzywił grymas złości a on sam zwęził oczy jakby w obawie. Jego ciemna skóra mocno kontrastowała z jasnymi włosami.

- Witam na mojej wysepce szanownych podróżnych. Cieszę się, że mogę was gościć. Jestem Sowizdrzał Bulterbungengembus Rydz. Dla przyjaciół Sowizdrzał Bulterbungengembus Rydz. Co was sprowadza w moje skromne progi poza potrzebą formalną uiszczenia opłaty za korzystanie z tego pięknego mostu krasnoludzkiej roboty, który leży na dnie tej rzeczki?? - przemówił wesołym głosem nie przestając obserwować Bortoka. Widać było zaraz, że ma wobec niego jakieś plany i szybko je wam wyłuszczył - Nie, nie, nie! Nie będziecie płacić! Oddacie mi jedynie waszego jeńca, kobolda a ja już się nim zadowolę i spokojnie pozwolę wam płynąć dalej. To jak dobijemy targu?? - Zapytał czekając na waszą odpowiedź.

El Morphe Dann wzruszył tylko ramionami. Wyraźnie nie cenił sobie Bortoka i nie widział przeszkód by tak sprawę załatwić.
 
Sacrus__
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 481
Rejestracja: śr wrz 15, 2004 3:30 pm

czw gru 23, 2004 12:19 pm

Thorin

-Kim¿e jeste¶ gnomie, ¿e ¶miesz pobieraæ op³atê za przej¶cie przez co¶, co ju¿ dawno nie nadaje siê do u¿ytku? Ludzie mówili o trolach co pieni±dze bior± za przej¶cie, a tutaj tylko ty gnomie siedzisz i daniny rz±dasz. Kobolda w sumie móg³bym oddaæ, ale sumienie mi na to nie pozwala by ¿ywymi istotami handlowaæ. Mogê Ci panie lwa z³otego podarowaæ za przej¶cie, bom biedny i tylko to mi osta³o siê. Ale wszako wiedz, ¿e jak mnie oszukasz to poczêstujesz stali mych kompanów i si³y mych zaklêæ.-powiedzia³ powoli elf przygl±daj±c siê uwa¿nie gnomowi. Nie by³ pewien czy s± wystarczaj±co silni, aby zmierzyæ siê z czym¶ co w rzeczywisto¶ci mog³o byæ potê¿niejsze od nich samych. Czyta³ kiedy¶ o gnomach i wiedzia³, ¿e s± doskona³ymi sztukmistrzami i iluzjonistami. Pewnie chce przeprowadziæ na Bortoku jakie¶ eksperymenty, ale ja mu na to nie pozwolê.
 
Blaise
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 753
Rejestracja: wt wrz 23, 2003 8:39 am

czw gru 23, 2004 12:36 pm

Blaise

Blasie by³ rozdarty - perspektywa oddania niezno¶nego Fafika, by³a kusz±ca, nawet bardzo kusz±ca, jednak uiszczanie op³aty za przep³yniêcie nad zawalonym mostem ¶wirniêtemu gnomowi, nie mie¶ci³o siê w jego ¶wiatopogl±dzie.
- Co ty mi tu za farmazony pieprzysz? - Blaise spoj¿a³ na gnoma ze zdziwieniem po³±czonym z chêci± przywalenia mu prostu w kartoflowaty nos - Jakim prawem rzadasz od nas op³aty, co? Bo chyba oboje zgodzimy siê, ¿e nie prawem si³y. Poka¿ no mi tu akt w³asno¶ci, dowód to¿samo¶ci, zezwolenie na pobieranie op³at i oficjalny cennik zatwierdzony pieczêci± w³adcy tych terenów, to pomy¶limy czy ciê czasem rzek± nie sp³awiæ, za takie rz±dania. - Blaise u¶miechna³ siê na widok miny gnoma - mo¿e ojciec mia³ racjê kiedy mówi³, ¿e znajomo¶æ praw kupieckich moze mu siê kiedys przydaæ...
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

czw gru 23, 2004 12:52 pm

Gnom miał zdziwioną minę. Cofnał się nieco ku krzakom, lecz nie za bardzo. Słowa elfa nie wywarły na nim większego wrażenia. Już chciał mu nawet odpowiedzieć, gdy nagle Blaise zasypał go owocami swej erudycji. Przez chwilkę zastanawiał się co odpowiedzieć po czym rzekł:

- Tak się składa żeśmy z bratem kupili most po bardzo dobrej cenie od lokalnego władyki, któren był zbywał cały swój majątek w tempie szybkim kiedy go orkowie Gurum Gusza osaczyli. Tak więc most mój. A ja bez opłaty nie pozwolę wam po nim przepłynąć. No. Bo na dnie rzeki leży. Tedy wybierajcie, albo płacicie mi pięć lwów za przepłynięcie, albo dajecie kobolda, bo on i tak nie popłynie dalej, bo mu nie pozwolę, albo... brat mój bliźniaczy złoi wam skórę. Oj a jak łoi to szkoda nawet patrzeć i siem serce kraje. Tak więc wasz wybór. Mam wołać brata, czy siem dogadamy?

Był czujny. Wasz opór zaskoczył go, lecz teraz miał nadzieję, że dojdziecie do porozumienia. Uśmiechnął się nawet przyjaźnie i dodał:

- Jak dojdziem do porozumienia to litkup wypijem na tę okoliczność a i strawy wam nie poskąpię i zanocować zezwolę. A dla tego tam, psioucha - to mówiąc wskazał na Bortoka - mam tu klateczkę małą. Tak więc jak?? Po dobroci? Czy raczej niekoniecznie i mam brata wołać z dokumentami coby wam je okazał i wątpię rozwiał...??
 
Blaise
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 753
Rejestracja: wt wrz 23, 2003 8:39 am

czw gru 23, 2004 1:35 pm

Blaise

- Bl±d w za³o¿eniu kolego. - odpar³ Blaise, gdy z kamienna mina wys³ucha³ racji gnoma - Bo widzisz, ty¶ most kupi³, a teraz most pod wod± le¿y. Za most siê p³aci jak siê po mo¶cie przechodzi, wszak nie ka¿esz ptakom p³aciæ za przelot nad mostem. Tote¿ widzisz, my jako taki ptak przep³yniem nad Twoim mostem niezu¿ywaj±c go ani odrobiny, wiêc zap³aciæ mo¿emy ci conajwy¿ej za trunki i jad³o którymi chcesz nas ugo¶ciæ. - Blaise równie¿ pozosta³ czujny i z uwag± ¶ledzi³ reakcje gnoma - A wiêc jak bêdzie? Pu¶cisz nas po dobroci, czy chcesz zobaczyæ jak twojemu bratu z twojej winy dzieje siê krzywda? Bo widzisz, my te¿ ³oiæ potrafim z taka tylko ró¿nic±, ¿e jak my ³oimy to siê wcale serce nie kraje tylko ¿o³±dek posi³ki ostatnie zwraca, a ostatnio nawet siê jaskinie zawalaj±... - spoj¿a³ znacz±co na Tormunda i u¶miechna³ siê poczym ponownie skupi³ wzrok na gnomie.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

czw gru 23, 2004 1:52 pm

Gnom wysłuchał z uwagą Blaise i przez chwilę zastanawiał się nad odopowiedzią. Wreszcie skinał głową i odparł drapiąc się w swój haczykowaty nos.

- No, fakt, błąd w założeniach. Po moście się nie pływa. No i tu też nie sposób przepłynąć puki Ja i brat mój, Kyal go strzeżemy. I pożądku w okolicy. Tedy trza płacić. Ty jednak widzę wolałbyś sprawę omówić z Kyalem. Wolność rządzi! Jak mawiał król Hurton wchodząc na szubienicę. Nic to, chętnie popatrzę ja memu bratu z mojej krzywdy dzieje się krzywda. Doprawdy chciałbym to zobaczyć. Kyaluuu!!!! - krzyknął ostatnie słowo głosno gnom. Ku rzece gdzie szare głazy stanowiły trudną do przebycia dla łodzi zaporę. Zaraz, zaraz!! Jeden z głazów ruszył się nieco i uniósł i... Potężnej postury, górójący nad wami, wielki jak góra i muskularny jak wół pociągowy szary olbrzym ruszył przez wodę ku wam. Jego łeb cały skryty był w potężnych mięśniach karku. Ogromne barki ukazywały węzły mięśni. Łapy niczym drzewa grube sunęły po tafli wody gdy stwór szedł w waszą stronę rozchlapując ją i ukazując od czasu do czasu wielkie czarne szpony. Nogi jeszcze potężniejsze od ramion podobne były do słupów podtrzymujących most.

Szara bestia rozchlapując wodę wylazła na brzeg wygniatając ogrmne ślady szponiastymi łapami. Rozwarła uzębioną w potężne kły paszczę i przykucnąwszy nieco z wysokości przewyższającej dwóch dorosłych mężczyzn warknęła gardłowo - Sszzzzzrrrroooooo??? - Jej sześć oczu cały czas obserwowało was czujnie. Mieliście chyba wrażenia, że każdemu z was przygląda się inne.

- No panowie chcieli poznać cię Kyalu. - powiedział na głos gnom wyraźnie zadowolony z szybkiego przybycia brata bliźniaka - I porozmawiać co do zasadności płacenia myta. Ale... to chyba był błąd w założeniach...
 
Blaise
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 753
Rejestracja: wt wrz 23, 2003 8:39 am

czw gru 23, 2004 2:57 pm

Blaise

W swoim w³asnym mniemaniu Blaise zmysli³ siê, w rzeczywisto¶ci jednak by³ zupe³nie zdezorientowany.
- No dobra, wobec takich argumentów muszê siê skonsultowaæ z moimi doradcami... - Blaise odwróci³ siê i spoj¿³ na swoich towarzyszy - Jakie¶ propozycje?
 
Awatar użytkownika
Widz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1215
Rejestracja: śr gru 17, 2003 8:46 pm

czw gru 23, 2004 3:17 pm

Joseph

-Hmmm... a to ciekawe... powiedz mi gnomie, kim była wasza matka hehehe... no nieważne. Widzisz, ja lwów nie mam, ale co do kobolda...

W tym momencie skierował wzrok na reszte towarzyszy, uśmiechając się złośliwie do szczurka.

-Nie to żebym był skąpy, lu... eee... stworzeniami też nie handluje, olbrzym jest za duży, więc albo się składamy, albo... Ale z drugiej strony gnom mówił, że kobold i tak nie przejdzie...

Joseph tylko zawiesił głos, i obejrzał się przez ramie na gnoma i jego "brata".
 
Ewendur
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 341
Rejestracja: śr maja 31, 2006 10:13 pm

czw gru 23, 2004 3:57 pm

Bortok

Koboldowi bardzo nie podobała się perspektywa spędzenia całego życia w klatce u jakiegoś świrniętego gnoma. Począł on szybko szukać wzrokiem jakiegoś miejsca w które mógłby szybko uskoczyć i uciec w ciemny las... nie wierzył on w lojalność swych towarzyszy ani w czystość zamiarów gnoma. Zdawało się ,iż być zdany tylko na siebie. Wiedział też dobrze ,iż najlepiej dla niego jest nic nie mówić a w razie niekorzystnej decyzji czmychnąć w las. Tam nikt by go nie znalazł... przynajmniej tak się mu wydawało. Na wszelki wypadek trzymał on łapę na rękojeści swego miecz aby za nic nie dać się schwytać podstępnym zwyrodnialcom...
 
Awatar użytkownika
joseph__
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 361
Rejestracja: czw mar 25, 2004 3:45 pm

czw gru 23, 2004 3:59 pm

Sandor

Sandor słuchał uważnie dysputy na temat płacenia myta za przekraczanie mostów które leżą na dnie rzeki i tak sobie myślał, że już czas zabrać głos Mości gnomi skoro posiadasz akt własności to my tu nie będziem dyskutowali należy ci się zapłata, co do tego niema dwóch zdań. A że my biedni jak myszy kościelne to sądze że kobold zostanie wraz z tobą, na nic on nam nie potrzebny a skoro ty stawiasz taką propozycję to ja się na to zgadzam. Stanął obok towarzyszy patrząc wymownie No i jak panowie jak dla mnie oferta jest pierwszej wody, tylko korzystać, nie jęczcie tylko że to barbarzyńskie, bo ten tu zabić nas może na pierwszym postoju, strach przy nim zasnąc będzie, a ja pilnowac go nie mam ochoty Czekał na reakcję towarzyszy, uważał że jedyną droga jest oddanie kobolda, nie miał ochoty walczyć z wielkoludem.
 
Gorlatan
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 348
Rejestracja: pt paź 22, 2004 9:16 pm

czw gru 23, 2004 5:37 pm

Tormund

Pojawienie siê gnoma zaskoczy³o go. Gotów by³ stawiæ czo³a Trolowi i nawet zgin±æ w boju. Wszak by³by to koniec udrêki. S³owa ma³ego "wyspiarza" zdziwi³y go i zaskoczy³y. Jak równie¿ postawa kompanów. Gdy za¶ pojawi³ siê brat bli¼niak wiedzia³, ¿e lekko nie bêdzie. Szaroskóre monstrum przera¿a³o swoj± potêg± lecz ... nie jego. Nie czu³ strachu i wcale nie by³ pewien swej przegranej w boju z tym bydlêciem. Ale po co walczyæ. Popatrzy³ na El Morphe a widz±c jedynie milcz±ce przyzwolenie by³ ju¿ pewien jak winien post±piæ.

- Prawisz mo¶ci Sowizdrzale m±drze. Walka by³aby zgub± zarówno dla nas jak i dla was. Za³ó¿my, ¿e nawet Kyal wygra. Nie pójdzie mu to jednak lekko i nie s±dzê by gotów by³ do kolejnego boju a ten juz blisko. Jama pad³a. Orki zajê³y dawne krasnoludzkie siedliszcze i lada chwila przyjd± i tu. I to, wierzaj mi, w znacznej ¶wicie. Co zrobisz wówczas mo¶ci gnomie, jesli Kyal ranion bêdzie? Moi kompanioni odst±pili kobolda bo to kanalia, ale i ... towarzysz. Marudzi, mlaszcze przy jedzeniu ale co tam. Takim go bogowie stworzyli. Samego mnie nie dalej jak dzi¶ nerwy ponios³y i ju¿em mia³ mu ³omot spuszczaæ, kiedym siê opamiêta³. Jedna rzecz to marudziæ a druga druha sprzedaæ. Jam nie z takich. Tedy, tak ci rzeknê mo¶ci Sowidrzale. Dobrze ci z oczu patrzy, Kyal te¿ na wiernego przyjaciela wygl±da i choæ nie jedna matka was wyda³a nie dziwiê siê ¿e zwiesz go bratem. Przyja¼ñ jest jak braterstwo. Znam ja zadawnione Gnomów z Koboldami wa¶nie z opowie¶ci. Ten tam na ³odzi jednak, Bortok, zbieg³ od swoich bo mu siê zdali paskudni. Sam nie jest wiele lepszy, lecz trochê jest. I szuka swego miejsca w ¶wiecie. Niechaj go. Mo¿em ci drwa nar±baæ, upolowaæ jak± zwierzynê alibo inksz± prac± za przepust siê odwdziêczyæ. Gwa³ciæ wtych wydumanych praw te¿ pewnie nie bêdziem bo my nie z takich. Ale wiedz równie¿, ¿e ja, Tormund M³ot, druha w potrzebie nie odst±piê. Wiem, ¿e tak siê nie godzi. Rozwa¿ wiêc. Mo¿e lepiej po dobroci...

Mimo spokojnych s³ów krasnolud ca³y kipia³ z gniewu. Wiedzia³, ¿e tylko gniew i furia dodadz± mu si³ na tyle, by móg³ mieæ choæ krztynê nadziei na równ± walkê. "No Trol to to nie jest" pomy¶la³. To by³o co¶ znacznie wiêkszego i gorszego.

.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

czw gru 23, 2004 9:19 pm

Gnom zastanawiał się dłuższą chwilę. Jego ciemnoskóre czoło zmarszczyło się po czym nagle wpadł na jakiś wspaniały pomysł bo wyraźnie się rozchmurzył. Skinał na Kyala a ten podszedł doń jak pies przywołany przez Pana. Róznica dzielącego ich wzrostu była niemożebna. Gnom był niewiele większy od szponiastej łapy stwora, który idąc wywoływał drżenie podłoża. Gnom zaś wsparł sie pod boki ipewnie spojrzał na krasnoluda.

- Wierzę ci krasnoludzie, że bronić będziesz druha. I niecham go, skoro tak za nim przemawiasz. Chcę mieć jednak pewność, że to co mówisz jest prawdą. Niechaj tedy ten tam kobold Bortokiem przez cię zwany, podejdzie tu i złoży uroczystą przysięgę zaklinając się na duchy przodków i przeklinając w razie kłamstwa swe potomstwo, że wyrzeka się swego boga Kurtumlaka, tak go chyba zwą te stwory, że wyrzeka się swej plugawej rasy i chce żyć w pokoju z innymi. Niechaj przysięgnie, że będzie twoim przyjacielem, skoro ty tak go zowiesz. Dodam tylko, że miejsce to jest wielką magią uświęcone. Przez to rownież runął ów potężny most, lecz to inna historia. Niechaj więc tu przysięgnie na swe potomstwo i duchy przodków i niechaj wie, że krzywoprzysięzcy w tej właśnie dolince straszliwą ponoszą karę. Kyal coś by wam o tym powiedział, prawda Kyalu? - Gnom zapytał przewrotnie nie spuszczając z oczu Bortoka a Kyal ryknął w prawdziwym bólu aż zadrżały drzewa.

El Morphe zerknał na kobolda po czym spytał w ciszy jaka zapanowała - No Bortoku, czekamy? Wóz albo przewóz jak to mówią.
 
Ewendur
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 341
Rejestracja: śr maja 31, 2006 10:13 pm

czw gru 23, 2004 10:14 pm

Bortok

Z każdym słowem wypowiadanym przez gnoma w koboldzie rósł gniew. Szczerze nienawidził on wszystkich plugawych stworzeń jakimi bez wątpienia były gnomy a tym bardziej ich boga przeklętego na wieki Garla Świetlistozłotego. Jeszcze raz rozejrzał się na boki szukając miejsca do ucieczki. Jednak wtedy zrodził się w jego głowie plan… kolejny bardzo chytry plan.

Kurtulmaku… wybacz Bortokowi swemu wiernemu słudze te kłamstwo ,lecz pilnie on słuchał twych nauk. Ten fortel ma na celu tylko i wyłącznie wywarcie na twoich Pani i moich wrogach zemsty. Bortok zawsze będzie cię czcił i nienawidził tego plugawego Garla! Tak, będzie Cię czcił Panie!

Skończywszy pośpieszną rozmowę w myślach prowadzoną z samym sobą wstał dumnie po czym przemówił głosem spokojnym aczkolwiek pełnym gniewu…

Chcesz gnomiku aby Bortok przyssiągł ,że nie będzie wierzył w sssswego boga?! Tak zatem… Bortok przeklina Kurtulmaka ,lecz nie podejdzie do ciebie w obawie o ssswe jakże cenne życie. Tak! Nie podejdzie , Bortok nie wie czy ty nie kłamiesz! Nie można tobie ufać… wiedz gnomiku ,iż Bortok robi to tylko ze względu na dobro ssswych towarzyszy.. tak! Tylko aby nie polała sssię żadna krew i aby nikt nie cierpiał. Bortok wyrzeka sssię ssswego boga. Tak!

Skończywszy kobold usiadł na rufie w każdej chwili będąc gotowym do skoku ,skoku i ucieczki…
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

pt gru 24, 2004 12:06 am

El Morphe wzniósł oczy ku niebu jakby wzywał je na świadka. Nie wiada było jedynie, czy chodzi mu o swiadectwo łajdactwa czy może prawdziwego objawienia Bortoka. Gnom milczał skonsternowany a Kyal ruszył ku łodzi. Serce Bortoka na dłuższą chwilę zatrzymało się a w ustach poczół suchość. Ogromny niczym góra Kyal zawisł nad łodzią i drżącym w niej koboldem niczym miecz katowski. Nawet Tormund poczuł drżenie kolan, choć nigdy przed nikim by się do nie przyznał.

