Zrodzony z fantastyki

 
Awatar użytkownika
Demoon
Wyróżniony
Wyróżniony
Posty: 1295
Rejestracja: sob sty 29, 2005 4:34 pm

[05/09/2005] Oni i My vol. 2 (Lot Ptaka III & Wyznania)

pn wrz 05, 2005 2:16 pm

<!--sizeo:5--><span style="font-size:18pt;line-height:100%"><!--/sizeo--><div align="center">Lot Ptaka part III<br />Partia</div><!--sizec--></span><!--/sizec--><br /><div align="center">Czytałem... myślałem... piszę.</div><br /><br /><div align="center"><!--sizeo:3--><span style="font-size:12pt;line-height:100%"><!--/sizeo-->„Czymże byłoby nasze forum, gdyby nikt go nie użytkował?”<!--sizec--></span><!--/sizec--></div><!--sizeo:19--><span style="font-size:12pt;line-height:100%"><!--/sizeo-->T<!--sizec--></span><!--/sizec-->o pytanie zadał sobie już chyba każdy. Każdy zna też na nie odpowiedź, której nie muszę przedstawiać. Ja zaś -tutaj znowu: jak już pewnie wszyscy- zdałem sobie sprawę, iż forum nie obeszło by się bez kilku najbardziej charakterystycznych użytkowników. Począłem wyliczać... większość okazała się członkami Moderatorni. Zainspirowany, oraz za namową, postanowiłem opisać najbardziej charakterystycznych Moderatorów. Aby nie był to suchy tekst, opisy wplotłem w, zdaje mi się interesujące formą, opowiadanie. Czytajcie, moi mili, o „Partii”!<br /><br /><!--sizeo:19--><span style="font-size:12pt;line-height:100%"><!--/sizeo-->D<!--sizec--></span><!--/sizec-->zisiaj zasiedziałem się przy komputerze. Rodzice wyjechali, to nikt mi nie mówił abym już wyłączał. Przeszedłem wszystko co mogłem. Powieki same się już kleiły... Znużony już dniem chciałem położyć się spać, gdy nagle coś rozbudziło mnie porządnie. Słyszałem głosy, jakby zasuwanych krzeseł. Cóż to może być? - pomyślałem. Byłem sam w domu, przez co trochę się bałem. W końcu jednak wziąłem kij i poszedłem tam gdzie owe dźwięki słyszałem, a mianowicie na pierwsze piętro. Im bliżej byłem do pokoju dziadków, tym wyraźniejsze były głosy. Tak, głosy. Jeden młody i piskliwy, mówił bardzo wiele, drugi zaś męski, dojrzały, zdawało się tylko odpowiadał na pytania. Drzwi były uchylone, a na korytarz wpadło światło. W pewnym momencie wpadłem na stojak z parasolami. A niech to! - zakląłem. W tym momencie głosy ucichły. Wszedłem, spanikowany do pokoju. Nic tam nie było... oprócz jednej rzeczy. Światło z lampy padało wprost na szachownicę, na której były rozłożone figury. Najwyraźniej dwóch nieznajomych toczyło między sobą partię szachową. Jednakże zaciekawiło mnie to, iż dziadkowe szachy leżały na swoim miejscu. Spojrzałem raz jeszcze na szachownicę. Zauważyłem mały napis na boku. Podszedłem, przyjrzałem się... odczytałem: Forum.<br />Zdawało się iż walka toczyła się w najlepsze. Figury opanowały już całą szachownicę, czarne wymieszały się z białymi i tylko ostatnie rzędy zajmowane były jedynie przez jeden kolor. Jednak znów mnie coś zdziwiło- figury nie przypominały bowiem tych ze zwykłych kompletów. Można było rzec, iż każda była na swój sposób... oryginalna, unikalna. Na każdej też było coś napisane... jakieś imiona? Pseudonimy, nazwiska? Dziwne to wszystko. Już chciałem wrócić do łóżka, gdy jednak coś podkusiło mnie bym na to spojrzał. W takim razie usiadłem na jednym z krzeseł i począłem przyglądać się każdej figurze po kolei. Odczytałem wszystkie nazwy, gdy nagle stało się coś co zmroziło mi krew w żyłach- szachy same zaczęły grać! Znów ruszały się białe, potem czarne, prowadzone przez jakąś niewidzialną rękę. Gdy już uznałem że to jest niemożliwe i na pewno mi się to śni, nie wstałem, a zacząłem przyglądać się partii.<br /><br /><!--sizeo:19--><span style="font-size:12pt;line-height:100%"><!--/sizeo-->O<!--sizec--></span><!--/sizec-->d początku widać było iż białe są ciągle atakowane przez czarne, lecz mimo iż te ciągle były bite to jakimś magicznym sposobem w ogóle ich nie ubywało. Znalazłem w tymczasie kolejną anomalię- biali nie mieli hetmana, a dwóch króli, zaś czarni dwa hetmany. Kolejna dziwna sprawa, lecz w tym dniu nic mnie już nie mogło zaskoczyć. Oglądałem dalej. Z racji iż ta dziwota mnie zaciekawiła, pochyliłem się nad królami. Jeden z nich był drewniany, pomalowany na sympatyczny żółty kolor. Ruszył się tylko raz, by przeprowadzić roszadę z wieżą stojącą po jego lewicy. Z tyłu figury tej zaś wygrawerowane było pseudo, zdaje się. Tabi. Cóż to znaczyć mogło, nie wiedziałem. Wiedziałem jedynie, że jeśli miałbym podpasować osobowość do niego, to nazwałbym go miłym, ostrożnym pracownikiem. Widać było iż zależało mu na sytuacji szachowej, ale nie robił nic w tym kierunku. Chyba, że tego nie widziałem- może telepatią, może ustalił taktykę... w każdym razie teraz, schowany za wieżą, co najwyżej mógł się przypatrywać. Drugi król był większy, też drewniany, acz nie wiedzieć czemu o wiele twardszy. Kolor jego był czarny, ale w niektórych momentach widać było żółtą farbę. Ten już nie był taki cichy. Stał prawie na środku szachownicy, miotając się od pola do pola, zbijając mnożące się czarne piony. Zdawało się jednak iż było to męczące zajęcie, gdyż drugi król zaraz zaszył się za drugą wieżą, ale bez roszady, chroniąc się jeszcze innymi figurami. W tym momencie mogłem odczytać jego nazwę. Bukwa. Mimo iż i to słowo nic mi nie mówiło, to wiedziałem że na tej figurze można polegać. Robiła wiele, a teraz spoglądając na szachownicę wciąż wskazywała nie bronione figury wroga swoim sprzymierzeńcom. Dbał o tą partię, było to widać. <br />W jednym momencie ujrzałem kolejną zadziwiającą rzecz- na planszy pojawiły się trzy hetmany. Jeden ogromny, energiczny, metalowy stanął blisko Bukwy, po drugiej stronie chroniącej go wieży. Ta figura ciągle wyglądała tak samo- jej mina się nie zmieniała, metalowe oblicze było ciągle surowe. Szybko poruszała się po całej szachownicy, sprawnie zbijając nawet silne figury. Gdy była blisko mojej twarzy, odczytałem napis. Danant. W tym momencie skoczyła na sam koniec, zbijając piona wroga. Zaiste, wielką determinację u niego widziałem. Na nim też można polegać, to się czuje. Więcej razy nie ujrzałem go dłużej niż dwie tury na tym samym polu. Ciągle znikał. Drugi hetman zapisał mi się w pamięci swoją zewnętrzną dobrocią. Drewniany, na niektórych odcinkach torsu miał metalowe części. Widać było, iż jego rany się nie zabliźniają, tylko są naprawiane w sztuczny sposób- przez to zapewne był taki surowy atakując jedne figury, zaś drugie zostawiał w spokoju. Zapewne jakieś urazy, może coś innego... w każdym bądź razie najczęściej miał przesympatyczną minę. Zdawało się, iż parę razy coś powiedział. Nie dosłyszałem tego, ale to na pewno były jakieś miłe słowa. Co więcej, większość jego sprzymierzeńców zapewne ślepo go słuchała. Wreszcie ruszył się na początek szachownicy, stanął blisko mojej twarzy. Nekromancer. Przez chwilę myślałem, czy taka nazwa pasuje do tej figury, ale szybko zostałem wyrwany z zamyślenia. Otóż uwagę moją przyciągnął trzeci hetman, którego nazwę odczytałem zaraz po tym jak go zobaczyłem. Była łatwo przyswajalna - Darklord. Jego zachowanie było dziwne. Zaszył się na boku, co jakiś czas tylko podjeżdżając pod jakąś wrogą figurę. Raczej straszył, zbił tylko raz piona. Dziwnym zaś było to, iż nikt do niego się nie zbliżał - widać był szanowany. Nikt nie chciał mu zagrozić, nikt nie chciał go zbić. Niczym innym nie przyciągnął mej uwagi, ale i tak pozostał dość charakterystyczny... przyglądałem mu się jeszcze całkiem długo, ale dalej nic nie robił.<br />Tym samym przeniosłem wzrok na to co zostało- ujrzałem wieże, obie chroniły Bukwę i Tabiego. Jedna z nich była wysoka, zaszczycała spojrzeniem całe forum. Metalowa, widać było na niej kawałki drewna. Były to jednak prędzej drzazgi. Mimo to nasuwały wrażenie, że kiedyś powierzchnia była zrobiona z drewna- teraz zaś pozostał surowy, zimny metal... Wieża ruszała się raz na jakiś czas, lecz tylko wtedy gdy była pewna iż Bukwa jest chroniony. Zbijała wiele, podobnie jak Danant. Razem z nim należała do najbardziej ruchliwych figur- gdyby nie jej ograniczone pole ruchu, zapewne już biali by wygrali. Odczytałem napis, choć, nie powiem, z trudem. Ciężki- Suldarr'essalar. Jeszcze parę razy musiałem się przyglądać, by zapamiętać. Jednakowoż gdy mi się to już udało, skupiłem się na drugiej wieży. Niska, była zrobiona jakby z samych sztucznych materiałów. Plastikowa... była czymś zapełniona. Widziałem prześwitujące kable, przewody... przestraszony spojrzałem na oblicze figury. Chłodne, bez cienia emocji. Ciągle spoglądające na hetmany wroga. Wieża ta ruszała się czasem, ale należało to do rzadkości. Odpędzała, należy wspomnieć iż bardzo skutecznie, figury od Tabiego. Znała swoje możliwości i je wykorzystywała. Niestety, wyglądało na to iż jest sztuczna... nie uczestniczyła w partii jak inni, tylko robiła zdawało się określone ruchy. Wszystko było u niej dobrze zaplanowane. Gdy już według mnie rozgryzłem jej sposób gry, postanowiłem odczytać nazwę. Nie było to trudne, gdyż była prawie ciągle w spoczynku. Antara. I znowu, nic mi to nie mówiło. Odsunąłem twarz od szachownicy, jeszcze raz omiatając całą spojrzeniem. Mą uwagę znów coś przykuło- coś, co wcześniej ciągle brałem za piona, okazało się gońcem. Pomyliłem się nie bez przyczyny- figura bardzo przypominała swoich mniejszych braci. Wzrostem ledwie ich przewyższała, kształtem przypominała... jedynie to, że była zrobiona z lakierowanego drewna trochę ich różniło. Często była w ruchu, choć były momenty kiedy uspokajała się na długo. W jednym takim udało mi się odczytać nazwę: ShadEnc. Nigdzie wcześniej tego nie słyszałem, ale byłem już przyzwyczajony iż te nazwy mi nic nie mówią. Figura zdawała się być zżyta, całkiem mocno z innymi. Szczególnie z pionami. Gdy znów zapadł w ten swój letarg, zmieniłem obiekt zainteresowania. Drugi goniec. Nosi wdzięczną nazwę Haer'dalis. Również jest podobny do pionów, lecz w mniejszym stopniu- jest zdecydowanie większy. I znowu- tego też robiono go z lakierowanego drewna, lecz sama figura ma kolor czerwony. Nie wiedzieć czemu, gdy na nią patrzę nasuwają mi się smoki. Mimo iż podobieństwa nie widać, coś jest w jego zachowaniu... mniejsza. Rusza się często, a każde posunięcie nie jest pochopne. Mimo iż szybkie, są dokładnie przemyślane, i za każdym razem gdy zbije przeciwną figurę, zatrzymuje się na dobrze chronionym polu. Mimo iż czasem ma drobne potknięcia, należy do grupy Tych, Na Których Można Polegać. Kolejna dobra figura. Szkoda tylko, że teoretycznie jest tak słaba i ma tak mały zakres ruchów. Następnie przeniosłem spojrzenie na konie- szukałem ich od początku, ale nie mogłem znaleźć. W końcu tego dokonałem- jeden z nich, niewielki, zrobiony był z jakiegoś przezroczystego materiału. Zaiste dziwnym było to, że nie mogło być to szkło ni plastik- był twardy, było to widać. Przechodził przez szachownicę praktycznie niezauważalny, raz znajdował się w środku rzędu czarnych, a raz zdawało się pomagał w czymś Tabiemu. Być może i on miał jakąś rozplanowaną taktykę, której się ściśle trzymał... tego nie wiem. Wiem zaś, że jeśli tak miałoby na prawdę być, to taktyka nie przewidywała zbijania innych figur- od początku nikogo nie zbił. Jedynie umacniał pozycję innych, chroniąc ich przez zbiciem. Był żelazną podporą, acz nikłą siłą ofensywną. Inni zaś bezapelacyjnie go szanowali. Gdy w końcu, cudem, dostrzegłem go blisko siebie -akurat stał koło Tabiego- odczytałem napis. Było to chyba najcięższe zadanie, gdyż litery były bardzo niewyraźne. W końcu udało się- Ryan O'Connel. <br />Pozostał jeszcze jeden skoczek. Imię odczytałem po paru podejściach, gdyż było całkiem długie. Aragathor Roaringflame. Chyba najbardziej niemiłosierna figura na całym Forum. Zbijała raz za razem, można było rzec iż każdy jej ruch miał bardziej na celu unicestwienie jakiejkolwiek wrogiej figury niż wygrania partii. Teraz już większość czarnych się go bała, uciekała przed nim, acz nawet to im nie pomagało w zejściu z szachownicy. Inni nie przeszkadzali mu w takiej brutalnej walce, ale też nie zauważyłem by ją propagowali. Ot, ich sojusznik gra tak. Pozwalali mu na to, a z efektów mogli być tylko zadowoleni. <br />Jeśli miałbym coś jeszcze oglądać, to ewentualnie tylko piony. No i czarne, ale nie wiem czemu oni mnie nie interesowali. Tak więc przyjrzałem się pionom. Różnili się, to prawda, ale nie bardzo. Jeden wyższy, drugi niższy, trzeci drewniany a czwarty metalowy. Mimo to dało się w nich bez problemu rozpoznać tą figurę, co trzeba. O, nawet to pomagało- każdy z nich na plecach miał napisane: Forumowicz. Jedni fanatycznie dążyli do końca szachownicy, aby zmienić się w ważniejsze figury, lecz żadnemu to nie wyszło. Drudzy jak najbardziej mogli walczyli z wrogiem, jednak zaraz, zauważani przez wroga byli zabijani. Byli też i trzeci- kryjąc się, niszczyli wroga po pionku. Pięli się tak coraz bardziej w górę, wyżej i wyżej... jeden z nich zdążył się przeistoczyć. Jeden, może dwóch? Nie pamiętam, przeistoczyli się na pewno w hetmany które zaraz zostały zabite. Nagle coś się stało- czarni zaszachowali Bukwę! Zdziwiło mnie zaś to, że usłyszałem głos. Powiedział on nie szach, a spam... był to właśnie ten piskliwy głos. Zaraz jednak sza######ąca figura została zbita, a na jej miejsce pojawiła się nowa, w innym miejscu. Zrozumiałem iż ta partia nigdy nie będzie miała końca... zmęczony odszedłem trochę i... zasnąłem. <br /><br /><!--sizeo:19--><span style="font-size:12pt;line-height:100%"><!--/sizeo-->R<!--sizec--></span><!--/sizec-->ano obudziły mnie znane głosy. Przez sklejone powieki ujrzałem małego dzieciaka w czarnym ubraniu, z klawiaturą na kolanach, siedzącego po stronie szachownicy, gdzie zaczynały czarne. Po drugiej zaś siedział dorosły mężczyzna, z dość sympatyczną miną. Nagle obaj odwócili się do mnie. Chwilę patrzyli, gdy nagle dorosły coś wymówił. Następne co pamiętam to pobudka w moim łóżku. Zaciekawiony szybko pobiegłem do pokoju dziadków. Ze smutną miną nie dostrzegłem żadnego śladu po nieznajomych. Ale, zaraz, coś leżało na stole... czarny hetman i biały król. Bez charakterystycznych cech. Pobiegłem do półki, zdjąłem dziadkowe szachy i sprawdziłem czy czegoś brakuje. Nie, wszystko było. Jeszcze raz oglądnąłem figury. Biały król na plecach miał wypisane: Bukwa...<br /><br /><!--sizeo:19--><span style="font-size:12pt;line-height:100%"><!--/sizeo-->T<!--sizec--></span><!--/sizec-->ym, którzy dobrnęli do końca pragnę szczerze podziękować. Dzięki Wam mam poczucie, że ktoś chociaż udaje że chce czytać moje wypociny... Dobra, koniec żartów. Jeśli ktoś wszystko przeczytał, to pozostaje mi jedynie mieć nadzieję iż nie zanudził się na śmierć. Jeśli zaś któryś z moderatorów czuje się obrażony przez swój opis, niech przyjmie me przeprosiny. Nikogo nie miałem zamiaru poniżyć. Tak więc pozdrawiam wszystkich, tym razem z Jeźdźcami Apokalipsy na czele!<br />PS: Ups, prawie bym zapomniał. Arbuz. Dzisiaj dostanie go osoba która wprowadziła sporo nowego poprzez znane i powtarzane rzeczy. Napisała parę wywodów, komentowanych przez całe forum. Wywodami tymi są felietony z cyklu „Dawno, dawno temu...”. Nie muszę mówić, ale i tak to zrobię - ShadEnc, gratuluję Ci Twej ostatniej roboty! Przyjmij owoca w wyrazie uszanowania!<br />Pozdrawiam raz jeszcze wszystkich ze znanymi osobami na czele.
 
Awatar użytkownika
Hekatonpsychos
Moderator
Moderator
Posty: 1695
Rejestracja: wt mar 07, 2006 10:05 pm

pn wrz 05, 2005 2:19 pm

[center:8b7545b739]<span style='font-size:25pt;line-height:100%'>My i Oni – część II – Wyznania Zgreda-Forumowicza</span>[/center:8b7545b739]

<span style='font-size:25pt;line-height:100%'>N</span>areszcie! Nadszedł czas niespodzianki. W związku z dużym zainteresowaniem, jakim cieszył się felieton Demoona "My i Oni" postanowiliśmy w pewien - dośc wyraźny myślę - sposób doń nawiązać. Otóż, wespół ze wspomnianym wyżej Forumowiczem zabraliśmy się za krótką charakterystykę „pokoleń” Użytkowników – starych zgredów i młodziaków.
Co z tego wyszło, ocenicie sami. Ja jednak ze swojej strony ostrzegam. Na mocy niepisanej umowy ustaliliśmy, że nie będzie to tym razem felieton w klasycznym tego słowa rozumieniu. Komentarz do życia na Forum – oczywiście. Refleksja nad tym życiem – a jakże. Ale nie felieton.
Z tego też powodu, postanowiłem nie określać tekstu mianem „Wyznań...” i wpisać go w nową „serię” tekstów, które tym razem w tandemie staną się (oby) ozdobą działu felietony. Mam nadzieję, że takie urozmaicenie przypadnie Wam do gustu i zapraszam do lektury.
Aha, byłbym zapomniał, jeśli podobają Wam się tekściarskie dokonania Demoona, wyślijcie PW nekromancerowi z przypomnieniem o promocji dla tego osobnika. Ja z przyjemnością widziałbym Go w gronie redaktorskim. Ufam, że Jego ostatni tekst też Was w podobnym przekonaniu utwierdzi. Tymczasem jednak zapraszam do lektury

Hurgot łańcuchów rozbrzmiewał w korytarzach. Ostrza zagięte i proste, krótkie i długie, ostre i przeraźliwie tępe obijały się o uda. Kolczyki w uszach, nosie i wszelkich innych otworach ciała (także tych, o których lepiej nie wspominać w tym momencie) połyskiwały w krawym blasku trzymanej w dłoni pochodni. Ponure wejrzenie osobnika i obłąkańczy uśmiech malujący się na jego twarzy nie wróżyły nic dobrego. Patologia biła z każdego ruchu, każdego gestu i dźwięku wydawanego przez osobnika tak mocno, tak perfidnie i tak zamaszyście, że obserwatorzy, gdyby tutaj byli, zapewne wiliby się z bólu i ściskali krocze.
Tymczasem na drodze istoty pojawiła się przeszkoda. Grubo okute drzwi wzbraniały całym swym majestatem wejścia do kolejnego pomieszczenia. Istota prychnęła siarką, splunęła przez ostre jak igły, spiłowane zęby i uderzyła...

...odrzwia przybytku poszły w drzazgi już przy pierwszym uderzeniu. Mężczyzna siedzący nieopodal przy pulpicie, nad księgą Mistrza Galena, nie raczył nawet podnieść wzroku. Po prostu westchnął cicho i niemal niezauważalnie pokręcił głową. Powłóczysta szata z przedniej wełny otulała jego korpulentne ciało. Zapach jodyny, świeżych bandaży oraz syropu „Flegamina” unosił się wokół. Idealnie kolista tonsura połyskiwała subtelnie w półmroku. Wreszcie grubasek wstał. Jakby bezwiednie sięgnął po oparty o pulpit drewniany kostur i ruszył w stronę adwersarza, który postanowił przerwać mu lekturę.
- Witaj, Chri... – zaczął demoniczny jegomość, gdy trociny opadły na tyle, by mógł wyartykułować jakiekolwiek zdanie.
- Zmiotka i szufelka są w sąsiednim pokoju. Odkurzacz się zepsuł. Przydałoby się też później przemyć to wszystko mopem – odpowiedział „duchowny”.
- Co?! Jak śmiesz, śmieciu! – ryknął przybysz.
- Jedyne śmieci, jakie są w tym pomieszczeniu naniosłeś ty sam. Lepiej żeby ich tu nie było, jak przyjdzie moja kobieta. Ja lubię porządek, ale ona... Brrr... Nawet ćwieki ci nie pomogą.
- Tego już za wiele konusie! Stawaj!
- Ech... – „konus” zacisnął pięści na kosturze i ruszył w stronę adwersarza.
Łańcuchy spłynęły wzdłuż poł skórzanego płaszcza. Ostrza zaszeleściły złowieszczo. Ostre zęby ukazały się w ekstatycznym niemal uśmiechu zwiastując nadejście bólu. Wielkiego bólu. I słusznie.
Buteleczka z jodyną w mgnieniu oka znalazła się w dłoni „duchownego”. Cisnął on ją z całej siły w zabliźnione i ropiejące od wielu masochistycznie zadanych ran ciało intruza. Ten zawył z bólu i agonii. Następnie w ruch ruszył bandaż. Sprawne ręce mistrza leczenia błyskawicznie opatuliły ciepłą i z lekka tylko drapiącą gazą całego przeciwnika. Przypominał on w tej chwili mumię, która wyszła właśnie z chemicznej pralni. Frustracja demonicznego intruza sięgnęła szczytu. Jednym szarpnięciem rozerwał on przepięknie i jakże równo ułożone opatrunki i rzucił się na adwersarza.
Już, już, jego zaopatrzone w mnóstwo sadomasochistycznych dewocjonaliów ręce dobierały się do biednego człowieka, gdy ostry wizg i ból w zadzie osadziły Demoonicznego demona na miejscu. Piłka przebita ćwiekami wdrożonymi w skórę w miejscu, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę, pękła. Zdołała jednak odwrócić uwagę od Krzysztofa „Christophera” Lecznickiego i skupić na trzymanym w ręku przez tajemniczego piłkarza bloczku czerwonego kartonu.
- Demoonie! Jesteś zdyskwalifikowany. Idziesz ze mną do sądu w Midgardzie. Tak mi dopomóż PZPN! – skonstatował ponuro piłkarz – Pamiętasz jak dziesięć lat temu, gdy byłeś jeszcze małym szkrabem, bawiłeś się z dziećmi w piaskownicy? Użyłeś wtedy niedozwolonych środków aby ubezwłasnowolnić pozostałe na placu zabaw dzieci. Jako, że znajdowałeś się wtedy pod wpływem niebezpiecznie dużej dawki bebiko, nie mogłeś działać racjonalnie, jednakże ten fakt w żaden sposób nie umniejsza Twojej winy. Zawsze przecież mogłeś kleik wy... zwrócić.
Demoon mruknął coś niezrozumiale i opuścił ręce (przy okazji zasłaniając pudełko kleju firmy bebiko trzymane w prawej kieszeni płaszcza). Walka była zakończona.

- To mega therion the ultimate beast... tralalalalala! – nucił sobie pod nosem słuchając kupionego przedwczoraj iPoda sędzia Sądu Najwyższego Midgardu, Canthir „Therion” Smokowaty. Tymczasem między oskarżycielem a obrońcą toczyła się zażarta dyskusja.
Mecenas Aldar perorował właśnie.
- ...kiedy ja mówię wyraźnie, że aby stworzyć świat na klimacie, trzeba go oprzeć na pewnej bardzo popularnej grze cRPG sprzed kilku lat i zagonić Graczy do zbierania zaginionych buraków cukrowych nasycenia po okolicznych ugorach!
- Co za bzdura! – ripostował dr Avaraxis-Novaraxis Łzawisty, specjalista od prawa światotwórczego - Najpierw trzeba wymyślić własny świat. Z prehistorią. Od najmniej od tysiąca eonów wstecz.
- A co ty mi tu o neonach bredzisz! Pochodnie i kaganki! Żadnych neonów. To ma być świat low-magic. Nie żadne Forgoteny jakieś.
- Zgłaszczam sprzeciw! – znajdujący się na sali Mistrz Leczenia był szczególnie uczulony na wszelkie krytyczne uwagi wysuwane pod adresem jego ukochanego świata i właśnie wyrwał się z kilkugodzinnej drzemki, którą postanowił sobie uciąć na czas rozważań koncepcyjnych adwokata i prokuratora.
- Oj zamknij się! – odpowiedziała niemal cała sala.
- No więc... O czym to ja. A właśnie...
- Cisza!
Zagrzmiał głos z końca sali. Siedzący na ławie poszkodowanych. Filio „Ganxta the Almighty” Hamerykański nie wytrzymał. Dziś wieczorem miał jeszcze spotkanie z 50 centem. A jutro szedł wskrzeszać Tupaca i nie miał czasu na tracenie całego dnia w sądzie.
- Yo! – okrzyk pierwotnie silny i rześki uciął się w połowie, gdy Filio zauważył, że większość obecnych na sali to deathmetalowe czuchry – Znaczy... Ave! No więc... ja... ten tego... Want to... znaczy chcę. Wiecie, ja słabo polski język nołować ale ten dik znaczy, palant, kiedyś pobił mnie w piaskownicy i nał chcę kesz, znaczy zadośczuczynienia. Yo!
- Nieprawda! Nie pociąłem go – odkrzyknął siedzący na ławie oskarżonych Demoon – jeno troszkę opłazowałem – mruknął pod obciętym przez pewną bestyjkę z innej bajki nosem.
- Cisza! – odkrzyknął sądzia – muszę zmienić utwór – pogmerał coś przy trzymanym na kolanach urządzeniu i osunął się z prawdziwą rozkoszą na fotel - Typhon is alive, descending with allies. Tralalala...
I to by było na tyle. Rozprawa pogrążyła się w chaosie, z którego raz za razem przebijało się jakże praworządne chrapanie Christophera.


Pozdrawiam.
 
Haer
Wyróżniony
Wyróżniony
Posty: 5081
Rejestracja: ndz paź 17, 2004 4:30 pm

pn wrz 05, 2005 2:41 pm

Choæ niew±tpliwie Demoon, Filio, Canthir, Christopher i pozostali wymieni wpisali siê (w ten czy inny sposóB) w karty historii forum, ciê¿ko nazwaæ któregokolwiek z nich "starym zgredem", a ich tak¿e mia³a dotyczyæ refleksja - czy¿by Hekakon dokona³ lekkiego przejaskrawienia zawarto¶ci notki ;) A na serio, czyta³o siê ca³kiem fajnie - co¶ w stylu Apokalipsy Jierdana (tej pierwszej) tylko nieco mniej ¶mieszne (co niekoniecznie musi byæ wad± - wszystko zale¿y od intencji autorów). Tak trzymajcie!
 
Awatar użytkownika
Hekatonpsychos
Moderator
Moderator
Posty: 1695
Rejestracja: wt mar 07, 2006 10:05 pm

pn wrz 05, 2005 2:47 pm

Wybaczcie tak krótką notkę, ale... Starych zgredów wziął na siebie Demoon ;) Ja zabrałem się zaś za młodzików.
Pozdrawiam.
 
Haer
Wyróżniony
Wyróżniony
Posty: 5081
Rejestracja: ndz paź 17, 2004 4:30 pm

pn wrz 05, 2005 2:58 pm

Heh sorki - wzi±³em wasze notki za dwa odmienne tematy-silly me ;) Skoro przebrn±³em tak¿e przez notkê Demoona, pozostaje uzupe³niæ komentarz. Podobnie jak Hekaton, dokona³e¶ barwnej charakterystyki postaci, jedno tylko nale¿a³oby uzupe³niæ - Sul jest ju¿ hetmanem ;) Co za¶ do opisu mojej osoby, to czujê siê nieco zak³opotany (to przez skromno¶æ :D)-dziêki za wiarê w moje si³y, ale wydaje mi siê ¿e jestem tam gdzie byæ powinienem.
 
Awatar użytkownika
Canthir
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1053
Rejestracja: wt cze 27, 2006 5:13 pm

pn wrz 05, 2005 3:58 pm

Boże Święty! Cużeście Wy ze mną, bidnym szarym użytkownikiem forum zrobili?
Ja tylko staram się zrobić coś, żeby dało się siedzieć przez cały dzień przy forum bez możliwości zaśnięcia z nudów, jak mi się zdażało.Mam taką właściwość, że jak trafię na jakieś forum, gdzie znajdę przyjemne towarzystwo to się rozkręcam i momentalnie 75% użytkowników mnie zna. Polecam spytać o mnie na forum gazety Auto Świat, tam na pewno starzy wyjadacze będą mnie znać (Canthir wtedy jeszcze nie istniał, więc mów AŚowy nick można odebrać na PW, jeżeli ktoś chciałby spytać).

BTW, Hekato, nie przesadziłeś w opisie mojej skromnej osoby? Czemu zaraz na tak ważnym stanowisku? Ja jeżeli coś organizuję to nie przykładam więcej do tego ręki, ale cóż.... Stało się...

POZDRAWIAM ;D
 
Anonim_1

wt wrz 06, 2005 3:45 pm

[quote=Demoon]Figura zdawała się być zżyta, całkiem mocno z innymi. Szczególnie z pionami.[/quote]
Bardzo się cieszę, że tak odbierasz moją "taktykę" w działaniu na forum, Deemonie. Faktycznie, niby jestem moderatorem, ale dziwnym trafem nie czuję się odmienny względem innych użytkowników. Również w sensie kłótliwości ;)

[quote=Demoon]Nie muszę mówić, ale i tak to zrobię - ShadEnc, gratuluję Ci Twej ostatniej roboty! Przyjmij owoca w wyrazie uszanowania![/quote]
"Dziękuję, kłaniam się, zawsze do usług - powiedział krojąc arbuza ShadEnc - "Nic bym jednak nie wskórał, gdyby nie forumowicze, ich wypowiedzi i dyskusja, która się na ich podstawie wywiązała. Sądzę, że dużo bardziej cenne od moich felietonów są owe rozmowy pod nimi. Siądźcie, zjedzmy tego arbuza razem" - dodał, kładąc talerz na stole.
 
Awatar użytkownika
Kejmur
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1684
Rejestracja: wt cze 15, 2004 4:35 pm

sob paź 29, 2005 9:02 pm

A co z pokoleniem średnim :D ? A na poważnie, dobra robota. Ciekawie napisane, bardziej w formie opowiadania niż felietonu (o czym wspomnieliście). Tematyka dosyć znana i popularna, ale inaczej przedstawiona (w sensie pozytywnym). Dla mnie ten felieton ma wysoką ocenę. Cóż, czekam na następne pracy waszej dwójki. Widać mam ogromne zaległości :P.

Szkoda, że tylko dwóch, bo np. ja nie uważam się ani za młokosa, ani za zgreda


Bliżej mi do młokosa, ale widać, że ktoś ma podobne odczucia do moich :D.
 
Awatar użytkownika
Canthir
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1053
Rejestracja: wt cze 27, 2006 5:13 pm

śr kwie 19, 2006 4:47 pm

A tak trochę schodząc ku off-topowi: czy jeszcze banda aktywistów daje się zauważyć? Filio never die, Canthir turns back, czy leci z nami Chris?? Przez kilka miechów mojej nieobecności bractwo się rozsypało, szkoda... Brakuje mi opisu tej "klasy średniej", pokolenia wyjadaczy, którzy gdzieś w kącie robią co im przykazano nie posiadając władzy adminomoreratorskiej...

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość