Zrodzony z fantastyki

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
  • 10
 
Gantolandon
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 169
Rejestracja: czw paź 20, 2005 5:00 pm

czw sie 28, 2008 12:33 pm

Alternatywny lepszy oczywiście.


Lepszy. Co wykazywałem na samym początku dyskusji i drugi raz tego robić nie będę.

EOT.


Cóż mogę rzec. Życzę dalszej owocnej walki z ludźmi, którzy istnieją tylko w twojej wyobraźni. Dyskusja z tobą była prawdziwą nieprzyjemnością. EOT? Niekoniecznie, mogę go kontynuować, ale na pewno nie z tobą. PLONK. Deklaratywny tylko co prawda, bo forum nie oferuje takiej opcji, ale z całą pewnością PLONK.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

pt sie 29, 2008 11:41 pm

Teatrum hipokryzji moim zdaniem:

mandos

„Prawo jak na razie jest takie, a nie inne i powinieneś go przestrzegać.”
„Wszystko w granicach prawa.”


ShadEnc
„Przykład z ośmioma miejscami w samochodzie miał Ci uzmysłowić, że możesz robić co chcesz, dopóki robisz to w zgodzie z prawem (tak, wiem, że czasem prawo może być złe - ale dla mnie prawo autorskie to bardzo dobre prawo, mówiąc w mocnym uproszczeniu).”


NoOne3
„Piractwo jest przestępstwem, bo prawo tak stanowi. Jest więc kradzieżą, możesz mówić, że nie powinno być, a nawet że wcale nie jest, ale fakt ten jest niezaprzeczalnie stwierdzony.”


A ilu z was przechodziło przez jezdnię poza pasami w dupie mając prawo? A Ty mandos zawsze je przestrzegasz? A Ty Shad? NoOne3? Bo z wypowiedzi tu zacytowanych prezentujecie się na wielce prawych osobników. Czy tylko w pewnych kwestiach; prawo autorskie; jesteście prawi a poza nimi już niespecjalnie? Chyba, że Was obrażam, a Wy, jak żyjecie, poza zebrą ni metr na asfalcik...

Pożyczanie produktów objętych prawem autorskim = rozpowszechnianie nielegalnego dostępu do tychże produktów. Nie mówiąc już zupełnie, że podpada pod prawo podatkowe a uzyskanie korzyści z możliwości nieodpłatnego skorzystania z książki/filmu/gry/płyty z muzyką, nawet odsłuchaną i przeczytaną przez właściciela 9999999 razy nadal winno być opodatkowane! Zgłaszacie tę KORZYŚĆ uzyskaną fiskusowi i płacicie z tejże należny podatek, gdy coś od kogoś pożyczacie, czy też zwyczajnie ŁAMIECIE PRAWO?

A ilu z Was „nagrywało” filmy z TV? Albo muzę z radia? Ja, niegdyś, sporo.

ShadEnc
Gantolandon napisał:
Odmienianie słowa "kradzież" przez wszystkie możliwe przypadki nie sprawi, że piractwo się nią stanie.

Nie trzeba odmieniać, piractwo jest formą kradzieży.


No. A przechodzenie przez jezdnię po raz kolejny poza pasami to nawet recydywa!

NoOne3
„Ale przyznasz, że rozdawanie za darmo nie jest sposobem na zarabianie pieniędzy.”


Wiele grup społecznych wykorzystało regułę wzajemności darowując „darmowy” produkt w zamian za przychylność obdarowanego. Najlepszymi przykładami były by spore grupy o charakterze kościelnym korzystające ogromnie na tym procederze.

:hahaha: :hahaha: :razz:

P
B"B"B
.
 
Hajdamaka

pt sie 29, 2008 11:54 pm

Hmmm... a jak w takim razie rzecz ma sie do bibliotek? Czy panstwo samo strzela sobie samoboja? Bo przeciez biblioteki sa publiczne i chyba panstwowe, wiec powinny znac sie na polskim prawie.

Nie jestem strona w dyskusji, pytam z ciekawosci. To, ze pozyczanie ksiazek jest forma piractwa ma sens, tylko wtedy wlasnie nie rozumiem faktu istnienia legalnych, panstwowych bibliotek i zarazem panstwowego prawa ochrony praw autorskich...
 
Anonim_1

pt sie 29, 2008 11:54 pm

A ilu z was przechodziło przez jezdnię poza pasami w dupie mając prawo?

Bielon, powiedziałbyś inaczej, gdyby banda cwaniaków wykiwałaby Cię z interesu i któregoś dnia, po powrocie do domu nie miałbyś odwagi wrócić do domu, spojrzeć żonie w oczy i powiedzieć, że straciłeś firmę, czyli i pracę.

Jasne, przejaskrawiam, ale przez takie durne podejście mało komu się chce marnować czas i zająć się choćby wydawaniem gier fabularnych.
 
Awatar użytkownika
Mandos
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 862
Rejestracja: sob sty 28, 2006 2:23 am

sob sie 30, 2008 12:05 am

Bielon pisze:
A Ty mandos zawsze je przestrzegasz?


Nie. Ale nie próbuję się bronić mówiąc, gdyby pasy były tam gdzie przechodzę przez jezdnię to bym z nich korzystał, a skoro ich tam nie ma to trudno ;). A podobne podejscie prezentował poprzedni obrońca piractwa.

Bielon pisze:
Pożyczanie produktów objętych prawem autorskim = rozpowszechnianie nielegalnego dostępu do tychże produktów.


Serio? Pokaż mi ustawę. Na razie nielegalne jest tylko kopiowanie i to też nie we wszystkich przypadkach.

Bielon pisze:
Zgłaszacie tę KORZYŚĆ uzyskaną fiskusowi i płacicie z tejże należny podatek, gdy coś od kogoś pożyczacie, czy też zwyczajnie ŁAMIECIE PRAWO?


Nie powinieneś przestawać brać leków.
 
Gantolandon
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 169
Rejestracja: czw paź 20, 2005 5:00 pm

sob sie 30, 2008 12:15 am

Hajdamaka pisze:
Hmmm... a jak w takim razie rzecz ma sie do bibliotek? Czy panstwo samo strzela sobie samoboja? Bo przeciez biblioteki sa publiczne i chyba panstwowe, wiec powinny znac sie na polskim prawie.

Nie jestem strona w dyskusji, pytam z ciekawosci. To, ze pozyczanie ksiazek jest forma piractwa ma sens, tylko wtedy wlasnie nie rozumiem faktu istnienia legalnych, panstwowych bibliotek i zarazem panstwowego prawa ochrony praw autorskich...


Oficjalnie istnienie bibliotek jest uzasadniane szerzeniem czytelnictwa. Powodu, żeby były nielegalne, nie ma żadnego - nikt w nich książek nie kopiuje, a po prostu pożycza. A powód, dla którego państwo je utrzymuje, jest prosty - zezwalanie ludziom na darmowe czytanie jest pomysłem starym jak świat. Jest pomysłem z czasów, kiedy nikt nawet by nie wpadł na to, żeby stosować pojęcie własności do tekstu. Oczywiście już teraz niektórzy się na nie burzą - patrz wcześniej wspomniany Ziemkiewicz - ale wątpię, aby coś się szybko zmieniło w tym temacie. Nawet gorliwym obrońcom prawa autorskiego niespieszno jest żądać delegalizacji bibliotek, mimo że one akurat odbierają zysk autorowi jak cholera... ;)

Bielon pisze:
Bo z wypowiedzi tu zacytowanych prezentujecie się na wielce prawych osobników. Czy tylko w pewnych kwestiach; prawo autorskie; jesteście prawi a poza nimi już niespecjalnie? Chyba, że Was obrażam, a Wy, jak żyjecie, poza zebrą ni metr na asfalcik...


Z wypowiedzi tu zacytowanych akurat doszedłem do zupełnie innych wniosków. Do jakich - odsyłam do swojej pierwszej notki.

Albo nie, lepiej podsumuję jednym cytatem.

ShadEnc pisze:
W kwestii muzyki - chylę czoła i współczuję, mnie udało się zaakceptować telewizję, radio i mały zasób płyt...


Dostałem PLONKa, ale co tam nie musisz odpowiadać, jak nie chcesz. Wedle deklarowanej przez Ciebie ideologii, osobnik, do którego powiedziałeś "chylę czoła", jest wstrętnym złodziejem (bo przyznał się do piracenia muzyki). Przeczytałem kilkakrotnie posty Simana i nieszczególnie widzę wielką różnicę pomiędzy moimi poglądami (z którymi walczyłeś), a jego. Poza jednym szczegółem - on uważa, że piractwo jest niedopuszczalne (chociaż samemu je praktykuje), ja zaś uważam je za naturalną konsekwencję sprzedaży "od kopii".

Siman - przykro mi jest Cię oskarżać (bo byłeś jedyną osobą, która się tu wypowiadała i miała podobne poglądy - i nie walczyła z moimi z uporem godnym Punishera), ale Twoja postawa jest według mnie właśnie kwintesencją polskiej walki z piractwem. Tak samo zresztą, jak ShadEnca. Kopiowanie oficjalnie jest be i przyrównywane do kradzieży, ale można je spokojnie praktykować. Pod jednym wszakże warunkiem - należy się wypowiedzieć z odpowiednią dozą skruchy i obrzydzenia do samego siebie. Wtedy można się spodziewać nie tylko wyrozumiałości, ale i szacunku.

QED. Walka z piractwem pod każdym względem przypomina niegdysiejszą walkę o moralność. Można obrócić służącą na sianie na boku, byle tylko wyspowiadać się z tego księdzu proboszczowi.
 
Awatar użytkownika
Mandos
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 862
Rejestracja: sob sty 28, 2006 2:23 am

sob sie 30, 2008 1:44 am

Heroikomikus pisze:
Co to, k, za tekst? Co to, k, ma być? Pianę do wiadra i chlust!


Niech zgadnę, to reakcja na bredzenie Bielonona na temat pożyczania i podatków.
 
Awatar użytkownika
Siman
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 400
Rejestracja: wt lis 16, 2004 3:34 pm

sob sie 30, 2008 2:54 am

Gantolandon pisze:
ale Twoja postawa jest według mnie właśnie kwintesencją polskiej walki z piractwem.

Tylko nie polskiej, błagam. To jest właśnie główny problem Polaka: dla niego jak jest problem, to jest to wyłącznie polski problem. Rosjanie, Niemcy i Jamajczycy albo piracą i popierają, albo niepopierają i niepiracą, hipokrytów tam nie ma ani jednego. U nas wszyscy. No błagam.

To dygresja. :P

Poza dygresją - Ameryki to ty nie odkryłeś. To nie jest problem niegdysiejszej moralności. To jest problem całej (nie tylko polskiej) ludzkości od zarania dziejów po dzień dzisiejszy, że nie trzymają się własnych moralnych zasad jak należy. Bośmy słaby gatunek - ten komu się uda zbliżyć do nieczynienia wbrew własnym zasadom (co powinno być normą), ten święty. I zagrać tu mogę tą samą kartą co Bielon - żeś sobie sumienie wybielił, ale pewien jestem, że nie każdego zakazu, jaki nakazuje ci własną moralność (jaka by nie byłą) zawsze bezwględnie przestrzegasz (Nie kłamiesz waść? I nie mam tu na myśli zazwyczaj w takich pytania przywoływanego "ładnie ci w tej sukience, kochanie", ale raczej: "nie, nie piłem panie władzo" albo "tak, zrobiłem tę dokumentację na dzisiaj, ale w domu zostawiłem" etc.). Ale dla mnie sens takiego gadania jest podobny, co na zarzuty o słabe dzieło takie czy inne (film/muzykę/grafikę) odpowiadanie: a zrobisz lepszy?

A w zaistniałej sytuacji wolę być hipokrytą, niż stawać na twoim stanowisku. Bo dla mnie okłamujesz się podwójnie: najpierw łamiesz prawo, a potem twierdzisz, że ci wolno. To tak jakbym poszedł do przychodni z pistoletem w ręku i kazał lekarzowi zbadać mnie w tej chwili, bo w normalnym systemie tak właśnie by zrobił, zamiast kazać przyjść za dwa tygodnie o 15.35.

EDIT: Gwoli ścisłości - nie jestem wcale za walką z piractwem. Uważam, że ludzi to niestety często tępe barany, które biegną tam, gdzie im z górki. Tępoty tej nie wyplenię. Zaś fakt, że i jestem pośród nich nie sprawi, że będę udowadniał, że biegną nie z tępoty, a z wyrafinowania albo że z górki mają, bo buldożery korporporacji ją wykopały. System jest zły, więc trzeba albo doprowadzić do jego przestrzegania (nie da się) albo go zmienić (co popieram, choć w metodach, jak pisałem, nieinwazyjnych). Nie zmienia to tępoty barana.
Ostatnio zmieniony sob sie 30, 2008 3:20 am przez Siman, łącznie zmieniany 1 raz.
 
Gantolandon
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 169
Rejestracja: czw paź 20, 2005 5:00 pm

sob sie 30, 2008 3:20 am

Tylko nie polskiej, błagam. To jest właśnie główny problem Polaka: dla niego jak jest problem, to jest to wyłącznie polski problem. Rosjanie, Niemcy i Jamajczycy albo piracą i popierają, albo niepopierają i niepiracą, hipokrytów tam nie ma ani jednego. U nas wszyscy. No błagam.


Akurat nie tu jest źródło problemu. Po prostu u nas ludzi piraci więcej (patrz chociażby poprzednia statystyka), ale jak popatrzeć po sieci, to orędowników walki z piractwem nie jest wcale mniej.

Poza dygresją - Ameryki to ty nie odkryłeś. To nie jest problem niegdysiejszej moralności. To jest problem całej (nie tylko polskiej) ludzkości od zarania dziejów po dzień dzisiejszy, że nie trzymają się własnych moralnych zasad jak należy. Bośmy słaby gatunek - ten komu się uda zbliżyć do nieczynienia wbrew własnym zasadom (co powinno być normą), ten święty.


Nie no, owszem... tylko staram się właśnie udowodnić, że wojna z piractwem jak walka o czystość przedmałżeńską. Krzyku sporo, a jak się tak przyjrzeć bliżej to wychodzi na to, że mało kto w ogóle nie tylko jej trzyma, ale nawet bierze poważnie to, co mówi. Uważam, że można, a nawet trzeba oceniać zasady moralne właśnie po ilości hipokryzji. Jeśli jest ona w jakimś wypadku bardzo powszechna, to można się zastanawiać, czy aby z tym ideałem jest naprawdę wszystko w porządku - i czy nie trzeba aby przeorganizować sobie systemu wartości.

I zagrać tu mogę tą samą kartą co Bielon - żeś sobie sumienie wybielił, ale pewien jestem, że nie każdego zakazu, jaki nakazuje ci własną moralność (jaka by nie byłą) zawsze bezwględnie przestrzegasz


Pewnie, że nie zawsze. Owszem, staram się robić to jak najczęściej.

Nie kłamiesz waść?


Kłamstwo było przykładem Mandosa, nie moim.

Ale dla mnie sens takiego gadania jest podobny, co na zarzuty o słabe dzieło takie czy inne (film/muzykę/grafikę) odpowiadanie: a zrobisz lepszy?


W kwestii moralności? Skąd mam wiedzieć? Mogę próbować w każdym razie.

A w zaistniałej sytuacji wolę być hipokrytą, niż stawać na twoim stanowisku. Bo dla mnie okłamujesz się podwójnie: najpierw łamiesz prawo, a potem twierdzisz, że ci wolno. To tak jakbym poszedł do przychodni z pistoletem w ręku i kazał lekarzowi zbadać mnie w tej chwili, bo w normalnym systemie tak właśnie by zrobił, zamiast kazać przyjść za dwa tygodnie o 15.35.


Gdzie tu kłamstwo? Chociażby pojedyncze? Oczywiście można przyjąć, że prawo jest jedynym słusznym wyznacznikiem moralności i każde odstępstwo od niego, to oszukiwanie samego siebie. Tylko że to ślepa uliczka. Prowadzi do dość dziwnych wniosków. Na przykład takich, że raz ustalonego prawa nie wolno zmieniać. Tudzież jak prześledzić sobie kodeksy na przestrzeni wieków, to nawet niewolnictwo da się uznać za moralne.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

sob sie 30, 2008 9:44 am

Ustawa o podatku dochodowym od osób fizycznych określa pojęcie „przychodu” w następujący sposób:


Art. 10. [Katalog źródeł przychodów] [62] 1. Źródłami przychodów są:


6) najem, podnajem, dzierżawa, poddzierżawa oraz inne umowy o podobnym charakterze


Umowa pożyczki, nawet jeśli nie została formalnie spisana, nadal jest obowiązująca. Wszak wszyscy mamy nadzieję, że pożyczający działać będzie zgodnie z jej ustawową literą [KC] i nie pogorszy naszej własności oraz odda ją w ustalonym terminie. Mamy więc umowę pożyczki. Czyli umowę "o podobnym charakterze".

Art. 11. [Ogólne pojęcie przychodu] 1.[67] Przychodami, z zastrzeżeniem art. 14-16, art. 17 ust. 1 pkt 6 i 9, art. 19 i art. 20 ust. 3, są otrzymane lub postawione do dyspozycji podatnika w roku kalendarzowym pieniądze i wartości pieniężne oraz wartość otrzymanych świadczeń w naturze i innych nieodpłatnych świadczeń


Przychodem jest więc pozostawiona do dyspozycji naszej wartość świadczeń w naturze i innych nieodpłatnych świadczeń. Np. pożyczona książka, którą czytamy bez konieczności jej zakupu.

2.[68] Wartość pieniężną świadczeń w naturze, z zastrzeżeniem art. 12 ust. 2, określa się na podstawie cen rynkowych stosowanych w obrocie rzeczami lub prawami tego samego rodzaju i gatunku, z uwzględnieniem w szczególności ich stanu i stopnia zużycia oraz czasu i miejsca ich uzyskania

2a.[69] Wartość pieniężną innych nieodpłatnych świadczeń ustala się:

4) w pozostałych przypadkach - na podstawie cen rynkowych stosowanych przy świadczeniu usług lub udostępnianiu rzeczy lub praw tego samego rodzaju i gatunku, z uwzględnieniem w szczególności ich stanu i stopnia zużycia oraz czasu i miejsca udostępnienia.


Tu już ustawodawca daje nam techniczną możliwość określenia wartości tego przychodu, tak byśmy nie mięli kłopotu z jego oszacowaniem podczas składania deklaracji podatkowej. Rzecz jasna, ustawa ta przewiduje również enumeratywnie wyliczone źródła przychodu, które są wolne od podatku. Niestety, ku rozpaczy wszystkich deklarujących się tu obrońców prawa, pożyczka nieodpłatna nie została z tego podatku zwolniona. Zatem pożyczając książkę/film/płytkę z muzyką/podręcznik RPG i wiele, wiele innych rzeczy, chcąc żyć w zgodzie z PRAWEM i nie okradać [tak tak, to samo słowo co w przypadku praw autorskich twórców] Skarbu Państwa, powinniśmy złożyć stosowną deklarację i odprowadzić podatek od naszego przychodu, jakim było nieodpłatne korzystanie z przedmiotu pożyczki.

Nie chcę być nieuprzejmy, ale sugerowanie mi, że biorę leki, jest nie tylko niegrzeczne. Stanowi również naruszenie moich dóbr osobistych, przez podważenie mojej poczytalności. Tym samym stanowi złamanie prawa. Mam nadzieję, że nie byłeś tego świadom, Mandos, choć nie zmienia to faktu, że naruszenia dokonałeś. Wystarczy zwykłe przepraszam.

Mając świadomość, iż wielu z Was nie było świadomym dokonywanych naruszeń i okradania Skarbu Państwa poprzez niewykazywanie wśród źródeł przychodu uzyskiwanych pożyczek nieodpłatnych oraz odpłatnych ["pożyczysz mi TO a ja ci TAMTO" to już barter] z ochotą posłużę Wam swoją fachową pomocą. Ci więc, których dotknęła skrucha z powodu okradania naszego Państwa [to że każda forma kradzieży jest beeee czytam od kilku stron] mogą już dziś spisać listę przedmiotów pożyczonych z uwzględnieniem okresów skutecznej pożyczki i jej wartości określonej zgodnie z cytowaną ustawą i wraz ze stosowną deklaracją podesłać mi je. Ja Wam je skoryguję. Podatek zapłacicie sami. Wraz z odsetkami. W zasadzie do pięciu lat wstecz. :hahaha:

Gdybyście byli osobami nieletnimi, Wasze przychody z w/w pożyczek łączą się z przychodami rodziców i wówczas proszę o deklaracje podatkowe mamusi i tatusia.

Tym samym wypowiadać się tu będą osoby, dla których każda kradzież jest beeee a nie tylko ta, która dotyka jakichś twórców. Bo okradanie Skarbu Państwa, to okradanie nas wszystkich. Pani, Pana i mnie.

Pozdrawiam
B"B"B
.

PS: Prawem autorskim i jego naruszeniem zajmę się w wolnej chwili.
.

PPS:

ShadEnc:
Bielon, powiedziałbyś inaczej, gdyby banda cwaniaków wykiwałaby Cię z interesu i któregoś dnia, po powrocie do domu nie miałbyś odwagi wrócić do domu, spojrzeć żonie w oczy i powiedzieć, że straciłeś firmę, czyli i pracę.


