Zrodzony z fantastyki

 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

[D&D FR 3.0ed] Grający na harfie: W słusznej sprawie

pn kwie 28, 2008 8:56 pm

Grający na Harfie: W słusznej sprawie

Prolog


Gdzieś na Północy

Wiatr wył niczym wilcy. Choć porywisty i jakże niebezpieczny na wysokim urwisku, niósł piękny zapach lasu. Słońce świeciło od rana nie niepokojone przez nawet najmniejszą chmurkę. Wejście do podziemnej cytadeli, znajdujące się na zboczu stromego, niemal pionowego urwiska było dobrze ukryte przez dawny zawał półki skalnej. Było do czasu, gdy kolejny potężny wstrząs nie przyczynił się do spadu tych wszystkich głazów. Wstrząs jakże nienaturalny, wywołany za pomocą magii.
Niewielki kamień, objętością przypominający pięść ludzką, spadł z wierchu kończąc swoją samobójczą wyprawę z przytłumionym dźwiękiem wprost pod nogi fleki, która klęcząc na czworaka, próbowała złapać oddech. Jej grzbiet rytmicznie unosił się i opadał, z zawrotną prędkością. Długie, czarne włosy opadały na dół niczym wody wysokiego wodospadu. Szpiczaste uszy wyłaniały się jedynie z pod kaskady czarnych jak smoła włosów. Kobieta uniósła głowę do góry patrząc przed siebie. Lewą ręką złapała się za pierś, jakby chciała się dostać pod szereg żeber, chronionych przez srebrzystą koszulkę kolczą. Długoucha uniósła głowę i spojrzała przed siebie. Wyraz twarzy świadczył o ogromnej pogardzie, jaką żywiła do istoty stojącej kilka stóp dalej, bliżej ściany urwiska. Elfka oddychała szybko ruszając przy tym za każdym razem żuchwą. Leśna wojowniczka rzuciła krótkie spojrzenie za siebie. Błyszczący rapier, którego końcówka rękojeści przypominała mały liść kasztana leżał samotnie na krańcu pułki skalnej. W powietrzu rozległ się odgłos poderwania się z ziemi w powietrze. Elfka rzuciła się do tyłu, w kierunku swego miecza, jednak skrzydlaty kształt wylądował krok przed bronią, a czarnowłosa niewiasta padła pod stopy swego oprawcy. Przed twarzą falował jej spokojnie, krwistoczerwony ogon taki jak u jaszczurki jakiej. Kobieta spojrzała na sandały istoty. Nogi były szczupłe i umięśniony. Koło lewej łydki w powietrzu spoczywało ostrze tasaka o pozłacanym ostrzu. Zakrzywiony miecz zwężał się z każdym centymetrem, im bliżej rękojeści. Istota stojąca przed klęczącą elfką miała w całości kolor skóry krwistoczerwony. Plecy zasłaniała para błoniastych nietoperzowych skrzydeł o kolorze ciemnej szarości. Ręce napastnika były dobrze umięśnione, podobnie z resztą jak klatka i brzuch, odsłonięte za sprawą skórzanej kamizelki, która właściwie tylko narzucona była na ramiona. Istota miała również szpiczaste uszy, jak elfka, jednak elfem nie była, przynajmniej nie zwykłym. Na czole, tuż nad białymi gałkami ocznymi wyrastały dwa małe rogi wielkości kciuka dziecka, pnące się ku górze. Włosy czarne splecione w warkocz opadały na plecy, pomiędzy skrzydła istoty.
Kobieta spojrzała jeszcze raz oprawcy w oczy i splunęła mu na nogi.
-Będziesz smażyć się w ogniu swych demonicznych panów! Moja śmierć nic nie zmieni… Nie znasz słów otwierających barierę…- krzyknęła, lecz zdania nie zdążyła dokończyć. W powietrzu zalśnił blask stali. Na twarzy młodego mężczyzny o białych oczach i małych rogach na czole pojawiło się kilka kropel krwi. Osobnik starł z policzka krew. Jego wzrok skierował się ku wejściu do jaskini, niegdyś ukrytej przez zawalone głazy. Mężczyzna ruszył w jej kierunku kopiąc przy okazji coś w kształcie kuli, leżące pod jego stopami. Na jego twarzy malował się złowieszczy uśmiech.

Fey’ri powolnym, dumnym krokiem wszedł do jaskini, zupełnie nie świadomy tego, co czai się w środku. Mężczyzna uniósł ręce do góry, na boki, równocześnie pochylając głowę w tył. Demoniczny elf zamknął oczy i wymówił kilka niezrozumiałych słów. W powietrzu zaiskrzyło a wejście do jamy stało się jakby ciemniejsze. Skrzydlaty elf uśmiechnął się złowieszczo i wszedł do środka. Kilka dłuższych chwil później z jamy wyprysnął dym, pył, wszelakiej wielkości głazy, a następnie czerwony jak krew demona ogień. W mgnieniu oka wejście do jaskini eksplodowało, z pieczary w ułamek sekundy wyfrunął potężny kształt o błoniastych skrzydłach, i wężowym masywnym ogonie. Czerwień istoty, odznaczała ją na tle błękitnego nieba. W powietrzu zawył donośny ryk bestii.

Everlund

Targ dzwonu, jak co dzień w rannych godzinach witał na swym placu wielu gości. Jedni przyszli by uzupełnić codzienne zapasy, inni by sprzedać to, czym, jak co dzień tutaj handlują. Rzecz, jasna przewijały się tędy osoby nie mające nic wspólnego z handlem. Czy to strażnicy miejscy pilnujący porządku, czy czekający na okazję złodzieje, lub znudzone dzieci, które bawiły się przy fontannie na środku placu. Nikt nie zwracał uwagi na grupkę osób stojących za jednym z straganów. A to właśnie te osoby miały niebawem odwrócić losy Everlundu i całej Północy…

-Coś specjalnego dla was.- rzekł starszy człowiek odziany w kupieckie ubranie lepszej jakości. –Podróż jest zbyt niebezpieczna by wysłać pojedynczego agenta.- mówił powoli i spokojnie, by każdy z słuchających go harfiarzy dobrze go zrozumiał. Jego łysina odbijała promienie słoneczne a krzaczasty wąs anemicznie się poruszał jakby chciał naśladować usta. –Waszym wspólnym zadaniem będzie wyprawić się do Ruin Nodru’idu. Starożytna cytadela efów znajduje się trzy dni drogi na zachód od Twierdzy Piekielnej Bramy.- Mężczyzna wyciągnął zza pasa zwinięty pergamin. –Ta mapa z pewnością wam się przyda. Nie wiemy, co może tam na was czekać. Nasza agentka, która żyje w społeczności leśnych elfów elfów niewielkich społeczności w Wysokim lesie, donosi nam, że nocami z cytadeli dobiegają dziwaczne dźwięki, mrok nocy zakłócany jest przez przeróżne kolorowe światła.- Mężczyzna obrzucił krótkimi spojrzeniami wszystkich zebranych agentów. Podróż nie będzie łatwa.[/i]- rzekł, po czym sięgnął ręką za grube futro. Mężczyzna wyciągnął zeń kolejne dwa pergaminy. –To zwoje czaru, ulepszonej niewidzialności. Podejrzewamy, że w środku mogą mieć swoją siedzibę pojedyncze oddziały szpiegowskie Demonfey, stacjonujące w tych regionach. Waszym zadaniem będzie udać się do tych ruin, by sprawdzić, co tam się dzieje. Nie podejmujcie żadnych akcji. Macie tylko sprawdzić, co tam się dzieje i zdać raport.- Człowiek odwrócił się pomału i ruszył spokojnie w kierunku, przeciwnym do fontanny na środku placu targowego. Grupka śmiałków ruszyła za nim. –-Kazaliśmy się wam przygotować na podróż by nie tracić czasu. Zaprowadzę was, do czarodzieja, który przeniesie was, za pomocą magii dwa dni drogi od wyznaczonego miejsca. To miejsce zwane Pustą polaną, również macie zaznaczone na mapie. Z tego miejsca ruszycie na wschód. By się nie zgubić prosiłem również o pomoc pannę Glósóli. Ta pani - mężczyzna wskazał ręką kobietę o krótkich włosach, z kosturem w ręku -Zna się odrobinę na podróży w dziczy, będzie wam pomagała przedzierać się w lesie.- Mężczyzna zatrzymał się i odwrócił do idących za nim agentów harfiarzy. –Uważajcie na siebie to nie jest łatwa wyprawa.- rzekł. Człowiek odwrócił się i w milczeniu i ruszył przed siebie, prowadząc grupę wprost do maga, który miał zająć się teleportacją.

***

Pisk w uszach ustąpił, a na jego miejscu pojawiły się szum wiatru i śpiew ptaków. Uczucie teleportacji nikomu chyba się nie podobało. Każdy, kto jadł śniadanie, czuł jak materializujące się szczątki posiłku podnoszą się do góry ku przełykowi, powodując drżenie nóg i chwilowe mdłości. Miejsce, w którym znaleźli się śmiałkowie pasowało do swej nazwy. Polana miała około pięciuset stóp. Z każdej strony otaczały ją drzewa. Wysokie, liściaste o grubych konarach.

Nim grupa zdążyła się porozumieć, co do kierunku, podróży, w powietrzu rozbrzmiał dźwięk pocierającej się stali o stal. Zaskoczona grupa w mgnieniu oka odwróciła się by ujrzeć, co czyha na nich na samym początku wyprawy.
Przeciwnikami okazały się elfy, jednak nie leśne, czy księżycowe, a elfy o czerwonej skórze, błoniastych nietoperzowych skrzydłach i małych rogach na czole. Jeden, uzbrojony w kostur o wykonany z drewna o grafitowym kolorze, drugi uzbrojony w dwuręczny topór, który w żadnym wypadku nie pasował do jego wątłej postury i trzeci, który pochwycił za rękojeści swych obu długich mieczy o zakrzywionych ostrzach. O dziwo, jednak siły wroga nie były w pełni sprawne. Fey’ri mag, miał na klatce piersiowej czarny ślad, jakby przyjął na pierś jakieś ogniste zaklęcie. Fey’ri z toporem w rękach, miał przewiązane udo zakrwawioną opaską, zaś demoniczny elf, miał na policzku płytką, lecz nieciekawie wyglądającą bruzdę.
Skrzydlaty elf, podpierający się na kosturze, syknął coś w otchłannym języku, a dwójka jego towarzyszy rzuciła się do szaleńczego biegu, w stronę zaskoczonej grupy…
 
Awatar użytkownika
Corrick
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3050
Rejestracja: czw cze 07, 2007 10:04 pm

pn kwie 28, 2008 9:15 pm

Aelthas Dulsaer

Obeszli już Everlund po raz któryś. Wysoki półelf zaczynał się nudzić. Poklepał swój rapier u boku i pomyślał o morzu. To mu zawsze pomagało. Stary żeglarz nie lubił rozstawać się z wodą na długo.

Niebawem znaleźli ten stragan. Starzec zaczął coś pieprzyć. Aelthas nie słuchał go zupełnie, doszedł bowiem do wniosku, że jeśli będzie coś ważnego w monologu dziadka, jego kompanija powie mu o tym.

-Waszym wspólnym zadaniem będzie wyprawić się do Ruin Nodru’idu. Starożytna cytadela efów znajduje się trzy dni drogi na zachód od Twierdzy Piekielnej Bramy - powiedział starzec.

~Nareszcie coś ciekawego do roboty. Zaczęło mnie już wkurwiać to czekanie...~ pomyślał ~Ech, do roboty czas...~

Z dalszej rozmowy wychwycił tylko pojedyńcze słowa. Kolorowe światła, leśne elfy, niewidzialność. Nudził się. Więc wieść, że wyruszają od razu przyjął z wielką ochotą. Poprawił tylko rapier w pochwie, sprawdził czy obydwa ostrza nie blokują się, czy woreczek z komponentami jest na miejscu, poprawił koszulkę kolczą i poszedł do maga, który miał ich teleportować.

* * *

Wylądowali na jakiejś zapomnianej przez bogów polanie. Z początku nie wiedział za bardzo, co ma ze sobą zrobić, dopóki zobaczył trzech Fey'ri. Taak, tu był w swym żywiole. Prawą ręką wyciągnął rapier, lewą sztylet, zajął pozycję defensywną i krzyknął:
- Chodźcie do tatusia, skurwiele z Otchłani!

Gdy pierwszy Deamonfey dobiegł do niego z uśmiechem sparował jego cięcie i wpadł w wir walki...
Najpierw parada górna rapierem, przejęcie klingi na sztylet, wywinięcie piruetu. Następnie cios w kostkę przeciwnika, aby go wywrócić, i...
Ostrze wbiło się idealnie w stopę Fey'ri!
Półelf wyszarpnął rapier, a z rany buchnęła krew. Następnie tanecznym krokiem odskoczył od przeciwnika i czekał na jego ruch.
Ostatnio zmieniony wt kwie 29, 2008 7:52 pm przez Corrick, łącznie zmieniany 1 raz.
 
bidzin
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 960
Rejestracja: ndz lut 06, 2005 5:08 pm

pn kwie 28, 2008 10:32 pm

Glósóli

Już sam powód i tym bardziej wejście do Everlund nie świadczyło nic dobrego. Zaczepiona przy bramach przez informatora, Glósóli nie miała nawet chwili odpoczynku.

Sprawa okazała się poważniejsza, niż podejrzewała.

Nieważne, czy była Harfiarzem, czy nie, Glósóli była zaciekawiona całą tą sytuacją.
Grupa, która stała przed nią, stanowiła dobry powód, żeby przyłączyć się do nich na jakiś czas.

Sama, słuchając krótkiej przemowy ich zleceniodawcy, opierała się z założonymi rękami o pobliskie drzewo. ~ Ciekawe, jak nam pójdzie… ~

~ Glósóli ~

Słowa mężczyzny z wąsami. Na dźwięk jej imienia lekko drgnęła i tylko kiwnęła głową do reszty.

Na znak odejścia, szybko poprawiła swój niebieski płaszcz i skórzaną tunikę. Złapała za swój wierny kij i poszła za Harfiarzami. Nie zwracała na razie uwagi na innych. ~ Na miejscu będziemy mieli okazję do powierzchownego zapoznania się. ~

Zniknęli. ~ Zabawne, że właśnie w takich chwilach zaczynają mi się przypominać wszystkie pieśni, które kiedykolwiek miałam okazję usłyszeć. ~

***

Kiedy „wylądowali”, widok czerwonoskórych elfów trochę ją zaskoczył. Nie tak bardzo jednak, jak wykrzyknięte słowa, jednego z jej towarzyszy. Zauważyła tylko lekki zarys postaci, która rzuciła się na jednego z Daemonfey. ~ Idiota! ~
Szybko rozejrzała się, żeby ocenić, jakie jest ich położenie. Chwilę później pochłonęły ją myśli… ~ Nú vaknar þú allt virðist vera breytt eg gægist út en er svo ekki nett ur-skóna finn svo a náttfötum hún i draumi fann svo eg hékk á koðnun? Með sólinni er hún og er hún, inni hér en hvar ert þú... ~ A potem słowa... - Legg upp í göngu og tölti götuna sé ekk út og nota stjörnurnar sit endalaust hún og klifrar svo út. Staralfur-leg hún komdu út! – Ostatni wers. Wiatr poniósł za sobą jej słowa.

Nie tracąc wzroku z przeciwnika, zaczęła wznosić kolejną recytację...
 
Awatar użytkownika
Venomus
Z-ca szefa działu
Z-ca szefa działu
Posty: 358
Rejestracja: czw sie 11, 2005 10:29 pm

pn kwie 28, 2008 11:14 pm

Eorian Sarn

Młody mag uważnie słuchał wskazówek starszego Harfiarza.
~A więc znowu uratuję Everlund? Heh, szkoda,że Raak tego nie słyszy...~

Zanim podszedł do osoby mającej nas teleportować poprawiłem pas z komponentami i jeszcze raz sprawdziłem czy wszystkie przedmioty w mojej torbie przechowania są w nienaruszonym stanie.
Pogłaskałem jeszcze po głowie Saka, sokoła-chowańca...

-No dobra ludzie...Gdy będziemy już po drugiej stronie trzymajmy sie razem. Nigdy nie wiadomo co może czyhać na miejscu- Eorian nie zdążył dokończyć zdania gdy poczuł znajome uczucie spadania w pustkę...zaczęła sie teleportacja.

Gdy wylądowali na polance, pomimo oszołomienia Sarn wyczuł, ze coś jest nie tak. Ktoś tu na nich czekał, nie byli sami.

Zaskoczony tak samo jak Daemonfey którzy byli ich przeciwnikami...Eorian musiał myśleć szybko. Kątem oka dostrzegł jak jeden z jego kompanów rozciął stopę jednemu z demonicznych elfów.

-Dobra sukinsyny...mam tu coś dla was!-- młody mag pogmerał w swojej torbie przechowania, w ciągu sekundy odnalazł to czego chciał: ogniście czerwony kamień, gorący w dotyku i jakby pulsujący ciepłem.
Rzucił kamieniem prosto pod nogi maga fey'ri z raną.

Kamień eksplodował uwalniając skrywającą się w nim istotę. Strumień żywego na wpół-inteligentnego ognia wystrzelił w górę. Po chwili mierzący około 3 metry, potężny żywiołak ognia patrzył na zaskoczonego i przerażonego fey'ri.

Eorian telepatycznie kazał przybyszowi zaatakować demonicznego elfa. Sam wycofał sie za plecy swoich walczących wręcz towarzyszy. W sakiewce szukał już komponentów do morderczych zaklęć.

Bitwa się zaczęła a on właśnie dał im potężnego sojusznika...
 
Awatar użytkownika
Pavel
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 276
Rejestracja: pn lip 09, 2007 4:44 pm

wt kwie 29, 2008 8:51 pm

Vesimir [Odjąć łuk!]


Znowu jakieś zadanie - pomyślał Vesimir patrząc uważania na Harfiarza, wyławiając z jego mowy każde słowo. Nie lepiej byłoby dać nam chwilę spokoju, poszlibyśmy do karczmy. Spojrzał też na brata ten jakby nigdy nic bawił się mieczem. - Zostawisz brata na chwilę i już zamienia się we wsiowego dupka. - pomyślał. Po skończonej mowie. Udał się za resztą kompani aby dać się teleportować do nowej "cholernej roboty".

***

Nagła teleportacja a Vesimir o mało nie znalazłby się na ziemi. Teraz tylko ocenić sytuację... - pomyślał - O cholera co to ma być. Szybki błysk miecz z pochwy na plecach. Osłaniaj brata pomyślał, trzymaj pozycję, spokojnie i z klasą. Podczas gdy Aelthas walczył z jednym z przeciwników, Vesimir osłaniał jego plecy przed następnymi. Gdy tamci jednak trochę ustąpili ten spokojnie zaczął zachodzić ich z flanki.
Gdy przeciwnicy zostali zaskoczeni zaklęciami Vesimir spokojnie wycofał się w krzaki dając sobie możliwość zabicia przeciwników bez psucia sobie fryzury. Wszak fryzura jest ważna, szczególnie w takim sporym mieście.
 
Rolnik.

śr kwie 30, 2008 1:34 am

Darvin Evenwood

~ ehhh to mój pierwszy raz poza murami Waterdeep, i to wszystko przez nią. Dobrze nam było to jej zachciewa sie jakiś misji dla harfiarzy... ehh te kobiety ~ - Myślał stojąc z wszystkimi przy stoisku z owocami. ~Mam przynajmniej nadzieje ze będą z tego jakieś korzyści, mam wielu ludzi do opłacenia. Zgłodniałem przez to wszystko ~ - szybkim ruchem reki Darvin przywłaszczył siebie jedno jabłko ze stoiska. Upewniając się, że nikt nie zaważył tego przewinienia zaczął zajadać sie ze smakiem. Totalnie nie obchodziło go o czym rozmawiają inni, w końcu on jest tu tylko dla towarzystwa swojej żony, kapłanki pracującej dla harfiarzy.

W pewnym momencie całe to towarzystwo ruszyło, Darvin nie zastanawiając sie długo ruszył za nimi.
~ Ciekawe gdzie teraz zaczyna mnie to już denerwować ~
- Kerri kochanie gdzie teraz? I co w ogóle mamy zrobić? A co najważniejsze za ile?...
- Teraz udajemy sie do maga, który ma przeprowadzić rytuał teleportacji. Udajemy sie południowy zachód stąd do jakiegoś lasu, kilka dni drogi od docelowego miejsca misji... - odpowiedziała spokojnym głosem.
- A tam... - powiedział Darvin niecierpliwiąc się.
- ...Tam mamy przeprowadzić rozpoznanie w jakiś ruinach.
- A ile za to dostaniemy? - widać było błysk w oczach Darvina.
- O tym jeszcze nie było mowy. - ona już przeczuwała co się teraz stanie.
- Jak to kurwa, mam sie pchać do jakiejś zasranej ruiny, tracić mój czas i pieniądze, i do wszystko za darmo. Gdzie sie podział ten jebany staruch zaraz mu powiem co o tym sądzę. - wykrzyczał z wielkim gniewem po czym zaczął rozglądać sie za starcem. Na szczęście dla starca nie było go już w zasięgu wzroku niziołka.
- Jak wrócę to sie nim zajmę razem z moimi ludźmi. Nie traćmy czasu, załatwmy co mamy załatwić i wracajmy do domu. Interesy czekają.
~ Tak go kopne w dupę, że poczuje smak mojej stopy ~

Szybkim krokiem dogonili resztę grupy.

* * *

Pisk w uszach ustał, wtedy można było rozpoznać, że jest to las. Śpiew ptaków był dobrze słyszany. Pierwsze co Darvin zrobił po teleportcji to pokazanie wszystkim co zjadł na obiad, jedzenie po prosu samo wyskoczył z jego ust. Na szczęście nie trafiło w nikogo.
- Kurwa a było takie dobre. - pobiedził po czym wytarł usta. - to co panowie i panie, w która stronę?
- A to co do cholery? - mówił pokazując palcem na na dziwne istoty. - czy ktoś wam już mówił jacy jesteście kurewsko ohydni?
Jeden z nich zaczął mówić coś w niezrozumiałym języku, po czym dwóch następnych zaszarżowało na grupę. Darvin spostrzegł ze jeden z jego sojuszników jest bardzo niecierpliwy. Z doświadczenia wie najlepiej zaskoczyć przeciwnika, teraz jednak było to nie możliwe.
- Ty defensywa, nie narażaj sie! - krzyknął do swojej pół elfiej piękności.

Darvin nie mógł przegapić okazji, jaką zapewnił mu towarzysz przebijając stopę demona. Biegł w kierunku demona w połowie drogi wyskoczył w powietrze i przyjął w nim pozycje do dalekiego skoku. Wyglądało to tak jak by położył się w powietrzu z rekami wyciągniętymi przed siebie. Upadając wykonał przewrót w trakcie którego wyciągnął sztylet z za pasa, teraz znajdował sie za rannym przeciwnikiem. Wykonał szybki ruch, pchnął sztyletem z całej siły. Było tak jak przewidywał, taka rana musiała być śmiertelna. Darvin przebił płuco demona, który już z nie tak pewna siebie minom plunął krwią, po czym upadł na ziemie bez tchu. Kontem oka spostrzegł drugiego biegnącego demona, szybkim ruchem dobył nuż do rzucania znajdujący się na pasie, który był zawieszony torsie niziołka|\|. Rzucił i co ważniejsze trafił, to jednak nie zatrzymało demona.
~ Ty będziesz następny ~ - pomyślał

W tym czasie jego żona zaczęła modlić sie do Ilmatera i prosić go o ochronę przed wszystkim co złe. Prośba ta została spełniona.
Ostatnio zmieniony czw maja 01, 2008 12:46 am przez Rolnik., łącznie zmieniany 1 raz.
 
Awatar użytkownika
Azrail
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 480
Rejestracja: pt sty 14, 2005 9:09 am

śr kwie 30, 2008 11:50 pm

Cień

Cień kroczył powoli opustoszałymi ulicami miasta, zasnutymi delikatną, szarawą mgłą. Krajobraz wokół niego wyglądał iście ponuro, wszystko zdawało się szaro-czarne, niczym surrealistyczny obraz którego ktoś pozbawił barw. Podniszczone budynki, zupełnie puste i wyludnione, wzbijały się wysoko w szare niebo. Obumarłe parkowe drzewa, pozbawione jakichkolwiek liści, skręcały się i wiły, tworząc groteskowe kształty. Dziwne, potworne istoty, o ciałach z materii cienistej stworzonej, leniwie snuły się po mieście, ignorując przybysza, który ośmielił się wkroczył do ich domeny. Tak właśnie wyglądał świat po drugiej stronie, kraina cienia, mroczne odbicie rzeczywistości. Tajemniczy mężczyzna wkroczył ostrożnie w pogrążony w ciemności zaułek, po czym skoncentrował swą wolę, starając się otworzyć przejście do świata materialnego…

Harfiarski szpieg przymknął oczy, niemal oślepiony blaskiem słońca, które wzeszło już wysoko ponad horyzont. Gdy tylko uznał, że oczy przyzwyczaiły się już do światła, wkroczył na gwarną ulicę i przeciskając się wśród tłumu, ruszył szybkim krokiem w stronę rynku położonego w centrum miasta. Był już lekko spóźniony na spotkanie z jednym ze swych pracodawców, toteż poruszał się niezwykle szybko, potrącając przy tym niejednego przechodnia. Czekało go kolejne zadanie, choć właściwie nie zdążył odpocząć choć chwili po poprzednim zleceniu. Nawet nie zdążył porządnie wyczyścić sztyletu, którego ostrze wciąż ociekało krwią jego ostatniej ofiary, grubego thayskiego czarnoksiężnika o przerośniętych ambicjach. Cóż, dla ludzi takich jak Cień zawsze czekała jakaś robota.

Agent Harfiarzy wkroczył na pełne ludzi, gwarne targowisko, po czym począł rozglądać się uważnie, szukając wśród tłumu swego zleceniodawcy. Zajęło mu to ledwie kilka sekund, po których dostrzegł wśród kolorowego tłumu białą czuprynę starca, stojącego za jednym ze straganów wraz z grupką innych członków organizacji. Lekki grymas niezadowolenia pojawił się na twarzy cienistego szpiega, jak czasem go zwano, jako że zdecydowanie wolał on pracować sam. Ale cóż, odrobina kontaktu z innymi ludźmi czasem była potrzebna Nawet komuś takiemu jak on, inaczej jego psychika mogłaby mocno ucierpieć. Tak więc bez słowa sprzeciwu czy marudzenia dołączył do grupki, stając nieco na uboczu.

Cień wsłuchał się uważnie w słowa Harfiarskiego Mistrza, który wprowadzał ich właśnie w tajniki misji. Starożytne ruiny, opuszczona elfia cytadela, dziwne światła i dźwięki, demony… Zabójca był zaprawdę tym wszystkim zaintrygowany, delikatny dreszcz podnieceni przeszedł po jego ciele. Zdał sobie sprawę, że czeka go niezwykle interesujące, choć niebezpieczne zadanie i przestał żałować że zgodził się go podjąć. Gdy tylko starzec skończył swój wywód, szpieg ruszył wraz z resztą grupy do maga, który miał teleportować ich w pobliże miejsca przeznaczenia.

[c]***[/c]
Cień rozejrzał się uważnie po okolicy, choć obraz wciąż nieprzyjemnie wirował i rozmywał się, co było ubocznym efektem teleportacji. Dziewicza, otoczona lasem polanka, na której wylądowali, zdawała się cicha i spokojna, niemal idylliczna. Wiatr delikatnie szumiał wśród zielonych liści, niosąc ze sobą trel ptaków oraz… chrzęst stali.

Harfiarski zabójca błyskawicznie odwrócił się na pięcie, skupiając wzrok na kroczącej w ich stronę grupie feyri. W jego umyśle natychmiast pojawiły się pytania i wątpliwości, skąd te demoniczne istoty znały docelowe miejsce ich przybycia. Oczywiście spotkanie to mogło być czystym zbiegiem okoliczności jednak.. cienisty agent nie wierzył w zbiegi okoliczności. Bardziej prawdopodobne było, że w organizacji, może nawet w ich grupie, znajduje się kret. Nie było jednak teraz czasu na rozważanie tego problemu, gdyż czarcie istoty, jak można się było spodziewać, nie miały przyjaznych zamiarów.

Cień sięgnął szybko po swój wykonany z czarnego dębu łuk, skupiając swą uwagę na demonicznym magu. To on był z pewnością najniebezpieczniejszym członkiem wrogiej grupy i go należało wyeliminować w pierwszej kolejności. Harfiarski agent nałożył strzałę na cięciwę, wycelował, wstrzymał oddech i wystrzelił. Strzała z głośnym świstem przecięła powietrze, z niezwykłą prędkością szybując w kierunku czarciego czarodzieja.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

czw maja 01, 2008 12:05 pm

Tak szybka akcja dobrze wpłynęła na podróżników. Zapał do podróży będzie wiele większy, ponieważ tak silny impuls, jakim jest skok adrenaliny przy walce tylko zachęci do dalszej drogi. Prawie wszyscy poczuli ten zew i chęć walki, pozbycia się wrogów. Pierwszy z Fey’ri padł powalony serią szybkich ciosów przeciwników. Drugi, któremu rzucony sztylet wbił się w ramię nie miał jednak zamiaru tak szybko poddać się losowi przegrańca. Droga, jaką pokonał do pierwszego przeciwnika pozwoliła mu nabrać takiego rozpędu by cios, który wymierzony był w półelfiego mężczyznę niemal przepołowił go na pół. Ogromny topór wbił się z w bok pechowca. Rozległ się chrzęst łamanych żeber. Mężczyzna przewrócił się w bezdechu razem z wbitym toporem w bok.

Demoniczny elf, zaklinacz nie również nie miał zamiaru dać się spopielić przez masywnego żywiołaka. Dzięki swym wrodzonym umiejętnością w mgnieniu oka przeniósł się kilkadziesiąt stóp dalej, od miejsca, gdzie stał. Nim ktokolwiek zdołał zareagować, mężczyzna rzucił czar. Wiatr na chwilę ucichł a ziemia lekko zadrżała. W powietrzu pojawił się zapach siarki, a obok zdezorientowanego żywiołaka, czekającego na rozkaz pana, pojawił się przedziwny pionowy okrąg. Twór był o tyle makabryczny, że składał się z kości przeróżnych humanoidów. Nagle przestrzeń w okręgu wypełniła się czerwoną substancją, która po kilku sekundach nabrała przejrzystości. Krąg wyglądał jak stojąca na boku studnia krwi.

Nagle z jego wnętrza wyłoniła się masywna łapa zakończona szczypcami. Zaraz za nią wyłonił się psi pysk z czerwonymi oczami. Gniew i chęć mordu płonęła w tych oczach. Bestia wyszczerzyła zębiska i wypełzła w całości z okręgu. Bestia była niewiele mniejsza od wywołanego żywiołaka. Miała dwie pary łap, jedne chwytne małe, drugie zaś większe, zakończone szczypcami. Umięśnione ciało porośnięte futrem kończyło się wilczą głową. Tors jego był uzbrojony w jakiś pancerz z czarnego metalu. Bestia stąpnęła na ziemię i rozejrzała się. Jej gniewne spojrzenie przeleciało wszystkich podróżników. Istota rozwarła ramiona i wydała z siebie donośny ryk, a głos jej był jakby rozdwojony.

Ta bitwa wcale tak szybko się nie skończy jak można było przypuszczać po szybkiej śmierci pierwszego demonicznego elfa. Pojawienie się demona odebrało w śmiałkach zapęd i ochotę do walki. Chociaż pewne było, że demon musi zostać pokonany, ponieważ tak wezwany nie popuści dopóki nie zabije swych ofiar...
 
Rolnik.

czw maja 01, 2008 1:35 pm

Darvin Evenwood

Darvin stał przez chwile w osłupieniu przyglądając sie przyzwanej istocie. Czuł bardzo silna chęć zrezygnowania z walki. Wiedział jednak ze inni, wraz z jego żona zostaną i będą walczyć do końca. W tej sytuacji nie było innego wyjścia jak tylko kontynuowanie walki. Nagle niziołek usłyszał świst powietrza , i głośny krzyk pół elfiego towarzysza. Rana wyglądała okropnie, była głęboka i strasznie krwawiła.
~ To był twój błąd. Mówiłem ze jesteś następny ~
- Kerri zajmij się nim - kiwną głową w stronę rannego pół elfa - Ja zajmę sie tą ohydą
Cała ta sytuacja coś mu przypominała. Kiedyś dawno temu był świadkiem morderstwa wykonanego przez zawodowca. Sytuacja wyglądała teraz bardzo podobnie. Większość ludzi nie przejmuje się niziołkami, co może zrobić człowiekowi mającemu prawie dwa metry wzrostu istotą mająca ponad dwa razy mniej. On tez tek myślał dopóki nie zobaczył tego morderstwa. Jeśli ty nie możesz dosięgnąć do gardła przeciwnika to spraw żeby sie skurczył.
~ Prawa stopa za lewą. Wykonać obrót na lewej pięcie jednocześnie obracając prawa stopą. W połowie obrotu dobyć sztylet i ciąć pod kolanem . To powinno zmusić przeciwnika do kucnięcia, potem zając sie szyją ~
Darwin szybko ustawił prawa stopę za lewa. Wykonał szybki obrót jednocześnie wyciągając sztylet. Trafił przeciwnika dokładnie w ścięgno, co zmusiło go do przykucnięcia na jedno kolano. ~ No to jesteśmy w domu ~ Darvin spokojne podszedł do przeciwnika, teraz stał z nim twarzą w twarz. Zaśmiał sie szyderczo po czym zbliżył sie do niego.
- To był ostatni błąd w twoim marnym życiu. - wyszeptał mu na ucho po czym wykonał ręka szybki ruch.

Krew trysnęła jak z fontanny, większa jej część zatrzymała sie na niziołku. Niziołek odskoczył unikając upadającej ofiary. Niziołek spokojnie pozbierał swoje sztylety przygotowując sie na następny atak.

W tym czasie Kerri podbiegła do leżącego pół elfa by ocenić jego stan i podjąć ewentualne czynności związane z ratowaniem życia. Jego stan był bardzo ciężki, zaczynał mieć drgawki co nie świadczy dobrze o jego stanie. Jedyne co można było zrobić to prosić bogów by pomogli. Kapłanka zaczęła odprawiać rytuał leczenia. Leczeniaprzyniosło swoje skutki. Rana przestała krwawic, a drgawki ustały. Teraz jeszcze trzeba pozbyć sie ciała obcego z organizmu. Pech chciał ze jest to topór. Kapłana szybkim szarpnięciem wyrwała topór. Teraz wystarczyło jeszcze jedno leczenie by zasklepić ranę.
 
Awatar użytkownika
Pavel
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 276
Rejestracja: pn lip 09, 2007 4:44 pm

czw maja 01, 2008 2:16 pm

Vesimir Dulsaer

Vesimir nie po raz pierwszy widział demona. Nie przyznawał że był to widok miły. Raz widział jak takie samo ustrojstwo rozszarpywało ludzi w wiosce. I do tego ten topornik. Brat nie wyglądał najlepiej ale kapłanka zaraz złoży go do kupy. ~Trzeba będzie postawić temu niziołkowi piwo - mruczał - Postawiłbym mu bordel ale nie wygląda na takiego co by poszedł, poza tym ma żonę.~ Teraz jednak mamy otchłanny problem - pomyślał - Jeśli się tym ktoś nie zajmie zaraz będę zeskrobywał drużynę z ziemi.

Vesimir nie widząc innego wyjścia rozpędził się i wybiegł z krzaków tuż na walczącego z żywiołakiem demona. Ostatni metr pokonał lekkim skokiem i ciął demona na odlew. Miecz jednak ześlizgnął się po twardym pancerzu przeciwnika. Nie widząc innego wyjścia zaraz po ataku uskoczył w stronę rannego brata, aby dać osłonę kapłance...
 
Awatar użytkownika
Corrick
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3050
Rejestracja: czw cze 07, 2007 10:04 pm

czw maja 01, 2008 2:34 pm

Aelthas Dulsaer

Aelthas odwrócił się, gdy tylko usłyszał krzyk. Nie miał szans zatrzymać szarżującego Fey'ri, nijak nie mógł też zablokować podstępnego cięcia toporem. Ostrze wbiło się w bok, aż chrupnęły żebra. Poczuł, że upadł. Później usłyszał przeraźliwy krzyk i znikąd pojawił się wielki demon.

~ Glabrezu ~ pomyślał ~ Trzeba się stąd zbierać~

Spróbował wstać, co jednak tylko sprawiło, że topór przesunął się w jego boku. Syknął z bólu. Próbował podnieść się na rękach, ale prawą rekę miał sztywną. Na dodatek ciągły upływ krwi tylko utrudniał mu trzeźwe myślenie. Rozejrzał się. Jego rapier leżał kilka metrów dalej, sztylet miał schowany w pochwie przy pasie. Jego brat wyskoczył z krzaków i ciął ochydę. W tym samym czasie niziołek uratował mu dupę. Zabił pędzącego wprost na niego deamonfey. I to całkiem efektownie. Jednocześnie krzyknął do swej żony, uroczej półelfki, którą Aelthas już chyba gdzieś widział, aby go uleczyła.

Teraz mógł jej się przyjrzeć z bliska. Urocza blondynka. Spróbował się do nie uśmiechnąć, ale wyszedł mu z tego jedynie grymas bólu.

- Nie ruszaj się - powiedziała do niego - Zaraz Cię uleczę.

~ Ja to, kurwa, mam szczęście ~ pomyślał żeglarz ~ Ja pierdolę, powinienem walczyć, a nie leżeć jak wojskowa ciota po cięciu rapierem! ~

Wtedy kapłanka ruszyła mu topór w ranie.

- Aaaaa! - krzyknął. Zobaczył w oczach kapłanki szczerą troskę o jego żywot i prośbę, by dał jej jeszcze chwilkę. I jeszcze jedną szansę wyrwania topora. Zacisnął zęby i powiedział - Rób, co musisz. Byle szybko, bo muszę im pomóc!
 
bidzin
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 960
Rejestracja: ndz lut 06, 2005 5:08 pm

czw maja 01, 2008 9:18 pm

Glósóli

Zaczęła wyniośle wygłaszać pierwsze słowa. Jej głos stawał się coraz głośniejszy i głośniejszy, dochodząc do uszu jej kompanów. Na widok przyzwanej istoty, urwała w połowie słowa, szybko jednak, rozpoczęła od nowa, tym razem jeszcze głośniej. Pojedyncze słowa, wersy, zwrotki zaczęły płynąć wokół niej. Nagły szum pobliskich drzew zerwał za sobą magię jej pieśni.
Słowa niosły ze sobą dźwięki – pojedyncze, delikatne, a zarazem silne. Głosy? Może dzwonki, harfa, flet?

Kiedy usłyszała kolejny dźwięk stali, otworzyła oczy, nie przerywając recytacji. Trudno jej było skupić swoje myśli na czymś innym, jednak przez cały ten czas była jak w transie. Walka była niepotrzebna, a rozlewy krwi wynikały tylko z głupoty. Glósóli czuła się jakby była zamknięta w wielkiej klatce – bezsilna, poddana krwawemu szału. Oczywiście, nie chciała żeby jej towarzysze przypłacili życiem, ale nie chciała także słyszeć szczęku broni, ani widoku ran.
Nie, nie była delikatna. Przerażała ją głupota, bezsilność i bezmyślność.

~ Teraz… ~ Wróciła myślami…
~ Teraz jednak, muszę im pomóc. ~
 
Awatar użytkownika
Azrail
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 480
Rejestracja: pt sty 14, 2005 9:09 am

czw maja 01, 2008 9:21 pm

Cień

Cień zaklął cicho, gdy strzała przez niego wystrzelona nieznacznie chybiła celu, przelatując ze świstem tuż obok szyi demonicznego maga. Nim zabójca zdążył choćby nałożyć kolejny pocisk na cięciwę swego łuku, czarodziej zakończył swą inkantację, powołując to życia dziwny słup kości. Harfiarz nie wiedział czym może być owy makabryczny twór krwią wypełniony, do czasu aż nozdrzy jego nie wypełnił charakterystyczny, gryzący zapach siarki. Portal do niższych sfer stanął otworem, a z sadzawki powoli począł wyłaniać się demoniczny kształt…

Harfiarski agent obserwował uważnie, jak z krwawej studni wyłania się ogromna sylwetka demona, o ciele potężnie umięśnionym, parą monstrualnych szczypiec i oczami jarzącymi się szkarłatną czerwienią. Cienisty szpieg nie był biegły z zakresu demonologii, nie był w stanie określić rodzaju czarta z którym zmuszeni będą się zmierzyć, jednak miał silne przeczucie, że jest to istota o wielkiej potędze. Nie czuł strachu, przestał już odczuwać podobne emocje, zdawał sobie jednak sobie sprawę że w bezpośrednim starciu z tym monstrum miałby nikłe szanse na przeżycie. Pozostawił więc walkę z nim swym bardziej zaprawionym w boju towarzyszom, a sam zdecydował się zająć czarodziejem, by ten nie zdołał przyzwać kolejnego demonicznego stworzenia.

Cień wycofał się w stronę cienia rzucanego przez delikatnie kołyszące się drzewa, po czym zniknął nagle, zupełnie jakby rozpłynął się w powietrzu. Krocząc wśród drzew pnących się wysoko w niebo, nie zauważony przez nikogo, przemieścił się na tyły ich demonicznych przeciwników. Wyłonił się z lasu tuż za plecami czarodzieja, cicho niczym kot stąpając w jego kierunku. Chwycił dłonią rękojeść swego miecza, ostrze niemal bezszelestnie opuściło swą pochwę. Harfiarski zabójca przygotował się do śmiertelnego ataku…
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

pt maja 02, 2008 12:32 am

Sytuacja dla jedynego, pozostałego przy życiu fey’ri stawała się coraz bardziej dramatyczna. Pomimo wezwanego przez siebie demona, jego szanse na przeżycie tej walki spadały niemal do zera. Dwaj potężni przybysze walczyli ze sobą niczym w bajkowym starciu tytanów. Demon tarzał się po ziemi, wraz z rozpalonym żywiołakiem, siłując się i wymachując szczypcami. Obie bestie walczyły ze sobą tak zaciekle, że wchodzenie im w drogę było nierozsądne, choćby z racji możliwości zadeptania i zgniecenia przez kolosy. Przy życiu pozostał fey’ri mag, jednak za jego plecami już czaił się jeden z agentów Harfiarzy. Sytuacja zdawała się być opanowana. Uwagę grupy przykuł krzyk ciężko rannego półelfa, któremu kapłanka udzielała właśnie pomocy. Szybkim i energicznym targnięciem ręki wyciągnęła ciało obce z boku nieszczęśnika. Jego krzyk przebił hałas wywoływany przed dwie walczące bestie. Gdy grupa wejrzała w stronę demonicznego elfa – zaklinacza, ten już leżał z rozpostartymi skrzydłami na ziemi brocząc krwią, a nad jego ciałem stał agent harfiarzy, który wcześniej już się tam czaił. Szkoda, że demoniczny elf nie żył, bo można go było wziąć żywcem i przesłuchać, lecz zginął pewnie nie za darmo.

Faktycznie, niczego nie podejrzewając fey’ri dojrzał okazję, kiedy grupa spoglądała na kapłankę i rannego półelfa. Mężczyzna chciał rzucić jakiś czar, a Cień nie mógł mu na to pozwolić.

Kilka chwil później potężny demon przebił żywiołaka szczypcami na wylot, a ten zniknął w oślepiającym blasku. Bestia o oczach płonących rządzą mordu wejrzała dziko na blisko stojącą grupę. Zdaje się, że ogień istoty, przyzwanej przez maga nie działał na demona. Bies natomiast sapał i warczał wściekle wpatrzony w potencjalnych wrogów. Atak nastąpił w mgnieniu oka. Bestia potężnymi szczypcami uderzyła zaskoczonego niziołka, z dość wielkim impetem, odrzucając go na ponad piętnaście stóp. Bestia wydała donośny ryk i zaklekotała szczypcami i nagle zapanowała głęboka ciemność, zupełnie jakby ktoś szczelnie zasłonił wszystkim członkom grupy oczy… Pozostawała nadzieja, że stwór również nic nie widzi, a mężczyzna, który zabił fey’ri zaklinacz szybko dołączy do reszty i pomoże im wygnać stwora.
 
Awatar użytkownika
Corrick
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3050
Rejestracja: czw cze 07, 2007 10:04 pm

pt maja 02, 2008 10:43 am

Aelthas Dulsaer

Patrząc w oczy kapłanki, gdy wyciągała mu topór nie mógł się wyzbyć wrażenia, że już gdzieś ją widział. Zacisnął zęby i kiwnął głowę. Jednak, gdy tylko topór zniknął z rany, jego miejsce zajął ból. Krzyknął przeciągle. Po chwili poczuł ulgę, magia lecząca spływała na niego.

Zapłakanymi oczyma zlustrował polanę. Glabrezu walczył z żywiołakiem. Fey'ri zaklinacz został zabity przez harfiarskiego zabójcę. Aelthas skinął z wdzięcznością w jego kierunku. Kapłanka skończyła.

- Dziękuję - szepnął do niej i spróbował wstać. Jednak ciało, osłabione poprzez utratę dość dużej ilości krwi, odmówiło mu posłuszeństwa - Kurwa - szepnął i uderzył pięścią w ziemię.

Wtedy polana utonęła w czerni. Mając zakodowany w głowie układ całego pola bitwy, zaczął czołgać się w kierunku rapiera. Po chwili wymacał coś twardego, z drewnianą rękojeścią, taką jak miał w swym ostrzu. Podniósł to, a napotkawszy na swej drodze coś wielkiego i twardego, co najwyraźniej nie poczuło jego, uderzył w to. Jego "klinga" pękła.

- Kurwa, patyk! - po dokładniejszych oględzinach swojego "przeciwnika", okazało się, że to drzewo - Ja to mam pieskie szczęście!

Poczołgał się w stronę rapiera, chwycił go i zaczął się modlić, aby glabrezu go nie rozdepnął.

~ Choć znając moje szczęście i tak mnie nadepnie ~
 
Awatar użytkownika
Azrail
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 480
Rejestracja: pt sty 14, 2005 9:09 am

pt maja 02, 2008 11:20 pm

Cień

Cień ostrożnie zakradł się za plecy czarodzieja feyri, po czym z całej siły pchnął mieczem pomiędzy jego błoniastymi skrzydłami. Ostrze zagłębiło się w ciele demona, przebijając jego gruba szkarłatną skórę i kalecząc narządy wewnętrzne, aż wreszcie wysunęło się z brzucha czarta, przechodząc przez niego na wylot. Fontanna czarnej krwi wytrysnęła z szerokiej rany, skraplając okoliczną ziemię. Demoniczny mag padł na kolana, z oczami rozwartymi szeroko ze strachu i zaskoczenia. Dojrzawszy swego oprawcę, próbował jeszcze wysiłkiem rozpaczliwym dokończyć inkantacje czaru, nie zdążył jednak wypowiedzieć choćby jeszcze jednej magicznej sylaby. W dłoni harfiarskiego zabójcy błyskawicznie pojawił się sztylet, którym wprawnym ruchem poderżnął gardło swej ofiary, odcinając jej struny głosowe. Czarciej krwi elf padł na ziemię w stale powiększającej się kałuży własnej krwi, umierając w straszliwej agoni.

Harfiarski agent ostrożnie nachylił się nad umierającym feyri, spoglądając swej ofierze prosto w oczy. Nieznacznie rozchylił swa kamizelkę, zaciskając dłoń na niewielkim, czarnym niczym noc klejnocie, swobodnie zwisającym na rzemieniu z jego szyi. Drugą ręką, która już teraz poczęła delikatnie lśnić czarnym blaskiem, dotknął czoła demonicznego maga. Zamknął swe szare oczy i skoncentrował się… W głowie zabójcy poczęły kształtować się dziwne wizje i obrazy, świat dookoła na tę chwile przestał dla niego istnieć, a on zagłębił się w potoku myśli swej ofiary. Dostrzegł w nich zrozumiały w tej sytuacji strach przed śmiercią i dalszym losem, a także nikłe, rozpaczliwe próby znalezienia ucieczki z tej przegranej sytuacji. Lecz najsilniej dało odczuć się potężne uczucie nienawiści, której płomień w niemal rozsadzał czarciego zaklinacza od środka. Cienisty szpieg starał się przemknąć obok tych powierzchownych myśli, zagłębić się bardziej w sam umysł i pamięć demonicznej istoty, by wydobyć z niej wartościowe, ważne dla misji informacje. Niestety, nim zdążył wyłowić z tej miriady wspomnień i myśli coś konkretnego, obraz nagle urwał się. Demoniczny mag wyzionął ducha.

Cień powoli podniósł wzrok znad martwego ciała feyri, obserwując walkę wciąż zaciekle toczoną przez potężnego demona i resztę jego nowej kompani. Nie zastanawiając się ni chwili dłużej, wyszarpnął swój miecz ze zwłok czarciego zaklinacza, po czym z obnażonymi ostrzami ruszył w kierunku walczących. Idąc, począł jeszcze wymawiać cichą inkantację zaklęcia, czerpiąc moc wprost ze świata pod drugiej stronie. Surrealistyczne kształty, o ciałach z materii cienia stworzonej, poczęły pojawiać się tuż obok cienistego szpiega. Cieniste sylwetki przez chwile zmieniały się i morfowały, aż wreszcie wyglądały zupełnie tak, jak sam harfiarz. Harfiarski zabójca i cztery jego iluzoryczne kopie rzuciły się w wir walki…
 
bidzin
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 960
Rejestracja: ndz lut 06, 2005 5:08 pm

ndz maja 04, 2008 1:01 pm

GLÓSÓLI
Kiedy zapadła nieprzenikniona ciemność, Glósóli zaczęła się powoli wycofywać.
Pozostawała cały czas czujna, próbując coś usłyszeć – jakikolwiek znak, że jej towarzysze nadal żyją, że potwór się zbliża. Cokolwiek.

Pozostając w ruchu, Glósóli zamknęła, i tak bezużyteczne, oczy. Skoncentrowała się na świetle dnia, które próbowało cały czas przeniknąć cień. Zaczęła cicho nucić elficką pieśń. Dłonie ścisnęła na kosturze, po czym lekko uderzyła nim o ziemię.

~ Oby to wystarczyło. ~
 
Rolnik.

wt maja 06, 2008 1:06 am

Darvin Evenwood

Uderzenie było bardzo silne. Nim Darvin uświadomił sobie co się właśnie stało poczuł okropny ból w okolicy klatki piersiowej. O dziwo żadne żebro nie było złamane. Być może to dzięki niewielkiej masie Niziołka. Darvin szybko zerwał się na nogi i podbiegł to stojącej plecami do niego demonicznej istoty.
~ Jesteś mój ~
Darvin pchnął z całej siły w okolice kręgosłupa demona. O dziwo cios był zbyt słaby. Nie zdołał przebić ciężkiego pancerza demona, sztylet po prosu ześlizgnął się po ciele przeciwnika.
~ Jakim cudem!? ~
Mocno zdziwiony Niziołek już przygotował sie do następnego ataku. Zaparł się z całych sił i czekał na odpowiedni moment by zadać śmiertelny cios.
 
Awatar użytkownika
Venomus
Z-ca szefa działu
Z-ca szefa działu
Posty: 358
Rejestracja: czw sie 11, 2005 10:29 pm

wt maja 06, 2008 5:20 am

Eorian Sarn


Młody mag patrzył z przerażeniem na pojawienie się Glabrezu-demona z samych głębin Otchłani. Ogromny demon z łatwością zniszczył jego żywiołaka. Jedynym plusem było to, że wszystkie fey'ri byly juz martwe. Po chwili zapanowała ciemność.

Znając naturę tego czaru Neith wycofał się parę kroków i wyszedł poza granicę obszaru ciemności. Eorian zastanowił się. Na taką bestię może podziałać tylko jedno...nie chciał tego używać ale nie ma wyjścia. Poszukał w torbie i po chwili w jego rękach znajdował się zwój z potężnym zaklęciem.


-Odsuńcie się! Zaraz załatwię Glabrezu, ale to będzie równie groźne!- ostrzegł towarzyszy i poczekał aż wyszli z obszaru ciemności. Zaczął inkantację czaru. Powietrze aż zaiskrzyło od magii.

Kilka metrów od granicy czaru ciemności otworzył się portal. Przez niego widać było ogniste równiny i pustkowia. Po rdzawoczerwonym niebie latały setki wielkich groźnych kształtów. Jedna z nich zbliżyła się a następnie przeszła przez portal...Istota była duża, mierzyła pomad 3 metry a sądząc po tąpnięciu nogą musiała ważyć nie mniej niż pół tony. Olbrzymia sylwetka była cała w onyksowoczarne łuski, posiadał duże błoniaste, nietoperze skrzydła. Jego diabelski pysk wykrzywiony był w parodii uśmiechu- cieszył się w odwiedzinach na Pierwszej Materialnej. Poza tym wyczuł odwiecznego wroga- Tanna' ri
Istota bowiem należała do rasy Diabłów, Baatezu. Portal który właśnie się zamykał prowadził aż do czeluści Dziewięciu Piekieł. Stwór zaś był Corungonem- istota wysoko postawioną w hierarchii baatezu. Uzbrojony był w wielki czarny miecz który zdawał się płonąć. W drugiej szponiastej dłoni spoczywał łańcuch otoczony ogniem piekielnym.

Wielki Glabrezu wyszedł z kuli ciemności, od razu ryknął na widok znienawidzonej rasy. Bestie bez dłuższych wstępów rzuciły się na siebie z rykiem- czyniąc to co obie rasy czynią od tysiącleci walcząc w Wojnie Krwi.

Tuż przed zderzeniem, Corungon machnął skrzydłami i wzbił się w powietrze. Zarzucił łańcuch na zdezorientowanego demona. Glabrezu jednak miał 2 paty górnych kończyn. Jedno ze szczypiec złapało łańcuch. Corungon przygotowany na taki rozwój wypadków pozwolił się ściągnąć na ziemię. Jeden zamach i onyksowy miecz odciął szczypce u podstawy.
Glabrezu ryknął z mieszaniną bólu i gniewu. Zrewanżował się i rozpłatał skrzydło diabła. Obaj mieszkańcy Niższych Sfer skotłowali się zadając sobie razy. Po kilku chwilach odskoczyli od siebie.
Było widać, że pojedynek nie potrwa długo. Corungon miał niesprawne skrzydło i jedna z rąk która rozcięta zwisała bezwładnie, bez życia u jego boku. Jego oponent natomiast kulał, gdyż jego noga była dosłownie przedziurawiona przez ostrze. Brakowało mu także jednego szczypca oraz połowy szczęki. Znużone biesy rzuciły się do finałowego ataku...
Corungon zanurkował pod większym od siebie tanna'ri i wbił swój miecz dokładnie przez jego pierś. Konający demon jednak zanim umarł zacisnąl swoje szczypce wokół szyi diabła i ścisnął...oddzielając głowę od reszty ciała. Oba umierające bestie zniknęły w oślepiającym wybuchu światła i ognia.
Gdy po chwili mag odzyskał wzrok po biesach i kuli ciemności nie było śladu. Jedynie krąg wypalonej ziemi...

Eorian otrzepał szatę i zwrócił sie do kompanów z zadowoloną miną.
- No...to początek mamy za sobą. Szkoda, że fey'ri nie żyją. Chciałem przesłuchać któregoś z nich...Zastanawiam się dla kogo pracowali...a może byli tu przypadkiem? Nieważne...nikomu nic nie jest?- zapytał mag patrząc po twarzach Harfiarzy.
 
Rolnik.

wt maja 06, 2008 12:19 pm

Darvin Evenwood

- Panie magu, dobry demon to martwy demon. Dobra robota, jednak głupim pomysłem było by pozwolić przeżyć jednej z tych ohydnych istot. Kto wie jakiego asa mieli w rękawie. Ja jestem lekko poturbowany ale to nic groźnego, gorzej z nim. - wskazał ręka na rannego pół elfa.

- A co z tobą kochanie?
- Mi również nic nie jest. - odpowiedziała kapłanka opatrująca ranę pół-elfa
- No wiec gdzie teraz? Rozgrzewkę mamy już za sobą.
 
Awatar użytkownika
Corrick
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3050
Rejestracja: czw cze 07, 2007 10:04 pm

wt maja 06, 2008 2:26 pm

Aelthas Dulsaer

Nagle ciemność rozproszyła się. Glabrezu i Corungon rzucili się na siebie. Tuż przed zderzeniem, Corungon machnął skrzydłami i wzbił się w powietrze. Zarzucił łańcuch na zdezorientowanego demona. Glabrezu jednak miał dwie partie górnych kończyn. Jedno ze szczypiec złapało łańcuch. Corungon przygotowany na taki rozwój wypadków pozwolił się ściągnąć na ziemię. Jeden zamach i onyksowy miecz odciął szczypce u podstawy.
Glabrezu ryknął z mieszaniną bólu i gniewu. Zrewanżował się i rozpłatał skrzydło diabła. Obaj mieszkańcy Niższych Sfer skotłowali się zadając sobie straszliwe razy. Po kilku chwilach odskoczyli od siebie.
Było widać, że pojedynek nie potrwa długo. Corungon miał niesprawne skrzydło i jedna z rąk która rozcięta zwisała bezwładnie, bez życia u jego boku. Jego oponent natomiast kulał, gdyż jego noga była dosłownie przedziurawiona przez ostrze. Brakowało mu także jednego szczypca oraz połowy szczęki. Znużone biesy rzuciły się do finałowego ataku...
Corungon zanurkował pod większym od siebie tanar'ri i wbił swój miecz dokładnie przez jego pierś. Konający demon jednak zanim umarł zacisnął swoje szczypce wokół szyi diabła i ścisnął... oddzielając głowę od reszty ciała. Obie umierające bestie zniknęły w oślepiającym wybuchu światła i ognia.

Półelf na chwilę stracił wzrok. Gdy go odzyskał, Kerri, piękna półelfia kapłanka już przy nim była i opatrywała jego rany.
~ Teraz mi się przypomniało! Już wiem gdzie ją widziałem! Przecież pływaliśmy razem przez rok na mojej łajbie! Simbul razem nas wprowadziła w strukturę Harfiarzy! No, widzę, że wypiękniała. O ile to jeszcze było możliwe... ~ Tysiące myśli kotłowało się w głowie żeglarza.

Gdy kapłanka Ilmatera skończyła, powiedział:
- Dziękuję Ci... Kerri - Ona lekko się zdziwiła, wiedziała, że już go gdzieś widziała i odrzekła:
- Ty jesteś Aelthas?
- Na to wygląda. Ale chyba nie ten, którego znałaś, Ślicznotko. Znaczy, bogatszy w kilka nowych blizn - tu wskazał na swój bok. Uśmiechnął się do niej. Odwzajemniła uśmiech.
- Czy to nie z Tobą podróżowałam statkiem w Aglarondzie?
- Killazem? Tak, byłem jego kapitanem.
- Ja jestem Kerri. Wtedy byłam jeszcze akolita w kościele Wielkiego Ilmatera. Dawno się nie widzieliśmy.
- Rzeczywiście, bardzo dawno, Złociutka. Pomożesz mi wstać? Chciałbym dołączyć do reszty drużyny.
Półelfka schyliła się i pomogła staremu żeglarzowi wstać. Wzięła jego rękę na bark i pomalutku skierowali się w stronę stojącej na środku polany grupki.
- A, zapomniałem. Ten – to mówiąc wskazał na Darvina - Niziołek jest Twoim mężem? Muszę mu podziękować. Nie wiesz może czy nie potrzebuje żeglarza? Słyszałem, że jest najemnikiem. Może potrzebuje także sił morskich?
- Tak to mój mąż. Nie lubię kiedy morduje ale dusze tych istot musza zostać uwolnione. Darvin prowadzi gildie najemników w Waterdeep ale o tym musisz juz rozmawiać z nim, ja się nie zajmuję interesami…
- Chętnie bym mu pomógł. Dobrze, porozmawiam z nim. Dzięki za pomoc – pocałował ją w rękę. Zaczerwieniła się.

Doszli do stojącej na polanie grupki.
- No...to początek mamy za sobą. Szkoda, że fey'ri nie żyją. Chciałem przesłuchać któregoś z nich...Zastanawiam się dla kogo pracowali...a może byli tu przypadkiem? Nieważne...nikomu nic nie jest?- zapytał mag.
- Panie magu, dobry demon to martwy demon. Dobra robota, jednak głupim pomysłem było by pozwolić przeżyć jednej z tych ohydnych istot. Kto wie jakiego asa mieli w rękawie. Ja jestem lekko poturbowany ale to nic groźnego, gorzej z nim. – rzekł Darvin.
- Wcale nie tak źle, jak by się mogło wydawać. Dzięki, uratowałeś mi dupsko. Ale to przede wszystkim Kerri mnie uratowała. – powiedział ciężko dysząc i sapiąc żeglarz – To gdzie teraz? Z tego co wiem, najbliżej do Ruin Nodru’idu będzie jeśli pójdziemy przez ten las. Kto wie ile takiego kurestwa jeszcze tam na nas czeka? – mówiąc to wskazał na wschód, w stronę Ruin.

~ Ciekawe, ile razy jeszcze Kerri będzie mi wyciągała topór z boku... ~ zastanowił się.

~ Ciekawe, czy dożyję ~ poprawił się w myślach.
Ostatnio zmieniony śr maja 07, 2008 5:15 pm przez Corrick, łącznie zmieniany 1 raz.
 
Awatar użytkownika
Azrail
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 480
Rejestracja: pt sty 14, 2005 9:09 am

wt maja 06, 2008 11:58 pm

Cień

Cień z obnażonymi ostrzami rzucił się w wir walki, a jego iluzoryczne kopie, z cienistej materii stworzone, ruszyły w ślad za nim. Stal błysnęła w powietrzu, gdy piątka cienistych wojowników otoczyła demona, z każdej możliwej strony zadając serię błyskawicznych pchnięć i cięć. Iluzoryczne kopie nie były w stanie zrobić demonowi najmniejszej krzywdy, same zaś rozwiewały się powietrzu po każdym kłapnięci czarcich szczypiec, dały jednak cienistemu szpiegowi czas i szereg okazji do zadania śmiertelnych ciosów. Harfiarski zabójca uderzał więc raz po raz z zaskoczenia w newralgiczne punkty ciała demona, pragnąc pozbawić życia tę nikczemną kreaturę. Niestety, ciosy jego nie zdołały poważnie zranić czarta, stalowe ostrze odbijało się tylko od grubych, czerwonych łusek, którymi pokryte było całe ciało istoty, tudzież nawet jeśli zdołało się przez nie przebić, powodowało ledwie nieszkodliwe draśnięcia i skaleczenia. Sytuacja stała się dla cienistego agenta niezwykle nieciekawa zwłaszcza, że wszelkie jego iluzoryczne duplikaty przestały już istnieć, a szkarłatny wzrok demona skoncentrował się nim... I wtedy właśnie powietrze aż zaiskrzyło od potężnego zaklęcia, rzuconego przez harfiarskiego czarodzieja…

Harfiarski zabójca odskoczył do tyłu, cudem unikając dekapitacji przez potężne demonie szczypce, po czym przykucnął, z uwagą przyglądając się dalszym wydarzeniom, które miały miejsce na polu bitwy. Z zaintrygowaniem obserwował, jak z portalu otworzonego wolą sojuszniczego maga, wypełza kolejny czart, który z niesłychaną wściekłością i nienawiścią wręcz promieniującą z jego szkarłatnych oczu, rzuca się na ich szczypcorękiego przeciwnika. Walka dwóch potężnych demonów była zjawiskiem iście imponującym, krew lała się strumieniami z głębokich ran, kończyny latały powietrzu, a sama ziemia zdawał się drżeć pod stopami. Cienisty szpieg zdecydowanie wolał nie ryzykować się wtrącania w ta walkę, bojąc się że po prostu zostanie rozdeptany przez któregoś z walczących czartów. W końcu jednak ten epicki pojedynek dobiegł końca, a obie czarcie istoty padły na skutek poniesionych ran. Harfiarski agent kiwnął z uznaniem głową w stronę młodego maga, bezgłośnie chwaląc go za tę dość ryzykowną, niebezpieczną i pewnie dla niektórych wątpliwą moralnie zagrywkę, która jednak okazała się skuteczna i prawdopodobnie ocaliła im wszystkim życie.

Kroczący wśród cieni rozejrzał się po otoczonej lasem polanie, która na czas krótki stała się polem prawdziwie krwawej i widowiskowej bitwy. Trójka demonicznych feyri leżała martwa w sporych kałużach krwi, która zabarwiła okoliczną trawę na szkarłatny kolor. Harfiarski agent obejrzał wszystkie ciała, sprawdzając czy może nie tli się w nich jeszcze iskra życia. Niestety, wszystkie czarciej krwi elfy były już martwe, co uniemożliwiło jakiekolwiek próby zdobycia informacji, czy to poprzez zagłębienie się w strumień ich myśli, czy to poprzez tradycyjne przesłuchanie jak proponował czarodziej. Szkoda, nawet jeśli te feyri były tylko zwykłymi żołnierzami i pionkami w czyichś rękach, to harfiarze mogliby wyciągnąć od nich informację, skąd znali miejsce i czas ich przebycia. Niestety, póki co pozostanie to tajemnicą.

Cień rozwinął zwój z mapą okolicznych terenów, wręczoną im przez starego harfiarskiego mistrza, po czym sprawnie zorientował mapę w terenie.
- Znajdujemy się na Pustej Polanie, ruiny Nodru’idu znajdują się dwa dni drogi stąd, w kierunku wschodnim… - rzekł harfiarski zabójca bezemocjonalnym, chłodnym tonem, pokazując towarzyszom mapę, a było to pierwsze jego słowa od rozpoczęcia misji – Czas ruszać w drogę…
 
Awatar użytkownika
Corrick
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3050
Rejestracja: czw cze 07, 2007 10:04 pm

śr maja 07, 2008 8:15 pm

Aelthas Dulsaer

Harfiarski zabójca wreszcie się odezwał. Półelf się uśmiechnął do niego, powiódł wzrokiem po zebranych i powiedział:

- W ogóle się nie znamy. Rzucono nas wszystkich w wir przygody, nie przedstawiając wzajemnie. Oczekują od nas spełnienia zadania, powiedziałbym, że cholernie trudnego. Jak możemy je zrealizować, skoro nie mam do siebie zaufania? - odetchnął i kontynuował swoją wypowiedź - Jestem Aelthas Dulsaer, były kapitan floty Aglarondu, żeglarz i łowca piratów na usługach Harfiarzy i władczyni mego państwa, zaklinaczki Simbul. Ten wioskowy głupek - wskazał głową na Vesimira - to mój brat, równie próżny, co inteligentny. Jesteśmy - co chyba nawet widać - bliźniakami. Niestety, nigdy nie należał do najodważniejszych. - pokręcił głową - Vesimir!
- Taak? - odpowiedział brat żeglarza oglądając swoje paznokcie.
- Odrąb no konar z drzewa, muszę się na czymś wspierać! Szybciej, patałachu! - pogonił brata Aelthas - Jak sami widzicie, zaufałem Wam. Nie oczekuję, że od razu staniemy się dobrymi przyjaciółmi, ale każdy z nas chciałby się dowiedzieć czegoś o reszcie, nie mam racji? - zrobił przerwę na odetchnięcie, po czym wznowił wątek - Widzę, jest wśród nas zdolny najemnik, który uratował mi dupe, za co serdecznie dziękuję - tu skinął głową w stronę niziołka. Tamten uśmiechnął się - Jest pośród nas także kilka osób władających magią. Dziękujemy Ci, panie magu, jakkolwiek ma pan na imię, za trzeźwość umysłu i szczere poświęcenie. Mnie także tajniki magii nie są obce. Choć jak widzę, nie tylko mnie - tu spojrzał chytrze na harfiarskiego zabójcę - Kim w ogóle jesteś, potężny nieznajomy? Przyznaję, jesteś potężny i kryjesz się ze swymi osądami, jak jednak oczekujesz od nas zaufania, skoro sam jesteś pełen nieufności? - Vesimir przyniósł ścięty konar bratu, a ten wsparł się na nim i pokuśtykał w stronę Ruin. Gdy odwrócił się od drużyny, uśmiechnął się chytrze. Zmusi tych ludzi do gadania.

Doszedł do krańca polany, a słysząc, że nikt za nim nie idzie, odwrócił się.

- Co, nie macie ochoty dowiedzieć się, co na nas czeka w tych Ruinach? Jeśli nie macie dość odwagi, aby tam iść, w porządku, rozumiem. Nie zmuszam Was do tego... - sądząc, że zarzucił odpowiedni haczyk, a rybki go połknęły, pokuśtykał w kierunku drzew. Będąc już na samym skraju lasu, rzucił przez ramię - A, i byłbym zapomniał. Przynajmniej się sobie przedstawcie, zanim pójdziecie do diabła! Niedługo będzie tu więcej tego skurwysyństwa!

~ Jeśli te dzieci mają dość ikry i odwagi, ruszą za mną. Jeśli mają dość odwagi, zaczną rozmawiać. A to będzie decydujący krok do powodzenia naszej misji... Miejmy nadzieję, że się uda. Wystarczająco mocno ich podbudowałem... i podpuściłem ~ pomyślał.

- Czas nam w drogę, ruszać po przygodę! - zanucił słowa starej, żeglarskiej piosenki i ruszył poprzez ciemną puszczę.

Usłyszał kroki za sobą. Nie odwrócił się, tylko lekko i niezauważalnie się uśmiechnął.

~ Idą. Jednak mają ikrę... ~
 
bidzin
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 960
Rejestracja: ndz lut 06, 2005 5:08 pm

czw maja 08, 2008 4:13 pm

Glósóli

Skończyło się. Kiedy pył opadł na ziemię, Glósóli szybkim ruchem głowy sprawdziła, czy jeszcze coś im zagraża.
Była zdenerwowana tym, że doszło do bezsensownej walki… Ale… Nie mieli wyboru.
~ Następnym razem musimy być ostrożniejsi.. Poza tym, skąd wzięły się tu daemonfey? ~

Kiedy wszyscy się zebrali, Glósóli jeszcze raz obejrzała, czy reszta jest mniej więcej sprawna.

- Czy… Oni – Tutaj wskazała dłonią zwłoki – Nie byli już ranni, wcześniej? Może gdzieś w okolicy była jeszcze inna walka? – Powiedziała właściwie to na głos, nie zwracając się do konkretnej osoby. Wtedy… Półelf zaczął mówić.

Kiedy się przedstawił i przeszedł parę kroków dalej, Glósóli zwróciła się do mężczyzny z mapą. – Jeśli możesz, daj mi mapę. – Powiedziała to w dość uprzejmym tonie. – No chyba, że ktoś się lepiej zna na tutejszym terenie? – Powiodła wzrokiem, nie oczekując odpowiedzi. – W każdym razie, moje imię już znacie. Nie jestem nikim słynnym, więc nie mam nic więcej do powiedzenia na swój temat. – Zawiesiła głos. – I… Jeśli nie chcecie żeby Aelthas stracił kończynę, czy dwie, możemy rozmawiać w podróży. – Kiedy skończyła podeszła szybkim krokiem do Aelthasa i lekko nachyliła się nad jego raną. – Będziesz w stanie iść te kilka dni? – Powiedziała, prawie szeptem.
 
Awatar użytkownika
Azrail
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 480
Rejestracja: pt sty 14, 2005 9:09 am

pt maja 09, 2008 12:33 am

Cień

Cień spojrzał po raz ostatni na skąpaną we krwi wrogów Pusta Polanę, po czym zagłębił się w otaczający ją las. Kroczył pomiędzy drzewami pnącymi się wysoko pod błękitne niebo, o konarach grubych i koronach tak bujnych, że tylko nieliczne promienie słońca zdołały się przez nie przebić, dające tak ukochany przez niego cień. Wokół panowała słodka cisza, zakłócana tylko nieznacznie przez cichy szum wiatru i trel ptaków… Tu na północy, na niemal w całości zasiedlonym przez ludzi Wybrzeżu Mieczy, takie dziewicze, nietknięte ręką człowieka lasy stanowiły rzadkość. Harfiarski zabójca, mimo że najbardziej ukochał sobie trudne do dostrzeżenia, tajemnicze piękno cienistego świata, lubił także wędrówki przez podobne dzikie ostępy. Pozwalały mu one oczyścić umysł ze złych myśli i niewyraźnych podszeptów, które często nachodziły go, gdy zbyt długo przebywał po drugiej stronie. Niestety, ta idylliczna cisza i spokój szybko została zakłócona przez jednego z jego towarzyszy…

Kroczący wśród cieni spojrzał chłodnym wzrokiem na pół elfa, który począł nagle wylewać z siebie potok słów, z szybkością której nie powstydziłaby się nawet przekupka na calishyckim targu. Cienisty agent spojrzał w niebo i przewrócił oczami, słysząc te idealistyczne brednie o wzajemnym zaufaniu i przedstawianiu się sobie wzajemnie. Generalnie zabójcę mało obchodziło z kim przyszło mu wykonać misję, złota harfa przypięta do piersi każdego z agentów i rekomendacja harfiarskiego mistrza wystarczyły mu, by obdarzyć ich wszystkich pewnym ograniczonym zaufaniem. Miał więc na początku zamiar przemilczeć całą ta gadaninę, jednak by nie wzbudzać wokół swej osoby jakiejś chorej ciekawości, postanowił jednak coś o sobie powiedzieć.
- Zwą mnie Cieniem… - rzekł głosem cichym i chłodnym, patrząc gdzieś dal – Jestem Agentem Harfiarzy, zajmuję się szpiegostwem i infiltracją, śledzę i podsłuchuję wrogów organizacji, zdobywam cenne informacje i dokumenty i… to tyle. – zakończył swą wypowiedź, celowo nie nadmieniając nic o najczęściej wykonywanym przez siebie rodzaju zlecenia, a o którym wiedzieć mogli tylko wysoko postawieni w hierarchii mistrzowie
Cienisty szpieg szedł czas krótki w całkowitym milczeniu, pogrążywszy się na chwilę w strumieniu własnych myśli.
- Udam się teraz na zwiad… - rzekł po chwili ciszy - Kroczyć będę na szpicy, kilkanaście metrów przed wami, wypatrując wrogów i niebezpieczeństw wszelakich, byśmy w razie konfrontacji to my mieli przewagę zaskoczenia.

Cień przyspieszył nieco kroku, po czym w pewnym momencie znikł wszystkim z oczu, zupełnie jakby rozpłynął się wśród cieni rzucanych przez bujne korony drzew. Niemal niewidzialny dla oka zwykłego śmiertelnika, przemykał poprzez las, wnikliwie przeczesując wzrokiem okoliczny teren i nasłuchując bacznie odgłosów innych niż te wydawane przez zwierzęta dzicz zamieszkujące czy przez idących za nim, pogrążonych w rozmowie towarzyszy.
 
Rolnik.

pt maja 09, 2008 7:47 am

- Ja jestem Darvin, a to moja żona Kerri. Prowadzę gildię najemników w Waterdeep, w dzielnicy Doków. Jeśli ktoś z was będzie kiedyś potrzebował pracy to zapraszam - powiedział dumnym głosem.
Upewniając sie ze Cień oddalił sie znacznie powiedział.
- Ten cień jest trochę dziwny, proponuje mieć na niego oko. Czy to spotkanie aby na pewno było przypadkowe? Ja osobiście mu nie ufam, poza tym nie nalezę do waszego stowarzyszenia i nie ufam nikomu z was, nie licząc mojej Kerri. Jestem tu tylko ze względu na nią. To tyle z mojej strony. Wiec może ktoś wreszcie wskaże kierunek?!
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

pt maja 09, 2008 4:18 pm

Słowa Darvina, wzbudziły lekkie zdziwienie wśród pozostałych w zbitej grupie harfiarzy. Czyżby sugerował, że jeden z nich może być szpiegiem, kapusiem czy coś w ten deseń? Te kilka zdań niziołka wprowadziły grupę w lekkie zakłopotanie. To dość dziwne, że agent harfiarzy sugeruje, że inny może być wrogiem całej organizacji. Tajemniczy Cień, który oddalił się o dobre dziewięćdziesiąt stóp w przód zdawał się dobrze pasować do zwiadowcy. Rozglądał się z uwagą, kroczył cicho tak jakby nie chciał ażeby nawet sama natura zwróciła nań uwagę. Kolejną kwestią do wyjaśnienia była rzecz, o której wspomniała Glósóli. Niektórzy, byli tak zapaleni zbliżającą się walką, że nie zauważyli ran na ciele fey’ri, jednak Kerri, żona niziołczego właściciela gildii najemników, Vesimir, drugi z bliźniaczych braci, oraz oczywiście sama Glósóli, zauważyli, zaschniętą krew oraz widoczne zmęczenie na ciałach trójki przeciwników.


Cień, Droga była dość trudna. Gęste krzaki, skutecznie ograniczały prędkość, jaką ktokolwiek tutaj mógł się poruszać. Mimo wczesnej pory dnia, słońce, za sprawą wysokich drzew, nie przeszkadzało w zwiadzie. Oglądany uważnie krajobraz, na lewo od obranej ścieżki zdawał się przez ułamek sekundy jakby zmieniać na oczach zwiadowcy. Mężczyzna odwrócił wzrok za siebie, by spojrzeć na wlekącą się z tyłu grupę, gdy jednak spojrzał znów przed siebie, ujrzał tylko kilka pnączy, które z niewiarygodną szybkością, złapały, obie ręce, nogi, kark. Mało tego, usta oraz tułów w pasie również zostały mocno ściśnięte, tak, że Cień nie mógł nawet złapać porządnie tchu. Nagle na swym gardle poczuł zimną stal, która z niewiadomych powodów, jeszcze nie wydrążyła na szyi poziomego korytka dla krwi. Zwiadowca nie tylko nie mógł ostrzec zajętych rozmową towarzyszy w dali, nie mógł nawet oddychać.

Spokój nie trwał długo. Ni stąd ni zowąd z gęstych zarośli wyskoczyła dość liczna grupka zakamuflowanych osobników. Środek lasu, świetnie sprzyjał do takich wyczynów. Po bardzo krótkiej chwili, harfiarze rozpoznali w oprawcach leśne elfy. Uzbrojone lekko, z przygotowanymi sejmitarami, oraz łukami. Wszelaki ruch sprzeciwu mógł zostać gibko stłumiony przez strzały na napiętych cięciwach oraz przygotowane do cięcia miecze. Jeden z osobników, który trzymał refleksyjny łuk przeleciał gibko wzrokiem po twarzach pochwyconych.
-To nie wrogowie- rzekł do swoich, po czym opuścił łuk, i uniósł rękę, dając sygnał, by kompani zrobili tak samo. –To Harfiarze, nie ma obawy.- dodał, jakby chciał uspokoić towarzyszy. Po chwili uniósł też wysoko rękę dając znak, komu innemu. Dopiero teraz agenci zauważyli, skrępowanego przez jakąś pnącą się roślinę, Cienia.

Cień, To stało się tak szybko. Jednak równie szybko minęło, co natchnęło ulgę w pierś zwiadowcy. Ostrze noża z pod gardzieli nie robiąc krzywdy zsunęło się w bok, a twarde i giętkie ramiona rośliny popuściły, a po chwili całkiem znikły. By zobaczyć, kto tak go przechytrzył mężczyzna, spojrzał się za siebie. Za nim stał szczupły elf o długich blond włosach. Trzymał w obu dłoniach piękne sztylety. Pięć stóp na lewo od niego, stał drugi, który trzymał już opuszczony łuk, oraz trzeci, który nie miał w pogotowiu żadnej broni, ten ostatni pewnie był sprawcą ataku rośliny.

-Czego tutaj szukacie Grający na harfie? To bardzo niebezpieczne tereny… Można natrafić na przeczesujące te lasy patrole demonicznych fey’ri. Nie przypominam sobie, by ktoś miał nam przysłać pomoc. Co więc was tu sprowadza?- rzekł do ogółu grupy harfiarzy elf, który prawdopodobnie dowodził kompanią.
 
Awatar użytkownika
Corrick
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3050
Rejestracja: czw cze 07, 2007 10:04 pm

pt maja 09, 2008 7:22 pm

Aelthas Dulsaer

Gdy Darvin zaproponował obserwowanie Cienia, Aelthas się zgodził.

- Naprawdę, jest dziwny. Ba! To mało powiedziane. Jest przejebanie dziwny! - później zwrócił się do Glósóli - Dzięki za troskę, Złotko - uśmiechnął się czarująco i mrugnął okiem.

Później sprawy potoczyły się wyjątkowo szybko. Cień zaplątał się w jakieś pnącza, a później otoczyły ich elfy.

~Napadła nas grupka elfów. Suuuupeeer ~

O dziwo, elfy umiały mówić. Ba, nawet skorzystały z tego daru. Ich przywódca palnął jakąś bezsensowną gadkę, podchodzącą pod gadanie o moralności i polityce. Zaczynało go to już wkurwiać, więc nie strzymał i wypalił prosto z mostu:
- Chłopczyku, jesteśmy tu z polecenia najwyższych rangą Hafiarzy. Więc, gdybyś był tak miły i mógł się odsunąć, bo stary dziad chce odpocząć. Poza tym, jestem 'lekko' ranny. Odsuń się, póki masz całą gębę. Kierujemy się do ruin Nodru'idu, a jeśli chcesz nam pomóc wyślij zwiad i pozabijaj wszystkie Fey'ri i demony w okolicy pięciu mil. Równie dobrze możesz się przesunąć, albo jeśli wolisz, położyć się... - uśmiechnął się perfidnie. Skinął głową na brata, który stanął przy nim i położył rękę na rękojeści swego miecza.

~ Ciekawe, co będzie dalej... ~

Opamiętał się jednak, trzepnął brata w tył głowy, by ten zdjął rękę z miecza. Poskutkowało, jednak mina elfa pozostawiała wiele do życzenia.

~ Ciekawe, czy ten elf ma jaja? ~
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

pt maja 09, 2008 8:55 pm

-Póki mam całą gębą?...- spytał elf z lekkim niedowierzaniem. – Ty padalcu! Kiedy ja czyściłem te lasy z orkowego plugastwa, Ty robiłeś kupe pod siebie! Póki co to Ty jesteś u mnie, nie ja u ciebie i to ja będę tu wydawać polecenia! I gówno mnie obchodzi twoja rana parszywa łamago! Moja wioska została niemalże wyrżnięta w pień, przez hordy fey’ri!- Mężczyzna był ewidentnie zbulwersowany, słowami Aelthasa i nie miał zamiaru dać sobie pluć na twarz. –A Ty!- rzekł, patrząc na Vesimira –Nawet nie próbuj!- Wojownik o dość agresywnym podejściu do sprawy spojrzał na resztę harfiarzy i rzekł, już spokojnie.
-Jest tu ktoś, z kim można porozmawiać? Czy wszyscy są tak pyskaci jak ten tutaj?!- rzekł. –Jeśli tak, to długo tu nie pożyjecie.- Chwila milczenia została ponownie przerwana przez elfa. Mężczyzna był wysoki jak na elfa. Miał na sobie koszulkę kolczą o zielonym kolorze, ponadto zza karku wysuwał się długi również zielony płaszcz, który kończył się na wysokości łydek. To możliwe za sprawą tego płaszcza, elf był niemal niezauważony przez agentów. Mężczyzna kiwnął ręką, do trójki swoich ludzi, którzy stali obok Cienia, ci zaś bez zwłoki ruszyli ku grupie agentów i leśnych elfów. Po chwili, wojownik spojrzał znów na harfiarzy i kontynuował.
-Ruiny Nodru'idu to bardzo niebezpieczne miejsce. Czego tam szukacie? To ruiny pełne dzikich bestii, oraz bogowie wiedzą, czego jeszcze. Swoją drogą ten wasz elf was straci swoją szczerością!- rzekł wskazując ruchem głowy Aelthasa. Za plecami wojownika pojawiła się trójka jego ludzi. Mężczyzna wziął głęboki wdech i spojrzał na grupę.
-Nie wyczyszczę lasu z fey’ri i demonów, mogę wam jednak przydzielić moją najlepszą wojowniczkę, by was prowadziła tam i pomogła dotrzeć najszybszą drogą… Czy więc, jest tu ktoś, kto zechce ze mną porozmawiać normalnie, czy wszyscy jesteście tacy wygadani?- spytał harfiarzy.
 
Awatar użytkownika
Pavel
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 276
Rejestracja: pn lip 09, 2007 4:44 pm

pt maja 09, 2008 9:47 pm

Vesimir Dulsaer

Po walce... Cisza... No i nasz morski chłopczyk znowu rozwarł gębę... ~Zamknij ryj - pomyślał Vesimir - znalazł się morski negocjator. Mógłby być cicho.~ Zaczął słuchać wszystkich po kolei... ~No ładny mamy cyrk... Tajemniczy nieznajomy Cień...
-No cóż kompanio teraz moja kolej... Jestem Vesimir... Pracuje dla Harfiarzy głównie w miastach. Tropię, badam, sprawdzam czy można ludziom zaufać. Ten burak tam to mój bliźniak. Tak chodzi o tego który dał sobie wsadzić topór w rzyć... Mamy bardzo ciekawą kompanię. To tyle o mnie... Ruszajmy do ruin...

***

~Co ten niziołek pierdoli... Być może jego słodka żonka uratował mi brata ale nie będzie mi wprowadzał niepokojów do grupy... Zaufanie jest podstawą - myślał Vesimir.~

***

~No zajebiście elfy... A ten morski kret jeszcze je sprowokował... Trzeba było nie wyjmować miecza...~

Elf powiedział coś o kimś z kim może porozmawiać... Vesimir podszedł do niego spokojnym krokiem...
Czyżby starsze rasy uznały dotknięcie rękojeści za zagrożenie? Nie wiem kim jesteście, komu służycie i wolę się zabezpieczyć. Dlaczego twoi wojownicy wyskoczyli na nas z łukami? Mylisz że jestem taki głupi żeby zaatakować sprzymierzeńca? Nawet jeśli ten wita szanownych Grających na Harfach w taki niegościnny sposób? Radzę Ci elfie poskrom swój język i opowiedz nam spokojnie o co chodzi... A za wsparcie w postaci pięknej nieznajomej dziękujemy, przyda się każda pomoc... Nie widzę jednak powodów do nieuprzejmości. Chyba że chcesz takowe stworzyć.

Vesimir obejrzał się za siebie i spojrzał na wojowniczkę, uśmiechając się jednym ze swoich uśmiechów...

Witam, piękna nieznajoma... Jestem Vesimir. A ten troszkę narwany to mój bliźniak. Liczę że wszystko się wyjaśni.

Po czym podszedł do wojowniczki blisko... Niepokojąco blisko.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości