Bortasz pisze:Swoją drogą to jest dopiero pomysł na sesję. "Gracze w Faeurunie"Cel? Uratować Zapomniane krainy przed 4 edycją.
Kiedyś prowadziłem coś takiego
Tyle że nie "gracze w faerunie" a "postacie z realu w faerunie". Zabawnie wyszło. Jeszcze zabawniej i ciekawiej niż "postacie z faerunu w realu"
Bortasz pisze:Gdy wszystko wraca do normy stoicie na przeciw szkieletu którego jedna dłoń trzyma za włosy kobietę tak by odsłonić jej gardło a druga trzyma uniesiony wysoko sztylet gotów do ciosu. Co robicie?
Sp******am
Nawet gdyby nie było tam kobiety ani sztyletu, a ten szkielet choćby palcem kiwnął leżąc na ziemi
A co TY byś zrobił gdybyś zobaczył szkielet człowieka, który nagle przekręcił główę w drugą stronę? xD
Derechin pisze:Problem największy jest taki, że musiałbyś się porozumiewać na migi, bo wbrew temu, co jest dane do zrozumienia w podręcznikach, ludzie w Faerunie prawie na pewno nie mówią po angielsku
Przykro mi, języka migowego musiałbyś się u drowów uczyć xD.
Derechin pisze:A pomysł, żeby zrobić kampanię, w której gracze mają uratować świat przed 4.0 jest świetny, choć musiały grać w nią osoby znające dobrze obie edycje - zakładam bowiem, że pewne miejsca byłyby bardziej "przesiąknięte czwartoedycyjnością" niż inne i tam można by zastosować do tych samych BG ich odpowiedniki mechaniczne z nowej edycji.
Ja bym wolał coś na zasadzie "przeżyj" a nie "ratuj świat (x-nasty raz w tym tygodniu)
" Tylko na ed 3.5
Bortasz pisze: Nad twoją głową widzisz pomarszczonego Elminstrela z Cienistej Doliny który paląc Fajeczkę mruczy pod nosem do siebie.
Oddawaj dziadku ziółka booooo... xD.
Trzeba tylko uważać żeby nie podchodzić nawet na metr (najlepiej na 1,5 metra) do żadnego pola ani nie dotykać narzędzi rolniczych coby przypadkiem jakimś plebejuszem nie zostać czy innym badziewiem. Wiem! Przebrałbym się za Kobolda, złapał jakąś żmiję i został pun-punem. Ale to też zależy od pory roku. Jeśli na dworzu byłoby mniej niż 5 stopni, to pewnie bym nawet nie dotarł do miasta bo zimno by mnie zabiło 1k4'ką po kilku krokach. Ewentualnie zginąłbym pożarty przez Dire Rata próbując go wystraszyć tupiąc nogą. Serio, świat DnD jest popieprzony. Tam nawet wróble nic nie robią tylko czatują na drzewach i zsyłają masowe 1k2-5 na bogu ducha winnych przechodniów. I weź tu traf choćby kamieniem jak KP mają 14 a ja bym pewnie miał ujemne premie do ataku? Podsumowując, gdybym przeżył nawet cudem ten pierwszy miesiąc to pewnie bym sfiksował do końca, wpędzając się we wszelkie istniejące fobie i paranoję oraz ciężką depresję. Natychmiastowo zostałbym uznany wtedy za opętanego. I tu mamy 3 opcje
a) trafiam do społeczeństwa drowów - zabiją mnie w ofierze dla Lolth
b) trafiam do społeczeństwa normalnych istot - po tygodniach bezowocnych egzorcyzmów ginę na stosie jako wyklęty, nawet boska magia najwyższego kapłana nic mi nie pomaga.
c) trafiam do społeczeństwa krasnoludów - oni wszystko leczą toporem lub młotem (zależnie od tego czym łatwiej w danym wypadku).
Gdyby z jakiegoś niewyjaśnionego powodu stało się inaczej, podzieliłbym się wszystkim tym co wiem (uczyłem się dosyć dobrze). Od tej pory faerun byłby pełny nazw takich jak "Teoria Względności Gwjazdora", "Twierdzenie Gwjazdora", "Pierwsza Zasada Dynamiki Gwjazdora", "Trójkąty Gwjazdorskie", "Stała Gwjazdora" itd itp. a następnie zginąłbym zabity przez jakiegoś skrytobójcę wynajętego przez maga, któremu nie podobało się to, że ktoś tak dziwny i głupi w porównaniu z nim okazuje się posiadać znacznie większą wiedzę. Choć w sumie nie wiem czy to by działało w Faerunie wszystko. Nie zdziwiłbym się gdyby nasze 1/2 mv2 pierwiastek z tego, kwadrat tamtego, w tamtym świecie wynosiło po prostu Xk6. Albo zacząłbym kraść i zapłacił jakiemuś magowi by mnie nauczył jak się rzuca Shivering Touch, następnie przeniósł się jakoś do naszej realnej przeszłości i zabił smoka zgarniając tym samym całą chwałę Św. Jerzemu sprzed nosa.