Półdrow nie spotkał się z ciepłym przyjęciem w Essembrze. Zresztą, nie oczekiwał go. Znał swoją wartość, znali ją też mieszkańcy Highmoon, znał świętej pamięci lord Ulath, władca Highmoon. Pamiętał jakby to było dziś, jak mianował go porucznikiem, za zasługi w walce z orkami na Przełęczy Grzmotu. Gdyby nie jego towarzysze, pewnie teraz siedziałby w więzieniu. Jego rodowód stawiał go w takiej sytuacji.
Idąc z wolna przez miasto, przypominał sobie sytuację, gdy wzięli go na spytki. Miejscowy dowódca straży nie był miły, wciąż bolały go żebra. Ale nie zamierzał pokazywać po sobie żadnej słabości. Jego serce było czyste, udowodniło im to kilku kapłanów. Mimo to, dalej był traktowany jak drowi szpieg, co odrobinę go irytowało. Rozumiał tych ludzi, choć oni nie wiedzieli, że on przez drowy stracił więcej niż tylko władcę. Stracił rodzinę.
O zmierzchu wyszedł z koszar, gdzie przesiadywał całymi dniami. Nie miał ochoty narażać się na bluzgi, nie chciał nikogo prowokować. Nie zamierzał dać się pobić, a każdy atak, nawet we własnej obronie, byłby z całą pewnością źle odczytany. Udał się w ustronne miejsce, by odmówić swą modlitwę do Kelemvora, świętego patrona umarłych. Powierzył mu po raz kolejny dusze zabitych w zamachu, po czym ruszył w kierunku "Odpoczynku Podróżnika".
Gdy po kilkunastu minutach wszedł do karczmy, natychmiast nastała w niej cisza. Atmosfera była gęsta, mieszkańcy źle reagowali na jego osobę. Jednak Aelthas pozostawał niewzruszony. Nie był niczemu winny. Ruszył powoli w stronę baru. Nie miał przy sobie broni, zostawił ją w koszarach, obok tarczy i zbroi. Nie nosił tego w mieście, na znak pokojowych intencji. Jego jedyną bronią była nabijana rękawica prawej dłoni, a i tak zabrał ją bardziej z przyzwyczajenia. Nie lubił czuć się bezbronny.
Jego szara cera w delikatnym półmroku wyglądała na czarną, zaś smoliście czarne włosy obciął tego dnia na krótko. Miał na sobie ciemnobrunatne spodnie, wysokie buty jeździeckie oraz tegoż samego koloru bezrękawnik z godłem Highmoon na plecach. Odsłonięte ramiona pokrywały wijące się tatuaże, jak sam mówił, świadectwo wielu bitew i wielu odebranych istnień.
Unikał ludzi, unikał ich spojrzeń. Po cichu zamówił wino, dwa kieliszki i ruszył w stronę stolika, przy którym siedziała kobieta w kapturze. Postawił kieliszki na stole i rzekł:
- Aelthas Darkblade, porucznik Mieczy z Głębokiej Doliny. Widzę, że kogoś pani szuka. Można wiedzieć kogo? - powiedział to uprzejmym, grzecznym tonem, jednocześnie nalewając wina do kieliszków.
- Napije się pani? - dodał.