Kyal minął El Morphe, minał Bortoka i zagłębił się powoli w nurt rzeki. Jeszcze czas jakiś widać go było jak prze przez wodę aż wylazł po drugiej stronie rzeki i wspiął się na zalesione zbocze. Po chwili tylko kiwające się drzewa świadczyły o tym, gdzie się znajduje.

Gnom klasnął w dłonie i wyraźnie zadowolony podszedł do was i wyciągnął dłoń na powitanie.

- Ciszę się, że doszliśmy do porozumienia. Od razu widziałem, że wam dobrze z oczu patrzy. Zapraszam do mego ogniska. Tam właśnie rybki się wędzą co to ich Kyal nałowił. Jest tego trochę, tedy każdemu starczy. Proszę, proszę. Nigdy bym nie przypuścił, że Kyal tak szybko wam odpuści - po tych słowach zdaliście sobie sprawę, że nie do końca wiadomo, który z nich wodzi prym. Gnom już lazł i po chwili marszu ku środkowi wyspy ukazała wam się polanka pośród łozin i tataraków. Polanka na ktorej stała lepianka kryta gałęziami. Przed nią na niewielkim ruszcie nad ogniem wędziło się kilkanaście różnych ryb począwszy od pstrągów a skończywszy na płociach. Gnom zaprosił was do ogniska szerokim gestem dłoni i słowy - Czem chata bogata. Prosiam. Czujcie się jak u siebie. Myślę też, że jak dacie mi i Kyalowi dwa lwy to popłyniecie dalej. No ale teraz nie gadajmy o interesach. Mam do was prośbę. My tu z Kyalem niczym na wygnaniu ni widu ni słychu. Opowiedzcież nam co tam w szerokim świecie słychać. Co w Gniewie? Wojna się już skończyła? Powiedzcie, proszę... - w tej dopiero chwili zdaliście sobie sprawę z jego położenia. Mieszkał tu, na granicy cywilizacji i nie wiedział nic o bożym świecie. Poczuliście nawet odrobinę współczucia dla niego. To współczucie i jeszcze pachnące i smakujące cudownie ryby sprawiły, że rozwiązały wam się języki. To i jeszcze okowita wyjęta z lepianki przez Sowizdrzała.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------


Jako, że na Święta zawieszam sesję, proszę BG o snucie opowieści ze świata Bissel lub milczenie i mlaskanie, wedle uznania. Sam zaś życzę wszystkim zdrowych i spokojnych Świąt i zapraszam do gry w poniedziałek. B.
 
Gorlatan
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 348
Rejestracja: pt paź 22, 2004 9:16 pm

pt gru 24, 2004 9:32 am

Tormund

Krasnolud usiad³ wpierw ostro¿nie, nie pewny czy nie wychenie sk±d¶ Kyal. Dopiero gdy zjad³ rybê i napi³ siê nieco okowity serwowanej przez Gnoma nieco siê rozlu¼ni³. Nie od³o¿y³ jednak zbyt daleko od siebie swego topora. Wyj±³ jednak z sakwy fajkê i zapali³ j± czêstuj±c równie¿ wszystkich chêtnych swoim fajkowym zielem. Nie poskomi³ równie¿ gospodarzowi. Zapaliwszy fajkê zaci±gn±³ siê g³êboko i ozwa³ siê swoim niskim g³osem.

- Ano wojna to akurat ju¿ siê skoñczy³a mo¶ci Sowizdrzale. Wolne ju¿ Bissel. Tyle ¿e teraz Trubuna³ i panowie Stra¿nicy swoje ja¿mo narzucili na tê krainê. Nikt ju¿ s³owem nie rzuci pochopnym w obawie ¿e go który ze szpicli us³yszy i doniesie gdzie trzeba. A musisz wiedzieæ mo¶ci Gnomie, ¿e teraz ³atwiej na szafot ni¼li za bakluñskiego po¿±dku. Jak ¿em rzek³, s³owem nieopatrznie starczy rzuciæ. Ale nie o tym chcia³em gadaæ. Wiesz o tym ¿e Jama pad³a? Twoje to strony to przestrzec chcia³em. I to nie Orkowie jej kres przynie¶li a Stra¿nicy w³a¶nie. Teraz za¶ zalêgli siê tam Orkowie i lada dzieñ w dó³ rusz± alibo na Ainor alibo na Dorion. Tedy zwa¿aæ musicie bo jak to mawiaj± "I rycar pupa jak przeciwników kupa" No a tych tam sporo by³o. My¶my w Jamie wyj¶æ szukali na Thornward coby im ¿arcie jakie sprowadziæ a wychodzim i co widzim? Knechtów i wojaków Stra¿y. W jeniectwo nas wziêli ale¶my zbiegli. Na czas bo Orkowie mo¿e ich ju¿ ogarnêli. Takie czasy...

Krasnolud zaci±gn±³ siê i przymkn±³ oczy s³uchaj±c opowie¶ci reszty kompanionów. Wiedzia³, ¿e chyba mo¿e nieco odpocz±æ. Okowita pe³ny brzuch i fajka by³y w tej chwilipe³ni± jego szczê¶cia. No mo¿e ma³a bitka by siê zda³a, ale nigdy nie ma siê wszystkiego czego by siê pragnê³o.


.

Zrowych i radosnych ¦wi±t wszystkim !!!!

.
 
Blaise
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 753
Rejestracja: wt wrz 23, 2003 8:39 am

pt gru 24, 2004 7:19 pm

Blaise

Blaise siedzia³ zamy¶lony pykaj±c swoj± fajkê. Ukradkiem spogl±da³ na Tormunda rozprawiaj±cego o powojennych zdarzeniach. Prostolinijny, zdawa³oby siê, krasnolud by³ w rzeczywisto¶ci pe³nym sprzeczno¶ci i tajemniczym krasnoludem. Blaise nie lubi³, kiedy kto¶ co¶ ukrywa³ i nie lubi³ kiedy mimo jego starañ nie udawa³o mu siê rozgry¼æ skrywanych tajemnic. Wyczekawszy chwili, gdy uwaga zebranych skupiona by³a na kim¶ innym, cicho odszed³ od ogniska i dyskretnie da³ krasnoludowi znak by poszed³ za nim.
- Nie rozumiem Ciê stary. - wypali³, gdy tylko wystarczaj±co oddalili siê od ogniska - Czasami jak na Ciê spoj¿eæ to wydaje siê, ¿e¶ z o³tarza zszed³, aby paladynom za przyk³ad s³u¿yæ. Bronisz przed niesprawiedliwo¶ci± nawet tych którzy wedle wszelkich prawide³ sukinsynami s± i sukinsyñstwem a¿, ¿e tak powiem, na odleg³o¶æ ¶mierdz±. Za to wchodzisz do karczmy, widzisz bogu ducha winnego rycerzyka i ju¿ mu zaczynasz na pohybel liczyæ, nie czekaj±c nawet a¿ siê biedaczyna przedstawi. Tote¿ zapytujê siê Ciebie z kim jeszcze masz na pieñku, ¿ebym móg³ z daleka ostrzegaæ biedaków coby Ci siê pod topór nie nawinêli. Chyba, ¿e powiesz mi co na tym pieñku stoi, ¿ebym sobie te¿ móg³ z czystym sumieniem posiekaæ sukinsynów. - skrzy¿owa³ ramiona na piersi i wlepi³ swe chorobliwe blade oczy w krasnoluda w sposób który jednoznacznie mówi³, ¿e tropiciel nie zamierza daæ siê sp³awiæ, bez uciekania siê do rêkoczynów.


Weso³cyh ¶wi±t i szczê¶liwego nowego roku!
 
Gorlatan
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 348
Rejestracja: pt paź 22, 2004 9:16 pm

ndz gru 26, 2004 12:34 am

Tormund

Krasnolud milcza³ d³ugo wpatryj±c siê w z³ote p³omienie ogniska. Wiedzia³, ¿e prêdzej czy pó¼niej ta chwila nast±pi. Ludzie tak wiele rzeczy lubili wiedzieæ. I wtykali nos w nie swoje sprawy. Zawsze. Czu³ rosn±cy w nim na tego cz³eczynê. "Jak on ¶mie mnie oceniaæ?! Jak ¶mie pytaæ?!" pomy¶la³. Gdyby pyta³ go kto¶ inny pewnie le¿a³ by ju¿ z w³asnym ³bem na kolanach. Wiedzia³ jednak, ¿e raz jeden powinien odpowiedzieæ. Nabra³ wiêc powietrza w p³uca i odpowiedzia³:

- Pos³uchaj mnie cz³eczyno, bo wiêcej tego nie bêdê opowiada³. Nigdy i nikomu. Mówisz ¿em praw i masz w tym racjê. Ojciec mój nauczy³ mnie jak ¿yæ by spojrzeæ ka¿demu w oczy. Jednak wy, ludzie nic o tym nie wiecie. ¯yjecie wedle z³ych praw i na ich stra¿y stawiacie kanalie. I tak ca³a wasza rasa plugawie ¿yje i plugawie zdycha. Najgorszym za¶ jest to, ¿e innym ka¿ecie ¿yæ wedle waszych obyczajów - krasnolud mówi³ wyra¼nie wzburzony, niektóre s³owa cedz±c jadowicie inne za¶ niemal wykrzykuj±c - Mia³em ja rodzinê w Gniewie. ¯ylim wedle naszych praw i obyczajów po¶ród krasnoludów jako i ja, nie ³ami±c jednak ¿adnego z ludzkich po¿±dków. Gdy nasta³a wojna ¿aden z nas za orê¿ nie chwyci³ i nie wojowa³ po ¿adnej ze stron. Wolny Ainor nie dla nas by³. ¯yj±c w¶ród was, ludzi, nauczylim siê jednego - my, nieludzie zawsze bêdziem dla was czym¶ gorszym. Nasta³y czasy baklunów. Brali od nas wszystko co ojciec mój i moi bracia zrobili. Wszak zbrojmistrz krasnoludzki zawsze by³ w cenie. Tyle, ¿e oni jeno brali, bo o p³aceniu nikt nie my¶la³. Ale jako¶ my prze¿yli i tê plagê. Na arenê trafi³em i tam dziêki swym umiejêtno¶ciom i s³awê zyzka³em a przede wszystkim godziwy zarobek, dziêki któremu nie musielim na ¿ebry chadzaæ. W tym czasie za¶ napatrzy³em siê na takich jako ten Stra¿nik w przystani czy Avilah pod Jam±. Jednacy oni zawsze prawili o prawo¶ci i boskim po¿±dku. Jeno kêdy siê obejrzeli z³o czynili podle mnie. Nie mnie ich wówczas by³o jednak oceniaæ. Kiedy baklunów przegnano nowe porz±dki przysz³y a wraz z nim sprzedawczyki Trybuna³u i Stra¿nicy. Ca³y mój ród co to mieszka³ on w Gniewie, w pêta poszed³, ¿e to niby kolaborowa³ z baklunami. Kolaborowa³! ¯yæ chcia³ i tyle. Trafi³o sie, ¿e jeden z namiestników Trybuna³u zna³ mego pryncypa³a. Uda³o siê przemówiæ mu przez sakiewkê do rozumu. Doszlim do tego, ¿e ja mia³em co¶ dlañ uczyniæ a on mia³ uwolniæ moich bliskich. S³owo da³ jako i ja. Tyle, ¿e on dwa dni pó¼niej, nie czekaj±c na mój powrót, skaza³ ca³y mój ród. Publiczna egzekucja, jakich ostatnio Gniew wiele widzia³, ¶ci±gnê³a ponoæ t³umy. Wszak nieludzi wieszano. Najm³odszego, Hufghura...- krasnoludowi g³os za³ama³ siê a po ciemnych policzkach sp³ynê³y powoli dwie ³zy srebrz±c sw± ¶cie¿kê na pobru¿d¿onej twarzy. Wreszcie przemóg³ siê i kontynu³owa³ - powiesili na koñcu. Patrza³ wpierw jak mu dziada, wójów, ciotki, kuzynów i macie¿ wieszaj±. Ojca nie, bo ojciec jego wtedy po lochach b³±dzi³ ufaj±c s³owu stra¿nika praw, namiestnika Trybuna³u. Tedy kiedy jego ojciec us³ysza³ o losie swojej rozdziny, poprzysi±g³ pom¶ciæ j± na ka¿dym Stra¿niczym ³bie, na ka¿dej gli¼dzie Trybuna³u. I przysiêgi dotrzyma... - krasnolud nie móg³ ju¿ mówiæ. Prze³yka³ cicho ¶lin± próbuj±c opanowaæ p³acz. Na pró¿no.


.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

ndz gru 26, 2004 5:29 pm

Sesję uważam za odwieszoną i zapraszam do pisania.

-----------------------------------------------------------------------------------------

Gnom podszedł do krasnoluda i bez słowa podał mu flaszę z okowitą, którą tamtan bez słowa przyjął i jednym haustem oróżnił. Słowa krasnoluda wszystkich was nieco zmroziły. Pomimo prostych słów użytych przez mówcę słychac w nich było tak wiele cierpienia.

Gdzieś w oddali dało się słyszeć wycie, które na tle ciemnego nieba było jeszcze bardziej przeszywające. Odpowiedziało mu inne, nieco bliższe. Gnom niepotrzebnie, by zabić ciszę, powiedział to co wiedzieliście wszyscy.

- Wilki.
 
Awatar użytkownika
joseph__
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 361
Rejestracja: czw mar 25, 2004 3:45 pm

ndz gru 26, 2004 7:34 pm

Sandor

Siedział cicho słuchając opowieści krasnoluda, czuł, że nie powinien nic mówić bo i nie wiedział co można powiedzieć komus kto stracił całą rodzinę. Milczenie wszystkich przerwało wycie. Sandor poderwał się na nogi i dobył miecza rozglądał się wokoło, ale nic narazie nie widział.
Niech to cholera weźmie chwili spokoju. - zaklął pod nosem. Porwał za płonącą żagiew rozglądał się szybko wokół...
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

ndz gru 26, 2004 8:12 pm

Wycie powtórzyło się znów, jakby nieco dalej. I z drugiej strony. Śmiało można było przyjąć, że wilki się nawołują. Lub wyją do pięknie lśniącego, bladego księżyca, który wisiał na niebie pomiędzy srebrzystymi gwiazdami. Gnom spokojnie dołożył do ogniska z kupy chrustu leżącej pod lepianką i ułożył się wygodnie na derce wyciągając nogi do ognia.

- Nie frasujcie się panie wojak. Toż to wilki do księżyca wyją. Nie zima by się byle wilków bojać. Zresztą do ognia to one nie takie prędkie w podchodach. Tak więc starczy by ognia strzec. No i jeszcze musiały by rzekę wpław pokonać. Tak więc można spocząć i do snu się ułożyć. Byle ognia pilnować.



Blaise, Tolberti:

Może i gnom znał się na zwyczajach wilków, lecz wycie, które słyszeliście różniło się nico od znanego wam, wilczego. Jak jednak i czym trudno było powiedzieć. Ale było inne.
 
Blaise
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 753
Rejestracja: wt wrz 23, 2003 8:39 am

ndz gru 26, 2004 8:39 pm

Blaise

Blaise nie za bardzo wiedzia³ co powiedzieæ, to by³a jedna z tych chwil w której nie powinno sie ¿artowaæ, a powa¿ne mowy nigdy mu nie wychodzi³y. Bola³o go trochê to, ¿e krasnolud przyrówna³ go do tych wszystkich ludzi którzy skazali jego rodzinê. Jego, który po¶wiêci³ swoje ¿ycie burzeniu tego dziwnego, krêpuj±cego porz±dku, który ludzie zwykli nazywaæ prawem.
- Wybacz Muniek... - wyszepta³, poczym uniós³ wzrok na krasnoluda - Nie powinienem by³ pytaæ... Ale obietnicy któr± Ci z³o¿y³em dotrzymaæ zamierzam. Wiedz, ¿e¶ mi druhem i przyjacielem, a skoro tak to i twa rodzina obojêtna mi nie jest.... - Przerwa³, s³ysz±c ponowne wycie i zdaj±c sobie sprawê, ¿e takie ca³kowicie wilcze to ono nie jest. Wsta³ z miejsca, a nocn± ciszê zak³óci³ ¶piew stali. - Mów co chcesz gnomi, ale je¶li to jest wilk to ja jestem Twoim zaginionym bli¼niakiem. Mo¿na siê na brzeg dostaæ w bród? - spyta³ spogl±daj±c na gnoma.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

ndz gru 26, 2004 9:03 pm

Gnom spojrzał zaskoczony na Blaise i przez chwilę zastanawiał się co powiedzieć. Wreszcie odparł:

- No można, tyle że trza mieć wzrost Kyala. Nie słyszałem o wilku co by tyle miał w kłębie. Poza tym jak Kyal jest w lesie nic tu nie podejdzie. One go czują i unikają. Drapieżniki, znaczy się.

Mogła to być prawda bo wycie długo się nie pojawiło a kiedy już nastąpiło było bardzo odległe.
 
Gorlatan
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 348
Rejestracja: pt paź 22, 2004 9:16 pm

ndz gru 26, 2004 9:16 pm

Tormund

Krasnolud resztê wieczoru milcza³. Siedzia³ zapatrzony w ogieñ pe³gaj±cy na ognisku i tylko od czasu do czasu przeciera³ kciukiem ostrze topora znacz±c je ¶wie¿± czerwieni±. Mo¿na by powiedzieæ, ¿e niemal zastyg³ niczym jaki obelisk. Mimo to uwa¿ne spojrzenie Blaise dostrzeg³o wpatrzone w niego w pewnym momencie spojrzenie krasnoluda. Spojrzenie pe³ne wdziêczno¶ci...

Wilcze wycia nie wyrwa³y go z tego transu i dopiero niepokój w g³osie Blaise sprawi³, ¿e krasnolud podniós³ wzrok znad ogniska.

- My¶lê brachu, ¿e gnom prawdê rzecze. Kyal chyba bêdzie najwiêkszym drapie¿nikiem w okolicy. Tedy spocznijmy nieco bo nie wiada co nam dzieñ jutrzejszy przyniesie. Ja spaæ i tak nie mogê tedy powartujê. ¦pijcie. Jak mnie zmo¿y to obudzê kogo.


.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

pt sty 07, 2005 10:06 am

Zmrok zapadł już dawno. Siedzieliście przy ognisku wsłuchani w trzaskające drwa i odległe wycia. Wilków?? Tormund siedział przy ognisku w bezruchu, jak jakiś posąg. Sowizdrzał już chrapał wyciągnięty na derce z nogami wyciągniętymi ku ciepłemu ognisku. Powoli ogarniała was senność. Wasz pryncypał, El Morphe, spał już szczelnie owinięty derką. Jako i wy. Wkrótce.

Trudno było określić jak wiele czasu minęło od chwili gdy ułożyliście się do snu. Na pewno zbyt mało. Pamiętaliście jak przez mgłę krótkie wzajemne warty. Teraz budził was świt szarością zbliżony do szarego dymu snującego się z dogasającego ogniska. Sowizdrzał siedział na swej derce ospale się przeciągając. Czuliście w kościach tę jesienną noc pod gołym niebem, choć z drugiej strony dawno nie czuliście się tak dobrze. Gnom jęknął przeciągając się ponownie.

- Noo nieeee, powinniście pozbyć się tego elfa. On już w łodzi na was czeka. Budzić was prosił jakby mi kto za nocleg płacił. Ehhhh, elfy...

Powoli pozbieraliście ekwipunek i ruszyliście do łodzi. El Morphe był już tam. Siedział w łodzi gryząc jakiegoś suchara. Kiwnął wam głową na powitanie i przełknąwszy powiedział.

