1. Mistrz Gry: Klebern
2. Gracze: Varmus, Sindarin, Tomeg; Marcin19, Chester90, Dreamwalker, SKRP
3. Konwencja: heroik fantasy
4. Mechanika: Tak: rzuty wykonuje MG i gracze
5. Kontrola MG nad poczynaniami postaci: postacie mają zadanie, z którego zostaną rozliczone, poza tym mają pełną swobodę (oczywiście w ramach swoich możliwości) a MG opisuje skutki ich działań
6. Relacje drużynowe: niesnaski dozwolone, mordowanie innych graczy nie z byle powodu.
7. Częstość postowania: raz na dwa dni. W przypadku nie odpisania w ciągu 48 h na mój post, odezwę się do winnego gracza na gg. Jeżeli w ciagu następnych 24h nie pojawi się post uznaję, że gracz rezygnuje.
8. Długość postów: Wystarczy tylko 1/2 strony A4. Elaboratów nie chcę. Posty mają być treściwe i pozbawione błędów ortograficznych.
9. Poprawność i schludność postów: bez emotikon.
10. Zapis dialogów: dialogi piszemy kursywą, wypowiedź zaczynamy myślnikiem. Kolor pomarańczowy - tylko słowa własnej postaci Najlepiej
11. Zapis myśli: myśli postaci nie oznaczamy żadnym specjalnym sposobem, po prostu część narracji w poście.
12. Imię postaci: na początku postu powinno znajdować się pogrubione imię postaci, które jest linkiem do jej portretu.
_____________________________________________________________
Pełnia zimy 1373r.
Ta karczma nie byłą niczym specjalnym wśród wszystkich karczm, które widzieliście. Ale dzisiaj nabrała jakby pewnych walorów. Stałą się jakby piękniejsza niż zwykle. Gdy za oknem padał śnieg tak gęsty, że nie było widać nic za czubkiem swego nosa, kiedy stopy odmarzały po zaledwie kilku krokach, gdy zaś się splunęło do ziemi doleciał tylko lód, to wtedy każda karczma z miłym paleniskiem, w którym można było się napić grzańca, zjeść coś ciepłego i wygrzać nogi przy kominku to, wtedy czuło się jak w raju. Choć do raju to jej normalnie bardzo wiele brakowało. Pokoje proste, gdzie za materac służył siennik, gdzie najpierw trzeba było rozdeptać kilka pasożytów kręcących się po podłodze, gdzie czasem pod nogami przelatywała mysz. A opierając się o jedna ze ścian nawet głuchy by usłyszał stąpanie i parskanie zwierząt trzymanych w obórce obok. Drugą jej zaletą było to, że to ostatnia karczma na drodze do Suzail. Akurat stałą na skrzyżowaniu kilku mało uczęszczanych traktów. Po prostu brak jakiejkolwiek alternatywy był jej zaletą. I była tania.
O dziwo gdzieś w kącie siedział podróżny bard i stanowił za jedyną atrakcję dzisiejszego wieczoru. Kilka składnych rytmów, choć śpiewanych zapewne dla siebie niż dla gawiedzi zabijało wszechogarniającą cisze. Gości było niewielu, każdy z powodu tego, że po prostu dalej się iść lub jechać nie dało. Zaledwie siedmiu podróżników. Z czego dwóch wyglądało na gnomich kupców. Przynajmniej tak można było ocenić po ich włochatych stopach, które odstraszały swym aromatem każdego, który się zbliżył do nich, by tak jak gnomy wziąć i skorzystać z paleniska i ogrzać z bliska stopy.
I ta monotonia została nagle przerwana przez podmuch lodowatego wiatru z zewnątrz. Każdy z wyrzutem spojrzał, łącznie z grubym pryszczatym karczmarzem, na winowajcę całego zamieszania.
- Zamknij te cholerne drzwi ! – rzekł niezwykle delikatnie i dyplomatycznie karczmarz ukazując swe niezmierzone pokłady dobrego wychowania, jak i brak kilku zębów. Z resztą z tymi pokładami zdążyliście się już zapoznać. Z zębami na całe szczęście nie mięliście do czynienia. Z reszta nie wyglądały zbyt apetycznie. Troszkę tak za bardzo opalone.
Karczmarz był głównie dlatego zły, że mu zgasła fajka, którą namiętnie palił niemal bez przerwy. Jegomość wszedł do karczmy jakoś tak bez przekonania, jakby starał się skurczyć w sobie i udawać, ze go tu wcale nie ma. Zrobił parę kroków i stanął
- Ej kmiocie. To porządna karczma, drzwi się zamyka ! – zwrócił znów do gościa karczmarz. Choć z tą porządnością to byście za żadne smocze skarby nie zgodzili, to tyle lodowaty wiatr bijący przez otwarte drzwi, powodował, że wyjątkowo zgadzaliście się co do ogólnej prośby karczmarza.
Tajemniczy gość powoli obrócił twarz w kierunku karczmarza, a gdy ten zobaczył jego twarz nagle syknął, dławiąc się dymem. Po chwili jegomość padł na pysk jak długi. Wtedy właśnie zwróciliście uwagę na krew, która z niego ciekłą strumieniami. I na tym nie koniec było atrakcji dzisiejszego wieczora. Dosłownie parę chwil po tym, jak ktoś tu zapewne wyzionął ducha do karczmy wszedł potężnie zbudowana konserwa, tfu rycerz. Każdy jego krok był odznaczany dzwonieniem metalowych ostróg. Podszedł do truchła i kopnął go zwyczajnie upewniając się czy aby trup.
- Weźcie to ścierwo do kapłanów. Jeszcze nam wyśpiewa co wie. – zakrzyknął do drzwi, przez które weszło sześciu zbrojnych. Dwóch z nich wzięło ciało za kopyta i wyciągnęli je na zewnątrz. – Ten ścierwojad miał zapewne z kimś się tu spotkać.....– rzekł rycerz do osoby, która właśnie dołączył do całej trupy. O dziwo nie miał na sobie nawet kamizelki. I jeszcze nie zamarzł ? - Ty i ty, zabierz resztę i obstawcie tyły.
Po czym podszedł do drzwi i je zamknął. Wyciągnął za pleców swój potężny miecz i trzymał go w gotowości. , człowiek, któremu tak było ciepło i zapewne który pomylił pory roku przesunął się na front. Po jego prawicy stał ten rycerz, zaś po lewicy z tyłu dwóch żołdaków, którzy w każdej ręce trzymali w gotowości sejmitary
- Dobra podróżni. My tu szukamy złoczyńców. Opowiadać przez dowódcą posterunku Rycerzy Purpurowego Smoka, co wy tu robicie.
A karczmarz niewiadomo kiedy się ulotnił.