Zrodzony z fantastyki

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 8
 
CJ111
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 132
Rejestracja: śr wrz 01, 2004 10:56 am

ndz lis 27, 2005 7:11 pm

Ivellios

Pó³elf u¶miechn±³ siê z zadowoleniem do siebie widz±c efekty swoich dzia³añ. Jeden z jego napastników trzyma³ siê za zgruchotany nos, odrzuciwszy swoj± paskudnie zakrzywion± szablê. Drugi natomiast zacz±³ siê powolnie cofaæ z przera¿eniem spogl±daj±c na sylwetkê Ivelliosa. Mê¿czyzna nie zamierza³ marnowaæ zyskanej przewagi. Szybko przyst±pi³ do ataku. Rzezimieszek ze zgruchotanym nosem poderwa³ siê do ucieczki. Bieg³ bardzo szybko, lecz mimo wszystko zbyt wolno dla ma³o obci±¿onego pó³elfa. Szybkie ciêcie, skierowane w tu³ów i zwali³ siê jêcz±c cicho w ka³u¿ê krwi. Wprost z pierwszego wypadu Ivellios przeszed³ do nastêpnego. Jego ciosy nie by³y zbyt silne, mo¿na powiedzieæ ¿e nawet oszczêdne, lecz niezwykle szybkie i piekielnie trudne do sparowania. Atak z góry, parada, cios z pó³piruetu. Wszystko wychodzi³o mu idealnie. Jego wróg niemrawo siê broni³, oszo³omiony przez poprzedni czar, wiêc zabicie go nie by³o problemem. Po chwili zwali³ siê ciê¿ko na ziemie z wnêtrzno¶ciami wyp³ywaj±cymi z rozciêtego brzucha. Dziêkuje Thamionie, dziêkuje...

Szaleñcza kona podró¿ by³a niezwykle wyczerpuj±ca. Ga³êzie ¶wista³y mê¿czy¼nie ko³o g³owy, parê razy by³ bliski wyr¿niêcia w nie g³ow±. Cholerne konie.. Ivellios nigdy nie lubi³ koni, mimo ¿e te czêsto ratowa³y mu ¿yciê. Nigdy nie pali³ siê do jazdy konnej, co tak uwielbia³o wielu jego znajomych. Nie zdoby³ te¿ specjalnych umiejêtno¶ci w je¼dzie, co sprawia³o ¿e teraz zosta³ nieco z ty³u...

Wreszcie wydawa³o siê ¿e ten szalony po¶cig ma siê ku koñcowi. W oddali zaczyna³y ju¿ majaczyæ niewyra¼ne sylwetki. Dru¿yna powoli, lecz nieub³aganie zbli¿a³a siê do nich. Nagle dwie postacie osadzi³y konie w miejscu i ruszy³y najpierw powoli, potem coraz szybciej na spotkanie z grup±. Ivellios wiedzia³, ¿e jego wierzchowiec d³ugo nie poci±gnie takiego szaleñczego tempa, a on sam nie bêdzie w stanie walczyæ w galopie. Wstrzyma³ konia i ze¶lizn±³ siê szybko z siod³a. Pogrzeba³ chwilê w kieszeni i wyj±³ z niej miniaturow± replikê tarczy strzeleckiej. Skoncentrowa³ siê na niej i wyrecytowa³ b³yskawicznie formu³ê czaru. Szybko wyj±³ i przy³o¿y³ do ramienia kuszê. Wiedzia³ ¿e je¼dziec skrêci w lewo. Wiedzia³ ¿e wyda z siebie potê¿ny okrzyk bojowy. Wiedzia³, ¿e nie zdo³a unikn±æ lec±cego z wielk± szybko¶ci± be³tu. Có¿ by³o prostszego? Nacisn±³ spust i zgodnie z przewidywaniami trafi³ wroga. Je¼dziec zachwia³ siê w siodle, jednak nie upad³. Ivellios niemal widzia³ jego wykrzywione w grymasie bólu usta i u¶miechn±³ siê do siebie. Wreszcie wykona³ porz±dnie swoj± robotê...

Rzucony czar to Prawdziwe uderzenie
 
Awatar użytkownika
joseph__
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 361
Rejestracja: czw mar 25, 2004 3:45 pm

ndz lis 27, 2005 7:41 pm

Paulie Dahlberg

Cud inaczej tego nie umiał określić udało mu się wyrwać z osaczenia. Zdyszany dobiegł za towarzyszami do gospody, która jeszcze niedawno zdawała się być miejscem przyjemnego noclegu. Stało się inaczej. Rana na udzie wydawała się dość płytka na pierwszy rzut oka. Mimo wszystko należało szybko się nią zająć. Jak z doświadczenia wiedział najlepszymi metodami były te tradycyjne. Zalał ranę winem, zagniótł pośpiesznie chleba z pajęczyną i przyłożył do rany starannie potem zawijając w napredce sklecony bandaż.

Pogoń trwała długo, Paulie począł się zastanawiać, czy jego koń pociągnie jeszcze długo. Z tego frasunku wyrwał go widok jeźdźców. Na koniu nie zwykł walczyć, więc podobnie do Iveliosa, osadził swego wierzchowca w miejscu. Jechał ostatni więc założył, że i tak szans nie bedzie miał na walkę z dwoma chojrakami, któzy postanowili sprostać grupie. Skręcił delikatnie w las starając ominąć przeciwników. Koń przyjął to zwolnienie tempa z niebywałą ulgą i spokojnym krokiem przeciskał się przez gęstsze w tym miejscu chaszcze. Gdy Paulie zobaczył, że wyminą już konnych, którzy starli się z jego towarzyszami począł wracać w kierunku drogi.
 
Khadgar
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 114
Rejestracja: sob paź 22, 2005 4:29 pm

ndz lis 27, 2005 9:41 pm

Zaonor Ashenedge

Furtka! Zwykła, cholerna furtka uratowała im tyłki! Skąd na bogów w klasztorze wzięło się tylu zbrojnych? Cóż- przynajmniej szermierzowi i reszczie się czmychnąć, po Wiedzącym też nie bylo śladu. Zaonor i jego kompani byli biegli w wojennym fachu, ale tak licznym przeciwnikom nie mogli podołać. Nie było jednak czasu na rozważania. Krew nie zdążyła nawet zaschnąć na ostrzu szermierza, a oni już puścili się w konną pogoń za porywaczami Wiedzącego. Pospiesznie opatrzona kawałkiem materiału ręka dawała się jeszcze nieco Ashenedgowi we znaki, mocno stłuczony nos posiniał. Mimo tych powierchownych ran, Zaonor znacznie lepiej czuł się w roli myśliwego niż zwierzyny, choć nie wiedział jak wymagającym przeciwnikiem owa zwierzyna się okaże. `Oby nikt z klasztoru nie podążył naszym tropem, widząc "owoce" naszej pracy`- pomyślał z kwaśnym grymasem twarzy.

Z rozmyślań wyrwał go las, w który wjechali. Ashenedge był zręcznym jeźdźcem, ale i tak musiał się nieźle natrudzić, aby nie wpaść w jakąś zdradziecką dziurę, i nie rozorać sobie twarzy ostrymi gałęziami. Jego kasztanowa klacz wyglądała na zdrowy okaz, ale szermierz wiedział, że w takim tempie konie długo nie pociągną. Jednak chcąc dogonić uciekinierów, drużyna nie mogla sobie pozwolić na najkrótszy odpoczynek. W końcu Zaonor z pewną ulgą dostrzegł majaczące się w oddali sylwetki jeźdźców. Dwóch z nich, zawróciło, co z kolei rozwścieczyło szermierza. `To jasne, chcą spowolnić, a może i zbrojnie pokonać pogoń. Ale niech ci glupcy nie myślą, że po tylu trudach dwóch zbrojnych nas powstrzyma!` Zaonor żałował, że nie rozpłata tych dwóch żołdaków. Karcił się w duchu za to, ze nie ma przy sobie odpowiedniejszej broni do walki konno. Łuk nieopatrznie schował do juków, a rapier miał mizerny zasięg i słabo sprawdzał się, gdy trzeba było potykać się w siodle.

-Niech ktoś ich zajmie! krzyknął Ashenedge do towarzyszy, wskazując wrogich konnych, którzy już szykowali się do walki. Z sardonicznym uśmiechem zauważył Ivelliosa, szyjącego do przeciwników z kuszy. Sam przejechał obok nich, tuż poza zasięgiem ich broni z gniewnym okrzykiem, spiął konia ostrogami i ruszył za Pauliem, dalej ścigając porywaczy Wiedzącego.
 
Amras
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 460
Rejestracja: ndz wrz 24, 2006 1:59 pm

ndz lis 27, 2005 10:46 pm

Saarm

I pomyśleć, że mógł zginać tego dnia, ale sie nie dał udało mu sie uciec wspólnie ze swymi towarzyszami i wszystko to uratowała zwykła Furtka w klasztorze, którą wyszli. Po opuszczeniu Klasztoru Tend, Imp Saarm'a zniknął jak to zwykle po potyczkach czyni. Bark Saarma dawał mu sie we znaki coraz bardziej, lecz udało mu sie skutecznie wyleczyć ranę na razie na jego baku spoczywał liść pełniący funkcje opatrunku, prawdopodobnie pozostanie blizna na jego barku, lecz Saarm miał nadzieje że blizna zniknie. Saarm miał tylko nadzieje, że nikt nie zdołał go rozpoznać.

Teraz kiedy zaczął sie desperacki pościg za ,,Wyrocznią", Saarm coraz bardziej zaczynał mieć dość tej wyprawy lecz trwał dalej gdyż jeżeli ma zwiększyć swą moc i zyskać szacunek świata, musi robić coś w tym kierunku. Nagle ujrzał przed sobą dwóch jeźdźców, którzy to zwalniali a w pewnym momencie sie zatrzymali Saarm wspólnie z towarzyszami domyślał się, że będą musieli walczyć, dlatego szykował swe ręce do wykonania niezwykle skomplikowaną gestykulacje lecz na razie był tylko przyszykowany czekając na reakcje jeźdźców.
 
Kiaryn'Veil Duskryn
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2940
Rejestracja: wt lip 01, 2003 11:17 am

pn lis 28, 2005 3:04 am

Reno (Lorifarn)

Wci±¿ pracuj±cy ciê¿ko swym ostrzem najemnik odetchn±³ na widok rozpo¶cieraj±cych siê przed nimi wrót ku wolno¶ci - najzwyklejszej w ¶wiecie tylnej furty. Dzi¶ ta dru¿yna mia³a szczê¶cie. Zdecydowanie. Z ca³± pewno¶ci± te¿ ta chaotyczna zbieranina, któr± obecnie tworzyli on oraz jego towarzysze potrzebowa³a przywódcy. Ale to pó¼niej. Teraz mieli na swych g³owach znacznie powa¿niejszy problem...

Po¶cig.

Pêdz±cy na swym srokaczu przez las Reno, u¶miechn±³ siê na widok wy³aniaj±cych siê z ciemno¶ci sylwetek. Dwie z nich zawróci³y, nie wiedz±c nawet, jak gro¼nemu przeciwnikowi w³a¶nie rzuci³y wyzwanie. Podczas gdy ugodzony pociskiem Ivelliosa jeden z porywaczy zosta³ wyra¼nie wybity z rytmu, rycerz wszar¿owa³ niemal w sam ¶rodek mê¿czyzn, omijaj±c desperacko wyprowadzony przez drugiego z nich cios mieczem. Wówczas bia³ow³osy wojownik pogna³ swego czarnego ogiera naprzód, tn±c w przelocie wrogów, którzy w pewnym momencie znale¼li siê po jego bokach.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

pn lis 28, 2005 1:04 pm

Rozdzieliliście się, wjeżdżając w las lub zostając na trakcie, by w końcu zaszarżować na zbliżających się jeźdźców. Szczęknęła kusza, świsnął wypuszczony bełt trafiając jednego z jeźdźców precyzyjnie, jednak nie strącając go z konia. Gnali nadal, jednak już dzielić ich zaczęła odległość kilku długości koni i rosła z każdą chwilą. Właśnie to spowodowało, że szarżujący na nich Lorifarn nie miał kłopotu z rozprawieniem się z nimi. Tnąc w przelocie w kark jednego z jeźdźców już miał poprawiać drugiego, który właśnie nadjechał, gdy okazało się, że ten jedzie już tylko przez to, że spaść z konia nie może przyszyty bełtem do wysokiego łęku siodła. Wysłani by was zatrzymać nie spełnili swej misji albowiem...

Jeźdźcy chet w przodzie zniknęli za zakrętem. Spieliście konie i ponownie wyjeżdżając na trakt ruszyliście w pościg za nimi. Zyskali nieco czasu, ale niewiele. Mogliście dojść ich lada moment. Świadomi zagrożenia, w obawie przed zasadzką zwolniliście przed zakrętem, lecz jako że nikt na was nie czekał a przed wami bieliła się śniezna, poderwana uciekającymi kurzawa, pognaliście dalej. Konie robiły już bokami, chrapiąc głośno, ale i uciekający musieli mieć strudzone wierzchowce. Wicher owiewał wasze spocone, skrwawione twarze, lecz żądza dopadnięcia uciekinierów pchała was w przód i właśnie dzięki niej udało wam się ich niemal dopaść zaraz za gęstym jarem. Niemal. Już widzieliście ich ciemne sylwetki, już dobywaliście broń. Trzech wyznaczonych do tego zaszarżowało ku wam podnosząc w górę kusze, kilku innych uciekło w lewo w las pełen wykrotów rosnący na zboczu wzgórza, które przecinał jar. Trzech pognało dalej nie zważając na rozwój wypadków. Mięli cel...

[center:2f8adb4ec9]---[/center:2f8adb4ec9]
 
Kiaryn'Veil Duskryn
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2940
Rejestracja: wt lip 01, 2003 11:17 am

pn lis 28, 2005 1:33 pm

Reno (Lorifarn)

Na widok celuj±cych z kuszy mê¿czyzn, Reno zwolni³ swego konia, pozwalaj±c siê min±æ Dorianowi. Ch³opak zawsze chcia³ pokazaæ, i¿ jest odwa¿niejszym i potê¿niejszym wojownikiem ni¿ Vaasañczyk. Niech zatem poka¿e, czy tak faktycznie jest...

~~ ... I niech spe³ni funkcjê, na jak± sugeruje przydzielona mu ju¿ od samego pocz±tku przez Iuamila etykietka - ¿ywej tarczy ~~

Rycerz u¶miechn±³ siê jadowicie, choæ w jego u¶miechu nie by³o nawet cienia szczerej zajad³o¶ci. Wiedzia³, i¿ taka by³a funkcja zbrojnych w dru¿ynie. Broniæ swych s³abszych kompanów, by ci pokazali swoj± u¿yteczno¶æ. Dlatego te¿ ma³o która osoba, któr± bia³ow³osy najemnik akceptowa³ jako swego sta³ego towarzysza podró¿y by³a nieprzydatna. Je¶li kto¶ w grupie by³ s³aby fizycznie, to móg³ z kolei okazaæ siê bystry. A co za tym idzie, czêsto posiada³ z tej racji zdolno¶ci nadprzyrodzone. Nawet Iuamil je mia³, choæ z pocz±tku wygl±da³ na zwyk³ego, zniedo³ê¿nia³ego starca. Z t± my¶l± b³±dzac± w jego g³owie, Lorifarn pogalopowa³ na swym rumaku zaraz za pêdz±cym na ³eb na szyjê Dorianem. Trzymany w wolnej od lejc d³oni, b³yszcz±cy Azureus pulsowa³ z³owieszczo, jakby przeczuwa³, i¿ za chwilê znów przyjdzie mu przelaæ krew. Niewinn± czy zbrukan±, to ju¿ by³o mu wszystko jedno...
 
Awatar użytkownika
smaller
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1633
Rejestracja: śr lis 15, 2006 2:55 pm

pn lis 28, 2005 3:23 pm

Dorian

Właściwie to nie wiedział, co oderwało go od jego celu. W jednej chwili zalewał przeciwnika gradem bezładnych pozornie ciosów, w następnej już uciekał wraz z kompanami przez odkrytą przypadkiem furtę. W jego myślach pozostał widok przebitego bełtem przeciwnika. Zdecydował, że to był powód nagłego przerwania bitewnego szału.
~ Ktoś z naszych miał kuszę? Chyba... - zastanawiał się, w biegu oddzierając kawał szmaty i uwijając nim ranę na ramieniu. Na szczęście lewym, chociaż rana jest raną. Zastanawiał się, czemu tak właściwie rzuca się w pogoń na łeb na szyję? To nie była jego walka, tak naprawdę złoto nie było mu potrzebne. Szybko jednak zdał sobie sprawę z jednego faktu.
~ Można pozabijać kilku głupców nie obawiając się konsekwencji... ~ Dorian uśmiechnął się. Zauważył już majaczącą w oddali gospodę, w której zostawili swoje konie. Przeciwnicy mieli przewagę, ale i tak wszystko zależało od szczęścia. Jeśli będzie sprzyjało czarnowłosemu wojownikowi, Vertilgung zasmakuje krwi zanim posoka po ostatniej potyczce zaschnie.

Gnał na czele, z wprawą omijając wykorty i doły. Lubił konie, ale jako jeden z nielicznych potrafił się z nimi dogadać. Może nie dosłownie... Po prostu umiał jeździć. I to z wprawą, zgrabnie wymijając większość towarzyszy. Kiedy pierwszi z przeciwników zamajaczyli w oddali, Dorian uśmiechnął się lekko. Pomimo, że mieli oni jedynie spowolnić pościg, nawet to im się nie udało. Byli już martwi, kiedy wojownik ich wymijał.

Kolejni przeciwnicy byli liczniejsi. Kilku uciekało, nieliczna reszta wyszła im naprzeciw. Dorian ponaglił już wyraźnie zmęczonego konia, wybijając się na czoło. Bezmyślna szarża... Czy na pewno? Napiął mięśnie, gotów w każdej chwili do walki, nawet konnej. Gdyby zaś przeciwnicy zdecydowali sie zsiąść z koni, to tym bardziej nie będą mieli szans w starciu z potężnymi kopytami, a następnie z mieczem dwuostrzowym. Ale Dorian cieszył się z nadchodzącej bitwy w lekko nietypowy sposób.
~ Panie, który widzisz wszystko, który obserwujesz swego sługę i wspierasz go na każdym kroku, dopomóż mi w czynieniu tego, co najbliższe Twemu sercu... Pomóż mi zamienić twych wrogów w krwawe ochłapy, gdyż każdemu, kto staje na Twojej drodze przeznaczone jest zapomnienie! Skieruj Twe niszczące spojrzenie na tych, którzy stają na drodze Twego wysłannika! Ukarz ich, w imię swojej nadludzkiej mocy! ~ Dorian modlił się. Musiał.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

pn lis 28, 2005 3:55 pm

Byli coraz bliżej gnając ku wam na złamanie karku w szarży, która miała zatrzymac w jarze wszystkich. Rosły w oczach potężne piersi ogromnych rumaków, buchająca im z pysków para nadawała im wyglądu jakowychś bestii w blasku wysoko stojącego miesiąca. I naraz Dorian dostrzegł coś jeszcze, kusze. W chwili kiedy szczęknęły ich zwalniane cięciwy. W jednej chwili skuliwszy się za szyją wierzchowca, marząc o tym by być maleńkim, niewidocznym dla nikogo i niczego punktem, czekał na efekt salwy. Krótka zazwyczaj chwilka zdała się nieskończonością...

Kwik konia i potęzna siła, która wyrzuciła Doriana z siodła ratując życie w chwili kiedy wierzchowiec skotłował się, przewrócił i zaczął kopać kopytami ziemię. Trzej jeźdźcy już odrzucili kusze dobywając mieczy. Z tyłu, zza pleców Doriana nadjeżdżali kompani z Lorifarnem na czele. Walka była kwestią kilku najbliższych chwil, choć pierwsza krew już płynęła...
 
Kiaryn'Veil Duskryn
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2940
Rejestracja: wt lip 01, 2003 11:17 am

pn lis 28, 2005 4:09 pm

Reno (Lorifarn)

Najemnik min±³ w pe³nym galopie zrzuconego z wierzchowca Doriana.

~~ Poradzi³ sobie... - pomy¶la³ bia³ow³osy wojownik z pewn± nut± z³o¶liwo¶ci i popêdzi³ w stronê nadci±gaj±cych mu naprzeciw je¼d¼ców.

- Paulie, Zaonor - Wy bierzecie tych po bokach. Ja siê zajmê tym po¶rodku. Ivellios, Ethernal - celujcie w przeciwników Pauliego i Zaonora. Saarm za¶... Saarm niech pod±¿a za mn±.

Choæ mog³o to tak zabrzmieæ, nie by³ to rozkaz, lecz wymy¶lony naprêdce plan dzia³añ, który mia³ usprawniæ dzia³anie grupy... Lorifarn jednak mia³ jednak g³êbok± nadziejê, i¿ reszta dru¿yny na niego przystanie. Pojedyñczym, zdecydowanym ruchem pogoni³ swego, zmêczonego ju¿ nie na ¿arty, rumaka. Zamierza³ uczyniæ dok³adnie tak, jak to sobie zaplanowa³. Wespó³ z Saarmem usiec ¶rodkowego z nadje¿d¿aj±cych bandytów, podczas gdy jego towarzysze zajêliby siê dwoma znajduj±cymi siê po jego flankach drabami.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

pn lis 28, 2005 4:19 pm

Reno:

Miałeś nadzieje, że kompani nadążą. Stając na wprost trzech jeźdźców świadom byłeś, że gra stała się ryzykowną. Szczęk miecza i jęk jednego z trafionych wnet uzmysłowił ci, że walka się zaczęła. I cios, który trafił w twój bark, wojowie też walczyć potrafili. Wdali się w bój tuż obok kopiącego śnieg konia Doriana, wespół z Tobą blokując jar na dobre. Kwik koni, szczęk mieczy, walka. To co Reno uwielbiał...
 
Kiaryn'Veil Duskryn
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2940
Rejestracja: wt lip 01, 2003 11:17 am

pn lis 28, 2005 4:29 pm

Reno (Lorifarn)

Trafienie swe poprawi³ drugim machniêciem miecza, który zbi³ nadchodz±cy w jego stronê atak i mia³ zg³êbiæ siê w torsie jednego z napastników. Ten jednak sparowa³ zrêcznie cios rycerza i poczyni³ kontrê, tak szybk±, i¿ Reno nie zd±¿y³ nawet podnie¶æ swej gardy. Ostrze bandyty ze¶lizgnê³o siê jednak niegro¼nie po czarnym pancerzu. W³asnie w takich momentach Lorifarn dziêkowa³ bogom, i¿ ma na sobie magiczn± zbrojê...

Walka trwa³a...

Reno za¶ liczy³ te d³ugie sekundy, które dzieli³y go od momentu, w którym reszta kompanii wesprze go sw± si³±. Odda³ siê powoli ogarniaj±cym go bitewnym szale, ¶wiadom, i¿ napotka³ na swej drodze nie zwyk³ych rabusiów, lecz do¶wiadczonych wojowników.
 
Khadgar
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 114
Rejestracja: sob paź 22, 2005 4:29 pm

pn lis 28, 2005 4:46 pm

Zaonor Ashenedge

Szermierz zaklął szpetnie widząc jak uciekinierzy się rozdzielają. Nie mogli zgubić Wiedzącego, po prostu nie mogli! Trzech zawracających jeźdźców mialo z pewnością zająć czymś pogoń i jak na razie skutecznie spełniałi swoje zadanie. Chcąc nie chcąc, drużyna musiała najpierw ich pokonać, aby kontynuować pościg.

Zbliżając się do jeźdźców, przytulony do końskiej grzywy Ashenedge usłyszał gwałtowne rżenie konia. To wierzchowiec Doriana, który pognał pierwszy zwalił się na ziemię, drgając spazmatycznie! `Kiepski początek walki`

Reno wymyślił, że szermierz wespół z Pauliem mają zająć się przeciwnikami na bokach. Lepszy taki plan niż żaden. Zaonor wiedział, że jego rapier na niewiele zda się w zaistniałych okolicznościach. Widząc konnych, ściągnął wodze i zręcznie, niemal w biegu zeskoczył z siodła, w pewnj odległości od miejsca gdzie zaraz miała rozgorzeć walka.Pospiesznie wyjął z juków łuk i kołczan ze strzałami. Szermierz klepnął w bok wierzchowca i szeptem nakazał mu odbiec nieco z traktu, tak aby rumak nie narażał się na obrażenia i nie przeszkadzał mu w mierzeniu. Klacz zdawała się z ulgą przyjmować wiadomość o chwilowym odpoczynku.

Przycupnął przy najbliższym drzewie. Szybko przewiesił kołczan przez plecy, chwycił łuk i naciągnął wyjętą strzałę na cięciwę. Zaonor ignorował ból w lewej ręce- nie mógł sobie pozwolić na najmniejsze drżenie ramienia. Celował w najbliższego jeźdźca, który zbliżał się z lewej strony. Wziął poprawkę na wiatr i w końcu puścił cięciwę. Strzała ze swistem przecięła powietrze, mknąc w stronę konnego. Tarfiony! Strzał był mocny i precyzyjny. Grot przebił się przez miękkie miejsce w pancerzu, poniżej szyi. Zbrojne ramię wojownika jakby zwiędło, upuszczając oręż. Jeździec targnął się, spoglądając jeszcze przez moment ze zdziwieniem na drzewce wystające z rany. Uderzenie serca potem wydał z siebie zduszony jęk, zwieszając się na bok w siodle. Ciało, które wciąż spoczywało na begnącym rumaku, podskakiwało na każdym wertepie.

Zaonor zaś odbiegł na drugą stronę traktu i nadal obserwował pole bitwy, szukając kolejnej okazji do strzału. Miał tez ponurą świadomość, że 2000 sztuk złota w postaci Wiedzącego oddala się z każdą sekundą.
 
Amras
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 460
Rejestracja: ndz wrz 24, 2006 1:59 pm

pn lis 28, 2005 4:55 pm

Saarm

Saarm widząc jak Reno walczy z trzema jeźdźcami było dla niego nietypowym widokiem, Saarm nie wątpił w siłę i zdolności swego białowłosego Kompana, jednak zdecydował, że mu pomoże, to też, wykonał gesty rękoma, które już przed walką miał przygotowane, starał sie celować tak by nie trafić swego towarzysza. Elektryczny Pocisk wyleciał z rąk Saarm'a niezwykle szybko i świsną tuż obok głowy Rena, lecz trafił jednak zgodnie z zamierzeniami w jednego z walczących jeźdźców w ramie z rzucając go z konia i w ten sposób zabijając przy upadku jeźdźca łamiąc kark.
Saarm jednak sie zatrzymał i postanowił dać szanse wykazania sie pomocą innym swym kompanom dla Rena.
 
Awatar użytkownika
joseph__
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 361
Rejestracja: czw mar 25, 2004 3:45 pm

pn lis 28, 2005 6:06 pm

Paulie Dahlberg

Na dźwięk słów Reno, jego ręka leżąca na cuglach wykonała lekkie szarpnięcie i koń skręcił za uciekającymi w lewo. Jedna chwila i w dłoni krasnala ukazał się topór dziś już niejednokrotnie skrwawiony. Już w następnej chwili topór tkwił w plecach ostatniego z jeźdźców. Wyrwał go z dużym kawałem mięsa ~~ Czyżby na kolację były żeberka?~~ Pozostali nawet nie usłyszeli co się dzieje. Gnali dalej. Krasnolud zauważył że jego koń już stawać poczyna. Dopadł następnego draba z tymże koń Pauliego dalej jechac już nie mógł więc jeździec skoczył z własnej kulbaki na jadącego obok wroga. Stoczyli sie razem parę metrów po zimnym i nieprzyjemnym w dotyku śniegu. Paulie błyskawicznie się poderwał, może zbyt błyskawicznie, poczuł przeszywający nogę ból. Zaklął w krasnoludzkim szpetnie określając na czym świat stoi. Doszło do szybkiej wymiany ciosów, Paulie czuł, że zbyt szybkiej. Zbił nieco cios toporka którym uderzył go przeciwnik, ale nie wystarczyło to na uniknięcie ciosu obuchem. Dostał w środek klatki piersiowej, przewrócony siłą uderzenia potoczył się jeszcze kilka metrów w dół. Czekał, aż spadnie naniego cios, ale nic się nie wydarzyło, popatrzył, przeciwnik zmierzał w kierunku swojego rumaka, widać bardziej mu na ucieczce zależało niż na dobijaniu krasnala. Paulie podniósł się i uniósł topór. ~~Na coś w końcu przydadzą się te cholerne ćwiczenia~~ Szczęśliwie dobra zręczność i stosunkowo lekki topór (bo i nie krasnoludzki) pomogły w sprawnym rzucie. Coś świsnęło w powietrzu, dało się słyszeć jęk i zmierzający do wierzchowca bandzior upadł na wznak z toporem w plecach. ~~Psia mać co za rzut, jeden na tysiąc, a i cholera jak bogowie przykazali twarzą do ziemi...~~

Niestety Paulie, a zwłaszcza jego rumak nie mieli sił dalej kontynuować pościgu za pozostałymi drabami. Tak więc po wydobyciu swojej broni i przeszukaniu zwłok w celu zdobycia jakiejś gotowizny, krasnal jego koń ruszyli w kierunku reszty kompanii.
 
CJ111
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 132
Rejestracja: śr wrz 01, 2004 10:56 am

pn lis 28, 2005 7:37 pm

Ivellios

Pó³elf mia³ ju¿ serdecznie do¶æ w³óczenia siê po wertepach na grzbietach tych paskudnych koni. Ten po¶cig musia³ siê juz skoñczyæ. Mê¿czyzna by³ zziajany i poobijany, doskwieraæ zaczyna³o mu te¿ niedbale zabanda¿owane rozciêcie na ramieniu. Jednak jego ledwie tl±cy siê ognik determinacji podtrzymywa³a chêæ zemsty na morderach matki. Nigdy, nigdy im tego nie wybaczy. Ivellios spi±³ konia i wbrew samemu sobie zacz±³ coraz szybciej gnaæ.

Wreszcie wydawa³o siê ¿e gonitwa ma siê ku koñcowi. Grupka wyra¼nie s³ab³a i tym razem nikt nie móg³ ich uratowaæ. Nadszed³ czas zabijania. Ivellios wyszczerzy³ zêby wobec perspektywy takiej rzezi. Jednak ludzie nie zamierzali tak ³atwo sprzedaæ swojego ¿ycia. Rozproszyli siê uniemo¿liwiaj±c skuteczny po¶cig, a czê¶æ, bardziej do¶wiadczona czêsæ stawi³a im czo³a. S³ysz±c wypowied¼ Rena mê¿czyzna z zadowoleniem skin±³ g³ow±. Wreszcie kto¶ postanowi³ skoordynowac jako¶ ich chaotyczne dzia³ania. Ivellios ju¿ zamierza³ zsun±æ siê z siod³± i dostosowac sie do rad, lecz nie zd±¿y³. Jego kompani szybko i sprawnie poradzili sobie z zagro¿eniem. Nie by³o jednak czasu na gratulacje. Trzeba by³o jak najszybciej zg³adziæ jedn± grupê i zabraæ siê za ¶ciganie trzech postaci, które pojecha³y dalej. Ivellios pogna³ za uciekaj±cymi wzd³u¿ jaru. Czarodziej skupi³ siê szukaj±c szybkiego wyj¶cia z sytuacji. Nagle nast±pi³o olsnienie. Po raz kolejny Tamion mia³ mu pomóc.

Nawet prosta sztuczka moze odmieniæ przebieg bitwy. Tego prostego czaru nauczano nawet dzieci, ale Ivellios wiedzia³ jak go odpowiednio wykorzystaæ. Widzac niedaleko postacie zsun±³ sie z siod³a i wyrecytowa³ szybko formu³kê wykonuj±c potrzebne gesty. Po chwili z lasu przed jad±cymi obok jaru da³o siê us³yszeæ bojowy okrzyk sporej ilo¶ci ludzi, stukot kopyt i odg³osy wyci±ganej broni. ?ród³o d¼wiêku siê zbli¿a³o... Mia³ nadzieje ze zdeprymuje to i spowolni ich ucieczkê. Wtedy do akcji wkroczy reszta grupy... Nie patrz±c na reakcje ¶ciganych mê¿czyzna wypali³ z kuszy raz, potem drugi...

Rzucony czar to Widmowy odg³os
 
CHICK-en__
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 583
Rejestracja: sob sie 21, 2004 11:08 am

pn lis 28, 2005 7:48 pm

Ethernal Fire

Grupa odnalaz³a szczê¶cie, a szczê¶cie to zwa³o siê furtk±, Ethernal bieg³ szybciej ni¿ wiêkszo¶c towarzyszy, którzy byli zakuci w ciê¿kie metalowe zbroje. Czarodziej podczas biedu my¶la³ co trzeba bêdzie zrobic, by dogonic Wiedz±cego. Zaraz dowiedzia³ siê od Lorifarna i reszty towarzyszy, ¿e trzeba bêdzie wsi±¶c na koñ. Przebywaj±c na wsi du¿o podró¿owa³ konno, ale nigdy nie spieszy³ siê tak bardzo, jak teraz bêdzie musia³ siê spieszyc. Ethernal wsiad³ na swego konia, pog³aska³ go lekko po karku i przygotowa³ siê do jazdy, przerzucaj±c plecak tak, by ³atwiej by³o mu wyci±gn±c to co mog³oby mu siê przydac do rzucenia czaru, czy te¿ mo¿e walki.

Jad±c na z³amanie karku, omijaj±c jary i ró¿nego rodzaju wypuk³o¶ci terenu, korzenie i wszystko przez co konie musia³y przeskakiwac, ba³ siê strasznie. Wiedzia³, ¿e jeden fa³szywy ruch na koniu, podniesienie g³owy czy zbytnie przechylenie siê na któr±¶ ze stron, skoñczy³oby siê niechybn± ¶mierci±. Koñ Ethernala by³ niemal u kresu wyczerpania. Ujrza³, ¿e kto¶ zatrzyma³ siê, by przywitac jego i jego towarzyszy. Czarodziej nie zd±¿y³ wypowiedziec inktanty, gdy zobaczy³ ¿e Ci co mieli ugo¶cic po¶cig, zostali porz±dnie ugoszczeni.

Dalej ci±gnêli drog±, by dogonic Wiedz±cego. Wiedz±cy zacz±³ ju¿ chyba czuc oddech po¶cigu na swym karku, gdy¿ znów przyspieszy³. Troje kolejnych zbirów zatrzyma³o siê by dac jeszcze trochê czasu uciekaj±cym. Us³ysza³ niby rozkaz Lorifarna, ale mia³ zamiar dzia³ac inaczej:
- Reno! Daj mi jeszcze dwóch, a dogonimy uciekinierów! - Krzykn±³ do Lorifarna i czeka³ na odpowied¼ ustawiaj±c konia trochê za walcz±cymi, bokiem do wszystkich.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

pn lis 28, 2005 10:01 pm

Walka w jarze zakończyła się nim na dobre się zaczęła, choć tym razem przeciwnicy zanotowali pewien sukces. Ubili konia pod Dorianem niemalże zabijając go w upadku i w trakcie wymiany ciosów pomiędzy nimi trzema a Reno jeden z nich trafił go w bark, lekko raniąc. To było jednak wszystko na co było ich stać. Później już Saarm, Paulie, oraz doskonale szyjący z łuku Zaonor uporali się z nimi wespół z Reno i Dorianem, który pieszo dołączył do walczących. Po niespełna trzech pacierzach w jarze leżały trzy ciała i koń. Dokładnie dwa ciała i koń, bowiem jeden z rumaków wyrwał się z próbujących go powstrzymać dłoni Pauliego i pognał wlokąc trafionego strzałą Zaonora zbrojnego szlakiem z powrotem ku klasztorowi. Jednak szczęśliwie dwa pozostałe rumaki zostały. Straty wyrównano z nawiązką. Jednakże wnet zrozumieliście, że ten atak w wąskim gardle jaru miał swój skutek. Pozostali uciekinierzy rozdzielili się a wy straciliście ich z oczu. Pozostały tylko ślady. Ślady wiodące to w las, to znów traktem dalej. Którędy?
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

pn lis 28, 2005 10:10 pm

Szumiał las...
 
Amras
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 460
Rejestracja: ndz wrz 24, 2006 1:59 pm

pn lis 28, 2005 10:35 pm

Saarm

Saarm będąc świadomym faktu że ta walka nie tylko dała uciekinierom więcej czasu ale również dały lepsze możliwości ucieczki co spowodowało mały napad wściekłości Saarm'a że ponownie otaczał go Czarna Aura która wystraszyła konie że ryknęły przerażająco cofając sie lekko do tyłu, a koń Saarm'a przeraził sie do tego stopnia że Saarm z niego prawie spadł. Jednak Saarm sie tym nie przejmował aż tak bardzo martwiło go raczej to jak mają dopaść teraz ,,Wyrocznie" Po chwili wpadł na pewien pomysł po czy zwrócił sie do swych towarzyszy:
- Słuchajcie, proponuje sie podzielić sie na tyle ile jest różnych śladów prowadzących różnymi drogami, inaczej ich nie dogonimy, bo nie wiemy którędy uciekła ta Przeklęta Wyrocznia, Co wy na to panowie? Jeżeli ktoś ma jakiś lepszy pomysł to słucham i z chęciom wysłucham.
 
Kiaryn'Veil Duskryn
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2940
Rejestracja: wt lip 01, 2003 11:17 am

pn lis 28, 2005 10:59 pm

Reno (Lorifarn)

Najemnik skin±³ w stronê Saarma i rzuci³ krótkie, acz zadowolone, spojrzenie na zabitych przez swych kompanów bandytów. Nie spodziewa³ siê, ¿e tkwi³a w nich a¿ tak wielka si³a… Sugestia Eternala wydawa³a siê coraz bardziej zachêcaj±c± alternatyw±.

- Dobrze zatem… – rzek³ do m³odego czarodzieja, sprawdzaj±c przy okazji jeszcze raz, czy Dorian jest ca³y i zdrowy - Rozdzielmy siê… Saarm oraz Paulie pod±¿± za Tob± ¶ladem tych zbirów, którzy zawrócili w stronê lasu. Bior±c pod uwagê niezwyk³e umiejêtno¶ci, jakimi ju¿ zd±¿yli siê tego dnia wykazaæ, powiniene¶ byæ z nimi bezpieczny. Z kolei Ivellios, ja, Dorian oraz Zaonor pod±¿ymy za tymi, co pojechali dalej… Ci, którzy dopadn± porywaczy bez Wiedz±cego, wróc± tu i odnajd± resztê naszej kompanii po ¶ladach. Ci za¶, którzy, mam tak± nadziejê, ocal± s³ugê Wyroczni, po wype³nieniu roboty bêd± czekaæ do nastêpnej nocy. Ewentualnie, do ranka… Je¶li reszta siê nie stawi, znaczy³oby to, i¿ mo¿na i¶æ do naszego pracodawcy odebraæ nagrodê. Wiem, ¿e to skomplikowane, ale chyba wiecie, o co mi chodzi…

Rzek³szy to Reno skin±³ jedynie na Ivelliosa.

- TY… od tej pory dowodzisz nasz± grup±. Moim zdaniem najlepiej siê do tego nadajesz. Nie pytajcie siê, czemu tak s±dzê.

Zostawiaj±c za sob± zaskoczonych kompanów, rycerz podjecha³ parê metrów do przodu, po czym zatrzyma³ siê i obejrza³ wyczekuj±co za swymi towarzyszami.

- To jak, dowódco, ¶pieszymy siê? – rzuci³ bia³ow³osy wojownik do Ivelliosa, szczerz±c swe bia³e zêby, i ruszy³ dalej traktem za k³opotliwymi bandytami...
 
Awatar użytkownika
smaller
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1633
Rejestracja: śr lis 15, 2006 2:55 pm

wt lis 29, 2005 2:21 pm

Dorian

Wbił wzrok w kusze, oszołomiony i niezdolny do ruchu. Każdy patrzący z zewnątrz wziąłby to za przestrach i faktycznie obawy Doriana rosły z każdą chwilą... Mimo to nie broń wrogów zrobiła na nim tak porażające wrażenie. Szarżując karkołomnie dostrzegł coś... Za żołdakami.
- Mistrzu... - wyszeptał. Czy może raczej spróbował. Usta jakoś nie chciały go słuchać. Widział go przez ułamek sekundy, widział jego uśmiech. Uśmiech pełny... Złości? Zadowolenia? Pogardy? Złośliwości? A może jakiegoś innego charakterystycznego dla niego atrybutu?

Poczuł uderzenie, szarpnięcie i zanim zdołał uświadomić sobie, co się stało już leciał na złamanie karku ponad końskim łbem. W locie zdołał zamrugać ze zdziwienia. Raz.
~ Wychodzę z wprawy... ~ pomyślał ironicznie. ~ Proste kusze... ~ więcej nie zdołał. Wyrżnął potężnie o ziemię, poczuł jak wszystkie mięśnie w jednej sekundzie ożyły, wrzeszcząc w bólu. Czując każdą kosteczkę zdał sobie sprawę, że upadł na plecy. Paraliż nie był bliski sercu Doriana, jednak tym razem szczęście mu sprzyjało, więc pomimo mąk na jakie zostało wystawione jego ciało mężczyzna uśmiechnął się. Nawet próbował się zaśmiać, jednak miał raczej mało siły. Dorian jednak do bólu był przyzwyczajony, więc ignorując protestujące ciało, podparł się i uklęknął. W tym momencie obok niego przebiegł Lorifarn.
~ Zostaw coś dla mnie sukinsynu... ~ pomyślał. Adrenalina działała. Nawet pomimo dziwnego bólu w płucach, Dorian nabrał powietrza wspierając się na mieczu i podnosząc do pozycji stojącej. Jeszcze mógł walczyć.

Kiedy było już po wszystkim, usiadł ciężko na jakimś kamieniu. Wciąż wszystko bolało go po feralnym upadku, lecz tak naprawdę była to jedna z ostatnich rzeczy, jaka go obchodziła. Ważne było, że kilku uciekło spod jego ostrza. Nie na długo.
- Jak sobie życzysz Lo, ale bez kogoś znającego się na tropieniu mamy mniejsze szanse. Ale jak sobie życzysz... Ja w końcu jestem tylko tarczą. - skrzywił się. Podszedł do jednego z dwóch ocalałych koni. Poklepał rumaka po szyi. Umiał dogadywać się ze zwierzętami. Szybko dołączył do Lorifarna.
- A teksty o przewodnictwie możesz sobie darować. Za dużo indywiduów... Znaczy się, indywidualistów. - kąciki warg podskoczyły o milimetr, jednak Dorian szybko odwrócił twarz w stronę traktu. Tutaj trudno o jakiekolwiek ślady...
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

wt lis 29, 2005 3:10 pm

Pozory czasem jednak mylą. O ile za wami, po waszym przejeździe, trudno było by odcyfrować gdzie i kto jechał, o tyle trakt w las był zaśnieżony, lecz przetarty tylko w miejscu, gdzie leśnym szlakiem pognała uciekająca trójka. Nawet jeszcze było słychać chwilami ich tentęt oddalający się z każdą chwilą. Zasypane śnieżną zawieją trakty tropienie zawsze ułatwiały. Miły dar od losu...
 
CJ111
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 132
Rejestracja: śr wrz 01, 2004 10:56 am

wt lis 29, 2005 4:34 pm

Ivellios

Ivellios z zadowoleniem popatrzy³ na efekty swojego czaru. Zmieszani uciekaj±cy zbili sie w ciasn± grupkê podejrzliwie patrz±c w las. Jednak dru¿yna nie da³a im doj¶æ do siebie. W powietrzu zaroi³o siê od be³tów, które trafi³y kilka postaci. Resztê roboty wykonali towarzysze, rozsiekuj±c wrogów. Dzisiaj zwyciêstwo by³o przy nich. Jednak pó³elf szybko zda³ sobie sprawê z tego, ¿e ten atak mia³ na celu tylko spowolnienie ich po¶cigu. Reszta napastników rozpierzch³a siê we wszystkie strony i znalezienie ich teraz by³o piekielnie trudne.

Ivellios wróci³ na trakt prowadz±c za sob± swego konia. Wygl±da³o na to ¿e trzeba bêdzie dalej jechaæ. Mê¿czyzna popatrzy³ smêtnie na wierzchowca, a odpowiedzia³ mu tak samo "optymistyczny" wzrok. Nagle us³ysza³ dziwne s³owa Rena informuj±ce o objêciu przywództwa w dru¿ynie. Podczas tych paru dni pozna³ go, jednak nigdy nie zostali przyjació³mi. Byli jedynie kolegami po fachu. Zmieszany mê¿czyzna nie wiedzia³ co powiedzieæ, lecz wyrêczy³ do Dorian. Po chwili pó³elf doszed³ do g³osu.
- Reno, obawiam siê ¿e nie nadaje siê na t± funkcjê. W naszej dru¿ynie jest z pewno¶ci± wielu bardziej do¶wiadczonych i obytych w sprawach taktyki wojowników. Jeszcze na ten temat porozmawiamy, ale na razie nie ma ani chwili do stracenia. W po¶cig! - Ivellios wskoczy³ na konia i pok³usowa³ w kierunku oddalaj±cego siê Rena. Chc±c, nie chc±c musia³ wydaæ pierwsze rozkazy - Dorianie, Reno jed¼cie z przodu. Widaæ ¿e jeste¶cie bardziej obyci w walce wrêcz. Natomiast ja z Zaonorem bêdziemy was wspomagaæ z odleg³o¶ci, si³± czarów i broni dystansowych. Ruszajmy!
 
Kiaryn'Veil Duskryn
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2940
Rejestracja: wt lip 01, 2003 11:17 am

wt lis 29, 2005 6:44 pm

Reno (Lorifarn)

Na s³owa pêdz±cych za nim kompanów rycerz nawet nie zareagowa³. Wiedzia³ jedno. Nie chcia³ do koñca swego ¿ycia pa³êtaæ siê po tej krainie, niczym nêdzny, drugorzêdny ¿o³dak. Trzeba bêdzie poszukaæ sobie jakiego¶ sta³ego patrona. Mo¿e który¶ z rzadz±cych na pobliskich ziemiach Wiêkszych Rodów, o których tyle sie mówi, bêdzie potrzebowa³ przyzwoitego siepacza. Od tego Lorifarn zawsze zaczyna³. Inne obowi±zki ni¿ zabijanie przychodzi³y dopiero z czasem.

- Inaczej siê nie da... Je¶li masz jakie¶ lepsze pomys³y, to z chêcia ich wys³ucham - rzek³ do Doriana Reno, ³ypi±c na m³odego wojownika z ukosa, po czym doda³ ciszej:

- Uwa¿aj te¿, jak mnie nazywasz, "stary towarzyszu". Oby ci siê co¶ przypadkiem nie wymsknê³o, bo w przeciwnym razie bêdê zmuszony odci±æ ci ten twój niewyparzony jêzyk...
 
Khadgar
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 114
Rejestracja: sob paź 22, 2005 4:29 pm

wt lis 29, 2005 7:28 pm

Zaonor Ashenedge

Zaonor był już mocno poirytowany. Kiedy on i jego kompani poradzili sobie z przeciwnikami, przerzucił łuk przez plecy, przywołał gwizdnięciem konia i dołączył do reszty. Pościg jednak miał się chyba niegdy nie skończyć. Chcąc wyśledzić Wiedzącego, drużyna musiała się rozdzielić na dwie grupki- to było oczywiste. Szermierz, pewnie podobnie jak pozostali członkowie drużyny żałował, że nie zna się zbytnio na tropieniu. Przeszłość zmuszała go raczej do ucieczki i zacierania własnych śladów niż podązania po tropach za przeciwnikiem. Pamiętał jednak pewien zimowy wieczór -podobny jak ten- który miał zaważyć na przyszłości Ashenedge'a.

<span style='color:red'>Szeroki trakt prowadzący do Arabel był pełen róznorakich śladów, ale wiedziony pragnieniem zemsty Zaonor odnalazł szerokie wgłębienia po kołach podróżnego wozu. Sukinsyn Bleth widać nieźle się zabawia. Śledził go już tak długo, stracił już nawet rachubę czasu... Cała reszta tych podrzędnych skrytobójców poniosła karę za szarganie imienia rodziny Ashenedgów. Cormyr surowo wymierzał sprawiedliwość. Zaonor wykonywał jednak swoją wendettę w znacznie brutalniejszy sposób. To było cudowne uczucie, móc w końcu zabijać nie tylko po to żeby przeżyć, dla pieniędzy, ale także z zemsty. Tylko główny sprawca banicji seniora Ashenedge'a wciąż oddychał, wciąż żył.. Ale już niedługo, już wkrótce ten pies szlacheckiej krwi- Jaśnie Pan Bleth zapomni o tym, co to dworskie luksusy i wytworne maniery. Będzie marzył tylko o tym, żeby szybko zdechnąć...

Wóz poruszał się powoli, a orszak szlachcica już długo nie odpoczywał. Zaonor klepnął konia płazem klingi i pognał dalej, w ślad za swoim oprawcą.
</span>

-----
Szermierz znowu odepchnął od siebie wspomnienia. Spojrzał na tropy uciekinierów. Były dość wyraźne, w końcu porywacze Wiedzącego nie poruszali się zbyt subtelnie. Skoro zadali sobie już tyle zachodu i dotarli aż tu, nie było specjalnego wyboru. -Trop jest świeży i wyraźny, nawet dla mojego niewprawnego oka. Dalej! Bo świeży śnieg zasypie ślady! Mówiąc to, Zaonor zebrał wodze i pognał konia. Jadąc wzdłuż traktu za Ivelliosem marzył o tym, żeby drużyna miała okazję wybrać swojego dowódcę w jakiejś ciepłej, przytulnej gospodzie.
 
Awatar użytkownika
joseph__
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 361
Rejestracja: czw mar 25, 2004 3:45 pm

wt lis 29, 2005 7:42 pm

Paulie Dahlberg

Decyzja o rozdzieleniu, grupy wydała mu się cholernie głupia. Osłabiała drużynę. Ale Paulie nie miał we zwyczaju marnować na dyskusje w roztrzygających momentach. Czy podział był błędem mogło okazać się dopiero po czasie. Dosiadł konia i zboczył z traktu w kierunku uciekinierów. Zaczynało się polowanie, coś co lubił wyjątkowo, coś na co zawsze miał siły i ochotę, bez względu na odniesioną ranę gotów był kontynuować jazdę. Cieszył się nawet bo poza traktem jeźdźcy musieli zwolnić. Lekko uderzył boki konia i zawołał do kompanionów z którymi miał jechać.

Słuchajcie panowie. Ja jako, że znam się na tropieniu a uciekają przed nami ludzie, których cholernie nie lubię, pojadę jako pierwszy a wy śladów nie zadeptujcie to ich wnet dopadniemy. A pocieszcie się wizją smakowitego posiłku jaki na was gdzieś czeka, to i w dupy cieplej będzie i na sercu przyjemniej. Ruszajmy!

Paulie po wyraźnych jak narazie śladach ruszył ponaglając konia, który w miedzyczasie zdążył złapać oddech i teraz jakby rozumiejąc słowa właściciela śmiało ruszył wskazaną drogą.
 
CHICK-en__
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 583
Rejestracja: sob sie 21, 2004 11:08 am

wt lis 29, 2005 8:27 pm

Ethernal Fire

Tak, wreszcie kto¶ popar³ s³owa m³odego czarodzieja, który rzadko kiedy móg³ siê wykazac. Szczególnie je¶li chodzi³o o podjêcie jakiejkolwiek decyzji. Ethernal mimo wszystko ucieszy³ siê, gdy¿ teraz maj± jak±kolwiek nadziejê na odnalezienie Wiedz±cego. Z ka¿d± sekund± on i ³up za niego obiecany siê oddala³. Jedyne co zasmuci³o trochê Ethernala, ¿e jego grupa by³a trochê s³absza, no ale có¿ nie mieli czasu na jakie¶ ci±gniêcie s³omek czy co¶ na ten kszta³t. Czarodziej na szczê¶cie nie musia³ wskakiwac na konia i móg³ od razu kontynuowac po¶cig:
- Za³o¿ê siê, ¿e to my odnajdziemy Wiedz±cego. - Powiedzia³ z u¶miechem do grupy, w której dowowzic mia³ Ivellios, decyzja Rena, zdziwi³a lekko Ethernala, ale có¿ to nie jego sprawa.

Jecha³ tak szybko na ile pozwala³ mu koñ i tak by zbytnio nie wyprzedzic towarzyszy, którymi byli Saarm i Paulie. Ten pierwszy jako¶ nie kwapi³ siê do tego by kierowac trójk±, Ethernal te¿ nie zna³ siê na tropieniu, ani na czym¶ w tym stylu, wiêc pozostawa³o polegac mu na Pauliem, który powiedzia³, ¿e jako tako zna siê na tropieniu.
- Dobrze, wiêc prowad¼. Pieni±dze i Wiedz±cy uciekaj±! - Krzykn±³ i pomkn±³ za dowodz±cym ich grup±.
 
Awatar użytkownika
smaller
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1633
Rejestracja: śr lis 15, 2006 2:55 pm

wt lis 29, 2005 8:42 pm

Dorian

Na słowa Lirofarna nie odpowiedział od razu tylko z powodu gwałtownego bólu w ramieniu. Upadek dodatkowo zwiększył ból, który teraz osiągał coraz większe natężenie. Dorian drgnął, jednak nie spuścił wzroku z towarzysza. Brew powędrowała do góry.
- Przepraszam za wszystko, co mogło urazić jaśnie pana... - syknął. - Nie ja jestem twoim przeciwnikiem! Więc nie marnuj czasu na czcze gadanie, podczas gdy twój prawdziwy cel ucieka właśnie tam. - Dorian wskazał na ścieżkę. Z trudem oparł się ponownemu podkreśleniu słowa "twój". Czarnowłosy mężczyzna pałał do Lorifarna wielką niechęcią która, co było oczywiste, nie zmieniła się od jego śmierci. Wręcz przeciwnie. Odwrócił się. Chociaż marginalny, cel oddalał się teraz, a jego zadaniem było go zatrzymać. Poklepał rumaka po szyi. Odtrącił myśl, która pytała go jak długo pożyje ten koń. Bo ta pytająca o Doriana już dawno przestała go obchodzić.

Pomimo dręczącej go niepewności, która sugerowała podstęp, popędził konia chcąc jak najszybciej osiągnąć cel. Pomimo, że był prawie pewien, że to fałszywy trop. Ktoś, kto miałby niepostrzeżenie uciec z zakładnikiem jednocześnie starając się zgubić pogoń nie poruszałby się jak słoń w składzie porcelany. Jak ci, których ścigali.
 
Kiaryn'Veil Duskryn
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2940
Rejestracja: wt lip 01, 2003 11:17 am

wt lis 29, 2005 9:13 pm

Reno (Lorifarn)

S³owa Doriana rycerz skwitowa³ jedynie krótkim u¶miechem i popêdzi³ swego konia. W tym m³odzieñcu kry³o siê tyle z³ej energii, ¿e mo¿na ni± by³o spokojnie obdzieliæ czterech takich, jak sam Lorifarn. Vaasañczyk zanotowa³ sobie w my¶lach, by uwa¿aæ na tego ch³opaka i przy najmniejszym jego fa³szywym ruchu, skróciæ go o g³owê. ¦wiat nie potrzebowa³ nastêpnego krzewiciela zniszczenia. Kolejnego bezmyslnego mordercy.

~~ Jednak chyba mam w sobie co¶ z prawdziwego rycerza - rzek³ do siebie w my¶lach z rozbawieniem - Z wielka przyjemno¶ci± odci±¿am ¶wiat od ¶mieci... ~~

Poganiany przez Lorifarna srokacz pêdzi³ juz ostatkiem si³. Ta misja w rzeczy samej okaza³a siê nie lada wyzwaniem. Jednak dla zahartowanego w mro¼nych lodowcach Vaasy mê¿czyzny takie sytuacje by³y niemal chlebem codziennym...
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 8

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości