Zrodzony z fantastyki

 
Awatar użytkownika
Planetourist
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2069
Rejestracja: wt paź 04, 2005 8:20 pm

Elfie historie [Eberron, D&D 3.5 ed]

pt lut 19, 2010 6:09 pm

Witajcie!

Dzisiaj poprowadziłem jedną z ciekawszych sesji w mojej RPGowej historii. Gracze – wcielający się w elfich wojowników – w połowie sesji (nie mając pojęcia, co dla nich przygotowałem) dostali ode mnie karty swoich legendarnych patronów i możliwość ukształtowania ich legendy... Po kolei jednak, przepisowo zaczynając od prezentacji graczy i ich postaci.

Gracze i postacie

Michał – w Eberron elfi wojownik-tropiciel Zirael – lubi przygody, legendy i popisy. Jego elf kocha dreszczyk emocji, chce napisać własną legendę.
Z kolei Mateusz – vel Matias, kolejny wojowniczy elf – wykreował raczej łowcę nagród, marzącego wprawdzie o chwale, ale przede wszystkim łasego na nagrody.
(Dla przejrzystości będę pogrubiał każde pojawienie się w przebiegu przygody imienia gracza bądź postaci)




Przyczyny i przebieg sesji

Z trzech postaci w moim głównym eberrońskim wątku dwaj to elfy z Valenar, trzeci zaś – shifter-druid. Jako, że ten ostatni był dzisiaj zajęty, wykorzystałem pomysł z „Graj z głową” i zaproponowałem reszcie drużyny opowieść z czasów Ostaniej z Wojen. Jednocześnie, zainspirowany grą na zjaVie u Zsu w Bitwę na Mokradle Roasz autorstwa Kaduceusza, postanowiłem przygotować niespodziankę w postaci sesji „wewnętrznej”.

Zaczęło się niewinnie – sesja miała opowiadać o szturmie na Gryfi Szpon (Griffonclaw). Wg. mapki z Eberron Campaign Setting jest to jedna z głównych twierdz granicznych powojennego Valenaru, uznałem więc, że kiedyś zapewne została wydarta Cyre – i że to „kiedyś” to dobry czas akcji dla mojej opowieści.

Gracze wraz z wieloma innymi valenarskimi wojownikami przypuścili szturm na Szpon, nim jednak dojechali pod jego bramy, koń jednego z pozostałych jeźdźców – młodego, zdolnego i poniekąd nieśmiałego Visslina – zrzucił jeźdźca i uciekł z pola bitwy. Postacie z początku zignorowały to dziwo, nie obserwowały więc uciekającego wierzchowca przez cały czas i dopiero po chwili dostrzegły go... sprawnie ujeżdżanego przez niziołka!

Oboje spróbowali ustrzelić koniokrada, Zirael trafił krytycznie. Zranił hobbita ciężko, lecz nie na tyle, by strącić tamtego z siodła. Widząc to, gracze zamierzali zaniechać pościgu... wyjaśniłem więc im, jak wielką świętością dla Valenarczyków są ich konie (trochę chyba przesadzając). Przyznaję, po prostu nie miałem żadnego pomysłu na to, co może dziać się podczas szturmu :wink:

Elfy odłączyły się więc od reszty i rozpoczęły pościg. Zirael wpadł jednak w zasadzkę – na drodze między nim a Niziołkiem czekał zbroid (warforged) i... dwa rosomaki, cała trójka obłożona niewidzialnością. Testem Jeździectwa Matiasa ustaliłem, że dogoni on Niziołka w 6 rund (około 36 sekund, ale w związku ze statycznością walki w D&D uznałem, że minęło o wiele więcej czasu) – i zająłem się Ziraelem.

Elf miał pecha – jego wierzchowiec szybko zginął. Na szczęście, chwilę potem dwoma krytykami zabił w jednej rundzie oba rosomaki i nastąpiło starcie elfa z konstruktem. Katastroficzny błąd zbroida podczas aktywacji jednej z jego różdżek wywołał eksplozję, która przywabiła w tamtą okolicę paru elfów – akurat tych, którym Zirael chciał zaimponować. Między nimi był Millovon – sędziwy przewodnik duchowy grupy, którego Michał uznał za mentora swojego elfa. Mając tak zacną publikę, postanowił powalczyć o opinię swej postaci – walczył brawurowo, raz po raz odpalając wyczyny (action points, pozwalające wzmocnić rzuty). Szybko poradził sobie ze zbroidem-twórcą (klasa artificer).

Dokładnie w ostatniej rundzie walki, Matias dogonił ciężko rannego niziołka i dobił koniokrada brawurową szarżą. W międzyczasie bitwa została wygrana, zaś bohaterowie graczy zyskali sławę obrońców honoru Valenaru. Zbroid (przeżył – Michał tylko go „wyłączył”) został przesłuchany, okazało się, że konia kradli na polecenie i z pomocą wyposażenia domu Vadalis.
Przy wieczornym ognisku Millovon przypominał historię elfiej rasy. W pewnym momencie opowieści, szybkim ruchem sięgnąłem do schowka w rogu kanapy i wręczyłem graczom postacie ich patronów.




