ndz gru 04, 2005 11:38 pm
Osada okazała się być tak zatłoczoną jak opisywał ją półelf. Knechci społem z czeladzią i służbą obozowali pośród domów lub też wylegiwali się na sianie w kilku stodołach. Rozkulbaczone wierzchowce jadły z przytroczonych worków owies. Kilka ognisk płonęło a przy nich grzali się różnobarwni weterani wśród których widać było granatowe kubraki żołdaków Zakonu. Psy spętane na krótkich smyczach ujadały wściekle z wiejskimi burkami wymieniając poglądy. Gwarno było i tłoczno. Może dla tego wyjeżdżając z osady w ferworze i gwarze, nie zostaliście przez nikogo zatrzymani. Z duszą na ramieniu i dłońmi na głowicach broni mijaliście ostatnie zabudowania by w końcu ponaglić wierzchowce do szybszej jazdy i ostawić osadę za plecami.
Barani Trakt wiódł krętą drogą przez gęsty iglasty las meandrując pomiędzy wyraźnie widocznymi polanami ze sterczącymi spod lodu tykami tataraku, jeziorami lub mokradłami. Szybko więc osada została tylko wspomnieniem. Teraz otaczała was leśna głusza. Gęsta, bezbrzeżna i dziksza z każdą chwilą. Gdyby nie wyraźne ślady kilku koni prowadzące was jak po sznurku, mogli byście pomyśleć że w lesie tym jesteście sami. Jednak nie byliście. Poza śladami poprzedzającej was grupy kilkakrotnie trakt przecinały tropy zwierząt doskonale definiowane przez Pauliego: jeleń trzylatek, stado dzików, łoś z młodymi, wilki… Las żył. Raz nawet spłoszyliście dwa puchacze, które przycupnęły na wiszących nisko gałęziach i drzemały zbierając siły przed nocnym polowaniem. Konie wypocząwszy nieco w gospodzie, parły przez przetarty szlak z ochotą. Mróz trzaskał pod ich kopytami, lecz nie zważaliście na to. Odpocząć można było w innej osadzie.
Turresorn Ak'Abba, Hrvatt de'Reigi oraz trzech osiłków czekało na was późnym popołudniem w prowizorycznie zbudowanym na poboczu traktu obozowisku zlokalizowanym w kamiennej fasadzie jakichś ruin dawnej kmiecej chałupy. Nadpalone ściany pozbawione dachu chroniły chociaż od wiatru. Dawały też osłonę na wypadek jakiego ataku. Rozpalone ognisko płonęło już czas jakiś, bowiem wewnątrz ruin budynku wytopiony śnieg odsłonił czerniejące plamy błocka. Na ogniu piekł się mały warchlak pachnąc zniewalająco. Spętane rumaki stały w rogu ruin zabudowań korzystając z ciepła ogniska. Tylko Hrvatt siedział na zewnątrz z kuszą na kolanach. Wartował, lecz na wasz widok skinął przyjaźnie ręką i pomachał. Wnet rozkulbaczyliście konie i zrzuciliście ekwipunek. Po dniu wędrówki nastał czas odpoczynku.
Turresorn Ak'Abba chyba tylko dla formalności zapytał was o przebieg wyjazdu, lecz już Hrvatt wypytywał aż nazbyt chętnie. Osiłki przedstawione wam kolejno jako Huta, Burg i Drąg również pełne były ciekawości. Ani się spostrzegliście a już snuliście opowieści o bohaterskim i pełnym wesołych krotochwil wyjeździe z osady. Wybitnie w tym pomagał puszczony w obieg przez Hrvatta bukłak okowity pędzonej na miodzie. Można by rzec „Miodzio!”.
Turresorn Ak’Abba słuchał tych opowieści rozkojarzony, próbując łączyć słuchanie z czytaniem grubej księgi o pożółkłych kartach zapisanych drobnym, czarnym, kaligrafowanym pismem i uzupełnionych licznymi szkicami i rysunkami. Jednak nie zwiódł was, widzieliście, że myśli o czymś innym. Wnet też okazało się o czym.
Zaczął Hrvatt, który zaczął wydawać jednemu z osiłków, Burgowi, rozkazy tak, jakbyście mięli z nim rozstawać. Mówił mu gdzie ma zabrać konie i jak długo ma na was czekać. W końcu zaś przemówił sam czarodziej Turresorn. Mówił ostrożnie ważąc słowa. Starając się wyraźnie do waszych miałkich umysłów dopasować formę wypowiedzi. Na ile potrafił.
- Dziś o północy udamy się tam, kędy nas powiedzie moc. Zaklęcie mam już gotowe, lecz chcę byście wiedzieli, że nic złego się dziać nie będzie. Zastosuję pewien rytuał, który pozwoli nam oszczędzić sporo drogi i czasu. Musicie bowiem wiedzieć, że niedaleko stąd jest miejsce pierwotnej mocy, które pozwala na znaczne drogi skrócenie. Postanowiłem skorzystać z jego dogodności. O północy dokonam rytuału, który przeniesie nas setki mil stąd. W góry. Chcę jednak byście sami podjęli decyzję o tym czy ruszycie ze mną, czy też nie. Nikt bowiem przez owe magiczne wrota wbrew swej woli lub pod wpływem kłamstwa wiedziony być nie może. Możecie więc pytać o co tylko zechcecie. Chcę jednak byście wiedzieli jedno. Z owego portalu mocy korzystać możemy w obie strony, jednak nie będziemy wiedzieć co jest po drugiej stronie, poza tym, że wyjście jest w górskich bezdrożach Gór Ziemnej Opoki. Możemy wyjść wprost na jakiego wroga, lub co gorsza, może okazać się że moc wrót została zachwiana. Wówczas może nas rzucić gdziekolwiek. Pamiętajcie jednak, jeśli okaże się, że miejsce nie jest tym, o które mi chodzi, wrócimy i spróbujemy ponownie następnego dnia. Zgodnie z tym co Mistrz mój prawił, nie sposób do kopalni dotrzeć inaczej. Będziem więc próbować...
Patrzył na was oczekując pytań. Miał jednak nadzieję, że rzecz przedstawił na tyle jasno, że wiele ich nie będzie...
[center:42ecbd8757]----[/center:42ecbd8757]