uelfik pisze:A co do rzemiosła.. Tak. Tłumaczenie JEST rzemiosłem. Nie ważne czy tłumaczysz instrukcję obsługi pralki, prozę, poezję, czy podręcznik RPG. Różnica polega tylko na wymaganiach dotyczących znajomości tematu...
No ja się z tym zgodzić nie mogę! Każda z tych pozycji które przedstawiłeś zmienia całkowicie podejście do tematu. Instrukcja obsługi pralki wymaga przede wszystkim znajomości odpowiedniego słownictwa nie niesie w sobie nic nadzwyczajnego, żadnych skomplikowanych treści ani formy z którą przyszło by się tłumaczowi zmierzyć.
Proza jest zdecydowanie trudniejsza bowiem niesie ona ze sobą pewien styl i charakter mimo, że w sumie opowiada historie to często wielkim problemem jest odegranie gry słów, specyficznego charakteru dialogu itp. Tutaj zaczynają się często schody.
Poezja jest z kolei najtrudniejszą z pozycji. Próbować oddać rytm mnogość interpretacji, styl i formę. Dla wielu tłumaczy próba oddania Shakespeare jest celem życia! Weź takiego hamleta(dla mnie klasyka Shakespeare zaliczana jest do poezji) i przetłumacz go tak by miało to w sobie to coś, ten rytm, rym i formę, a następnie porównaj to z tym co przetłumaczyli rasowi tłumacze. Albo dowolny inny wiersz polski spróbuj przełożyć na angielski. To sprowadza się do dołożenia wiele od siebie praktycznych umiejętności pisarskich i wielkiego talentu. Dla przykładu Maciej Słomczyński, być może szerzej znany jako Joe Alex bo pod tym mianem publikował kryminały i scenariusze filmowe, ale przede wszystkim jako jedyny na świecie przetłumaczył wszystkie dzieła Shakespeare, mimo to większość zna tylko jego kryminały. Tłumaczenie poezji to wielkie wyzwanie dla tłumacza wymaga olbrzymiej znajomości kultury i sposobu myślenia autora oryginalnego tekstu, nie mówiąc już o tym, że nie da się przy tłumaczeniu posunąć się delikatnie po własnej nucie interpretacji.
Z podręcznikami RPG jest jak z prozą, nie jest to kto wie jakie niebotyczne zadanie, jednak specyfika książki wymaga specyficznego podejścia tłumacza. Podręczniki wprowadzają często terminy "niesłownikowe" własne - częstokroć zapożyczone czy to z innych języków czy zbliżone znaczeniowo do pożądanej formy, różne stopnie przetłumaczenia takich terminów powodują różne odczucia czytających. Jak choćby już legendarne różnice w tłumaczeniu "Władcy Pierścieni". Wiele osób ma za złe tłumaczenie swodu, ale wielu osobą się ono podobało. Nowy wod w części korzysta z ustalonych terminów w części nie. Wod przeszedł olbrzymią rekonstrukcję. Tak samo trzeba podejść do tłumaczenia polskiej wersji. Tam gdzie twórcy nwoda wsadzili nowy termin powinno się poszukać czegoś nowego. Tam gdzie pozostawili, mamy okazje przewertować stare podręczniki i albo wstawić ten sam termin jeśli jest dobry albo wstawić nowy jeśli stary był "lewy". Niemożna tłumaczyć wprost, bo jest tu zawarty styl i forma, podręczniki mają klimat w którym są pisane i trzeba to też oddać. Wiele form które są na co dzień używane nie odpowiada polskiej wersji. Kastor ma rację mówiąc że to jak rzeźbienie tego samego ale w innej glinie. Nie wyjdzie tak jak zrobił to mistrz, ale może wyjść, lepiej albo gorzej.
Artysta - twórca tym różni się od rzemieślnika - odtwórcy, że swoje dzieła tworzy w oparciu o własną koncepcję, nadając im niepowtarzalny charakter. Dzięki temu dzieła wybitnych artystów rozpoznawane są bez potrzeby oglądania ich sygnatur.
Tutaj trzeba powiedzieć jasno, że w kwestii twórczości imć Kastora z definicji wynika, że artystą będzie wtedy kiedy stworzy coś własnego w oparciu o własną koncepcję nadając jej niepowtarzalny charakter! Dlatego autorami podręcznika będą ci sami co w wersji angielskiej. Tak więc tłumaczenie jest aktem rzemieślniczym z definicji i niema tutaj żadnych wątpliwości. Jednak faktycznie tłumacz dokłada do tekstu wiele od siebie zmieniając dzieło na inny kształt i formę niż oryginał, styl formułowania wypowiedzi będzie jego. Można iść za tym wnioskiem dalej, wybitny tłumacz jest w stanie stworzyć dzieło sztuki ze swojej pracy i być rozpoznawany, bez potrzeby sygnatur - czytaj: stanie się artystą.
Innymi słowy uważam, że jest odrobina pracy twórczej w działaniach tłumacza, niemożna im jej zabronić, bo gdyby to zrobić samo tłumaczenie byłoby zbędne i trzeba byłoby zachować całość oryginalnego tekstu, a skoro chce się coś mieć w języku ojczystym jest ono niezbędne i nie uniknie się odrobiny twórczego podejścia.
Wynik zaś tłumaczenia zobaczymy dopiero jak się ono pokaże i wtedy będą ludzie którym się produkt finalny będzie podobał, albo nie będzie. Wszystko jest kwestią gustu a o gustach się ciężko dyskutuje i do niczego takie dyskusje nie prowadzą. Wnioski są dwa:
Tłumacze powinni pilnować faktu, że autorami tekstu nie są i z twórczym podejściem przesadzać nie powinni. Zaś czytelnicy powinni być świadomi że tłumacze dołożyli do tekstu coś swojego, choćby język ojczysty i nie powinno się im tego ujmować.
Zaś krytycy powinni być cierpliwi dopiero jak zobaczą efekt końcowy, nie ocenia się czegokolwiek po okładce. Tłumaczenie jest w trakcie, jeśli uważa się, że idzie w złą stronę to powinno się dziękować temu komuś kto wpadł na pomysł dyskusji nad tłumaczeniem i aktywnie przeciwdziałać podając rzetelne i realne powody zmiany podejścia, sugerowania lepszych rozwiązań itp. W innym wypadku jak przy reszcie podręczników dostał byś efekt końcowy i musiał byś go zaakceptować taki jaki wyszedł. Jak to było w old wodzie. Ja bym chętnie podumał nad Glass Wolkerami którzy jako tubylcy betonu dużo stracili według mnie z oryginału, ale nie miałem okazji, teraz mogę i dlatego pisze o tym tutaj.