@smaller
Jeśli paląc, wdycham ilość dymu w ilości X, to jakim cudem ktoś, kto wdycha 1/5, albo i 1/10X, może bardziej cierpieć z tego powodu? Błagam, nie mówcie, że palacze lepiej wiedzą, jak palić i pozbywać się dymu ze swojego ciała, bo jedynym sposobem na to jest zrobienie kilku, kilkunastu bardzo głębokich oddechów, aby wymienić całą zawartość płuc. (...) Naprawdę, niczym dziwnym jest dla mnie wieść, że bierne palenie szkodzi i to w stopniu znaczącym. To z tezą, że szkodzi bardziej niż zwykłe palenie nie mogę się zgodzić.
Kiedy bierne palenie naprawdę szkodzi *w danej chwili* znacznie bardziej niż czynne. I bardzo łatwo jest to wytłumaczyć:
1) Drogi oddechowe osoby niepalącej są (zwykle) w znacznie lepszym stanie niż drogi oddechowe palacza, tak więc więcej dymu na nie oddziałuje. Porównać to można z nowym i starym filtrem do wody - przy tym samym ciśnieniu, przez pierwszy przepływać będzie znacznie więcej płynu niż przez ten drugi (bo pory w tym drugi są w większości pozatykane).
2) U osób palących doszło już do wielu patologicznych zmian, a także do wykształcenia pewnej odporności. U osób niepalących - nie. W reultacie potrzeba bardzo dużo "dymu" żeby spowodować dalsze wyniszczenie organizmu palacza, za to bardzo niewiele aby poważnie zaszkodzić niepalącemu. Wykształcenie odporności to natomiast standardowy mechanim uodparniania się na (niektóre) trucizny: jeżeli ktoś przez dłuższy przyjmuje niewielkie dawki trucizny, to ta nie zaszkodzi mu potem nawet w większej dawce. Jeżeli ktoś "z marszu" poczęstowany zostanie dużą dawką - może to być dla niego (dosłownie) zabójcze.
3) Są na świecie osoby uczulone/nadwrażliwe na składniki dymu papierosowego.
Nie wiem, czy przyczyną są osobiste doświadczenia czy nadmiar złej woli, ale jeszcze nikomu z osób z którymi o tym rozmawiałem nie sprawiało takich kłopotów wstawienie sobie wyobrażenia zdołowanego, młodego człowieka z tanim winem w ręce, idącego nocą pustą plażą. (...) A ja piszę o tym, że alkohol leczy z negatywnych emocji i że alkoholicy piją z innego powodu, niż inni.
Wbrew pozorom, nie spotkałem się nigdzie z naukowym dowodem na to, że alkohol leczy - a już na pewno nie, że leczy emocje. Jest dokładnie odwrotnie - alkohol, zwłaszcza jeżeli zaczniesz traktować go jako "standardowe lekarstwo", prowadzi do uzależnienia i Twoje problemy pogłębia. Znajdujesz się wtedy na równi pochyłej - masz coraz więcej (spowodowanych przez alkohol) problemów, więc pijesz więcej alkoholu (jako lekarstwo na problemy), więc masz coraz więcej problemów...
Oczywiście rozumiem, że jak masz zły nastrój, to możesz mieć ochotę łyknąć sobie kielicha, żeby na chwilę oderwać się od szarej rzeczywistości i nie przeciążać psychiki tkwiącymi w niej problemami. Jeżeli robisz to nie dla zasady i niezbyt często, to czemu nie - wszystko jest dla ludzi. Ale jeżeli zaczynasz w ten sposób "rozwiązywać" wszystkie problemy, to znaczy że:
1) oduczasz swój mózg od samodzielnego radzenia sobie z problemami
2) coraz więcej coraz bardziej trywialnych problemów traktujesz jako dobry pretekst żeby się napić
3) zaczynasz doświadczać symptomów uzależnienia, długotrwałego negatywnego wpływu alkoholu na organizm, często zatrucia alkoholowego.
To się nie może dobrze skończyć.
Natomiast jeżeli chodzi o pozostałe "dobre działanie alkoholu na organizm", to w większości mit. Niektóre napoje alkoholowe - np. wino - uznawane są czasem za "korzystne dla zdrowia" (przeciwdziała rakowi, odmładza, różne inne bzdury), ale nie wynika to z zawartości alkoholu, tylko z pozostałych składników napoju. Czyli równie dobry (albo lepszy) skutek osiągnąć moglibyśmy np. zamiast wina pijąc mus winogronowy. Jeżeli natomiast chodzi o sam alkohol, to nie posiada on jednoznacznie pozytywnego wpływu na organizm. Niekótrzy przedstawiciele "starej szkoły" uważaja jeszcze, że można go stosować w niektórych wskazaniach np. kardiologicznych (podobnie jak niektórzy lekarze stosują jeszcze naparstnicę - która jest bardzo silną trucizną), nie jest to jednak zwykle obojętne dla organizmu (w sensie - równocześnie szkodzi na inne rzeczy), a zwykle posiadamy już znacznie lepsze (i mniej szkodliwe) środki.
W końcu: zwykle nikt nie protestuje przeciwko piciu przez dorosłych ludzi niewielkich ilości alkoholu. To co ludzi niepokoi, to fakt że osoby zaczynające od niewielkich ilości alkoholu zazwyczaj (chociaż także w zależności od "lokalnej" kultury) kończą zwykle na ZBYT dużych ilościach...