Space Odyssey 2001
No toś tera dowalił
Ten film jest nakręcony tak fatalnie, że Kill Byl ma przy nim więcej zwięzłości w scenach. Fatalny skład do którego fanboje się roztrzepują... bo "To klasyk! To musi być dobre skoro wszyscy tak mówią!"
Nosz nigga please, kolejne części choć też specjalnie zatrważające fabularnie nie były, to sceny o wiele lepiej złożone jak i sam film.
Fanboje się pocą: Uuuu! Ale te scena gdy małpa podrzuca kość, a potem jest przejście w stacje kosmiczną! Przecież to takie symboliczne!
A niech będzie, tylko beznadziejnie spartaczone, niezsynchronizowane cięcie/migawka. Tudzież scena Ziomków podchodzących do monolitu i dziwnej muzyki/dźwięku budującego klimat. Spartaczona do bólu... mamy przez długie kilka minut przeciągłe wycie jakiejś trupy biedaków jęczących domikrofonu... kolesie podchodzą do czarnej tafli... dziwne dźwięki... dotykają... dziwne dźwięki... i nagle film straszy nas! Czym? Innym dziwnym dźwiękiem o ciut innym brzmieniu! Kręcili kilka wersji tego filmu, w jednej ta scena była zupełnie głucha, pozbawiona jakiejkolwiek muzyki w backgroundzie, słychać było jedynie czyjśoddech i ciche bicie serce. Gdy wtedy udzerzył ten rzeczony dźwięk, wrażenie było porządnie mocne.
Potem sceny jak kolesie jedzą marchewkę z groszkiem i słuchają bbc, z czego każda scena niepotrzebnie wydłużona. Matko boska.Już nie wspominając o tym zakończeniu z płodem w kosmosie, dziadkiem w dziwnym pokoju itd. Cała masa postmodernistycznej idei: "Ej! Zróbmy masę dziwnych scen to może ktoś pomyśli, że robimy jakiś bardzo głęboki film! Nioh nioh nioh! Choć tak naprawdę niemamy nic ciekawego do powiedzenia..." Można Odyseji to wytykać co kilka minut. Ten film jest straszliwie marną ekranizacją ciekawego pomysłu, od miernego montażu po rozwalające nastrój praktyki. Jest zmontowane dokładnie jak niektóre filmy Tarantino, tyle, że Tarantino tak montuje z premedytacji. Taki sobie wymyślił styl... no cóż. A Kubrik cierpiący na wczesną chorobę obyczajowo-kostiumową robił to bo tak... no ale to teraz święta krowa kinematografii więc zaraz się fanboje rzuco. Tak jak gościa lubię za Full Metal Jacket i kilka innych, ten film spartaczył...
Przecież Łarny Czabądź jest tak samo przepoetyzowany dla samego udziwniania jak The Cell i sama Odyseja.
Bo lol, śmieszne jest jechanie po jednym przereklamowanym filmie, podając drugi przereklamowany film jako wyznacznik jakiegoś poziomu XD "Ani specjalnej głębi, ani polotu."