Herosi byli, zdawać by się mogło, na wakacjach – by odpocząć od grozy wojny, odwiedzili Zaciszną Polanę, magiczną lokację (wg. DDkowych definicji - półplan) zamieszkaną przez elfich druidów i do tej pory nieodkrytą przez olbrzymy. Coruiel i Tinuel zastali czcicieli natury w trakcie zabawy – wyścigów odbywanych w formie niezwykle rączych koni. Nagle, tuż po wygranej arcydruida Wirkiva, wszystkich druidów dopadła jakaś egzotyczna choroba – byli w stanie tylko poprosić postacie o udanie się do jaskini będącej wyjściem z Polany.

Tam zaś rzuciły się na nich dwie złudne bestie i kierujący nimi gigant, który kazał swoim zwierzątkom za wszelką cenę nie dopuścić graczy do jaskini. Walka była komiksowa, epicka i dramatyczna – Tinuel szybko stracił przytomność, Coruiel heroicznie walczyła o życie swoje i jego. Świetnie się bawiłem, opisując jej nieprzyzwoicie silne ataki – elfka, między innymi, wbiegła nieomalże na szyję giganta, przez całą drogę ciągnąc za sobą głęboko wbity w jego skórę miecz :)

Gdy olbrzym zginął, jego pupilki uciekły przez portal. Chwilę później, do graczy dopadł Wirkiv. Wyjaśnił im (wiedział to z czegoś w rodzaju wizji), że giganci znaleźli wreszcie Zaciszną Polanę i zaczęli odprawiać nad wejściem do niej rytuał, który stworzył swoistą pieczęć – mającą na zawsze zamknąć znajdujących się po drugiej stronie druidów w ich zwierzęcych postaciach. Przejście czegokolwiek przez portal przerwało by rytuał – i stąd bestie i gigant, mające zagwarantować, że nikt się nie wydostanie. Na szczęście dla elfów, ucieczka złudnych bestii przerwała rytuał, choć zdążył on dokonać najgorszego – druidzi nie mogli opuścić postaci koni, lecz zachowali swą mądrość i moce.

Niestety, musieliśmy kończyć. Zdążyłem jednak wytłumaczyć graczom, że to właśnie ta historia zapoczątkowała szacunek, jaką elfy do dziś darzą swe wierzchowce – są one potomkami tych właśnie przeklętych druidów, pozbawionymi inteligencji, lecz wciąż odznaczającymi się niezwykłą rączością i szlachetnością.


Przemyślenia

To na pewno nie było ostatnie spotkanie z Coruiel i Tinuelem. Pomysł wypalił, szczególnie Michał był nim zachwycony – na pewno nieraz jeszcze pozwolę mu i Mateuszowi poznać historię ich rasy z perspektywy jej czempionów. Nawet walki quasiepickimi (15. poziom) postaciami okazały się raczej zabawne, niż monotonne :)
Moment, w którym gracze dowiedzieli się, że nagle zmieniają postacie, okazał się pięknym fajerwerkiem (i znowu – przede wszystkim dla Michała), więc przy kolejnych sesjach tego typu nie zamierzam z góry uprzedzać graczy o tej niespodziance.
Mam jednak wrażenie, że „odpaliłem” tego fajerwerka w złym momencie – podróż w przeszłość powinna się zacząć w momencie kradzieży konia. Opowieść o historii elfiego powstania (i wstępny opis patronów graczy) przeszła by na noc przed walką, a w momencie kradzieży gracze dostali by tylko chwilkę czasu na zaznajomienie się z możliwościami swoich przodków, uratowali (albo i nie) druidów, po czym wrócili do swoich starych postaci - teraz świetnie rozumiejąc, czemu obrona valenarskich koni jest tak ważna, i zapewne wkładając w pościg jeszcze więcej serca.

Poza ogólnym schematem, sesja była w dużej mierze zaimprowizowana i miałem podczas niej okazję wymyślić bądź przetestować parę trików. Oto niektóre z nich:
• Wiedząc, że w przygodzie pojawią się elfy, tuż przed sesją wymyśliłem i zapisałem kilka elfich imion – dzięki temu, nieprzewidziani BNi nie byli bezimienni/obdarzeni wymyślonym pod presją chwili imieniem.
• Nie dysponując regułami pościgu, zawyrokowałem po prostu, że Matias dogoni koniokrada, gdy minie (30 – wynik testu Jeździectwa Matiasa) rund walki. Sprawdziło się to świetnie.
• Gdy Zirael zabił rosomaki, które wraz z Draniem zabiły jego wierzchowca, zaproponowałem mu, by jego postać do „dziś” (głównej sesji z 3-osobową drużyną) nosiła trofea zrobione z ich ciał. Michałowi pomysł bardzo się spodobał i pomógł wczuć w elfa mszczącego ukochane zwierzę.

Poza tym wszystkim – dostałem nauczkę. Dzień przed sesją poświęciłem zbyt dużo czasu na przygotowywanie Coruiel i Tinuela, przez co sama przygoda kulała – i moje improwizacje nie wzbiły jej tak wysoko, jak bym chciał. Tyle z tego dobrego, że żal mi się zrobiło na myśl, jak krótko mają żyć antyczni elfi herosi, i zmieniłem plany odnośnie nich z ciągu krótkich scenek zakończonych heroiczną śmiercią do bliżej nieokreślonej ilości niezwiązanych ze sobą wydarzeń, które pozwolą Michałowi i Mateuszowi nie tylko określić cechy patronów i stosunek swych postaci do nich, ale i lepiej zrozumieć eberrońskie elfy.

To chyba tyle :-)

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości