A więc wrzucam...
Dawno, dawno temu jeden z najgłupszych graczy zrobił tak:
Weszli do jaskini. Była ostra zima. Chcieli się schronić. Byli początkującymi wojownikami. Na tym odludziu nie mogli liczyć na niczyją pomoc. W jaskini dziwnie śmierdziało a na podłodze walały się kości ludzkie i zwierzęce, połamane najwidoczniej w poszukiwaniu szpiku. W kącie ze strachem dostrzegli wielką kupę liści i skór. Najgłupszy gracz mówi: to ja podchodzę z pochodnią (reszta grupy z niepokojem słucha) i dźgam mieczem w tą kupę liści (reszta grupy zbyt późno deklaruje: chcę mu przeszkodzić!). Z kupy liści wstaje troll i powala trzy osoby z czteroosobowej grupy. Najgłupszy gracz przeżywa i zaczyna główkować jak przez śnieżne pustkowie przeprowadzić trójkę rannych. Najgłupszy gracz wpada na następujący pomysł, stopniowo wywleka ich na śnieg i ciągnie jednego po drugim w kierunku wsi. Po kilku godzinach się męczy. Zwleka ich na jedną kupę, przykrywa opończami. Następnie do drzewa przybija dużą kartę papieru i pisze KTO ZNAJDZIE TYCH LUDZI, PROSZONY JEST O POMOC. Następnie dumny najgłupszy gracz idzie do wsi, wraca po trzech dniach i zaskoczony dowiaduje się od MG ze grupa nie żyje.
Rzecz się dzieje na małej wyspie. Na kamienistej równinie atakują ich z każdej strony potwory. Gdy drużyna walczy dzielnie a najlepsi wojownicy na skutek niezwykłego farta potworów padają pod ciosami krytycznymi, jeden z graczy pyta:
G: przepraszam, jak wysoko jest sufit?
MG: jaki sufit?
G: sufit komnaty.
MG: jakiej komnaty?!!
G: no, tej w której jesteśmy!
Reszta grupy ginąc właśnie: jesteśmy na wyspie idioto a nie w lochach!!
Do dziś kiedy ta osoba zaczyna się lekko motać, zawsze pada tekst - jak wysoko jest sufit?
MG: Jaszczurka plunęła w twoją stronę kwasem.
G: No to ja wyciągam ten kufel, który ukradłem z karczmy, i łapię w niego ten kwas.
G: Wsiadam na mojego kucyka.
MG: Nie masz.
G: Jak to nie mam?
MG: Sprzedałeś za kilka monet.
G: Ja? No co Ty?! Nic o tym nie mówiłeś!
MG (kręcąc głową nad niedomyślnością gracza): Bo nie pytałeś...
G: Kupuję halabardę, kuszę wałową, namiot...
MG: 25 kilo, to prawie cały twój udźwig. Kup konia.
G: A ile waży koń?
Zdenerwowany gracz w karczmie:
- Łapię barmana jedną ręką, a drugą mówię, że...
Ja prowadzę, jest 4 graczy, ale 2 w miejscu zdarzenia [reszta pobiegła po medyków]
Praworządny Dobry Kapłan po walce z pewnymi robalami, widzi swojego przyjaciela z kilkoma takimi wgryzionymi w niego (kolega ma -2 PZ):
MG: Krwawi, może mu pomożesz?
Kapłan: Spoko, wyrywam robaki.
Konający gracz kręci głową z miną "co za debil"
MG: Wyrywasz jednego i widzisz, ze wyrwałeś mu kawał mięsa.
Kapłan: Naprawdę?!? To potwory! Wyrywam resztę zanim go w całości pożrą!!!
Konający gracz patrzy na MG z niewyraźną miną.
MG do konającego gracza: schodzisz z tego świata.
Kapłan: Umarł?! Przeszukuję go i biorę wszystkie magiczne jego przedmioty: te buty, laskę, o! i sakiewkę!
Wszyscy patrzą na Kapłana ze zdziwieniem i jeden mówi: "Nie wiem Misiu, ale ja za takie coś bym go trzepnął piorunem...".
MG: Spoko... Odpisz sobie tyle PD, aby tylko nie stracić poziomu i od tej pory nie możesz rzucać czarów.
Kapłan: CO?!?! Dobra... kopie mu grób. [cala drużyna w brech]
Dobra, potem dam więcej.