Zrodzony z fantastyki

 
Awatar użytkownika
BepeQ
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 158
Rejestracja: sob lis 03, 2007 10:24 pm

Najfajniejsza Postać

sob lis 17, 2007 7:39 pm

W tym temacie chciałbym byście opowiedzieli mi o najfajniejszych postaciach jakimi graliście/mieliście styczność.

Moja to był Athales'Sher Pariaht uczeń (naturalnie dark elf) i wysłannik od brudnej roboty Furiona z Clar Karond, do tej postaci natchnął mnie niejaki Rience z wiedźmina, kto czytał wie o czym mówie a kto nie to powiedzmy, że uczył mnie magi i wspierał, oraz wysyłał na misję. Ja naturalnie byłem mu i Malekithowi (chociaż nie miałem z nim prawie styczności) niemal fanatycznie oddany. Pamiętam ile godzin spędziłem wymyślając mu historię rodzinę, i jak się zachowuję. Opłaciło się, grałem nim 3 lata, potem stał się BN'em -osobistym posłańcem do specjalnych poruczeń Malekitha. I w dodatku szlachcicem. Doczekałem się 4 synów, potem przez długi czas grałem jego dziećmi, wnukami, itd. Część z nich pomarła, część zyskała władzę, część zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach, ogólnie miałem z nim dużo radochy.

Mam nadzieję, że miło będzie sięrozmawiało
 
Awatar użytkownika
WekT
Grafik
Grafik
Posty: 189
Rejestracja: pn sty 29, 2007 6:05 pm

A mój to oczywiście Krasnolud...

sob lis 17, 2007 8:42 pm

Będąc młodym pacholęciem dorobiłem się mega-super-hiper-krasnoluda.
Jak to w początkach RPG, miał mnóstwo magicznych przdmiotów, swój ulubiony dwuręczny, runiczny topór (pełno rysunków, zarówno topora jak i samej postaci zalega u mie w szufladach :lol: ) Przeszedł chyba wszystkie możliwe profesje dla krasnoluda- był magiem, kapłanem, wojownikiem, zabójcą itp.8) A najfajniejsze , że miał 4 ręcę i trochę łusek (tak to właśnie bywa jak się wysyła drużynkę do kopalni spaczenia). To była wspaniała munchkińska postać. esencja pierwszych lat gry :)

A potem zostałem MG i już fajnych postaci nie miewam, a przynajmniej nie mam jak się z nimi zżyć :cry:

Za to można się znęcać nad graczami :evil:

To były piękne czasy... :spoko:
 
Awatar użytkownika
Blizz
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 197
Rejestracja: sob paź 20, 2007 10:21 pm

sob lis 17, 2007 9:06 pm

Jeżeli liczą się też BNi, to zdarzyło mi się wprowadzić kilka postaci, do których ma się mały sentyment :)...
Kargun. Były oficer wojsk krasnoludzkich(po tylu wojnach to raczej już resztki z tych wojsk pozostały = wymierająca rasa). Był oficerem niższej kategorii, ale nie przeszkadzało mu to walczyć w pierwszych szeregach. Kiedy go wprowadziłem na sesje był zabójcą olbrzymów, który zalał morde w jednej z miejskich tawern. Było z nim kilka zabawnych epizodów(wychodziły tak spontanicznie). Zawsze służył swoim dwuręcznym toporem. Na początku to miał być zwykły epizodyczny zabójca gigantów bez przeszłości, ale tak przypadł on do gustu BG, że postanowili podróżować razem z nim, tak więc musiałem stworzyć mu przeszłość... W kilka sesji temu odłączył się od grupy BG, aby w końcu znaleźć swoją upragnioną śmierć...
Ogólny zarys jego postaci:
Krasnolud średniego wzrostu(nie licząc irokeza), dobrze zbudowany. Jego ekipunek nie jest dokładie określony, ale nigdy nie rozstaje się ze swoim dwuręcznym toporem z runą niezniszczalności(pamiątka po czasach oficerowania). Jego psychika nie jest specjalnie wypaczona. Nie rzuci się sam na setke orków, ale z chęcią odda życie za swoich kompanów. Odważny, acz zrównoważony. tryska typowym krasnoludzkim humorem. Przy osobnikach jego rasy staje się raczej małomówny i ponury(wstyd za dawne czyny). Moim zdaniem bardzo fajna postać w konwencji szarego, mrocznego warhammera z "lekką" domieszką heroizmu i humoru...

EDIT:
BepeQ z tego co pamiętam, to mrocznym elfom mężczyznom NIE WOLNO posługiwać się magią, ma to związek z przepowiednią o pogromcy Malekitha, który ma być mrocznym elfem czarodziejem. Dlatego tylko kobiety posługują się magią w społeczności Druchii...
 
Awatar użytkownika
BepeQ
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 158
Rejestracja: sob lis 03, 2007 10:24 pm

sob lis 17, 2007 9:35 pm

Jeśli chodzi o Bn-ów najbardziej polubiłem pewnego dziesiętnika kompanii najemników, starszy, krzepki człowiek, mający problemy osobiste i topiący je w wódce. Pamiętam ile sesji z nim podróżowaliśmy, jak stawialiśmy go na nogi, wpieraliśmy go. Teraz trenuję ludzi z nowo otwartej Eksploracyjnej Wolnej Kompanii Tileańsko-Wschodniej.
Ale od początku: Był kiedyś dziesiętnikiem, miał żonę i trójkę dzieci. Ale w rodzinie źle się działo, różnojakie kłotnie sprawiły, iż został alkoholikiem, odeszła od niego żona i dzieci. A potem nastąpiła burza chaosu. Setnik wysłał kilka oddziałów by broniła miasteczka o znaczeniu strategicznym, zawiódł, po pijanemu źle odczytał mapę. Rozstawił się w złych miejscach. Chaos urządził im pogrom. Bez kariery, bez rodziny, bez pieniędzy. W takim stanie zastali go BG. Wiele sesji z nim łaźiliśmy, on poczatkowo bez wiary w siebie zaczął ją odzyskiwać, zwłaszcza po incydencie w pewnej karczmie (zaatakowali na nią zbóje), gdzie dowodził obroną. Dalej było z górki. Odnalazł córkę, żona chciała do niego wrócić (dopiero gdy dostał posadę w kompanii) i tak się mniej więcej skończyło
 
Belfegor
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 162
Rejestracja: wt paź 16, 2007 10:12 pm

sob lis 17, 2007 10:32 pm

Cóż, stworzyłem kiedyś pewnego oficera, jednego z dowódców w kompanii najemników. Wyglądał jak nieszczęście, wieku nie dało się określic przez blizny na twarzy, oko wypłynęło kiedy został bezpośrednio trafiony czarem przez czarnoksiężnika (nosił szklaną protezę, którą miał zwyczj często wyjmowac i publicznie czyścic). :wink: Pól twarzy pokryta poparzeniami od tegoż czaru, cały czas charczał, bo wrzące powietrze poparzyło mu tchawicę. Jednej dłoni nie miał, stracił w walce. Nosił zamiast niej skórzaną tuleję z hakiem. Wołali na niego "Samobójca" :wink: .
Wszystko to nie przeszkadzało mu byc świetnym wojownikiem :wink: . Swoje kobiety numerował, bo nie chciało mu się zapamiętywac imion. Oczywiście to było dawniej, kiedy jeszcze był ładniejszy...
Kiedy nie mógł już walczyc, gdy stracił drugie oko w starciu z Pomiotem Chaosu, popełnił samobójstwo. Ot, ciekawa postac. :razz:
 
Awatar użytkownika
markol
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 258
Rejestracja: wt lut 27, 2007 3:47 pm

sob lis 17, 2007 10:39 pm

No właśnie Malekit powiesił by tego Furiona i ciebie z jaja jak by sie dowiedział. :razz: Ale pewnie nie wiedzieliście cię jeszcze o tym grając tamte kampanie.

Ja pamiętam rębacza Axela Logana prostolinijny pół norsmen, młodośc spędził na statku był nawet w kataju z tryskający humorem, lubiący siepać swym mieczem i opowiadać o kaktaju. Nie rozumiał elfów z ich wyniosłość krasnoludów za przesadny honor, jak musiał walczyć walczył, jak wyrywać kobitki to wyrywał, jak pić to pił na umur.
 
Awatar użytkownika
DevilaN
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 101
Rejestracja: śr sie 15, 2007 10:51 pm

sob lis 17, 2007 11:49 pm

Moja pierwsza postać maga miała ponad 90 Int i SW oraz bardzo wysokie inne współczynniki ;)
Wszystko to działo się na samych początkach, mojej i moich przyjaciół, przygody z WH (I ed.).
W odkupionej książce brakowało jednej strony - okazało się, że na niej było napisane coś bardzo ważnego - że rozwinięcie +10 przy kolejnej profesji nie oznacza tego, że można kolejne 10 wykupić ;)
 
Awatar użytkownika
Kroshgar
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 329
Rejestracja: pt lis 03, 2006 10:13 pm

ndz lis 18, 2007 9:30 am

Najfajniejsza postać -oczywiście w I ed. Kroshgar, Zabójca Trolii a później zabójca olbrzymów. Grałem nim przez ok. 2,5 roku, więc zdążyłem bardzo się z nim zżyć..Naprawdę szczęśliwymi zbiegami okoliczności udawało mu się uniknąć śmierci, zwłaszcza że słowo "stój" nie istniało w jego języku:) Poległ mężnie broniąc wrót krasnoludzkiej twierdzy przed skavenami...Chwała jemu i piwu, które wyżłopał!

Z II ed.... chyba biczownik, Felix Vengstad, również niezgorszy do bitki i kielicha. I Aktualna postać, Draupnir Rodenhaumpt, początkujący zwiadowca o psychice nieco zwichrowanej przez przebyte przygody, raczej nie mający na celu mężnych czynów lecz przeżycie i uciułanie trochę pieniędzy :)

Jako MG prowadzę teraz kampanię grozy w Sylvanii, wprowadziłem tam ciekawego BN'a -no bo jak, drużyna nigdy w Sylvanii nie była, żaden normalny człowiek jako przewodnik nie pójdzie więc musiał pójść nienormalny :D Grimo -przewoźnik, dziadyga o oddechu wiecznie wionącym zgnilizną i przetrawioną gorzała ma im niejedną historię do opowiedzenia...
 
Awatar użytkownika
Arcadius
Użytkownik zaawansowany
Użytkownik zaawansowany
Posty: 86
Rejestracja: pn wrz 10, 2007 5:25 pm

ndz lis 18, 2007 11:32 am

II ed.

Henry, młody adept sztuk magicznych, przedstawiciel kolegium śmierci. Cyniczny, pesymistyczny wędrowny mag, z pokręconym mistrzem i nie jasnymi dla innych celami. Jak poległ? Cóż, o jeden dublet za dużo, wielka manifestacja chaosu. Wiecie jak to jest :razz:

I ed.

Tutaj ciężej wybrać. Było ich trochę, ale najbardziej w pamięć mi zapadł Agarwaen, zawadiaka o bardzo osobistym kodeksie postępowania. Dążący do poprawy samego siebie i zapewnienia rodzinie bezpieczeństwa, rodzina została wymordowana gdy wyruszył pokonać wroga głowy rodziny, przyszłego ojca. Pokonać, raczej zamordować, biskupa handlującego ludźmi i wykorzystującego wpływy do pomnażania prywatnego bogactwa.

Po powrocie z akcji, okupionej stratą jedynego przyjaciela, złodziejaszka o złotym sercu, zastał dom w ruinie, martwą córeczkę z przetrąconym karkiem, kobietę jego życia z przebitym bokiem i ojca mocno pokiereszowanego przed śmiercią. Wtedy coś w nim umarło, krzyk rozdarł nocne niebo, płosząc zwierzęta i napełniając ludzkie serca grozą.

Wiele się jeszcze wydarzyło, ale to nie czas i miejsce na takie opowieści.
Pozdrawiam :wink:
 
Awatar użytkownika
BepeQ
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 158
Rejestracja: sob lis 03, 2007 10:24 pm

ndz lis 18, 2007 1:03 pm

markol pisze:
No właśnie Malekit powiesił by tego Furiona i ciebie z jaja jak by sie dowiedział.


A niby czemu? Bo magii używałem? Malekith wyraził potem zgodę, a na początku nic nie wiedział. Co do Furiona, to on był chyba jedynym ,,legalnym,, magiem facetem w Nagaroth.

markol pisze:
Ale pewnie nie wiedzieliście cię jeszcze o tym grając tamte kampanie.


Wiedzieliśmy, jak widzisz jestem zbyt zapalczywy w poznawaniu DE, by nie wiedzieć.
 
Awatar użytkownika
markol
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 258
Rejestracja: wt lut 27, 2007 3:47 pm

ndz lis 18, 2007 2:55 pm

Moja wiedz ty kuleje co do tego Furina może przepowiednia mówi że Malekita nie pokona na pewno Furion?

A z jakiej paki ten kopletny świr i megaloman Malekit, pozwolił by mieć Furinowi ucznia, znając przepowiednie. No może nie wiedział o tym na początku, ale jak by się dowiedział to w padł by w szał i nic by sie zdały błagania Furiona "ze panie to dal twego dobra" :)

Wydaje mi sie to ostroooooo naciągane, chyba że ten Furion jeśli jest (po prostu sam o nim jeszcze nie czytałem :) ) ma jakiegoś hak na Malekita ale to w samym zamyśle był by naciągane, np: to tak naprawdę Furion włada mrocznymi podrzucił Malekitowi przepowiednie by pozbyć sie konkurencji taki szef Układu w Nagaroth :razz:

Prosilbym jednak wrocic do przedstawiania samych postaci :) - Chavez
 
Awatar użytkownika
BepeQ
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 158
Rejestracja: sob lis 03, 2007 10:24 pm

ndz lis 18, 2007 3:14 pm

markol pisze:
Moja wiedz ty kuleje co do tego Furina może przepowiednia mówi że Malekita nie pokona na pewno Furion?


Nic o tym nie mówi, ale Malekith mu ,,ufa,, (na tyle na ile może ufać DE), poza tym Furion jest mu Fanatycznie oddany.
Rzebyś wiedział, że na początku musiałem zwiewać, ale po jakimś tam rajdzie na Ulthuan (którego celem było odzyskanie pewnego artefaktu), gdy przyniosłem mu go pod tron i błagałem o wybaczenia o dziwo wybaczył (ale najpierw mnie potorturował :wink: ), i pewnie tylko dlatego że Furion się za mną wstawił.
Poza tym byłem na poziomie wędrownego czarodzieja, gdyż potem oddałem się mieczowi (wojaczce).

Ale nie róbmy offtopu.
Byłem też bardzo przywiązany do pewnego szulera, którym łaziłem po całym sś (to nie był druchi!), naturalnie gdyby nie reszta drużyny straciłby wszystkie PP po 3 sesji, bo był pyskaty, arogancki, nieuczciwy (ale nie względem drużyny), był też kobieciarzem. Była radocha jak cała wieś rzucała się na nas :razz: .
 
Helsturm
Użytkownik zaawansowany
Użytkownik zaawansowany
Posty: 76
Rejestracja: czw mar 29, 2007 9:14 pm

ndz lis 18, 2007 4:38 pm

Jako, że jestem MG więc opowiem o pewnym BN'nie. Był to były żołnierz, obecnie woźnica o imieniu Hans (wiem, że bardzo orginalnie :wink: ). Był on częstym towarzyszem wypraw bohaterów oraz częstym towarzyszem hucznych zabaw w karczmach. Walczył mało, ale historie, które opowiadał były przednie.

A co do Mrocznych Elfów czarowników (mężczyzn) miałem jednego gracza, który bardzo chciał takowym grać. Wystorczyło jednak, że przyśniło mu się wysłanie za nim pogoni w postaci asasynów i zrezygnował z grania tą postacią...

Nie żebym był wrednym MG. Pozwalam zazwyczaj na różne "dziwne" postacie, ale jest to gracz odznaczający się bardzo "wybujałą" wyobraźnią :wink:
 
Awatar użytkownika
BepeQ
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 158
Rejestracja: sob lis 03, 2007 10:24 pm

ndz lis 18, 2007 4:46 pm

Helsturm pisze:
A co do Mrocznych Elfów czarowników (mężczyzn) miałem jednego gracza, który bardzo chciał takowym grać. Wystorczyło jednak, że przyśniło mu się wysłanie za nim pogoni w postaci asasynów i zrezygnował z grania tą postacią...


Z tego co mi się wydaję, oni nie ganiają po SŚ za byle czarownikiem, tylko na osobiste polecenie Malekitha, Morathi, lub Świątyni Khaina.

Ogólnie to nie był bardzo wybujały pomysł, gdyż nawet w batlu wspominano iż w Nagaroth jest wielu takich renegatów a szlachta korzysta z ich usług, bowiem nie chce zaciągać długów u konwentu czarodziejek.
I co do dalszych wniosków o Druchii i ich magii zapraszam do tematu Magia Mrocznych Elfów, z działu Zasady, wbrew pozorom założyłem tamten temat nie tylko po to to byśmy wypisywali zaklęcia, ale również byśmy się dzielili wnioskami na temat Druchii, ich magia, społeczeństwa.
 
Jeni
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 22
Rejestracja: sob lut 23, 2008 10:41 pm

weteran Jeni

pt mar 07, 2008 9:47 pm

z największym sentymentem wspominam moją pierwszą postać - Weterana (prawie fechmistrza) Jeniego. Był leśnym Elfem i podróżował ze strzelcem Amare. To była drózyna psychopatów: zabijali gwałcili, palili. W dodatku założyłem a Aldorfie sekte Khaina. Ciekawe przeżycie byc szefem sekty. Po kilku, może kilkunastu sesjach mój weteren stał się właściwie fanatykiem Khaina. Wszystko co robił było jemu podporządkowane. Wybił kiedyś całą świątynie pod wpływem Khaina. Jego głównym celem na początku było znalezienie przybranego ojca (zaginął w akcji) i prawdziwych rodziców, których nie znał. Po tym jak stał się ,,fanatykiem" szukał ich tylko po to, żeby złorzyć ich w ofierze swojemu panu. Zabił dla niego swoją żonę i ukochanego chomiczka. Jednym słowem - wszystko dla Khaina. Nawet miałem plan podbicia imperium i przekształcenia go w ,,panstwo koscielne'' (khaina oczywiscie) szkoda, że dróżyna się rozwaliła...
 
Awatar użytkownika
Eliash
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 474
Rejestracja: wt lut 26, 2008 4:34 pm

pt mar 07, 2008 11:16 pm

Zazwyczaj jestem MG, ale zdarzyło mi się grać raz dłuższą kampanię u znajomego MG z innego miasta (dojeżdżanie na sesję boli..). Postać była dość dziwna.
Z urodzenia była leśną elfką, ale Zwierzoludzie napadli na kilku wędrujących elfów w tym matkę mojej postaci. Rodzicielka, chcąc zachować po sobie chociaż potomka rzuciła się do ucieczki i długo biegła mimo krzywej, umoczonej w odchodach strzały w plecach. Konając, miała przed oczyma czerń, a czując na sobie wzrok Morak-hai, nie wiedziała co dzieje się w okół niej. W ostatnich minutach swojego życia doczołgała się do strumienia i puściła nim koszyk ze swoim niemowlęciem (ah.. Mojżesz :P).
Znalezła ją piorąca ubrania kobieta, której dziecka zrobiło się bardzo żal i w ukryciu, mówiąc o tym tylko swojemu mężowi- odchowali dziewczynkę w swojej chacie, kryjąc ją przed współmieszkańcami. Nie wiedząc co z dzieckiem zrobić, nadali mu najbardziej elfie imię jakie wymyślili, a że nie znali się na elfim nazwali dziecko Eli. Gdy się trochę odchowała, kazali jej opuścić wieś, odnaleźć swoich braci i żyć szczęśliwie. Jednak ciekawe świata dziecko nie chciało odnajdywać swoich, zwłaszcza, że nie do końca wiedziało co to znaczy.. Eli ruszyła w świat, stając się najbardziej nieelfim elfem Starego Świata..
Dorastała żyjąc z gładkiej gadki, zwinnych dłoni i braku sumienia podczas oszukiwania innych. Wyrosła na Kanciarę z niemałym talentem, ale los kazał natrafić na jej drogę innemu Elfowi (BG), który przeraził się elfem nie znającym Elathrin. Przymusił biedaczynę do wspólnej podróży. W wyniku pewnych perypetii, wraz z resztą BG staliśmy się oddziałem zwiadowczym, mającym sprawdzić co stało się z miastem z którego już dwa miesiące nie dochodziły żadne wieści. Zaczęła się podróż pośród śniegu, gdzie spotkaliśmy gobliny, orki, śmierć i wiele innych potworności po to tylko by zastać pełne trupów ruiny.. Gdzie szalał Nekromanta oraz grupa kultystów pragnąca przywołać demona.. Wiele przerażających doświadczeń i chwil grozy sprawiło, że zwątpiła w siłę słowa gdy tyle razy ze łzami prosiła wszelkich znanych jej bogów o litość.. Gdy błagała żołnierzy by uwierzyli w ich historię, w której większość towarzyszy oddała życie.. Przeklęła elfy i imperium stając się Banitką i zagrożeniem dróg Starego Świata. Tyle nią grałem :P
 
Awatar użytkownika
Jarl Jotun
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 165
Rejestracja: wt mar 20, 2007 9:17 pm

sob mar 08, 2008 10:13 am

Fragment mojego opowiadania gdzie wprowadzam moją postać berserkera z Norski-Cyrnwulfa postać którą uwielbiałem grać.

OKRWAWIONY
Wielu padło tego dnia na zaśnieżonych zboczach Kurhanu Wrothgara. Zanurzone w oczyszczającym śniegu miecze już nigdy nie zostaną dobyte przez wojownika, tarcze posłużą już jedynie jako nosze dla swych zmarłych panów. Wielu padło owego dnia na zboczach tej góry. Ich twarze wykrzywione w grymasie bólu, brody pokryte szronem i usta krzyczące niesłyszalne wołanie do bogów rasy wojowników. Dwa klany topiły się tamtego dnia we krwi. Lecz czym by była bitwa bez zwycięscy jak nie rzezią. Gdy słońce kończyło swą wędrówkę, na zboczach góry ostało się niewielu wojowników. Na czerwonych od krwi zaspach i pod szarym niebem, nieco dalej od pola walki stały dwie figury niczym odlane z mosiądzu tytany. Mierząc się wzrokiem zmierzali ku sobie, wolno gdyż każdy krok był naznaczonym desperacją jak i śmiertelnym skupieniem. Tylko martwe ciała ich towarzyszy oraz wiecznie szalejący wiatr będą świadkami tego pojedynku. Gdy stanieli naprzeciw siebie każdy z nich ujrzał obraz wojownika. Podobni w swej formie jakby byli wyciosani z jednej bryły marmuru. Obaj byli wielcy niczym olbrzymy z legend, odziani w koszule kolcze oraz skóry zwierząt, w których starali się ukryć przed przejmującym chłodem swe rozgrzane walką mięśnie. Na ogorzałej twarzy jednego z nich widać było złotą brodę oraz opadającą spod hełmu na barki długą grzywę tej samej barwy typową dla Norsmenów, drugi zaś miał brązowe włosy zaplecione w warkocze: jeden potężny opadający aż do pasa, oraz mniejszy z prawej strony głowy, reszta włosów była rozpuszczona. Na twarzy widniały dwa warkoczyki uplecione z okazałej brody. W nosie miał okrągły, srebrny kolczyk oraz dwa mniejsze w lewej brwi.
- Wyznaj mi swe imię bym mógł w swym klanie opowiedzieć braciom do kogo należał ten skalp. Powiedz kto będzie dziś ostatnim który padnie z ręki Hymdula Hengsts’sona.
Głos blondyna został poniesiony wraz z wiatrem do nieba gdzie mogli go słyszeć bogowie.
Jego przeciwnik obrzucił go obojętnym spojrzeniem i dobył swój miecz z przewieszonej przez plecy wytartej już skórzanej pochwy. Miecz był ogromny lecz prosty, można by powiedzieć iż wręcz chłopski, nie to co wspaniała klinga Hymdula ozdobiona licznymi wyobrażeniami zwierząt.
-Wielu ludzi których zabiłem mówiło to samo jako ich ostatnie słowa- rzucił niedbale drugi wojownik.
-Ha! I mówi to do mnie wojownik z mieczem nadającym się do orania ziemi. Nie zginę z ręki byle chłopa!
-To też często mówili.
-Wyznaj imię psie chyba że chcesz umrzeć bezimiennie!- wrzasnął rozdrażniony blondwłosy olbrzym.
-Jeśli przyniesie ci to ulgę gdy będziesz umierać…Cyrnwulf.
Cyrnwulf niewzruszonym wzrokiem zmierzył ostatni raz swego przeciwnika i natarł na niego niczym szalejący odyniec, natarł na ostrze przeciwnika z taką siłą iż jego własne wpiło się w jego ramię. Hymdul wykorzystał chwilę jaką mu to dało i kopnął swym okutym butem w kolano przeciwnika co spowodowało jego zachwianie się do tyłu, powstała w ten sposób przestrzeń dawała obydwu walczącym wiele możliwości manewru. Hymdul spróbowawszy szczęścia natarł na przeciwnika mierząc w jego kark, cios opadł szybko lecz Cyrnwulf ułożył swe ciało by przyjęło cios z jak najlżejszym efektem, miecz rozłupał róg z jego hełmu i ranił prawy bark. Raniony zwalił się na śnieg lecz nie zachwiało to jego czujności gdyż zaraz po upadku, zdołał zablokować cięcie, po czym pochwycił rękę z mieczem swego przeciwnika, oparłszy nogę na jego klatce piersiowej przerzucił go za siebie i powrócił mimo bólu do pozycji stojącej. Odwrócił się za siebie by ujrzeć wstającego Hymdula i nie zastanawiając się zbytnio zatoczył łuk swym mieczem od dołu by ciężar miecza zwiększył siłę obrażeń. Trafił w klatkę piersiową, nie docenił jednak roboty z jaką została wykonana koszula kolcza przeciwnika ani jego krzepy. Sam fakt iż zbroja tylko powierzchownie się rozdarła to na dodatek Hymdul nawet się nie zachwiał, jedynie spojrzał na drobną, czerwoną linię, która pojawiła się w miejscu rozdarcia. Wyprostował się i ujął swój miecz oburącz, żaden nędzny kmiot go nie powali, jest przecież synem wodza! Ruszył na swego przeciwnika wrzeszcząc na całe gardło. Obaj biegli na siebie z nieokiełznaną furią. Miecz Hymdula opadł błyskawicznie na ziemię tylko po to by równie szybko poderwać się w górę ku nodze Cyrnwulfa i rozciąć jego udo. Hymdul złapał przeciwnika za ramię uderzając go jednocześnie czołem w głowę i jeszcze raz z rękojeści miecza. Cyrnwulf odtoczył się zamroczony do tyłu. Przez mgłę jaka powstała mu przed oczami ujrzał zarys Hymdula szykującego się do następnego ciosu. Ustawił mu swoje ostrze na drodze jego miecza, cios był tak silny iż poleciał iskry. Zatrzymawszy oręż wroga uniósł swój miecz w górę wraz z mieczem przeciwnika i uderzył rękojeściom w odsłonięty korpus, wypompowując całe powietrze z jego płuc. Hymdul zwalił się jak kłoda na śnieg, przeturlał się na bok unikając cięcia mieczem. Uniósł się na kolana gotowy do zadania ciosu lecz było już dla niego za późno. Czuł lodowato zimnie ostrze miecza zagłębiające się w jego brzuchu, czuł jak zimno przenika każdą komórkę jego ciała gasząc powoli ogień jego serca. Ciepły strumień posoki oblał dłoń Cyrnwulfa w takiej ilości iż w powietrzu poczęła unosić się od niej para. W niej według wierzeń znajdowała się odchodząca dusza gdy człowiek umierał na polu walki. Lecz jego przeciwnik najwyraźniej miał w sobie jej jeszcze na tyle by chcieć dalej walczyć. Hymdul wypuścił swą broń i zacisnął swe mocarne ręce na klatce piersiowej Cyrnwulfa niczym stalowe imadła. Cyrnwulf poczuł jak jego żebra wyginają się pod siłą blondwłosego olbrzyma do granic wytrzymałości, a powietrze uchodzi z niego. Splótł pięści i począł uderzać nimi w głowę przeciwnika z siłą młota uderzającego o kowadło. Uścisk nie puszczał, schwycił więc głowę Hymdula opierając lewą dłoń na jego podbródku i począł ją wyginać w tył z determinacją niedźwiedzia osaczonego przez myśliwych. Wręcz słyszał jak zrywają się mięśnie i kruszą się kręgi, zaślepiła go furia desperacji. Tracił przytomność z braku powietrza i bólu, lecz dalej nacierał na kark przeciwnika. Coś chrzęstnęło i gruchnęło, a on sam zwalił się na ciało wroga. Wciągnął raptownie powietrze do obolałych płuc jednocześnie starając się poruszyć zwiotczałymi z wysiłku mięśniami. Powstał i spojrzał na swe dzieło. Blondwłosy wojownik miał wyłamany kark do tyłu a sine ślady na szyi sugerowały naderwane mięśnie. Nachylił się nad ciałem Hymdula i zerwał naszyjnik z niedźwiedzich kłów jako dowód swego zwycięstwa. Klęcząc obok zwłok oddychał miarowo, uspokajając oddech, teraz właśnie do jego mięśni dotarło zmęczenie, początek bitwy wydawał się teraz tak odległy iż Cyrnwulfowi wydawało się to wiecznością. Gdy się odwrócił ujrzał swych braci w uścisku śmierci z ich przeciwnikami, surową rzeczywistość i konsekwencje życia na uboczu świata gdzie nie było miejsca na sentymenty. Nie czuł smutku po stracie towarzyszy broni, wykuto go po to by był wojownikiem i oczekiwał chwalebnej śmierci, każdy z nich o tym wiedział i witali przeznaczenie z uniesionymi głowami. Taki był ich świat, nie znoszący słabych, skuty lodem surowy sędzia życia i śmierci.
 
Awatar użytkownika
Talandor
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 306
Rejestracja: pn gru 10, 2007 8:46 pm

pn mar 10, 2008 2:53 pm

Niech pomyślę... Gain - uczeń czarodzieja. Podróżuje po imperium wraz z tchórzliwym kotem chowańcem swojego zmarłego ojca którego zdołał ochronić od śmierci. Utrzymuje się z zielarstwa lub najmuje jako przewodnik. Puki co jakoś sobie radzi.

Gain to tak naprawdę Leny Werichi, syn Luidziego Werichi dość zamożnego Estalijskiego maga. Jego ojciec wraz z żoną mieszkał w posesji na skale obok miasta i cieszył się dobrą opinią, dużo zarabiał i nikomu nie wadził. Urodziła mu się córka, Kara, czarnowłosa i delikatna, już we wczesnym dzieciństwie wykryto u niej pierwsze objawy ciężkiej podatności na wichry magii i w wieku dziesięciu lat dziewczynka prawie przestała kontaktować ze światem pogrążona w mrocznych wizjach i halucynacjach. Matka poświęcała jej wiele czasu, Leny był drugim dużo młodszym dzieckiem, niewiele się nim zajmowano. Biegał więc po ulicach i robił ludziom psikusy, a szczególnie upodobał sobie drażnienie zakonników Myrmydii za co ustawicznie dostawał chłostę, której ślady bardzo słabe ale nosi do dziś. Swoimi praktykami Luidzi nabawił się magicznej choroby zwanej utratą siły, jego mięśnie zaczęły zanikać i nic na to nie umiał poradzić, musiał spędzać więcej czasu w domu i zajął się wychowywaniem syna który musiał mu ustawicznie usługiwać. Nie był delikatnym człowiekiem, wymagał dyscypliny i solidności a uchybienia karał dotkliwie, syn szybko spokorniał i zrobił się bardzo uległy. Ojciec w końcu opracował dla siebie lek, niestety potrzebował do stworzenia preparatu tkanki mięśniowej humanoida o niezwykłej sile. Zadawał się więc z nieodpowiednimi środowiskami płacąc ogromne sumy za taki składnik. W końcu dowiedziała się o tym grupa magów i wykluczyła Luidziego ze swojego grona, musiał wyemigrować zanim sprawa się rozniosła więc wyekwipował się na drogę, pożegnał żonę i córkę, zostawił im majątek i zniknął z kraju. Leny poszedł z ojcem, jako jego uczeń i pomocnik, ojciec obiecał posłać go na uczelnię w Imperium. Przeszli góry i zmierzali do Nuln kiedy skończyły się ojcu preparaty i zmarł, Leny pochował go i ruszył badać imperium. Na uczelnię się dostał bez najmniejszego problemu, Magister Herman Irnheim z kolegium Jadeitu wyłożył mu doktryny i obiecał, kiedy będzie gotowy wziąć na naukę. Tak więc po kilku miesiącach badań, doktryn i testów, uznano go za obiecującego adepta Ale nie miał pieniędzy na opłacenie czesnego, mógł zaciągnąć kredyt ale najwyżej na połowę potrzebnej sumy. Mógłby wrócić do domu ale pozbawiona dochodów matka musi utrzymać dom i opiekować się córką, nie była by w stanie sfinansować mu uczelni. Teliańscy magowie jakich znał zapewne nie okażą się dla niego przychylni z powodu sławy jego ojca. Zostało mu jedynie włóczyć się po imperium i szukać bogactwa każdym możliwym środkiem. Kiedy skończy studia będzie musiał jeszcze wykupić koncesje więc włóczy się teraz i szuka przygód, mając nadzieje że wszystko się jakoś ułoży.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości