Senthe pisze:Jeśli chcesz chronić małe dziecko przed wkładaniem rąk do ognia (co może się dla niego skończyć tragicznie):
a) stwierdzasz "a niech sobie wsadza, to je zaboli i przestanie"
b) wyrzucasz z domu wszystkie świeczki, zapałki, i zapalniczki
c) czy całym swoim autorytetem wmawiasz mu, że nie można i już?
Zależy od postawy dziecka, jego osobowości (kształtującej się jeszcze, ale należy brać ją pod uwagę) i tego jakie ma szanse na zetknięcie się z ogniem zanim osiągnie zdolność do podejmowania decyzji.
Dla niektórych dzieci a) jest dopuszczalne. Jeśli dziecko jest ciekawskie, odpowiedzialny rodzic mający nadzór nad dzieckiem przez cały czas może sobie pozwolić na to, żeby się sparzyło. Jeśli się sparzy, będzie unikać ognia, a rodzic jest na miejscu, aby zająć się oparzeniem.
Dla większości dzieci c) jest jak najbardziej odpowiednie. U niektórych wywoła katastrofę.
Nie należy generalizować, mając do czynienia ze zwierzęciem bardziej inteligentnym od myszoskoczka, a już najbardziej nie wolno dawać jednej odpowiedzi przy dziecku.
Senthe pisze: Znałam dziewczynę, która w Sylwestra upiła się i wypadła z trzeciego piętra, a po kilku dniach zmarła w szpitalu. Chcielibyście być jej rodzicami?
Gdybym był jej rodzicem, uznałbym to dziecko za swoją porażkę. Skoro nie potrafiła się obchodzić z alkoholem, a nie została wychowana tak, aby go unikać, to znaczy, że rodzice zawiedli na całej linii.
Albo uczymy własnych potomków jak sobie radzić z niebezpieczeństwem, albo uczymy je go unikać.
hallucyon pisze: Uważam natomiast, że niezakazanie dziecku wprost zażywania narkotyków z dużym prawdopodobieństwem może prowadzić do katastrofy. Generalnie rzecz biorąc, substancje te mają mocniejszy potencjał uzależniający niż alkohol etylowy, stąd, w mojej ocenie, ich zażywanie, zwłaszcza przez małoletnich, jest jak zabawa zapałkami na beczce z prochem.
Etanol też jest narkotykiem, bardziej uzależniającym i mającym gorsze objawy przy odstawianiu niż większość tzw. "Twardych narkotyków".
"Substancje te" to niebezpieczne generalizowanie olbrzymiej ilości grup związków, z których część jest względnie nieszkodliwa, a część jest zabójcza.
Uważam takie ogólnikowe podejście do narkotyków za przyczynę przechodzenia od "miękkich" do "twardych" narkotyków - człowiek od zawsze uczony, że narkotyki=zło, spróbuje czegoś lekkiego i nieszkodliwego. Przekona się, że na niego nie ma to większego wpływu, bądź tego wpływu nie zauważa i sięgnie po coś "cięższego".
Nie ma lekkich i ciężkich narkotyków. Jest kawa, alkohol, marihuana, ecstasy, amfetaminy, kokaina, heroina i inne pochodne morfiny. Jeśli 15 latek nie wie czym może dla niego skończyć się nawet lekkie przedawkowanie ecstasy lub amfetaminy, to jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie, nie ważne jak dobrze jest wychowany.
Powinien wiedzieć co zrobić jeśli mu się to zdarzy (choćby przez przypadek, o przypadkowe zażycie ecstasy w niektórych klubach i dyskotekach nietrudno) i czym to grozi. Może uratować życie nie tylko sobie, ale przyjaciołom, którzy takiej wiedzy nie mają.
P.S. hallucyon - "onetowe zakrzyknięcie" nie miało być próbą zdewaluowania wszelakiej aprobaty, tylko pierwszym skojarzeniem moim, kiedy pisałem "gdzie byli rodzice". Osobiste skrzywienie, bez podtekstów innych, niż wywołanie uśmiechu na ustach ludzi o podobnie prymitywnym poczuciu humoru jak mój.
Podobnie jak "zawoalowana próba apriorycznego zdezawuowania wszelkiej dezaprobaty" może, ale nie musi, być twoim sposobem na sprawdzenie, czy jestem godny brania pod uwagę w rozmowie. Gdyby nie podstawy łaciny, słowo "aprioryczne" musiałbym sprawdzić w słowniku j.polskiego