Siemka, mam problem, powie mi ktoś gdzie mogę znaleźć ebooki?
Po upadku ebooks4you.pl jestem smutny.
Albo choć gdzie mogę kupić nowości w formacie epub/mobi po pl?
Sprawdziłem wiekszość stron z pl ebookami i nie mogę znaleźć powieści Sopel...
filazaf pisze:Kup książkę drukowaną.Skoro nie mogę czytać tego co i jak chce legalnie, to jakie mam wyjście?
filazaf pisze:Więc podnieś i czytaj.A to co jest legalne, to leży i kwiczy...
filazaf pisze:To są wymówki leniwych i tych, co i tak nie czytają. A to książka za droga, a jak tania to sklep za daleko, a do biblioteki też nie pójdzie, bo deszcz pada i do tego tytułu trzeba się ustawić w kolejce itd. Gdyby jeszcze rzeczywiście nie dało kupić, bo nakład wyczerpany, nie ma w antykwariatach, a na allegro po dwie stówy wołają. Ale tak to nie rozumiem w czym problem.A potem że ludzie nie czytają, albo kradną bo inaczej się nie da?
Elthe pisze:Ściągając, kopiujesz/powielasz bez pisemnej zgody wydawcy i autora. Łamiesz prawa autorskie. Wiem, w pirackich ebookach o tym nie piszą, ale stosowna formułka znajduje się na początku każdej lub prawie każdej legalnej książki.Ściąganie plików z internetu, w tym książek nie jest łamaniem prawa
lemon pisze:Możesz sobie w książce napisać cokolwiek (np. że każdy nabywca książki ma ci oddać dwie kozy i pierworodną córkę), ale to jeszcze nie stanowi prawnie wiążącego zakazu lub nakazu.stosowna formułka znajduje się na początku każdej lub prawie każdej legalnej książki.
Znalazłem sporo głosów, które wyraźnie stwierdzają, że ściąganie na użytek własny jest dozwolone. Włącznie ze stanowiskiem policji! Jakbyś przytoczył głosy "przeciw", byłbym wdzięczny i będziemy mogli rozmawiać o sporach. Na razie usłyszałem tylko Twoje zdanie i na razie to, co nie jest wyraźnie zakazane, jest dozwolone. Skoro więc nie potrafisz podać prawnie wiążącego argumentu (np. orzeczenia sądu), że ściąganie jest nielegalne, pozostaje ono legalne.I nie mówienie o faktach tam, gdzie są tylko teorie i spory.
to, co nie jest wyraźnie zakazane, jest dozwolone
A to ciekawe... Pierwszy raz spotykam się z takim wyjaśnieniem. Masz jakiś link, który tłumaczyłby od strony prawnej taką interpretację?Dozwolony użytek osobisty jest wyjątkiem od tego zakazu, gdy pozostajesz z właścicielem egzemplarza utworu w bliskich stosunkach.
Wśród prawników nie ma jednolitego stanowiska odnośnie tego, czy ściąganie z Internetu materiałów (np. filmów), które zostały tam umieszczone nielegalnie mieści się w granicach dozwolonego użytku, a tym samym, czy samo w sobie może stanowić naruszenie praw autorskich.
Wątpliwości te związane są z różną wykładnią definicji „utworu rozpowszechnionego”.
Siriel pisze:A to ciekawe... Pierwszy raz spotykam się z takim wyjaśnieniem. Masz jakiś link, który tłumaczyłby od strony prawnej taką interpretację?
Serio pytam, bo raczej spotykałem się z interpretacją, że "zakres własnego użytku osobistego" dotyczy nie autora, lecz osoby korzystającej z jego utworu, co zresztą jest powiedziane w art. 23.1. To znaczy, że ta osoba może rozporządzać danym utworem (np. kopiować, pożyczać, itd) osobom, z którymi pozostaje w związku towarzyskim, powinowactwa, itd. Stąd wszelkie rozważania, czy znajomości internetowe są związkiem towarzyskim. Sformułowanie w art. 23.1. nie jest do końca precyzyjne.
gower pisze:Racja. Pisałeś o właścicielu utworu. Pochopnie zawęziłem to do autora, ale przecież mógł przekazać prawa majątkowe komuś innemu. Absolutnie rację masz. My bad.Nie napisałem przecież nic o autorze utworu, skąd to wziąłeś?
Czyli mogę ściągnąć film od ojca, nie wnikając, czy on zdobył go legalnie?Dozwolony użytek osobisty jest wyjątkiem od tego zakazu, gdy pozostajesz z właścicielem egzemplarza utworu w bliskich stosunkach.
trzeba wybrać "mniejsze zło". Jeśli ktoś z jakiegoś powodu nie może (to się tyczy głównie osób będących na utrzymaniu rodziców), czy też z wiadomych sobie powodów nie chce kupować książek, czy lepszym wyjściem jest, aby zamiast czytać e-booki pobrane z Internetu, nie czytał wcale?
Po drugie - czy zrobiłoby to różnicę, gdyby zamiast czytać pobranego e-booka, dana osoba udałaby się do biblioteki i wypożyczyła książkę stamtąd? Nie sądzę. Owszem, byłoby piękniej i legalniej, ale poza tym nic by się nie zmieniło.
I po trzecie - to, że ktoś przeczyta książkę pobraną z Internetu nie znaczy, że jej nie kupi. Jeśli mu się spodoba - kupi ją tak czy siak. Jeśli nie - oszczędzi sobie poczucia zmarnowanych pieniędzy i kurzącego się na półce tomiska.
lemon pisze:stosowna formułka znajduje się na początku każdej lub prawie każdej legalnej książki.
Książka ani żadna jej część nie może być (...) zapisywana elektronicznie lub magnetycznie (...) bez pisemnej zgody wydawcy."
"I po trzecie - to, że ktoś przeczyta książkę pobraną z Internetu nie znaczy, że jej nie kupi. Jeśli mu się spodoba - kupi ją tak czy siak. Jeśli nie - oszczędzi sobie poczucia zmarnowanych pieniędzy i kurzącego się na półce tomiska."
To jeden z lepszych argumentów za "ściąganiem", pod warunkiem że rzeczywiście jest "przestrzegany". Jak podejrzewam, dużo częściej zdarza się, że ktoś "ściąga" na próbę, a następnie "zapomina" o kupieniu oryginału.
No i generalnie problemem tej dyskusji i tysięcy podobnych jest mieszanie dwóch rzeczy, które powinny być rozpatrywane osobno: etyczny aspekt piractwa a jego wpływ na rynek to są dwie zupełnie różne sprawy na dwie osobne dyskusje.
Jednostkowo: jeżeli nikt nie traci na "ściąganiu", tzn. że nie mamy do czynienia z kradzieżą, a to znaczy że "ściąganie" jest etyczne. IMHO to bardzo jednoznaczna implikacja.
dzemeuksis pisze:Jednostkowo: jeżeli nikt nie traci na "ściąganiu", tzn. że nie mamy do czynienia z kradzieżą, a to znaczy że "ściąganie" jest etyczne. IMHO to bardzo jednoznaczna implikacja.
Ja to widzę inaczej. Ktoś coś wytworzył, włożył w to jakąś pracę, więc ma prawo udostępnić na praktycznie dowolnej licencji (choćby nakazującej odbiór dzieła wyłącznie stojąc na głowie) i etycznym jest uszanować jego wolę albo zrezygnować z odbioru dzieła, jeśli zaproponowane warunki nam nie pasują.
gower pisze:Niestety prawo autorskie wygląda tak, , że "chroni to, co chroni", więc ten monopol autorski nie zawsze da się egzekwować. Moim zdaniem szkoda.
Ktoś coś wytworzył, włożył w to jakąś pracę, więc ma prawo udostępnić na praktycznie dowolnej licencji (choćby nakazującej odbiór dzieła wyłącznie stojąc na głowie) i etycznym jest uszanować jego wolę albo zrezygnować z odbioru dzieła, jeśli zaproponowane warunki nam nie pasują.
Zawsze opowiadam się za czytaniem jak największej ilości książek i oglądaniem jak największej ilości filmów, nawet jeśli nie są zdobywane z legalnych źródeł. Ale, podkreślam, jest to moja opinia.
W końcu ile ludzi, tyle opinii.
Nielegalne ściąganie utworów jest nieetyczne, ale gdy pomyślę o ilości filmów i seriali, jakich bym nie obejrzała, bo nie byłoby mnie na to stać, o ilości piosenek, których bym nie przesłuchała, gier, w które bym nie zagrała - nie jestem w stanie żałować swojego postępowania.
Rukasu pisze:Co więcej: nawet jeżeli taki "Janko" ściągnie już coś, bo go nie stać, to (z moralnego punktu widzenia), powinien "wyrównać straty", kiedy tylko się "dorobi".
Rukasu pisze:Ale opinia jest opinią tylko tak długo, jak sama nie jesteś autorem. Kiedy się nim stajesz, kwestia nabiera zupełnie innego, nowego znaczenia...
Rukasu pisze:To co mogę Ci z czystym sumieniem napisać: zastanów się, czy naprawdę nie wystarczą Ci tańsze/bezpłatne odpowiedniki. [...]Jest także bardzo dużo stron, które udostępniają legalnie filmy i muzykę (także najnowsze produkcje!) "za darmo", zarabiając na reklamach. IMHO w dzisiejszych czasach naprawdę *nie trzeba* kraść, ażeby czerpać z życia to, czego potrzebujemy.
Natomiast wracając do głównego przesłania Twojej wypowiedzi... (...) See my point?
Wziąć też należy pod uwagę, że w dzisiejszych czasach autor bardzo rzadko sam rozprowadza swoje dzieło (...) chodzi *niemal wyłącznie* o kwestie finansowe?
To nie znaczy że nawołuję do obcinania rąk "ściągającym" - uważam po prostu, że w pierwszej kolejności należałoby im uświadomić, co tak naprawdę robią (IMHO: kradną).
To co mogę Ci z czystym sumieniem napisać: zastanów się, czy naprawdę nie wystarczą Ci tańsze/bezpłatne odpowiedniki. Jest bardzo dużo znakomitych książek, utworów, a nawet gier kwalifikowanych jako abandonware, creative commons, czy z innych powodów przynależnych do public domain. Jest także bardzo dużo stron, które udostępniają legalnie filmy i muzykę (także najnowsze produkcje!) "za darmo", zarabiając na reklamach. IMHO w dzisiejszych czasach naprawdę *nie trzeba* kraść, ażeby czerpać z życia to, czego potrzebujemy. Mojego brata nie stać na MS Office'a, więc używa Open Office'a.
Faktycznie zatem działa się wbrew interesom autora ograniczając jego potencjalny zysk.
wykupiłam w końcu całą dyskografię Beatlesów
Zakładam, że skoro były osoby, które pytały o zgodę, to znalazły się i takie, które użyły prac bez pytania, jednak wrzucając je do sieci miałam świadomość, że tak będzie.
Teraz natomiast wynika lekki paradoks - zapłaciłam za oglądanie danych tytułów, ale jeśli oglądam te same tytuły zamieszczone po prostu na innej stronie, robię to nielegalnie...?
Jeśli chodzi o to, co zacytowałeś z mojej wypowiedzi, to - jak pisałem - dotyczyło etyki piractwa (bynajmniej nie rozwiązań systemowych, prawnych) i było tylko najprostszym przykładem. Oczywiście, że można sobie wyobrazić, że autor ma nieetyczne oczekiwania.
Wziąć też należy pod uwagę, że w dzisiejszych czasach autor bardzo rzadko sam rozprowadza swoje dzieło (...) chodzi *niemal wyłącznie* o kwestie finansowe?
Nie no pisałem "autor" dla uproszczenia, ale oczywiście miałem na myśli dysponenta praw do eksploatacji.
Nie kradną, bo zapłacili za to ryczałtem (zresztą nie tylko oni, my wszyscy też). Pisałem o tym wyżej.
Nazywanie piratów złodziejami a ich proceder kradzieżą, to nie tylko semantyczne nadużycie (...)
(...) ale wręcz hipokryzja a ich ściganie i karanie to wyłudzanie i zwykły bandytyzm.
Jeżeli *sprzedawca* machnie ręką na piratów, czyli de facto pozwoli *wybranej grupie* na korzystanie z utworów za darmo, to po pierwsze dyskryminuje ludzi uczciwych (którzy np. nie *potrafią* zdobyć się na to, aby coś "ukraść"), a po drugie (pośrednio) stosuje dumping. To nie jest ani zgodne z prawem, ani etyczne. Z tego punktu widzenia obowiązkiem *sprzedawcy* jest zwalczać piractwo.
A skoro tak, to Twoja wypowiedź, że autorowi wolno jest *dowolnie* ustalać zasady sprzedaży, jest nie do końca zasadna.
Oczywiście *autor* może zrzec się praw do czerpania korzyści z utworu i zamiast *sprzedawać* go, po prostu go *rozdawać*. Ale jeżeli tak robi, to powinien stosować te same zasady wobec wszystkich odbiorców, tzn. wyraźnie zaznaczyć, że utwór jest copy-left, objęty jest creative commons, czy w inny sposób "za darmo dla wszystkich". W przeciwnym razie działa na szkodę innych twórców, na szkodę rynku, a przy okazji łamie podstawowe zasady (również te etyczne) na tym rynku obowiązujace.
Nie, nie pisałeś. Wskazane przez Ciebie zapisy dotyczą:
artykuł 20: osoba dysponująca prawami autorskimi może zawrzeć umowę o dystrybucji z organizacją radiową lub telewizyjną
artykuł 21: operatorzy sieci kablowych mogą zawierać umowy z organizachami radiowymi i telewizyjnymi dotyczące redystrybucji nadawanego sygnału.
Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile ukrytych (i fałszywych, jak pokazuje praktyka i badania) założeń mimowolnie przyjmujesz w tym z pozoru logicznym wywodzie.
Zapytam tylko, jak się powyższy wywód ma do tego, co - w porozumieniu z wydawcą - zrobił Coelho (linkowałem i pisałem o tym wiele razy, pytanie retoryczne z resztą)?
Ile razy mam jeszcze napisać, że chodziło mi o kwestię etyczną, nie rozwiązanie prawne.
pierwszym moim komentarzu w tej dyskusji zaznaczyłem, że dla jasności dyskusji trzeba rozdzielić kwestie etyczny od kwestii finansowych. Dlaczego więc je mieszasz a co gorsza przypisujesz to pomieszanie również mi?
(ponownie retorycznie, jestem przekonany, że nie dostanę żadnej sensownej odpowiedzi, a to przekonanie opieram na wielu wcześniejszych doświadczeniach)
Zaprawdę nie wiem, skąd to wytrzasnąłeś.
Komentowanie Twoich dalszych wywodów to już kompletnie nie ma sensu, bo mają się NIJAK do tego o czym piszę i co próbuję przekazać.
Ty przemyślisz (tym razem czytając właściwe artykuły) to, co ja napisałem a dyskusję będziemy kontynuować w innym miejscu i czasie, jeśli się okazja nadarzy.