Uwaga: poniższy post nie odnosi się bezpośrednio do żadnego konkretnego postu z tematu. Jest to przemyślenie ogólne, dotyczące tematu jako całości. Przemyślenie dość chaotyczne i pełne skrótów myślowych, muszę przyznać, przez co śmiało możesz pominąć ten wywód i przeczytać kolejne wiadomości, jeśli nie masz czasu i/lub chęci do zmarnowania na pierdoły domorosłego idioty. Idiota się niniejszym nie obrazi
Nadal jednak nie jest to tak długie, jak mogłoby - i jak w sumie teraz bym chciał - żeby było
ale nie chciałem już marnować czasu - swojego i Waszego - na rozwlekanie tego jeszcze szerzej. A da się, oj da...
Przede wszystkim trzeba pamiętać, że tego typu dyskusje mogą być - i są - prowadzone na wielu płaszczyznach, a pytania potrzebują swój określony kontekst. Może to być 'wąski' kontekst ograniczony tylko do danej religii - tu katolicyzmu (czy, lekko poszerzając, chrześcijaństwa). Wtedy pytanie będące tytułem naszego tematu będzie miało zupełnie inny wydźwięk i dostanie zupełnie innej odpowiedzi, niż gdyby było zadane z podejściem ogólnoreligijnym (czy Bóg - tu: ten-konkretny-Jahwe - istnieje i jaki jest?). Pierwszy wypadek dobry jest dla osób wierzących, które potrzebują odpowiedzi na swoje wątpliwości lub chcą poznać pewne detale - zakłada się już wtedy istnienie tego Boga, przynajmniej na określoną chwilę, przynajmniej zawieszając swoją niewiarę (w wypadku osób niewierzących, także w pewnym sensie, na czas rozpatrywania danego zagadnienia, staje się ona 'wierząca'). W drugim wypadku trzeba by szerokiej wiedzy ogólnoreligioznawczej - w sensie znania wielu religii i ich detali. Nadal jednak trzymalibyśmy się sfery wierzeniowej.
Można też powyższe pytanie zadać na płaszczyźnie kulturowej (kulturoznawczej), traktując religię jako element kultury jako taki, starać się zauważyć związek religii z kulturą ludzką; właściwie nie tylko związek, ale i wzajemne oddziaływanie, przemienianie, ale i wynikanie. Wreszcie można na to spojrzeć jeszcze szerzej - nazwijmy to, antropologicznie - i umiejscowić gdzieś element religii w rozwoju i postrzeganiu świata przez ogólnopojętą ludzkość.
W zależności od chcianej przez nas odpowiedzi, powinniśmy się więc kierować do odpowiednich 'specjalistów'. Kiedy osoba niewierząca dyskutuje sobie z katolikiem, bardzo często z ust tego drugiego pada stwierdzenie 'nie jestem w stanie na to odpowiedzieć niestety, ale zapytaj księdza Jasia, on na pewno z chęcią odpowie na twoje pytania'. Problem jest taki, że ksiądz Jasiu odpowie w kontekście i duchu stricte katolickim - właśnie dlatego jest księdzem, inaczej byłby etnologiem, czy religioznawcą - a nasz ateista niekoniecznie szuka wyjaśnień, jak przytoczone tu wcześniej 'drogi Anzelma' i znane szeroko pięć twierdzeń (czy - wskazań, whatever) Tomasza. Powiem więcej - dla mnie, jako tego właśnie ateisty, wskazania Tomasza wydają się być od siebie wzajemnie zależne. Dla mnie dogmaty wiary - ogólnie cały system wierzeń - i to, do czego na ich podstawie można dojść, wzajemnie się zazębia i uzupełnia, nie wykraczając jednak za bardzo poza własne ramy, przez co religia (jakakolwiek) jest dla mnie mniej lub bardziej bezwartościowa (z całym szacunkiem dla osób wierzących jednakże); jedyne argument nie odwołujący się do innych argumentów/twierdzeń/teorii/dogmatów religijnych są typu 'spójrz na świat wokół nas, musiała go stworzyć jakaś wyższa siła'. No, nie musiała, nie ma na to żadnego racjonalnego (niezwiązanego z innymi religijnymi przykładami) powodu, wszystko oparte jest na wierze.
Z drugiej strony, osoba wierząca może uznać większość teorii wybitnych kulturoznawców i antropologów za herezję i po cichu myśleć o załatwieniu im ekskomuniki. Wszystko zależy od tego, na jakiej płaszczyźnie chce się dany problem rozumieć.
Oczywiście, mogą się one przenikać i nierzadko to robią - na niektóre pytania nie da się odpowiedzieć jednym zdaniem, zachowując tylko jeden punkt widzenia, chcąc odpowiedzieć wyczerpująco i możliwie z zachowaniem pewnego stopnia racjonalności, a na pewno zdrowego rozsądku. Jednak generalnie często można wychwycić różnicę w podejściu do samej religii, jako zjawiska, przez osoby wierzące i niewierzące.
Po przeczytaniu powyższego - jeśli ktoś znalazł dość czasu i chęci, by je zmarnować na mój bełkot - pierwsza myśl paląca się w głowach to pewnie 'to oczywiste, qrka, co ten facet gada, takie oczywiste oczywistości, toć on nam forum zaśmieca, weźcie go ze sceny'. Jest to oczywiste, i jest to tak oczywiste, że często jest po prostu pomijane, zapominane. A właśnie dyskusja religijna (nie mówię tu: teologiczna, bo to mi się zbyt kojarzy z tkwieniem w jednej płaszczyźnie osób już wierzących) i nieprzekonywalność oponentów wynika głównie z ich różnego podejścia. Ale tak samo trudno (tzn. w tym samym sensie) np. przekonać kolegę, żeby zaczął grać z nami w czasożerne gry RPG, na co on jest średnio-chętny - chodzi tu przecież tak naprawdę o zmianę jego poglądu na to, jego płaszczyzny myślowej dotyczącej gier RPG i jego w nich udziału, przy czym wychodzi to znacznie łatwiej i szybciej, niż tego typu zmiana dotycząca religii, moralności, przekonań.
Powyższym też uzasadniam celowość prowadzenia tego typu rozmów na forach do tego nieprzeznaczonych, z ludźmi niewyspecjalizowanymi w odpowiadaniu na takie pytania. Wolę porozmawiać tu z Wami - a mamy ludzi obytych i oczytanych z doktrynami i detalami katolicyzmu, mamy poganina, mamy ateistów, cały zwierzyniec, chce się rzec - niż zwracać się z tym do księdza. Taki tygiel daje dużo więcej odpowiedzi ze względu na mnogość interpretacji i pojmowania zjawiska jako takiego. I owszem, temat wydaje się bardziej adekwatny do poruszenia na forum filozoficznym, niż takim fantastycznym, jak to (nie uwłaczając nikomu - dałoby to szansę na nieco wyższy poziom rozmów z większą ilością osób), choć i to miałoby swoje wady. Najważniejsze, to umieć oddzielać owe płaszczyzny myślowe, pamiętając głównie o tym, że np. osoba wierząca, obyta w doktrynach, dogmatach, znająca Biblię i wszelkie ukazy watykańskie, będzie na problemy odpowiadać zgodnie z duchem religii katolickiej, co wcale niekoniecznie jest pożądane przez stawiającego pytanie, lecz odpowiadający nie byłby wierzącym - a więc nie znałby takiego kawała tej swojej religii - gdyby odpowiadał inaczej. I koło się zamyka. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że rzadko kiedy świadomie zdajemy sobie sprawę, jakiej odpowiedzi - z jakiej kategorii - chcemy uzyskać, stawiając jakieś pytanie filozoficzne/religijne/(inne-niesprawdzalne), co prowadzi po pewnym czasie do upadku (zakończenia) tego typu dyskusji, flejmów lub innych nieprzewidzianych efektów.
Kto przeczytał, ten trąba i może sobie teraz zjeść pół słoika nutelli. Z kolei jeśli uznaliście jednak, że pieprzę głupoty i śmiecę forum, to starczy delikatna sugestia, poproszę moda o wywalenie ;p