Zrodzony z fantastyki

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
  • 8
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

sob gru 03, 2005 11:49 am

Turresorn Ak'Abba, wbrew przekonaniu wielu, przysiadł się do stołu i wypił proponowany przez krasnoluda kielich. Wściekłych osiłków odprawił skinieniem chudej i splamionej starczymi plamami dłoni. Mimo to Paulie usłyszał jak wściekli wspominają coś w niewybrednych słowach o poczynaniach jego matki, babki, prababki i pozostałych niewiast do kilku pokoleń wstecz. I że oni mu to przypomną. Musiało ich zaboleć.

Wielki czarodziej chwilę myślał ważąc w głowie słowa, które chce powiedzieć. W końcu poskładał ich nawet sporo. I wówczas popijając wino odezwał się w te słowa:

- Powiem tak. Kopalnie Tarn Nu Sutin leżą w głębokich górach przy trakcie na Tsurlagol i Procampur. Nie, nie przy trakcie. Ale w tamtej ich części. Tam właśnie się udać pragnę. Słyszeliście pewnikiem o przepowiedni. Wiem, że mówi o tej kopalni. Kiedyś badał je mój Mistrz i z jego opowieści wiem, że pełne są martwego plugawstwa. I skarbów. Mistrz mój za to co z ziemi wydłubał postawił swą wieżę! Ja zaś chcę czegoś innego. Interesuje mnie kilka zaledwie rzeczy w lochach prawdopodobnie leżących i skrytych. Jako, że jednak jest to wyprawa niebezpieczna, potrza mi takich co mieczem rąbią. Hrvatt de'Reigi, mój nowy przyjaciel znalazł tych trzech. Lecz wiem, że trójka może być mało. Zwłaszcza, jeśli prawdą jest, że na przełęczy Orkowie myto zbierają, hahaha .- zaśmiał się nerwowo - Tak więc, jeśli przyjmiecie moją propozycję, gwarantuję wam równy z moimi ludźmi udział w łupach. Nas jest pięciu a was sześciu. Dzielimy wszystko po równo z tym jednakże zastrzeżeniem, że ja biorę pięć rzeczy, które sam sobie wskażę. Bez pytań. Idziecie z nami? Jeśli nie, mówi się trudno. Jakoś to przeboleję. Nim dojdziem do przełęczy musim jeszcze zawinąć do wielu osad o Smoczych Wodospadach nie wspominając. Tam chętnych też najdziem. Jednak dłuższa podróż pozwoliła by nam się lepiej poznać i sobie zaufać. A zaufanie, to ważna sprawa w takich sprawach.

Uśmiechnął się i wyprężył. I czekał na odpowiedź popijając podane przez Pauliego wino.


[center:178fcd4558]---[/center:178fcd4558]
 
Khadgar
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 114
Rejestracja: sob paź 22, 2005 4:29 pm

sob gru 03, 2005 1:36 pm

Zaonor Ashenedge

Usmiechnął się lekko. Mag widać bardzo onieśmielił drużynę swoją propozycją. Teraz, kiedy wyłożył karty na stół, nie można było nie przystać na jego warunki. Chwilowe połączenie sił może przynieść tylko korzyści... Ktoś musiał się odezwać, bo inaczej drużyna wyszłaby w oczach czarodzieja na bandę niezdecydowanych tchórzy. Paulie otworzył usta pierwszy, a gdy Turresorn skończył przemowę, Ashenedge zgodził się z krasnoludem. -Wygląda na to, że wędrówka ku kopalniom zaiste niebezpieczna będzie. Jedenaście kling ma jednak większe szanse powodzenia niż gdybyśmy oddzielnie podrózowali. Warunki, które nam proponujesz zacne są i wdzięczny jestem, że jak równych nas traktujesz Ja z ochotą ruszę z tobą, magu, a myślę, że i moi kompani zgodzą się na wspólną wyprawę. Wybacz uprzedzenie, ale nauczeni ostrożności jesteśmy. Zechciej dać nam tylko nieco czasu, abyśmy odpoczynku po znojnej podrózy dopełnili. Kończąc, Zaonor spojrzał pytająco na towarzyszy, chcąc sprawdzić czy się z nim zgadzają.

Mag chciał wyglądać na wiarygodnego, inaczej nie wyjawiałby tak ochoczo dokładnej trasy podróży i jej celu. Szermierz mimo to szczerze powątpiewał w jego dobre intencje. Reszta drużyny też pewnikiem widziała w Turresornie pomoc na krótko- na tyle, na ile będie im potrzebny. `Zaufanie- dobre sobie... Powiadasz czarodzieju, że jedynie kilka rzeczy chcesz ze Sztolni zabrać. Zanjdź zatem swoje skarby, znajdź i ciesz się nimi, póki możesz...` Szermierz był pewny, że wśród potencjalnych łupów czarodzieja znajdowała się też Korona -skarb, który mógł być kluczem do przeznaczenia Zaonora. Władca Cieni z pewnością przychylnie spojrzałby na sługę, który sięgnąłby po tak łakomy kąsek.

Póki co, jak głosi dogmat- ''Uczciwość jest dla głupców, ale warto zachować jej pozory''. Szermierz z trudem powstrzymał kolejny uśmiech, myśląc o tych słowach i poszedł za przykładem towarzyszy, nalewając sobie do kubka lokalnego trunku.
 
Awatar użytkownika
joseph__
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 361
Rejestracja: czw mar 25, 2004 3:45 pm

sob gru 03, 2005 4:36 pm

Paulie Dahlberg

Paulie ważył każde usłyszane z ust maga słowo. Próbował odtworzyć w głowie wiedzę na temat Tarn Nu Sutin. Ale to co przychodziło mu na myśl, było w zasadzie, żadną wiedzą. Znał położenie owego miejsca, ale nigdy tam nie był. O kopalniach krażyły po świecie różne legendy, część z nich należało z pewnością włożyć między bajki, ale jak to mówią w każdej bajce jest ziarnko prawdy. Teraz Ak'Akbba to potwierdzał. Dużo skarbów. To chyba było najbardziej w nich zachęcające. Reszta raczej nie zachęcała do zapuszczania się pod ziemię i spacery pośród tajeminiczych potworów o których niewielu słyszało.

Paulie doszedł do wniosku, że propozycja przynajmniej teoretycznie jest uczciwa. ~~Jak się w praktyce okaże to martwić się będziemy później...~~ Niepokoiła go tylko zapowiedź podziału łupów pomiędzy nich, a pryszczatych drabów. A zwłaszcza napływ jakiegoś towarzystwa po drodze. Z doświadczenia wiedział, że na widok dużej grupy szukającej skarbów zlatywała się masa chłopstwa, żebraków i innych złodziejskich szumowin. Pocieszające jednak zdawało się to, że takie grupy dość szybko sie kurczyły w obliczu walki i przeciwności losu.

Popił jeszcze trochę piwa, coś podjadł, pogadał z towarzystwem o przysłowiowej dupie Maryni, skorzystał z wychodka. Znalazł gospodarza, któremu nakazał przygotowanie miejsca do spania, bo jak słusznie prawił Zaonor, trzeba było kapkę się kimnąć przed długą drogą, a i konie nie lada wysiłku doznały przez noc. Nim usnął zmienił opatrunek na udzie, uprzednio przemywając ranę spirytusem. Leżąc zastanawiał się czy wyciągnąć towarzyszy z błędu i powiedzieć im, że do żadnych Krawych Sztolni nie jadą, lecz w miejsce plugawe i wstrętne jak długie posiedzenie w wychodku. Z tą myślą usnął. Miał twardy i spokojny sen...
 
Awatar użytkownika
smaller
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1633
Rejestracja: śr lis 15, 2006 2:55 pm

sob gru 03, 2005 9:53 pm

Dorian

To wszystko śmiedziało mu na kilometr. I to bynajmniej nie kwiatami czy nie daj bóg pieniędzmi. Szemrane osobistości, z którymi przyszło mu współpracować obudziły w nim kilka uczuć. Żadne z nich nie było pozytywne. Z trudem powstrzymując się przed ciśnięciem wyzwisk w rozmówcę tytułującego się magiem starał się jedynie nie wyglądać na zbytnio rozjuszonego. Zerknął na człowieka, który przysiadł się do ich stołu. Naprawdę, Dorian nie mógł powstrzymać swoich uczuć. Jedynie w ostatniej chwili nadał im nieco łagodniejszą formę.
- Mam pytanie! - warknął, uderzając pięścią w stół. - Nie chciałbym być traktowany jak idiota, który robi co mu się każe gdy rzucić pod nogi kilka miedziaków! Wobec tego zapytam: co, do cholery ciężkiej, daje aż taką pewność, że to jest właściwe miejsce? Jak dla mnie interpretowanie przepowiedni wedle własnego widzimisię jest nieco chybione. Ja, na ten przykład, sądzę że jest to jedna wielka metafora. Nie zaś wyraźne miejsce... - zamilkł na chwilę. Wydawał się być niezadowolony, że aż tak dużo powiedział, jednak ciągnął wątek. - Jednakowoż wasze słowa brzmią rozsądnie, propozycja zaś uczciwie. Po odpowiedzi na moje pytanie jestem skłonny przychylić się do waszej opcji. - zamilkł, lecz bynajmniej nie skończył rozmyślać.

~ Za mało wiemy! Ten ktoś raczej nie jest tym, za kogo się podaje, lub bardzo wyolbrzymia swoją rolę. Niespodziewanie wyskakuje z pewnością, że zna odpowiednie miejsce, o którym mówi przepowiednia. Skąd ma takie wiadomości, ciekawe? Kolejna rzecz. Do takiego zadania najmuje przygodnie spotkanych w gospodzie zbrojnych. Na dodatek zgranych jak jasna cholera! Cóż, awanturnicy są znani ze swej brawury, prościej byłoby nająć jakichś najmitów. Ah, tak czy inaczej propozycja jest dobra tak długo, jak długo nie jesteśmy na straconej pozycji. A na razie nie jesteśmy, i nie zanosi się na rychłą zmianę. Tyle jest ważne.

Dorian był już zmęczony, śpiący. Nie miał siły myśleć o czymkolwiek. Zapewne dlatego prawie przyjął propozycję, którą w normalnych warunkach by wyśmiał. Przechylił od niechcenia kielich z winem, jedynie mocząc wargi. W tym momencie uświadomił sobie, że jest to zbędne. W końcu, jeśli ten facet mówił prawdę, to raczej nie otrują ich na samym wstępie. Dorian wypił. Od razu stał się jeszcze bardziej śpiący.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

ndz gru 04, 2005 9:28 am

Turresorn Ak'Abba spojrzał na was wszechwiedzącym wzrokiem kogoś, kto na przepowiedniach, rytuałach i naukach zjadł zęby a rozmawia z żakiem. Jego złe oblicze wykrzywił uśmiech pogardliwy a jego ludzie, znający widać swego pana na wskroś, zarechotali jakby już odpowiedział prawiąc jaką krotochwilę.

- Pytasz skąd pewność moja? Powiem wam wszystkim i niechaj moja odpowiedź zakończy tę dysputę i będzie przyczynkiem do zaufania, jakim pragnę was obdarzyć i jakim chcę byście wy obdarzyli mnie i moich ludzi. Otóż Mistrz mój podczas swojej wyprawy widział ją! - popatrzył na was czekając efektu. Jednak jako, że żaden z was pod stół nie spadł, nie zakrztusił się napitkiem ni nie zemdlał, niepocieszony kontynuował - Będąc w kopalniach przed laty Mistrz mój nie tylko toczył zażarte boje z ich pokracznymi mieszkańcami. Nie tylko spoglądał przez magiczne portale i nurzał się w sadzawkach mocy. Nie tylko przebierał w skarbach, których nie sposób by policzyć czy opisać. Poza bowiem tym wszystkim widział Króla Umarłych, władcę nieżycia otoczonego upiornymi sługi, który posiadał największy zasób ksiąg jaki Mistrz mój kiedykolwiek napotkał. Musiał on za życia zgłębiać je pasjami bo nawet po śmierci nie mógł pozbyć się swej pasji. Zaś kiedy Mistrz mój zakradł się do jego komnat, znalazł tam, poza księgami traktującymi o magii i demonologii, Księgę Prawd! Pradawny manuskrypt, któren sam ponoć spisuje swe stronice zapełniając je w miarę potrzeby! Tam ona właśnie jest! Księga Prawdy! Stąd wiem, że zmierzam we właściwą stronę. I dla tego tuszę, że i wy za mną podążycie! Odmowy, teraz kiedy wam już zaufałem i zdradziłem, przyjąć bym nie chciał...

Zawiesił głos wyraźnie grożąc. Jednak nikt z jego ludzi groźby nie dostrzegł, bowiem dalej smarkali w palce, ziewali i jedli podaną przez karczmarza kaszę ze skwarkami wyraźnie tracąc zainteresowanie dla opowieści, którą słyszeli po raz nie wiadomo który. Zastanawialiście się chwilę, kiedy na majdanie, przed gospodą podniósł się rejwach a chłopak służebny wybiegł z zaplecza i pognał witać przybyłych własnie gości. Zabrzęczały ostrogi, huknęły wrota pchnięte silnym ramieniem otwierając się szeroko i wpuszczając zimny powiew z zewnątrz. Do środka wkroczyło trzech dwóch młodych rycerzy zamiatając podłogę granatowymi płaszczami z naszytym symbolem księżyca srebrzystego w nowiu. Rycerze Zakonu Patronki Nocy. Młodzi. Za nimi wkroczyło do gospody czterech zbrojnych knechtów, starszych od swoich dowódców, weteranów wielu już pewnie potyczek o czym świadczyć mogły blizny i kose, złe spojrzenie zawodowców, którzy wszystkich oceniają jak potencjalnego przeciwnika. Rycerze, wiedzeni przez karczmarza, któremu pod nogi ciśnięto skiewkę brzęczącą monetą, ruszyli ku podwyższeniu i stojącemu na nim stołowi, na który już dziewczyna służebna wnosiła dzbany i kielichy. Nis spojrzeli nawet na was pozostawiając to widać swoim knechtom, którzy rozłożyli się przy schodach wiodących na podwyższenie tak, by każdy idący do ich pryncypałów musiał przejść koło nich. Znali się na swoim fachu. Na majdanie jeszcze słychać było kilka głosów, widać nie wszyscy zbrojni już dotarli do biesiadnej pomagając czeladzi oporządzić zdrożone rumaki. Wreszcie po bez mała kilku pacierzach do czterech knechtów dołączyło jeszcze dwóch. Cała szóstka wnet zaczęła biesiadę na podobieństwo swoich Panów, których na wyścigi obsługiwały karczemne dziewki.

Turresorn Ak'Abba przysiadł się do was już w momencie kiedy do gospody weszli Rycerze Patronki Nocy. Teraz zaś oczekiwał niecierpliwie waszej odpowiedzi chcąc najwidoczniej jak najszybciej ruszyć w dalszą wędrówkę. Niecierpliwił się i denerwował. I wiedział, że długo czekać nie będzie.


[center:5169271674]---[/center:5169271674]
 
CJ111
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 132
Rejestracja: śr wrz 01, 2004 10:56 am

ndz gru 04, 2005 1:14 pm

Ivellios

Wszystko by³o bardzo podejrzane. Trudno by³o uwierzyc nieznajomemu, zw³aszcza w towarzystwie takich obwiesi. Gdyby naprawdê szuka³ najemników do walki na pewno uda³by siê do bardziej znacz±cego miasta. W koñcu, czego móg³ siê spodziewaæ w takiej zapad³ej dziurze? Gdyby nie ich przypadkowe pojawienie siê karczma by³aby zupe³nie bez go¶ci, a tym bardziej bez silnych najmitów. Okolice, niemal wyludnione na pewno nie by³y odpowiednim rynkiem zbrojnych do wynajêcia. Z drugiej strony, na pewno da³o siê tu wszystko za³atwiæ bez zbêdnego rozg³osu. Ivellios rozumia³ to, gdy¿ czêsto bywa³ w opa³ach przez zbytni± gadatliwo¶æ jego towarzyszy. Opowie¶c maga nie zrobi³a na nim specjalnego wra¿enia. By³a na pewno wyolbrzymiona, nie opowiada³a ca³ej prawdy. Zreszt±, sam post±pi³by w ten sam sposób dlatego nie mia³ tego za z³e czarodziejowi. Ksiêga prawd, dobre sobie. Byc mo¿e istnia³ taki artefakt, lecz by³o w±tpliwe, czy zechcia³by siê podzieliæ swoj± wiedz± z byle ¶miertelnikiem. Albo ca³a historyjka mia³a tylko zdobyæ ich zaufanie, albo jego pan faktycznie by³ potê¿ny...

Mê¿czyzna zd±¿y³ siê ju¿ rozlu¼niæ. Wydawa³o siê, ¿e obwiesie nie zechc± ich zaatakowaæ. Czuli wyra¼ny respekt przed rozmówc± pó³elfa. Widaæ by³o ¿e s± to zbrojne osi³ki, nadaj±ce siê wy³±cznie do prymitywnej, fizycznej walki. Dopóki Ivellios mia³ siê na baczno¶ci, nie powinni stanowiæ wielkiego zagro¿enia. £atwo bêdzie ich omamiæ i wykorzystaæ do w³asnych celów. By³ pewien, ¿e je¿eli wejd± w uk³ad i zaczn± razem podró¿owaæ wcze¶niej czy pó¼niej dojdzie do konfliktu. Ivellios zamierza³ zdobyæ sam dla siebie magiê, która na pewno by³a w podziemiach i nie mia³ zamiaru oddawac obcemu najpotê¿niejszych przedmiotów, które z pewno¶ci± wybierze. W koñcu nie ryzykowa³by ¿ycia dla byle z³ota, by³y ³atwiejsze sposoby na zdobycie go. Ju¿ dawno przesta³ kra¶æ ¿eby prze¿yæ. Z³odzejstwo stawa³o siê powoli jego rozrywk±, psosobem na nudê. Od czasu do czasu udawa³o siê zwêdziæ co¶ cenniejszego, na przyk³ad mistrzowsko wykonan± kuszê, któr± mia³ przy sobie. Dobrze pamiêta³ moment, kiedy zobaczy³ j± na targowisku. Piekne rze¿bienia, mistrzowski naci±g, cudna giêtko¶æ ciêciwy, nie mo¿na by³o obok niej przej¶æ obojêtnie. Sprzedawca niestety nie chcia³ ust±pic pod namowami Ivelliosa, wiêc ten by³ zmuszony pomóc mu w podjêciu decyzji sztyletem.

Do komnaty z okropnym ha³asem wesz³a zgraja rycerzy i ich czeladzi. Ivellios zakl±³ w duchu znów sta³ siê czujny. Nie by³o zbyt korzystne nadziaæ sie na nich, niedawno dru¿yna rozbi³a oddzia³ Rycerzy Zakonu Patronki Nocy i zabi³a Wiedz±cego. Trzeba by³o szybko co¶ ustaliæ i zej¶æ im z oczu. Po co kusic los? Chyba nie dane by³o im porz±dnie odpocz±æ. Ivellios zwróci³ siê do reszty
- Uwa¿am, ze powinni¶my opu¶ciæ karczmê i porozmawiaæ o tym w mniej zat³oczonym miejscu. Uznajmy na razie ¿e przyjmujemy twoj± propozycjê. Trzeba wyruszyæ jak najszybciej...
 
Khadgar
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 114
Rejestracja: sob paź 22, 2005 4:29 pm

ndz gru 04, 2005 1:14 pm

Zaonor Ashenedge

Dysputę przerwało wejście do karczmy Rycerzy Zakonu Patonki Nocy. Cóz za ironia- Zaonor i reszta potykali się niedawno z kilkoma i z pewnością nie chcieli stawiać czoła kolejnym, zwłaszcza że grupa jaka zawitała do gospody była dość liczna i wyglądała na zaprawioną w bojach. Na szczęście zbrojni nie zainteresowali się drużyną i przystąpili do biesiady. Zaonor rozważył możliwość kradzieży wozu i dobytku wojowników, który został na zewnątrz, ale chyba lepiej nie zwracać na siebie uwagi... Zresztą- przybycie knechtów będzie można omówić z pozostałymi w pokojach, gdy nikt nie będzie im przeszkadzał. Szermierz zostawił na razie przybyłą gawiedź razem z ich ucztą i skupił swoją uwagę na zdecydowanie zbyt pompatycznej przemowie Turresorna Ak'Abby.

-I odmowy przyjmować nie będziesz musiał.- stanowczo odpowiedział na ukrytą pod słowami maga groźbę. -Mniemam, że rozwiałeś wszystkie wątpliwości moich kompanów, gdyż zaiste wiarygodne i cenne były twoje informacje.- rzekł Zaonor, spoglądając po sowich towarzyszach.
-Jeśli nikt sprzeciwu nie wyrazi, wyruszymy jak najszybciej, dnia następnego. Zostaniemy w tej wsi tylko tak długo, aby odpoczynku- którego tak nam ostatnio brakowało- zażyć. Czasu marnować nie można. Nie mam też za bardzo ochoty przebywać w towarzystwie tych czcigodnych rycerzy, którzy przed momentem tu zawitali- zakończył, ściszając głos.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

ndz gru 04, 2005 5:19 pm

Przystaliście na propozycję Turresorna Ak'Abba chociażby dla tego, by w spokoju wynieść się z biesiadnej do zapłaconej izby w której mogli byście w spokoju odpocząć bez obawy że knechci lub, co gorsza rycerze Zakonu Patronki Nocy patrzeć wam będą na ręce, przysłuchiwać się i przyglądać. Ktoś mógłby niepotrzebnie skojarzyć coś i nieszczęście gotowe. Los jednak był tego dnia przewrotny jak nigdy. Kiedy już w dużej izbie posiadającej kilkanaście łoży układaliście się do snu zzuwszy buty, zdjąwszy odzienie i odłożywszy oręż, do izby wkroczyli knechci w granatowych szatach. Błyskawicznie chwyciliście za oręż, lecz wnet wyjaśniło się, że i oni tu spać mają. Gospoda wielu pokoi nie miała. W zasadzie miała dwa, tyle że oba zajęli Zakonni Rycerze, którzy dołączyli do trzech innych, którzy też tu nocowali dziś i jeszcze na posiłek nie zeszli. W karczmie zaczęło robić się ciepło i ciasno.

