Wiesz, moralność to przede wszystkim czynienie dobra, sprawianie, byśmy zarówno my jak i inni szczęśliwi, zadowoleni. I nie są ta żadne abstrakcyjne zasady. Zrzucenie bomby było bowiem złem, złem koniecznym, mniejszym złem dla Amerykanów, ale złe, zaś zło nie może być moralne.
Ale zapobiegniecie zająciu większego zła = czynienie dobra.
Piszesz, że czynienie dobra to sprawianie, że ludzie są szczęśliwi i zadowoleni. OK, ale każde działanie pociąga za sobą też czyjeś nieszczęście. Praktycznie każde. Choćby dlatego, że na Ziemi istnieje ograniczona ilość zasobów (nie chodzi mi tutaj o ekologię, tylko o zasoby szeroko rozumiane, w każdym znaczeniu, poczynając od węgla i ropy po usługi fryzjerskie i zaszczytne urzędy. W czasie wojny także życie własnych żołnierzy i obywateli staje się zasobem...). I jakbyśmy ich nie rozdysponowali, zawsze kogoś to unieszczęśliwi. Jeśli ktoś będzie w lepszej pozycji, inni będą nieszczęśliwi, bo będą mu zazdrościć. Jeśli wszyscy będą mieli po równo, to ambitne jednostki będą nieszczęśliwe, bo będą uważały, że są niedocenione. Wreszcie będą ludzie, którzy rozumują na zasadzie "Co Twoje to moje, a od mojego wara" i niezależnie od sytuacji będą starali się zagarnąć zasoby innych i będą nieszczęśliwi, jeśli im tego zabronisz.
Cała idea społeczeństwa, państwa, religii itd polega na wyrządzeniu ludziom mniejszego cierpienia (poprzez zakazanie im pewnych przyjemnych rzeczy) po to, aby w efekcie uniknąć większego cierpienia.
Dlatego czynienie dobra, to po prostu wybieranie mniejszego zła. NIC innego.
Można powiedzieć "Nie, bo jeśli wszystkie opcje przynoszą jakieś zło, jedynym dobrym wyjściem jest nie wybranie niczego".
Nie.
DLaczego?
Założmy, że jesteś w takiej sytuacji, że życie miliona ludzi jest zagrożone. Jedynym wyjściem, aby ich uratować, jest zabicie innego, jednego człowieka (załóżmy, ze możesz zrobić to bez problemu). Jakie jest dobre wyjście? Moralny absolutysta odpowie "Nie robić nic, bo nie wolno zabijać". Jest to błędne rozumowanie, bo zakłada, że opcje są następujące:
1. Zabijam jednego człowieka by uratować milion - robię źle, bo popełniam zabójstwo.
2. Nic nie robię - mam czyste sumienie, nikogo nie zabiłem. Postąpiłem dobrze.
Podczas gdy tak naprawdę opcje wyglądają tak:
1. Zabić jednego człowieka by uratować milion - dobrze. Owszem, lepiej byłoby gdyby nikt nie zginął, ale to było najlepsze wyjście.
2. Nie zabić jednego człowieka, aby uratować milion - i tym samym być odpowiedzialnym za śmierć każdego z tego miliona tak samo, jakbym każdemu z nich osobiście poderżnął gardło.
Odmowa czynienia mniejszego zła jest
równoznaczna z wyborem zła większego. Niezależnie od tego, że może dawać moralnemu sztywniakowi satysfkację z "czystych rąk" (podczas gdy jego ręce są czerwone jak sztandar ZSRR).
Inna sprawa, że na miejscu Trumana postąpiłbym tak samo - aby zdusić w Japończykach ducha walki oraz pokazać Sowietom nową, potężną broń, mitygując ich w dalszych imperialnych planach w Azji czy Europie.
Otóż to. Tak byś postąpił. Czyli uważasz, że to było najlepsze wyjście. Jednocześnie masz blokadę myślową, która na podstawie irracjonalnego założenia, że żadne działanie, które generuje jakiekolwiek cierpienie nie może być uznane za dobre. Nawet jeśli nie wykonanie tego działania byłoby równoznaczne ze spowodowaniem cierpienia dużo większego.