Malekai Griswold, zwany także "Night claw" albo "shadow master"
Malekai uśmiechnął się pod swoim hełmem słysząc pytanie Eldara o zabijanie.
- Dla tych, którzy są przeciw nas istnieje tylko jedna kara: śmierć! Zabijaj mały bracie. Zabijaj tak, by ci, co ujrzą dzieło naszych rąk,poznali co to jest przerażenie i strach! Niech złamani i sparaliżowani strachem, porzucą opór i nadzieję. - odpowiedziały głosy płynące z głośników prastarej zbroi.
- Potwierdzam.- rzekł Malekai na komunikat nawigatora.
- Zdaje się, że mamy nieproszonych gości na pokładzie.Kapitan podszedł do śluzy, zły, że ktoś tak rujnował jego statek. szybko wstukał kod w konsoli obok śluzy. Syknęła hydraulika, przypominając kaszel gruźlika. Z obolałym jękiem stali, śluza poczęła się powoli unosić.
Dwóch wojowników owiał słodko cuchnący powiew ciepłego powietrza wydobywającego się z wewnątrz sektora więziennego.
Gródź unosiła się powoli, mechanizm zgrzytał i kaszlał jednak przystając czasem, by potem szarpnąć grodzią ponownie w górę.
Wreszcie, siłowniki przegrody zachłysnęły się po raz ostatni i zamarły, pozostawiając gródź jedynie na wpół otwartą.
Eldar wślizgnął się pierwszy, gładko niczym cień. Malekai podążył za nim, również wtapiając się w mrok.
Korytarz był długi, pogrążony w półmroku. Było tu nieznośnie ciepło i wilgotno. Malekai czuł działające tu moce osnowy, powoli wypaczające rzeczywistość. Coś chlupotało cicho pod jego butami. Ciemnoczerwona maź spływała po ścianach i zbierała się w wielkich kałużach na dole.
Wzdłuż korytarza mrugały pomarańczowo żółte sygnalizatory alarmowe, nie były jednak w stanie przebić gęstego niczym zupa mroku.
Z głębi kompleksu dochodziły okrzyki bólu i grozy, a także ochrypły rechot czegoś zupełnie nieludzkiego.
Marduk jednym machnięciem pazurów przeciął ścianę kawałek pod konsolom sterującą przegrodę. Gorący płyn hydrauliczny począł spływać na podłogę. Gródź zgrzytnęła, i zaczęła opuszczać się powoli w dół, gdy siłowniki traciły ciśnienie. Czarny płyn hydrauliczny począł mieszać się z ciemnoczerwoną mazią, tworząc cuchnące bajoro.
Wojownicy nie czekali, aż ich droga ucieczki zamknie się całkowicie. Ruszyli szybkim krokiem, pozostając w cieniach, w stronę krzyków.
Gdy byli w połowie drogi, usłyszeli za sobą głośny huk, to ostatecznie gródź opadła na swoje pierwotne miejsce, uszczelniając na powrót sektor. Nie było już odwrotu.
Vox trzasnął statycznym szumem. Malekai przystanął na chwilę, by wysłuchać raportu Simona. Mimo iż stał pod jedną z pomarańczowych lamp alarmowych, wirujących powoli, promień światła zdawał się go mijać.
- Zajmij się zatem pożarem.- odparł niezwłocznie.
- Nox nostra est.- rzekł do towarzysza, gdy podjęli marsz.
(* noc należy do nas)
Wkrótce dotarli do większego pomieszczenia. Część jarzeniówek w suficie działało, migając dziko, by nagle zgasnąć, pogrążając pomieszczenie w absolutnym mroku.
Coś poruszało się w brzuchu hali. Krzyki ustały, lecz było słychać ciężki oddech. Spadające na metalowy pokład ciężkie krople, a także górujący nad wszystkim ochrypły chichot.
Lampy znów rozbłysły, zalewając wnętrze nierzeczywistym sinym migoczącym światłem.
Mimo iż ani Eldar ani astartes nie potrzebował tak naprawdę światła, by widzieć, to musieli jednak docenić, iż upiorne, sine oświetlenie nadawało malującej się przed nimi scenie odpowiedni wydźwięk.
Na zimnej metalowej podłodze walały się szczątki kilku gwardzistów. Tu szczerzyła zęby obdarta ze skóry, jeszcze lśniąca od czerwonej krwi czaszka, tam z obgryzionych z mięsa kości udowych i miednic ktoś ułożył mały stosik, na ścianie zaś ktoś użył wyrwanych z ciała żeber i kręgosłupów, by zrobić... no właśnie co? Malekai nie był pewien, co owe abstrakcyjne kształty przedstawiały. Nie znał się jednak na sztuce abstrakcyjnej.
Podłoga była lepka od krwi. Z nienaturalnie głośnym pong, plon, kolejne ciężkie krople spadały w dół. Malekai uniósł swoje spojrzenie. Pod sufitem, niczym makabryczny abażur, wisiało pięć ciał. Z pewną fascynacją Malekai stwierdził, iż nieszczęśnicy nadal żyli.
Z rozdartych brzuchów wychodziły lśniące i oślizgłe flaki, którymi ktoś związał połamane i wygięte do środka koła nogi nieszczęśników. Górna część ciał podciągnięta była do pionu niczym świeczki na świeczniku. Związani własnymi jelitami, nieszczęśnicy wisieli pod sufitem.
Płaty skóry ściągnięte z boków, przodu i pleców rozgięte były, niczym kielichy ohydnych kwiatów na boki. Malekai widział, jak spazmatycznie nadymają się lśniące od krwi płuca, jak z przerażeniem ludzie wpatrują się pozbawionymi powiek oczyma w otaczający ich półmrok. Nie mogli jedynie krzyczeć. Wyłamane szczęki zwisały swobodnie na to co zostało z klatki piersiowej, a kikuty języków podrygiwały w czarnej dziurze jamy ustnej.
Malekai znał ich. ten z przodu był sierżantem Banks, nieco okrutny wobec więźniów, ale solidny człowiek. Po jego prawej wisiała Cindy, dość młody nabytek. Porwana podczas ich najazdu na Chlorynę 7, świat ołtarz, chodź zapomniany przez samego czczonego tam trupa. Chyba była jakąś akolitką czy coś w tym rodzaju, Malekai nie pamiętał. Zaaklimatyzowała się dość szybko w swej nowej roli na pokładzie ich okrętu. Neofici byli tak zabawni. Po lewej sierżanta zaś wisiał obleśnie gruby więzienny kucharz. Po drugiej stronie niby koła, wisiał Malko witz i Gomez. Gwardziści.
Pod monstrualnym abażurem stały cztery postacie. Z wyciągniętymi w górę smukłymi ramionami kręciły się chichocząc w deszczu spadających kropli krwi.
Jedna dłoń była zakończona ludzką, kobiecą smukłą dłonią, druga zaś monstrualnymi szczypcami.
Wszystkie demonetki były nieco inne.
Pierwsza miała sylwetkę nastolatki, z małymi jędrnymi piersiami. Długimi jedwabistymi czarnymi włosami i niewinną twarzą. Jednak jej oczy były oceanem mroku, długi nabrzmiały jęzor sięgał z ust aż do brzucha, wijąc się dziko po ciele demona, pozostawiając po sobie lepki przezroczysty śluz, błyszczący się w świetle jarzeniówek na nagim ciele. W niektórych miejscach ciało tego co wyglądało jak niewinna młoda dziewczyna, poprzebijane było od środka ostrymi niewielkimi kolcami. Długie zgrabne nogi zakończone były trzema jakby ptasimi szponami, ryjącymi w metalu pokładu wąskie bruzdy.
Druga demonetka była umięśniona, niczym kulturysta, chodź wyraźnie było jej, jemu? bliżej do kobiety. Jedna duża pierś sterczała na przekór grawitacji wyzywająco i obsesyjnie. Była poprzebijana długimi metalowymi szpilami, a w samym sutku wisiał pierścień z drutu kolczastego. Druga pierś była męska, silnie umięśniona i nie poprzebijana. Mocno opalona skóra lśniła od olejków... i krwi. Twarz była zacięta, równiutkie białe, ostro zakończone lecz drobne ząbki szczerzyły się w szyderczym uśmiechu. skośne oczy wpatrywały się z górę na ich dzieło. Złote blond włosy opadały aż na pupę.
Trzecia była smukłą dojrzałą kobietą, o ciężkich piersiach i rozłożystych biodrach. Cudnie zaokrąglone uda przechodziły zgrabnie w kształtne kolana, by potem przejść... w łuskowate, paskudnie chude przypominające jaszczurcze lub kurze łydki zakończone ostrymi szponami. De monetka owinięta była drutem kolczastym wpijającym się w jej jędrne ciało. Kolce w wielu miejscach przebiły jej niewątpliwie jedwabistą skórę. Długie rude włosy otaczały anielsko piękną, lecz nieco zadziorną twarz. W jej oczach płonął bezwstydny ogień pożądania. Para wielkich Nietoperzych skrzydeł wyrastała z jej pleców, a kręgosłup przechodził w długi ogon, którym demonetka biła na lewo i prawo niczym biczem.
Ostatnia demonetka była, jak to się kiedyś mówiło delikatnie? puszysta. Ciężkie ogromne piersi, Okrągły pękaty niemal, a zarazem niebiańsko miękki brzuch. Nadmiar skóry zwisał z tłustych ramion. Uda trzęsły się niczym galareta przy każdym kroku. Sama twarz była jednak oszałamiająco piękna, szlachetna niemalże, jakby księżniczka jakiegoś bajkowego królestwa. W jej włosach wpleciono diadem, tysiące diamentów błyszczało niczym miniaturowe słońca. Na jej szyi wisiał ciężki naszyjnik ze złota i obsadzony klejnotami. Podobnie nadgarstki, ramiona, a nawet kostki u stóp. demonetka miała na sobie więcej kosztowności, niż planetarny gubernator mógł sobie kupić po dziesięciu latach służby. A do tego poruszała się z taką gracją i wdziękiem, której o wiele szczuplejsze ludzkie kobiety nigdy nie doświadczą.
Demony tańczyły w spadających z góry kroplach krwi, dotykając się same i nawzajem obscenicznie. Mimo to natychmiast obróciły się w stronę przybyłych, wyczuwając ogień ich dusz.
małolata oblizała się swym długim językiem. Grubaska westchnęła dwornie. Kulturystka wyszczerzyła kły i ugięła się nieco na kolanach, przygotowując do skoku. ostatnia zaś, zaśmiała się srebrzyście.
- Ty zginiesz.- Małolata wskazała na astartes. Jej głos był ochrypły, lecz równocześnie świeżo dziewczęcy.
- a ciebie oddamy naszemu panu.- Dodała chrapliwie, dudniącym basem kulturystka.