czw sie 10, 2006 11:05 pm
Villie <br /><br />Villie wcale nie miał zamiaru okazać jakieś tam pogardy czy arogancji-poprostu...zachowanie Jedi zirytowało go. Najbardziej jednak zdenerwowało go to, że tutaj, gdzie obiecywano mu pomoc, schronienie, bezpieczeństwo, sojuszników-poczuł się zaszczuty, poczuł się wrogiem...ale może taki pisany był mu los? Może lepiej było pozostać bezwolnym niewolnikiem, niż skończyć jako wyrzutek i wróg wszystkich, wszędzie witany nieufnością? Nie, nie dla niego.<br />Ci Jedi...nawet nie zdawali sobie, jakie mieli szczęści. Oni mieli wybór, oni byli świadomi.<br />A on?<br />On nie miał wyboru. Inni wybrali za niego.<br />I ich głowy potoczą się po bruku...ich, albo jego. Nie ma już odwrotu.<br /><br />Na chwilę Villie schował twarz w dłoniach, wzdychając ciężko. Po chwili jego ręce spoczeły na kolanach i błysneły jego niebieskie oczy...jednak inne niż wcześniej-brak w nim było zimna czy drwiny, było za to...zmęczenie? Również wyraz twarzy był inny-drwiący uśmiech zastąpił trudny do przypisania jakiemukolwiek uczuciu grymas.<br /><br />Z gardła Villiego wydobył się głos, cichy, wręcz na granicy słyszalności. Mówił powoli, wyżutym z emocji głosem.<br />- Naprawdę, nie było moim celem urażenie was czy obrażenie-usiadłem tutaj nieżywiąc żadnej "pogardy" do Jedi Gromie, których mi obiecano-a obiecano mi towarzystwo utalentowanych użytkowników Mocy, potrafiących sobie poradzić z tym, co nas czeka. Obiecano mi dobrze działający zespół-a ja, jako że traktuje Luke'a Skywalker'a jako sprzymierzeńca, uwierzyłem jego słową. W jego rękach złożyłem moje bezpieczeństwo, moją głowę. Zrobiłem to zupełnie dobrowolnie myśląc, że skoro Skywalker obiecał mi grupę która zagwarantuje temu zadaniu sukces-a co za tym idzie, zadecyduje o tym, czy będe mógł... Zawahał się na chwilę Normalnie żyć. Oczekiwałem tutaj tutaj nie tylko dobrze przeszkolonych ludzi, ale przede wszystkim...sam nie wiem czego. Za to wiem, czego nie oczekiwałem-nie oczekiwałem wrogości. A z tym, Gromie, właśnie się spotkałem. Dlatego wybaczcie mi moje zachowanie-zapewniam was, wy na moim miejscu zareagowalibyście znacznie, ale to znacznie gorzej. Nie przepraszam was za nie, bowiem nie ma za co-za to proszę o coś innego. O...pokój. Między nami. Jeśli nie chcecie mieć ze mną nic wspólnego-proszę bardzo. Ale jak już mówiłem, by przetrwać czekającą nas misje będziemy musieli współpracować, być gotowi odwrocić się do drugiego człowieka plecami, wiedząc że nie wbije nam tam miecza...jeśli tego zabraknie, marny nasz los. Na chwilę w lodowoniebieskich oczach pojawiły się złe, ponure i mroczne iskry A nie chcę przez was stracić mojej głowy. I dlatego jak już wspomniałem proszę o pokój i zaufanie-a przynajmniej taką jego dawkę, jaka będzie potrzebna. <br />Wodził wzrokiem po protegowanych Skywalker'a. Nagle przypomniał sobie o starym rytuale, który, jeśli dobrze pamiętał, funkcjonował w Starym Zakonie. Wachał się jednak chwilę...czy stare zwyczaje nadal funkcjonują? Sam wiedział o nich niewiele, czerpiąc jedynie wiedzę ze źródeł nieco...niezbyt wiarygodnych, gdyż często wiele elementów prawdy było zmienianych na fikcję ze względów...propaganowych.<br />W końcu jednak zdecydował się. Olbrzym właśnie mówił do tego...Zara. Cóz, jak na razie on jedyny powiedział coś więcej niż jedno zdanie.<br /><br />Nagłym, płynnym "wężowym" i bezszelestnym ruchem stanął na nogach z wyciągniętą do Groma ręką, w której spoczywał miecz, który niewiadomo skąd się w dłoni arystokraty wziął, skierowany rękojeścią do wielkoluda. Twarz i oczy Villiego absolutnie nie wyrażały niczego.<br />-By pokazać wam, że przynajmniej z mojej strony istnieje zaufanie do was, zgodnie ze starym rytuałem waszego porządku, powierzam ci Gromie w opiekę mój miecz i poczuje się zaszczycony, jeśli ja będe mógł przez najbliższy czas dzierżyć twoją świetlną klingę. Oczywiście W oczach arystokraty zatańczyły iskry Na czas raczej niedługi, gdyż wolałbym w razie niebezpieczeństwa stawać do walki z własną bronią, do której się już przyzwyczaiłem. Dlatego może zwrócimy sobie miecze przed wyruszeniem na nasze zadanie? Oczywiście, jeśli zechcesz uczynić mi ten zaszczyt.<br />Oczy Villiego zwężyły się nieco i płonął w nich tajemniczy, zagadkowy blask...