- Musimy ruszać czem prędzej, do wodogrzmotów mamy bardzo długą drogę. Czem prędzej więc ruszajmy. Sowizdrzał - dodał wskazując głową towarzyszącego wam Gnoma, który wylazł z gęstwiny z wami - radził ruszać czem prędzej. Tedy ruszajmy. Mości Gnomie, to za gościnę! - krzyknął elf rzucając mu sakiewkę gdy usadowiliście się na łodzi. - Bywaj!! - dodał, gdy łódź odbiła. Powoli ruszyliście z prądem rzeki na spotkanie z doliną.

----------------------------------------------------------------------------------------------------

Blaise

- Czem prędzej ruszajmy... - wymamrotał Blaise przedrzeźniając Morphe'a. Nie lubił gdy ktos go budził, tak samo jak nie lubił żadnych innych rozkazów, ale co począć - z czegoś żyć trzeba. Zwinnie wskoczył na pokład i rzucił elfowi mordercze spojżenie. Łódź przechyliła się nieznacznie, jednak wystarczająco by przypomnieć tropicielowi, że łódek też nie lubił.
- A co dalej? - spytał patrząc na pozostałego na brzegu gnoma i pozdrawiając go uniesieniem ręki - Po wodogrzmotach ma się rozumieć. W lasy, czy wędrujemy brzegiem? Cholera, nie podobało mi się to nocne wycie. - rzucił podchodząc do elfa - Cokolwiek by ten gnom nie mówił to nie były wilki, a już na pewno nie zwykłe wilki... No trudno, wilkołaki wilkołakami ale ty nie dałeś nam nawet zjeść w spokoju ty kwieciolubie pieprzony - rzucił, poczym odwrócił się i rozejrzał po pokładzie w poszukiwanie czegoś do jedzenia.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tormund

Krasnolud szedł powoli, jakby jedna noc narzuciła mu na kark z kilka dziesiątków lat, przygarbiony i dziwnie smutny. Nie zwróciwszy nawet uwagi na Gnoma wlazł na łódź i siadł w tym miejscu, w którym siedział wczoraj. Na pokład u swoich stóp rzucił tobół swoich bagaży i sięgnął do kufrów łodzi wyciągając z nich prowiant otrzymany w przystani. Chleb i ser. Wgryzł się w niego jednocześnie wiosłując powoli, kierując łódź pod monstrualnych rozmiarów, kamienny most. Jego ogrom przytłaczał nawet jego, lecz jednocześnie napawał dumą. Dumą z jego braci. Łódź sunęła pod mostem powoli, dając szansę dokładnego obejrzenia potężnych filarów i resztek łuków. Ze smutkiem i nostalgią spoglądał na kamienną budowlę porośniętą bluszczami i mchami. Wiedział, że reprezentuje ona sobą wszystko to czego nie był godzien. Przysiągł sobie, że ktoś za to zapłaci.

------------------------------------------------------------------------------------------------------

Bortok

Kobold wstał przeciągając się ospale. Po czym spojrzał na słońce wznoszące się majestatycznie nad wierzchołkami gór i zrazu zmrużył swe wielkie czerwone ślepia złowrogo mamrocząc coś pod nosem. Nasunął kaptur na głowę i skierował się na skraj drewnianego pomostu na którym usiadł i jednym zamaszystym ruchem łapy oblał całą swoją koboldzią facjatę lodowatą wodą. Chwilę później zajął się on grzebaniem w swym starym plecaku a po przystani mimo świeżych bryz powietrza rozniósł się dotkliwy smród po którym nastąpiło donośne mlaskanie. Wszystko było już wtedy jasne – kobold konsumował kolejny spleśniały kawał specjalnie przygotowanego przezeń mięsiwa .Tak śmierdzących specjałów jeszcze nie uświadczyliście…

Skończywszy kobold zamruczał coś jeszcze raz ,beknął donośnie (lecz w tej sztuce nie mógł się on równać z żadnym krasnoludem) i ruszył w kierunku łodzi. Ledwo co zdąrzył dobiec do niej zanim odbiła. Już po chwili znalazł się na jej rufie leżąc wygodnie z wyciągniętymi nogami...
O dziwo był on w dobrym humorze. Co chwilę cedził coś pod nosem raz po raz śmiejąc się z czegoś szyderczo. Zdaje się ,iż zdążył już zapomnieć o wczorajszym niefortunnym incydencie ,lecz czy aby na pewno?!

------------------------------------------------------------------------------------------------------
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

pt sty 07, 2005 10:14 am

Joseph

Wsiadając na łódke popatrzył z jawnym obrzydzeniem na kobolda, zastanawiając się po raz niewiadomo który, po jaką cholere taszczą to śmierdzące stworzenie za sobą. Wyjął troche prowiantu, tyle aby zaspokoić pierwszy głód i szybko przełknął.
-Nie podoba mi się to wycie.. jak długo będziemy musieli iść od rzeki do tej osady? Noc w tym cholernym lesie nie zapowiada się dobrze...

Joseph rozejrzał się nerwowo dookoła, jakby probując jeszcze wypatrzeć źródło niedawnych odgłosów, po czym lekko się wzdrygnął. Natomiast widząc, że kobold się wygodnie rozsiadł odezwał się do niego wyszczerzając przy tym zęby:
-Nie za wygodnie ci panie Bortok? Jazda do wiosła, nie jesteś tu po to aby się lenić, jeśli mam znosić twoje towarzystwo to się do czegoś przydaj!
Patrzył groźnie na szczurka, sam miarowo poruszając wiosłem. Poważnie rozpatrywał możliwośc walnięcia Bortoka tym kawałem drewna.

------------------------------------------------------------------------------------------------------

Łódź płynęła spokojnie rozchlapując dziobem fale rzeki. Szare, skalne zbocza gór zmieniły się w porośnięte gęstym iglastym lasem pagórki. Rzeka płynęła zakolami i jedynie od czasu do czasu wymagała korygowania kursu tak by ominąć piaszczyste łachy lub głazy zzieleniale od mchu. Nigdzie też nie dostrzegliście nawet śladu cywilizacji. Żadnego domostwa, żadnej budowli czy nawet czarnego popieliska po ognisku. Nic. Jedynie zalesione wzgórza i mnogość zwierzyny. Przynajmniej jej nie zbywało.

El Morphe siedział na środku łodzi i wyraźnie zastanawiał się nad czymś. Elf beznamietnie oglądał okolicę a jego oblicze przybierało coraz bardziej surowy wygląd. Wreszcie wyraźnie rozeźlony kolejnymi pytaniami powiedział.

- Jak daleko? Nie wiem. Jedno pewne, jak do wieczora nie dotrzemy do wodogrzmotów, to czeka nas jeszcze jeden więcej nocleg w lesie, który tak bardzo wam się nie podoba. Bo od wodogrzmotów musimy ruszyć pieszo. Chcę was również ostrzec. Nie tylko my szukać będziemy tego kwiatu. Inni poszukiwacze, jeśli tylko uznają nas za rywali mogą .... stać się bardzo uciążliwi. Rok temu jedna z płynących łodzi utonęła niemal z całą załogą roztrzaskana przypadkowo przewracającym się drzewem. Tyle, że je w przypadki nie wierzę. Tak więc do wioseł.

Koło południa udało się Tolbertiemu upolować pijącego u wodopoju jelonka i teraz płynęliście świadomi tego, że kolacja będzie smakowitym kąskiem. Sam elf zajmował się w łodzi wprawnym zdjęciem skóry i przygotowaniem zwierzyny.

Powoli południe przeszło w popołudnie a te w wieczór. Osłabieni całodniowym wiosłowaniem nie byliście w stanie wykrzesać z siebie zbyt wiele sił i łódź coraz leniwiej sunęła rzeką ku słyszalnym już wodogrzmotom. Nie spieszyliście się jednak, nie chcąc nieopatrznym pośpiechem wpędzić łodzi w gardziel wodospadu. Wreszcie, kiedy wody rzeki przyspieszyły nieznacznie przybiliście o zmroku do brzegu. Sam wodospad był nie dalej niż o sto kroków.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Thorin

-Ach wreszcie.-powiedział ospale Thorin i zmiejszył tempo wiosłowania. Zmęczone mięśnie rąk mogły wreczcie odpocząć, a i sam elf mógł opatrzyć odciski na dłoniach. Pomimo tego, że był dobrym pływakiem, wiosłowanie nie sprawiało mu żadnej przyjemności, a wręcz było koszmarem, który zdawał się nie kończyć.

-I co teraz panie Morphe? Zna pan tu jakieś bezpieczne schronienie? Może pod wodospadem alibo w jakiejś jaskini moglibyśmy spokojnie odpocząć, bez obawy, że nagle jakiś pierun nas życia pozbawi. Chociaż mówiąc szczerze to nie jestem do końca przekonany o czystości tej misji, ale cóż, zapłata w kieszeni to i robota wykonana zostać powinna.

------------------------------------------------------------------------------------------------------

El Morphe zerknął na niebo powoli się ściemniające. Ciemny granat nieba rozbłyskiwał dziesiątkami gwiazd. Bliski szum wodospadu nieco tłumił jego głos, lecz i tak słyszeliście doskonale.

- Burza nam nie grozi. Myślę więc, że możemy obozować na brzegu. A od znajomości lasu mam was. Trza by chrustu nazbierać jak tu nocować mamy. I warty jakie rozstawić. Można by też zerknąc na wodospad. Sam się przejdę, lecz wolałbym by któryś z was mi towarzyszył.

Nie czekając na was ruszył brzegiem powoli w kierunku wodospadu.

------------------------------------------------------------------------------------------------------

Bortok

Podczas podróży rzeką kobold został zmuszony do wiosłowania. Musiał się z tym pogodzić mając świadomość ,iż w razie odmowy z pewnością wyląduje za burtą a przecież woda była lodowata a sam kobold nie umiał pływać. Właściwie to nigdy nie miał okazji spróbować się w tej sztuce… wiosłował on bez przekonania w jakąkolwiek tego skuteczność. Szybko się męczył a jego małe mięśnie odmawiały mu dość często posłuszeństwa. Dochodziło do tego jeszcze słońce. Odwieczny wróg stworzeń jemu podobnych. Mimo kaptura dotkliwie raziło ono kobolda…

Po paru godzinach podróży kobold wraz z resztą towarzyszy zszedł pospiesznie z łodzi czując prawdziwą ulgę… nie był już zadowolony jak rano ,lecz zdenerwowany i zmęczony. Przez cały niemalże czas mruczał coś pod nosem ,jednak ku jego radości nareszcie nadchodziło wybawienie od wszędobylskiego słońca – noc. Stanął on lekko przygarbiony nieopodal rozłożystego sędziwego dębu i rozejrzał się wokoło. Las! Znajdowali się w lesie. Setki niebezpieczeństw czaiło się na każdym jak się zdawało kroku. To niepokoiło kobolda ,jednak nadchodząca ciemność dawała mu pewne poczucie bezpieczeństwa. Kobold musiał rychło zregenerować swe siły przed nocą z nieznajomym zleceniodawcą. Wydawał się on być bardzo podejrzany. Przecież spotkali go w przystani na środku niemalże pustkowia… i jeszcze te orki. Mimo wielu godzin ucieczki zdawały się być tak blisko. Nie zważając na dobre maniery kobold wyrwał szybkim ruchem kawał zwierzyny oprawionej uprzednio przez elfa… począł ją jeść a część schował do plecaka ,w końcu nie wiadomo ile dni przyjdzie im tu spędzić. Gdy pożerał kącikami ust spływała mu gęsta posoka świeżo ubitego jelonka. Nie zamierzał nigdzie iść razem z elfem a tej nocy nie planował spania… coś dziwnego wisiało w powietrzu…

------------------------------------------------------------------------------------------------------

Joseph

Łotrzyk wyskoczył zwinnie z łódki i z kwaśną miną spojrzał na elfa.
-Gówno nam da znajomość lasu jak nie będziemy wiedzieli gdzie iść, jeśli ty tego nie wiesz oczywiście. Ja pójde po chrust, niech ktoś zajmie się tym paniczkiem, który nie wie w co się pakuje, ja nie mam na niego siły...

Ostatnie słowa wypowiedział na tyle cicho, żeby tylko reszta towarzyszy słyszała, sam natomiast zagłębił się nieco w las zbierając wszystkie patyki które mógł tu znaleźć. Jednocześnie był czujny, zbliżał się przecież wieczór, a teraz był bezpośrednio wystawiony na sprawców owego wycia z zeszłej nocy. Gdy zebrał już wystarczająco drewna do rozpalenia ognia wrócił do łodki, po czym przygotował miejsce do palenia, ustawił chrust i rozkrzesał ogień.

-Trzeba nazbierać na tyle dużo drewna, aby ogień palił się cała noc, nie wiem jak wy ale ja mam nadzieje, że te stworzenia boją się ognia a jeśli... znaczy poprzestańmy na tym, że one boją się tego ognia...

Uśmiechnął się krzywo, po czy ruszył w las zbierając chrust, jednak nie oddalając się zbyt daleko od obozowiska.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tolberti

Elf po przybiciu do brzegu wyskoczył zwinnie z łodzi i usadowił się wygodnie pośród towarzyszy, lecz gdy usłyszał słowa elfa coś w nim pękło i nie wytrzymał.Wstał, podszedł do elfa i powiedział spokojnie lecz głośno:

Czy ja się nie przesłyszałem?!Nie dość że podczas gdy nam oferowałeś to zadanie nie podzieliłeś się "kilkoma szczegółami" takimi jak to że mostu pilnuje pieprzony olbrzym i to że w lesie czają sie wilki. To jeszcze każesz NAM szukać drogi przez las do twojego pieprzonego kwiatu i mamy się za tobą włóczyć ryzykując swoje życie po to żebyś ty, który znajdzie kwiat miał szczęście?!Czy ty choćby ciut nie przesadzasz? Czy to był jakiś żart?Zakładałem że tobie chodziło o obrone przed jakimiś leśnymi zwierzątkami których sie boisz ale nie myślałem że ktoś taki jak ty może aż tak kręcić!Niestety zapłatę przyjąłem lecz niebędę się za tobą włóczył gdzie ci się żywnie spodoba i będę cię tylko bronił tak jak było w naszej umowie. A że jestem na tyle dobry to pozwole ci jeść to co upoluje i nie wymagaj odemnie żebym spełniał twoje widzimisię ROZUMIESZ?!

Po czym trochę się uspokoił, usiadł i dokończył jedzenie jak gdyby nic się nie stało.
Co się tak gapicie? powiedział do towarzyszy i zabrał się za przygotowywanie ekwipunku na wszelki wypadek.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

pt sty 07, 2005 10:25 am

Tormund

Krasnolud po zejściu na ląd szybko wdział zbroję i przymocował pozostałe części swego ekwipunku. Tak przygotowany ruszył śladem El Morphe uważnie obserwując okolicę. Idąc zwrócił się do elfa

- Panie elfie. Moi druhowie rację mają. Dużo nieścisłości w twej historii, tedy chętnie posłuchamy o tym co nas czeka w ciągu najbliższych dni, jak tylko wrócimy do ogniska. A i jeszcze jedno. Nie przeszkadzało wam, żem ubił Strażnika na miejscu i myślę że wiem czemu. Potrzeba wam takich jak ja. Wiedzcie jednak, że teraz powiecie nam wszystko o naszej wyprawie. Bo nie tylko Strażnik łeb stracić może...

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tormund:

El Morphe skinął jedynie lekko głową na znak że usłyszał to co mu powiedziałeś. Nie dostrzegłeś w nim jednak nawet krztyny strachu. Podeszliście niemal do samego wodospadu idąc zalesionym brzegiem wzdłuż rzeki. W panującym półmroku wodospad wyglądał mrocznie i tajemniczo, otulony w płaszcz z mglistych oparów. El Morphe patrzył nań przez dłuższą chwilę wyraźnie zachwycony prymitywnym pięknem widoku. Wreszcie odwrócił się i bez słowa ruszył z powrotem, ku ognisku. Ty zaś przez ten czas zdążyłeś dostrzec, że za wodospadem rzeka płynie wąskim jarem usianym kataraktami, głazami i szczelinami czyniąc dalszą żeglugę wyraźnie nie możliwą.


Przy ognisku:

Ognisko płonęło żwawym ogniem snużką dymu znacząc wiejsce waszego obozowiska. Jelonek wyprawiony wprawną ręką Tolbertiego piekł się skwiercząc palącym się tłuszczem i roztaczał wokół aurę rozkosznego zapachu. Czuliście niemal rozkosz na myśl o nadchodzącym posiłku. Szum wodospadu zakłócał niemal wszystkie dźwięki. Po jakimś pacieżu, gdy udało wam się zgromadzić sporo drewna na ognisko, powrócili El Morphe i Tormund wyraźnie przynosząc na ubraniach mgliste wodne opary wodospadu. Elf bez słowa siadł na jednym z głazów i przez dłuższy czas wpatrywał się w ogień. Wreszcie odezwał się w te słowa.

- Chcecie poznać całą prawdę o mojej wyprawie? Wyczytałem w starych księgach, że pośród lasów doliny Dorion mieści się święte miejsce nawiedzane przez wszechmocną opiekunkę doliny, Panią Wód. Żadkie to miejsce i niezwykle trudne do znalezienia. Jednakże ci, którym to się uda w odpowiednim czasie, odnajdą Kwiat Paproci. Kwitnie on tylko w jedną noc na cały rok. Ten zaś kto kwiat ten zerwie zyska szczęście i opiekę bogini na resztę życia. Nie każdemu ona jednak błogosławi, i bywali tacy co kwiat znaleźli a miast szczęścia spotkały ich krzywdy. Jednakże co roku mnogość jest takich, co próbę jego znalezienia czynią. I sięgają różnych metod by konkurentom rzecz utrudnić. Jesteśmy kilka dni przed pełnią. Od wodospadu do Żlebu, gdzie mieści się osada w której zawsze zaczynają się poszukiwania kwiatu, jest dzień marszu w kierunku na wschód, ku górom. Jest też gdzieś w okolicy wodospadu ścieżka, lecz skrzętnie ukyta bo mieszkańcy Żlebu nie lubią odwiedzin i cenią sobie prywatność. Myślę, że tej poszukamy jutro, bo po ciemku to raczej nam się nie uda. Co zaś się samych wilków tyczy, wszak dolina Dorion porośnięta jest przez lasy nie bez kozery nazywane Wilczymi Ostępami. Myślę więc, że nie tylko wiosłować wam przyjdzie podczas tej wyprawy. I myślę rówież, że do czasu do którego zobowiązaliście się mnie chronić, będziecie się za mną włuczyć gdzie mnie się spodoba. Płacę i wymagam. I myślę żem praw, bo ostrzegałem, że nie grupki dziatków mi trza a chłopów mężnych. Za takich was brałem. Myliłem się??


Joseph:

Podczas przemówienia elfa dostrzegłeś jakiś ruch po drugiej stronie szerokiej na ponad sto kroków rzeki. W krzakach. Wpierw myślałeś, że to jakieś zwierze. Dopiero po chwili uzmysłowiłeś sobie, że to pochylona postać. I to nie jedna. Coraz wyraźniej wyławiałeś z zapadającego mroku pochylone i przyczajone postacie orków. Nawet chwilami widziałeś błysk stali. Ilu ich było trudno było powiedzieć bo mrok gęstniał z każdą chwilą a ognisko oślepiało utrudniając obserwację. Jedno było jednak pewne. Postaci było co najmniej kilkanaście.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Joseph

Panowie... łotrzyk odezwał się prawie szeptem - Albo tu zostajemy na noc i modlimy się do bogów czy czegokolwiek innego, że przeżyjemy noc, albo ruszamy dupy z tego miejsca zanim te orki po drugiej stronie rzeki nas dopadną...

Joseph obnażył zęby w paskudnym usmiechu i potarł swoją blizne. Nie patrząc za bardzo w strone rzeki wyjął powoli miecz i przyglądał się rekacji towarzyszy.
-No, ewentualnie, możemy się przeprawić się na drugą strone rzeki i skopać im tyłki, ale myśle, że nie jest to najlepsze rozwiązanie. To jak? Pozatym te wycia... tu zwrócił się do tropicieli .. nie przypominają wam może wycia wargów? Słyszałem, że na takich stworzeniach poruszają się zieloni...

Wstał powoli i z obnażonym mieczem odszedł kawałek od ogniska, kryjąc się cały czas za drzewami. Starał się przypatrzeć orkom, nasłuchiwał też, czy po tej stronie rzeki nie czai się wróg.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Bortok

Kobold rychło zerwał się na równe nogi gorączkowo rozglądając się na boki. Od razu swym sokolim wzrokiem dostrzegł napastników stojących na drugiej stronie rzeku i zaczął mamrotać pod nosem. Tym razem głośniej niż zwykle. Jego zdenerwowanie nie pozwalało mu zachować swych myśli wyłącznie dla siebie.

Jasssna cholera! Bortok wiedział! Tak! Wiedział ,że sssię w coś wchrzanimy! Trzeba było uważać a nie jak Bortok pytał to mu groziliście ,że niby to Bortok jessst ten zły! A teraz patrzcie co macie.. bandę żądnych naszej krwi orków.

Po tej wypowiedzi nastąpiła seria już niezrozumiałych dla was zdań. Jednak każde średnio inteligentne stworzenie domyśliłoby się ,iż był to po prostu ciąg najplugawszych przekleństw znanych koboldowi... Gdy już skończył cofnął się jeszcze parę kroków od ogniska a jego ciało spowiła ciemność. Jedyne co było wtedy widoczne to płomienie ogniska odbijające się w jego czerownych ślepiach. Szybko wyciągnął swój mieczyk po czym stanął w pozycji obronnej nasłuchując wszelkich odgłosów i rozglądając się baczenie...

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tormund

Krasnolud w skupieniu słuchał opowieści elfa żując odkrojony kęs niedopieczonego mięsiwa. Słuchał bardzo uważnie, bowiem w opowieści dostrzegł cień szansy. Z drugiej jednak strony wiedział, że nic nigdy nie jest łatwe. Jedno było jednak pewne, w tej wyprawie z pewnością znajdzie nie jedno wyzwanie. Wyzwanie godne śmierci wojownika jej poszukującego. Już Kyal był takim wyzwaniem, jednak krasnolud nie mógł z nim walczyć. Czuł w nim dobroć. Nie chodziło mu o to by zginąć wysyłając na tamten świat istotę taką jak on. Chciał chwalebnej śmierci w boju. Ta wyprawa mogła zapewnić mu ją.

Na wieść o orczej pladze po drugiej stronie rzeki krasnolud spokojnie podniósł wzrok znad ogniska i spojrzał w opisanym przez Josepha kierunku. Dostrzegłszy przyczajone sylwetki wstał i sięgnął po swój topór po czym na głos powiedział.

- Noc jeszcze młoda, możem się zabawić. Myślę człeczku - zwrócił się ku Josephowi - że za mało ich na dobrą zabawę, lecz czegóż można chcieć w środku lasu? Ale starczy każdemu. - po czym podszedł na brzeg rzeki i wzniósłszy topór w wyzywającym geście ryknął na całe gardło w kierunku ukrywających się zielonoskórych - Który??!! .

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tolberti

Wiedziałem że mój pieprzony pech spowoduje kiedyś taką sytuację po prostu wiedziałem! Jeśli zginiemy to walcząc z honorem! Kto wie ile się gdzieś tam czai tych paskudnych orczych mord gotowych do skopania? Więc bądźcie wyjątkowo czujni panowie! A co do ciebie elfie to umiesz chociaż wspinać się na drzewa? Bo jeśli nie to nie nadajesz się nawet na małpę!- powiedział po czym niemal bezszelestnie wszedł na drzewo gotowy pomóc wejść na drzewo każdemu z towarzyszy, nawet temu elfowi. Przygotował łuk, strzały oraz swój miecz pozostając nadal ukryty w cieniu drzewa i czekając aż pozostali towarzysze się ukryją gotowy aby wystrzelać wszystkie bestie jakie mu się nawiną pod łuk.


Tormundzie tylko się nie wystrasz jeśli z lasu wylezie cała armia tych zielonych bezmózgich istot

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Thorin

Znowuż orkowie! Jak on nienawidził tych plugawych istot. Chętnie rozprułby flaki każdemu z nich...powoli, tak aby zadać największy ból. Po mału dochodził do siebie i zdał sobie sprawę z tego, że raczej nie mają większych szans w walce.

-Ruszajmy jak najszybciej! Jeśli te szkarady nas dogonią to krucho z nami będzie! Powinniśmy już teraz brać nogi za pas, o ile nam życie miłe!

Po błyskawicznie wypowiedzianej kwestii elf podniósł z ziemi tobołek i ruszył głębiej w las.

-Panie Morphe! Gdzież udać się mamy by do wsi dotrzeć?

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Jeszcze krzyk krasnoluda niósł się echem ponad taflą jeziora mącony jednostajnym szumem wodospadu. Obaj elfowie ledwie skryli się w mroku gdy powietrze przeciał lekki syk i w żwir brzegu, o dwie stopy od krasnoluda wbiła się strzała. Brudna, czarnopierzasta, orcza strzała. I jeszcze jedna. Po niej zaś kilkanaście kolejnych. Tormund nie zdążył nawet zciągnąć tarczy gdy w jego udzie z głośnym mlaśnięciem utkwiła jedna strzała. Syknął jedynie. Chwilę później już osłaniał się tarczą.

El Morphe rzucił się ku leśnej gęstwinie krzycząc - Chodu!!!

Rzadko się z nim zgadzaliście lecz tym razem nie wdaliście się w polemikę i szybko wycofaliście się poza zasięg widoczności z drugiego brzegu. Kolejna salwa strzał utkwiła już w pustym brzegu, posłaniach, łodzi i pieczonym jelonku

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Blaise

Miał zły humor. Zdażało się to nieczęsto, ale to był jeden z tych momentów. Może to kołosynie, może śmierdzące żarcie Fafka, może wyraz twarzy Tormunda.
Po dobiciu do brzegu, Blaise bez krępacji zajął się upolowanym przez Tolbertiego jelonkiem, wysłuchał opowieści i już miał mówić dobranoc kiedy Joseph oznajmił, że mają towarzystwo. Wytężył wzrok, żeby także zobaczyć te paskudne mordy po drugiej stronie, jednak odległość była zbyt duża jak dla jego chorych oczy i BLaise widział tylko rozmazaną zieloną plamę.
- Muniek, czy ty zawsze musisz ich wołać? - spytał z wyrzutem gdy tylko usłyszał ryk Tormunda - To niekulturalnie tak się narzucać, mógłbyś czasem poleżeć do góry brzuchem i poczekać aż sami przyjdę. - ostanie słowa mówił już w biegu, idąc za przykładem i mądrą radą Morphe'a.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

pt sty 07, 2005 10:38 am

Bortok

Zanim jeszcze pierwsza orcza strzała wylądowała na ziemi kobold już zbierał się do ucieczki chowając pośpiesznie swą broń... Na szczęście znajdował się on na tyle daleko aby bez problemu uniknąć gradu strzał lecącego w kierunku drużyny...

Mimo ,iż nie lubił elfów to tym razem przychylił się do rady jednego z nich i począł uciekać. Małe stworzenie biegło bardzo szybko. O dziwo wszelkie korzenie ,kamienie i nierówności nie stanowiły dla rozpędzonego kobolda żadnego problemu. Mknął zwinnie przez gąszcz lasu klnąc jednocześnie krasnoluda za jego przewlekłą i jak zdawało się nieuleczalną głupotę. Szybko sobie jednak przypomniał ,iż to właśnie niespecialnym zdolnościom intelektualnym krasnoluda zawdzięcza swe życie. Wtedy przestał już myśleć i całe swe siły skupił na ucieczce..

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Szybko przedzieraliście się przez leśną głuszę tak by wyjść z zasięgu orczych strzał. Nie byli wprawnymi łucznikami na szczęście, bo gdyby było inaczej już większość z was by nie żyła. Wspinając się na lekką pochyłość stoku pozostawialiście za sobą szum wodospadu. Pierwszy przedzierał się El Morphe wyraźnie chyżością nóg górujący nad wami. Zaś wasz pochód zamykali Bortok i sapiący, kulejący na ranną nogę krasnolud.

Byliście już na szczycie zalesionego wzniesienia, gdy od strony wodospadu doszło was granie rogu. Niskie, przeciągłe, niosące się echem po górach. Przypominało rycerskie nawoływania podczas łowów. I dodawało otuchy.

Gdzieś po waszej stronie rzeki odpowiedziało mu granie innego rogu. Równie przeciągłe, niskie i niosące się echem po górach. I bliskie.

------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tolberti

Odwrócił się do towarzyszy i powiedział:
Nieźle wpadliśmy, jeśli to nie są orkowie na swoich wargach w co wątpie to coż może to być ? Boje się nawet o tym myśleć. Lecz biegnąc z odwróconą głową wpadł na jakiś kamień i padł na ziemie waląc głową o jakiś korzeń. Szczęście w pechu- przez ten pechowy upadek nabawił się tylko olbrzymiego guza na głowie i cały był poobijany,jego ciężki miecz dodatkowo zwiększył siłę upadku a na dodatek jego blizna na pachwinie zaczeła niemiłosiernie piec, ale nadal żył. Czemu nikt mi nie powiedział żeby nie biegać z odwróconą głową?To wszystko wasza wina! Powiedział elf z lekkim uśmieszkiem na twarzy i ruszył obolały dalej starając się nadążać za wszystkimi.
Mam też taką nadzieje że oni jeszcze nie dosiedli swych "wierzchowców" i nie leci za nami chmara wargów która zaraz nam się rzuci do gardeł.A jeśli jednak przyleci to szybko wejdziemy na drzewa i ci którzy potrafią walczyć z daleka posprzątają łuczników i nic nam nie zrobią, no chyba że orki mają w swojej hordzie coś na miarę drwala to wtedy będzie z nami kiepsko Powiedział i lekko się uśmiechnął sam nie wiedząc jak może w takiej chwili żartować.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tormund

Krasnolud biegł co sił. Był wściekły. Nigdy jeszcze nie uciekał przed nikim i przyzwyczajeń nie miał zamiaru zmieniać, lecz zginąć od orczej strzały, to nie była śmierć godna chwały. Sapiąc z wysiłku zatrzymał się na chwilę i nie zwracając uwagi na towarzyszy, którzy odsadzili go znacznie, ułamał brzechwę strzały tuż przy udzie. Paroksyzm bólu wykrzywił jego twarz a on sam zachwiał się przez chwilę. Był świadom, że grot tkwiący w nodze musi poczekać na odpowiedniejszą porę.

Wreszcie ruszył śladem kompanów. W panującym mroku trudno mu było ich wypatrzyć, lecz wyraźnie słyszał ich odgłosy. Ruszył za nimi świadom tego, że musi być bardzo ostrożny. W lesie łatwo było zbłądzić. Granie rogu dodało mu trochę otuchy, lecz nadal był pełen rezerwy. Nie zawsze ten co grał musiał być przyjaźnie nastawiony.

------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tolberti

Elf zobaczywszy co zrobił krasnolud, przystaną na chwilę czekając na swego towarzysza gotowy pomóc mu w potrzebie. Gry Tormund zbliżył się elf dołączył do niego i powiedział:
Jeśli napadnie cię chmara orków i przyjdzie ci walczyć to pamiętaj że nie będziesz sam i zawsze możesz liczyć na moje strzały oraz ostrze mego miecza! Chociaż nie jestem w pełni sprawny fizycznie mogę ci pomóc dogonić towarzyszy i nie myśl o odmowie bo tu chodzi o twoje życie a jeśli chcesz zginąć to czemu nie całą paczką ? Przynajmniej będzie nam się raźniej umierało. Teraz ruszajmy.
Po czym pomógł krasnoludowi iść i wybierał ścieżke gdzie było najmniej przeszkód.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Bez większego trudu udało wam się wspiąć na szczyt kolejnego wzgórza. Szum wodospadu był tutaj znacznie przytłumiony, lecz nadal słyszalny. Poczekaliście na siebie wszyscy, wiedząc, że w mroku łatwo się pogubić. Gdy tylko byliście w komplecie ruszyliście przez las w dół, oddalając się z każdą chwilą od rzeki. W oddali znów zagrały rogi, lecz grały zdawało by się bliżej was. Tak jakby dochodzące od rzeki nawoływania rogu wzywało pozostałe. Oczami wyobraźni widzieliście scenę walki kilku rycerzy otoczonych przez dziesiątki orków. Dzicy zielonoskórzy miotający się na pancernych, niesionych przez ogromne rumaki, rycerzy. Odległe dźwięki wyraźnie mogły być brzekiem stali. W waszych wyobrażeniach osaczeni przez dziką hordę rycerze odcinali się swoim prześladowcom a stojący najbardziej w środku rycerz na białym rumaku dął w róg wzywając pomocy. Z daleka zaś odpowiadali mu ewentualni oswobodziciele.

El Morphe idący na przedzie wskazał coś przed wami i ukazał się wam zarys ścieżki. Trudno było powiedzieć czy była wydeptana przez ludzi czy przez idące do wodopoju zwierzęta. Jedno było jednak pewne. Wiodła w dobrym kierunku i ... była.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Joseph

Dobiegł zdyszany do ścieżki i zatrzymał się gwałtownie łapiąc oddech. Rozważał nawet padnięcie na ziemie i przespanie się, lecz niedalekie dzwięki rogów szybko wybiły mu z głowy ten pomysł. Zamiast tego krzyknął do towarzyszy:

-Najpierw cholera cały dzień machania rękami a teraz czeka nas noc przebierania nogami... no pieknie. Mam nadzieje, że nikomu nie wpadnie do głowy tak beznadziejny pomysł, jak sprawdzenie kto gra na tych rogach!

Joseph splunął, po czym ruszył w dalszą droge. Trzymał się jednak mniej więcej w środku biegnącej drużyny, jego znajomość lasu opierałą się jedynie na chodzeniu po nich w czasie dnia i to z dokładnie wytyczoną trasą podróży i celem. W takich warunkach jak te sam zgubiłby się zapewne dość szybko. Biegł jedynie starając się nie potykać i nie tracić sprzed oczu tego, który biegł przed nim.

------------------------------------------------------------------------------------------------------

Bortok

Kobold biegł nieustannie. Jednak z każdym krokiem było mu ciężej. Powieki coraz bardziej ciążyły a przed zaśnięciem ratowały go jedynie wciąż dające się słyszeć odgłosy walki za jego plecami. Ktoś właśnie toczył tam bitwę ,lecz czemu niby on miał im pomagać? Obchodziło go jedynie własne życie ,nic poza nim.... biegł więc bez wytchnięnia nie zwracając uwagi na swych znajdujących się nieopodal towarzyszy.

Nagle dobiegli do ścieżki. Była on wąska i nie wiadomo dokąd prowadząca. Jednak nie było czasu na żadne rozważania. Zrazu więc wbiegł on w nią nie zauważając komentarzy Josepha. Gdy szybko przemierzał kolejne jej metry mimo zmęcznia rozglądał się bacznie nie pozwalając aby coś umknęło jego uwadze...

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tormund

Krasnolud biegł powoli, z każdym krokiem coraz wolniej. Sapał jak miech a płuca paliły go żywym ogniem. "Długo już tak nie pociągnę" - pomyślał. Wiedział, że może być w tym ziarno prawdy. Nie oglądał się przez ramie, ale był pewien, że odgłos pościgu mu nie umknie.

- Mam dość!! W dupie mam to czy ktoś nas goni czy nie. Staję mości panowie, bo jak zaraz nie dychnę to padnę z wyczerpania.!!!

Słowa te wykrzyczał po czym zwolnił i stanął na leśnej ścieżce. Nie zważając na kompanów ciężko oddychając stał odpoczywając. W ciemności mógłby ich zgubić, zwłaszcza w lesie, tak więc miał nadzieję, że również staną.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Sapiąc coraz ciężej z wysiłku parliście naprzód leśną ścieżką. Ciężkie gałęzie drzew chyliły się nad nią czyniąc z niej w kilku miejscach prawdziwy tunel, to znów rozstępując się by ukazać błyszczące nad waszymi głowami gwiazdy. Kimkolwiek był twórca ścieżki, nie miał pojęcia o transporcie kołowym, bowiem ścieżka była cała rozsadzana przez guzowate korzenie drzew.

Wasza grupa coraz bardziej rozciągnęła się czyniąc ucieczkę podobną do wyścigu gęsi. Tak również biegliście. Pierwsze elfy, które w mroku leśnym czuły się jak u siebie w domu, później Blaise, który umiejętnością wyszukiwania najłatwiejszej drogi niczym elfom nie ustępował i tylko wzrok człeka nie pozwalał mu dorównywac im chyżością. Później reszta z zamykającym pochód kulejącym Tormundem i pomagającym mu w ucieczce Tolbertim. Odgłos walki już zupełnie zniknął wam z słyszalnych lesnych odgłosów. Podobnie jak szum wodospadu. Zostało w zasadzie jedynie wasze sapanie, klątwy krasnoluda i tupot waszych butów. Już mieliście zwolnić, by dać odpocząć strudzonym ciałom, gdy nagle ścieżka za waszymi plecami wybuchnęła gwarem. Gdzieś na jej końcu, na skraju widoczności, pojawiły się ogromne sylwetki pędzące wyraźnie w waszą stronę. Słyszeliście chrapliwe przekleństwa i jakby tętent, nie będący jednak odgłosem pędzących wierzchowców.

Czem prędzej rzuciliście do dalszej ucieczki wyciągając nogi ile się tylko dało. Nawet Tormund, który nie pamiętał chwili, kiedy by uciekał przeciwnikowi, pod wpływem impulsu rzucił się za wami. Mimo tego pościg zbliżał się wyraźnie co słyszeliście po jego coraz bliższych odgłosach. Kiedy już gotowaliście się w myślach na starcie z nie znanym napastnikiem El Morphe krzyknął "W las!!" i rzucił się w lewą stronę mknąc na złamanie karku przez gąszcz i krzewy. Pod wpływem impulsu pomknęliście za nim. Las opadał w dół zboczem wzgórza dodając wam impentu, lecz jednocześnie narażając na upadek. Nie dbając o to prtzebijaliście się przez gęstwinę nie bacząc na bijące w twarz gałęzie i korzenie podkładające wam sękate nogi.

Nagle ogarnął was spokój. Nie wiedzieć czemu? Mknęliście dalej. Pędząc przez las wypadliście na małą polankę. Polankę na środku której stał potężny posąg. Owiany pasmami mgły i porośnięty dziką różą oraz mchami i bluszczem. Duży. Wyższy od was. Stojący w dodatku na postumencie. Przedstawiał zakutego w prymitywną zbroję i okrytego płaszczem rycerza wspierającego się na wbitym w postument mieczu. Ukruszone jedno ramie niemal skrył płaszcz mchu i różanych kwiatów. Niemal. Zapach róż był w tym miejscu tak intensywny, że aż zakręciło wam się od niego w nozdrzach.

Z leśnej gęstwiny, niemal na waszych karkach, wypadła sfora ogromnych wilków, które dosiadały wielkie, uzbrojone potwory. Potężne bestie warczeniem oznajmiły swe przybycie a ich opancerzeni jeźdźcy, siedzący na siodłach niczym na rumakach bojowych, odpowiedzieli im charkotliwymi pokrzykiwaniami. To był język podobny do tego, którym mówiły Orki. To zresztą też były chyba orki, ale ciemność i ich pęd nie dały wam czasu na przyjrzenie się im dokładnie. Wsparci o posąg, bez cienia strachu, czekaliście na atak.

Jedna z bestii uniosła do ust prymitywny róg i zadęła gromko wydając zeń głośne i ponure "Tuuuuuurrrrrrruuuuuuuuuuuuutttttttuuuuuuuuuurrrruuuuuuuuuu!!!!!"

Reszta napastników, których było chyba kilkanaście, rzuciła się do wściekłego ataku, pewna że odsiecz nadejdzie.
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
  • 11

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości