wt sie 29, 2006 12:02 pm
Villie<br /><br />Uff. W końcu koniec tej żałosnej trzyaktówki. Trzy? Tak, rzeczywiście...jego przybycie na to dziwne spotkanie, przybycie pacholątek Skywalkera i w końcu samego pana S.<br />No ale już mieli lecieć...super. Im szybciej dolecą, tym szybciej skończy z panem C.<br />I resztą draniów.<br /><br />Gdy znalazł się na statku, poczuł się odprężony. Nawet bardzo. Pierwsze, co postanowił zrobić...o. Sprawdzi swoje rzeczy.<br />Ruszył więc urządzić się w swojej kajucie...czy jak to się pomieszczenie tam nazywało, a na odchodnym rzucił reszcie towarzyszy, będąc odwróconym do nich plecami.<br />-Jeśli ktoś ruszy moje rzeczy, zabije. Naprawdę. I to w bardzo, bardzo bolesny sposób.<br />Jego głos był zimny, wyżuty z emocji. Chociaż nie...bardziej pasowałoby określenie takowe, że Villie był przyzwyczajony do mówienia takich rzeczy i traktował je jak "Smaczna zupa" czy "Ładna sukienka".<br />Ciekaw był ich min...o tak, mogło być zabawnie. No ale cóż, nie miał się tutaj bawić.<br /><br />W końcu jego-a raczej ich, bo okazało się że wszyscy mają jedną...grr...-kwatera stanęła przed nim otworem, a wszelkie jego rzeczy na miejscu. Nieruszone. I bardzo, bardzo dobrze. Gdy był pewien, że niczego nie ruszono, wyszedł...zamykając pojemniki z jego rzeczami na głucho. Poprosił tego całego Mistrza Jedi by jego własność miała dodatkowe, znacznie lepsze zabezpieczenia niż inne. I jak widać zrobił o co go prosili.<br />Dobrze.<br /><br />Następnie, niby nigdy nic, wrócił do sali w której powinna być reszta "studentów". 20 godzin z nimi? Ciekawe, czy znowu rzucą się do niego z mordą...<br />Usiadł na pierwszym wolnym miejscu, założył nogę na nogę i oparwszy się o siedzenie, zamknął oczy odprężając się. Pozwolił sobie na lekki uśmiech...prowokujący. Tak, właśnie taki-prowokujący.