Odnośnie tłumaczeń, zastanawia mnie (nie tylko odnośnie nWoD, ale ogólnierpgowo), dlaczego tak wiele osób krytykuje tłumaczenia, jakość korekty, terminologię, itd. Rozumiem, że każdy, kto ma dostęp do podręcznika w oryginalnej wersji językowej wykuł sobie w głowie własny słownik terminologii, ew. pozostawiając mechanikę w oryginale (czyli hapeki a nie punkty żywotności). Potrafię też zrozumieć narzekanie na styl podręcznika - tłumacz to nie maszyna, powinien potrafić pisać w niezłym stylu. Za nic jednak nie rozumiem wieszania psów na korekcie (zwłaszcza, gdy chodzi np. o kilkadziesiąt literówek w 320-stronicowym podręczniku formatu A4) albo na samej terminologii. Pamiętam, z początków istnienia RPG w Polsce, że niewielu osobom przeszkadzał np. "zwadźca", czy "tubylcy betonu". Rzucanie się na angielską edycję tylko dlatego, że jakiś termin może być przetłumaczony inaczej, niż sobie krytyk życzy to dla mnie strzał w stopę - rezygnowanie z wygody polskiej edycji dla kilku terminów jest po prostu dziwne.
Potrafię zrozumieć osoby, które wolą mieć całą linię w jednej wersji językowej, zamierzając inwestować nie tylko w podstawkę, ale i dodatki (i dlatego nie kupiłbym D&D 4.0, jeśli wyszłaby w języku polskim), ale strzelania focha i olewania fajnej gry dlatego, że tłumacz przetłumaczył poprawnie, ale po swojemu, nie zrozumiem za nic.
Dlatego...
Breeg pisze:Z tym problemów akurat nie mam. Ale WOLAŁBYM mieć po POLSKU. Nawet jeśli ma to oznaczać coś gorszego niż oryginał. (Czyż nie jest tak zawsze?)
+1, zbyt cienki jestem w angielskim, żeby uważać się za wielki autorytet przy ustalaniu terminologii podręczników