@earl
Gdyby udało się w logiczny sposób dowieść, że Bóg *musi* istnieć, to byłoby to IMHO wystarczające, aby uznać że istnieje - nawet jeśli Bóg nie byłby postrzegany "empirycznie". Jest wiele abstrakcyjnych rzeczy, których nie postrzegamy sensu stricto, a jedynie poprzez własne przekonania lub logiczne wywody - np. figury geometryczne (bo w rzeczywistości nie ma czegoś takiego jak "idealne" koło), czas (bo pokaż mi czas), umysł/świadomość (bo czym jest i jak ją mierzyć?), a z rzeczy bardziej "naukowych": czarne dziury, czarna materia, neutrina, tachiony, itp.
Albiorix, będąc od wielu lat agentem Technokracji (pomijając jego zainteresowanie oMagiem, wystarczy spojrzeć na jego aktualnego awatara: typowy MiW
), nazwał taką sytuację Paradoksem. Ja dowód Anzelma nazwałbym raczej oparciem się o całkowicie błędne założenia i zależności.
Trochę (współczesnej) historii: przez wiele lat pojęcie zbioru funkcjonowało w matematyce jako "coś, co się rozumie samo przez się". Związane z takim podejściem problemy sprawiły jednak w pewnym momencie, że postanowiono zrewidować sprawę. Wyobraźmy sobie bowiem zbiór wszystkich zbiorów niezawierających się w sobie - i żadnych więcej. Czy taki zbiór zawiera się w sobie, czy nie? Jeżeli nie zawiera się w sobie, to z definicji musi sie w sobie zawierać. Jeżeli zawiera się w sobie, to nie jest zbiorem niezawierającym się w sobie, a więc z definicji nie może się w sobie zawierać. I tak w koło Macieju.
Matematycy rozważyli problem, i doszli do wniosku, że nie jest nim "magiczność" wzmiankowanego (i nie tylko wzmiankowanego) zbioru, a raczej sama *definicja* zbioru - oraz *mechanika* działań, które wykonywać można na zbiorach. Po prostu: "rozumie się samo przez się" to nie jest naukowa definicja, i to właśnie brak jasnych zasad prowadzi do paradoksu. W rezultacie pojęcie zbioru dokładnie zdefiniowano, i od tej pory "zbiór wszystkich zbiorów nie zawierających się w sobie" nie klasyfikuje się już jako zbiór, tylko jako nie-matematyczny twór umysłowy (przynajmniej we znanych mi ludzkich matematykach).
Inny przykład: dzielenie przez X jest działaniem matematycznym, które nie budzi zwykle większych wątpliwości. Jeżeli jednak przekształcimy równanie Y = X => Y/X =1, i przedstawimy je w taki sposób, to popełnimy niewybaczalny błąd. Zapominamy bowiem o fakcie, że X może równać się 0 - co jest możliwe w pierwszym równaniu, nie jest natomiast możliwe w drugim. A więc nasze przekształcenie okazuje się w takim przypadku błędne i nieprawidłowe (bo nie można dzielić przez 0, a więc w niektórych przypadkach X z pierwszego równania nie równa się X z drugiego). Chodzi mi o to, że im mniej znamy i rozumiemy dane "pojęcie", tym trudniej jest nam je opisać i ograniczyć. A jeżlie nie potrafimy danego pojęcia ograniczyć, to niemal zawsze w swoich "przekształceniach" załapiemy się na jakiś oczywisty błąd (wynikający z tego, że danego *działania* nie wolno nam bezkarnie wykonywać na niektórych obiektach) - a w najlepszym razie na paradoks.
O (ewentualnym) Bogu wiemy stosunkowo niewiele - stąd bardzo trudno jest nam go pojęciowo "ograniczyć".
@PPPP
Podążając tokiem rozumowania Anzelma, to Bogiem dla więszkości ludzi jest np. rachunek różniczkowy. Cóż... Jeżeli w ten sposób chcesz nazywać Rachunek Różniczkowy...
I przy okazji: ja znam bardzo przekonywujący dowód na to, że wszechmogący Bóg *nie może* istnieć. Mianowicie: czy Bóg może stworzyć kamień, którego sam nie mógłby podnieść? Bo jeżeli nie może takiego kamienia stworzyć, to nie jest wszechmocny. Jeżeli nie może go podnieść, to też nie jest wszechmocny. Ergo: Chrześcijanie się myla, a wszechmogący Bóg nie istnieje.
Nie ma to jak dowody logiczne!