Przede wszystkim uchroniłoby to Polskę przed zniszczeniami za czasów sowieckiej okupacji lat 1939-1941 i okupacji niemieckiej. Niemcy bowiem nie mieliby interesu w tym, by w Polsce zaprowadzać swoje rządy, tak jak tego nie robili ani w Rumunii, ani na Węgrzech, ani w Chorwacji. A brak tak okropnych zniszczeń i śmierci 6 milionów obywateli już samo w sobie było sukcesem.
Hmmm jeśli się nie mylę, to dużych działań wojennych we wschodniej Polsce, która padła w ręce Rosjan, nie prowadzono. Był nawet dla wielu idiotyczny rozkaz Naczelnego Dowództwa o nie prowadzeniu działań wojennych przeciwko ZSRR. Więc o jakich zniszczeniach mówimy? zniszczenia wojenne spowodowane Kampanią Wrześniową wcale nie były aż tak duże. Nie były, bo armia polska stawiała co najwyżej bierny opór. Ale sporemu zniszczeniu infrastruktura drogowa, bo taki był plan działań, ale tą dość szybko Niemcy odbudowali, bo jej potrzebowali. Ba nawet kilka dróg przybyło. Mój region Mazowsza należał do Generalnej Guberni i rozwój infrastruktury i lokalnego przemysłu jak i też rolnictwa był największy właśnie w czasie trwania niemieckiej okupacji.
Może sprecyzuję słowo bierny opór. Otóż nie chodzi mi o to, że żołnierz polski poddawał się bez walki albo symulował tylko chęć walki. Jednakże przewaga niemiecka powodowała, że mimo całkiem licznych osiągnięć taktycznych i nieraz wygranych pojedynczych bitew, polscy żołnierze musieli cały czas się cofać i jedynie biernie reagowali an sytuację, nie mogąc samemu narzucić jakiejkolwiek inicjatywy wrogowi na choćby najmniejszym odcinku frontu.
Na przykładzie Warszawy nie ma co omawiać, bo sami Niemcy nie wiedzieli co z nią zrobić. Początkowo miała być przebudowana na nowo zgodnie z wizją nowoczesnych nazistowskich miast, potem jako tylko ośrodek komunikacyjny z koszarami SS na Pradze, by w końcu pozostawić tak jak było, jedynie postanowiono nie odbudowywać zniszczeń wojennych z 1939 roku. A te nie były aż tak duże wbrew pozorom, gdyż obronna Warszawy dość szybko padła i Niemcy nie musieli przeorywać miasta artylerią i bombowcami.
Jeśli nie nazywasz zmuszenie rządów Węgier, Rumunii i Chorwacji do wykonywania poleceń z Berlina ingerencją w sprawy wewnętrzne kraju, to nie wiem co nazywasz wtrącaniem się.
Kolejna sprawą jest utrata 6 milionów ludności, głównie z powodu ludobójstwa w niemieckich obozach koncentracyjnych oraz późniejszych akcji oswobadzania Polski przez Sowietów. Polscy żydzi i tak by zginęli, bo nic nie potrafiło ich uchronić, nawet pseudo suwerenne państwo. Pomaganie żydom było karane śmiercią nawet w Niemczech a ciężko było dziwić, że pomagano "sąsiadom za płota" uciec z życiem. Być może zginęłoby o 1 milion ludzi mniej [za pomoc AK i bezpośrednią działalność w dywersyjnych strukturach], ale na bank nie 6 milionów mniej. Poza tym w chwili przyjścia sowietów i tak by ten milion ludzi więcej zginął. Myślę, że jeśli polskie oddziały walczyły przeciwko ZSRR to dość mocno by dały się we znaki i Sowieci pewnie by chcieli wziąć odwet za to. A jako kraj ZSRR niezbyt nas lubiło.
Tylko dzięki amerykańskiej pomocy doszli do takiej potęgi, bo gdyby nie "Lend-Lease" to nie miałby nic do gadania. Niemcy by ulegli, ale za sprawą II frontu we Francji i we Włoszech, kiedy to alianci uderzyliby na wykrwawione i osłabione 5-letnią wojną siły Wehrmachtu.
Myślę, że przeceniasz ogrom pomocy zachodu. Była odczuwalna przez ZSRR na pewno ale wbrew zachodniej retoryce nie stanowiła o byciu lub niebyciu ZSRR. Ale tak czy siak o czym mówimy? Czy jakby Polska byłą w Osi to Lend -Leasu dla ZSRR by nie było? Po drugie drugi front powstał, jak ZSRR był już prawie nad Wisłą. Przypisywanie wojskom amerykańskim, zwłaszcza po operacji w Ardenach, większej zasługi w pokonaniu III Rzeszy niż ZSRR jest troszkę dziwne. Front włoski za to był tylko frontem pomocniczym, gdzie alianci najpierw utknęli na linii Gustawa, którą z wielkim trudem przełamano, by utknąć dosłownie 200 km dalej na linii Gotów i nie ruszyć się dalej aż do prawie zakończenia II WŚ. Dopiero 21 kwietnia 1945 roku doszło do całkowitego przełamania systemu obronnego i zajęcia Bologne.
Polacy też korzystali na tej współpracy z III Rzeszą, bo odsuwali jak najdalej starcie z Rzeszą, wiedząc, że nie mogą liczyć na pomoc ani Francji, ani W. Brytanii.
Oczywiście, tylko nie mogli wygrać wyścigu zbrojeń.
Przekonali się zresztą o tym Francuzi, którzy wprawdzie zajęli Zagłębie Ruhry w 1923 roku, ale nie potrafili go utrzymać i musieli uchodzić z podkulonymi ogonami. A skoro to spotkało silną militarnie Francję, to spotkałoby również słabą Polskę.
O ile dobrze pamiętam było to reakcja na zapowiedź Niemców, że dalej tej kontrybucji płacić nie będą. Francuzi wkroczyli, Niemiecka gospodarka jeszcze bardziej dostała po tyłku i od razu znalazły się pieniądze na następną ratę. O ile dobrze pamiętam to nikt tam Francuzów nie wyrzucał, wiec nie wiem skąd opinia, że wyszli stamtąd z podkulonym ogonem.
Poza tym - w 1922 roku było Rapallo i rozpoczęcie współpracy niemiecko-radzieckiej, co napełniło polskie władze przerażeniem, że może dojść do kolejnego rozbioru.
Właśnie to powinno zmusić Polskę do działania a nie biernego gapienia się jak dojne cielę.
Nic by nie było, bo do żadnego ataku by nie doszło. Armia polska po wojnie 1920 roku była wystarczająco wyczerpana i nie miała sił do podejmowania kolejnej ofensywy.
Oczywiście, na kolejną wojnę Polska nie miała sił, rezerw ani pieniędzy, tylko, że z powodu wkroczenia do Prus i Dolnego Śląska nikt wojny by nie wypowiedział, bo wszyscy dookoła też jej nie mogli prowadzić. Więc można było wykorzystać okazję. Ba nawet Niemcy realnie brali pod uwagę utratę tych dwóch regionów na rzecz Polski. Politycy II RP zaufali w idee Ligi Narodów zamiast troszczyć się o własne interesy. Tamte działania przypominają obecne działania EU w walce z kryzysem i wiara polskich polityków, że współpraca w ramach struktur UE pozwoli nam na wyjście z kryzysu. Jak widać ufanie obcym politykom mamy już we krwi, jak i to, że nie uczymy się na błędach. Przynajmniej błędach politycznych.