Po miesięcznej przerwie znowu zasiadłem za sterami nowego felietonu. Przez niemal pół roku towarzyszyły Wam „Wyznania…”. Teraz, podejście nieco się zmieni. Pojawi się nowa, mniej zdyscyplinowana, formuła, ale ciężkie pióro, które tworzyło poprzednie teksty, pozostało. Z wyrazami współczucia zabieram się więc do pisania.
Felieton bez inspiracji byłby pusty. W zasadzie trudno powiedzieć, co mogłoby nią być. Prawie wszystko, od przelotnego wrażenia na ulicy, po wielkie, polityczne wydarzenie. Tematy felietonów wręcz leżą na ziemi. Wystarczy je podnieść, otrzepać i napisać. A ja, na potrzeby dzisiejszego tekstu, znalazłem aż dwa.
Kilkanaście dni temu, podczas comiesięcznego spotkania Forumowiczów w jednym z warszawskich klubów, racząc się winem pochodzącym z panelowego spotkania z artystami (niezorganizowanego przez działaczy Forum dodajmy) i delektując się przeglądaniem drugoedycyjnych podręczników odbyłem rozmowę z Bukwą. W tle wielcy forumowi szperacze zagłębiali się w tajniki pola antymagicznego, ja zaś rozmawiałem o tym i owym z Ojcem Założycielem na Emeryturze. Poza niewątpliwym faktem, iż po raz kolejny okazał się niezwykle zajmującym rozmówcą, dowiedziałem się rzeczy niezwykłej. Otóż, przyczyną niezabierania głosu przez Bukwę w rozmowach na Naszej grupie dyskusyjnej jest fakt… znudzenia RPG. Tak, tak, moi mili, współzałożyciel Forum znudził się RPG. Brzmi strasznie? Być może, na szczęście, sprawa została nieco załagodzona faktem, iż w okolicach świąt będzie jednak rozgrywał minikampanię Zewu Cthulhu we współczesnych realiach. Posłuchałem, o czym będzie traktować ów scenariusz i muszę przyznać, Gracze będą mieli mnóstwo zabawy.
Nie na tym jednak chciałem się skupić. Zdecydowanie ważniejszy z punktu widzenia mojego felietonu (być może mój rozmówca zamieści kiedyś streszczenie scenariusza w odpowiednim wątku) jest fakt znudzenia się RPG. Nie wiem jak Wy, ale ja zawsze myślałem, że gry fabularne są tego typu rozrywką, która znudzić się nie może. Być może wynika to z faktu, że bardzo mocno inspiruję się w swojej grze książkami i nieokiełznaną zasadami wyobraźnia, która przecież nigdy się nie wyczerpuję. Czytając podobne opinie wielu ludzi zajmujących się erpegami, czuję się decyzją Bukwy nieco oszukany. To tak, jakby produkt z dożywotnią gwarancją sprawności po kilkunastu latach się popsuł. Fakt, kilkanaście lat to niezły wynik, ale… i tak nielicujący z „dożywociem”.
Zastanówmy się jednak przez chwilę, co takiego musiałoby się stać, żeby RPG się Nam znudziło. Już widzę Bielona wpychającego się w kolejkę fanatycznych wielbicieli moich tekstów (he, he), który krzyczy swoim rzeźnickim głosem: „życie!”. No tak, zgodnie z bardzo popularnym w moim najbliższym otoczeniu powiedzeniem „życie chlaszcze a nie głaszcze” miałby rację. Gdybym teraz musiał rozpocząć zabierającą mnóstwo czasu pracę, gdybym założył rodzinę, gdyby w końcu wydarzyło się coś nieprzewidzianego w moim życiu, prawdopodobnie musiałbym zrezygnować z zabawy (w większym lub mniejszym stopniu). I Wy pewnie też. Na ten element jednak wpływu nie mamy, wisi on nad Nami niczym miecz Damoklesa zawieszony na cienkim włosie, który może spaść, acz niekoniecznie.
Co jeszcze mogłoby się pojawić? MMORPG! Jeden z moich Graczy, zauroczony światem gry Lineage (choć nie tylko) zrezygnował z zabawy w Lochy i Labirynty ze mną. Nie do końca rozumiem taką decyzję, ale cóż, to Jego sprawa i ja komentować tego bardziej nie mam zamiaru.
Czy jest coś jeszcze? Chyba nie. Życie, albo inna, bardziej pasjonująca z perspektywy byłego Gracza / MG rozrywka chyba wypełniają całe spektrum możliwości. Chętnie się jednak dowiem, co jeszcze mogłoby tutaj przypasować.
Tymczasem, zamykam pierwszą część felietonu i zmykam szybkimi krokami w stronę drugiej, bezpośrednio z nią związanej. Rozmowa z Bukwą skojarzyła mi się natychmiastowo z „Cesarzem” Kapuścińskiego, książką, którą swego czasu podziwiałem za styl i kunszt pisarski, oraz dobraną tematykę. Otóż, książka ta jest ni mniej ni więcej, jak stadium upadku absolutnego władcy – tutaj: Hajlego Syllasjego pierwszego – połączona z niezwykle dokładną, intymną niemal, analizą jego najbliższego otoczenia. Świetna pozycja dla tych, którzy chcieliby zaczerpnąć paru pomysłów na BNów, czy przedstawić władcę w nieco nietypowy sposób. Na czym jednak miało polegać owe skojarzenie? Otóż, jeden i drugi, król państwa afrykańskiego i administrator Naszego Forum odeszli. Z zupełnie innych pobudek rzecz jasna, ale odeszli obaj. Gdy Bukwa opowiadał mi o powodach swojego odejścia, a potem z rozrzewnieniem przeszedł do streszczenia jeszcze nie poprowadzonej kampanii, nie wiedzieć czemu przed oczami pojawiła mi się ta książka.
Chociaż składała się z samych wywiadów, to jednak nie było w niej rozmowy z zainteresowanym. Taki był zamysł – albo po prostu możliwości – Autora i podczas lektury zupełnie mi to nie przeszkadzało. Jednakże, co warto zaznaczyć, odczucia podczas rozmowy były te same. Odchodzi król (admin), nie ma nowego króla (admina). Bo przecież nie ma – bez urazy Sul, Darkie, nekro i danancie. To Bukwa i Tabi na zawsze pozostaną w świadomości Forumowiczów „tatusiami stronki”. Ja tak myślę a jestem jednym z młodszych stażem Użytkowników.
A Wy… co Wy myślicie?
Pierwszy felieton nowej generacji jest troszkę ckliwy. Nie to, że się usprawiedliwiam – to nie to, zupełnie nie to (heh, kto by mi teraz uwierzył) – lubię niekiedy ckliwość. Tak w życiu, jak i w zabawie (grze fabularnej choćby, czy nawet w filmie). Życie jest przecież jak koszyk pełen owoców – wystarczy wybierać i jeść (żyć). Tak jak tematy felietonów. Byleby się nie przejeść. Ufam, że tekst się Wam nie przejadł a nawet przypadł do gustu.
Tak czy owak zczytamy się – jeśli życie pozwoli – 30. A wtedy, postaram się wysmażyć coś… Świątecznego. Bo teraz, jakoś tak adwentowo wyszło.
I to by było na tyle.
Pozdrawiam.