pt gru 09, 2005 9:09 am
Podjąwszy decyzję, wsiedliście. Niestety do dwóch wagoników. W jednym nie mięliście szans się pomieścić. Wybite kliny zwolniły wagoniki zaraz po puszczeniu hamulca. Ciężkie, krasnoludzkiej produkcji, wagony ospale ruszyły po łagodnym nachyleniu jaskiniowego tunelu niosąc was w ciemną czeluść pełną wiszących stalaktytów, wilgotnych ścian i mechowatych porostów. I jakichś pomykających wśród ciemności cieni, które zbyt wolne, zaskoczone waszym nagłym pojawieniem się, nie nadążały za wagonikami powoli nabierającymi prędkości. Świsnął gdzieś ciśnięty w desperackiej poróbie trafienia głaz rozbijając się ze stukotem na ścianie, lecz wy byliście już dalej.
Nachylenie stoku zwiększyło się a wagoniki przyspieszyły. Z głośnym stukotem mknęły teraz przez ciemne jaskinie mijając różne ich odnogi, zaskakując pokraczne bestie człekokształtne w pół kroku i mijając je nim zdały sobie sprawę co pędzi, omijając rozgałęzienia torów dzięki systemowi zwrotnic kierując się ku wyznaczonemu celowi. Wnet też okazało się, że czas zrobić użytek z hamulcy! Rozpędzone wagoniki zaczęły już bowiem piszczeć kołami i krzesać skry na zakrętach odrywając się od torów jedną ze stron i grożąc straszliwym w skutkach upadkiem. Nie pomagało nic balansowanie ciałami przenosząc ciężar na przeciwną stronę wagonika, by pomóc mu utrzymać się w torze. Pędzący drugi wagonik z Pauliem, Reno i Ethernalem, cięższy wyraźnie od pierwszego, nabrawszy rozpędu na stoku, raz po raz uderzał w swego poprzednika dodatkowo zwiększając szansę wypadku. Walka o wyhamowanie okazała się teraz nad wyraz istotną...
Trzask! Jakieś lecące w bok deski i wióry. Tyle tylko dostrzegliście z raozbitej wagonikami blokującej tory zapory. Wagoniki w zgrzytem i hukiem pomknęły dalej wjeżdżając na niezwykłą stromiznę! Skuleni w wagonach modliliście się o szczęśliwy koniec podróży. Koniec który równie dobrze mógł być szczęśliwy mniej. Jedna z desek towrzących zaporę wylądowała w drugim wagoniku uderzając boleśnie Pauliego w udo. Jednak nie przejął się tym tak, jak głoszącym na niej napisem, będącym starymi krasnoludzkimi transkrypcjami. Częściowo widoczny napis dawał się odcyfrować. Częściowo. "Śmiertelna zguba...". Sam potrafił się tego domyśleć. Hamulce już nie przynosiły żadnej zmiany w prędkości jazdy a jedynie groziły tym, że zostaną zniszczone. Nie było szans na wyhamowanie. Pozostała modlitwa.
Pędzące ze zgrzytem wagony mknęły przez ciemne tunele i naraz dotarło do was, że w tunelu robi się coraz jaśniej. Oświetlone wyraźniej z każdą chwilą zielonym upiornym blaskiem wagoniki pomknęły ku zielonkawej jasności z głośnym zgrzytem wabiąc z pewnością wszystko to, co żyło w promieniu wielu, wielu mil. I naraz waszym oczom ukazała się jaskinia. Jaskinia oświetlona zielonkawym światłem będącym efektem rosnących na jej ścianach porostów i ogromnych grzybów, które dywanem kryły posadzkę jaskini. I wówczas dostrzegliście koniec urywających się nagle torów. Zguba nadchodziła...
Ryk, krzyk, pisk hamulcy, skry krzesane przez metalowe koła wagoników zburzyły wcześniejszą ciszę jaskini. Pędzące krasnoludzkie tendery wjechały rozpędzone na podwieszone do sufitu jaskini tory zwalniając z każdą chilą, lecz nie dość szybko. Wnet spostrzegliście, że nie zdążycie wyhamować! Kalkulacja była natychmiastowa. Skok z wagoników na dywan grzybów w dole był niebezpieczny, lecz upadek w stalowych wagonach w jedno miejsce mógł przynieść tylko jeden skutek. Skok zdawał się być jedyną alternatywą...
Z krzykiem głośniejszym jeszcze od wcześniejszych, rzuciliście się w dół koziołkując na łeb na szyję, i szczęśliwie lądując na miękkim dywanie zielonkawych kapeluszy. Gdzieś nad waszymi głowami wagoniki kończyły swą podróż zgrzytając jeszcze zaciągniętymi hamulcami. I ostatecznie huknęły w ścianę rozbiwszy się w drobiazgi. Jednak wy byliście cali! Jeszcze!
Gdzieś z głębin jaskini w której wylądowaliście, rozległ się gromki ryk. Ryk gardłowy, charkotliwy, dudniący i potężny. I naraz dostrzegliście wyłaniającą się z jednego z jaskiniowych korytarzy, ogromnego, monstrualnie ogromnego stwora. W zasadzie jego cień, lecz i tak ugięly się pod wami nogi. Szczęśliwie zsunęliście się z kapeluszy opadając w dół, pod grzybowy dywan. Skryci przed bestią, która szła się z wami przywitać...
[center:afe81bdec1]---[/center:afe81bdec1]