Działalność gospodarcza prowadzona na własne ryzyko to codzienna walka na pięści z konkurencją z której każdy próbuje mnie wykiwać. To kapitalizm. Prowadzę ją od lat i nadal uważam, iż Monteskiusz miał 100% racji pisząc swoje teorie na temat "Fortuna/Virtu". Albo jesteś cwany i pracowity, albo masz szczęście. Musisz też reagować na wszystko. Na nowe zjawiska również. Takim zjawiskiem, i to nie nowym, jest piractwo. Jakoś nie pamiętam by Michał Anioł pieklił się z powodu kopiowania jego dzieł. Inna sprawa, że pamięcią wstecz tak dalece nie sięgam :) . No, ale pewnie by się jakie zapiski znalazły. Kartele zawsze walczyły z oddolną inicjatywą obywateli. Kartele monopolowe z pędzeniem bimberku [sam niegdyś pędziłem i gro z Was pewnie też], tytoniowe ze zwijaniem skrętów a paliwowe z jeżdżeniem na rzepaku. Bo monopol zawsze jest dla nich wygodny. I tyle. A przepisy się zmieniają pod wpływem zmiany światopoglądu społeczeństwa. Zazwyczaj. I zazwyczaj znacznie wtórnie.

P
B"B"B
.
 
Awatar użytkownika
Mandos
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 862
Rejestracja: sob sty 28, 2006 2:23 am

sob sie 30, 2008 10:48 am

Bielon pisze:
Nie chcę być nieuprzejmy, ale sugerowanie mi, że biorę leki, jest nie tylko niegrzeczne. Stanowi również naruszenie moich dóbr osobistych, przez podważenie mojej poczytalności. Tym samym stanowi złamanie prawa. Mam nadzieję, że nie byłeś tego świadom, Mandos, choć nie zmienia to faktu, że naruszenia dokonałeś. Wystarczy zwykłe przepraszam.


Czekam, aż złożysz sprawę w sądzie. Ponieważ widzę, że jesteś w tych sprawach obeznany to na pewno uda Ci się oprócz naruszenia dóbr osobistych znaleźć jeszcze kilka zarzutów na przykład napaść, gnębienie psychiczne czy molestowanie. O wyszukanie odpowiednich paragrafów i ich "właściwą" interpretację się nie martwię, bo na pewno sobie poradzisz.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

sob sie 30, 2008 11:11 am

Widzisz Mandos, kalizmem nieco pachnie Twoja wypowiedź. Łamanie prawa jakiegoś jest beee, chyba że to Ty je łamiesz. 8)

Kalemu ukraść krowa zły uczynek, ale dobry jak Kali ukraść krowa.

Ot, hipokrytą jesteś i tyle. Pokazałem Ci, że łamiesz prawo i jakoś sam na siebie nie pomstujesz. A na piratów już owszem. Czym tamto złamanie prawa różni się od Twego? Niczym.

Co do pozwów ewentualnych, czuj się bezkarny. A choć się przeprosin nie doczekałem lekce sobie ważę Twoje obawy o mój stan zdrowia psychicznego. Taki z Ciebie psychiatra jak i prawnik.

Pozdrawiam
B"B"B
.
 
Awatar użytkownika
Mandos
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 862
Rejestracja: sob sty 28, 2006 2:23 am

sob sie 30, 2008 11:20 am

Bielon odpowiem na Twój post wieczorem bo teraz nie mam czasu,(na ten wcześniejszy również).
 
hallucyon

sob sie 30, 2008 6:35 pm

Bielon pisze:
Ustawa o podatku dochodowym od osób fizycznych określa pojęcie „przychodu” w następujący sposób:


Art. 10. [Katalog źródeł przychodów] [62] 1. Źródłami przychodów są:


6) najem, podnajem, dzierżawa, poddzierżawa oraz inne umowy o podobnym charakterze


Umowa pożyczki, nawet jeśli nie została formalnie spisana, nadal jest obowiązująca. Wszak wszyscy mamy nadzieję, że pożyczający działać będzie zgodnie z jej ustawową literą [KC] i nie pogorszy naszej własności oraz odda ją w ustalonym terminie. Mamy więc umowę pożyczki. Czyli umowę "o podobnym charakterze".
Myślę, że mylisz ze sobą dwa pojęcia, Bielonie:
  • umowę pożyczki, opisaną w kodeksie cywilnym, której istotą jest przeniesienie na własność biorącego określonej ilości pieniędzy albo rzeczy oznaczonych co do gatunku, w zamian za co biorący jest zobowiązany zwrócić tę samą ilość pieniędzy albo rzeczy tego samego gatunku,
  • umowę użyczenia, także opisaną w k.c., której istotą jest zezwolenie biorącemu na bezpłatne używanie oddanej mu w tym celu rzeczy. Biorący jest zobowiązany zwrócić tą samą, a nie taką samą rzecz.
Podsumowując, jedną z najważniejszych różnic jest to, że przy użyczaniu rzeczy nie dochodzi do przeniesienia własności na biorącego. Warto zwrócić uwagę, że można użyczyć rzecz, ale pieniądze już nie.

Zatem kolega, pożyczając mi książkę do przeczytania, użycza mi jej - obaj stajemy się stronami umowy użyczenia, najczęściej zawartej ustnie, rzecz jasna. Oczywistym staje się, że pojęcie "pożyczania" różni się w języku potocznym i prawnym.

Należy także wspomnieć, że umowy najmu i dzierżawy polegają na - w ogromnym przybliżeniu - oddaniu komuś rzeczy do użytkowania (i, w przypadku umowy dzierżawy, pobierania pożytków), w zamian za co biorący rzecz zobowiązuje się do opłacania czynszu.

Jak widać, umowa użyczenia nie jest "inną umową o podobnym charakterze", bo nie tu mowy ani o przeniesieniu własności (pożyczka), ani o oddaniu rzeczy w użytkowanie w zamian za czynsz.

Jeśli się ze mną nie zgadzasz, uzasadnij merytorycznie swoje stanowisko. Powołanie się na komentarz do ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych z podaniem właściwego cytatu będzie oczywiście jak najbardziej na miejscu.

Bielon pisze:
Art. 11. [Ogólne pojęcie przychodu] 1.[67] Przychodami, z zastrzeżeniem art. 14-16, art. 17 ust. 1 pkt 6 i 9, art. 19 i art. 20 ust. 3, są otrzymane lub postawione do dyspozycji podatnika w roku kalendarzowym pieniądze i wartości pieniężne oraz wartość otrzymanych świadczeń w naturze i innych nieodpłatnych świadczeń


Przychodem jest więc pozostawiona do dyspozycji naszej wartość świadczeń w naturze i innych nieodpłatnych świadczeń. Np. pożyczona książka, którą czytamy bez konieczności jej zakupu.

2.[68] Wartość pieniężną świadczeń w naturze, z zastrzeżeniem art. 12 ust. 2, określa się na podstawie cen rynkowych stosowanych w obrocie rzeczami lub prawami tego samego rodzaju i gatunku, z uwzględnieniem w szczególności ich stanu i stopnia zużycia oraz czasu i miejsca ich uzyskania.

2a.[69] Wartość pieniężną innych nieodpłatnych świadczeń ustala się:

4) w pozostałych przypadkach - na podstawie cen rynkowych stosowanych przy świadczeniu usług lub udostępnianiu rzeczy lub praw tego samego rodzaju i gatunku, z uwzględnieniem w szczególności ich stanu i stopnia zużycia oraz czasu i miejsca udostępnienia.
Interpretując normę prawną, nie można stosować jedynie wykładni językowej, niejako "dosłownej", ale także wykładnię systemową i funkcjonalną. Dotyczy się to zwłaszcza norm prawnych, które są niejednoznaczne. W takiej sytuacji szczególnego znaczenia zyskuje wykładnia funkcjonalna, która polega na ustalaniu znaczenia normy prawnej w oparciu o cel, jaki przyświecał (racjonalnemu) prawodawcy. Nie ulega wątpliwości, że opodatkowywanie użyczania jakiejkolwiek rzeczy drugiej osobie prowadzi do absurdu, bowiem biorąc na chwilę od kolegi długopis, aby podpisać listę obecności w pracy, na zajęciach itd., musiałbym także i taką czynność zgłosić w deklaracji podatkowej. Jest rzeczą oczywistą, że taka konieczność doprowadziłaby do paraliżu życia codziennego, a owy paraliż na pewno nie jest celem prawodawcy. Poza tym, jedną z dyrektyw interpretacyjnych jest zakaz przeprowadzania wykładni prowadzącej ad absurdum, a tak byłoby w przypadku opodatkowywania umów użyczania rzeczy powszechnego użytku - taką rzeczą na pewno jest długopis czy rzeczona książka.

Bielon pisze:
Nie chcę być nieuprzejmy, ale sugerowanie mi, że biorę leki, jest nie tylko niegrzeczne. Stanowi również naruszenie moich dóbr osobistych, przez podważenie mojej poczytalności. Tym samym stanowi złamanie prawa. Mam nadzieję, że nie byłeś tego świadom, Mandos, choć nie zmienia to faktu, że naruszenia dokonałeś. Wystarczy zwykłe przepraszam.
W tym miejscu się z Tobą natomiast zgadzam i popieram Cię na całej linii. :)
 
Awatar użytkownika
Mandos
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 862
Rejestracja: sob sty 28, 2006 2:23 am

sob sie 30, 2008 6:48 pm

Bielon pisze:
Ot, hipokrytą jesteś i tyle. Pokazałem Ci, że łamiesz prawo i jakoś sam na siebie nie pomstujesz. A na piratów już owszem. Czym tamto złamanie prawa różni się od Twego? Niczym.


Tak jak wspomniałem, nie jestem prawnikiem dlatego z przyjemnością popatrzę na dyskusję między Tobą, a hallucyonem. Swoją drogą, nawet gdyby książki traktować jak pieniądze to nie istnieje coś takiego jak kwota wolna od podatku, bodajże 1000 zł. rocznie w przypadku osób niespowinaconych?

Zwolnione od podatku są również umowy pożyczki zawierane między innymi osobami (nienależącymi do bliskiej rodziny) - do kwoty 1000 zł. Limit ten dotyczy łącznej kwoty pożyczek uzyskanych od jednej osoby w ciągu roku.
Jeżeli pożyczone kwoty nie przekraczają podanych limitów, nie trzeba rejestrować umów ani składać deklaracji podatkowych w urzędzie skarbowym.

Podstawa prawna: ustawa z 9 września 2000 r. o podatku od czynności cywilnoprawnych (Dz.U. z 2000 r. nr 86, poz. 959 z późn. zm.)


Ale oczywiście to tylko obejście Twojego absurdu, dlatego czekam na odpowiedź na post hallucyona.

Co do pozwów ewentualnych, czuj się bezkarny. A choć się przeprosin nie doczekałem lekce sobie ważę Twoje obawy o mój stan zdrowia psychicznego. Taki z Ciebie psychiatra jak i prawnik.


Z przeprosinami poczekam, aż okaże się że jesteś lepszym prawnikiem niż ja psychiatrą.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

sob sie 30, 2008 9:24 pm

hallucyon pójdzie na pierwszy ogień, bo mądrze mówi.

Jeśli chodzi o pojęcie „pożyczki” traktowanej jako umowy, miałem na myśli jej kolokwialne określenie dla unormowanej w KC umowy użyczenia, co zresztą sam zauważyłeś. Natomiast co do różnicy w ocenie prawnych skutków w/w umowy pomiędzy mną a Tobą pozwolę sobie zauważyć, iż ocena prawna umowy użyczenia została dokonana już pod rządami starej ustawy o pdof. I obowiązuje po dziś dzień.

Według bowiem stanowiska NSA zawartego w wyroku z dnia 19 czerwca 1996 r. (SA/S/ 2231/95, publ LEX nr 27189), oddanie rzeczy w nieodpłatne używanie na podstawie umowy użyczenia bądź umowy użytkowania stanowi - w rozumieniu przepisów ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych lub prawnych - nieodpłatne świadczenie dla podmiotu przejmującego rzecz do używania. Stosownie do odpowiednich przepisów ustawy wartość tego świadczenia stanowi przychód używającego dla ustalenia podstawy opodatkowania podatkiem dochodowym. Dodam również, iż w/w stanowisko niejednokrotnie znajdowało odzwierciedlenie w procedurach organów. Gdy tylko dotrę do odpowiednich pism Izb Skarbowych pozwolę sobie Tobie je podesłać. Faktem jest, że US zajmują się wyłącznie tą problematyką pod kontem osób prowadzących działalność gospodarczą, ale ustawa o pdof została stworzona nie tylko dla nich ale i dla artystów a nawet zwykłych zjadaczy chleba. Zatem jej przepisy są uniwersalne w tej materii i tylko od woli organów zależy kogo nimi obejmą. Praw zaś obrońcy powinni nimi objąć się sami. Ochotniczo niejako.

Ustawodawca nie sprecyzował, co należy rozumieć przez nieodpłatne świadczenie, jednak orzecznictwo sądowe i praktyka podatkowa zinterpretowały ten termin jako: te wszystkie zdarzenia prawne i zdarzenia gospodarcze (...), których skutkiem jest nieodpłatne (tj. niezwiązane z kosztami lub inną formą ekwiwalentu) przysporzenie majątku tej osoby, mające konkretny wymiar finansowy (zob. wyrok NSA w Gdańsku z 29 października 1999 r., sygn. akt I SA/Gd 1290/98, niepublikowany).

Przychód nie powstanie w sytuacji, jeżeli umowa użyczenia została zawarta z osobą zaliczoną do I i II grupy podatkowej w rozumieniu przepisów ustawy o podatku od spadków i darowizn. Kwotą graniczną jest tu również wspomniana przez kolegę Mandosa kwota 1000. Mówiłem o generalnym obowiązku, ale możemy rzecz rozbić na drobne. Co nam szkodzi. Rozumiem zatem, że Kolega prowadzi rejestr rzeczy pożyczonych, by jako obywatel prawy, nie chcący nie tylko okradać Twórców ale i Skarbu Państwa mieć pewność, iż nie przekroczył limitowanej kwoty. Z uwzględnieniem wszelkich rzeczy pożyczonych, stopnia pokrewieństwa i powinowactwa osób użyczających oraz wartości realnych pożyczonych rzeczy w chwili dokonania pożyczki.

Wracając do zagadnień poruszonych przez hallucyona przeszedł bym może do problematyki wykładni. Ja znam mechanizm stosowania wykładni. Celowościowa nie jest mi obca. Jednakże, wbrew pozorom, organy które dokonują tejże nie są ustawą związane w zakresie rodzaju jej zastosowania. Stosują ją wybiórczo. Jeśli dodać do tego fakt, iż przy pracach nad zmianami przed kilku laty ustawy o VAT istniały wyartykułowane pomysły opodatkowania tym podatkiem poruszanych przez nas zagadnień umów użyczenia, co powadzić mogło do absurdu ovatowywania pożytków z pożyczonych od sąsiadów miotełek, podczas sobotniego sprzątania klatki w bloku. Szczęściem pomysł umarł, ale mamy dość absurdów i w bieżących przepisach. Jednakże, wybaczcie, nie potrafię uwierzyć iż wszyscy stosujecie wykładnie celowościową i oceniacie które z przepisów winniście przestrzegać bo taki był zamysł ustawodawcy a które już nie koniecznie, bo jego wizja była inna i chciał osiągnąć inne cele, które niezręcznie wyartykułował podczas spisywania prawa. Tym zajmują się sądy.

Prawi obywatele, a przecież tu przeciwko piractwu tylko tacy się wypowiadają i odmieniają słowo „prawo” przez wszystkie przypadki, stosują się do litery prawa. We wszystkich jego aspektach.

W innym przypadku, potępiając raz działania pozaprawne a innym razem je aprobując, są hipokrytami i dają temu wyraz swemi słowy.

Pozdrawiam
B”B”B
.
P.S.: Do komentarzy jak się dorwę to też Wam poprzynudzam nimi.
 
hallucyon

sob sie 30, 2008 10:41 pm

Dawno nie czytałem tu na forum tak obszernej i, co ważniejsze, merytorycznej wypowiedzi w temacie prawa - ostatni mój dyskutant, chyba Adira, w wątku o zakupach w sklepie amazon.com rzucał nic nie wartymi sloganami.

Bielon pisze:
Prawi obywatele, a przecież tu przeciwko piractwu tylko tacy się wypowiadają i odmieniają słowo „prawo” przez wszystkie przypadki, stosują się do litery prawa.
Z formalnego punktu widzenia, zgodnie z art. 87 Konstytucji RP źródłami powszechnie obowiązującego prawa są konstytucja, ustawy, ratyfikowane umowy międzynarodowe, rozporządzenia, a także akty prawa miejscowego, a zatem skoro
Bielon pisze:
ustawodawca nie sprecyzował, co należy rozumieć przez nieodpłatne świadczenie,
a jedynie
Bielon pisze:
orzecznictwo sądowe i praktyka podatkowa zinterpretowały ten termin
to Twój przytyk do niektórych dyskutantów, że
Bielon pisze:
prawi obywatele, a przecież tu przeciwko piractwu tylko tacy się wypowiadają i odmieniają słowo „prawo” przez wszystkie przypadki, stosują się do litery prawa. We wszystkich jego aspektach. W innym przypadku, potępiając raz działania pozaprawne a innym razem je aprobując, są hipokrytami i dają temu wyraz swemi słowy.
jest o tyle nietrafiony, że normy wypływające z decyzji administracyjnych i orzeczeń sądowych każdorazowo mają charakter konkretno-indywidualny, a zatem - w przeciwieństwie do norm abstrakcyjno-ogólnych, zawartych w źródłach powszechnie obowiązującego prawa - ich adresatami są ściśle oznaczone podmioty, wobec których te decyzje i orzeczenia wydano.

To by było na tyle, jeśli chodzi o całkiem zgrabny chwyt erystyczny, który zawarłeś w swej złośliwości.



Przechodząc natomiast do meritum sprawy, nie pozostaje mi nic innego, jak się z Tobą zgodzić. Teoria teorią, a praktyka praktyką i w istocie orzecznictwo sądowe stanowi de facto, bo nie de iure, swego rodzaju źródło powszechnie obowiązującego prawa - choć sędziowie podlegają jedynie ustawom i konstytucji, to kierują się orzecznictwem wyższych sądów, aby zminimalizować możliwość wydania innego orzeczenia przez sąd odwoławczy.

Podsumowując więc tę króciutką wymianę zdań, wypada rzec, że choć ustawodawca nie wyartykułował explicite, iż umowa użyczenia jest przychodem podlegającym zgłoszeniu w deklaracji podatkowej - choć niewątpliwie powinien był to uczynić, aby zmniejszyć i tak ogromną liczbę niepotrzebnych niedomówień w tak kluczowej dla każdego obywatela gałęzi prawa, jaką jest prawo podatkowe - to uczyniła to za niego doktryna i orzecznictwo. W efekcie przyjęto w sposób zwyczajowy niekorzystną dla obywatela interpretację. Tak przynajmniej ja to rozumiem.

Cóż, nie po raz pierwszy się okazuje, że organom stosującym prawo wolno jednak stosować wykładnię prowadzącą do absurdu, bo tak należy przecież określić sytuację, w której organ podatkowy oczekuje ode mnie zadeklarowania jako przychodu pożyczonej (z znaczeniu kolokwialnym) od kumpla książki. Jedynym pocieszeniem jest to, że przepisy te są egzekowane jedynie wobec osób prowadzących działalność gospodarczą, zaś wydane decyzje (i orzeczenia) dotyczącą, przynajmniej teoretycznie, jedynie ich adresatów, a nie wszystkich obywateli.

Bielon pisze:
Gdy tylko dotrę do odpowiednich pism Izb Skarbowych pozwolę sobie Tobie je podesłać.
Jeśli tylko będziesz na tyle uprzejmy, chętnie się z nimi zapoznam.

Bielon pisze:
P.S.: Do komentarzy jak się dorwę to też Wam poprzynudzam nimi.
Eee tam, od razu poprzynudzasz... :wink:
 
Hajdamaka

ndz sie 31, 2008 12:15 am

Mandos, wypada Ci chyba przeprosic i to z caps lockiem. A na przyszlosc mysl czasem co mowisz i jakich slow uzywasz, bo Twoj poziom dyskusji, przynajmniej w koncowej fazie tego tematu, byl zenujaco niski.
 
Awatar użytkownika
Mandos
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 862
Rejestracja: sob sty 28, 2006 2:23 am

ndz sie 31, 2008 2:05 am

Bielon pisze:
Rozumiem zatem, że Kolega prowadzi rejestr rzeczy pożyczonych, by jako obywatel prawy, nie chcący nie tylko okradać Twórców ale i Skarbu Państwa mieć pewność, iż nie przekroczył limitowanej kwoty.


Nie mam rejestru ale mam pewność, że nie przekroczyłem limitowanej kwoty.

Bielon pisze:
Ot, hipokrytą jesteś i tyle. Pokazałem Ci, że łamiesz prawo i jakoś sam na siebie nie pomstujesz. A na piratów już owszem. Czym tamto złamanie prawa różni się od Twego? Niczym.


Czy usłyszę słowo "przepraszam"?

Hajdamaka pisze:
Mandos, wypada Ci chyba przeprosic i to z caps lockiem. A na przyszlosc mysl czasem co mowisz i jakich slow uzywasz, bo Twoj poziom dyskusji, przynajmniej w koncowej fazie tego tematu, byl zenujaco niski.


Hajdamaka prawdę mówiąc nie mam zamiaru przepraszać... przynajmniej na razie. Mimo, że wiedzia pana Bielon w kwestii prawa jest na pewno dużo to nie bardzo podoba mi się jego jednostronne potraktowanie tematu i wykorzystanie kruczków prawnych do ataku na "hipokrytów sprzeciwiających się piraceniu". Kruczków bo chciałbym zobaczyć jak fiskus próbuje wyciągnąć podatek za pożyczenie kumplowi samochodu, a przecież wiadomo, że to bardzo zajadła instytucja.

Ale nawet przyjmując, że prawo w tym przypadku może tak działać, co wynika z wymiany zdań między hallucyonem, a Bielonem zatajenie przez tego ostatniego "kwoty zwolnionej od podatku" wydaje mi sie naginaniem rzeczywistości na swoją korzyść. A akurat ta kwota z reguły wystarcza aby przestać być "hipokrytą łamiącym prawo".

Co do mojego zachowania... cóż, nie zawsze jestem miły :>.
 
Gantolandon
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 169
Rejestracja: czw paź 20, 2005 5:00 pm

ndz sie 31, 2008 3:44 am

Wiem, miał być PLONK. Kłamałem ;)

Mandos pisze:
Przeglądając Twoje odpowiedzi, nie tylko na poje posty dochodzę do wniosku, że jesteś głupi, naiwny lub trolujesz.


Mandos pisze:
Nie powinieneś przestawać brać leków.


Dwa śliczne przykłady naruszenia dóbr osobistych. Tym samym...

Bielon pisze:
Ot, hipokrytą jesteś i tyle. Pokazałem Ci, że łamiesz prawo i jakoś sam na siebie nie pomstujesz. A na piratów już owszem. Czym tamto złamanie prawa różni się od Twego? Niczym.


...pozostaje wciąż w mocy. Bo złamałeś prawo.

Oczywiście możesz się wywijać, usprawiedliwiać, szukać pięćdziesięciu okoliczności łagodzących i udowadniać, że w tym konkretnym przypadku można było, bo... Dokładnie jak z tym pożyczaniem książek.

Prawo to taki fajny argument. Jak się nie chce wdawać w długie i męczące dysputy, to można powiedzieć "bo to jest zakazane". I tyle. Koniec dyskusji, bo - jak wiadomo - kto nie przestrzega prawa, ten jest śmierdzącym przestępcą. A, jak wiadomo, z przestępcami się nie dyskutuje.

Miło jest, jak ktoś chociaż próbuje dociekać, dlaczego dany przepis został wprowadzony. Tylko zazwyczaj mało komu się chce, bo to prowadzi do kolejnych niepokojących wniosków i może się okazać, że trzeba by podjąć dodatkowe, już nie wymagane przez prawo kroki.

W sumie ze wszystkich dyskutantów tylko ShadEnc sprawiał na mnie wrażenie osoby faktycznie zainteresowanej ochroną praw autora. Nawet on jednak nie był skłonny do zrezygnowania z innych działań, które mogą twórcy odebrać zysk. Sprawiał też wrażenie, że całkowicie nie przeszkadza mu postawa Simana - "piracę, bo mnie nie stać i musiałbym zrezygnować z muzyki, przestanę w bliżej nieokreślonej przyszłości". Wydaje mi się jednak, że z punktu widzenia twórcy (czy raczej dystrybutora, w większości przypadków ten pierwszy już swoje pieniądze otrzymał) nie ma żadnej różnicy, czy osobnik piracący jego utwór odczuwa przy tym żal i szczere obrzydzenie do siebie, czy też nie.

Wszystko to każe mi wnioskować, że zarówno "prawo", jak i "ochrona praw twórców" nie mają wielkiego znaczenia dla przeciętnego obrońcy copyrightu. Albo mają, ale nie zdaje on sobie sprawy, jak bardzo jego poglądy sprzeczne są z tym, co robi na co dzień. Tak czy inaczej, kiepsko to świadczy o tychże poglądach.
 
Awatar użytkownika
Mandos
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 862
Rejestracja: sob sty 28, 2006 2:23 am

ndz sie 31, 2008 11:27 am

Gantolandon pisze:
Wiem, miał być PLONK. Kłamałem
Mandos pisze:
Przeglądając Twoje odpowiedzi, nie tylko na poje posty dochodzę do wniosku, że jesteś głupi, naiwny lub trolujesz.



Mandos pisze:
Nie powinieneś przestawać brać leków.


Dwa śliczne przykłady naruszenia dóbr osobistych. Tym samym...
Bielon pisze:
Ot, hipokrytą jesteś i tyle. Pokazałem Ci, że łamiesz prawo i jakoś sam na siebie nie pomstujesz. A na piratów już owszem. Czym tamto złamanie prawa różni się od Twego? Niczym.


...pozostaje wciąż w mocy. Bo złamałeś prawo.

Oczywiście możesz się wywijać, usprawiedliwiać, szukać pięćdziesięciu okoliczności łagodzących i udowadniać, że w tym konkretnym przypadku można było, bo... Dokładnie jak z tym pożyczaniem książek.


Złamanie prawa w tym przypadku rozsądziłby sąd nie Ty. Do tego czasu jestem niewinny. A akurat naruszenie dóbr osobistych jest dosyć "sliskim" tematem rozpatrywanym bardzo indywidualnie. Co do wymienionych cytatów Bielon mógłby mieć jakąś nadzieję udowodnić w sądzie, że naruszyłem jego dobra osobiste. Z jaką procentową szansą? To już trzeba się zapytać prawnika, może sam zainteresowany nam na to odpowie. Co do Ciebie to nie daję Ci żadnych szans, no ale laik mogę się mylić.

Co do pożyczania książek to sytuacja jest klarowna i nie ma żadnych usprawiedliwień. Nawet w przypadku najbardziej restrykcyjnego i absurdalnego podejścia do prawa (chociaż może są również "kuczki" pozwalające pożyczać do woli), mogę pożyczać leganie (do kwoty 1000zł rocznie na osobę) chyba, że jest to rodzina wtedy do większej (chyba gdzieś koło 9000 zł).

Jeszcze coś Ci wytłumaczyć?
 
Gantolandon
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 169
Rejestracja: czw paź 20, 2005 5:00 pm

ndz sie 31, 2008 1:11 pm

Złamanie prawa w tym przypadku rozsądziłby sąd nie Ty. Do tego czasu jestem niewinny


Złamanie prawa w każdym wypadku rozstrzyga sąd. Także w wypadku piractwa na przykład. Przy Twojej interpretacji można się więc upierać, że nie ma przestępstwa, póki sprawy w sądzie nie było. O ile wiem, procesy o naruszenie copyrightu akurat nawet w innych miejscach świata są dość rzadkie (poza pokazowymi procesami wytaczanymi przez RIAA w USA), a w Polsce już w ogóle.

Czyli - podsumowując: nikt nie złapał i nie wytoczył procesu, nie ma problemu?

Co do pożyczania książek to sytuacja jest klarowna i nie ma żadnych usprawiedliwień. Nawet w przypadku najbardziej restrykcyjnego i absurdalnego podejścia do prawa (chociaż może są również "kuczki" pozwalające pożyczać do woli), mogę pożyczać leganie (do kwoty 1000zł rocznie na osobę) chyba, że jest to rodzina wtedy do większej (chyba gdzieś koło 9000 zł).


Pożyczanie nie było przykładem na łamanie prawa, a na dość selektywne podejście do ochrony twórcy przed spowodowaną przez klienta utratą zysku. W obu przypadkach jest naprawdę podobnie: osoba trzecia korzysta z utworu, za który nie zapłaciła, co powoduje uszczuplenie zysku autora ze sporą szansą. Jako podstawową różnicę wskazujesz fakt, że w drugim wypadku narażasz się na niedogodność w postaci niemożności korzystania z tego egzemplarza. Już udowadniałem, że w wielu przypadkach nie jest to wcale żadna niedogodność. Poza tym, z punktu widzenia autora, naprawdę nie ma różnicy pomiędzy tymi dwoma przypadkami. W obu przypadkach ponosi "stratę", ponieważ osoba potencjalnie zainteresowana jego dziełem korzysta z niego, a nie płaci za nie.

Jeśli chodzi tylko o przestrzeganie prawa, to w porządku. Tylko, że dyskusja cały czas toczy się na innej płaszczyźnie. Wy nie udowadniacie, że piractwo jest nielegalne, bo o tym już wszyscy wiedzą i nikt z tym nie dyskutował. Zamierzacie udowodnić, że jest niemoralne, a to zupełnie inna sprawa. I, poza masą bardzo emocjonalnych wypowiedzi, nie zauważyłem przekonującego argumentu. Twierdzicie, że to dlatego, że twórca ponosi z tego tytułu straty. Rozumiem, ale - jak pokazałem - istnieje cała masa innych, dozwolonych i społecznie akceptowanych działań, które przyprawiają twórcę o straty (a raczej utratę zysków). Tymczasem okazuje się, że one są zupełnie w porządku, bo nikt ich nie zakazał. Tym samym sprawiacie wrażenie, że prawo jest ściśle powiązane z waszą moralnością (w przypadku Mandosa jedynie udowodnienie mu winy przed sądem wydaje się być wystarczające, żeby sam uznał, że postąpił źle) i odczuwacie wyrzuty sumienia nawet po przejściu na czerwonym świetle na pustej ulicy. Z drugiej strony może być tak, jak podejrzewam - prawo i ochrona praw twórców są dla was bardzo wygodnymi argumentami, dzięki którym szybko i tanim kosztem można zasugerować rozmówcy, żeby spadał na drzewo.
 
Awatar użytkownika
Mandos
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 862
Rejestracja: sob sty 28, 2006 2:23 am

ndz sie 31, 2008 2:05 pm

Gantolandon pisze:
Złamanie prawa w każdym wypadku rozstrzyga sąd. Także w wypadku piractwa na przykład. Przy Twojej interpretacji można się więc upierać, że nie ma przestępstwa, póki sprawy w sądzie nie było.[...]
Czyli - podsumowując: nikt nie złapał i nie wytoczył procesu, nie ma problemu?


To, że mogłeś poczuć się urażony moją wypowiedzią nie oznacza jednocześnie że "naruszyłem Twoje dobra osobiste". Moja intepretacja jest taka, że nie jest to tak jednoznaczne jak piracenie.

Pytanie zignoruje, bo znów zaczynasz świrować.

Gantolandon pisze:
Jeśli chodzi tylko o przestrzeganie prawa, to w porządku. Tylko, że dyskusja cały czas toczy się na innej płaszczyźnie.

Dyskusja toczy się na wielu płaszczyznach: moralnej, prawnej i ekonomicznej. Powiedzmy, że prawną mamy odhaczoną, 1:0 przeciwko piractwu, co zresztą nie było takie trudne.

Gantolandon pisze:
Zamierzacie udowodnić, że jest niemoralne, a to zupełnie inna sprawa.[...]
Twierdzicie, że to dlatego, że twórca ponosi z tego tytułu straty. Rozumiem, ale - jak pokazałem - istnieje cała masa innych, dozwolonych i społecznie akceptowanych działań, które przyprawiają twórcę o straty (a raczej utratę zysków).


To akurat raczej kwestia ekonomiczna i wiąże się z prawem. Pożyczanie czy też drugi obieg mimo, że zmniejszają wpływy producentów są dopuszczalne społecznie i prawnie. Może dlatego, że straty z tego powodu są znacznie mniejsze niż te wywoływane przez piractwo?

Gantolandon pisze:
Tym samym sprawiacie wrażenie, że prawo jest ściśle powiązane z waszą moralnością (w przypadku Mandosa jedynie udowodnienie mu winy przed sądem wydaje się być wystarczające, żeby sam uznał, że postąpił źle)

Nie jest, ale na pewno prawo oprócz ochrony interesów państwa i producentów jest również pewnym odzwierciedleniem moralności społeczeństwa. A dla Mandosa nie trzeba zawsze 'sądu' aby uzmysłowił sobie, że złamał prawo, chociaż w niektórych kwestiach (tych bardziej subiektywnych) na pewno by się przydał.

Gantolandon pisze:
Z drugiej strony może być tak, jak podejrzewam - prawo i ochrona praw twórców są dla was bardzo wygodnymi argumentami, dzięki którym szybko i tanim kosztem można zasugerować rozmówcy, żeby spadał na drzewo.


Rozwiń tą myśl bo w świetle Twoich haseł typu "strach na wróble" czy "Prawo Godwina" wydaje się, że to Ty szukasz łatwych odpowiedzi.
 
hallucyon

ndz sie 31, 2008 2:28 pm

Gantolandon pisze:
Wy nie udowadniacie, że piractwo jest nielegalne, bo o tym już wszyscy wiedzą i nikt z tym nie dyskutował. Zamierzacie udowodnić, że jest niemoralne, a to zupełnie inna sprawa. I, poza masą bardzo emocjonalnych wypowiedzi, nie zauważyłem przekonującego argumentu. Twierdzicie, że to dlatego, że twórca ponosi z tego tytułu straty. Rozumiem, ale - jak pokazałem - istnieje cała masa innych, dozwolonych i społecznie akceptowanych działań, które przyprawiają twórcę o straty (a raczej utratę zysków). Tymczasem okazuje się, że one są zupełnie w porządku, bo nikt ich nie zakazał. Tym samym sprawiacie wrażenie, że prawo jest ściśle powiązane z waszą moralnością
Dwie króciutkie uwagi:
  • Systemy prawne poszczególnych państw w dużej mierze opierają się na systemie moralnym wspólnym dla większości mieszkańców danego kraju. Historia pokazała, że nie da się budować prawa, które byłoby całkowicie oddzielone od moralności. Oczywiście, stopień powiązania systemu prawnego z systemem moralnym może się znacznie różnić w poszczególnych państwach (proszę porównać Francję z Iranem).
  • Normy prawne nie istnieją same z siebie, one powstają w trakcie procesu prawotwórczego. Jak już wspomniałem, przesłanką powstania jakiejś normy prawnej może być chęć skodyfikowania już istniejącej normy moralnej, a to dlatego, że prawodawca uznał, iż dane dobro zasługuje na ochronę większą, niźli oferuje ją system moralny. Dla przykładu, w niektórych kręgach zerwanie zaręczyn na kilka dni przed ślubem jest uznawane za coś niedopuszczalnego, w efekcie czego zrywającemu dana społeczność przykleja łatkę człowieka niemoralnego. Prawodawca może zdecydować, że instytucja narzeczeństwa zasługuje na większą ochronę niż tylko społeczne potępienie i może wprowadzić sankcje cywilne lub nawet karne za taki czyn. Czasami jest oczywiście odwrotnie i czyn, który prawo uznaje za karalny, może być w oczach większości społeczeństwa czynem obojętnym moralnie, np. aborcja. Sytuacje takie są jednak, a przynajmniej powinny być, stosunkowo rzadko spotykane, bo istnienie normy prawnej, która ma być przestrzegana przez społeczeństwo, musi w jakiś sposób wypływać ze społecznych przekonań.

Powyższe uwagi powinny pomóc Ci uzmysłowić, Gantolandonie, że choć autor utworu traci zyski zarówno przy użyczaniu koledze do przeczytania książki, jak i w przypadku piractwa, społeczeństwo nie uznaje owego użyczania książki za moralnie naganne, ale sporządzanie i rozprowadzanie jej kopii (bez posiadania stosownych zezwoleń) już tak. Prawodawca (będący w państwie demokratycznym niejako głosem społeczeństwa) zatem zdecydował, że piractwo należy karać.

I to by było chyba na tyle, gdyż można - oczywiście - dywagować, czy taki stan jest rzeczy jest logiczny, czy takie rozstrzygnięcie nie jest zbyt arbitralne, ale tak naprawdę dyskusja zejdzie na obszar teorii prawa, a to bardzo trudne zagadnienie, wymagające znacznego rozeznania w temacie, którym ja na pewno nie dysponuję.
 
Gantolandon
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 169
Rejestracja: czw paź 20, 2005 5:00 pm

ndz sie 31, 2008 3:14 pm

To, że mogłeś poczuć się urażony moją wypowiedzią nie oznacza jednocześnie że "naruszyłem Twoje dobra osobiste". Moja intepretacja jest taka, że nie jest to tak jednoznaczne jak piracenie.


Zaraz, zaraz. Sąd decyduje, czy dobra osobiste zostały naruszone, czy nie - ale robi to, rozstrzygając konkretny przypadek. Albo ktoś je naruszył, albo nie - ale nie jest tak, że naruszenie stało się przestępstwem dopiero w momencie decyzji sądu. Prawo zostało złamane wcześniej, sąd po prostu rozstrzyga, czy tak było w tym przypadku. Rzucanie bluzgami na prawo i lewo jest zatem dość ryzykowne, o ile chcesz być uważany za osobę zawsze przestrzegającą prawa.

Pytanie zignoruje, bo znów zaczynasz świrować.


A to czemu? Pytanie było zadane w sposób jak najbardziej prawidłowy - skoro decydujący jest werdykt sądu, to dlaczego tylko w wypadku naruszenia dóbr osobistych? Bo Tobie akurat pasuje do dyskusji?

Dyskusja toczy się na wielu płaszczyznach: moralnej, prawnej i ekonomicznej. Powiedzmy, że prawną mamy odhaczoną, 1:0 przeciwko piractwu, co zresztą nie było takie trudne.


Dyskusja nie toczy się na temat prawnej strony piractwa. Żeby była jakaś dyskusja, musieliby się wpierw znaleźć dyskutanci, którzy uznawaliby je za legalne. Nie widzę takich.

To akurat raczej kwestia ekonomiczna i wiąże się z prawem. Pożyczanie czy też drugi obieg mimo, że zmniejszają wpływy producentów są dopuszczalne społecznie i prawnie. Może dlatego, że straty z tego powodu są znacznie mniejsze niż te wywoływane przez piractwo?


To właśnie napisałem. Tyle, że w świetle tego co mówicie, jakiekolwiek uszczuplanie zysków producentów jest złe. Jeśli twierdzisz inaczej, to podaj kwotę, od której powinno to być jeszcze dopuszczalne, a od której jest to już poważne naruszenie ich praw. Fajnie by było, jakbyś też podał statystyki na temat strat wywoływanych przez pożyczanie (straty powodowane przez piractwo już znajdę sobie sam). Zwłaszcza w przypadku książek nie jest to takie oczywiste, ponieważ spora część czytelników nie przepada za ebookami, a czytanie z komputera jest znacznie mniej wygodne, niż czytanie książki.

Nie jest, ale na pewno prawo oprócz ochrony interesów państwa i producentów jest również pewnym odzwierciedleniem moralności społeczeństwa.


Skoro tak jest, dlaczego tak duża część społeczeństwa je łamie? Można to zwalić na łatwość popełnienia przestępstwa. Tylko, że nawet w przypadku obrońców prawa autorskiego widać pewne luki. Powtarzam pytanie z oryginalnej notki: czy swoich znajomych, którzy piracą, traktujesz tak, jak traktowałbyś złodziei?

Rozwiń tą myśl


Rozwinąłem w notce powyżej. Jeśli "ochrona praw twórców" jest dla was taka ważna, powinniście w takim wypadku zabiegać o nią konsekwentnie. Czyli bez wykręcania się przepisami, bez akceptowania postawy Simana. Jeśli zamiast tego wolicie się trzymać tylko i wyłącznie litery prawa, chcąc nie chcąc, wyrzucacie do kosza przynajmniej część zasad, których - jak twierdzicie - trzymacie się. Z jednej strony stwierdzacie, że twórca ma prawo do dowolnego dysponowania swoim dziełem, z drugiej - że wcale nie jest ono dowolne, bo zamierzacie je ignorować kiedy tylko prawo wam na to pozwoli, a wy uznacie za stosowne. Najpierw mówicie, że piractwo jest złe w każdym wypadku, bo powoduje straty (niezależnie od skali), ale potem uznajecie, że pożyczanie nie jest złe, bo powodowane straty są znacznie mniejsze. Wnioskuję zatem, że przynajmniej część o "ochronie praw twórców" jest po prostu czystą retoryką i niewiele ma wspólnego z rzeczywistością.

Teraz podejście do prawa. Tutaj jest nieco prościej. Wpierw ShadEnc, który kompletnie nie miał problemu z wyrażeniem uznania dla postawy Simana - który publicznie przyznał się do łamania prawa. Potem Ty - ciskający obraźliwymi stwierdzeniami na prawo i lewo, potem przyznający wprost, że nie jesteś do końca pewien, czy naruszyłeś cudze dobra osobiste. Obie te postawy nie mają kompletnie nic wspólnego z deklarowanym przez was szacunkiem dla prawa. Stąd też mój wniosek.

Teraz hallucyon:

Systemy prawne poszczególnych państw w dużej mierze opierają się na systemie moralnym wspólnym dla większości mieszkańców danego kraju. Historia pokazała, że nie da się budować prawa, które byłoby całkowicie oddzielone od moralności. Oczywiście, stopień powiązania systemu prawnego z systemem moralnym może się znacznie różnić w poszczególnych państwach (proszę porównać Francję z Iranem).

Normy prawne nie istnieją same z siebie, one powstają w trakcie procesu prawotwórczego. Jak już wspomniałem, przesłanką powstania jakiejś normy prawnej może być chęć skodyfikowania już istniejącej normy moralnej, a to dlatego, że prawodawca uznał, iż dane dobro zasługuje na ochronę większą, niźli oferuje ją system moralny. Dla przykładu, w niektórych kręgach zerwanie zaręczyn na kilka dni przed ślubem jest uznawane za coś niedopuszczalnego, w efekcie czego zrywającemu dana społeczność przykleja łatkę człowieka niemoralnego. Prawodawca może zdecydować, że instytucja narzeczeństwa zasługuje na większą ochronę niż tylko społeczne potępienie i może wprowadzić sankcje cywilne lub nawet karne za taki czyn. Czasami jest oczywiście odwrotnie i czyn, który prawo uznaje za karalny, może być w oczach większości społeczeństwa czynem obojętnym moralnie, np. aborcja. Sytuacje takie są jednak, a przynajmniej powinny być, stosunkowo rzadko spotykane, bo istnienie normy prawnej, która ma być przestrzegana przez społeczeństwo, musi w jakiś sposób wypływać ze społecznych przekonań.


Owszem, z tym, że pomijasz kilka szczegółów. W erze globalizacji, przynajmniej częściowo, rozwiązania prawne są kopiowane z innych państw uważanych za wzór pod jakimś względem. Do tego dochodzi jeszcze zjawisko lobbingu, bardzo silne przede wszystkim w USA. Można też prześledzić przykłady historyczne pokazujące, że uchwalane prawa nie zawsze miały na celu interes społeczeństwa, a jedynie interes pewnego jego wycinka. Z powyższego cytatu wnioskuję, że zgadzamy się co do jednej kwestii: prawo powinno być oparte na moralności społeczeństwa, żeby było przestrzegane. W tym wypadku twierdzę, że wcale tak nie jest - i dlatego właśnie jego naruszanie jest tak częste.

Powyższe uwagi powinny pomóc Ci uzmysłowić, Gantolandonie, że choć autor utworu traci zyski zarówno przy użyczaniu koledze do przeczytania książki, jak i w przypadku piractwa, społeczeństwo nie uznaje owego użyczania książki za moralnie naganne, ale sporządzanie i rozprowadzanie jej kopii (bez posiadania stosownych zezwoleń) już tak. Prawodawca (będący w państwie demokratycznym niejako głosem społeczeństwa) zatem zdecydował, że piractwo należy karać.


No i tu bym się właśnie kłócił. Zakładasz, że każde rozwiązanie prawne jest popierane przez społeczeństwo, ponieważ jest ono demokratyczne. Tylko, że to jest prawdą tylko i wyłącznie w idealnej demokracji, która do tej pory nie została nigdzie zrealizowana. Społeczeństwo nie wydaje się być tak jednomyślne, sądząc po tak wielkiej popularności piractwa.

Z drugiej strony można też przyjąć inną wykładnię - że liczy się nie wola społeczeństwa, a jego interes. A w tym wypadku różnica "piractwo vs pożyczanie" znowu nie jest już tak jednoznaczna. Nawet, jeśli przychylić się do bardzo ryzykownej tezy ShadEnca, że pobieranie opłaty za kopię programu jest jedynym słusznym sposobem zarabiania na dobrach kultury, a zrezygnowanie z niej doprowadzi do niechybnego upadku cywilizacyjnego.
 
Awatar użytkownika
Mandos
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 862
Rejestracja: sob sty 28, 2006 2:23 am

ndz sie 31, 2008 4:32 pm

Gantolandon pisze:
ale nie jest tak, że naruszenie stało się przestępstwem dopiero w momencie decyzji sądu.


Dlatego przed jego decyzją nie możesz orzec czy coś jest przestępstwem czy nie i oczywiście chodzi mi to przestępstwa typu "naruszenie dóbr osobistych", które potrafią być różnie interpretowane w zależności od przypadku.

Przy piractwie możliwość interpretacji jest znacznie mniejsza.

Gantolandon pisze:
Rzucanie bluzgami na prawo i lewo jest zatem dość ryzykowne, o ile chcesz być uważany za osobę zawsze przestrzegającą prawa.


Możesz zacytować te moje "bluzgi"? Bo jak rozumiem zdanie ciągle dotyczy mojej osoby.

A to czemu? Pytanie było zadane w sposób jak najbardziej prawidłowy - skoro decydujący jest werdykt sądu, to dlaczego tylko w wypadku naruszenia dóbr osobistych? Bo Tobie akurat pasuje do dyskusji?


Jednak masz kłopoty ze zrozumieniem albo czytasz tylko wybiórczo.

Mandos pisze:
Moja intepretacja jest taka, że nie jest to tak jednoznaczne jak piracenie.

Mam napisać Ci to wytłuszczonym drukiem?

Gantolandon pisze:
Jeśli twierdzisz inaczej, to podaj kwotę, od której powinno to być jeszcze dopuszczalne, a od której jest to już poważne naruszenie ich praw.


Dlaczego kwotę, będziesz się hamował przy kopiowaniu aby jej nie przkroczyć? Wystarczy podać działania dopuszczalne i nie.

Gantolandon pisze:
Skoro tak jest, dlaczego tak duża część społeczeństwa je łamie?


Miliardy much nie mogą się mylić. Duża część społeczeństwa korzysta również z oryginałów i co na to powiesz?

Gantolandon pisze:
Rozwinąłem w notce powyżej. Jeśli "ochrona praw twórców" jest dla was taka ważna, powinniście w takim wypadku zabiegać o nią konsekwentnie. Czyli bez wykręcania się przepisami, bez akceptowania postawy Simana.


Wkleisz mi gdzie zakceptowałem postawę Simana?

Gantolandon pisze:
Z jednej strony stwierdzacie, że twórca ma prawo do dowolnego dysponowania swoim dziełem, z drugiej - że wcale nie jest ono dowolne, bo zamierzacie je ignorować kiedy tylko prawo wam na to pozwoli, a wy uznacie za stosowne.


Z tym dowolnym dysponowaniem rzeczywiście odrobinę przesadziłem. Trzeba znaleźć kompromis między producentami i konsumentami. Dla mnie ten wypracowany obecnie jest słuszny. Kiedy mnie nie stać to szukam czegoś tańszego albo z tego rezygnuję. Ty natomiast prezentujesz dla mnie poglądy "pazernego konsumpcjonalizmu" i tyle.
 
Gantolandon
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 169
Rejestracja: czw paź 20, 2005 5:00 pm

ndz sie 31, 2008 5:16 pm

Dlatego przed jego decyzją nie możesz orzec czy coś jest przestępstwem czy nie i oczywiście chodzi mi to przestępstwa typu "naruszenie dóbr osobistych", które potrafią być różnie interpretowane w zależności od przypadku.

Przy piractwie możliwość interpretacji jest znacznie mniejsza.


Skąd ta pewność? Nie bardzo rozumiem. W obu wypadkach potrzebne są dowody. Bez nich sąd nie jest w stanie stwierdzić winy.

Poza tym wciąż nie rozumiem tego argumentu ogólnie. OK, sąd orzeka o winie. Czy to oznacza jednak, że winy nie ma, dopóki sąd jej nie uzna? Nie. Owszem, oficjalnie uznaje się, że jej nie było. Sumienie przestępcy wciąż jednak pozostaje obciążone, a zdaje mi się, że o tym mówimy.

Kontrprzykład: załóżmy, że wypijam kilka piw i siadam za kółkiem. Nie jestem w stanie dokładnie określić, ile promili alkoholu mam we krwi i czy na pewno mam powyżej tych 0,2. Załóżmy, że dojeżdżam bezpiecznie do domu i nie napotykam na patrol policji z alkomatem. Złamałem prawo? Oczywiście, o ile miałem więcej, niż 0,2 promile. To, czy sąd to stwierdził, czy nie, nie ma w tym wypadku żadnego znaczenia.

Drugi kontrprzykład: kupowanie radia na bazarze. Sprzedaje mocno ostrzyżony pan w dresie, a sam towar jest dwa razy tańszy niż w sklepie. Istnieje, oczywiście, możliwość, że został on nabyty uczciwie. Czy, kupując taki towar, jestem winny paserstwa? Oczywiście, o ile pochodził on z kradzieży.

Sąd ma orzec formalnie o winie i, jeśli faktycznie była jakaś, określić karę. W razie jakichkolwiek wątpliwości ma obowiązek zinterpretować je na korzyść oskarżonego. Jednak to, że sąd orzekł inaczej nie oznacza, że prawo nie zostało złamane. Jak sądzisz, po co jest instytucja odwołania się od wyroku, dostępna zarówno dla oskarżenia, jak i obrony? Jeżeli to werdykt sądu określa, czy do przestępstwa w ogóle doszło, to przepisy te byłyby kompletnie niepotrzebne - bo pierwszy wyrok z definicji byłby tym prawidłowym.

Możesz zacytować te moje "bluzgi"? Bo jak rozumiem zdanie ciągle dotyczy mojej osoby.


Zacytowałem już. Przykłady wypowiedzi ewidentnie obraźliwych dla rozmówcy. Z dużym prawdopodobieństwem naruszające jego godność, a przez to jedno z jego dóbr osobistych.

Dlaczego kwotę, będziesz się hamował przy kopiowaniu aby jej nie przkroczyć? Wystarczy podać działania dopuszczalne i nie.


Tak, a czym chcesz uzasadniać, czy są one dopuszczalne, czy nie? Przed chwilą wysokością strat. To jak? Zobaczę tą kwotę?

Miliardy much nie mogą się mylić. Duża część społeczeństwa korzysta również z oryginałów i co na to powiesz?


Nic, a czemu miałbym im coś mówić? Ktoś im broni?

Wkleisz mi gdzie zakceptowałem postawę Simana?


Nigdzie nie napisałem, że zaakceptowałeś. Od paru notek piszę, kto zaakceptował, poza tym jednym przypadkiem.

Z tym dowolnym dysponowaniem rzeczywiście odrobinę przesadziłem. Trzeba znaleźć kompromis między producentami i konsumentami. Dla mnie ten wypracowany obecnie jest słuszny.


"Odrobinę"? Dla mnie to już spore nadużycie, a ten argument jest używany praktycznie przez wszystkich obrońców copyrightu. Jeśli uznamy, że konieczne jest wypracowanie kompromisu, to - oczywiście - prawda. Pytanie teraz brzmi, jaki powinien być ten kompromis, a tu już sprawa nie jest taka oczywista. Pamiętaj, że kompromis pomiędzy dwiema grupami społecznymi nigdy nie jest czymś wiecznym - nowe rozwiązania techniczne sprawiają, że utrzymanie status quo staje się niemożliwe. Prasa drukarska zaburzała równowagę w społeczeństwie, bo praktycznie każdy mógł od tej pory wydawać sobie, co chciał, nie płacąc bajońskich sum za usługi mnichów. Kusza zaburzała równowagę, bo byle chłystek mógł się okazać całkiem skutecznym strzelcem, który jest w stanie powalić szkolonego przez lata rycerza. Maszyna parowa zaburzała równowagę, bo przedsiębiorca za jej pomocą był w stanie osiągnąć to, do czego poprzednio potrzebował dziesięciu robotników. W każdym z tych przypadków czyjeś interesy zostawały naruszone. Mimo to długotrwałe zmiany okazały się pozytywne. Nie rozumiem zatem, dlaczego "interesy twórców" w ogóle powinny być w tym wypadku brane pod uwagę.
 
hallucyon

ndz sie 31, 2008 5:59 pm

Gantolandon pisze:
hallucyon pisze:
Powyższe uwagi powinny pomóc Ci uzmysłowić, Gantolandonie, że choć autor utworu traci zyski zarówno przy użyczaniu koledze do przeczytania książki, jak i w przypadku piractwa, społeczeństwo nie uznaje owego użyczania książki za moralnie naganne, ale sporządzanie i rozprowadzanie jej kopii (bez posiadania stosownych zezwoleń) już tak. Prawodawca (będący w państwie demokratycznym niejako głosem społeczeństwa) zatem zdecydował, że piractwo należy karać.

No i tu bym się właśnie kłócił. Zakładasz, że każde rozwiązanie prawne jest popierane przez społeczeństwo, ponieważ jest ono demokratyczne. Tylko, że to jest prawdą tylko i wyłącznie w idealnej demokracji, która do tej pory nie została nigdzie zrealizowana. Społeczeństwo nie wydaje się być tak jednomyślne, sądząc po tak wielkiej popularności piractwa.

Oczekiwania, aby taki organizm zbiorowy, jakim jest społeczeństwo, był jednomyślny są, jakby to nazwać, utopijne. W zupełności wystarczy, że większość społeczeństwa uznaje piractwo za moralnie naganne.

To, że proceder korzystania i rozprowadzania nielegalnych kopii utworów jest popularny, nie przesądza jeszcze faktu, że społeczeństwo nie potępia takiego postępowania. Wręcz przeciwnie, można uznawać piractwo za coś niegodnego, a jednocześnie korzystać z lewych kopii. Tłumaczy się to wewnętrznym poczuciem bezpieczeństwa, jakie ma osoba, która korzysta z nielegalnych kopii, okradając autorów i producentów, choć jest przekonana o niemoralności takiego postępowania. To poczucie bezpieczeństwa wyrasta z prostej znajomości realiów - każdy wie, że wykrywalność tego rodzaju przestępstw jest niska, a więc istnieje jedynie znikoma szansa, że dana osoba zostanie nakryta.

Warto także podkreślić, że większość osób korzystających z nielegalnych kopii utworów ukrywa się z tym. Przez ukrywanie nie mam tu na myśli trzymania tego faktu w tajemnicy przed rodziną bądź bliskimi znajomymi, a przed osobami, których się za dobrze nie zna, np. przed współpracownikami. Człowiek raczej nie pochwali się takimi rzeczami przed osobami, które słabo zna, bo boi się tego, co o nim pomyślą, jak negatywnie zareagują - boi się moralnego potępienia ze strony innych.

Mogę się mylić, ale... Spróbuję Ci udowodnić, że nawet dla Ciebie łamanie praw autorskich jest moralnie nagannie: jak wiesz, albo i nie wiesz, ongiś przetłumaczyłem pierwszy tom fanowskiego cyklu "Liber Fanatica: Kompendium Bohatera". Utwór pozostaje pod ochroną praw autorskich i pokrewnych, lecz może być rozprowadzany nieodpłatnie, o ile nie czerpie się z tego korzyści finansowych.

Odpowiedz mi zatem proszę prosto w oczy (a raczej w ekran), czy uważasz za niemoralne postępowanie kogoś, kto kopiuje i sprzedaje przekład mojego autorstwa, zarabiając na tym pieniądze, choć ja mu takiej zgody nie udzieliłem? Jest to niewątpliwie sytuacja, w której autor utworu dobrowolnie zrezygnował z zysków, udostępniając nieodpłatnie owoc swego trudu, zaś ktoś bezczelnie z tego korzysta.

Odpowiedź jest prosta: tak, postępowanie tej osoby jest niemoralne, albo nie, postępowanie tej osoby jest moralne.
 
Gantolandon
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 169
Rejestracja: czw paź 20, 2005 5:00 pm

ndz sie 31, 2008 6:27 pm

Oczekiwania, aby taki organizm zbiorowy, jakim jest społeczeństwo, był jednomyślny są, jakby to nazwać, utopijne. W zupełności wystarczy, że większość społeczeństwa uznaje piractwo za moralnie naganne.

To, że proceder korzystania i rozprowadzania nielegalnych kopii utworów jest popularny, nie przesądza jeszcze faktu, że społeczeństwo nie potępia takiego postępowania. Wręcz przeciwnie, można uznawać piractwo za coś niegodnego, a jednocześnie korzystać z lewych kopii. Tłumaczy się to wewnętrznym poczuciem bezpieczeństwa, jakie ma osoba, która korzysta z nielegalnych kopii, okradając autorów i producentów, choć jest przekonana o niemoralności takiego postępowania. To poczucie bezpieczeństwa wyrasta z prostej znajomości realiów - każdy wie, że wykrywalność tego rodzaju przestępstw jest niska, a więc istnieje jedynie znikoma szansa, że dana osoba zostanie nakryta.


Tylko wtedy można się zastanawiać: czy osoba korzystająca z lewych kopii faktycznie uznaje piractwo za coś niegodnego? Owszem, w niektórych przypadkach tak właśnie jest. W większości jednak usprawiedliwia to jakoś przed sobą. Na przykład, że go nie stać. Albo, że już obejrzał film w kinie, więc za niego zapłacił. Albo, że chce sprawdzić, czy warto kupić. I tak dalej.

Moje wytłumaczenie jest takie, że jednak piractwo nie jest tak powszechnie uznawane za moralnie naganne. Przynajmniej nie na tyle, żeby miało wpływ na podejmowanie decyzji przeciętnego Polaka. Ot, powtarza po prostu tekst, który zasłyszał gdzieś tam, od kogoś innego. Przypomina sobie o nim głównie wtedy, jak jest okazja, żeby wykazać swoją wyższość moralną. Od czasu do czasu jeszcze stosuje się do swoich zasad - ale na tyle tylko, żeby się przy tym za bardzo nie namęczyć. Nie nazwałbym takiej osoby przeciwnikiem piractwa.

Warto także podkreślić, że większość osób korzystających z nielegalnych kopii utworów ukrywa się z tym. Przez ukrywanie nie mam tu na myśli trzymania tego faktu w tajemnicy przed rodziną bądź bliskimi znajomymi, a przed osobami, których się za dobrze nie zna, np. przed współpracownikami. Człowiek raczej nie pochwali się takimi rzeczami przed osobami, które słabo zna, bo boi się tego, co o nim pomyślą, jak negatywnie zareagują - boi się moralnego potępienia ze strony innych.


Stąd też moje porównanie do walki o czystość. Moralne prowadzenie się? Jasne. Każdy je popierał. Tylko co z tego, skoro w większości przypadków to poparcie ograniczało się tylko i wyłącznie do deklaracji? Jeśli ukrywanie się z czymś można uznać za najlepszy wyznacznik moralności, to najbardziej moralnymi na świecie osobami są księża i politycy.

Mogę się mylić, ale... Spróbuję Ci udowodnić, że nawet dla Ciebie łamanie praw autorskich jest moralnie nagannie: jak wiesz, albo i nie wiesz, ongiś przetłumaczyłem pierwszy tom fanowskiego cyklu "Liber Fanatica: Kompendium Bohatera". Utwór pozostaje pod ochroną praw autorskich i pokrewnych, lecz może być rozprowadzany nieodpłatnie, o ile nie czerpie się z tego korzyści finansowych.

Odpowiedz mi zatem proszę prosto w oczy (a raczej w ekran), czy uważasz za niemoralne postępowanie kogoś, kto kopiuje i sprzedaje przekład mojego autorstwa, zarabiając na tym pieniądze, choć ja mu takiej zgody nie udzieliłem? Jest to niewątpliwie sytuacja, w której autor utworu dobrowolnie zrezygnował z zysków, udostępniając nieodpłatnie owoc swego trudu, zaś ktoś bezczelnie z tego korzysta.

Odpowiedź jest prosta: tak, postępowanie tej osoby jest niemoralne, albo nie, postępowanie tej osoby jest moralne.


Nie, postępowanie tej osoby jest moralne. Można tu ewentualnie zastanawiać się, czy aby w porządku jest wprowadzanie w błąd klienta - który zapewne nie wie, że może ściągnąć za darmo coś, co jest mu sprzedawane. O ile jednak sprzedawca nie wprowadza go w błąd, mówiąc mu, że nigdzie indziej tego nie dostanie, nie widzę w tym nic złego.

Z kontekstu rozumiem, że spodziewałeś się innej odpowiedzi. Jeśli tak, to wytłumacz, proszę - czemu Twoim zdaniem jest to niemoralne? Nie ponosisz na tym żadnej straty finansowej. Zakładam, że dystrybutor nie godzi w Twoje inne prawa autorskie, popełniając plagiat lub tnąć Twój tekst na części. A klient ma wybór pomiędzy źródłem darmowym, a płatnym. Jeśli z własnej woli wybiera to drugie, to cóż - nie moją rolą jest mówić mu, co powinien zrobić ze swoimi pieniędzmi.
 
hallucyon

ndz sie 31, 2008 7:43 pm

Gantolandon pisze:
Jeśli tak, to wytłumacz, proszę - czemu Twoim zdaniem jest to niemoralne?

Uważam, że będąc autorem utworu, mogę nim dowolnie dysponować, a zatem i ustalać, na jakich warunkach mogą z niego korzystać inne osoby. Każdy z kolei może podjąć w pełni suwerenną decyzję, czy chce korzystać z mojego utworu na ustalonych przeze mnie warunkach czy nie. Nikt go do tego nie zmusza. Osoba korzystająca z mojego utworu winna uszanować mój trud, respektując moje życzenia i stosując się do nich, a jeśli one jej nie odpowiadają, odłożyć utwór na bok.

Innymi słowy, uważam, że korzystając z mojej utworu, użytkownik zaciąga moralne zobowiązanie, że zastosuje się do moich życzeń. Ignorując moje życzenia, nie dotrzymuje zaciągniętego zobowiązania i to jest niemoralne.

P.S. Zwróć proszę uwagę, że ani razu nie użyłem słowa "prawo", bo tu chodzi o zwykłą uczciwość, nie przepisy.
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
  • 10

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości