To, że mogłeś poczuć się urażony moją wypowiedzią nie oznacza jednocześnie że "naruszyłem Twoje dobra osobiste". Moja intepretacja jest taka, że nie jest to tak jednoznaczne jak piracenie.
Zaraz, zaraz. Sąd decyduje, czy dobra osobiste zostały naruszone, czy nie - ale robi to, rozstrzygając konkretny przypadek. Albo ktoś je naruszył, albo nie - ale nie jest tak, że naruszenie stało się przestępstwem dopiero w momencie decyzji sądu. Prawo zostało złamane wcześniej, sąd po prostu rozstrzyga, czy tak było w tym przypadku. Rzucanie bluzgami na prawo i lewo jest zatem dość ryzykowne, o ile chcesz być uważany za osobę zawsze przestrzegającą prawa.
Pytanie zignoruje, bo znów zaczynasz świrować.
A to czemu? Pytanie było zadane w sposób jak najbardziej prawidłowy - skoro decydujący jest werdykt sądu, to dlaczego tylko w wypadku naruszenia dóbr osobistych? Bo Tobie akurat pasuje do dyskusji?
Dyskusja toczy się na wielu płaszczyznach: moralnej, prawnej i ekonomicznej. Powiedzmy, że prawną mamy odhaczoną, 1:0 przeciwko piractwu, co zresztą nie było takie trudne.
Dyskusja nie toczy się na temat prawnej strony piractwa. Żeby była jakaś dyskusja, musieliby się wpierw znaleźć dyskutanci, którzy uznawaliby je za legalne. Nie widzę takich.
To akurat raczej kwestia ekonomiczna i wiąże się z prawem. Pożyczanie czy też drugi obieg mimo, że zmniejszają wpływy producentów są dopuszczalne społecznie i prawnie. Może dlatego, że straty z tego powodu są znacznie mniejsze niż te wywoływane przez piractwo?
To właśnie napisałem. Tyle, że w świetle tego co mówicie, jakiekolwiek uszczuplanie zysków producentów jest złe. Jeśli twierdzisz inaczej, to podaj kwotę, od której powinno to być jeszcze dopuszczalne, a od której jest to już poważne naruszenie ich praw. Fajnie by było, jakbyś też podał statystyki na temat strat wywoływanych przez pożyczanie (straty powodowane przez piractwo już znajdę sobie sam). Zwłaszcza w przypadku książek nie jest to takie oczywiste, ponieważ spora część czytelników nie przepada za ebookami, a czytanie z komputera jest znacznie mniej wygodne, niż czytanie książki.
Nie jest, ale na pewno prawo oprócz ochrony interesów państwa i producentów jest również pewnym odzwierciedleniem moralności społeczeństwa.
Skoro tak jest, dlaczego tak duża część społeczeństwa je łamie? Można to zwalić na łatwość popełnienia przestępstwa. Tylko, że nawet w przypadku obrońców prawa autorskiego widać pewne luki. Powtarzam pytanie z oryginalnej notki: czy swoich znajomych, którzy piracą, traktujesz tak, jak traktowałbyś złodziei?
Rozwiń tą myśl
Rozwinąłem w notce powyżej. Jeśli "ochrona praw twórców" jest dla was taka ważna, powinniście w takim wypadku zabiegać o nią konsekwentnie. Czyli bez wykręcania się przepisami, bez akceptowania postawy
Simana. Jeśli zamiast tego wolicie się trzymać tylko i wyłącznie litery prawa, chcąc nie chcąc, wyrzucacie do kosza przynajmniej część zasad, których - jak twierdzicie - trzymacie się. Z jednej strony stwierdzacie, że twórca ma prawo do dowolnego dysponowania swoim dziełem, z drugiej - że wcale nie jest ono dowolne, bo zamierzacie je ignorować kiedy tylko prawo wam na to pozwoli, a wy uznacie za stosowne. Najpierw mówicie, że piractwo jest złe w każdym wypadku, bo powoduje straty (niezależnie od skali), ale potem uznajecie, że pożyczanie nie jest złe, bo powodowane straty są znacznie mniejsze. Wnioskuję zatem, że przynajmniej część o "ochronie praw twórców" jest po prostu czystą retoryką i niewiele ma wspólnego z rzeczywistością.
Teraz podejście do prawa. Tutaj jest nieco prościej. Wpierw
ShadEnc, który kompletnie nie miał problemu z wyrażeniem uznania dla postawy
Simana - który publicznie przyznał się do łamania prawa. Potem Ty - ciskający obraźliwymi stwierdzeniami na prawo i lewo, potem przyznający wprost, że nie jesteś do końca pewien, czy naruszyłeś cudze dobra osobiste. Obie te postawy nie mają kompletnie nic wspólnego z deklarowanym przez was szacunkiem dla prawa. Stąd też mój wniosek.
Teraz
hallucyon:
Systemy prawne poszczególnych państw w dużej mierze opierają się na systemie moralnym wspólnym dla większości mieszkańców danego kraju. Historia pokazała, że nie da się budować prawa, które byłoby całkowicie oddzielone od moralności. Oczywiście, stopień powiązania systemu prawnego z systemem moralnym może się znacznie różnić w poszczególnych państwach (proszę porównać Francję z Iranem).
Normy prawne nie istnieją same z siebie, one powstają w trakcie procesu prawotwórczego. Jak już wspomniałem, przesłanką powstania jakiejś normy prawnej może być chęć skodyfikowania już istniejącej normy moralnej, a to dlatego, że prawodawca uznał, iż dane dobro zasługuje na ochronę większą, niźli oferuje ją system moralny. Dla przykładu, w niektórych kręgach zerwanie zaręczyn na kilka dni przed ślubem jest uznawane za coś niedopuszczalnego, w efekcie czego zrywającemu dana społeczność przykleja łatkę człowieka niemoralnego. Prawodawca może zdecydować, że instytucja narzeczeństwa zasługuje na większą ochronę niż tylko społeczne potępienie i może wprowadzić sankcje cywilne lub nawet karne za taki czyn. Czasami jest oczywiście odwrotnie i czyn, który prawo uznaje za karalny, może być w oczach większości społeczeństwa czynem obojętnym moralnie, np. aborcja. Sytuacje takie są jednak, a przynajmniej powinny być, stosunkowo rzadko spotykane, bo istnienie normy prawnej, która ma być przestrzegana przez społeczeństwo, musi w jakiś sposób wypływać ze społecznych przekonań.
Owszem, z tym, że pomijasz kilka szczegółów. W erze globalizacji, przynajmniej częściowo, rozwiązania prawne są kopiowane z innych państw uważanych za wzór pod jakimś względem. Do tego dochodzi jeszcze zjawisko lobbingu, bardzo silne przede wszystkim w USA. Można też prześledzić przykłady historyczne pokazujące, że uchwalane prawa nie zawsze miały na celu interes społeczeństwa, a jedynie interes pewnego jego wycinka. Z powyższego cytatu wnioskuję, że zgadzamy się co do jednej kwestii: prawo powinno być oparte na moralności społeczeństwa, żeby było przestrzegane. W tym wypadku twierdzę, że wcale tak nie jest - i dlatego właśnie jego naruszanie jest tak częste.
Powyższe uwagi powinny pomóc Ci uzmysłowić, Gantolandonie, że choć autor utworu traci zyski zarówno przy użyczaniu koledze do przeczytania książki, jak i w przypadku piractwa, społeczeństwo nie uznaje owego użyczania książki za moralnie naganne, ale sporządzanie i rozprowadzanie jej kopii (bez posiadania stosownych zezwoleń) już tak. Prawodawca (będący w państwie demokratycznym niejako głosem społeczeństwa) zatem zdecydował, że piractwo należy karać.
No i tu bym się właśnie kłócił. Zakładasz, że każde rozwiązanie prawne jest popierane przez społeczeństwo, ponieważ jest ono demokratyczne. Tylko, że to jest prawdą tylko i wyłącznie w idealnej demokracji, która do tej pory nie została nigdzie zrealizowana. Społeczeństwo nie wydaje się być tak jednomyślne, sądząc po tak wielkiej popularności piractwa.
Z drugiej strony można też przyjąć inną wykładnię - że liczy się nie wola społeczeństwa, a jego interes. A w tym wypadku różnica "piractwo vs pożyczanie" znowu nie jest już tak jednoznaczna. Nawet, jeśli przychylić się do bardzo ryzykownej tezy
ShadEnca, że pobieranie opłaty za kopię programu jest jedynym słusznym sposobem zarabiania na dobrach kultury, a zrezygnowanie z niej doprowadzi do niechybnego upadku cywilizacyjnego.