ndz wrz 03, 2006 2:26 pm
Yldiray Oktan "Fakir"<br /><br />Musiał przyznać, że wyszło im to całkiem nieźle. Jego liny też się przydały, odparł z dumą. Rozejrzał się wokół. Trochę go denerwowało obijanie się niektórych, ale pozostawił to bez komentarza. Nie mając nic lepszego do roboty, położył się pod palmą. Zdjął koszulę i rozkoszował się promieniami słońca.<br /><br />~~ Jakie to przyjemne... O tak, takie coś to ja rozumiem. Mogę wogóle nie wstawać i byczeć się do końca. Pewnie da nam dzisiaj wolne. W końcu nieźle się spisaliśmy. Potem się go poirytuje. Jak zwykle, hehe. ~~<br /><br />Gdy właśnie poprawiał swoje położenie, by wygodniej ułożyć głowę, zamknął oczy i już do końca poddał się działaniu promieni słońca. Nawet nie poczuł jak zasnął. Obudził go głos Wade'a:<br /><br />- Sadzę panowie, że przydał by się nam mały sparing. Trochę się rozruszamy, abyśmy czasem nie zardzewieli. Zasady takie jak w Danger Room’ie. Dopuki ktoś się nie podda, nie zemdleje, lub do pierwszej krwi. Oczywiście ostatnie to ekstremum. Ach, i można używać...specjalnych umiejętności. Kto powinien zacząć… hmmm… może ja i pan, panie Oktan? No, proszę nie robić tak niepewnej miny. Nie ukryje pan przecież, że z chęcią by mi pan przyłożył? Prawda? W końcu ma pan okazję. Zapraszam na matę…<br /><br /><br />~~ Co do... Kurna, akurat teraz ? Nie miałem wcale ochoty, ale nie lubię jak mi się przerywa miłe chwile. Owszem, teraz chętnie przyłożę. ~~<br /><br />Niechętnie wstał, wytrzepał się z piasku i ruszył w kierunku prowizorycznej "areny". Wykonał parę skłonów i ogólnie porozciągał ciało. Koszulkę zostawił pod palmą. W sumie to byłoby mu jej szkoda, jakby się rozerwała. Spojrzał na Wade'a. Uśmiechnął się. Rzekł:<br /><br />- W sumie nie miałem ochoty panu przyłożyć, ale ludzie szybko się zmieniają. A już było tak miło. Zero wyczucia, no zero wyczucia. Ale skoro trzeba, to zgoda.<br /><br />Wyciągnął z kieszenii spodni mały flet. Skoncentrował się i zaczął na nim grać. Spojrzał na pobliską palmę. Skrzywiła się pod nienaturalnym kształtem i wysunęła się z niej całkiem sporej długości lina. Na oko około 10 metrów. Spojrzał jedynie na opiekuna i wystrzelił natychmiastowo liną w jego kierunku...<br /><br />* * * * *<br /><br />Najpierw wystrzeliwuje liną w jego kierunku, by unieruchomić ręce. Wiedział, że to dzięki nim przede wszystkim mógł używać swoich zdolności, a tak przynajmniej mu się zdawało. Nie przerywając kontrnatarcia, będzie starał się podnieść w górę i dopiero wtedy owinąć nogi, by nie mógł upaść w zbyt komfortowy sposób. Otaczał ich wokół piasek, więc nie powinno boleć. Potem momentalnie podbiegnie i będzie starał się wbić mu kciuk w okolice krtani. Mocna, ale z ostrożnością. W końcu to trening. Po czymś takim złośliwie się uśmiechnie i spyta, co się mówi, żeby ktoś przestał coś robić.<br /><br />Jeśli jednak sprawy przybiorą zły obrót, początkowo będzie unikał ciosów. Krav-Maga w takich momentach mu się przydaje. Będzie starał się wystrzeliwać losowo liną, by owinąć którąś część ciała, a najlepiej jego całego. Potem podbiegnie i zada mu kilka ciosów, najlepiej mocnych i spyta się czy poddaje...<br /><br />