Raz mi się zdarzyło w Warhammerze w 2000 roku, tylko dlatego, że sądziłem że kończymyz RPG (to było przed maturą)m oczywiscie nie skończyliśmy
Zdarzyło się to na czwartej sesji takiej minikampanii, którą gralismy na wyjeździe (4 sesje przez 4 dni). Założenie było takie, drużyna jedzie do Arabii zniszczyć klejnot, znajdujący się w wieży, który to klejnot swoją mocą ma sprowadzić zagłade na Stary Świat przez ściagnięcie nań meteorytu (ot, taki Armageddon). Drużyna u boku wielkiej armii wzieła udział w przeprawie przez pustynie, wielkiej bitwie, w której armia, której bohaterowie towarzyszyli przegrała z kretesem, a następnie już samodzielnie wkroczyli do wieży gdzie czekała ich przeprawa z Mardaggiem i samym Drachenfelsem (tak, przeginałem) z którym mieli porachunki (powrócił po tym jak skasowali go fuksiarsko rzutem 6,6,6,6,5 na obrażenia w poprzedniej kampanii, w której zasadniczo nie spodziewałem się że przeżyją), a ktory wybrał się tam w celu zdobycia owego klejnotu. Sama wieża znalazła się w centrum własnie się otwierającej bramy chaosu. Kiedy wszyscy oprócz jednej bohaterki byli już martwi a ona miała w ręku losy świata, który mogła ocalić niszcząc wspomniany kamień, lecz sama szans na ratunek nie miała nagle gracze, którzy w sumie nie powinni się odzywać zaczeli mówic do tej ostatniej grającej: "Olej to!", "Niech szlag trafi ten świat"
no ale dziewczyna jednak zrobiła co należało. I zginęła.
Ogólnie raczej nikt nie był z takiego zakończenia zadowolony, a sam uznałem że nigdy więcej celowego udupienia całej drużyny nie zrobię.