Zrodzony z fantastyki

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
  • 7
 
Awatar użytkownika
dreamwalker
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2250
Rejestracja: pn gru 19, 2005 9:39 pm

wt mar 11, 2008 10:21 pm

Danark
Ork biegł rozbijając na boki kałuże błota, zdecydowany przekować się czy ktoś nie kryje się w okolicy wioski. Nie szedł ostrożnie, właściwie tak nieostrożnie że jeden z mistrzów Gildii Cieni powiedziałby o nim, że gdyby szedł wygłaszał przed sobą że idzie, zwracałby na siebie mniejszą uwagę. Cóż, takie uroki bycia wielkim umięśnionym wojownikiem.

Właśnie przebiegał koło lasku, gdy nagle zobaczył na ziemie srebrzący się przedmiot, gdy pochylił się by go podnieść, poczuł silne uderzenie w tył głowy. Pewnie by się tym nie przejął, gdyby nie dwie ciężkie postacie, które zaraz po tym rzuciły mu się na plecy obalając na ziemie, już chwiejącego się mężczyznę.
- Będziesz cicho, albo zginiesz - wysapała ciężkim i charczącym głosem jedna z postaci przyciskając mu do szyi sztyet (a może pazur?), której z ust jechało tak jakby dopiero co jadła świerze mięso na surowo.
Twój rozsądek nakazywał Ci leżeć, mimo że atakujący postępowali honorwi wbrew, to w tej chwili mieli przewagę, a sądząc po słowach jednego s nich, nie chcieli cię zabić ale tylko do kogoś zaprowadzić. Poczułeś jeszcze jedno, silniejsze uderzenie w głowę i straciłeś przytomność.

Reszta
Gdy rozmawialiście z Louisem, usłyszeliście nagle, że do wioski zbliża się dwóch mężczyzn, dźwięk towarzyszący im przypominał jakby ciągnięcie czegoś ciężkiego.
- Szefie, mamy jednego! - krzyknął jeden z nich w stronę Louisa. Chwilę później zauważył, że przed chwilą niewidoczny za barbarzyńcą stoi mały chłopiec z wielkim mieczem, a kilka metrów dalej niewidocznych z daleka przez mrok jeszcze kilka osób.
Lous, a Uzjel za nim ruszyli w pół kłótni do dwóch mężczyzn.
Tym co ciągneli było ciało. Ciało Danarka. Uzjel szybko zbadał przyjaciela i stwierdził jest zaledwie ogłuszony. i po krótkiej modlitwie wstał, patrząc teraz spod byka na dwóch napastników.
Reszta drużyny również podeszłą aby obejrzeć tą szopkę. Robiło się ciekawie.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

wt mar 11, 2008 10:51 pm

Louis

Po krótkiej rozmowie z chłopcem, która zakończyła się pokojowo, Louis wyprostował się i obejrzał za siebie. Jego oczom ukazał się widok dwójki jego towarzyszy, którzy targali za sobą leżącą postać. Tego osobnika, który wcześniej wybiegł jako pierwszy z chatki i pobiegł gdzieś w las. Człowiek bardzo się skrzywił na twarzy na widok swoich znajomych ciągnących znajomego grupki, w której towarzystwie się znajdował.
-Głupie kundle…- wycedził przez zaciśnięte zęby.

Louis czasami miewał wrażenie, że spędza czas z świetnymi łowcami, jednak głupimi jak but z lewej nogi. To było bardzo mądre, ogłuszać jakiegoś (jak teraz już widać) orka, do tego tachać go do przywódcy, który nie jest sam a z jakimiś nieznajomymi. Na dodatek Larry, krzyczał przez całą wieś, że „jednego mają”.

Twarz przybysza nie wyrażała nudy czy bezuczuciowości. Teraz wyrażała gniew i irytację bezmyślnym zachowaniem swoich kompanów. Człowiek szybko podszedł do większego towarzysza i złapał go za kark pędem przybliżając jego czoło do swojego.
-Wy głupie kundle!- krzyknął –Mieliście szukać śladów a nie przyprowadzać przypadkowo napotkanych ludzi w lesie!- wykrzyczał człowiek, po czym puścił kark kompana. Jego wzrok przeniósł się na orka, który dopiero, co się pozbierał po utracie przytomności.

-Wybaczcie panie. Przez naszą misję, moi kompani są dość nerwowi i bywają nieprzewidywalni. Darujcie panie i nie gorszcie się na nich.- rzekł wyciągając ku rannemu rękę, by pomóc mu wstać. Miał tylko nadzieję, że ork nie będzie chciał zemsty przy dziecku a reszta ich kompanii nie zaszlachtuje trójki poszukiwaczy…
 
Awatar użytkownika
Makinath
Użytkownik zaawansowany
Użytkownik zaawansowany
Posty: 32
Rejestracja: pn mar 05, 2007 3:06 pm

wt mar 11, 2008 11:35 pm

Danark

Ork odzyskał przytomność. Kilka metrów przed sobą spostrzegł jego towarzyszy. Po chwili dość zaskoczony zauważył, że znajduję się z powrotem w wymarłej wiosce. Przez głowę przemknęły mu migawki ostatnich wydarzeń. Bieg, potem widok jakiegoś przedmiotu na ziemi i zupełnie nieuzasadnione schylenie się po niego. Ork uznał, że to chyba jakaś siła wyższa skłoniła go do tego, aby zrobił to bez uprzedniego przekonania się czy to nie zasadzka.

Głosy. Jakiś mężczyzna stojący przed nim właśnie rugał jego niedoszłych oprawców. Danark nieco się uspokoił. To, że mężczyzna ten stał dość spokojnie w niedalekiej odległości od reszty jego grupki znaczyło, że doszli do porozumienia. Przynajmniej wstępnego.

Ork przyjął pomoc barbarzyńcy i podźwignął się do góry. Spory siniak, który jeszcze chwilę temu znajdował się na jego głowie, wyblakł, a po chwili zupełnie zniknął. Danark wziął dwa głębokie oddechy i spojrzał w oczy barbarzyńcy.

- Nie mam zamiaru. Nie będę już więcej zaprzątał sobie głowy tą dwójką tchórzy. Chyba, że nagle w którymś z nich odezwie się choć krzta odwagi.

Przybysz tylko kiwnął głową porozumiewawczo. Chociaż podejrzewał, że ten ork już nie udzieli im pomocy.

Danark popatrzył po Uzjelu chcąc uspokoić chłopca, który zapewne wzburzył się widząc go w takim stanie. Nie ruszył się, powiedział jedynie wyraźnie patrząc mu w oczy.

- Nie warto.
 
Awatar użytkownika
Varmus
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1443
Rejestracja: śr sty 18, 2006 5:52 pm

czw mar 13, 2008 8:40 pm

Nazar z Mulmaster

~ Co jest, kurwa?! ~

Nazar był zaskoczony. Wyglądał jak znany z podań ludowych mroczny rycerz, wyrzynający w pień całe wioski. Słynął z tego, że potrafił doprowadzić największego chojraka do zesrania się ze strachu. Był dumny z faktu, że mało kto był w stanie patrzeć mu prosto w oczy dłużej, niż sam by na to pozwolił. Arkana sztuki zastraszania ludzi nie były mu obce, ba, był w tym świetny.

A dzikus nie dość, że nie wykazał najmniejszych oznak przejęcia się Nazarem, to jeszcze śmiał bezczelnie robić sobie z niego jaja.

Wojak albo miał do czynienia z debilem, albo z facetem z jajami ze stali, albo z paladynem, który z zasady był zbyt paladyński, żeby bać się czegokolwiek.

No kurwa.

Nazar miał szczerą ochotę nauczyć umorusanego jakimś czerwonym gównem barbarzyńcę, jak się wykazuje szacunek rozmówcy o imieniu zaczynającym się na "N", a kończącym na "azar", oczywiście za pomocą kolejnego odrąbywania części ciała espadonem, gdy do rozmowy włączył się Neith. Bardzo ugodowo, dodajmy. Cóż, narobił niezłego burdelu z gówniarzami, to widać chciał się zrehabilitować. Okej, szatkowanie dzikusa może poczekać. ~ Zobaczymy, co z tego wyniknie ~ stwierdził, chowając espadon do pochwy na plecach.

Po kilku chwilach mężczyzna pożałował po raz kolejny, że nie ma popkornu. Chyba tak nazywało się to chultskie gówno do chrupania. Ta, popkorn.

Nie dość, że dzikus i Niebiańska Furia zaczęli się sprzeczać o pasek z ludzkich czaszek tego pierwszego, to jeszcze po chwili jakichś dwóch idiotów przywlekło ogłuszonego Danarka do reszty drużyny, nazywając przy tym upaćkanego sokiem z buraków dzikusa "szefem".

Nazar plasnął dłonią w czoło. Czy on, kurwa, śni? Takich jaj dawno nie było.

Dzikus w tym czasie zdążył opieprzyć dwóch imbecyli i przepraszać Parszywą Szóstkę. Jednocześnie. Nazara zaciekawiło to, że barbarzyńca nazwał dwóch kretynów "kundlami". Coś tu śmierdziało.

- Dobra, kurwa, wystarczy tego pierdolenia. - warknął Nazar, gdy ork zdołał podnieść się z ziemi i uspokoić Uzjela. - Ponawiając pytanko rogatego, co kurwa wiesz o wilkach, tudzież wilkołakach, które mają coś wspólnego z tą pierdoloną wioską? Czemu, kurwa, te dwa debile zaatakowały naszego towarzysza, co? Nazywają cię szefem, jesteś taki milusi, a oni napierdalają mi kamrata po łbie? Co to za imbecyle? - warczał wojownik. - I, na Beshabę, panię pecha, moją patronkę, jak ty się kurwa mać nazywasz, do jasnej, ciężkiej i niedopieprzonej cholery w dupę kurwy nędzy pierdolonej chuj?! - poirytowany Nazar zakończył salwę pytań crescendo z przekleństw. Przydałoby się trochę wódki...
Ostatnio zmieniony sob mar 15, 2008 1:43 pm przez Varmus, łącznie zmieniany 1 raz.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

czw mar 13, 2008 11:11 pm

Louis

Oczy półelfiego łowcy błysnęły w mroku późnej godziny. Louis wychwycił spojrzenie kompana, nie czekając ani chwili złapał go za ramię i zrobił kilka kroków w bok. Towarzysz, wcisnął mu do ręki coś, na co przybysz nie miał czasu zerknąć. Mężczyzna włożył do kieszeni skórzanych spodni zimny w dotyku przedmiot.

Jego głowa uniosła się w górę, gdy mroczny wojownik dość podenerwowany spytał o tożsamość przybysza. W pierwszej chwili, miał zamiar odpowiedzieć, że imiona nie mają znaczenia, po krótkiej chwili jednak doszedł do wniosku, że jeśli grupa ma mu pomóc w odnalezieniu innego łowcy, musi się przedstawić.

Człowiek zacisnął szczęki i wrócił pamięcią do dalekiej przeszłości, kiedy uczył się języka obcego, jadał srebrnymi sztućcami, i uczył się jazdy na najlepszych Calischańskich rumakach. Mężczyzna z niezwykłą powagą odwrócił się na pięcie i spojrzał mrocznemu wojowi wprost w oczy.

-Nazywam się Lousious Silversky, syn Gamlinga, szlachetnie urodzony pod herbem żółtego orła na niebieskiej tarczy. Pan domu Silversky, wywodzącego się z Waterdeep.- człowiek pochylił się lekko i rozszerzył ramiona w geście powitalnym. Po chwili podniósł się w górę i dodał. –Nazywamy się klanem czarnego oka. Jesteśmy łowcami, którzy zajmują się wybijaniem wilkołaków i wielkich watah wilków. Tutaj sprowadziły nas poszukiwania człowieka o imieniu Malak, który wraz z swoją watahą wciąż nam się wymyka przy okazji napadając na wioski, takie jak ta.- Człowiek spojrzał na swoich kompanów po czym rzekł. –To dwójka moich najwierniejszych towarzyszy. Nico i Mariadok.- wskazał kolejno półelfa i człowieka.
-Teraz, kiedy nasze imiona są wam znane, podzielcie się swoimi imionami.- Rzekł po czym założył ręce na piersi opierając włócznię na barku w oczekiwaniu na odpowiedź.
 
Awatar użytkownika
Sierak
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2296
Rejestracja: pt maja 11, 2007 4:07 pm

pt mar 14, 2008 8:47 am

Uzjel

Chłopiec nie odwrócił wzroku ani na sekundę, kiedy dziwny jegomość przystawił swoją twarz do Jego własnej. Uzjel uważnie słuchał słów przybysza, sądząc każde z osobna, w końcu po chwili namysłu odpowiedział.

-Być może, jednak to nie my mamy prawo sądzić o tym, na co zasługują. Jacykolwiek byli za życia, nie mamy prawa decydować o ich losie po śmierci. Więc proszę, zdejmij te czaszki, pomogę Ci je zakopać w ziemi...-

Człowiek znów zbliżył facjatę do twarzyczki chłopaka. Jego mina świadczyła, że jest lekko znudzony całym tym zajściem. Mężczyzna mlasknął okazując owe znudzenie. Chwilę tak przyglądał się chłopcu, po czym wyprostował się i bardzo energicznym ruchem ręki szarpnął sznur, przypięty do pasa, do którego z kolei były przyczepione czaszki. Człowiek wyrwał sznur z paska, po czym wysunął przed siebie podając dziecku.

-Masz... Weź sobie je i zrób z nimi co tam chcesz.-

Uzjeł uśmiechnięty wziął pas w obie ręce, po czym idąc w stronę cmentarza rozglądał się za jakąś łopatą albo innym narzędziem, którym można by kopać. Niestety nic takiego w pobliżu się nie znajdowało, to też sam przykucnął niedaleko grobów i wykopał kilka małych dziur, do których powrzucał z osobna każdą z czaszek. Po dokładnym zakopaniu ich zmówił krótkie modlitwy za każde z niepełnych ciał, po czym wrócił do reszty.
Zastał scenę, w której pojawiło się kilka nowych postaci, w tym Danark rozmasowujący sobie głowę. Dał mu znak, żeby był spokojny. W sumie niepotrzebnie, gdyż w tej chwili Uzjel był oazą spokoju, pocieszony że jednak istnieje ktoś, kto nie jest do końca zły i wypaczony, a otwarty na dobro. Chłopiec słysząc jak barbarzyńca się przedstawił, podszedł bliżej do reszty.

-Nazywam się Uzjel. Pochodzę... właściwie to znikąd, przez większość życia wędrowałem, to też nie mam miejsca, któe mógłbym uznać za dom. Mój cel w życiu? Niszczyć zło postaci wszelakiej i pomagać innym w nawróceniu się. O mnie chyba wszystko, co musisz wiedzieć.-

Dokończył z niewinnym uśmiechem.
 
Awatar użytkownika
little_diner
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 575
Rejestracja: ndz cze 13, 2004 6:27 pm

sob mar 15, 2008 9:18 am

Ramuil Nightsun

~ Mieliśmy tu przyjść odpocząć, a Ci zachowują się tak jakby dopiero co wstali. ~ myślał elf patrząc po kompanach stojących przy dziko wyglądającym człowieku i jego towarzyszach, którzy przynieśli nieprzytomnego Danarka.
- Tu chyba panuje większy chaos niż w najgłębszych czeluściach Pajęczych Otchłani - mruknął pod nosem Ramuil, na tyle cicho, że jedynie Zazdrość stojący obok niego mógł go usłyszeć.
~ Zapowiada się ciężka wędrówka jeśli tak dalej pójdzie.

- Jestem Ramuil z Evermeet i to Ci powinno wystarczyć - rzekł elf do Lousious'a - przynajmniej do czasu kiedy będę mógł Ci bardziej zaufać.

~ Czy ten dzieciak naprawdę sądzi, że w zdobyczach wojennych są zaklęte duchy pokonanych wrogów? ~ jednocześnie myślał elfi wojownik ~ Do spętania duszy potrzeba czegoś więcej niż przyczepienia czyjejś czaszki na sznurku. ~ elfa przeszedł dreszcz, a jego skóra na chwilę straciła swój zdrowy kolor, gdy ten przypomniał sobie spotkanie z pewnym liczem, który za punkt honoru ustanowił sobie uwięzienie duszy Ramuila w krysztale.

- A teraz panowie i eee... - w tym momencie popatrzał na zmiennokształtnego towarzysza - ..i Ty Zazdrość, chciałem wam przypomnieć, że przyszliśmy szukać tu chwilowego schronienia. Jeśli nie jesteście jednak zmęczeni to chwała niech będzie Seldarine, ale zważając na to ile wydarzyło się dzisiejszego dnia, wolałbym nie dowiedzieć się, że ktoś z was jest zmęczony jeśli cokolwiek jeszcze ma nas zaskoczyć. -
~ W co nie wątpię ~
- Więc jeśli chcemy odpocząć, wydaje mi się, że miejsce nad stawem będzie najodpowiedniejsze. Chyba że ktoś woli tę wymarłą wioskę...
 
Awatar użytkownika
Varmus
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1443
Rejestracja: śr sty 18, 2006 5:52 pm

sob mar 15, 2008 2:06 pm

Nazar z Mulmaster

Dobra, to było nieoczekiwane... Gdy Uzjel poprosił dzikusa o jego pas z czachami, ten, zamiast bronić go do ostatka sił, śliniąc się przy tym i wyjąc, spokojnie i z godnością oddał go dzieciakowi.

Barbarzyńca w tym czasie w końcu zdecydował się przedstawić, jak grzecznie proszono.

- Nazywam się Lousious Silversky, syn Gamlinga, szlachetnie urodzony pod herbem żółtego orła na niebieskiej tarczy. Pan domu Silversky, wywodzącego się z Waterdeep. - człowiek pochylił się lekko i rozszerzył ramiona w geście powitalnym.

~ Coś mi tu zajebało patosem... Jak taki z niego arystokrata, to co on tu, kurwa, robi niby? ~ skwitował w myślach Nazar.

Po chwili podniósł się w górę i dodał. – Nazywamy się klanem czarnego oka. Jesteśmy łowcami, którzy zajmują się wybijaniem wilkołaków i wielkich watah wilków. Tutaj sprowadziły nas poszukiwania człowieka o imieniu Malak, który wraz z swoją watahą wciąż nam się wymyka przy okazji napadając na wioski, takie jak ta. - Człowiek spojrzał na swoich kompanów po czym rzekł. – To dwójka moich najwierniejszych towarzyszy. Nico i Mariadok. - wskazał kolejno półelfa i człowieka.

~ Debil jeden i debil dwa. ~ poprawił go w myślach Nazar.

- Teraz, kiedy nasze imiona są wam znane, podzielcie się swoimi imionami. - Rzekł, po czym założył ręce na piersi opierając włócznię na barku w oczekiwaniu na odpowiedź.

Uzjel z gorliwością godną lepszej sprawy, na przykład znalezienia wódki czy czynnego burdelu, zakopał czerepy w ziemi, każdy w osobnym dołku. Gdy skończył, otrzepał się i przedstawił grzecznie umorusanemu czerwienią barbarzyńcy. Urocze.

Następnie przedstawił się długouch. Poddał dość dobry pomysł udania się na spoczynek... O ile można w ogóle spocząć w pobliżu nawiedzonej wiochy z nieznajomymi, dzikimi popieprzeńcami ze szlacheckimi korzeniami.

Można, Nazar przerabiał już podobne sytuacje.

A propos, mężczyzna zadecydował również się przedstawić.

- A ja, kurwa, jestem Nazar z Mulmaster, wybraniec najpotężniejszej bogini po Ao, Beshaby, pani szczęścia i pecha, znany też jako Klątwiarz. Przez wymuszoną grzeczność stwierdzę, że miło mi poznać pana na dworze Silversky, oznaczonego przez żółtego orła na niebieskiej tarczy, oraz jego dwóch towarzyszy odznaczających się bystrością bagiennej wody, którą jakiś otyugh za sracz se obrał. - zadrwił wojownik, poprawiając barkami ustawienie espadona na plecach i uśmiechając się złośliwie. - Choć ma to raczej chuj wspólnego z prawdą. Długouch ma rację, idziemy. Poza Neithem burdelu tu raczej nie znajdziemy, a wódki też raczej tu nie uświadczymy... - dodał Nazar, ze znudzoną miną zatykając sobie kciuki za szeroki pas.
 
Awatar użytkownika
Venomus
Z-ca szefa działu
Z-ca szefa działu
Posty: 358
Rejestracja: czw sie 11, 2005 10:29 pm

sob mar 15, 2008 4:57 pm

Neith Sorn

Patrząc jak Uzjel zakopuje w ziemi czaszki z pasa barbarzyńcy Neith pokręcił głową...- Hm, teraz pewnie myśli, że świat stał się lepszym miejscem bo kilka kości zostało zakopanych i robaki mogą sobie w nich uwić nowy dom...- Na dźwięk słów ogromnego mężczyzny odwrócił się z zainteresowaniem...
-Nazywamy się klanem czarnego oka. Jesteśmy łowcami, którzy zajmują się wybijaniem wilkołaków i wielkich watah wilków. Tutaj sprowadziły nas poszukiwania człowieka o imieniu Malak, który wraz z swoją watahą wciąż nam się wymyka przy okazji napadając na wioski, takie jak ta.- rzekł domniemany szlachcic... No ładnie szlachetny łowca wilkołaków z dwoma przygłupami u boku...czemu nie, w końcu mamy już woja który najstarszy zawód w Faerunie wymienia w co drugim zdaniu oraz honorowego orka...zaraz pewnie przyjdzie ślepy beholder albo nawrócony ilithid i będę chcieli się przyłączyć...

- Ja jestem Neith Sorn, uniżony sługa Myrkula. Muszę zgodzić się z Nazarem, że trochę podejrzane jest, że szlachcic porusza się z obstawą tylko jakichś dwóch osobników...-odparł na pytanie Louisa rogaty herold.
 
Awatar użytkownika
dreamwalker
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2250
Rejestracja: pn gru 19, 2005 9:39 pm

ndz mar 16, 2008 9:29 am

Ramuil spojrzał w niebo. Elf nie potrzebował duzo snu, dlatego przyzwyczaił się do tego, że wstawał gdy na świecie było jeszcze ciemno. Na chwile nie zważając na towarzyszy, elf przyjrzał się nocnemu niebu, próbując przypomnieć sobie co oznaczały układy gwiazd, gdzie leżały poszczególne konstelacje, który każdy naróð interpretował zupełnie inaczej. Gdzie leży elfi Wielki Smokożółw, którego część jest przez ludzi nazywana Garncem Miodu, a inna część zyskała wśród gnomów nazwę Peleryny Garla. Gwiazdy dla każdego wyglądały inaczej, ale w tej chwili elf dzięki nabytemu doświadczeniu, mógł dojść do jednego wniosku.
- Piąta rano. Jest piąta rano.
Towarzysze najpierw nie wiedzieli o co mu chodzi. Dopiero po chwili gdy po ciężkiej nocy zapadki i trybiki w głowach zaczynały chodzić nieco szybciej, zdaliście sobie sprawę z tego, że niedługo będzie ranek. Później niż zwykle, ale będzie. Nie wyglądało na to, żeby cokolwiek miało sie zmienić, nadal było ciemno i wcale nie jaśniało. Ale gwiazdy nie kłamią.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

ndz mar 16, 2008 2:10 pm

Louis

Kilku osobników z całej napotkanej grupy raczyło się przedstawić. Inni albo woleli tego nie robić, albo po prostu nie chciało im się podejmować niepotrzebnej konwersacji. Chłopaczek, który poprosił o zdjęcie trofeów z pasa przybysza, nazywał się Uzjel, natomiast mroczny wojownik, jak się okazało sługa Beshaby nazywał się Nazar. Osobnik, który z początku próbował załagodzić spięcie, pomiędzy Nazarem i Louisem, nazywał się Neith.

Gdy Nazar, zadrwił sobie z towarzyszy Louisa, ci jak widać było po twarzach nie przejęli się na tyle subtelną obelgą by w jakikolwiek sposób zareagować. Może obelga była za subtelna? Kto wie. Człowiek lekko się wzdrygnął, na słowa o tym, iż szlachetne pochodzenie Louisa jest bajką. Mężczyzna zmrużył oczy i rzekł.

-Wiesz Nazarze, o języku subtelnym, jak jedwabna skóra elfki, nie masz powodów by mi nie wierzyć, tak jak i ja nie mam powodów by Cię okłamywać.- Mężczyzna spojrzał, na Neitha, pokornego sługę Myrkula. –Szlachectwo nie odznacza się tylko w bogatym ubiorze, ozdobach na ubraniu, pięknym i zdrowym rumaku i obstawie kilkunastu wystrojonych ochroniarzy. Szlachectwo płynie w krwi i mieści się w duszy, przynajmniej powinno.- rzekł, rzucając tajemniczy uśmiech. Co jak co ale sam sposób w jaki się wyrażał, nie świadczy o tym, że od małego dziecka przebywał wśród dzikusów, takich na jakiego sam w tej chwili wygląda.

-Wódka? Od picia wódki, słabnie wzrok, tępieje słuch i traci się węch, a ciało nie chce rosnąć…- rzekł sam do siebie, jednak nie na tyle cicho by nikt go nie słyszał. Po chwili osobnik o imieniu Ramuil rzekł, że dobrze by było odpocząć. Louis wahał się dłuższą chwilę, jednak w końcu zebrał się w sobie by odezwać się do napotkanej grupy.

-Wiem, że okoliczności, w jakich się spotkaliśmy nie skłaniają do nadmiernego zaufania wobec mnie i tym bardziej moich towarzyszy. Ale mimo wszystko mam nadzieję, że nie będziecie mieli nic, przeciwko, jeśli rozbijemy obozowisko w pobliżu waszego. Wiecie… W grupie zawsze raźniej.- rzekł, po czym zmrużył oczy i rozejrzał się po lesie, który otaczał wioskę.
 
Awatar użytkownika
little_diner
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 575
Rejestracja: ndz cze 13, 2004 6:27 pm

pn mar 17, 2008 2:04 pm

Ramuil Nightsun

~ Coś tu jest ewidentnie nie tak. ~ zamyślił się Ramuil ~ Gwiazdy wskazują, że powinno być koło piątej rano, a nadal jest ciemno jak w Pajęczych Otchłaniach.

~ Wolumin Dnia i NOCY ~ zdał sobie sprawę elf. ~ Myślałem że to tylko nazwa księgi. Widocznie ma on naprawdę wpływ na przemijanie dnia i nocy.

- Wpierw powinniśmy odpocząć - Zwrócił się elf do towarzyszy - Potem, bardziej wypoczęci, pomyślimy nad tą anomalią. Mogę pierwszy objąć wartę, gdyż jako elf nie potrzebuję dużo snu.

- Louis'ie, jeśli tylko Twoi towarzysze będą zachowywać się normalnie, - w tym momencie elf spojrzał na nadal obolałego Danarka - ja nie mam nic przeciwko żebyście mieli obozować przy nas.

- Nico i Mariadok, lepiej bądźcie spokojni, bo nie wszyscy z nas są tak ugodowi jak ten ork - zwrócił się Ramuil do towarzyszy barbarzyńcy-szlachcica.

Elf bystrym wzrokiem zlustrował otoczenie. Świeżo rozkopane przez nieumarłe dzieci groby, opustoszałe miasteczko i ujadające na Nazara psy.
To nie jest najlepsze miejsce na odpoczynek.

- Wydaje mi się, że nad jeziorem powinniśmy znaleźć odpowiednie miejsce do udania się na spoczynek.

Mówiąc to, elf schował Iskrę, na której powierzchni po raz ostatni rozbłysła mała błyskawica, do pochwy i powoli zaczął kierować swoje kroki w stronę jeziorka.

Przechodząc obok Uzjela, elf zapytał się go.

- Czy mógłbyś otworzyć Wolumin? Może coś nowego, związanego z tą anomalią, się w nim pojawiło.
 
Awatar użytkownika
Varmus
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1443
Rejestracja: śr sty 18, 2006 5:52 pm

pn mar 17, 2008 11:10 pm

Nazar z Mulmaster

- Wiesz, Nazarze, o języku subtelnym, jak jedwabna skóra elfki, nie masz powodów by mi nie wierzyć, tak jak i ja nie mam powodów by Cię okłamywać.

~ Pierdu śmierdu. Dobra, jesteś szlachcic, niech ci będzie. Ale coś mi tu z tobą nie pasuje, sukinsynu, będę miał cię na oku... ~
- Nzar odparł w myślach, nie mając zamiaru kontynuować wymiany zdań.

Louisous spojrzał na rogatego.

– Szlachectwo nie odznacza się tylko w bogatym ubiorze, ozdobach na ubraniu, pięknym i zdrowym rumaku i obstawie kilkunastu wystrojonych ochroniarzy. Szlachectwo płynie w krwi i mieści się w duszy, przynajmniej powinno. - rzekł, rzucając tajemniczy uśmiech.

~ Niech mnie kurwa jędza zgniłym chujem trzepnie, ale walnął przypowiastkę umoralniającą. ~ Nazar uniósł jedną brew i usmiechnął się sardonicznie. Dobrze wiedział, że w dzisiejszych czasach szlachectwo oznaczało bycie napuszonym, egocentrycznym kmiotem z gównem zamiast mózgu, odznaczającym się zbyt dużą ilością gotowizny do wydania i poczuciem nietykalności. Piękna sprawa, przypierdolić takiemu w ryj i patrzeć, jak spełza mu z mordy dumny uśmieszek.

- Wódka? Od picia wódki, słabnie wzrok, tępieje słuch i traci się węch, a ciało nie chce rosnąć… - stwierdził dzikus.

~ Dobra, jest popierdolony. Obchodzić się ostrożnie i przytakiwać dobrotliwie. ...nie chce rosnąć? Ta, kurwa, nizioł mnie w kompleks niższości wpędza, kurwa mać... ~

Po chwili Ramuil orzekł, że dobrze by było odpocząć. Patrz no, jaki mądry, Pan Oczywisty.

Louis wahał się dłuższą chwilę, jednak w końcu zebrał się w sobie by odezwać się do napotkanej grupy.

- Wiem, że okoliczności, w jakich się spotkaliśmy nie skłaniają do nadmiernego zaufania wobec mnie i tym bardziej moich towarzyszy...

~ Nieee, skąd, tylko przyłazisz tutaj, zaczynasz strugać kozaka na przemian z przyjacielem od serca, chuju jeden, a w tym czasie twoje dwa jaja dobierają mi się do kamrata. Skąd ten pomysł, że ci nie ufamy? Kurwa. ~

- ...Ale mimo wszystko mam nadzieję, że nie będziecie mieli nic przeciwko, jeśli rozbijemy obozowisko w pobliżu waszego. Wiecie… W grupie zawsze raźniej.
- rzekł, po czym zmrużył oczy i rozejrzał się po lesie, który otaczał wioskę.

Nazar szykował się już do radosnego "takiego wała, wypierdalaj kurwi wymiocie", popartego salwą pięknej piekielnej mowy i wyszukanymi gestami symbolizującymi dezaprobatę dla adresata i dziesięci pokoleń wstecz, gdy Ramuil oznajmił wspaniałomyślnie, że dzikus może posadzić swoją wypacykowaną na czerwono dupę koło Parszywej Szóstki. No kuuuuurwaaaaa... Nazar plasnął dłonią w czoło.

Fakt faktem, że długouch miał w jednej sprawie rację. Stary Lathlander powinien już dawno temu wziąć swoje wymuskane dupsko w troki i zacząć radosną, codzienną popierdalankę po nieboskłonie. Aktualnie zaś było ciemno, jak w piździe wielebnej Shar. Coś było nie tak.

Z drugiej strony, co, do kurwy nędzy, w ciąg ostatniej doby poszło tak?!

Parszywa Szóstka i Dziki Chuj z Parą Jajec zajęła się w końcu przemieszczaniem się w kierunku miejsca spoczynku. Nazar szedl blisko chłopaczka, toteż nie ominęły go słowa Ramuila.

- Czy mógłbyś otworzyć Wolumin? Może coś nowego, związanego z tą anomalią, się w nim pojawiło.

Coś kliknęło pod pokrytą bliznami czachą Nazara. Otworzył szerzej oczy.

~ No tak, kurwa... Wolumin... Księga... Louisous... LOUIS... O, w pizdę! ~

Nazar przyspieszył kroku i zrównał się z Uzjelem i długochem.

- E, dziewczynki, a propos Woluminu... Czy któryś z was jeszcze może kurwa pamięta, jaki przypis w nim znaleźliśmy ostatnio? O pewnym LOUISIE? O kurwa "najpotężniejszym przedstawicielu wilkołaczego plemienia, mającym na swe usługi wielkie watahy tej pieprzonej zgrai pchlarzy", co? Nie dziwne, że nagle spotykamy tutaj jebanego LOUISA z gustownym pasem z czerepów, ujebanego na czerwono i odzianego w jakieś szmaty, a pierdolącego niczym zasrany szlachetka? Ruszcie, kurwa, łbami. Pośpimy sobie z pierdolonym wilkołaczym wodzem przy dupie. Brawo, spiczastouchy, wpierdoliłeś nas na cacy. Braaaa-wo. Kurwa mać. - Nazar podzielił się swoimi spostrzeżeniami z dwójką towarzyszy, starając się mówić na tyle cicho, by nie usłyszał go ani Louis, ani jeden z jego dwóch skretyniałych przydupasów. Z emfazą na tych drugich.

~ Louis był na tyle bystry, że można było z nim normalnie pogadać, ale gdyby te dwa skretyniałe fiuty dowiedziały się, że MY wiemy, pewnie by nas zaatakowały. A ja nie mam zbytniej ochoty na wycie do księżyca i wydrapywanie wszy z futra.~ Nazar mentalnie burknął. Niezła zabawa, nie ma kurwa co.
 
Awatar użytkownika
little_diner
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 575
Rejestracja: ndz cze 13, 2004 6:27 pm

wt mar 18, 2008 12:14 am

Ramuil Nightsun

Elf nadal szedł przed siebie i jak gdyby nigdy nic zwrócił się do Nazara, na tyle cicho jednak by Louis, ani jego towarzysze nie mogli go usłyszeć

- Powiedz mi Nazarze, czy lepiej pozwolić im obozować tak, żebyśmy mieli ich na widoku, czy puścić wilkołaki w las i strzelać z której strony wrócą? Mi również nie umknęła dziwna zbieżność imion z Woluminu i tego barbarzyńskiego szlachcica, ale to nie pora, żeby z nim walczyć. Po pierwsze nie wiemy czy więcej wilkołaków nie czai się w pobliżu, a po drugie na pewno większość z nas jest bardziej zmęczona niż chcieliby to przyznać przed resztą. - elf ściszył głos do ledwo słyszalnego szeptu - Tak więc wstrzymajmy się z decyzjami do momentu, kiedy będziemy bardziej sprawni bojowo. Wtedy będziesz mógł dać upust swoim podejrzeniom. A teraz wybaczcie na chwilę panowie.


~ A teraz zobaczymy, co nasi nowi przyjaciele mają przy sobie ~ pomyślał elf, po czym udając, że idzie do Danarka porozmawiać, cicho zaintonował prosty czar wykrywający magię w otoczeniu i skupił się na sylwetkach nieznajomych.

Aby nie wzbudzać podejrzeń zagadnął, niezbyt oryginalnie, orka

- Danarku, czy Faerun to Twoja ojczyzna, czy może jakieś inne miejsce możesz nazwać swoim domem?
 
Awatar użytkownika
Sierak
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2296
Rejestracja: pt maja 11, 2007 4:07 pm

śr mar 19, 2008 9:10 pm

Uzjel

Towarzysze zaczynali się powoli męczyć, proponując rozbicie obozu. O dziwo Uzjel nie był za grosz zmęczony. W dodatku, tak na gust chłopca coś długo trwała noc. O ile spędzanie co noc bezsennej nocy, dało mu jakie takie pojęcie o długości jej trwania, to ta definitywnie trwała zbyt długo. Gdzieś tam w tle Louis i Nazar wymieniali się poglądami na temat różnych rzeczy. Oni się nie pokochają, to jest jasne.
Ramuil zaś podszedł do Uzjela, pytając się go, czy by go nie otwarł. Chłopiec z uśmiechem na twarzy wyciągnął księgę i otwarł ją, kartkując w poszukiwaniu czegoś ciekawego.
Nazar zaś wyjawił swoje podejrzenia co do Louisa i Jego towarzyszy. Po chwili namysłu, jak już elf odszedł do Danarka Uzjel rzekł do Nazara.

-Nazarze, wiesz, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, ja nie potrzebuję snu, a właściwie nie pamiętam, bym kiedykolwiek spał. Wartę więc obejmę ja, co do zarażania wilkołactwem, nie znam się na tym zbyt wiele, ale w razie walki jestem gotów przyjąć na siebie ich ciosy. Znaczy wiesz, to też może dziwnie zabrzmieć, ale żyję tutaj znacznie dłużej, niźli na to wyglądam i nocowałem na wietrze, mieszkałem w wioskach, w których panowała zaraza, która pożerała całą ich populację, a także zdarzyło mi się pojedynkować z umarłą istotą, znaną Wam, ludziom jako mumia. Ani nie czułem się nigdy przez to osłabiony, ani nie umarłem, ani, w przeciwieństwie do kilku ludzi, którzy chcieli skraść skarby z grobowca nie zmieniłem się w podobną, umarłą istotę. Więc sądzę, że mój organizm odrzuci i tę wilkołaczą chorobę. Póki co jednak, ufam temu czerwonemu, gdyby był zły i skory do mordu, odebrałby moją wcześniejszą prośbę jako zaczepkę, czyż nie?-

Zakończył monolog, czekając na odpowiedź, zapewne jak zazwyczaj pełną barwnych epitetów, od Nazara.
 
Awatar użytkownika
Varmus
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1443
Rejestracja: śr sty 18, 2006 5:52 pm

śr mar 19, 2008 10:29 pm

Nazar z Mulmaster

Nazar puścił uwagę Ramuila mimo uszu. Zawsze byliby dalej, a z wystawieniem warty... A może po prostu ich zabić?

Nie.

Epokę bezsensownego, bezmyślnego mordowania wszystkich w zasięgu Mortis Artifex Nazar miał daleko za sobą. I nie chciał do niej wracać. Nigdy.

Co oznacza, że Parszywa Szóstka będzie miał na karku wilkusie...

Kurwa.

Nazar westchnął. Ale gówno...

- Nazarze, wiesz, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, ja nie potrzebuję snu, a właściwie nie pamiętam, bym kiedykolwiek spał. Wartę więc obejmę ja, co do zarażania wilkołactwem, nie znam się na tym zbyt wiele, ale w razie walki jestem gotów przyjąć na siebie ich ciosy. Znaczy wiesz, to też może dziwnie zabrzmieć, ale żyję tutaj znacznie dłużej, niźli na to wyglądam i nocowałem na wietrze, mieszkałem w wioskach, w których panowała zaraza, która pożerała całą ich populację, a także zdarzyło mi się pojedynkować z umarłą istotą, znaną Wam, ludziom jako mumia. Ani nie czułem się nigdy przez to osłabiony, ani nie umarłem, ani, w przeciwieństwie do kilku ludzi, którzy chcieli skraść skarby z grobowca nie zmieniłem się w podobną, umarłą istotę. Więc sądzę, że mój organizm odrzuci i tę wilkołaczą chorobę. Póki co jednak, ufam temu czerwonemu, gdyby był zły i skory do mordu, odebrałby moją wcześniejszą prośbę jako zaczepkę, czyż nie? - odezwał się Uzjel. No proszę, na Paladyńskiego Gówniarza zawsze można liczyć. Nazar uśmiechnął się do swoich myśli.

- Dobra. Okej. Stoi. Na wartę, młody. A jeśli zamienię się jednak w wilkołaka do końca tego gówna, będziesz pierwszym drzewkiem, jakie opryskam. - odparł wojak i poszukał w miarę miękkiego miejsca na spoczynek. Dobrze, że mithrilowa zbroja była lekka i wygodna, a sam Nazar już dawno temu nauczył się spać w zbroi. Nawet to trochę polubił.

~ Beshabciu moja słodka, w niezłe gówno mnie wrzuciłaś... Ach, bywało gorzej, nie? ~

Nazar pogłaskał Fatum po łbie i ułożył się wygodnie na miękkiej kupie mchu niedaleko towarzyszy i daleko od Louisa i jego przydupasów. Niezła zabawa będzie, nie ma co.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

śr mar 19, 2008 11:41 pm

Louis

Trójka przybyszów dostała pozwolenie na rozbicie obozowiska w pobliżu miejsca, gdzie spoczywać miała napotkana grupa. Louis stał w milczeniu dość długą chwilę. Jego wzrok po chwili skierował się ku górze, na nieboskłon. Człowiek zmrużył oczy i chwilę tak przyglądał się gwiazdom, których notabene być już nie powinno. Z zamysłu wyrwał go głos ludzkiego towarzysza.
-Też zauważyłeś?- Louis jednak nie odpowiadał. Koncentrował się na obrazie przed oczami.

Z drugiej strony zaszedł go pozostały towarzysz. Mężczyzna miał świetny słuch, więc tylko kątem oka sprawdził czy i tym razem nie myli się, co do tego, że ktoś się skrada. Drugi kamrat złapał Louisa za ramię i szepnął do ucha.
-Jak myślisz, wiedzą?- Człowiek rzucił lustrujące spojrzenie na nowo poznaną grupkę i skrzywił się lekko na twarzy. Po chwili, jednak znów nabrała tej powagi i obojętności, co zawsze.
-Wątpię… Pozwoliliby nam odpoczywać koło siebie?- na co kompan odrzekł.
-A jeśli postanowią się nas pozbyć we śnie?-
-On im nie da…- odpowiedział Louis, wskazując skinieniem głowy młodego Uzjela.
-Chcesz obdarzyć ich naszym błogosławieństwem?- spytał zaciekawiony drugi z kompanów.
-Nie teraz, musimy zobaczyć, co potrafią.- Dwaj towarzysze Louisa zachichotali cicho a człowiek wciąż niewzruszony stał i przyglądał się jak i w tamtej grupie rozmawiają ze sobą coś knując. Czuł, że mowa o nim i jego kolegach.

Przybysz ruszył powoli za wszystkimi w kierunku miejsca, gdzie też miał być rozbity obóz. Nie chciał za bardzo zbliżać się do owej grupy, więc usiadł dobre kilkadziesiąt stóp dalej. Nie czkając na nic, po prostu zrzucił z pleców -zapięte na sznurku wokół szyi- futro niedźwiedzia czy innego dużego zwierza i przykrył się nim.
-Rozpalić ogień?- spytał półef podróżujący z Louisem. Człowiek tylko wychylił głowę z pod futra i rzucił zimne spojrzenie na kompana.
-Straszy Cię całkiem?-
-A co oni sobie pomyślą?-
-Jesteśmy zmęczeni a po za tym nie sypiamy przy ogniu, żeby nie zapraszać nie oczekiwanych gości.- Półelf zaakceptował zdanie „szefa”, po czym położył się obok Louisa i Nica.

Człowiek chwilę leżał patrząc w gwiazdy, jakby czuł, że coś się złego dzieje. W końcu jednak wrzucił futro na głowę, by hałasy dobiegające od grupki niedaleko nie zagłuszały jego snu.
-Śpijcie dobrze. Niebawem czeka nas kolejna podróż za Lisem.- rzekł człowiek, jednak żadna odpowiedź nie dobiegła do jego uszu. Cała trójka zasnęła.
 
Awatar użytkownika
dreamwalker
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2250
Rejestracja: pn gru 19, 2005 9:39 pm

czw mar 20, 2008 2:59 pm

Staw przy wiosce nie miał chyba jeszcze nigdy tak dziwnych gości. Rozłożyli się z noclegiem pod drzewami porastającymi brzeg jeziorka, co ciekawe w dwóch obozach.

Tafla wody nie reagowała na pojawienie się obcych, była spokojna i odbijała niemal idealnie światła gwiazd, które teraz świeciły juz jasno.

Gdy wstaliście rano, na tafli jeziora stała kobieta. Czekała na Was. Jej stopy były lekko zanuzone w wodzie, jej długie włosy powiewały na wietrze, jej zwiewna suknia zdradzała szczegóły jej ... No po prostu była piękna. Tak piekna, że aż Nazar zaklął i wpatrywał się w nią dłużej niż inni. Gdy wstaliście już wszyscy, kobieta powoli szła w Waszą stronę. Teraz zauważyliście (a najszybciej Louis), że ma ona na ciele ślady pazurów. Wielkich pazurów. Ślady częściowo już zabliźnione, ale dalej nieźle widoczne. Głos dziewczyny odezwał się w Waszych głowach.

- Co robicie podróżni w tym miejscu przeklętem? Ta kraina jak okiem sięgnąć nie jest Waszym domem. Nie ma tu miast, nie ma siół, ino pola.
Gdy rozejrzeliście się wkoło nie widzieliście nic. Tylko pola tak jak mówiła kobieta. Najbieglejszy w magii Neith Sorn, zaraz otrząsnął się i przejrzał iluzję, po nim pozostali.
Kobieta była wyraźnie zdziwiona, ale błysk w jej oku oznaczał, że też cieszy ją taki obrót sprawy.
- Latałam, pływałam, zabijałam, męczyłam. Wam nic nie zrobie, boście mądrzy. A według legendy, tylko mądry człowiek może odczarować przeklętą. Weźcie tę muszlę.
Spotkania trwało chwilkę. Dziwna zjawa czy też nimfa mówiaca chłopskim językiem. Zaklęta, czy przeklęta? I muszla. Gdy przetarliście oczy na prawdę tam była.
Wolumin Nocy i Dnia otworzył się. Uzjel czytał.
Południca
Potwór męczący lud prosty na polach. Uznawany za istotę baśniową i nieistniejącą. W praktyce często mylony z nimfą. Południca pojawia się w połdunie w pobliżu pól. Wygląda jak młoda kobieta, odziana w zwiewna szatę, najczęściej przypomina kogoś z najbliższej wioski.
Południca może zabić, przyprawić o ból głowy, wywołać halucynacje, albo zmylić kierunki, zależy od tego co chce osiągnąć.
Według ludowych wierzeń, połdunice to zaklęte dusze zmarłych dziewczyn, ale wynika to z faktu, że najczęściej widzi się je w takiej postaci. Nie zostało to w żaden sposób udowodnione. Według legendy, uwolniona południca odpowiada na jedno pytanie odnoszące się do tego co znała i widziała za życia, lub już będąc południcą.
Południcę może zabić jedynie poświęcony oręż.

Strony książki znów wyglądały staro, jak strony "Bestiariusza północy". Uzjel popatrzył w niebo. Długo spali. Było samo południe.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

pt mar 28, 2008 5:16 pm

Louis

Była ciemna noc. Leśną ścieżką, przez środek gęstego iglastego lasu poruszał się zadaszony wóz, w asyście kilku zbrojnych na koniach. Pochód jechał niezwykle wolno, pewnie w obawie, przed wypadkiem na drodze, żeby jakiś z wierzchowców, lub koni pociągowych nie połamał sobie nogi. Każdy z pojedynczych najemników na koniach był opancerzony w ciężkie zbroje, załadowane, ciężkie kusze oraz poszczególne rodzaje oręża ręcznego.

Echem rozniósł się po lesie odgłos wyjącego wilka, do Selune, która akurat była w swej pełni, swoim blaskiem rozświetlając niemal cały las. Konie nagle przestały być spokojne. Prychały i podrygiwały non stop.

***

Krzyki, i dźwięk dobywanej broni obudziły młodziutkiego szlachcica, który spał na wygodnym siedzeniu w wozie. Młodzieniec miał czarne, długie włosy, wiszące po szyję. Bladą i szczuplutką dłonią, odsłonił kotarę, zasłaniającą szybę w drzwiach wozu.

***

Drzwi z wozu z ogromnym hukiem zostały wyrwane do zewnątrz, jakby były przywiązane do rozjuszonego buhaja, który właśnie wystartował przed siebie. Wóz stał w miejscu. Na zewnątrz panowała kompletna cisza. Nagle na futrynie, w miejscu gdzie przed chwilą znajdowały się drzwiczki do wozu, pojawiła się szara jak stary popiół, owłosiona i szponiasta łapa. Była ogromna, a mimo wszechobecnego owłosienia widać na niej było nabrzmiałe żyły i kilka drobnych blizn…

***

Ze snu Louisa, wybudził jego półelfi kompan. Barbarzyńca otwarł jedno oko i rzucił krótkie, wymowne spojrzenie na towarzysza. Jego ucho (leżał na boku, opierając prawą stronę twarzy na lewej dłoni) lekko drgnęło. Człowiek otwarł szybko drugie oko i chwilę wpatrywał się w trawę, jakby nasłuchiwał głosów i dźwięków. Spokojnie, a właściwie anemicznie podniósł głowę w górę opierając się prawicą o ziemię. Człowiek spojrzał na grupę napotkanych w nocy osobników, których wzrok wbity był w taflę wody stawu, nad którym obozowali.

Według słów młodego Uzjela, który czytał jakąś przepowiednię, czy coś wynikało, że zjawa, która pojawiła się nad jeziorem, ukazuje się w południe. Czy oni wszyscy tak długo spali? To przecież nie możliwe, Louis zawsze budził się sam zaraz przed świtaniem. Mężczyzna przetarł oczy. Jego twarz świadczyła o ogromnym niezadowoleniu z powodu przespanego do połowy dnia.

Człowiek spojrzał na swój burczący brzuch i zbytnio się nie przejmując istotą nad jeziorem (to w końcu nie jego sprawa, do niego się nie odzywa), kiwnął głową do swego kompana. Człowiek na znak, że rozumie, co ma robić również kiwnął głową, wziął w rękę włócznię i pobiegł w stronę lasu.
-Miejmy nadzieję, że szybko coś znajdzie bo umieram z głodu…-
Louisowi przypomniało się, że przecież wczorajszego wieczoru, jego kompani znaleźli jakąś błyskotkę w lesie. Lecz przez ciemność nie mógł odczytać, co było na kartce, w środku napisane. Ukradkiem by nikt nie widział (co nie było w tej chwili trudne) sięgnął do kieszeni by wyciągnąć błyskotkę i zobaczyć czym ona jest.
 
Awatar użytkownika
little_diner
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 575
Rejestracja: ndz cze 13, 2004 6:27 pm

wt kwie 01, 2008 8:09 pm

Ramuil Nightsun

Ramuil dzięki swojemu pochodzeniu i odrobinie magii nie musiał prawie w ogóle spać. Na chwilę tylko dał odpocząć zmęczonym oczom, po czym zabrał się za przeglądanie swojej księgi czarów. Gdy uniósł głowę, próbując zapamiętać dość trudny czar, zauważył, że nad taflą jeziora unosi się dziwna istota.
Nie było jej tam chwilę temu.

~ Pewnie to duch jakiejś topielicy, bo na druida bym nie liczył ~ pomyślał ponuro elf.

Elf szybkim ruchem zamknął księgę i rzucił ją do plecaka. Następnie wstał i zwrócił się do towarzyszy

- Panowie, pobudka. Mamy ducha nad jeziorem.

Z tymi słowami na ustach zaczął powoli zbliżać się do brzegu jeziora. Również widmo zbliżało się do drużyny. Już wcześniej elf zauważył wielkie blizny szpecące jej ciało. Ale teraz na pewno ujrzała je reszta drużyny.

~ Wilkołaki? ~ Ramuil zostawił to pytanie dla siebie. Może czas da odpowiedź na nie.

Widmo przemówiło do wędrowców, gdy wszyscy podeszli do brzegu. Wszyscy poza trójką barbarzyńców, którzy gdzieś się ulotnili. Ramuil słyszał ich cichy szelest kiedy oddalali się w gęstwinie.

~ No to pięknie. Przed nami zjawa, a za naszymi plecami biegają wilkołaki. Corellonie daj mi sił.

Po krótkiej przemowie widma, spokojne wody jeziorka wyrzuciły na brzeg muszlę. Natomiast Wolumin znowu otworzył się w rękach Uzjela. Gdy ten czytał fragment o duchu zwanym południcą, Ramuil podszedł i zabrał muszlę. Uważnie się jej przyjrzał, po czym wrócił do towarzyszy i również im pokazał znalezisko.
 
Awatar użytkownika
Varmus
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1443
Rejestracja: śr sty 18, 2006 5:52 pm

pn kwie 07, 2008 6:37 pm

Nazar z Mulmaster

Noc - mimo towarzystwa pchlarzołaków - przebiegła spokojnie. Nazar już jako młodziak nauczył się wysypiać w zbroi, co nie raz i nie dwa razy uratowało mu przysłowiowa dupę. Mulmaster nie wybacza. Wojna też nie.

Mężczyzna przeżywał właśnie bardzo miły sen, zawierający lwią część całego kleru Sharess - ta żeńską, młodą i piękną - gdy z objęć ślicznej i ponętnej aasimarki wyrwał go dźwięczny i jak na tę sytuację stanowczo zbyt upierdliwy głos Ramuila.

- Kurwa, co jest...? - wymamrotał, przecierając oczy i soczyście pierdząc. Co jak co, ale w towarzystwie nie było kobiet - przynajmniej nie sensum stricte - a wilkołaki poranne wyziewy Nazara mogły tylko odstraszyć.

"Co jest" w postaci oszpeconej szramami kobiecej postaci na środku stawu zaczęło perorować jak najęte w chłopskiej gwarze. Po dwóch słowach Nazar miał dość tego pierdolenia i zrobił poranny przegląd wyposażenia, jednym uchem wpuszczając słowa zjawy.

Jak nietrudno było się tego domyślić, pchlarze spierdoliły. Jaaasne. No bo po co zrobić cokolwiek i pomóc.

Długouch poszedł po jakąś muszelkę, którą fale wyrzuciły na brzeg. Tą, o której mówiła zjawa. W tym czasie Nazar zadowolony z nienagannego stanu wyposażenia schował Morte Artifex w jego prawowite miejsce na plecach i podszedł do Uzjela, który ponownie otworzył Wolumin.

Nazar przeczytał głośno ostatnie zdanie.

- Południcę może zajebać jeno poświęcony oręż. - stwierdził rzeczowo. - Hmm. Posiada ktoś? Bo ja nie. Rozwiązanie siłowe odpada, moje wy fiutki niemyte. No, to trzeba dziwkę uwolnić...

Nazar spojrzał na muszlę i zmarszczył brew. Po chwili cmoknął i zwrócił się do Uzjela:
- Przyłóż to gówno do ucha. Pewnie usłyszysz coś ciekawego, i o szumie fal tu nie mówię.
 
Awatar użytkownika
dreamwalker
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2250
Rejestracja: pn gru 19, 2005 9:39 pm

wt kwie 08, 2008 7:38 pm

Ramuil, dając sie mimowolnie ponieść słowom Nazara przyłożył muszlę do ucha. Szum fal. Najzwyklejszy na świecie, jak w każdej muszli. Miał już obrócić się w stronę wojownika i pokazać mu ze szczegółami gdzie ma jego dobre rady, ale zrezygnował.
Nazar, widząc zakłopotanie na twarzy elfa, parsknął śmiechem. Południcy już nie było. Byl piękny dzień i zanosiło się na to, że całkiem wesoły.

Teraz mogliście się lepiej przyjrzeć okolicy. Okalające wioskę od wschodu lasy nie były widoczne w ciemnościach, w których wędrowaliście nocą. Trakt jednak wyglądał dalej tak samo. Prosta droga na północ. Wschodni wiatr zwiastował bliskość morza, słońce świeciło całkiem nieźle jak na tą porę roku, co oznaczało, że nie trzęśliście się z zimna. Za bardzo. Oczywiście ci wśród Was, którzy owo zimno czuli.

Muszla jednak dalej koncentrowała Waszą uwagę, na równi z Uzjelem z rozdziawioną ze zdziwienia paszczą stojącym z książką na rękach i patrzącym na to, co się w niej dzieje. A działy się cuda. To znaczy to co zwykle. Potargane, popalone stronice bestiariusza, którego oryginał przedsiębiorczy Nazar zachował sobie na czarną (czy też brązową?) godzinę nikły i zostawały zastępowane standardowymi bielutkimi i gładkimi jak pupa niemowlęcia stronicami pradawnego Woluminu Dnia i Nocy, czy też Nocy i Dnia. Jeden pies. Pies. To słowo, które dawno nie padało i w tych okolicach miało wyjątkowo "lotny" wydźwięk za sprawą skłonności Nazara do dzielenia się nie posiadaną przez niego wiedzą o lataniu z tutejszymi psami. Jakkolwiek by to nie brzmiało.

Ale jak to mówią, gdyby kózka nie skakała to by ślimak pokaż rogi, tak więc dzielna drużyna poszukiwaczy przygód w kompletnym składzie usiadła do bardziej południowego niż rannego posiłku, nazwanego przez Nazara dźwięcznym imieniem "cholernego śniadania", składającego się głównie z tego co mieli w swoich sakach. Jedynie wyjątkowo wybredny Louis zajął się dziczyzną zapewnioną przez jego kompanów. Śniadanie przebiegało powoli, muszla leżała i nie zdradzała znaków życia czy też dziwnych mocy. Słowem sielanka. Sielanka zaraz przy przeklętej wiosce i cmentarzu Velsharoona? Cóż. Co kto lubi...
 
Awatar użytkownika
dreamwalker
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2250
Rejestracja: pn gru 19, 2005 9:39 pm

wt kwie 22, 2008 6:30 pm

Śniadanie dobiegło końca, właściwie nazwanie go obiadem nie byłoby wielkim o szustwem, więc gdy wszyscy wreszcie wstali od jedzenia słońce przekroczyło już zenit. Południe minęło, sielska atmosfera wioski zdawała się udzielać ucztującym, tylko Louis na chwilę odszedł od obozowiska i wrócił po pół godziny z miną tak obojętną jak zwykle.

Martwy punkt. Stagnacja. Nazar ze złości kopną kamień, który z pluskiem zniknął w pod zieloną taflą stawu. Psów niestety do kopania zabrakło.

Próbowaliście ogarnąć to co działo się ostatnio. Bród sztyletu, Barney, ucieczka, ta wioska. Wszystko wirowało w Waszych głowach i mimo, że życie Was już doświadczało, wszystkie elementy tej układanki za nic nie chciały złożyć się w jedną czytelną całość. I jeszcze ten Louis i jego kompani. Na dobrą sprawę i tak nie wyłamywali się dziwnością z drużynowej średniej.

Siedzieliście tak i czekaliście, naiwnie licząc na to że z nieba walnie piorun, deus ex machina pojawi się jakaś postać, żaby zaczną tańczyć foxtrota, albo Louis zacznie stepować. Nic takiego się nie stało. Mimo ciężkich przeżyć, dzień jeszcze był przed Wami i trzeba go jakoś wykorzystać. I od Was zależy co z nim zrobicie. Macie wskazówki. Miejsce pojedynku, muszla, wioska, Lis. Wystarczy teraz poskładać je w jedną całość. A może nie są one związane ze sobą?

Tak czy inaczej należy coś zrobić.
 
Awatar użytkownika
little_diner
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 575
Rejestracja: ndz cze 13, 2004 6:27 pm

śr kwie 23, 2008 2:24 pm

Ramuil Nightsun

- No dobra towarzysze - rzekł Ramuil po skończonym przez jego kompanów posiłku - powinniśmy się wspólnie naradzić i spróbować poskładać ostatnie wydarzenia w logiczną całość. O ile cokolwiek je łączy.

Skupmy się na tym co wydarzyło się od kiedy otrzymaliśmy Wolumin. Wpierw Barneya zagryzł piekielny kundel. Następnie uciekliśmy z jego ciałem z miasta. Nie było potrzeby tłumaczyć się z tego co się stało. I tak nikt by pewnie nam nie uwierzył. Potem próbowaliśmy wypytać ducha Barneya o szczegóły dotyczące Woluminu, ale chyba coś poszło nie tak. Mam rację Neith? -
nie czekając na odpowiedź, elf kontynuował - Jedyne czego sie dowiedzieliśmy to, że należy szukać jakiegoś przedmiotu, zatopionego w pobliżu starcia dwóch potęg. Osobiście nie mam wątpliwości, że może chodzić o most gdzie podstępny Cyric zabił boga morderstw Bhaala. Jeśli macie inne typy takiego miejsca to mówcie.

Ramuil zrobił chwilę przerwy aby zaczerpnąć powietrza, ale również, żeby dać towarzyszom czas na wyrażenie swojej opinii. Po kilku sekundach elf zaczął mówić dalej.

- Następnie Zazdrość dała nam popis swoich umiejętności polimorficznych. To chyba jednak nie jest związane z naszą zagadką. Chyba że chcesz coś dodać do swoich poprzednich wytłumaczeń...

- Później dotarliśmy do tego jeziorka i część z nas poszła na zwiad do wioski. Tego co tam się wydarzyło, chyba nie trzeba nikomu przypominać, ale może coś nam zaświta w głowach kiedy jesteśmy już w miarę wypoczęci.
Tak więc w wiosce wpierw zobaczyliśmy kapliczkę Velsharoona i świeże groby dookoła. W domach nie znaleźliśmy nikogo żywego, natomiast natrafiliśmy na fiolkę, której zawartość Zazdrość określiła jako truciznę. Na fiolce znaleźliśmy również napis, że pochodzi ona z Athkatli. W międzyczasie Neith zdążył zapoznać się ze zwłokami dzieci pochowanych na cmentarzu,
- twarz Ramuila mimowolnie wykrzywił grymas obrzydzenia - które jednak odwołał i polecił udać się na wieczny spoczynek. Po dość bezpośredniej "wymianie argumentów" między członkami naszej drużyny, zjawa zaprowadziła nas do chaty stojącej na uboczu. Tam znaleźliśmy Bestiariusz, który jakby był zgrany z Woluminem, pokazały nam notatkę o wilkołakach i wzmiankę o niejakim Louisie i Lisie. - gdy to mówił, elf rzucił ukradkowe spojrzenie na ich nowego "szlachetnego" towarzysza i jego popleczników.
- Następnie spotkaliśmy Lousiousa z Waterdeep i jego towarzyszy, Nico i Meriadoca. Tam porozmawialiśmy trochę i udaliśmy się z powrotem nad jezioro, aby odpocząć. Jak już wszyscy zauważyliśmy, noc dziwnie się wydłużyła, co według mnie jest powiązane z Woluminem. Nie wiem jednak dokładnie jak.

- Po wczorajszych przygodach odpoczęliśmy nad tym oto jeziorkiem i obudziła na pokryta szramami Południca. Tak się nazywała prawda? No i dostaliśmy od niej tę muszlę, która póki co wydaje naturalne dźwięki. Jeśli ktoś ma pomysł do czego można ją wykorzystać to proszę bardzo.

- No i chyba tyle się wydarzyło. Jeśli coś pominąłem to poprawcie mnie. Osobiście wydaje mi się, że najlepszym tropem obecnie jest znalezienie miejsca gdzie walczył Cyric z Bhaalem.


~ Seldarine dajcie mi jasność umysłu i siły, żeby stawić czoło nadchodzącym wydarzeniom. ~
zmówił krótką modlitwę Ramuil.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

śr kwie 23, 2008 3:48 pm

Louis
Gdy Meriadoc pobiegł w las, w poszukiwaniu zwierzyny, Louis wstał i rozpostarł ramiona, by rozprostować kości. Mężczyzna ziewnął (o dziwo zakrywając usta) i rozejrzał się po okolicy. W dzień było tutaj dużo ładniej, stwierdził w duchu barbarzyńca. Jego wzrok padł na las, gdzie zniknął Merry. Chwilę w milczeniu spoglądał w tamto miejsce, po czym nagle go coś naszło.

Człowiek podniósł dłoń i spojrzał, jak też prezentuje się w świetle dnia błyskotka, którą znaleźli jego kompani dnia poprzedniego. Mężczyzna odwrócił się plecami do drugiej grupy, obozującej kilkadziesiąt stóp dalej. Louis przybliżył dłoń do twarz by dokładnie zbadać przedmiot. Choć wykonana z srebra połyskiwała złotem za sprawą promieni słonecznych. Gdzieniegdzie powierzchnię medalionu zdobiły zadrapania, oraz kilka plam krwi.

Brudnym palcem wskazującym Louis zahaczył o małą wystającą część jak się sekundę później okazało ruchomej błyskotki. Medalion otwarł się w pół. W środku znajdowała się mała kartka papieru, na której napisane było słowo Uzjel. Mężczyzna podniósł głowę do góry i nachylił ja w bok, by swym bystrym słuchem sprawdzić czy tamci dalej rozmawiają. Człowiek odwrócił medalion w dłoni i ujrzał wygrawerowane litery. „Chwała bądź naszemu Panu, Lathanderowi, temu który zsyła słońce na swoje slugi.” Mężczyzna znów odwrócił medalion, po czym napluł na jego przód i potarł dłonią. Pod plamą krwi znajdował się wyryty w srebrze symbol Pana poranka.

Człowiek chwilę rozmyślał, jaki związek ma Lis z Uzjelem i jego medalionem, lecz przemyślenia zostały przerwane, przez Meriadocka, który biegł z lasu, z niewielką sarną przewieszoną przez kark na plecach. Ostrze jego włóczni było umazane z krwi. Mężczyzna podbiegł do Louisa i Nico, po czym zrzucił z pleców zdobycz i uśmiechnął się złośliwie. Przywódca grupki wyciągnął zza pasa nóż. Kilkoma silnymi pchnięciami odciął większe tylne udo, pozostawiając resztę kompanom, po czym powoli ją zdejmować skórę z mięsa. Barbarzyńca usiadł przodem do drugiej grupy i przyglądał się wszystkim. Co najdziwniejsze mogło się wydawać, wszyscy z trójki nieznajomych jedli mięso na surowo…
 
Awatar użytkownika
Varmus
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1443
Rejestracja: śr sty 18, 2006 5:52 pm

pt kwie 25, 2008 6:59 pm

Nazar z Mulmaster

Śniadanie było dobre. Smaczne. Syte.

Tyle Nazar mógł powiedzieć o okresie czasu od pojawienia się południcy do momentu, w którym długouch postanowił podsumować dotychczasowe przygody Parszywej Szóstki.

- No dobra towarzysze - rzekł Ramuil po skończonym przez jego kompanów posiłku - powinniśmy się wspólnie naradzić i spróbować poskładać ostatnie wydarzenia w logiczną całość. O ile cokolwiek je łączy.
- Ogólne popierdolenie.
- mruknał Nazar.
- Skupmy się na tym co wydarzyło się od kiedy otrzymaliśmy Wolumin. Wpierw Barneya zagryzł piekielny kundel. Następnie uciekliśmy z jego ciałem z miasta. Nie było potrzeby tłumaczyć się z tego co się stało. I tak nikt by pewnie nam nie uwierzył. Potem próbowaliśmy wypytać ducha Barneya o szczegóły dotyczące Woluminu, ale chyba coś poszło nie tak. Mam rację Neith? - nie czekając na odpowiedź, elf kontynuował - Jedyne czego sie dowiedzieliśmy to, że należy szukać jakiegoś przedmiotu, zatopionego w pobliżu starcia dwóch potęg. Osobiście nie mam wątpliwości, że może chodzić o most gdzie podstępny Cyric zabił boga morderstw Bhaala. Jeśli macie inne typy takiego miejsca to mówcie.
- Kierunek jak każdy inny, ale ten ma przynajmniej sens.
- wojak jak zwykle ociekał wręcz optymizmem i radością. Po czym beknął rzeczowo.
- Następnie Zazdrość dała nam popis swoich umiejętności polimorficznych. To chyba jednak nie jest związane z naszą zagadką. Chyba że chcesz coś dodać do swoich poprzednich wytłumaczeń...
- Na przykład jakiej naprawdę jest płci...
- mruknął Nazar.

Niezrażony Ramuil kontynuował wywód.

- Później dotarliśmy do tego jeziorka i część z nas poszła na zwiad do wioski. Tego co tam się wydarzyło, chyba nie trzeba nikomu przypominać, ale może coś nam zaświta w głowach kiedy jesteśmy już w miarę wypoczęci.
Tak więc w wiosce wpierw zobaczyliśmy kapliczkę Velsharoona i świeże groby dookoła. W domach nie znaleźliśmy nikogo żywego, natomiast natrafiliśmy na fiolkę, której zawartość Zazdrość określiła jako truciznę. Na fiolce znaleźliśmy również napis, że pochodzi ona z Athkatli. W międzyczasie Neith zdążył zapoznać się ze zwłokami dzieci pochowanych na cmentarzu
- twarz Ramuila mimowolnie wykrzywił grymas obrzydzenia, Nazar natomiast tylko się uśmiechnął, kręcąc głową - które jednak odwołał i polecił udać się na wieczny spoczynek. Po dość bezpośredniej "wymianie argumentów" między członkami naszej drużyny, zjawa zaprowadziła nas do chaty stojącej na uboczu. Tam znaleźliśmy Bestiariusz, który jakby był zgrany z Woluminem, pokazały nam notatkę o wilkołakach i wzmiankę o niejakim Louisie i Lisie. - gdy to mówił, elf rzucił ukradkowe spojrzenie na ich nowego "szlachetnego" towarzysza i jego popleczników.
- Ooooo, daj pchlarzowi szansę, to, że właśnie wpierdala surowe mięcho nie oznacza jeszcze, że jest chujem alfa wilkołaczej watahy. - żachnął się Nazar. Coś skapnęło na soczyście zieloną trawkę. Po bliższej analizie okazało się być sarkazmem.

- Następnie spotkaliśmy Lousiousa z Waterdeep i jego towarzyszy, Nico i Meriadoca. Tam porozmawialiśmy trochę i udaliśmy się z powrotem nad jezioro, aby odpocząć. Jak już wszyscy zauważyliśmy, noc dziwnie się wydłużyła, co według mnie jest powiązane z Woluminem. Nie wiem jednak dokładnie jak. - Ramuil zdecydował się nie zwracać uwagi na rosłą ropuchę, na którą skapnął sarkazm Nazara. Ropuszysko zdecydowało się nie zwracać uwagi na perorującego elfa i kontynuowała zabawę w wyrywanie konikowi polnemu części ciała z obrzydliwym uśmiechem na pysku.

- No i chyba tyle się wydarzyło. Jeśli coś pominąłem to poprawcie mnie. Osobiście wydaje mi się, że najlepszym tropem obecnie jest znalezienie miejsca gdzie walczył Cyric z Bhaalem. - zakończył swój wywód Ramuil.

Przez chwilę panowała cisza.

- Mhm... Niby pomysł dobry - zaczął Nazar, wstając z trawy ze stęknięciem - ale ja optuję za znalezieniem tego całego Lisa. Może dostaniemy jakiegoś gratisa do kompletu, czy coś. - powiedział, otrzepując się.

- Ale zanim się za to zajmiemy, jest jeszcze jedna ważna rzecz do zrobienia.

- Mianowicie?

- Idę się wysrać.
- skwitował, machając z uśmiechem trzymanym w łapsku "Bestiariuszem", po czym oddalił się w kierunku krzaków, wesoło pogwizdując.
 
Awatar użytkownika
Venomus
Z-ca szefa działu
Z-ca szefa działu
Posty: 358
Rejestracja: czw sie 11, 2005 10:29 pm

sob kwie 26, 2008 2:33 am

Neith Sorn

Nekromanta skończył przeżuwać pierwszy od kilku dni posiłek: suchy chleb z kilkoma kroplami rozcieńczonego wina. Mała kromka dostała sie tez impowi który chciwie przeżuwał mimo niesmaku na ryjku-wolałby jakieś mięsko, mogła być nawet padlina...mały bies chciwie wpatrywał sie w posiłek Louisa i jego kompanów.

Neith pogrążył sie w rozmyślaniach... O co tu chodzi? Najpierw Barney czegoś od nich chce...potem ginie...ten dziwny, potężny mag który omal nie zniszczył mojego umysłu...wymarła wioska...kapliczka Velsharoona...niefortunne posunięcie z zombie...duch strażniczy...trójka podejrzanych kompanów z Louisem na czele...w końcu południca i bestiariusz...trochę za dużo jak dla jednego skromnego sługi Myrkula.

Rogaty herold poważnie zastanawiał się nad ostatnimi wydarzeniami które pędziły jak szalone...jedyną poszlaką jest Most Boaerskyr...czy ich przeciwnik ma coś wspólnego z Niższymi Planami? A może to słudzy Cyrika albo Velsharoona? A może lata służby u Myrkula i bycie mhrocznym nekromanta i otaczanie sie gnijącymi zwłokami w końcu doprowadziło go do paranoi i szaleństwa. Na twarzy nekromanty pojawił sie grymas niesmaku. Obawiał sie tego, demencja, paranoja i ogólnie choroby psychiczne to typowa dla wielu nekromantów choroba...może ma to coś wspólnego, że większość mieszkańców Faerunu niezbyt przepada za ta profesją i pełno jest na Torilu świrów którzy zamiast pomyśleć i spróbować porozmawiać od razu łapią za miecze i ciachają...eh, ilu jego kolegów po fachu zmarło przedwcześnie bo siedziało sobie w krypcie zamiast wyjść trochę na świeże powietrze i zainteresować sie kobietami które sie ruszają... No cóż będę musiał jakoś z tym żyć...o ile uda mi się przeżyć, z tymi rogami na głowie i w czarnej szacie wyglądał pewnie jakby na twarzy miał wypisane: "Hej, jestem perfidnym nekromantą! Zabije cię i pewnie zerżnąłem twoja babcię którą pochowałeś kila lat temu...jestem zły i nie musisz się zastanawiać czy robisz słusznie uwalniając Faerun od mojej osoby"...hm, jednak trochę to przydługie. Westchnął...nienawidził stereotypów i ignorancji...

Neith otrząsnął się...elf właśnie przemawiał...


- Ooooo, daj pchlarzowi szansę, to, że właśnie wpierdala surowe mięcho nie oznacza jeszcze, że jest chujem alfa wilkołaczej watahy- powiedział słodkim głosem Nazar. Neith uśmiechnął sie lekko...może i ten wojownik jest prostakiem ale trzeba mu przyznać, że jego cynizm jest trafny i potrafi rozbawić nekromantę od czasu do czasu...

- No i chyba tyle się wydarzyło. Jeśli coś pominąłem to poprawcie mnie. Osobiście wydaje mi się, że najlepszym tropem obecnie jest znalezienie miejsca gdzie walczył Cyric z Bhaalem. - skończył mówić Ramuil.

Młody nekromanta postanowił zabrać głos...
- Zgadzam sie z elfem. Sądzę, że należy udać się na Most Boaerskyr, miejsce walki bogów...nie ukrywam, że chciałbym odwiedzić to miejsce także z powodów...religijnych. Ale wracając do sprawy...nasz przeciwnik jest potężny, odczułem to wyraźnie podczas mojej nieudanej próby przepytania Barneya...uważam, że bierzemy udział w wyścigu a wróg ma spora przewagę...doradzam ostrożność i sądzę, że musimy się spieszyć.- powiedział poważnie herold Myrkula.

- Idę się wysrać. -skwitował Nazar, machając z uśmiechem trzymanym w łapsku "Bestiariuszem", po czym oddalił się w kierunku krzaków, wesoło pogwizdując.


-Miłej lektury ale mam nadzieje, że księga wróci do nas nienaruszona. Chciałbym ja przejrzeć a nie chcę by wróciła...zabrudzona albo bez kilku stron bo twoja dupa lubi wygodę- Neith zawołał do oddalającego sie wojownika.

Dalsza podróż szykowała się ciekawie...
 
Awatar użytkownika
dreamwalker
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2250
Rejestracja: pn gru 19, 2005 9:39 pm

pn maja 26, 2008 6:31 pm

Minęło trochę czasu gdy Nazar, znów wesoło pogwizdując (a może jakby jeszcze weselej niż wcześniej) wrócił z krzaków.
Słońce świeciło, a muszla leżąca obok na trawie nie dawała żadnych oznak życia, zabójczych mocy, albo wskazówek.
Wolumin Nocy i Dnia - artefakt, w którym pokładaliście nadzieje również milczał jak zaklęty. Ogólnie sytuacja robiła się chujowa. Stagnacja zapanowała w obozowisku. Stagnacja i cisza, którą nagle przerwało rżenie rumaka dochodzące z południa. Z traktu.
Obejrzeliście się w stronę drogi, gdzie czekał na Was widok dość komiczny, który kiedyś ktoś opisał słowami: "Ten człowiek jeździł na koniu technikś polegającą na spadaniu z niego".
Istotnie. Człowiek na koniu nie miał chyba bladego pojęcie o tym jak powinna wyglądać jazda na takowym stworzeniu, swoje prawdopodobnie zrobiło też zmęczenie. Chłopak wyglądał na zmordowanego i zagubionego. Wodził oczyma pełnymi strachu po okolicy aż jego wzrok zatrzymał się na Was.
- Panowie, panowie. Pomóżcie mi, proszę! - chłopak efektownie zleciał z rumaka i poczołgał się niemal do miejsca Waszego odpoczynku - ścigałem morderców uciekających w nocy i drogę zgubiłem.
Chcieliście śmiechem wybuchnąć. Taki knypek chciał ścigać morderców? Później jednak nadeszła refleksja. Nadjechał z południa. Być może Daggerford. A to co ostatnio wydarzyło się w tym mieście nie pozostawiało wątpliwości co do tego kogo szuka człowiek.
 
Awatar użytkownika
Venomus
Z-ca szefa działu
Z-ca szefa działu
Posty: 358
Rejestracja: czw sie 11, 2005 10:29 pm

wt maja 27, 2008 12:34 am

Neith Sorn

Rogaty Herold po upewnieniu się, że Wolumin nie jest...zabrudzony zwrócił się w stronę chłopaka i jako pierwszy postanowił działać.

-Uspokój się chłopcze...nie wszystko na raz, po kolei. Po pierwsze opisz nam tych morderców, może pomożemy...- zaczął spokojnie nekromanta.

Chłopak popatrzył z lękiem na stojącego nad nim człowieka. Człowiek miał rogi! Młodzieniec pospiesznie pozbierał się z ziemi wyszarpał z pochwy rapier, który wycelował prosto w stojącego przed nim mężczyznę. Ręka mu się trzęsła, oczy wychodziły z orbit, po twarzy spłynęło kilka kropel potu. Wykrzykując słowa tonem beznadziejnym zapytał - Kim jesteś, diable!?
Neith zauważył jak młody ściska drugą ręką jakiś przedmiot schowany pod koszulą, niechybnie symbol jakiegoś boga, nekromanta zastanowił się czym też tłumaczyć takie zachowanie - odwagą czy może głupotą napotkanego osobnika?
-Nie musisz martwic sie chłopcze o moje koneksje z Niższymi Sferami...- Neith przerwał na chwilę widząc, że wyraźnie chłopak nie wie o co chodzi.
- Nie radziłbym celować tego we mnie, naprawdę nie radziłbym...- dopowiedział mag przybierając pozę archetypowego nekromanty jakim straszono dzieci.

-Teraz odłóż ten nóż do masła i opowiadaj kogo ścigasz i co ci zbrodniarze zrobili? Czy twoje miasto jest tak małe, że jedyna siłą prawa jest wyrostek? A może inni się bali i poświecili młodego chłopaczka? Dzisiaj już nie ma facetów z jajami...prawda Nazarze?-powiedział ironicznie ostatnie słowa kierując do wojaka.

?Chłopak nagle zmiękł, ręka trzymająca rapier rozluźniła się i opadła w dół razem z trzymaną bronią, chłopak spuścił głowę, sprawiając że jego włosy zasłaniały oczy, z których najprawdopodobniej zaczęły wydobywać się łzy. Neith obserwował jak kapią wielkimi kroplami na piaszczystą ziemię, po czym został zaskoczony przez kolejny wybuch. Tym razem chłopak już histeryzował, zagubiony wśród obcych na pustkowiu, za pewne bez jedzenia i z ambicjami większymi od niego. - Wiem, że to Ty jesteś mordercą! Ale ja nigdy tego nie umiałem! Nie umiałem schwytać przestępcy! Shaggar zawsze mówił że powinienem być cholernym muzykantem a nie łowczym. No i co ja mam teraz zrobić do kurwy nędzy, no co? - oczy człowieka spoglądały prosto w oczy Sorna. Neith przypatrywał im sie dokładnie odgadując coraz to nowe uczucia - złość, strach, nienawiść, ale też smutek i odrobina szaleństwa. Podczas gdy chłopak skakał po swoim rapierze i dawał upust swojej wsciekłości wyliczając jak marny z niego człowiek, Sorn patrzył i dziwił się jak ktoś tak młody mógł zmagazynować w sobie tyle nienawiści. Tymczasem chłopak coraz to bardziej się rozkręcał, szalał. Nagle Neith poczuł coś i instynktownie uchylił się. Gdy się obrócił zobaczył mknący pocisk energii, który podpalił drzewa koło jeziora. Pożar natychmiast ugasił Uzjel a sprawca stał i z wyrazem bezgranicznego zdziwienia w oczach patrzył na swoje brudne od podróży ręce. - Tak to Ty - powiedział Uzjel zjawiając się bezszelestnie za plecami Neitha. Z typowym dla siebie poważnym wyrazem twarzy dorzucił jeszcze - odłóż ten patyk i uspokój się.
Chłopak sie uspokoił. Mieliście wrażenie, że nagle zrobiło się jakby ciszej i przytulniej mimo niedalekiej wymordowanej wioski i cmentarza. Młody wyglądał jeszcze mizerniej niż przed chwilą, znów wrócił do postawy i spojrzenia skopanego kundla. Na jego brudnej twarzy były ślady łez.


-Uzjel, co to było? Czemu ten szczeniak strzela sobie od tak z rapiera pociskami z magii? On jest tylko rozhisteryzowany czy to coś innego? Weź go zbadaj tym swoim świętojebliwym wzrokiem...-gadał zaskoczony i podenerwowany Neith.
-Nie wiem. Ale na pewno chłopak ma talent magiczny. Myślę, że miną się z powołaniem - mimo dość stresującej sytuacji, Uzjel pierwszy raz od jakiegoś czasu uśmiechnął się, poklepał Neitha po plecach, po czym wrócił do obozowiska rzucając jeszcze - on już nie ma po co tam wracać, myślę że może pójść z nami. Ty jesteś magiem - naucz go kontrolować swoje moce.

Chłopak stał jakby nic nie słyszał, patrzył się to na swoje ręce. To na swój leżący na ziemi rapier po czym wydusił - dobrze panie. Jeśli pozwolisz chciałbym zostać Twoim uczniem.
To czego dokazał chłopak mogło oznaczać tylko jedno - w jego żyłach płynie elfia krew i ma zadatki na dobrego pieśniarza klingi.
Po bliższym przyjrzeniu się jego fizjonomii, Neith dostrzegł że rzeczywiście - młody mógł być półelfem.

-- Wiesz jaką ja magie uprawiam....-uprawiam....-syknął do małego paladyna.-
Zwrócił sie do młodego:
-twój talent wydaje sie być pasujący do zaklinacza ale może...zrobimy test. (Wyciąga swoją księgę czarów)- jeśli odczytasz coś z mojego sztambucha to przesądzi, że masz talent (otwiera księgę na jakichś niskopoziomowych zaklęciach i pokazuje chłopcu/półelfowi...
Cicho do Uzjela: Nie obawiasz, sie ,ze przekabacę niewinna duszyczkę na niewłaściwą stronę?- spytał z półuśmieszkiem Herold.

Będę miał Cię na oku - szepnął Uzjel - poza tym, pewnie i tak zostawimy go u jakiegoś czarodzieja po drodze. Bardzo chciałbym mu pomóc ale mamy coś do zrobienia od czego jego oczka rozszerzą się jeszcze bardziej.
-Heh chce to widzieć. Ale sądzę, ze powinniśmy trzymać go z daleka od naszych likantropiczych przyjaciół. Wątpię by ich widok poprawił jego rozchwiana osobowość...
Chłopak dotknął książki i przyjrzał się tajemnym literom zapisanym na jej stronach. - Niestety panie - powiedział smutno - Umiem czytać i pisać w trzech językach, ale tego nie znam.
Neith Sorn zachował kamienną twarz. Nie skomentował tego, że książka po dotknięciu przez chłopaka rozjarzyła się łagodnym blaskiem.
- -Być może to przyjdzie z czasem. Elminsterem nie zostaniesz ale coś niecoś z ciebie wyrośnie. A teraz opowiedz ze szczegółami co się stało i w jakich okolicznościach cię wysłano. Powoli i dokładnie...- wypytywał chłopca Neith.

[i]- Tak a szczególnie jak jedzą
- dodał Uzjel i gdy Neith odwrócił się by mu odpowiedzieć zobaczył jak siedzi i rozmawia z Ramuilem relacjonując mu co zaszło.
- No więc panie. Morderstwo było. Zginął Barney, ciała nie znaleziono ale świadkowie byli. Iii wysłali cały oddział straży za Wami. I mnie też. Straż wróciła a ja się zgubiłem i tak dojechałem tutaj.
- Wszystko przez tą burzę, spłoszyła mi konia- dokończył smutno chłopak i spuścił głowę, utkwiwszy wzrok w ziemi.


- O właśnie! Szpiczastouchy! Pozwól tu na moment...Możliwe, ze mamy tu twojego krewnego. O ile twoja mamusia spała z prawdziwym chłopem a nie szyszkojadem...-- Nekromanta zawołał i zwrócił sie w stronę Ramuila.
 
Awatar użytkownika
little_diner
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 575
Rejestracja: ndz cze 13, 2004 6:27 pm

pt cze 06, 2008 8:59 pm

Ramuil Nightsun

Ramuil przyglądał się rozmowie Neith'a z młodym chłopakiem. Elf nawet bez głębszego wpatrywania się mógł stwierdzić że w dzieciaku płynie krew jego pobratymców.
Ramuil nie lubił strachu, a od młodego bił on na kilometr. Chociaż nie dziwił mu się, że napotkana gromadka wyprowadziła go z równowagi. W końcu nie na co dzień widuje się człowieka z rogami.

Po wybuchu magicznej mocy, którego źródłem najwidoczniej był dzieciak, Neith natychmiast zwęszył okazję i zaczął go testować pod względem magicznych sił.
Ramuil nigdy nie darzył pełnym szacunkiem zaklinaczy, a takim wydawał się być młodzieniec, jednak jeśli tacy zaczną pracować nad sobą tak jak robią to czarodzieje, może z nich wyrosnąć coś dobrego. Niestety w swoim długim życiu, Ramuil widział już dostatecznie dużo zaklinaczy, którym władza nad magią uderzyła do głowy i próbowali zdetronizować starszych czarodziejów. Z wiadomym skutkiem oczywiście.

Po przetestowaniu chłopaka, Neith zwrócił się dość nieuprzejmie w stronę elfa.
~ Czy oni jakoś podbudowują swoje ego nazywając nas Spiczastouchymi?

- Neith, jeśli już musisz używać dłuższej nazwy niż elfy, wolałbym żebyś zwracał się do nas Ar’Tel'Quessir. Wierzę, że podczas swojej nauki spotkałeś się z takim zwrotem. - chociaż na twarzy elfa zagościł delikatny uśmiech, po rękojeści jego miecza przebiegły malutkie błyskawice, a temperatura wyraźnie się obniżyła.
- Poza tym to, że nie jest pełnej krwi elfem, nie upoważnia nikogo do naśmiewania się z jego rodziców. Spodziewałem się czegoś więcej po tak wykształconym magu. - zakończył Ramuil mówiąc już bardziej do siebie niż do nekromanty.

Następnie elf zwrócił swoje czarne oczy w stronę chłopaka i szybko zlustrował go.
~ Jeśli młody się postara, może uda mi się go czegoś nauczyć.

- Witaj chłopcze. Jak Cię zwą? - zaczął Ramuil przybierając najbardziej przyjazny wyraz twarzy na jaki było go stać.
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
  • 7

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość