@Gedeon
To daymio może nakazać swemu wasalowi samobójstwo, a nie może kazać mu stanąć do pojedynku?
Może. Niemniej wyobraź sobie taką sytuację: zgodnie z zasadami, kandydat na fechmistrza powinien zmierzyć się w ćwiczebnej walce z bodajże 3 najlepszymi samurajami. Daimyo pyta o ochotników, a tutaj nikt nie ma ochoty podjąć wyzwania. Oczywiście można arbitralnie wybrać któregoś z bushi i nakazać mu walkę, ale skoro i tak *widać* że nikt nie ma odwagi, to czemu miałoby to służyć? Sprawienie że inny bushi "utracił twarz" (nawet jeśli sprawiło się to "niechcący") było uznawane za przejaw wybitnie złej woli i odbierane jako bezpośredni atak. Po co daimyo miałby "atakować" swoich podwładnych? Sytuacja doprowadziłaby do bardzo silnego zantagonizowania ludzi, którzy - jakby na to nie patrzeć - dowodzili jego zbrojnymi oddziałami, dokładali się do jego kiesy, itp. A sytuacje w których podwładni występowali przeciwko swoim daimyo nie były bynajmniej rzadkie.
CO więcej, japońska arystokracja zawsze miała problem z godzeniem swojej roli jako bushi ze swoją rolą jako władcy. Zdarzały się przypadki, w których nauczyciele młodych dzieciców karani byli okrutnie za to, że w pozorowanej walce zadrasnęli przyszłego księcia - z drugiej strony oczekiwano od nich jednak, że nauczą swego podopiecznego jak zwyciężać i jak znosić trudy wojny. *Oficjalnie* daimyo i jego synowie powinni być zawsze najlepszymi wojownikami klanu, nawet jeśli tajemnicą poliszynela było, że nie wiedzą z której strony trzymać miecz.
We wzmiankowanej historii intencje daimyo były bardzo dobre. Chciał przyjąć obcego szermierza na służbę, był zachwycony jego charakterem oraz stylem walki, zapewne myśli o pojedynkach "kwalifikacyjnych" (oraz szokującej skuteczności przybysza) spowodowały u niego także spory wyrzut adrenaliny do krwii. Prawdopodobnie sam uważał się za całkiem sprawnego wojownika, a pojedynek wyobrażał sobie jako zwyczajową wymianę ciosów, w trakcie której stawałby ("jak zawsze") dzielnie, a z której mógłby się w pewnym momencie grzecznie wycofać uznając wyższość przyszłego fechmistrza (lub jeszcze lepiej: przyszły fechmistrz mógłby się wycofać z walki, uznając wyższość daimyo).
Tymczasem wszystko potoczyło się zupełnie inaczej. Wszystkie ataki księcia były "od niechcenia" odtrącane, czy też częściej - główny bohater po prostu ich "spolegliwie" unikał. Ponieważ fełdałowi nie udawało się nawet nawiązać kontaktu z przeciwnikiem, stwarzało to wrażenie, że sam jest nieporadny. Coraz bardziej zirytowany, daimyo coraz częściej atakował na oślep, coraz bardziej szarżował i rzucał się do coraz to nowych nieprzemyślanych ataków. Ponieważ protogonista raz po raz uchylał się przed jego ciosami, rozpędzony daimyo wpadał na papierowe ekrany, niszczył znajdujące się w ogrodzie ozdoby, a skończyło się tak, że wpadł do stawu.
Co równało się temu, że przybysz "pozbawił go twarzy", dokonał nieusprawiedliwionego niczym "ataku" na godność władcy, a więc "niechcący" stał się wrogiem całego klanu. Po raz kolejny (ale bynajmniej nie ostatni) daimyo "zmuszony" był odrzucić jego kandydaturę.
Mity?Zdaje mi się, że harakiri to fakt. Co do ścinania głów (o ile chodzi Ci o ,,zabójstwo na rozdrożu" a nie o element samobójstwa) to faktycznie to może być legenda.
Głównie mity. O ile same zjawiska rzeczywiście miały miejsce, to brak zrozumienia czemu służyły i co oznaczały, prowadził zwykle do tego, że urastały na zachodzie do niestworzonych rozmiarów i stawały się oderwaną od rzeczywistości legendą.
Przykładowo, seppuku rzeczywiście było praktykowane przez samurajów, jednak rzadko było karą - częściej nagrodą. Najłatwiej porównać byłoby je do zwyczaju rzymskich arystokratów, znanego m.in. z Quo Vadis, polegającego na tym, że aby nie dopuścić do zhańbienia całego rodu, patrycjusz popadający w konflikt z władcą popełniał w domowym zaciszu samobójstwo. Mniej więcej na tej samej zasadzie działało to w Japonii, w której od zawsze panowała odpowiedzialność zbiorowa oraz silne poczucie przynależności. Po prostu: jeżeli samuraj dopuścił się przewinienia, stawało się ono automatycznie skazą na wizerunku całej jego rodziny, a w jakimś stopniu - ogółu bushi służących danemu fełdałowi. W "normalnej" sytuacji daimyo zmuszony byłby bronić honoru klanu, poprzez ukaranie samuraja oraz jego krewnych - byłoby to jednak marnotrawienie zasobów, bowiem często rodzina winowajcy była mu wierna / dobrze mu służyła. Co więcej, podjęcie drastycznych działań destabilizowałoby sytuację, ponieważ majątek skazanego na śmierć samuraja powierzyć trzeba byłoby innemu samurajowi, a to mogłoby doprowadzić do zazdrości i lennych niesnasek. Z punktu widzenia winowajcy: czekała go upokarzająca kara, zaś jego ukochanych w najlepszym razie dozgonna tułaczka bez grosza przy duszy, zaś w najgorszym - tortury i śmierć. Swoistym konsensusem było rytualne samobójstwo. Winowajca próbował więc pokazać poprzez seppuku, że jest odważnym i honorowym wojownikiem, i że dostrzegając swoją porażkę gotów jest osobiście ponieść wszystkie jej konsekwencje. Daimyo z kolei mógł "nagrodzić" wasala pozwalając mu na rytuał (czyli niejako dając "drugą szansę" na odzyskanie honoru), równocześnie utrzymując polityczny status quo, a włości oraz opiekę nad rodziną samobójcy przekazując jego bratu / synowi. Gdyby natomiast chciał samuraja ukarać, to na seppuku z całą pewnością by się nie zgodził - nakazałby uwięzienie lennika oraz całej jego rodziny, a następnie zbiorową egzekucję.
Oczywiście zdarzali się także krwiożerczy fełdałowie, którzy np. nakazywali swoim wojownikom zabijać się tępym, drewnianym mieczem, czy też traktowali seppuku jako zabawny sposób udowadniania innym swojej władzy - ale raczej stanowili oni mniejszość. W ogóle: skala zjawiska była zapewne stosunkowo niewielka. Obstawiałbym, że seppuku bywało wydarzeniem, które większość Japończyków miała okazję zobaczyć może z raz w swoim życiu (pomijając ekstremalne sytuacje spowodowane przez wojny, czy polityczne czystki). Podejrzewam że znacznie częstsze były "honorowe" samobójstwa symbolizujące sprzeciw samuraja wobec działań władcy - porównywalne do współczesnych strajków głodowych, samospaleń, czy strzelania sobie w głowę przez wojskowych prokuratorów.
Oczywiście wychowywanym w innej kulturze Europejczykom, dla których nawet zachodnie rycerstwo było zapomnianym dawno "przeżytkiem", pomysł że za *drobne* przewinienie ktoś mógłby nakazać im rozcinać swój własny brzuch, był czymś niezrozumiałym i barbarzyńskim. Tym bardziej, że zupełnie inaczej postrzegali zasady honoru - i coś, co dla Japończyka było niewybaczalną zniewagą, dla nich było codzienną "normą". Czyli tak: samuraj zachowuje się normalnie, nic *złego* nie robi, a tutaj nagle jego fełdał oznajmia, że ma następnego dnia zadać sobie okrutną śmierć. Jedyna logiczna dla gaijina intepretacja to, parafrazując dwóch galijskich bohaterów: "Ci Japończycy są szaleni".