Trudno było spać w takich warunkach a o wypoczynku nie mogło być mowy. Zwłaszcza, że co jakiś czas w gospodzie robiło się głośniej, harmider męskich głosów, powitań, szczekania psów i rozkazów budził was wielokrotnie. Zbyt często by mówić o wypoczynku. Minęło południe kiedy do izby wszedł półelf, Hrvatt de'Reigi i przysiadłszy się na łożu Pauliego szturchnął go bezpardonowo w ramię. I budząc go po raz kolejny tego dnia. Kilku śpiących knechtów nawet się nie poruszyło, wojsko uczy wszak spać na rozkaz, lecz każdy z was otworzył oczy słysząc klątwy krasnoluda. Półelf jednak nie zrażony gniewnym spojrzeniem karła położył palec na ustach prosząc o ciszę i pochyliwszy się szepnął krasnoludowi w ucho:

- Po wiosce mnogość wojaków ze stron różnych się zjechała. Kilku rycerzy, knechci, łowczy, psy. Co tylko chcecie. I przez to ponoć jedynie, że na Wiedzącego ktoś nocą napadł. Obława ruszy lada moment, tylko psy trop złapią w lesie, wedle stawu. Tak mówią. Mistrz mój rzec wam kazał, że konie wasze kazał osiodłać. Czekać będą w stajni gotowe. My ruszamy nie mieszkając Baranim Traktem na Smocze Wodospady. Jak zechcecie jechać z nami, dogonicie nas szybko bo się nie będziem spieszyć. A nie chcemy tu w osadzie ostać, kiedy psy już za tym tropem dojdą gdzie trzeba… - uśmiechnął się porozumiewawczo do krasnoluda, po czym uścisnął mu dłoń i wstał żegnając wszystkich lekkim ukłonem. Nie minęło więcej jak kilka pacierzy od przebudzenia Pauliego. Tych kilka jednak pacierzy zmieniło wiele…


[center:11d03328e0]---[/center:11d03328e0]
 
Awatar użytkownika
joseph__
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 361
Rejestracja: czw mar 25, 2004 3:45 pm

ndz gru 04, 2005 7:47 pm

Paulie Dahlberg

Zbudzony nie w porę bywał cholernie drażliwy. I tym razem było podobnie. Na widok szarpiącego nim półelfa Paulie poderwał się i ją rzucać nań najwyszukańsze przekleństwa na jakie bylo go w tej chwili stać. Gdy przyszedł już do siebie pozwolił długouchemu wypowiedzieć co miał mu do przekazania. Paulie nie na żarty przyjął nowiny, a zwłaszcza te o psach tropiących. Mimo pierwotnej reakcji podziękował nowemu sojusznikowi za informację.

Zwlekł się z posłania i pośpiesznie począł ubierać. Chciał już wszystkich budzić, aby chyłkiem się zbierali, bo wróg na plecach, ale powstrzymał się bo przyszło mu coś do głowy

~~Bym był palną największą głupotę... Jak zaczniemy uciekać stąd w popłochu to zaraz nas ucapią i... Powoli, powoli zaraz wszytko się roztrzygnie.~~

Odziany już dokładnie począł po kolei budzić towarzyszy, idąc w ślady półelfa przekazał im cicho jak sprawy stoją i czego mogą się spodziewać.

Zaraz będzie tu obława, psy łapią trop w lesie. A i żołdactwa się nazjeżdżało mnóstwo. Czas na nas panowie. Nie zbierajcie się tylko chyłkiem, bo gotowi coś zbyt prędko pomyśleć o nas i naszym wyjeździe. Idę do stajni zobaczyć co z końmi, a wy zaraz do mnie dołączcie.

Jak powiedział tak i zrobił. Ruszył spokojnie do stajni przyglądając się przy okazji ilu to chłopa mogą mieć na głowie. Niestety półelf się nie mylił, było sporo towarzystwa, może szczęśliwie większość zdawała się nieco zdrożona i jakoś rozluźniona. Może nie brali się jeszcze do zasadniczej roboty. Paulie zajrzał do stajni, miał pewien koncept. Mała sztuczka mogla pomóc w zgubieniu tropu. Podszedł do miejsca gdzie składowano końskie odchody. Te z ich rumaków leżało na ziemi w pobliżu koni, jeszcze nie uprzątnięte. Założywszy rękawice jął smarować nogi koni kałem jaki leżał zwalony na kupę z boku stajni. Wiedział, że psy przynajmniej na jakiś czas muszą zgubić trop. Ze swoją robota uporał się błyskawicznie nie pierwszy raz wszak to robił. W tym czasie zdążyli nadejść kompanioni.

No, cóż ruszajmy, panowie. Czas nagli, a nasz mag wiecznie czekać nie będzie.

Wyszedł ze stajni i dosiadł rumaka. Ruszyli spokojnie nie forsując tempa. Dopiero, gdy wyjechali zza zasięgu wzroku siedzących w osadzie rycarów spięli konie i pognali w ślad za Ak'Abbem.

~~ Barani Trakt, cóż ciekawego nas tam napotka...~~
 
CJ111
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 132
Rejestracja: śr wrz 01, 2004 10:56 am

ndz gru 04, 2005 8:28 pm

Ivellios

U³o¿ywszy siê na ³ó¿ku pó³elf zapad³ w p³ytk± drzemkê. Zewsz±d dobiega³y g³o¶ne odg³osy i nie sposób by³o przy nich g³êbiej zasn±æ. Mê¿czyzna budzi³ siê pare razy, lecz zawsze powraca³ do swojego niby - snu. Jednak nie sposób by³o zignorowaæ przekleñstw krasnoludzkiego towarzysza. Ivellios w¶ciek³y na ca³y ¶wiat obróci³ siê by zbesztaæ Pauliego, jednak uwa¿nie wys³ucha³ s³ów nowo poznanego pó³elfa. Ciê¿ko d¼wign±³ siê z ³ó¿ka. O ile to by³o mo¿liwe czu³ siê jeszcze bardziej zmêczony ni¿ przed spoczynkiem. Teraz jednak ca³a senno¶æ z niego ulecia³a. Wygl±da³o na to, ¿e szczê¶cie ich opu¶ci³o. Ca³a ta nagonka miala lada chwila ruszyæ! Trzeba by³o dzia³aæ jak najszybciej. ~~Cholera znowu nie zapamietam czarów. Musze siê gdze¶ w ustronnym miejscu przestudiowaæ ksiêge czarów, bo inaczej mo¿emy miec problemy~~

Pó³elf poszed³ w ¶lady krasnoluda i pospiesznie, lecz bezszelestnie siê ubra³ i pozbiera³ swoje rzeczy. Narzuciwszy na siebie p³aszcz popatrzy³ na gramol±cych siê dopiero z ³ó¿ek towarzyszy. W porê zauwa¿y³ pewien problem. Nie byli w pomieszczeniu sami. Zbli¿y³ siê do reszty i upewniwszy siê ¿e knechci wci±¿ ¶pi± cichym, lecz stanowczym szeptem powiedzia³:
-Ci tutaj mog± nas zdradzic. Trzeba siê ich szybko i cicho pozbyæ, tak ¿eby nikt nie zauwa¿y³. Psy goñcze i tak nas znajd±, a ci knechci mog± siê obudziæ w niepotrzebnym momencie. Po co kusiæ los? Zróbcie z nimi co uwa¿acie za stosowne, ja idê ju¿do stajni pomóc Pauliemu

Ivellios uda³ siê spokojnym krokiem za swoim kompanem. Opar³ siê o ¶cianê i z ch³odnym, lecz uprzejmym zainteresowaniem ogl±da³ krz±tanine krasnoluda. Nie widzial celowo¶ci takich dzia³añ, lecz mo¿e Paullie zna³ siê na tym lepiej. Jednak nawet gdyby mia³o to im w czym¶ pomóc nie babra³by siê w odchodach. Smród siêga³ pod niebiosa.
- Paulie ee ... czy na pewno uwa¿asz ¿e to konieczne? - gdy przygotowania by³y skoñczone pó³elf wsiad³ na swojego ¶mierdz±cego wierzchowca i wyruszy³ za Pauliem...
 
Khadgar
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 114
Rejestracja: sob paź 22, 2005 4:29 pm

ndz gru 04, 2005 9:38 pm

Zaonor Ashenedge

Podróż miała być długa, trudna i niebezpieczna, a ci kretyni nawet spać porządnie nie dawali. Zaonor- oswojony z niewygodami cenił sobie jednak zdrowy sen. Nie było jednak wyjścia, trzeba było się oswoić z uciążliwymi hałasami. Szermierz próbował kilka razy zdrzemnąć się na nieco dłużej niż kwadrans, niestety bezskutecznie. Nagle na dobre obudziły go słowa krasnoluda- niestety to nie był sen, teraz groziła im obława!

Potwierdziły się najgorsze obawy szermierza. Być może to z klasztoru wysłano grupę w poszukiwaniu Wiedzącego? Nawet jeśli nie, rycerze działali szybko, skoro już dowiedzieli się o napaści na kapłana. Są nawet w tej zapdałej wiosce, a Wiedzący był ważną osobisością kleru... Nagonka będzie dobrze zorganizowana i zakrojona na dośc szeroką skalę. `Jeśli wzbudzimy chociaż cień podejrzeń, to po nas! Musimy opuścić tą wioskę, inaczej otoczą nas tutaj jak jakieś bydlęta.`

Ashenedge starał się w miarę cicho zebrać się z łóżka. Zaspany, stanął chwiejnie na nogach, zastanawiając się czy w ogóle będzie zdolny do walki czy podrózy w takim stanie.
W pośpiechu wciągnął na nogi buty i przywdział szaty. Ze swoją "trzecią ręką" przy pasie czuł się odrobinę pewniej. Zebrał resztę swojego dobytku i wtedy własnie Ivellios wyszedł ze swoją propozycją.

-Cóz, nie wiem czy otwarte zabijanie ich jest konieczne. Chętnie powyrzynałbym te chrapiące śiwnie, ale jest szansa, że durnie nie wpadną na pomysł, że szóstka podróżników wyeliminowała ich potęznego kapłana. Oczywiście, jeśli nie będziemy się zbytnio obnosić
ze swoją obecnością i wyjazdem. Z drugiej strony- jakiś sprytny fortel, dzięki któremu pozbylibyśmy się zbrojnych, byłby pomocny. Chętnie pożyczyłbym sobie także te piękne, granotowe płaszcze... Gdyby tylko udało nam się jakoś ich wywabić, tak żeby reszta nie zauważyła! Jakieś pomysły?
- zakończył, stając przy drzwiach- gotowy do podróży
 
CHICK-en__
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 583
Rejestracja: sob sie 21, 2004 11:08 am

ndz gru 04, 2005 9:40 pm

Ethernal Fire

On równie¿ zgodzi³ siê z tym czarodziejem, który mia³ zamiar udaæ siê po Ksiêgê Prawdy. Nie zgodzi³ siê s³owem, ale tylko przytakn±³ lekko g³ow±. Wsta³ i poszed³ w miejsce, gdzie móg³ po³o¿yæ siê spaæ. ¦ci±gn±³ buty i wierzchnie ubranie. Po czym u³o¿y³ siê na ³ó¿ku przykrywaj±c siê czym¶, co mia³o przypominaæ koc. Le¿a³ wpatrzony w sufit, bo o spaniu w tym ha³asie ciê¿ko by³o mówiæ.
Gdy le¿a³, my¶la³ o tym co siê dzia³o w jarze, a raczej o Elisie, któr± tam spotka³. Mimo, ¿e chcia³ o niej jak najszybciej zapomnieæ. Bardzo chcia³ z ni± teraz porozmawiaæ, popatrzeæ na jej u¶miech i zagl±dn±æ g³êboko w jej oczy.
Po kilkunastu minutach rozmy¶lañ, postanowi³ ¿e musi zasn±æ, by odpocz±æ przed wyruszeniem w dalek± podró¿. Jeszcze chwilê sen do niego nie przychodzi³, nawet d³u¿sz± chwilê, ale w koñcu usn±³ snem, z którego nic nie mog³o go zbudziæ.
Dopiero Paulie, który mia³ bardzo wa¿n± sprawê, a mianowicie, trzeba by³o jak najszybciej uciec z wioski. Przesta³o byæ tu bezpiecznie.
Ethernal ubra³ siê w swój p³aszcz z kapturem, który zarzuci³ tak by nie mo¿na by³o zobaczyæ jego i twarzy i cicho za Ivelliosem ruszy³ w kierunku stajni, nie mia³ ochoty zabijaæ tych ludzi. Zobaczy³ jak Paulie uwija siê w¶ród koni. Trochê go podziwia³ za to po¶wiêcenie. Czarodziej jednak nie chcia³ siê tak brudziæ i wsiad³ dopiero na konia, który by³ ju¿ "przygotowany" do dalszej jazdy. Po chwili ruszy³ za Pauliem, by dogoniæ Ak'Abba. Wiedzia³, ¿e musi siê spieszyæ, by po¶cig, którego siê teraz obawia³, go nie dorwa³.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

ndz gru 04, 2005 11:38 pm

Osada okazała się być tak zatłoczoną jak opisywał ją półelf. Knechci społem z czeladzią i służbą obozowali pośród domów lub też wylegiwali się na sianie w kilku stodołach. Rozkulbaczone wierzchowce jadły z przytroczonych worków owies. Kilka ognisk płonęło a przy nich grzali się różnobarwni weterani wśród których widać było granatowe kubraki żołdaków Zakonu. Psy spętane na krótkich smyczach ujadały wściekle z wiejskimi burkami wymieniając poglądy. Gwarno było i tłoczno. Może dla tego wyjeżdżając z osady w ferworze i gwarze, nie zostaliście przez nikogo zatrzymani. Z duszą na ramieniu i dłońmi na głowicach broni mijaliście ostatnie zabudowania by w końcu ponaglić wierzchowce do szybszej jazdy i ostawić osadę za plecami.

Barani Trakt wiódł krętą drogą przez gęsty iglasty las meandrując pomiędzy wyraźnie widocznymi polanami ze sterczącymi spod lodu tykami tataraku, jeziorami lub mokradłami. Szybko więc osada została tylko wspomnieniem. Teraz otaczała was leśna głusza. Gęsta, bezbrzeżna i dziksza z każdą chwilą. Gdyby nie wyraźne ślady kilku koni prowadzące was jak po sznurku, mogli byście pomyśleć że w lesie tym jesteście sami. Jednak nie byliście. Poza śladami poprzedzającej was grupy kilkakrotnie trakt przecinały tropy zwierząt doskonale definiowane przez Pauliego: jeleń trzylatek, stado dzików, łoś z młodymi, wilki… Las żył. Raz nawet spłoszyliście dwa puchacze, które przycupnęły na wiszących nisko gałęziach i drzemały zbierając siły przed nocnym polowaniem. Konie wypocząwszy nieco w gospodzie, parły przez przetarty szlak z ochotą. Mróz trzaskał pod ich kopytami, lecz nie zważaliście na to. Odpocząć można było w innej osadzie.

Turresorn Ak'Abba, Hrvatt de'Reigi oraz trzech osiłków czekało na was późnym popołudniem w prowizorycznie zbudowanym na poboczu traktu obozowisku zlokalizowanym w kamiennej fasadzie jakichś ruin dawnej kmiecej chałupy. Nadpalone ściany pozbawione dachu chroniły chociaż od wiatru. Dawały też osłonę na wypadek jakiego ataku. Rozpalone ognisko płonęło już czas jakiś, bowiem wewnątrz ruin budynku wytopiony śnieg odsłonił czerniejące plamy błocka. Na ogniu piekł się mały warchlak pachnąc zniewalająco. Spętane rumaki stały w rogu ruin zabudowań korzystając z ciepła ogniska. Tylko Hrvatt siedział na zewnątrz z kuszą na kolanach. Wartował, lecz na wasz widok skinął przyjaźnie ręką i pomachał. Wnet rozkulbaczyliście konie i zrzuciliście ekwipunek. Po dniu wędrówki nastał czas odpoczynku.

Turresorn Ak'Abba chyba tylko dla formalności zapytał was o przebieg wyjazdu, lecz już Hrvatt wypytywał aż nazbyt chętnie. Osiłki przedstawione wam kolejno jako Huta, Burg i Drąg również pełne były ciekawości. Ani się spostrzegliście a już snuliście opowieści o bohaterskim i pełnym wesołych krotochwil wyjeździe z osady. Wybitnie w tym pomagał puszczony w obieg przez Hrvatta bukłak okowity pędzonej na miodzie. Można by rzec „Miodzio!”.

Turresorn Ak’Abba słuchał tych opowieści rozkojarzony, próbując łączyć słuchanie z czytaniem grubej księgi o pożółkłych kartach zapisanych drobnym, czarnym, kaligrafowanym pismem i uzupełnionych licznymi szkicami i rysunkami. Jednak nie zwiódł was, widzieliście, że myśli o czymś innym. Wnet też okazało się o czym.

Zaczął Hrvatt, który zaczął wydawać jednemu z osiłków, Burgowi, rozkazy tak, jakbyście mięli z nim rozstawać. Mówił mu gdzie ma zabrać konie i jak długo ma na was czekać. W końcu zaś przemówił sam czarodziej Turresorn. Mówił ostrożnie ważąc słowa. Starając się wyraźnie do waszych miałkich umysłów dopasować formę wypowiedzi. Na ile potrafił.

- Dziś o północy udamy się tam, kędy nas powiedzie moc. Zaklęcie mam już gotowe, lecz chcę byście wiedzieli, że nic złego się dziać nie będzie. Zastosuję pewien rytuał, który pozwoli nam oszczędzić sporo drogi i czasu. Musicie bowiem wiedzieć, że niedaleko stąd jest miejsce pierwotnej mocy, które pozwala na znaczne drogi skrócenie. Postanowiłem skorzystać z jego dogodności. O północy dokonam rytuału, który przeniesie nas setki mil stąd. W góry. Chcę jednak byście sami podjęli decyzję o tym czy ruszycie ze mną, czy też nie. Nikt bowiem przez owe magiczne wrota wbrew swej woli lub pod wpływem kłamstwa wiedziony być nie może. Możecie więc pytać o co tylko zechcecie. Chcę jednak byście wiedzieli jedno. Z owego portalu mocy korzystać możemy w obie strony, jednak nie będziemy wiedzieć co jest po drugiej stronie, poza tym, że wyjście jest w górskich bezdrożach Gór Ziemnej Opoki. Możemy wyjść wprost na jakiego wroga, lub co gorsza, może okazać się że moc wrót została zachwiana. Wówczas może nas rzucić gdziekolwiek. Pamiętajcie jednak, jeśli okaże się, że miejsce nie jest tym, o które mi chodzi, wrócimy i spróbujemy ponownie następnego dnia. Zgodnie z tym co Mistrz mój prawił, nie sposób do kopalni dotrzeć inaczej. Będziem więc próbować...

Patrzył na was oczekując pytań. Miał jednak nadzieję, że rzecz przedstawił na tyle jasno, że wiele ich nie będzie...


[center:42ecbd8757]----[/center:42ecbd8757]
 
Kiaryn'Veil Duskryn
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2940
Rejestracja: wt lip 01, 2003 11:17 am

pn gru 05, 2005 2:28 am

Reno (Lorifarn)

Gdy ca³a reszta wysz³a z gospody, rycerz ju¿ tam sta³, wsparty o ¶cianê budynku, wpatrzony w kot³uj±cy siê przed nim t³um. Na widok swych towarzyszy, bia³ow³osy wojownik podniós³ swój orê¿, przerzuci³ go przez ramiê i bez s³owa do³±czy³ do wyruszaj±cego w drogê orszaku. Wyprawa zapowiada³a siê wiêcej ni¿ ciekawie. Zw³aszcza, ¿e w dru¿ynie zrobi³o siê odrobinê t³oczniej... Lorifarn za¶ zdecydowanie t³ok lubi³. W nim czu³ siê bezpiecznie. W nim czu³ siê pewniej. W tych barbarzyñskich krainach niebezpieczeñstwo czai³o siê na ka¿dym kroku. Ma³o co jednak by³o bardziej niebezpieczne od Rena i b³yszcz±cego w jego d³oni Azureusa... W grupie za¶ zbrojny mia³ zazwyczaj najwiêksze szanse na wykazanie siê w tym co robi³ najlepiej...

W zabijaniu.

Przez wiêkszo¶æ podró¿y najemnik pozostawa³ na ty³ach, cichy do tego stopnia, i¿ czasem nawet i starzy kompani zapominali o jego istnieniu. Nie inaczej równie¿ by³o z czekaj±cymi w ruinach jakiego¶ budynku Ak'Abb± oraz jego ¿o³dakami. Gdy ci wdawali siê w ¿ywio³owe konwersacje z Pauliem i wymieniali niesamowite historie z Eternalem, Reno pozostawa³ milcz±cy, niemal niewidoczny na granicy obozowiska. S³ucha³ jednak uwa¿nie wszystkich toczonych wokó³ niego rozmów. Co do tego nikt nie mia³ w±tpliwo¶ci. Przygryzaj±c kawa³ przypieczonego nad ogniskiem miêsiwa, rycerz ws³uchiwa³ siê w s³owa maga Turresorna. W przesz³o¶ci wielokrotnie ju¿ przychodzi³o Vaasañczykowi korzystaæ z wszelkiego rodzaju magicznych portali oraz teleportów, tak wiêc nie mia³ praktycznie ¿adnych k³opotów ze zrozumieniem tego, o czym rozprawia³ czarodziej. W momencie, gdy mê¿czyzna skoñczy³ swa mowê i zlustrowa³ grupê w oczekiwaniu na pytania, Reno skin±³ jedynie g³ow± i poci±gn±³ solidny ³yk ze swej srebrnej piersiówki. W przeciwieñstwie do znacznej czê¶ci swych towarzyszy, czu³ siê w pe³ni wypoczety. Móg³ wyruszyæ natychmiast. Do pó³nocy pozosta³o jednak jeszcze sporo czasu, wiêc wojownik spo¿ytkowa³ go na jedzenie i rozmy¶lanie nad ostatnimi zdarzeniami. Jego ¿ycie znów powoli zaczyna³o traciæ na wyrazie... Cel, je¶li w ogóle jakikolwiek by³, zacz±³ siê w oczach jego umys³u rozmazywaæ... Co on tu tak w ogóle robi³? £udzi³ siê, ¿e uzyska w³adzê? Bogactwo? Potêgê? Wyruszaj±c na takie wyprawy, jak ta, zdecydowanie za bardzo sie rozdrabnia³. Nie tak sobie wyobra¿a³ sw± drogê w realizacji swych planów... Nie mia³a ona prowadziæ przez ¶nie¿ne pustkowia i brud krasnoludzkich kopalñ, lecz przez dwory, pola bitwy oraz turnieje rycerskie. Wiedzia³, i¿ wkrótce znu¿y go prostolinijne, najemnicze ¿ycie i bêdzie musia³ poszukaæ okazji do spe³nienia swego prawdziwego powo³ania... Byæ mo¿e i by³ zimnym ³otrem... potworem... morderc±... Czu³ wci±¿ jednak w tym swym czarnym jak noc sercu, ¿e, przede wszystkim...

By³ rycerzem...

Powoli dociera³a do niego swiadomo¶æ, i¿ wkrótce zmêczy go Reno z Sembii i, prêdzej czy pó¼niej, mocno zatêskni za tym, kim niegdy¶ by³...

Lorifarnem de Blight.

Dzieckiem Iyraclei, dotkniêtym orzez Auril demonem w ludzkim ciele, postrachem wszystkich, którzy odwa¿yli siê tylko stan±æ na jego drodze... Wówczas w³a¶nie, na ten jeden, krótki moment, jego oczy przybra³y znów barwê intensywnego fioletu. Przez sekundê widaæ by³o, jak zbrojny mierzy horyzont swym dawnym, zamy¶lonym, tajemniczym spojrzeniem, które po chwili znów jednak zmatowia³o do szarego, pozbawionego wyrazu koloru...
 
CJ111
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 132
Rejestracja: śr wrz 01, 2004 10:56 am

pn gru 05, 2005 2:04 pm

Ivellios

Wbrew przewidywaniom wyjechanie z osady nie stanowi³o a¿ takiego problemu. Co prawda ¿o³dacy i rycerze dziwnie patrzyli na wêdrowców, lecz nie stwarzali ¿adnych przeszkód. Ivellios jecha³ trzymaj±c ca³y czas rêke na rêkoje¶ci miecza. By³ przygotowany na najgorsze. Niemal czu³ podejrzliwe spojrzenia rycerzy na swoich plecach. Nie da³ jednak po sobie niczego poznaæ. ~~Nie przejmujcie siê grupk± zwyk³ych, strudzonych wêdrowców chc±cych tylko bezpiecznie przejechaæ.~~ Pó³elf by³ wyj±tkowo podenerwowany i niewiele brakowa³o by nie zacz±³ uciekaæ galopem, co by³oby fatalne. Jednak wyj±tkowym wysi³kiem woli powstrzyma³ siê i kontynuowa³ powoln± wêdrówkê ku palisadzie. To by³o najd³u¿sze piêæ minut w ca³ym jego ¿yciu. Sekundy p³ynê³y potwornie wolno, a granica wioski ani troche siê nie zbli¿a³a. Zaczerwienione z niewyspania oczy Ivelliosa czujnie obserwowa³y wszystkich w pobli¿u. Jego miê¶nie by³y napiête, gotowe do ponaglenia wierzchowca.

O dziwo wkrótce grupka dojecha³a do ¶ciany lasu i wróci³a na trakt. Mê¿czyzna wypu¶ci³ z ulg± powietrze z p³uc i rozlu¼niony pok³usowa³ do przodu. A jednak siê uda³o. W przysz³o¶ci trzeba lepiej wybieraæ miejsce w spoczynku. Konna jazda trwa³a ju¿ dosyæ d³ugo, lecz nagle w powietrzu rozleg³ siê niebiañski wrêcz zapach. Zapach pieczonego miêsa. Ivellios przyspieszy³ i wkrótce jego oczom ukaza³o siê prowizoryczne obozowisko nowych kompanów. Wygl±dalo ono wcale obiecuj±co, a wra¿enie poprawia³ jeszcze piecz±cy siê na trzaskajacym ogniu warchlak. Wkrotce wszystkie konie by³y ju¿ oporz±dzone, a ludzie zasiedli do jedzenia. Pó³elf wzi±³ spory kawa³ek miêsiwa popijaj±c trunkiem z puszczonego w obieg buk³aku. Wkrótce poczu³ b³og± senno¶æ, lecz by³o jeszcze parê rzeczy do zrobienia.

S³ysz±c przemowê Turresorna zgodzi³ siê kiwniêciem g³owy. Ivellios mia³ pewne do¶wiadczenie w sprawach magii i magicznych ¶rodków podró¿y. Przebywaj±c w siedzibie Thamiona parokrotnie pokonywa³ ju¿ za pomoc± portali setki mil. Co prawda czasem, gdy magia magicznego przej¶cia by³a niestabilna, by³o bardzo ryzykowne z niego korzystaæ, ale nie s±dzi³ ¿eby by³o tak w tym przypadku. S³owa maga brzmia³y szczerze, nie da³o siê wyczuæ¿adnego wybiegu. A nawet je¿eli takowy istnia³, Ivellios by³ zbyt zmêczony by siê nad tym zastanawiaæ. Odszed³ parê kroków od ognia i siad³ na urwanym konarze. Z ciê¿kim westchnieniem wyj±³ ze swojej torby oprawion± w skórê, porêczn± ksiêge i zabra³ siê za jej studiowanie...
 
CHICK-en__
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 583
Rejestracja: sob sie 21, 2004 11:08 am

pn gru 05, 2005 6:30 pm

Ethernal Fire

Wyjechali z wioski z ³atwo¶ci±. Odwróci³ siê spokojnie po jakim¶ czasie jazdy i nie widzia³ by jaki¶ po¶cig ju¿ za nimi wyruszy³. Tak wiêc mo¿na by³o siê trochê uspokoic i zaj±c my¶l± o Ksiêdze Prawdy i Koronie. ~~ Mo¿e byc ciekawie... Trzeba zdobyc obie te rzeczy. ~~ pomy¶la³ i u¶miechn±³ siê tajemniczo, niewiele osób zobaczy³o ten u¶miech. Zapewne ka¿dy kto to ujrza³ musia³ byc zaskoczony zmian± maga, który od zdarzenia w jarze nie u¶miecha³ siê wogóle, lub prawie wogóle. Przerzuci³ sobie plecak, tak by móc sobie co¶ z niego wyci±gn±c, ale ju¿ po chwili siê rozmy¶li³ i z powrotem plecak le¿a³ na plecach. Ethernal chyba sam nie wiedzia³ co w³asnie zrobi³. Plecy lekko mu ¶cierp³y gdy dojecha³ na miejsce prowizorycznego obozu za³o¿onego przez grupê Turresorna Ak'Abba.

Ju¿ po chwili siedzia³ przy ognisko ogrzewaj±c koñczyny i próbuj±c rozprostowac plecy. Jednak ³atwo mu to nie przychodzi³o. Mimo m³odego wieku jazda konna da³a mu nie¼le w ko¶c. Ethernal rozgada³ siê niemi³osiernie, gdy ³ykn±³ sobie specja³u, który poda³ mu pó³elf. Opowiedzia³ ju¿ chyba wszystko co móg³, gdy ujrza³ siedz±cego z boku Rena. Przeprosi³ wszystkich zgromadzonych przy weso³o trzaskaj±cym ognisku i poszed³ w kierunku Lorifarna.
- Ale tam gwarno, a¿ g³owa boli. Lorifarnie... Bo mi siê co¶ przypomnia³o. - Za¶mia³ siê cicho i dokoñczy³ swoj± wypowied¼. - My w koñcu nie wypili¶my flaszki pokoju. Mo¿e teraz? - powiedzia³ i wyci±gn±³ z plecaka buk³aczek z winkiem, który od jakiego¶ czasu zostawa³ nie otwarty, gdy¿ Ethernal nie mia³ czasu na picie. A teraz siê zjawi³a okazja i by³o mu z tym dobrze. Odkorkowa³ buteleczkê i poda³ j± Lorifarnowi
 
Awatar użytkownika
smaller
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1633
Rejestracja: śr lis 15, 2006 2:55 pm

pn gru 05, 2005 9:34 pm

Dorian

Spał źle. Nawet nie chodziło o straszny hałas, który nie pozwalał na zmrużenie oka na czas dłuższy niż kilka chwil. Wciąż słychać było rżenie koni, głośne rozmowy ludzi, czy nawet irytujące burdy dochodzące z dołu. Wszystko to jakby sprzymierzyło się przeciwko Dorianowi i jego towarzyszom, praktycznie wykluczając jakikolwiek sen. Mimo to czarnowłosy wojownik nie zwracał niemal uwagi na ten harmider, dochodzący ich ze wszystkich stron. Męczyła go niepewność, niepokój i... Zwątpienie. Przepowiednia wciąż chodziła mu po głowie, nie był w stanie o niej zapomnieć i zaznać chociaż cząstki zdrowego snu. Jakby tego było mało, tak bliska obecność organów ścigania wysłanych przez klasztor sytuacji nie ułatwiała. Dorian spał źle. Bardzo źle.

Nic więc dziwnego, że jako z pierwszych wstał słysząc bezpardonowo budzącego ich półelfa. Powstrzymał klątwy, gdyż najzwyczajniej nie chciało mu się otwierać ust. Zwłaszcza by wyzywać kogoś, kto w końcu ma dla nich jakieś wieści. Ważne, jak się okazało. Dorian westchnął, wstając i, lekko się zataczając, zaczął wdziewać ubranie i ekwipunek. Dołki pod jego oczami były wyraźne. Bladość również. Dorian był zmęczony.

Przez połowę podróży rozmyślał wciąż o wszystkim po raz setny, wciąż nie mogąc oprzeć się wrażeniu że coś przeoczył. Druga była przyjemniejsza. Zrezygnowany, wyczerpany, półdrzemał w siodle, dzięki wpojonym umiejętnościom jeździeckim niemal podświadomie podążając za drużyną. Z tego stanu wyrwały go dopiero słowa Turresorna. Czarnowłosy wojownik potoczył po okolicy nieprzytomnym wzrokiem, dopiero po kilku chwilach dotarło do niego gdzie jest. No i dotarły słowa Turresorna.
- Cholera z wami. - mruknął. - Jedźmy z tym, i niech w końcu skończy się ta szaleńcza gonitwaaaa... - Dorian próbował. Ale nie potrafił powstrzymać ziewnięcia. Mimo to był już tylko śpiący, nie wyczerpany. Zeskoczył z konia, szybko rozruszając mięśnie serią prostych ćwiczeń. Potem zajął się wierzchowcem. Na końcu zaś usiadł gdzieś pod drzewem, opierając się o nie, i słuchając jednym uchem rozmów kompanów. Całkiem niedaleko właśnie Ethernal nazwał Lorifarna jego imieniem. Dorian ledwo zdusił w sobie śmiech.
- Zabić, zabić. - mruknął rozbawiony, obserwując kątem oka, jaka będzie reakcja Lorifarna.
 
Kiaryn'Veil Duskryn
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2940
Rejestracja: wt lip 01, 2003 11:17 am

pn gru 05, 2005 10:03 pm

Reno (Lorifarn)

Na d¼wiêk swego imienia, rycerz ³ypn±³ jedynie nerwowo w stronê reszty. Wówczas w³asnie jego spojrzenie skrzy¿owa³o siê ze spojrzeniem Doriana. Usmiech Rena rozszerzy³ siê jeszcze bardziej, gdy ten odbiera³ flaszkê z alkoholem z r±k nierozgarniêtego czarodzieja.

- Eternalu, b³agam, uwa¿aj na to, jak mnie nazywasz... - sykn±³ jedynie przez zêby Lorifarn, mierz±c ognistego maga piorunujacym wzrokiem. Nie minê³a jednak sekunda, a uspokoi³ siê nieco, poci±gaj±c pojedyñczy ³yk z podanej mu butelki. Je¶li Dorian liczy³ na to, i¿ najemnik zareaguje równie gwa³townie, jak to by³o w jego przypadku, to mocno siê przeliczy³. Choæ Fire by³ pod wieloma wzglêdami ¿a³osny, Vaasañczyk nie czu³ do niego niechêci. Mo¿e co najwyz¿ej politowanie... i sympatiê, jak± móg³ ¿ywiæ ¿ak z Akademii wobec miejscowego g³upka. W przeciwieñstwie do wielu innych mu znanych zbrojnych, Lorifarn jednak przyk³ada³ czasem wagê do intencji, nie samych czynów. Zw³aszcza gdy w grê wchodzi³ tu tak lekki problem, jak wyjawienie jego imienia i nazwiska obcym. Podczas gdy Eternal móg³ to zrobiæ zupe³nie nie¶wiadomie, szlachcic by³ przekonany, i¿ Dorian z rado¶ci± by skorzysta³ z tej wiedzy, w wyrachowany i z³o¶liwy sposób. Dostrzega³ nienawi¶æ w oczach m³odego wojownika. Czy uczucia te wyp³ywa³y z jego zawi¶ci, czy te¿ jakiego¶ skrytego, zabójczego instyktu m³odzieñca, tego Lorifarn nie wiedzia³. Wiedzia³ jednak jedno. Bedzie czeka³ a¿ Dorian siê w swych czynach potknie... Choæ jeden znak na to, i¿ knuje co¶ za jego plecami, choæ jeden dowód na to, i¿ pragnie w jakikolwiek sposób stan±æ na drodze de Blighta... Wystarczy³, by zakoñczyæ tê sprawê.

~~ Za przysz³o¶æ, szujo - pomy¶la³ Vaasañczyk, spogl±daj±c na Doriana i unosz±c naczynie w fa³szywie przyjaznym toa¶cie. Wypi³. Azureus za¶ napije siê pó¼niej...
 
Awatar użytkownika
smaller
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1633
Rejestracja: śr lis 15, 2006 2:55 pm

pn gru 05, 2005 10:34 pm

Dorian

Widząc reakcję Lorifarna Dorian tylko zaśmiał się pod nosem.
- Na zdrowie! - powiedział z uśmiechem. Niemal szczerze. Wciąż z uśmiechem ciągle błąkającym się na jego twarzy, oparł się wygodniej, i zaczął rozmyślać.
~ Kiedyś trzeba się dowiedzieć, co jest przyczyną charakteru tego typka. Reszta to raczej spokojni ludzie o lepkich rączkach, wrednym usposobieniu, czy egocentryzmem graniczącym z chorobą. Z tym jednak rycerzem wiąże się coś więcej. Tylko co dokładnie? Oj, tak, trzeba się dowiedzieć... Wiedza to klucz... Ciekawe, może kiedyś mój Mistrz zwróci ku niemu swoje oblicze? Wtedy nasze więzi nabrałyby zupełnie odmiennej formy! Hmm... Chwileczkę... Lorifarn... Mistrz... A może... Może by mu w tym pomóc? - na schowanej w półcieniu twarzy Doriana wykwitł niewielki uśmieszek. Zadowolenia.

~ O Panie piekielnego ognia, wzywam Cię w pełni twojej wspaniałości! Ślubuję Ci, oddaję się pod Twoją komendę, jedyny prawowity władco. Nie schodź do mnie pewnego dnia, gdy będę potrzebował Twojej pomocy, lub gdy uznasz to za stosowne, lecz zawsze, w każdej godzinie, w każdej minucie, w i każdej sekundzie mojego życia bądź za mną. Patrz moimi oczyma, czuj moimi zmysłami, chłoń moje myśli... Bądź przy mnie!

Ukończywszy modlitwę, Dorian znów skierował wzrok na Lorifarna. Mistrz rozpozna. Jego nie zmylą pozory, imiona, gry, ani oszustwa zwykłego śmiertelnika.

Śmiertelnika?

To się dopiero miało okazać.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

pn gru 05, 2005 10:56 pm

Północ nadeszła zbyt szybko. Zmęczenie nie ustąpiło całkowicie i teraz, budząc się ze snu przy żarzącym się czerwonym blaskiem ognisku, zastanawialiście się czy jeszcze kiedykolwiek dane wam będzie odpocząć. Jednak nie mając wiele czasu na takie dywagacje, czarodziej, półelf i jego dzielni ochroniarze już byli na nogach mozoląc się z pakowaniem ekwipunku, zmuszeni zostaliście pójść w ich ślady. Wnet okazało się, że konie zostają tutaj, pod czujnym okiem imć Huty, wy zaś wydeptaną już przez kogoś ścieżyną udać się mieliście w las.

Markotni z nieprzyjemnym uczuciem spowodowanym najpewniej przez panujące wokół ciemności, ruszyliście pod przewodnictwem Turresorna ku wspomnianemu miejscu pierwotnej mocy. Nie trzeba było długiej wędrówki. Idąc po wyraźnych śladach maga, który pokonał już wcześniej tą trasę w obie strony jak dowodził trop, pokonaliście kilka gęstych mateczników, zeszliście łukowatym wąwozem zarośniętym tak, że niemal zmienionym w tunel, by w końcu znaleźć się w jakiejś otoczonej stromym zboczem leśnego wzgórza dolince. Jednak nie malownicza pierwotność tego miejsca zwróciła waszą uwagę w pierwszej kolejności a wrota kamienne wykute w ścianie skalnej, będące faktycznie chyba jedynie płaskorzeźbą. One i wyrysowany krwią na ziemi krąg oraz jakieś nieznane wam bliżej symbole. Najwidoczniej wieprzek miał nie tylko jedno zastosowanie.

Turresorn wnet wyprzedził wszystkich o kilka kroków i zatrzymał się obracając się ku wam twarzą. Był zmęczony, ale widząc ogrom pracy jaki musiał wykonać, nie dziwiliście się temu wcale. Wyrysowanie tylu zawijasów, węży, krzyży i gwiazd zajęło mu pewnikiem cały czas, który wy poświęciliście na odpoczynek. Miał prawo się zmęczyć.

- Słuchajcie teraz uważnie! Nim którykolwiek z was stanie w kręgu, muszę wpisać w zaklęcie jego prawdziwe imię. Jeśli nosicie inne, niż wam macież dała gdyście na świat przyszli, powiedzcie mi tamto. Muszę je spisać w mowie pradawnych budowniczych portalu. To bardzo ważne, inaczej mógłby nie zadziałać jak trzeba. Druga sprawa to to, że po umieszczeniu was w kręgu, nie wolno wam się ruszać. Ten Mythal i tak jest mało stabilny. Jeśli więc macie potrzebę, idźcie ją załatwić na bok. No i trzecie. Nie wiem gdzie wylądujemy więc zechciejcie mieć broń w pogotowiu. Może trzeba będzie jej użyć – dodał patrząc wam w oczy poważnie. W końcu dodał – Kto pierwszy?

Myśleliście przez chwilę patrząc po sobie z obawą. W ciszy, która zapanowała zdało wam się, że słyszycie z dala ujadające psy…


[center:3ed3611955]----[/center:3ed3611955]
 
Awatar użytkownika
smaller
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1633
Rejestracja: śr lis 15, 2006 2:55 pm

pn gru 05, 2005 11:15 pm

Dorian

Po krótkim odpoczynku jak gdyby nigdy nic spakował zabawki i jako jeden z pierwszych był gotów do wyruszenia. Udało mu się wypocząć, dobry humor jaki w niego wstąpił w połączeniu z drzemką na kulbace dał niezłe efekty. Fakt, Dorian był śpiący, ale niewiele ponad to.

Podczas wędrówki trzymał się na przedzie, z zainteresowaniem obserwując okolicę. Na miarę możliwości starał się nie zwracać uwagi na Lorifarna. Czemu on tak się na niego uwziął?!
- Pewnie awersja jeszcze z naszego pierwszego spotkania... Ten Iuamil, Dedalus, czy jak mu tam miał na niego taki zgubny wpływ. A teraz to się mści... Ehh, gdyby wiedział, że chciałem uratować temu starcowi życie, ten jednak się nie zgodził... I wszystkich czekały nieprzyjemności. A mogli uciec! Iuamil jako jedyny nie chciał mnie zostawić, nie zgodził się na moją ofiarę... Właściwie to powinienem mu o tym powiedzieć. Ale nie. Niech sobie żyje, kiedyś przesadzi a ja dotknę tego wątku. Tymczasem... ~ Dorian przerwał, gdy przybyli na miejsce. Gwiżdżąc przeciągle, rzucił okiem na dzieło maga.

- No, panowie, nie ma co chędożyć po krzakach. - powiedział, zacierając ręce. - Me imię brzmi Dorian i nigdy nie miałem innego. Wypisuj te swoje bochomazy i jedziem, bo ktoś domaga się krwi. - czarnowłosy wojownik poklepał Vertilgung po rękojeści, po czym wyszedł kilka kroków do przodu, z tylko ledwo dostrzegalnym lękiem rzucając okiem na... Mythal. Tak go nazwał ten mag. W końcu i tak będzie musiał, więc co za różnica, pierwszy czy ostatni?
 
Kiaryn'Veil Duskryn
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2940
Rejestracja: wt lip 01, 2003 11:17 am

pn gru 05, 2005 11:53 pm

Reno (Lorifarn)

Wys³uchawszy instrukcji czarodzieja, rycerz u¶miechn±³ siê tylko gorzko i pokrêci³ z rezygnacj± g³ow±. Rzuci³ Dorianowi i Eternalowi porozumiewawcze, wrêcz rozbawione spojrzenie. Na ¶mieræ zapomnia³, i¿ prawdziwe imiê by³o stosowane do¶æ czêsto w praktykach magicznych. <span style='color:olive'>< Lo – lewa d³oñ uniesiona na wysoko¶æ szyi – ri – kciuk lewej d³oni maksymalnie odgiêty do ty³u – far – energiczny wyrzut d³oni do przodu, z jednoczesnym zaci¶niêciem piê¶ci – n – powrót do pozycji podstawowej. Jak¿e schematyczne. Jak¿e proste. Nie wiedz± jakie poczucie bezpieczeñstwa zapewnia mo¿liwo¶æ wykonania magicznych gestów za pomoc± d³oni i wzmocnieniu czaru za pomoc± s³ów. Jak¿e podstawowe. Jak¿e trywialne. ></span> Tu siê koñczy³a zabawa i zaczyna³a prawdziwa w³adza... Spojrza³ siê na czarodzieja, który sta³ wyczekuj±co z boku.

~~ Je¶li co¶ krêci, nie zd±¿y wydaæ nawet jednego mentalnego rozkazu..

¦ciskaj±c w d³oni swój b³yskaj±cy gro¼nie orê¿, najemnik poczyni³ krok do przodu i rzek³ ch³odno:

- Me imiê brzmi Lorifarn. Obecnie jednak mieniê siê Reno... I by³oby mi³o, gdyby reszta wci±¿ mnie tak nazywa³a...

Zd±¿y³ jeszcze raz zlustrowaæ swych kompanów, by po chwili ruszyæ w stronê krêgu i usadowiæ siê jak najbli¿ej miejsca, w którym móg³ stan±æ mag.

- Jestem gotów do drogi, mo¶ci Turresornie...
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

wt gru 06, 2005 12:54 am

Wypowiadane powoli imiona przedkładały się na wpisywane w krąg symbole, będące odpowiednikiem waszych imion w języku pradawnym, który pewnie pamiętał budowniczych tej kamiennej płaskorzeźby. Jednak psy ujadały coraz wyraźniej przez co magowi zaczęło się spieszyć. Zadrżały ręce kreślące mistyczne wzory, lecz opanowawszy się w końcu czarownik podjął to co zaczął. Nie minęło kilkanaście pacierzy a staliście w kręgu wszyscy w napięciu spoglądając na Turresorna, który stanął w środku kręgu uprzednio zamykając symbol półelfem i osiłkami. Jego złą twarz szpeciła maska zmęczenia, lecz mag musiał skończyć to co zaczął. Wiedział to on, wiedzieliście i wy wyraźnie czując drętwienie w unieruchomionych nogach. Nie byliście w stanie opuścić kręgu!

Turresorn stanął w kręgu i wyjął z pochwy zakrzywiony sztylet. Jego oblicze zmieniło się nieco pod wpływem dziesiątek inkantowanych zaklęć i setek pasm mocy wplatanych w rzucane czary. Jednak wasze oczy utkwione były raczej poza kręgiem, gdzie coś zaczęło się zmieniać, bełtać obraz na granicy widzialności. Jakieś cienie przemykały zbliżając się z każdym krokiem, z każdym słowem inkantacji, każdym gestem maga. Moc zburzyła ciszę kotlinki zrywając do lotu uśpione puchacze i wzburzając śnieg z niskich gałęzi. Mroźny podmuch cisnął białym kryształem w oczy zgromadzonych w kręgu, rozwiewając opończe i burząc włosy, lecz mag nie zważając już na nic krzyczał by przekrzyczeć rosnący z każdą chwilą wicher. Krzyczał słowa, które brzmiały dziwnie, źle i plugawie:

- Saszajahh Me Soooliisz! Szesan te’Szissu! Saszajahh Me Soooliisz!

I naraz krąg zapłonął upiornym, czerwonym blaskiem oświetlając najbliższe otoczenie i tych wszystkich, którzy czaili się na granicy widzialności, w mroku, który był ich życiem. Nagie szkielety, widma przeźroczyste tak, że można było spoglądać przez ich zwiewne ciała, demony o wielu głowach, szponiastych łapach i paszczach pełnych zębisk a nade wszystko rogate bestie spoglądające na utworzony krąg gorejącymi czerwienią oczyma.

- Sajjahh Me Soooliisz! Rahmm de Raagu! Sajjahh Me Soooliisz!

Krąg eksplodował czerwienią porywając was w potężny wir, który zdawał się nie mieć kresu ni początku. Tylko potężną siłę, która porwała was w nieskończoną ciemność.
W lepki mrok.

W niebyt.

W śmierć?

Ciemność.

Lepka i zła.

Wszechobecna.

Cisza zburzona tylko waszym oddechem.

I dudnieniem przerażonego serca, które pierwsze zrozumiało, że padło ofiarą oszustwa….

[center:2ecbf78ba8]-------[/center:2ecbf78ba8]
 
CJ111
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 132
Rejestracja: śr wrz 01, 2004 10:56 am

wt gru 06, 2005 2:06 pm

Ivellios

Pó³elf ze znu¿eniem podniós³ siê i przeci±gn±³. Nieco wypocz±³, lecz by³o to i tak za ma³o. Na szczê¶cie uda³o mu siê przestudiowaæ ksiêgê czarów, wiêc by³ nie¼le przygotowany na dalsze zmagania. Podczas gdy jego towarzysze ra¼nym krokiem popêdzili na wzgórze, on wlók³ siê gdzie¶ z ty³u obserwuj±c wszystko. By³ ponury i z³y. Z³y na ca³y ¶wiat. Sam nie wiedzia³ czemu ogarn±³ go taki nastrój. Co tu robi³ z t± band± wojowników szlajaj±c siê po jaki¶ wertepach, bêd±c ¶ciganym przez prawo krainy? Znowu mimowolnie wplata³ siê w jak±¶ kaba³ê, byæ mo¿e nawet powa¿niejsz± od innych. W koñcu chodzi³o o s³owa samej Wyroczni, zwiastuj±cej nadej¶cie nowych dni. Nowych dni, dobre sobie. I tak wszystko bêdzie po staremu. Mordercy bêd± mordowaæ, z³odzieje kra¶æ, gwa³ciciele gwa³ciæ. Wrogie armie bêd± siê biæ i pl±drowaæ, a straszne bestie terroryzowaæ okolicê. Choæby nasta³y te "Królewskie Dni" to i tak dla zwyk³ych obywateli bêd± one takie jak zwykle. Wa¿ne by³o ¿eby wyci±gn±æ z tego ile siê da, dope³niæ zemsty i w spokoju oraz wygodzie ¿yæ przez resztê ¿ycia. Ivellios by³ ju¿ znu¿ony ci±g³ymi przygodami, morderstwami, ucieczkami. Dorobi³ siê ju¿ niema³ej fortuny, lecz ¿eby wystarczy³o na resztê ¿ycia trzeba by³o jeszcze sporo zrobiæ. Mê¿czy¼nie marz³ siê spory dworek gdzie¶ na obrze¿ach ma³ego miasta, zamiast nêdznego koca, ¿ycie w bogactwie, zamiast wa³êsania siê po wertepach. Ale kiedy to nast±pi...

~~Na pewno nieprêdko, je¿eli bêdê przebywa³ w towarzystwie takich jak ci. Oni po prostu sami przyci±gaj± pecha...~~

Do¶æ wcze¶nie uda³o im siê doj¶æ do tajemniczej dolinki. Na niebie ¶wieci³ jasny ksiê¿yc. Gdzie¶ w oddali slychaæ by³o co¶ na kszta³t ujadania psów. Ujadania psów? Co mog³y robiæ psy tak daleko od jakiejkolwiek osady? Oby nie to co my¶lê... Pó³elf spojrza³ z podziwem na p³askorze¼bê i wyrysowany na ziemi krwawy kr±g. Jak zahipnotyzowany wpatrywa³ siê w tajemnicze symbole. Mêzczyzna z podziwem cicho gwizd±³. Wyrysowanie czegos takieog wymaga³o wielkiej wprawy i dok³adno¶ci. Wystarcza jeden niepewny ruch i ca³a zgromadzona magia uwalnia siê wysy³aj±c ciê w kosmos. Ca³y skomplikowany, lecz idealnie zgrany wzór ju¿ z daleka emitowa³ wyczuwaln± dla ka¿dego wprawnego obserwatora aur±. To nie by³y przelewki. Ivellios widywa³ pare razy takie krêgi w siedzibie Thamiona, lecz ten nigdy nie pozwoli³ mu samemu go naszkicowaæ. Nic dziwnego, nie mo¿na siê by³o pomyliæ nawet o milimetr. Pó³elf przykucn±³ obok wzoru delikatnie wodz±c rêk± wokó³ magicznych linii. By³ zafascynowany tajemniczym czarem. Przemowê i ostrze¿enia czarodzieja skwitowa³ jedynie roztargnionym skiniêciem g³owy i krótkim
-Moje imiê to Ivellios
By³ tak zajêty, ¿e prawie nie zwróci³ uwagi na ujawnienie prawdziwego imienia Re ... to znaczy Lorifarna. Nie by³o to dziwne, ostatnio wiele osób ukrywa³o swoj± prawdziw± to¿samo¶æ...

Oglêdziny musia³y siê jednak nied³ugo skoñczyæ, bowiem Turresorn rozpocz±³ tkanie zaklêcia. Wyczuwalna niemal magia kr±¿y³a wokó³ nich. Ujadanie psów by³o coraz g³o¶niejsze. Turresorn wyj±³ paskudnie zakrzywiony sztylet wci±¿ spokojnym g³osem recytuj±c inkatacjê. Nagle kr±g buchn±³ czerwieni±. I wtedy zobaczyli ich. Szkielety, widma demony sta³y na skraju mroku wpatrzone w krwisty kr±g. Nie mo¿na by³o przerwaæ inkatacji ... Saszajahh Me Soooliisz! Szesan te’Szissu! Saszajahh Me Soooliisz! ... wydawa³o siê ¿e wszyscy zapadli w dziwny trans. Saszajahh Me Soooliisz! Szesan te’Szissu! Saszajahh Me Soooliisz! ... coraz szybciej, szybciej, szybciej ... Nagle kr±g eksplodowa³ czerwieni± porywaj±c grupê w potê¿ny wir. Co do cholery siê dziejeee

Ciemno¶æ.

Cisza.

Czy to koniec? Czy tak to jest jak siê ginie?

Oszala³e bicie serc. Ciê¿kie oddechy dooko³a.

A wiêc jednak nie. Ivellios by³ wstrz±¶niêty, lecz poczu³ ¿e jeszcze nie zgin±³. Dr¿±cym g³osem, ostatkami si³y woli powstrzymuj±c siê od potwornego wrzasku wyszepta³ parê tajemniczych s³ów. Z jego d³oni wyp³ynê³o piêæ jasnych ogników o¶wietlaj±c przestrzeñ dooko³a...

Rzucony czar to kuglarstwo
 
Awatar użytkownika
joseph__
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 361
Rejestracja: czw mar 25, 2004 3:45 pm

wt gru 06, 2005 3:29 pm

Paulie Dahlberg

Nie spodziewał się, że tak łatwo im pójdzie ucieczka z osady. Ale jak wiadomo w życiu różne rzeczy się dzieją i nawet tak zaskakujące jak wydobycie się z paszczy lwa. Prawdziwą przyjemność sprawiało mu wędorowanie przez las, w którym nie było dla niego tajemnic. Dość długa jazda zakończyła się przyjemnym poczęstunkiem przygotowanym przez nowego pracodawcę. Paulie pogadał trochę o tym jak udało się im wyjechać nietkniętymi z osady. Później zamilkł i już się nie odzywał.

Późnym wieczorem udali się za czarodziejem, który poprowadził ich w mroki lasu. W pewnym momencie zatrzymał się przy tajemniczym kręgu i nakazał podanie swych prawdziwych imion.

Paulie

tylko tyle padło z ust krasnoluda. Zastanawiało go ryzyko jakie niesie ze sobą podróż czymś takim. Jednak nie mógł nad tym długo myśleć, gdyż czarodziej począł mówić coś w nieznanym Pauliemu języku. Na dźwięk jego słów coś zaczęło się dziać. I nagle Paulie poszybował niczym ptak, nie wiedzieć gdzie i w jakim kierunku. Poczuł ból w klatce piersiowej, począł tracić oddech. Ostatnia myśl jaka pojawiła się nim zemdlał ~~ Czy już umieram?~~ Potem była już tylko ciemność...
 
Khadgar
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 114
Rejestracja: sob paź 22, 2005 4:29 pm

wt gru 06, 2005 4:36 pm

Zaonor Ashenedge

Rozmyślał, przysypiając o celu swej podróży. Odzyskanie pozycji szlachcica w Cormyrze wydawało się niezmiernie trudne, niemal niemożliwe. Niemal... Osobista wendetta była zbyt ważna. Szermierza az paliło, żeby wrócić do Arabel i siłą zdobyć to, co mu się należało. Wiedział jednak, że to nie ma sensu, wiedział, że trzeba działać inaczej- subtelnie. W końcu małymi kroczkami wróci do rodowej posiadłości. Czas nie ma znaczenia, podobnie jak wszystko to, co trzeba będzie poświęcić, żeby dopiąć swego.
Potem przyjdzie kolej na prawdziwą potęgę, potem przyjdzie czas na władzę...

Póki co, los rzucił Zaonora do Vast. Zasnął przy ognisku, na poboczu jakiegoś traktu. Może to był jeden z elementów układanki? Może ten ktoś, istota, która pokładała w Ashenedge'u tak duże nadzieje chciała, żeby szermierz sprawdził się w tym nieprzyjaznym kraju?

Ze snu całą drużynę wyrwał Turresorn. Tajemniczy krąg, zawiłe magiczne znaki, portal... Zaonor miał tylko słabe teoretyczne pojęcie o magii i nie ufał za bardzo czarodziejskiej teleportacji... Mimo to wypowiedział swoje imię
-Zaonor Ashenedge

Plugawe słowa wypowiedziane przez czarodzieja zmieniły wszystko. Nagle przestała istnieć zemsta, wyprawa... Nie było życia, nie było też śmierci. Tylko ciemność- chłodna i nieprzyjazna, ciemność, której szermierz się obawiał... A potem- przebudzenie, wyrwanie z tego wypełnionego pustką i straszliwym spokojem snu.
Słyszał swój oddech, czuł przy pasie broń

Żył.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

wt gru 06, 2005 4:42 pm

Ciemność.

Lepka i ciemna.

Rozbłysła w jednej chwili.

Kilka białych kul oświetlało was, otulonych... ciemnością.

Czarna pustka wkoło.

Czarna pustka pod nogami i ponad jaśniejącymi blaskiem kulami.

Ciemność nieprzenikniona.

Martwa.

Jak otulający was czarny bąbel pośród nicości.

Ciemność, która przecięta,zdawała się móc cisnąć gdziekolwiek.

Ciemność.

Jak zguba.

Ciemność.

Wy zaś rozświetleni przez blady blask wiszących kul.

Pozbawieni jednak cieni, nienaturalni, inni.

Ciemność.

W niej wy...


[center:52e9c72625]----[/center:52e9c72625]
 
Kiaryn'Veil Duskryn
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2940
Rejestracja: wt lip 01, 2003 11:17 am

wt gru 06, 2005 9:55 pm

Reno (Lorifarn)

Zdezorientowany lekko rycerz rozejrza³ siê doko³a, wci±¿ niepewny tego, co siê w³a¶nie wydarzy³o. I czy w rzeczy samej sta³o sie to, co podpowiada³o jego serce... ¯e zosta³ oszukany... Szuka³ swym wzrokiem maga oraz jego bandy ¿o³daków. To miejsce wydawa³o siê znajome, choæ zbrojny nie by³ pewien tego, kiedy te¿ mia³ okazjê siê tu znale¼æ...

Zrobi³ krok do przodu. A raczej, próbowa³ zrobiæ. Niepewny tego, czy wci±¿ znajdowa³ siê w tym samym wymiarze, niepewny tego, do czego jego cia³o by³o tu zdolne, Reno czu³ przeszywaj±c± go na wkro¶ irytacjê. Bada³ otoczenie i sw± sytuacjê, nie puszczaj±c jednak ze swej d³oni b³yskaj±cego w¶ciekle Azureusa...
 
Khadgar
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 114
Rejestracja: sob paź 22, 2005 4:29 pm

wt gru 06, 2005 10:06 pm

Zaonor Ashenedge

Świadomość- tylko ona mu została.
Wszystko było takie ulotne, takie odległe, a zarazem kruche... Każda chwila spędzona w tym przedziwnym nowym otoczeniu wydawała się Zaonorowi wiecznością. Zamknięci, odcięci od rzeczywistości, nie mogli na razie wiele zrobić. Ashenedge'owi trudno było w ogóle trzeźwo myśleć- ich więzienie okazało się takie spokojne, takie cudownie proste. Chłodny mrok zdawał się koić szermierza i kołysać go do snu. Tylko dalekie wspomnienia i jaśniejące bajecznie sylwetki towarzyszy przypominały o zdradzie tej gnidy- Turresorna. Szermierz z trudem walczył z błoga apatią. Niepewny, czy majaczący w blasku kompani, w ogóle go usłyszą, zapytał w końcu:

-Turresorn... gdzie on nas... Słyszycie mnie? Gdzie my jesteśmy? Czy to możliwe, że zdołał nas tak łatwo podejść? Ivelliosie, Ethernalu- czy nie rozpoznaliśćie jego glifów? Naprawdę jest tak zręczny w magii, że zamknął nas w tej mrocznej krainie?

Pytania, tyle pytań.... mrok nigdy nie przynosił prostych rozwiązań. Tym razem ciemność- zwykle przyjazna słudze Maski była wrogiem Ashenedge'a. Tym razem on był jej więźniem i musiał szukać odpowiedzi, drogi ucieczki. Tym razem to on był zwierzyną.

W klatce.
 
CHICK-en__
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 583
Rejestracja: sob sie 21, 2004 11:08 am

wt gru 06, 2005 10:14 pm

Ethernal Fire

Czarodziej siedzia³ obok Lorifarna popijaj±c z nim na zmianê trunek z buk³aka.
- Wiesz tylko przy Tobie tak mówiê, polubi³em Ciê z tamtego okresu. - za¶mia³ siê i zakrztusi³ winem, które popija³. Kaszln±³ kilka razy, przy czym Reno poklepa³ go po plecach, tak ¿e Ethernalowi chyba krêgi poprzeskakiwa³y. Czarodziej zamilk³, a po chwili wsta³ i po³o¿ywszy siê na ¶niegu patrzy³ na niebo. Mia³ nadziejê zobaczyæ gwiazdy, ale nadziejê okaza³y siê p³onne.
Niebo by³o zachmurzone.

Godzina dwunasta nasta³a. Ethernal podniós³ siê lekko i ruszy³ w kierunku czarodzieja. Nie podoba³o mu siê to od pocz±tku, ale skoro zgodzi³ siê ju¿ wzi±æ udzia³ w takiej wyprawie, nie mia³ ju¿ teraz nic do gadania. Patrzy³ jak jego towarzysze po kolei stawali w krêgu, który wydawa³ siê byæ zacz±tkiem potê¿nego portalu, tyle w nim by³o energii!
- Ethernal. - rzek³ m³ody czarodziej i spojrza³ na Ak'Abba - Bêdziemy na was czekaæ po drugiej stronie...

Nagle zapad³a wszechogarniaj±ca ciemno¶æ... S³ysza³ tylko w³asny oddech i w³asne bycie serca nic poza tym. Domy¶li³, ¿e to wszystko zosta³o uknute. Zastanawia³ siê tylko do czego byli w takim razie potrzebni czarodziejowi...

"Burze usunê³y, fale spoczê³y w mogile.
Bo nie by³o ksiê¿yca, co by je pod¼wign±³.
Wicher w stêch³ym powietrzu uwi±z³ i zastygn±³.
Znik³y chmury - to dawne ciemno¶ci narzêdzie
Sta³o siê niepotrzebnym - ciemno¶æ by³a wszêdzie. "
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
  • 8

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość