W teorii więc społeczeństwo udzieliło swoim reprezentantom (posłom) prawo także do wybierania najlepszego (ich zdaniem) kandydata na prezydenta (a społeczeństwo później takiego delikwenta zatwierdza w wyborach). Ale teoria jest lekko nieżyciowa, a praktyka boleśnie to weryfikuje.
Nie rozumiem skąd wziąłeś tę teorię, ale jest nie tylko nieżyciowa, ale także błędna. Akurat jest dokładnie odwrotnie. Teoria, przynajmniej ta, na której oparta jest konstytucja RP, zakłada, że wybory parlamentarne i prezydenckie są instytucjami niezależnymi od siebie, więc wręcz NIE POWINNO być tak, że wynik jednego wpływa w jakikolwiek sposób na wynik drugiego (choć i tu oczywiście teoria do pewnego stopnia rozmija się z praktyką). Świadczy o tym choćby fakt, że prezydentem może zostać równie dobrze ktoś spoza jakiejkolwiek partii (co nie jest znowu takie niespotykane w demokracji, pod warunkiem, że tym niezależnym jest uznany maż stanu). Jak również ktoś z partii spoza parlamentu albo partii opozycyjnej. I jeśli tak się stanie, to jest to jak najbardziej zgodne z duchem demokracji.
Oczywiście każdy obywatel Polski (o ile spełni warunki zapisane w konstytucji) może kandydować na prezydenta, ale jakoś tych kandydatów niezależnych nie ma, a nawet gdyby byli, nie mają szans bez zaplecza partyjnego, finansowanego z podatków.
Niezależny w chwili obecnej Olechowski od kilku wyborów cieszy się stałym, wysokim poparciem, zazwyczaj jest trzeci w kolejności. Wałęsa był de facto bezpartyjny (to partie prawicowe zabiegały o niego, nie odwrotnie) i wygrałby drugą kadencję, gdyby nie był burakiem (słynne: "podać, to ja panu mogę najwyżej nogę"). Jasne, bezpartyjni kandydaci rzadziej się przebijają, ale tak zupełnie bym ich nie skreślał.
Podejrzewam, że na Zachodzie kanydowaliby oboje. Umniejszyło by to ich prestiż, ale gwarantowało zwycęstwo partii. U nas nawet najwięksi partyjni zeloci nie zrobią nic dla partii, jeśli wiąże się to z umniejszeniem ich pozycji
???
W jaki sposób fakt, że Komorowski i Sikorski wspólnie stanęliby do wyborów i tym samym zwolennicy PO musieliby podzielić swoje głosy, miałby gwarantować zwycięstwo partii? Chyba, że masz na myśli PiS, bo wtedy na bank wygrałby Kaczyński. I w jaki sposób taki Sikorski, rezygnując z kandydowania, wzmocnił swój prestiż? Przecież zrobił dokładnie to, o czym mówisz: uznając wyższość Komorowskiego umniejszył własny prestiż dla dobra partii.