Zrodzony z fantastyki

 
Eugenes
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 725
Rejestracja: śr lip 21, 2010 3:11 pm

Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

śr lis 07, 2012 3:33 pm

Sundabar


Całe miasto było jakby wyrzeźbione w kamieniu. Brukowane trakty, kamienne domostwa i świątynie. Nawet ławy były zrobione ze skały. Z trudem można było znaleźć jakąś florę. Jedynie na kilku okiennicach znajdowały się donice z kwiatami lub ziołami. Drogi i trakty w mieście niemal w całości są wąskie a budowle wysokie przez co w ciągu dnia wpada tu niewiele światła.
Każdy nowo przybyły przemierzając Sundabar zwraca na siebie wzrok podejrzliwych mieszkańców i strażników. Kamienne tarczę bo tak nazywa się straż przesłuchują każdego kto wyda im się podejrzany. Nie łatwo tu uzyskać pomoc a jeszcze trudniej zaskarbić sobie zaufanie mieszkańców.

***


Była już noc. Na drogach panował mrok zakłócany przez pochodnie przechodniów i łunę z części okien. Czwórka mężczyzn. Trzech krasnoludów i jeden człowiek przemierzali szybko brukowany trakt. Ten ostatni, chudy łysiejący mężczyzna z bielmem na oku o rudawych włosach rzekł skrzekliwym głosem w stronę Traubora. – To już szósty dekatydzień a zgłosiło się jedynie ośmiu nędznych wojowników którzy mają problem z trzymaniem ostrza w rękach. Jeden z nich podczas ćwiczeń zabił się wbijając sobie włócznię w oko. Dwóch uciekło z naszych koszar po treningu. Panie może warto zastanowić się nad kupnem tych niewolników od Rundeen. – Siwobrody kupiec zgromił go wzrokiem. – Idioto niewolnicy w Sundabarze narobiły by nam jeszcze więcej kłopotów. Musimy działać jak najbardziej subtelnie. – Rudowłosy nerwowo rozejrzał się po mieście i szepnął. – To może ktoś z „Szarego Regimentu” – Kupiec ponownie spojrzał się na rozmówcę. – Fiorze to głupcy których dziesiątki już zginęło zabitych przez Kamienne Tarczę i Czujnych. Nie chcę kiedyś zawisnąć wraz z nimi. Nam trzeba ludzi z zewnątrz. Miejmy nadzieję że następni ochotnicy już czekają w karczmie.- Fior już nic nie odrzekł jedynie podrapał się po głowie.

Minęli jeszcze kilka domostw i znaleźli się przy szerokich grubo okutych wrotach z klamką wystylizowaną na atakującego węża. Jeden z krasnoludów otworzył drzwi. Wewnątrz było bardzo jasno od palących się lamp, świeczników i latarni. Większa część stolików była zajęta bywalców. Traubor wszedł a wraz z nim rudy mężczyzna i skierował się w stronę stołu znajdującego się blisko szynkwasu. Rozkazał karczmarzowi podać butelkę tego co zawsze i zapytał czy są już kolejni ochotnicy.

Karczma „Kamienny żmij”


Gospoda w której można było spotkać przeważnie strażników, rzemieślników i kupców. Jest to dość spokojne miejsce. Nie dochodzi tu do pijackich burd nie zdarzają się też kradzieże. Karczmarz zaś słynie z tego że niezbyt obchodzi go z kto z kim tutaj się spotyka.

Jak niemal w całym Sundabarze panuje tu atmosfera podejrzliwości względem przybyszów.
Na kamiennych ścianach przy szynkwasie przyczepionych jest kilkanaście wężów. Te osobliwe eksponaty często przyciągają bywalców którzy dokładnie przyglądają się martwym gadom popijając przy tym trunek który trzymają w ręku.
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

Re: Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

śr lis 07, 2012 4:46 pm

Obrazek


Maeve Shalille


Po spędzeniu ostatnich kilku miesięcy w okolicach Silverymoon, Maeve dobiegły słuchy o pewnym ryzykownym przedsięwzięciu rozkręcanym przez majętnego kupca Traubora w Sundabarze. Plotki o mrocznych interesach, rozprzestrzeniane przez jego dalszych współpracowników wraz z informacją o rzekomym znacznym ryzyku związanym z tą misją zdecydowanie pobudziły zainteresowanie Maeve. Więcej zagrożeń i bardziej szemrane interesy oznaczały większy zysk. Proste. A ona potrzebowała pieniędzy po tym jak utopiła większą część spadku po biednym Lordzie Verhaardzie w nieudanych interesach w rodzinnym Luskanie.

Nowe miejsce, nowe życie. Te same metody działania. Zawsze bawiło ją, że mężczyźni tak różnych ras i kultur są wszędzie i zawsze tak samo żałośnie przewidywalni...

***


Ciężkie, wiekowe odrzwia karczmy otworzyły się i wzrok wszystkich bywalców przykuła stojąca w nich skrzydlata istota. Młoda, nawet bardzo młoda kobieta, choć jej wiek było trudno oszacować, gdyż bez wątpienia nie należała do żadnej typowej rasy. Jej oczy były bardzo charakterystyczne, wąskie i o złotej bariwe źrenic, niespotykanej u żadnych ras poza elfami i... smokami. Na ramionach i szyi nosiła piękne, skrzące się w świetle tatuaże. Tym, co zwracało największą uwagę były jednak motyle skrzydła, które rzucały szkarłatne odblaski od świateł wszechobecnych lamp i świeczników.

Gdy zrzuciła torbę podróżną i płaszcz, którego górna część miała specjalne otwory na skrzydła, jeszcze bardziej uderzająca stała się jej nieziemska, egzotyczna uroda. Podeszła do szynkwasu, chodziła bowiem nie tylko dlatego, że latanie było niewygodne w tak niskich pomieszczeniach, ale przede wszystkim dlatego, iż stąpając dużo łatwiej było zachować grację i umiejętnie eksponować swoje wdzięki, po czym spytała głośno.

- Szukam Traubora, w sprawie poszukiwania najemników nie stroniących od ryzykownych... i zyskownych interesów.

Karczmarz czyścił w tym czasie jeden z kufli i gdy usłyszał kobiecy głos oderwał się od swojej pracy i spojrzał się na Maeve. Przez dłuższą chwilę nie mógł oderwać wzroku od jej ciała po czym dyskretnie wskazał na stół na prawo. Siedział tam siwobrody krasnolud i rudy człowiek. Przy nich zaś stał zbrojny. Kupiec już wcześniej zauważył rozmowę kobiety i przyglądał się jej sylwetce mówiąc.
– Ja nie prowadzę egzotycznego burdelu. – Na te słowa rudowłosy kompan zaczął rechotać.

Maeve podeszła niespiesznym krokiem do stolika, odpowiadając miękkim głosem, bez cienia urazy czy innej emocji.
- Mówiłam o tej sprawie wymagającej odwagi i lojalności. A rozkładanie nóg nie wymaga żadnej z nich...

Po czym zręcznym kopnięciem odsunęła od stołu jedno z pustych krzeseł. Zgrabnie zdjęła jeden ze swoich butów i oparła na krześle swoją stopę, odsłaniając przy tym spod sukni wewnętrzną stronę zgrabnego, opalonego uda, po czym utkwiła wzrok w zbrojnym krasnoludzie stojącym obok Traubora. Wwiercając się w niego wzrokiem mówiła do niego głośno i wyraźnie, aż słowa zdawały się ciążyć, nieść ze soba jakąś moc.

- Ty! Podejdź do mnie i wyliż moją stopę! Jeśli będę zadowolona może dane ci będzie więcej tego wieczoru...
Ku zdziwieniu wszystkich, krasnolud zerwał się ze swojego miejsca i z nieprzytomnym, pozbawionym wyrazu spojrzeniem, potulnie wykonał rozkaz. Jego kompani nie zdążyli wyjśc z osłupienia, gdy Maeve delikatnie odsunęła go swoją stopą, pogłaskała go pieszczotliwie po bujnej, niedomytej czuprynie na głowie, po czym podsumowała.
- To powinno was przekonać, że wiele spraw można załatwiać subtelniej... i przyjemniej dla wszystkich zainteresowanych niż zwykliście postepować. Chyba, że potrzebujecie więcej dowodów...

Utkwiła sój wzrok w rudowłosym, bezzębnym towarzyszu Traubora.
Ostatnio zmieniony śr lis 07, 2012 4:58 pm przez Agnostos, łącznie zmieniany 4 razy.
Powód:
 
Eugenes
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 725
Rejestracja: śr lip 21, 2010 3:11 pm

Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

śr lis 07, 2012 4:58 pm

Karczma „Kamienny żmij”


Fior momentalnie spoważniał widząc działania kobiety zaś Traubor uśmiechnął się gładząc swoją brodę. – No, no arcyciekawe. Na ten czas wystarczy. Jeszcze będziesz mogła się nie raz wykazać. – Krasnolud szepnął parę słów do swego kompana po czym znów skierował się w stronę kobiety. –Jak cię zowią , masz jakieś imię?
Ostatnio zmieniony śr lis 07, 2012 4:59 pm przez Eugenes, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

Re: Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

śr lis 07, 2012 5:04 pm

Obrazek


Maeve Shalille


- Shalille. Maeve Shalille. A dla bliższych przyjaciół może być Mae. Mam nadzieję, że takowymi zostaniemy, dla dobra naszych przyszłych... stosunków.

Przez jej gładką twarz przebiegł cień uśmiechu. Położyła rękę na krześle, po czym spytała.

- A gdzież się podziała słynna gościnność i obycie krasnoludów z kobietami? Nie zaproponujecie mi miejsca? Czegoś do napicia? Dopiero co przybyłam do Sundabaru i jeszcze nie trafiłam na żadnego gentelmana?
Ostatnio zmieniony śr lis 07, 2012 5:06 pm przez Agnostos, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
DibiZibi
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4316
Rejestracja: śr lis 15, 2006 9:50 pm

Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

śr lis 07, 2012 7:04 pm

Trax

Pojawienie się skrzydlatej piękności zmroziło tłum, zwracając uwagę wszystkich biesiadników.
Korzystając z zamieszania zaraz za nią, do środka wślizgnął się kolejny z chętnych do podjęcia pracy najemnika. W przeciwieństwie do swojej poprzedniczki, nowoprzybyły nie wzbudzał niezdrowej uwagi samą swoją obecnością. Więcej nawet, zachowywał się właśnie tak by tej uwagi ściągać na siebie jak najmniej. Nie miał ku temu większych powdów, ale instynkty i odruchy zawsze działały automatycznie.

Pod długim, szarym płaszczem drugiego z gości błyszczały lekko błękitne kocie oczy. Szaro-czarne, krótkie futro widoczne było jedynie na twarzy, dłoniach oraz bosych stopach. Resztę zakrywał prosty i lekki skóżany pancerz w podobnym kolorze. Chociaż kot miał pazury na obu parach kończyn nie były one na tyle potężne by być solidnym uzbrojeniem. Do tego celu służył łuk przewieszony przez plecy oraz dwa wygięte ostrza za pasem.

Słysząc pytanie kobiety i widząc odpowiedź barmana uśmiechnął się w duchu że ktoś oszczędził mu konieczności rozmawiania z ludźmi. Przyjemna odmiana ostatnimi czasy. W dodatku potwierdziło to przepuszczenie jakie miał od chwili gdy zobaczył dziwną kobietę. Ona również szukała pracy u tego samego źródła. Ciężko było spodziewać się by obecność dwóch tak unikalnych istot jak on i skrzydlata była czystym przypadkiem.

Pokaz swoich umiejętności jakie czarodziejka zorganizowała, kot skwitował jedynie cichym syknięciem. Nie był pod wrażeniem. Dla kogoś kto miał wcześniej styczność z jego rasą nie było to trudne do wychwycenia. Nie chodziło tu też wcale o rzeczywiste umiejętności kobiety – te mogły być imponujące. Wojownika drażniła raczej sama obrana przez nią taktyka.

Nie czekając na pozwolenie czy zaproszenie, kot zajął jedno z wolnych miesc przy stole.
Jakiekolwiek pytania o jego tożsamość czy też, jeszcze gorzej, próby kwestionowania jego umiejętności spotkały się jedynie z grymasem i nieznacznym odłonieniem zębów.

Promieniował siłą i pewnością siebie. Jego kroki były niebywale zwinne i bezdźwięczne. Blizny na twarzy były dowodem wielu przejść. Jeśli ktokolwiek miał trudności z rozpoznaniem potencjału kociego wojownika, zdecydowanie nie zasługiwał na to by być jego pracodawcą.
Nie potrzebował nikomu udowadniać co potrafi. Tanie sztuczki nie były jego specjalnością. Plus, zabicie krasnoludów może byłoby świetnym pokazem, ale chyba nie o to chodziło przyszłemu pracodawcy.

Wypdało jednak jakoś się przedstawić. Wojownik ograniczył się jednak tylko do kilku słów.
-Jestem Trax.
Na dobrą sprawę mógłby już przejść do konkretów i zapytać o naturę przyszłej pracy ale przeczucie podpowiadało mu że na spotkanie zbierze się więcej chętnych niż ich dwójka.
 
Awatar użytkownika
von Mansfeld
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1778
Rejestracja: wt lip 29, 2008 7:31 am

Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

śr lis 07, 2012 7:28 pm


Zimno w nocy, jak w dzień na dalekiej Północy. Illuskaninowi było bez różnicy. Byleby kończyń i klejnotów nie odmrażało. W Sundabar tak źle nie było. Liczył na to, że u niejakiego "Traubora" wreszcie więcej zarobi i przy okazji dowiedzie swej wartości. Marzy o czasach, kiedy pięć sztuk złota będzie można sobie z buta wyciągnąć jako drobniaki.

Niski człowieczek z wielkim łukiem i nie takim małym mieczykiem u boku rozejrzał się po sali, a przy wejściu płaszcz przywiał odrobinę zimna do środka. Wyglądał jak średnio zarośnięty na twarzy niezbyt przyjemny typ, jakby wkurzony za dotychczasowe życie przy srogim mrozie za kilka srebrników w ramach "najemnej straży miejskiej w Bryn Shander". Ty razem nie nosi się tak ciepło, pozwolił sobie na wyeksponowanie świetnie wykonanej, skromnie wyglądającej skórzni nabitej ćwiekami i kawałkami metalu. Całkiem wysportowany i ukształtowany, mina niegłupia, do obycia można mieć zastrzeżenia...

- Ha! Wciąż nie trafiam w ścianę! - w illuskańskim języku skomentował to, że udało mu się trafić jakąś rzutką w tarczkę.
Rozejrzał się po sali. Egzotyczna piękność ze skrzydłami przyciągnęła jego oko na sekundę tylko dlatego, bo było to egzotyczne coś ze skrzydłami, dosłownie pomiatające jakiegoś krasnoluda stopą. Kolejna sekunda to wzrok na dwunożnym kocie. Odniósl wrażenie, że chyba jest jedyną normalną osobą w tej karczmie. Zostało tylko zbliżyć się do tej gromadki, skupionej za kimś kto mógł wyglądać jak "Traubor". I temu krasnoludowi (temu drugiemu, nie temu liżącemu stopy skrzydlatej)
- Jestem Lothar. Dobre zarobki za dobrą robotę?
 
Awatar użytkownika
Suldarr'essalar
Arcypsion
Arcypsion
Posty: 13173
Rejestracja: sob maja 28, 2005 9:27 pm

Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

śr lis 07, 2012 8:06 pm

Obrazek
Aberon Axelrod



Wybudowane przez krasnoludów Sundabar było dla Aberona zdecydowanie zbyt suche. Choć nie mógł odmówić prostoty i funkcjonalności konstrukcji. Nie sposób było niedocenić funkcjonalności dróg prowadzonych przez miasto, ani rozkładowi najważniejszych budynków w mieście. Jednak mężczyźnie brakowałi w tej prostej architekturze nieco zaokrągleń, nieco artystycznego ducha.
Mężczyzna przemykał przez chłodne uliczki mocniej opatulając się płaszczem i licząc na ciepło miejsca do którego kierował swoje kroki.


Wejście nietypowej dziewczyny nie pozostało niezauważone. Wszyscy zwrócili uwagę na jej przemarsz, oraz niezbyt estetyczny pokaz umiejętności. Mężczyzna obserwował chwilę całe zdarzenie popijając piwo. Zerkał na innych gości karczmy i dostrzegł... Kotowatego. Jego ruchy były zbyt precyzyjne. Mężczyzna obserwował go przez chwilę starając się doszukać czegoś konkretnego. "Normalni" nie pilnują swoich ruchów. Po prostu są naturalni, sakiewki luźno dyndają u pasa. Aberon obserwował jeszcze otoczenie starając się dostrzec reakcję innych. Wiedział już do kogo ma się udać, ale chciał zobaczyć jaką renomą cieszy się pracodawca i jak inni patrzą na pracobiorców. Zanim ruszył, do stolika podszedł jeszcze niewysoki mężczyzna, jednak Aberon nie dosłyszał co powiedział.
~ Chyba czas ruszać ~ pomyślał wstając ze stolika. Pogładził jednego z węży na oparciu i podszedł do baru, wymienił kufel na pełny i ruszył do stolika.

- Uszanowanie - zwrócił się do krasnoluda. - Jestem Aberon Axelrod i odpowiadam na Pana wezwanie -.
Aberon był szczupłym mężczyzną w okolicach trzydziestki. Ciemna karnacja zdradzała, że nie pochodzi stąd, jednak z wyglądu był człowiekiem. Łysy, o ostrych rysach twarzy, z czarną brodą i wąsami podkreślającymi pewność siebie. Axelrod ubrany był w ciepłą granatową tunikę, na którą nałożony był luźny brunatny płaszcz z dość pojemnym kapturem, zarzuconym na plecy.
Mężczyzna nie nosił żadnej broni, a jego jedyną ozdobą był szmaragd wiszący na piersi. Wyglądał na uczonego, nie miał przy sobie mieszka z komponentami, ani zwojów, czy ksiąg. Mógłbyć jakimś kapłanem, lub kaznodzieją, ale nie było żadnych widocznych boskich symboli.
Mężczyzna usiadł oczekując na kolejne osoby, bądź wypowiedź pracodawcy.
 
Eugenes
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 725
Rejestracja: śr lip 21, 2010 3:11 pm

Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

śr lis 07, 2012 8:52 pm

Karczma „Kamienny żmij”


Na słowa kobiety kupiec skrzywił się. –Wybacz ale w tej karczmie trudno gentelmana a tym bardziej o damę. – Kazał stojącemu krasnoludowi odsunąć jedno z krzeseł. – Można tu jednak łatwo natrafić na ladacznice. – Następnie machnął ręką w stronę karczmarza. - Podaj no tu dzbana elfickiego miodu pitnego.

Stolik zaczął zapełniać się kolejnymi osobami. Kolejno przybył humanoidalny kot i łucznik który wcześniej trafił niewielkim sztyletem w sam środek drewnianej tarczy powieszonej na jeden ze ścian oraz tajemniczy mężczyzna w granatowej tunice. Wszyscy trzej przedstawili się zgłaszając się do służby. Krasnolud długo oceniał każdego z nich wzrokiem i wreszcie rzekł. – Widzę że pochodzicie z daleka. Mniemam że nie przybyliście na próżno a tym bardziej że nie zmarnujecie mojego czasu. Oferuje wam łoże, jadło i 300 sztuk złota za dekadzień służby a dodatkowo część zysków z zadań jakie będziecie wykonywać. Jedyne czego żądam to wykonywania moich poleceń. Polegających przykładowo na ochronie moich targowisk, eskortowaniu karawan czy na zabiciu jakiegoś orka – Tu krasnolud chwilę się wstrzymał podkreślając ostatnią część wypowiedzi. - jak i nie orka. Zrozumiano? -
Ostatnio zmieniony śr lis 07, 2012 9:12 pm przez Eugenes, łącznie zmieniany 2 razy.
Powód:
 
PPPP
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4823
Rejestracja: śr gru 01, 2004 7:17 pm

Re: Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

śr lis 07, 2012 9:02 pm

Korum, Złoty Książe

Z zaplecza wyjrzał rozebrany do połowy młodzieniec ze sporą beczułką w rękach. Jego źle przystrzyżone włosy koloru jasnej słomy, niebieskie oczy i łagodny wyraz twarzy nadawały mu wygląd wioskowego przygłupa. Wrażenie potęgowała jeszcze niezgrabność mężczyzny, która sugerowała albo tępotę, albo nadmierne szybowanie w obłokach.

W końcu, ostrożnie wymijając gości, młodzian dotarł za kontuar, gdzie ustawił beczkę w miejscu wyznaczonym przez karczmarza.
- Dobrze, Korum - szynkarz z ulgą przyjął fakt, że tym razem beczka z piwem nie została rozbita - A teraz odnieś tę pustą na dół i jesteśmy kwita.

Blondyn z chęci wziął się do pracy. Kiedy znów się wyłonił z drzwi prowadzących do zaplecza, był już odziany w pamiętające lepsze czasy zbroję łuskową, a w rękach trzymał spory pakunek otulony ciemną tkaniną.
- Hrotghrar, ja już jestem gotowy. Pośpiesz się, co? - Korum gromko krzyknął do środka - My mieliśmy zgłosić się do pracy. Ja i mój kolega, on zaraz przyjdzie - blondyn wyjaśnił krasnoludowi.
 
Awatar użytkownika
DibiZibi
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4316
Rejestracja: śr lis 15, 2006 9:50 pm

Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

śr lis 07, 2012 9:17 pm

Trax

Cóż za rozczarowanie. Trax od początku miał nadzieję że praca jaką tu dostanie będzie polegała na odnalezieniu i zabiciu jakiegoś konkurenta w biznesie. Oczywiście istniała też szansa że tego właśnie kupiec będzie potrzebował, ale ma na tyle dużo zdrowego rozsądku żeby nie zlecać zabójstw w karczmie pełnej ludzi.
Tak czy inaczej, kot nie znosił roboty przedstawianej w formie „pracujecie dla mnie więc róbcie to co każe”. To go ograniczało i doprowadzało do nieciekawych sytuacji. Zdecydowanie preferował zlecenia, zadania. Zabić tego, ukraść tamto, zdobyć informacje o czym innym. No i oczywiście wolał żeby płacono mu za wykonane zadanie, a nie za poświęcony czas.
Oferowana pensja wyglądała całkiem nieźle. Nigdy nie dostał w sumie tyle pieniędzy naraz, ale też nigdy nie pracował dla jednej osoby tak długo.
Trax milczał na razie, obserwując innych i słuchając tego co sami mają do powiedzenia.
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

śr lis 07, 2012 11:01 pm

Obrazek


Maeve Shalille


Skrzydlata kobieta bębniła cicho palcami po stole, a w drugiej ręce trzymała sączony niespiesznie puchar z miodem. Niezgorszym, choć przywykła była do jeszcze lepszych.

- 30 sztuk złota dziennie, jadło i łoże? Dobre sobie, za łoże powinieneś dorzucić drugie tyle!
Zmrużyła oczy przebiegle, po czym kontynuowała.

- Ale dobrze, usłyszmy najpierw o naturze tych zysków, w których mamy mieć również swoje udziały. Myślę, że to interesuje wszystkich tu zgromadzonych. A jeśli to miejsce ma zbyt wiele uszu do omawiania szczegółów biznesowej umowy, zawsze możemy się udać na zaplecze...

Maeve dzieliła swoją uwagę pomiędzy pracodawcę, a pozostałych przybyłych śmiałków. Skoro miała z nimi współpracować, to dobrze byłoby ich lepiej poznać... poznać ich słabe punkty, na wypadek, gdyby przyszło ich wyeliminować...

Obserwowała uważnie więc mimikę, gestykulację, ruchy i sposób wypowiadania się ich wszystkich. Oceniała ich w myślach, nie interesowało jej czy to ocena sprawiedliwa czy nie, potrzebowała punktu zaczepienia, który potem będzie mogła zweryfikować podejmując próby manipulacji...

~ Kotoludzie... poznałam paru takich nie całkiem przypadkiem. Wydaje im się zawsze, że dzięki nadludzkiej zwinności mogą więcej i są lepsi od innych. Gdyby chociaż ta kocia zwinność przekładała się na jakieś talenty w łóżku... ale nie. Ten tutaj, Trax, jak się przedstawił - arogancki, nielojalny, polegający tylko na sobie. Dalej Lothar - prosty, nawet prostacki, niezwracający uwagi, ale mający pewnie jakieś sekrety. Aberon Axelord - świadom własnej wartości, pytanie czy nie za bardzo, pedantyczny, racjonalny więc i przewidywalny. Blondyn... hmm... nieprzewidywalny.

Parsknęła cicho. Zlecenie z bandą chłopa, jakże typowe. Ale chyba wiedziała już kogo uwiedzie pierwszego, więc i humor jej się poprawił.
 
Awatar użytkownika
Ehran
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1854
Rejestracja: pt paź 17, 2008 8:33 pm

Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

śr lis 07, 2012 11:20 pm

Hrotghrar Brragch Gorrgoth syn Ekhratha - rzucający kości klanu Mrocznego Szponu


Z zaplecza zadudnił basowy, nieco zadyszany i chrapliwy głos. - Już. tylko skończę!.
Po kilku chwilach za drzwi prowadzących do zaplecza wyłoniła się przysadzista postać. Była tak wysoka, iż musiała się nachylić, by nie walnąć podłużnym łbem o framugę. W mieście pełnym krasnoludów zdecydowanie nie miała łatwego życia.
Wojownik w jednej ręce trzymał oparty o ramię ogromny topór, a w drugiej coś, co z daleka wyglądało jak jedwabna chustka. Którą zatkał sobie na wskazujący palec i zataczał nią kółka. Pod ramieniem trzymał zaciśniętą małą beczułkę z sosnowego drewna. na szerokich plecach miał stary plecak, z wytartej skóry, aktualnie noszony jedynie na jednym ramieniu.
Mężczyzna był rozebrany do połowy. Na stopach miał ciężkie buciory, spodnie z grubej skóry, i szeroki, nabijany ćwiekami pas. Jego skórę pokrywała gruba łuska o kolorze brudnego złota. Pod powierzchnią rysowały się potężne mięśnie.
Grube, kruczoczarne włosy splecione były w dredy, które sięgały mu aż do połowy szerokiej klatki piersiowej. Na szyi miał kilka naszyjników z różnorodnymi fetyszami z kości i piór. Również we włosach bieliło się kilka kości, z starannie wygrawerowanymi runami. Wielkie kły wystawały z kanciastej wysuniętej do przodu dolnej szczęki. Płaski nos zdobiło duże stalowe kółko. małe, blisko osadzone czarne oczka lśniły złośliwie pod krzaczastymi brwiami.
Nie było wątpliwości, iż osobnik ten ma wiele ogrzej krwi w swych żyłach, z pewną domieszką smoczej.
- Korum, chłopcze, gdzie jest ten pracodawca? - zahuczał, rozglądając się po pomieszczeniu. Gdy wypatrzył kupca, uśmiechnął się złośliwie i podszedł bliżej.
- Jam jest Hrotghrar Brragch Gorrgoth syn Ekhratha, rzucający kości klanu Mrocznego Szponu! - zahuczał. Najwidoczniej lubując się w dźwięku własnego chrapliwego głosu.
- To jak, komu mamy rozłupać czaszkę? - zapytał bez ogródek.

- He? Nie rozłupywać? - zasępił się gdy Korum wyprowadził towarzysza z błędu. Ogr półkrwi przysunął sobie ławę, gdyż krzesła były nieco za małe jak na jego gust. Dupa bolała go, gdy siedział na nich zbyt długo.
Z zaplecza wyszła karczemna dziewka, dziwnie speszona. Hrotghrar cmoknął głośno, ukazując długi czarny język, po czym przyłożył sobie jedwabną chustkę do nosa i zaciągnął się głęboko, wdychając jakiś najwidoczniej miły dla jego nosa zapach. Potem rzucił kawałek materiału na stół. Chustka okazała się być koronkowymi majteczkami.
Wojownik zacisnął pięść i uderzył nią mocno z góry beczkę, którą uprzednio niósł pod pachą. Rozłupane szczątki pokrywy wpadły z chlupotem w gęste piwo, którym była wypełniona beczka. Ogr uniósł naczynie do ust i zaczął głośno łykać pieniący się płyn. Stróżka piwa spływała po obu stronach jego gęby. Hrotghrar odsunął naczynie od ust i uderzył nim mocno o stół, odstawiając beczułkę. Po czym potężnie beknął i otarł wierzchem dłoni resztki piany z pyska.
Jego spojrzenie powędrowało po zgromadzonych, zatrzymując się dłużej na jedynej dziewczynie w towarzystwie. Jego wzrok bezczelnie błądził po krągłościach jej powabnego ciała. Ogr cmoknął głośno i klepnął Korum 'a w plecy.
, - Dziewięć, mówię ci, warta dziewięciu. - zaśmiał się unosząc 7 palców. Korum, wiedział już, iż jego kolega ma zwyczaj klasyfikować dziewczęta na swojej skali palców. Czyli, ile palców był, by gotów poświęcić, by posiąść panienkę. Oczywiście, nie mówimy o jego palcach, Hrotghrar za każdym razem podawał, gdy o to zapytany, imię innego boga, któremu owe palce by odebrał. Podobne przechwałki nie były niczym niezwykłym u tego osobnika.
Potem się zwrócił do ich potencjalnego pracodawcy. - Szefuniu, jeśli dorzucisz tę panienkę, by nam umilała noce, no i czasem południa, ranki i wieczory, no i w przerwach jeszcze też... będę pracował za dziewięć szóstych ceny! - rzucił wspaniałomyślnie, wykazując się matematycznym geniuszem.
 
Awatar użytkownika
von Mansfeld
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1778
Rejestracja: wt lip 29, 2008 7:31 am

Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

śr lis 07, 2012 11:47 pm


Kupiec proponował przyzwoitą ofertę, przynajmniej zdaniem trapera. ~ 30 złotek za dzień to godna cena, nawet jak na szlajanie się po mieście i ochronie karawany, robiąc praktycznie wszystko co nam każe... Plus premie. ~ Zastanawiał się jednak nad tym, czy faktycznie będzie tym łowcą i traperem, jak popracuje u Traubora na dłużej. Jeszcze ciekawszą sprawą było to, jak skłonić tych wszystkich przybyszy, aby współpracowali ze sobą bez zabijania się. Skrzydlata kusicielka, kociak i coś ogrzego.

- Wchodzę. - odpowiedział. - Prace płatne z góry, z zaliczkami, połówkami na wstępie? Chcemy też wiedzieć, czy robota czeka poza Sundabar, oczywiście pomijając eskorty karawan.

Lothar lubił postawić konkrety, nie bawił się w półsłówka. Rozisadł się na krześle, które - w porównaniu do ławy na której siedział wielki topornik - wydawało wydawało się ledwie zajęte przez Vilvena. Pociągnął miód pitny z kufla. Wydawało mi się trochę za słabe, nawet jak na "napój dla dzieci" jakim był miód pitny. ~ Najwyraźniej tutaj psują wodą... ~
Ostatnio zmieniony śr lis 07, 2012 11:47 pm przez von Mansfeld, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
DibiZibi
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4316
Rejestracja: śr lis 15, 2006 9:50 pm

Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

czw lis 08, 2012 12:12 am

Trax

Ekipa którą zebrał sobie kupiec z całą pewnością miała wiele różnych talentów i umiejętności które pozwalały im uzupełniać się i wspierać nawzajem, tak by móc sprostać każdemu wyzwaniu, ale przy wielu różnych zdolnościach, zebrały się tutaj też jeszcze bardziej różne od siebie osobowości.
W poprawnie działającej grupie każdy ma swoją rolę i zadanie które wykonuje. Robi to lepiej niż inni i właśnie dlatego musi robić dokładnie to. Miało to sens i poparte było praktyką.
Tylko że w poprawnie działjącej grupie wszyscy jej członkowie muszą być do siebie podobni. Mogą mieć różne charaktery, ale definicja tego kim są musi być podobna. Bo inaczej dojdzie do sporów i do konfliktu interesów.
Trax nie znał niemal wcale nikogo z zebranych, ale już na pierwszy rzut oka widać było że nie mają zbyt wielu wspólnych cech. Konflikty były niemal nieuniknione, a wraz z tym szło olbrzymie ryzyko spartaczenia roboty jaką im zlecą. Plus, kot nie specjalnie miło postrzegał spędzanie całych dni w towarzystwie takiej grupy. Dlatego wolał pracować sam. Z nikim nie trzeba było się liczyć, nikogo słuchać, na nikogo uważać i nikogo ratować. Praca samemu była bardziej ryzykowna, ale była tego warta.
Nie można jednak mieć wszystkiego. Może pracodawca podzieli ich albo każdemu da indywidualne zadanie. To by było miłe.

Trax obserwował zebranych. To chyba byli wszyscy.
Skrzydlata czarodziejka, Maeve pozostawała dalej najbardziej interesującą i niebezpieczną postacią. Kot czuł że nie będzie za nią przepadał, ale był też przekonany że jest jedną z bardziej zaradnych tutaj, a że był profesjonalistą to liczyło się dla niego bardziej niż gust.

Mężczyzna imieniem Lothar, zapewne myśliwy, wojownik. Wielu takich na szlakach. Niewielu potrafiło dobrze walczyć, jeszcze bardziej nieliczni okazywali spryt. Ale zdażały się wyjątki. Ten wydawał się postacią szarą i zupełnie nieprzeciątną. To dobrze – ktoś normalny.

Aberon, czarodziej, czy też inny magik jakim mógłby być... Cechowała go zagadkowaść naturalna dla ludzi jego profesji. Ale wyglądał profesjonalnie jak na swój fach, i chociaż Trax nie był największym fanem magii w czystej i oczywistej postaci, pełen był szacunku dla ludzi poświęcająch jej swoje życia. Oczywiście tyczyło się też innych sztuk, w jakiś sposób podobnych do magii. Na nich jednak kot nie znał się zbyt dobrze.

Korum, prosty wojownik, nie okazywał wiele samym swoim wizerunkiem więc i niewiele można było o nim powiedzieć. Był raczej zwykłym człowiekiem szkolonym w bezpośredniej walce. Trax widział w tym pewnie więcej sztuki niż Korum, ale nie miał nic przeciwko niemu.

Ostatni był olbrzym którego imienia Trax nie próbował nawet zapamiętać. Wyglądał on raczej na coś co powinni upolować jako ich pierwsze zlecenie, ale kot nie kwestionował tego że bestia jego rozmiarów może być nader silnym sojusznikiem, bądź też przeciwnikiem w walce. Pytanie tylko czy przyda się do czegokolwiek innego.

-Na jak długo chcesz nas nająć? – Zwrócił się do krasnoluda.
 
Eugenes
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 725
Rejestracja: śr lip 21, 2010 3:11 pm

Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

czw lis 08, 2012 1:08 am

Karczma „Kamienny żmij”


Fior patrzył ze zdumieniem i zachwytem na olbrzyma mówiąc. – Takich nam trzeba. – Kupiec nie był jednak tak zachwycony. Wiedział że istota o takiej aparycji zwróci na siebie niepotrzebną uwagę a jego zachowanie tylko potwierdziło jego obawy. Niemniej jednak może uda mu się go jakoś wykorzystać bo widać nie grzeszył zbytnio rozumem. – Ekhm… Synu Ekhratha – Rozpoczął nie umiejąc powtórzyć tych gardłowych odgłosów mających oznaczać jego imię. – za swój żołd na pewno znajdziesz mnóstwo innych zgrabnych dziewek na noc. – Kolejne pytania coraz bardziej go nużyły. Niechętnie odpowiedział Lotharowi. - Sakwy dostaniecie na koniec każdego dekadnia. –A zbył milczeniem pytanie Traxa.

Następnie wstał i poklepał rudowłosego mężczyznę. – Fior wam powie jak dostać się do koszar. A jutro o świcie przydzieli wam robotę. Wykażcie się. – Traubor kiwnął na zbrojnego który skierował się do wyjścia razem z nim.

Gdy kupiec wyszedł stary najemnik zamówił kufel mocnego ale i zaczął tłumaczyć jak dostać się do rzeczonego budynku. Gdy skończył zamówił jeszcze jedną kolejkę i podpity wyszedł z karczmy.

 
Awatar użytkownika
Suldarr'essalar
Arcypsion
Arcypsion
Posty: 13173
Rejestracja: sob maja 28, 2005 9:27 pm

Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

czw lis 08, 2012 11:11 am

Obrazek
Aberon Axelrod


Pojawienie się kolejnych najemników Aberon kwitował krótkim, skinieniem głowy na powitanie. Nie zadawał żadnych pytań. Spotkanie miało charakter zapoznawzy i pewnie nikomu nie zależy na zbytnim rozgłosie. Stąd też mężczyzna sceptycznie ocenił pokaz umiejętnośi Maeve, której strój był nizwykle wyzywający i odsła..
~Skup się ~ odezwał się głos w głowie Aberona.
~ Daj spokój Mort, jestem tylko facetem ~
~ Skup się! Mamy ważniejsze sprawy niż gapienie się na cycki. ~
głos w głowie mężczyzny był nieprzejednany. I dobrze, Aberon takiego właśnie głosu potrzebował i dokładnie taki stworzył. Niechętnie mężczyzna przerwał dyskretne obserwacje sk` Skupiając się na półogrze.
~ Doprawdy dobrana z nich para, nie sądzisz Mort? Motyl i Brzydal. Do tego kotowaty, zupełnie nierzucające się w oczy towarzystwo ~
~ Jeśli Ci to pomoże, to powiem Ci, że lepiej dla nas. W takim towarzystwie nie zapamiętają takich jak Ty i to jest nasza przewaga.~
~ Jak zwykle masz rację ~
mężczyzna uśmiechnął się pod wąsem upijając łyk z kufla.
Mężczyzna złożył smukłe dłonie w "koszyczek" słuchając kupca.
- Zgoda - uśmiechnął się zgadzając z warunkami, następnie pożegnawszy się z pracodawcą zwrócił do pozostałych.
- Skoro mamy ze sobą współpracowa, może dowiemy się czegoś o sobie? Jestem uczonym, choć bardziej praktykiem, niż teoretykiem. Jestem też adeptem Niewidzialnej Drogi. - Mężczyzna zawiesił na chwilę głos, po czym uśmiechnął się i dodał -Nie chcę was zanudzać niuansami, więc poprzestańmy na tym.


~ Sprtynie wybrnąłeś ~ odezwał się Mort. ~ Mogłeś dodać jeszcze "poszukującym źródła swojej mocy i próbujący przypomnieć sobie swoją przeszłość.
~ Zamknij się Mort~
Ostatnio zmieniony czw lis 08, 2012 11:12 am przez Suldarr'essalar, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

Re: Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

czw lis 08, 2012 7:10 pm

Obrazek

Maeve Shalille


W związku z zadaniami zlecanymi im przez Traubora, najmniej pracy miała chyba Maeve.

Mając wiele wolnego czasu postanowiła więc rozejrzeć się po Sundabarze, żeby zlokalizować potencjalnie interesujące miejsca. Korzystając z wolnego czasu rozejrzała się więc w mieście w poszukiwaniu paru miejsc szczególnie dla niej interesujących. Popytała w paru karczmach i na targowisku o miejscowe burdele i dziuple paserów. Dzięki swoim wdziękom dowiedziała się o kilku miejscach, w których można kupić ukradzione przedmioty. W większości kontrolę nad tym rynkiem sprawuje „Szary Regiment”, Grejs - tajemniczy kupiec pochodzący z Amn oraz Traubor. Szary Regiment okazał się być najbardziej interesujący. To grupa bandytów dowodzona przez byłego tarczownika. Jest najliczniejszą organizacją przestępczą w Sundabarze. Jednocześnie najwięcej z nich zostaje złapanych przez straże. Dowódca grupy Kordys znany jest z jego charyzmy i umiejętności rozmowy z biedotą, która chętnie wstępuje w szeregi jego grupy. Sam Kordys szafuje sloganami równości wszystkich istot i poddziału bogactwa które według niego trafia w większości niesprawiedliwie w ręce kupców i władców. Resztą nielegalnych interesów zawiadują jakieś małe niezależne grupki. Co do dziwek, Meave dowiedziała się, że w większości pracują „na własny rachunek”, szukając klientów w gospodach i na traktach. Jedynie pewna świątynia Sharess prowadzi nieoficjalnie luksusowy zamtuz.

Ponieważ niewykluczone było, że spędzi w Sundabar trochę czasu, Maeve skrzetnie zanotowała te informacje w swojej pamięci. Nie podejmowała jednak w tym momencie żadnych konkretnych działań. I tak ze swoją aparycją dość zwróciła na siebie uwagi wypytując naokoło.

***

Dopiero pod koniec pierwszego dekadnia została skierowana do jednego z handlarzy kupującego towary dla krasnoluda. Sprzedawca miał cały wóz załadowany wątpliwej jakości wełną. Już od dwóch miesięcy próbował sprzedać towar. Traubor zlecił mu jechać na północ do sąsiedniego miasteczka - Deadsnows, gdzie czeka kolejny klient. Gdy Mae przybyła, handlarz powiedział jej, że zgodnie z prośbą Traubora, to ona ma przekonać klienta, aby to kupił.

Monotonna podróż trwała trzy dni. Ostatecznie dotarli do niewielkiego miasta otoczonego grubymi murami. Klientem był półelf ubrany w lśniącą, prawdopodobnie jedwabną sukmanę. Od razu poprosił o pokazanie towaru. Widząc materiał, zaśmiał się handlarzowi w twarz. Jednak po nadzwyczaj krótkiej rozmowie z Maeve, przekonał się do kupna.

Podczas krótkiego pobytu w Deadsnows, kobieta zdecydowała się spędzić ten czas jeszcze produktywniej. Zaczęła od wypytania pólelfiego kupca o lokalne interesy. Dowiedziała się, że jak większość handlarzy w tym miejscu, zajmuje się on głównie biznesem futrzarskim. Nie był on szczególnie lukratywny, gdyż zwierzyna się namnożyła, a ostatnie zimy były dosyć łagodne. Trzeba było sprzedawać egzotyczne futra, żeby ugrać coś więcej na rynku. Maeve nie zwykła jednak fruwać po lasach za rzadkimi bestiami, przywykła do pewniejszego zarobku.

Wypytywała więc dalej, aż dowiedziała się, że prawdziwe pieniądze leżą w handlu metalami wydobywanymi w tej części Gór Nether, głównie miedzią i żelazem. Handel był głównie w rękach ludzi - lokalnej elity powiązanej z klerem Lathandera. Utrzymywali ciągłość zaopatrzenia dzięki bardzo dobrym relacjom z osiadłymi tu volamtar, jak zwano kapłanów Marthammora Duina - krasnoludzkiego bóstwa wędrowców i tułaczy. Dowiedziawszy się, że lada dzień grupa górskich krasnoludów władających kopalniami ma zejść do miasta, żeby umówić kolejne dostawy i renegocjować kontrakty, wpadła na wyśmienity, choć nieco ryzykowny plan.

Omotała sobie wokół palca jednego z ważniejszych kupców - twardego i zawziętego, ale niezbyt lotnego człeka imieniem Fergusson. Skutecznie wmówiła mu, że krasnoludzcy handlarze zamierzają wykolegować go z interesu. W rezultacie porywczy kupiec wyrzucił emisariuszy na zbity pysk i rozpętał w gildii wielką aferę, której jedynym skutkiem było zerwanie przez krasnoludów wszelkich kontraktów, jakie z nim mieli. I wtedy przypadkiem krasnoludzcy emisariusze poznali Maeve, która zaoferowała zainteresowanie przejęciem tej relacji biznesowej przez możnego pana Traubora z Sundabaru. Karafka miodu, kilka niedwuznacznych propozycji oraz fakt, że sam Traubor był przecie krasnoludem, wystarczyły aż z nawiązką do zbudowania zaufania. A half-fey intrygantka wróciła do Sundabaru pod koniec drugiego dekadnia z zaskakującą wieścią o lukratywnej propozycji handlowej, która zdecydowanie powinna zainteresować Traubora. I przynieść z czasem bardzo wymierne korzyści...
 
Eugenes
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 725
Rejestracja: śr lip 21, 2010 3:11 pm

Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

czw lis 08, 2012 11:54 pm

Sundabar


Następnego dnia rankiem Fior skierował sześciu bohaterów do poszczególnych zadań.

Trax pracował jedynie nocami. Wraz z dwójką szczupłych najemników i krępym mężczyzną mówiącym że jest wspólnikiem Traubora. Podróżując po mieście sprzedawali broń i trucizny. W czasie tych długich wieczorów dowiedział się że najemnicy są wieśniakami. Czego zresztą można było się domyślić po niezbyt wyszukanym języku i przaśnych dowcipach. Odwiedził pewnie też najgorsze rejony Sundambaru spotykając się z nabywcami w zgrzybiałych piwnicach, opuszczonych budynkach a nawet miejskich kanałach. Klientami w większości byli miejscowi bandyci chodź raz odwiedzili bogaty dom gdzie nabywcą była majętna kobieta która zakupiła flakonik trucizny. Sielanka trwała 15 dni wtedy to w czasie „transakcji” kilku bandytów nie chciało zapłacić. Czteroosobowa grupa rzuciła się na sprzedawców. Jeden z najemników został trafiony w brzuch. Ostrze z łatwością rozcięło skórzaną zbroję przecinając ciało chłopaka. Drugi z wieśniaków nie wyjął nawet mieczu sparaliżowany strachem. "Wspólnik" zaś od razy sięgnął po swój bułat i szybkim cięciem rozciął szyję atakującego. Kolejnego z gracją zabił Trax kilkoma szybkimi cięciami swoich sztyletów. Reszta uciekła a handlarz zabrał się prędko do grabieży ciał po czym wraz z resztą zaczął się szybko oddalać od tego miejsca pozostawiając rannego najemnika.

Następnej nocy zamiast wieśniaka pojawił się mężczyzna o imieniu Lothar. Trax pamiętał że był jedynym z ochotników który wraz z nim zaciągnęli się na służbę. Będąc w koszarach też nie zauważył dawnego towarzysza. Widocznie wrócił do uprawy roli.

Lothar po popisach w karczmie przez pierwsze dni szkolił nowoprzybyłych najemników w strzelaniu z łuku. Wśród strzelców byli znakomici łucznicy jak i tacy którzy nie umieli napiąć cięciwy. Z tych monotonnych zajęć wyrwano go kierując na nocne wypady wraz z Traxem i jakimś handlarzem. Zajmował się tam ochroną przy sprzedaży uzbrojenia i trucizn.

Korum i półogr przez dwa dni siedzieli w sali ćwiczebnej. Fior w tym czasie uważnie się przyglądał temu co potrafią. Trzeciego dnia skierowano ich do ochrony stoisk kupieckich.
Jak na każdym targowisku było strasznie tłoczno. Setki postaci przewijały się kupując i przyglądając się towarom. Niemałe zainteresowanie budził też sam gigant. Dwójka mężczyzn zajęła się pilnowaniem trzech kramów. Patrząc na pozostałych kupców okazało się że prywatni ochroniarze stoisk są tu rzadkością. Porządku pilnowały tu kamienne tarczę. Na stoiskach nie działo się nic nadzwyczajnego. Raz jedynie jakiś dzieciak w obdartych ubraniach zaczepił półogra aby go wziął na barana.

Popołudniu do Aberona zgłosił się sam Traubor. Kupiec poprosił go o asystowanie pewnemu alchemikowi. Jegomość wytwarzał dla niego Oruighen zwany także „widmowym pyłem”. Rzeczony mężczyzna podniósł znacznie cenę swego specyfiku co nie spodobało się Trauborowi. Krasnolud poprosił Aberona aby wykradł mu recepturę a pod pretekstem zamówienia o wiele większej liczby towaru udało się krasnoludowi przekonać go że potrzebuje pomocnika.

Psion następnego dnia udał się do alchemika. Jedyna droga jak prowadziła do jego siedziby wiodła przez miejskie kanały. Gdy Aberon stanął przed kamiennymi wrotami zaznaczonymi na mapce którą dostał od swojego pracodawcy te momentalnie się otworzyły. Przywitał go chłodno starzec którego twarz pokryta była czarniejącymi krostami podpędzając go aby wszedł do środka.

W pomieszczeniu panował straszny zaduch a gdy psion wszedł do komnaty wrota samoistnie się zamknęły. Alchemik cały dzień tłumaczył Aberonowi co ma robić.

W następnych dniach Traubora zabrał się za swoją pracę. Główne zajmował się rozdrabnianiem moździerzem zasuszonej rośliny przypominającej kaktusa i przynoszeniem poszczególnych składników do rąk maga. W międzyczasie studiował proces produkcji narkotyku. Nie było to łatwe gdyż alchemik pracował skrycie próbując ukryć proces produkcji mimo to udało się zdobyć recepturę którą przekazał Trauborowi. W późniejszym czasie nie dostał żadnego zlecenia czekając jedynie na odbiór wypłaty.

***


W koszarach prawie każdego dnia pojawiał się jakiś nowy najemnik. Większość z nich wymagało przeszkolenia. Zajmował się tym Fior. Rudowłosy najemnik uczył prawidłowego trzymania broni i sposobów zasłonięcia się tarczą. Szczególnie lubował się w pojedynkach na drewniane kije bił wtedy mniej doświadczonych przeciwników z uśmiechem na twarzy.

W dniu w którym szóstka bohaterów miała odebrać drugi raz swój żołd Fior kazał im pojawić się w gabinecie dopiero o zmierzchu. Najemnik powiedział że podobno Traubor ma dla was specjalnej wagi zlecenie.

***



Odrzwi do koszar otwarły się wpędzając podmuch mroźnego powietrza do pomieszczenia. Do izby wszedł ubrany w szary płaszcz podszyty czarnym futrem krasnolud w asyście jednego zakutego w zbroję wojownika. Traubor rozejrzał się po komnacie po czym skierował się w stronę schodów tam czekał już na niego Fior. Mężczyzna służalczo się ukłonił. – Witaj Panie. – Krasnolud zaczął wchodzić po schodach nie zwracając uwago na słowa podwładnego. Gdy znaleźli się na wyższej kondygnacji kupiec rzucił. – Zawiadomiłeś wszystkich których kazałem. Tak jest. Już czekają. – Odrzekł Fior uśmiechając się. – Dobrze.- Uszyli jeszcze parę chwil i znaleźli się przy komnacie Fiora. Drzwi były otwarte a w środku zgromadziła się sześcioosobowa grupa. Kupiec nieznaczne schylił głowę na powitanie u usiadł przy sekretarzyku Fiora. Najemnik widząc że nie ma dla niego miejsca złapał za jedno z krzeseł przy wejściu i dosiadł się do Traubora. – Z pośród kilkudziesięciu najemników których przyjąłem wy jesteście najbardziej obiecujący. – Zaczął krasnolud. – Dlatego mam dla was zadanie specjalnej wagi. Niedawno poinformowano mnie o grupie orków którzy rabują karawany zmierzające do Sundabaru. Z tego co mi wiadomo udało im się zgromadzić już pokaźną ilość kosztowności. – Traubro zaczął gładzić się po brodzie. – Wy udacie się do jaskini w której się gnieżdżą i zabierzecie co tam mają. W tej sprawie trzeba działać szybko żeby Tarczownicy nas nie ubiegli. Dlatego już jutro wyruszycie. – Fior obruszył się. – Taa. Dostaniecie dwa wozy wyruszając do Silverymoon.W rzeczy samej. – Dodał kupiec uśmiechając się. -

 
Awatar użytkownika
DibiZibi
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4316
Rejestracja: śr lis 15, 2006 9:50 pm

Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

pt lis 09, 2012 4:38 pm

Trax

Niestety, praca dla krasnoludzkiego kupca była dokładnie tak nudna i nieciekawa jak Trax się tego spodziewał. Przez całe dwa dekadnie zdążył całkiem nieźle poznać miasto, nocami wielokrotnie zwiedzając wąskie alejki. Poznał wielu ludzi w przestępczym półświatku, co dało mu lepszy wgląd na sytuację w mieście i rozkład politycznych sił. Wszystko to robił jednak przy okazji, nie widząc w tym głębszego celu. Zadanie jakie mu powierzono nie było ani ciekawe, ani wymagające. Przez cały ten czas zdażył się tylko jeden incydent wymagający użycia broni, co było głównym powodem niezadowolenia Traxa. Nie chodziło o to że czuł nieodpartą potrzebę mordowania ludzi – wręcz przeciwnie. Zabijanie ludzi, zwłaszcza tych którzy nie stanowli żadnego wyzwania nie było ani przyjemne ani honorowe. Walka nie zawsze jednak musiała kończyć się śmiercią, a ona właśnie była tym co kierowało życiem kociego łowcy i to jej brak tak bardzo mu doskwierał.

Ostatniego dnia drugiego dekadnia, zebrali się na spotkaniu z pracodawcą.
Ten przedstawił im ich pierwsze poważne zlecenie. Chociaż jego prostota i prymitywność były zdumiewające, było to dokładnie to czego Trax potrzebował. Udadzą się do obozowiska bandy orków i wyrźną wszystko w pień. Perfekcyjnie. Kot wyszczerzył kły w uśmiechu.

Miał kilka pytań, ale przez ostatnie dni jedynie pogłębiło się jego przekonanie że kupiec nie jest osobą lubiącą mówić, czy też udzielać informacji. Dlatego też postanowił że wszystko czego potrzebuje zdobędzie sam. Albo poczeka aż ktoś inny zapyta. Rozmawianie nigdy nie było jego ulubioną czynnością więc skoro mógł tego uniknąć, był zadowolony.
Ostatnio zmieniony pt lis 09, 2012 4:39 pm przez DibiZibi, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

Re: Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

pt lis 09, 2012 5:09 pm

Obrazek

Maeve Shalille


Maeve założyła nogę na nogę i z wyrazem znudzenia na twarzy przysłuchiwała się szczegółom zadania. Cóż, nie było to zbyt wyrafinowane. Zmasakrować bandę orczych rabusiów. Ale przynajmniej jakieś urozmaicenie względem ostatnich dni.

- Co wiemy o tych orkach? Kto im przewodzi? I dlaczego był tak głupi, żeby zadzierać z potężnym Trauborem, hmm?

Traubor poczuł się mile połechtany, nawet on nie potrafił pozostawać już obojętnym na pochlebstwa zaklinaczki, mimo że były ewidentnie instrumentalne. Zanim zdążył odpowiedzieć, kobieta kontynuowała.

- Czy możemy zakładać, że za tymi orczymi najemnikami stoi ktoś potężniejszy? Na przykład Szary Regiment? A może niejaki Grejs? Mamy jakieś poszlaki?
 
Awatar użytkownika
Ehran
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1854
Rejestracja: pt paź 17, 2008 8:33 pm

Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

pt lis 09, 2012 9:25 pm

Hrotghrar Brragch Gorrgoth syn Ekhratha - rzucający kości klanu Mrocznego Szponu


ogrzy gnaciarz nie był szczególnie zadowolony z przydzielonego im zadania. Jednak, szybko zmienił zdanie. Zgoda, na targowisku było nudno, nie bardzo było komu rozbić czaszkę. Upić się nie wolno było, a panienki krępowały się, gdy je publicznie nagabywał. Zatem odpadły już główne atrakcje, jakim poświęcał się zwykle Hrotghrar.
Za to było tu pełno rozmaitych cudów. Wielki niczym dąb i zapewne tak samo inteligentny złoto łuski stwór wałęsał się wśród straganów, z niestrudzoną i niezrównaną ciekawością przyglądając się wszystkiemu, co w jego mniemaniu wyglądało ciekawie. A czym kierował się przy wyborze „ciekawych" towarów, nie był w stanie nikt pojąć. Kupcy mieli nie lada ubaw, gdy jeden z nich przechytrzył ogra, sprzedając mu kawałek kitu do okien, wychwalając owo masę jako niesamowity i egzotyczny przysmak. Śmiech był tym głośniejszy, gdy stwór wsadził sobie wielką niczym pięść bryłkę do paszczy i próbował połknąć w całości. Kit staną Hrotghrar 'owi w gardle, ogr rozkaszlał się niesamowicie, rzężąc straszliwie. Kupcy już zaczęli się zakładać, czy ogr padnie czy uda mu się wykrztusić kulkę kitu. Miast tego, Ogr po dłuższych zmaganiach połknął lepką masę, i ku radości zebranych poprosił, z głupkowatą miną, o więcej.

Mimo wszystko szybko zaczęło robić się nudno. Fakt, iż mało kto wynajmował ochronę na tym targu, sugerował, iż Traubor, najzwyklej w świecie, nie wiedział co począć z nimi, i wymyślił dla nich bezsensowne zadanie, dla ubicia czasu. Ale to nie przeszkadzało Hrotghrar 'owi w najmniejszym stopniu. Puki szefuniu płacił, wszystko było w jak najlepszym porządku.
Pewnego dnia do barczystego ogra podszedł jakiś mały berbeć w postrzępionych łachach. Był nadzwyczaj odważny. Hrotghrar chętnie spełnił jego życzenie i wziął go na barana. Potem nawet począł nim podrzucać, chłopak szybował wysoko w powietrze, głośno chichocząc. W pewnym momencie, opancerzony brudno złotą łuską stwór potknął się o coś leżącego na bruku, i nie zdołał złapać bachora. Głośny trzask, towarzyszący upadkowi, wskazywał, iż co najmniej jedna kończyna uległa strzaskaniu. Łzy poleciały maluchowi z oczu, jednak berbeć zacisnął zęby i jedynie cicho popiskiwał i szlochał.
Tłum, licznie przyglądających się gapił wzburzył się widocznie. W masie słychać było głosy nawołujące do linczu, a przynajmniej do ukarania poczwary. Niewzruszony Hrotghrar, nachylił się nad maluchem. Odwaga i męstwo bachora zaimponowała potężnie zbudowanemu gnaciarzowi. Zerwał jeden z licznych swych fetyszy, czaszkę jakiegoś małego ptaka, do której przywiązał liczne rzemyki, które zaplótł w dziwne więzy. Lewą ręką dotknął strzaskaną nogę, a w prawej zgniótł fetysz. Mała czaszka pękła z cichym trzaskiem. Moc wpełzła w kończynę dzieciaka. Ogr, potężnie szarpną za ranną nogę, prostując kości, podciągając malca w górę.
Gdy przez tłum przedarli się gwardziści z kamiennych tarcz, malec znów chichotał radośnie, gdy wielki ogr trzymając za jego nogę wywijał nim w kółko. Zajście zakończyło się jedynie szemraniem i plotkami.

Reszta czasu minęła raczej spokojnie, choć Hrotghrar nie przestawał robić z siebie głupka. Toteż kupcy i stali bywalcy, szybko zapomnieli o incydencie, znów śmiejąc się z głupiego stwora.

Tak obu wojownikom mijały spokojne dni. Ale to nie było jedyne czym się zajmowali. Rzucający kości zaproponował Korum 'owi, iż czas, by Hrotghrar pobłogosławił ich oręż, w imię tego który był na początku i czeka na końcu.
W ich skromnej zdepce pół ogr zabrał się do roboty, przejął potężny dwuręczny miecz od swego towarzysza, i zaczął go obrabiać według tajnej, już dawno zapomnianej ogrzej sztuki.
długa prosta głownia była znakomita, ogr musiał ją jedynie nieco wyklepać, by poprawić wyważenie broni.
Rękojeść jednak niemalże wykonał na nowo. Dopasował ją do rozmiarów rąk swego towarzysza i owinął ciasno miedzianym drutem, by pozwolić na pewny chwyt, nawet w czasie długich walk, w trakcie których często dochodziło do zachlapania rękojeści krwią lub do pocenia się dłoni i ześlizgiwania z źle wykończonych uchwytów.
Głowicę miecza stanowiła potężna głowa smoka. Była dość ciężka, z racji, iż głowica miecza pełniła funkcję przeciwwagi dla ostrza, a przy mieczach oburęcznych, musiała być odpowiednio cięższa niż przy zwykłych mieczach. Ponadto, mogła być skutecznie wykorzystana do ciosów, będących w stanie rozłupać ludzką czaszkę.
Na jelec składały się kunsztownie wykończone skrzydła i łapy smoka. Przy tak wykonanej gardzie, nie było ryzyka, iż ręka szermierza mogła by się ześlizgnąć na ostrze. I znakomicie nadawała się do blokowania ciosów przeciwnika.
Dla Hrotghrar broń była odrobinę za mała, choć mógł ją skutecznie używać jako długi miecz. Gdy ogr skończył swe dzieło, zaprosił Korum 'a na dziedziniec,
Tam, obserwowani jedynie przez trzy posępne orły rzucającego kości, stoczyli kilka sparingów, by Korum mógł przywyknąć do nowych właściwości broni. Szło mu tak dobrze, że uszkodził podczas jednego z takich starć topór Hrotghrar 'a. Olbrzym zaśmiał się gardłowo. - Chyba również będę musiał stworzyć dla siebie jakiś miecz. - oznajmił.
- Sedze też, iż tak szlachetna broń zasługuje na imię? Co o tym myślisz Korum ?


Stary gnaciarz postanowił iż zrobi dla siebie również miecz. Będzie to szczególny miecz. wykonany starszą metodą poprzedzającą czasy odkrycia tajemnicy żelaza. A jakie miasto mogło by być lepsze, jako miejsce narodzin kamiennego oręża, niż właśnie ten kamienny gród?
Razem z Korum 'em. odwiedził kilka sztolni i kamieniołomów, aż w końcu odkrył to, czego szukał.
W stoku było widać wielkie żyły szklisto brązowego minerału, odsłonięte niczym otwarte rany. W tej jednej dolinie cała armia mogłaby się zaopatrzyć w krzemienną broń... jeśli takowa byłaby jeszcze w użytku.
Hrotghrar Podszedł do wylotu wielkiej jaskini, położonej w jednej czwartej wysokości klifu. Prowadziło do niej szerokie osypisko, które osuwało się złowrogo pod nogami niezdarnie gramolącego się na nie ogra. Wreszcie jednak udało mu się wleźć na górę. Stanął na nierównym ustępie.
Wysoki wojownik, o potężnej zwierzęcej sylwetce stanął w jaskini wpatrując się w monolityczny krzemienny słup. Kamień szeptał do niego. Tak to było to. szklista, ciemnobrązowa, niemalże czarna powierzchnia, przeszyta była licznymi krwawo czerwonymi żyłkami. Skaza? Nie, Hrotghrar wiedział, że to, co inni zapewne uważali za skazę w strukturze kamienia, to w rzeczywistości krew ziemi, to właśnie ta skaza da klindze moc. Ogr wyszczerzył swe kły w zachwycie.
Wojownik wspiął się na krzemienny słup. Usiadł na jego wierzchołku i wydobył długi nóż, którego mniejsze rasy z pewnością zwałyby mieczem. Przyglądał się przez chwilę lśniącej powierzchni szczytu, po czym pochylił się, by obejrzeć niemal pionową ścianę nieskazitelnego krzemienia, opadającą ku podłodze jaskini.
Hrotghrar złapał sztylet za klingę i zaczął skrobać szczyt słupa, na szerokość dłoni od jego ostrej krawędzi. Równocześnie zaczął nucić starą pieśń mocy. Nie trwało długo, a u stóp monolitu uformowała się brudnozielona mgła. To duchy zmarłych wojowników przybyły na wezwanie swego rzucającego kości.
W jaskini słychać było chrapliwy oddech wielu ogrów. Niewyraźne sylwetki przygarbionych postaci powoli tańczyły wokół szklistego monolitu. Nagle rzucający kości przerwał swą pieśń. Wydawało się, że duchy się rozpuściły, przerodziły w czystą wolę, a potem wpłynęły do krzemienia, by nadać mu kształt oraz spoistość...
Rzucający kości czekał... Strzepał pył i żwir ze szczytu słupa, po czym zacisnął obie dłonie na krótkiej rękojeści sztyletu. Uniósł wysoko oręż, wbijając wzrok w poobijaną powierzchnię, i uderzył.
Rozległ się dziwny trzask...
Hrotghrar skoczył przed siebie, odrzucając na bok sztylet. Lądując, ugiął kolana, by złagodzić wstrząs, a w tej samej chwili uniósł ręce i złapał w nieprzewracający się krzemienny płat.
Od słupa oddzielił się płaski odprysk, wzrostem dorównujący Hrotghrar 'owi. Szkarłatne żyłki w kamieniu pulsowały mocą. Zadowolony rzucający kości zabrał swoją zdobycz do miasta, gdzie w wolnym czasie kontynuował obróbkę. Raz po raz nasycając kamień swą krwią i magią.
gnaciarz zabrał się za szlifowanie i wygładzanie ogromnego miecza. Hrotghrar dobrze znał kamień. Surowa miedź wydłubywana ze skalnych wyniosłości, cyna oraz brąz, który był owocem małżeństwa tych dwojga, wszystkie te materiały miały swoje miejsce, ale to kości i kamień były mu najbliższe. Znał ich mowę, słuchał ich szeptu. Czuł bicie odwiecznego serca ziemi.
ząbkowana klinga lśniła groźnie. Gałka była prosta, wręcz toporna, wyrzeźbiona na kształt smoczego łba, zagłębiającego zęby w swym własnym ogonie. Rękojeść długa, owinięta skórą i drutem, by zapewnić odpowiedni uchwyt dla jego wielkich dłoni.
jelec zaś był zrobiony ze smoczej kości, która bieliła się na tle niemalże czarnego krzemienia. Ogr wyrzeźbił po obu stronach jelca smocze paszcze.
Nowy miecz był masywny i okrutny, lecz zarazem dziwnie piękny w swej symetrii. Leżał spokojnie, śpiąc na kawałku wygarbowanej skóry. Hrotghrar wpatrywał się weń z dumą ojca.

***

Znudzony już swą służbą na targu, rzucający kości często poświęcał więcej czasu struganiu kości, lub wiązaniu nowych fetyszy niż temu, co rzeczywiście działo się wokół. Tylko sporadycznie robiąc kółka dookoła straganów.

***

gdy po dwóch deka dniach Traubor ich w końcu wezwał, ogrzy gnaciarz widocznie rozpromieniał. Może tym razem będzie nieco ciekawiej, może jego nowy miecz w końcu napije się krwi.
- Wiecie, znam dobry przepis na orcze głowy w marynacie. - skomentował chrapliwym głosem.

Gdy Maeve założyła kształtną nogę na nogę, ogr wyraźnie wychylił się do przodu, by mieć lepszy widok. - Ślicznotko, zrobiłabyś to jeszcze raz? Uwielbiam, gdy ruszasz tymi ślicznymi nóżkami. W końcu wyruszamy z tego miasta, wyobraź sobie, dziki step, gwieździste niebo nad nami, a przy ognisku ty i ja. Ach, już widzę jak tymi zgrabnymi nogami oplatasz mnie i wspólnie galopujemy ku ekstazie. - ogr mrugnął jednoznacznie dziewczynie i cmoknął głośno.

***

Po opuszczeniu ich pracodawcy, ogr udał się do tawerny, w której bywali kupcy, których poznał na targu. W czasie swej służby poznał kilku z nich bliżej. A niejeden z nich odbywał podróże lub wysyłał karawany. Rzucający kości postanowił ich nieco wypytać. Nie wprost oczywiście. Rozpoczął od opowieści o stoczonych przez siebie bojach, przechwalając się jak to miał w zwyczaju. W pewnym momencie jeden z kupców, noezo rozdrażniony przechwałkami ogra, rzucił, iż jeśli taki on mocny, to powinien zając się tą grasującą bandą orków. Temat ten ogry gnaciarz zwinnie podjął, wypytując o szczegóły.
 
Awatar użytkownika
Suldarr'essalar
Arcypsion
Arcypsion
Posty: 13173
Rejestracja: sob maja 28, 2005 9:27 pm

Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

sob lis 10, 2012 12:06 am

Obrazek
Aberon Axelrod


Pierwsze dni, Aberon spędził na poznawaniu nowego miejsca pracy i zwyczajów w nim panujących. Trafił również na plac treningowy, gdzie Fior sprawdzał rekrutów. Mężczyzna przyglądał się bez większego zainteresowania jak nowi dostają w ciry. Już miał odejść, gdy usłyszał swoje imię. Odwrócił się w porę by złapać rzucony w niego kij.
- Zobaczymy jak ty sobie poradzisz - krzyknął rudzielec wymahując swoim orężem.
~ Świetnie się spisałeś ~
~ Zamknij się Mort ~
odgryzł się Aberon wchodząc na ring. Mężczyzna przyjął postawę obroną czekając na reakcję psiona. Ten stał z kijkiem w ręku wpatrując w przeciwnika.
- No dalej, broń się - krzyknął Fior robiąc zamach. Uderzenie jednak nie nastąpiło. Wojownik zatrzymał się w pół ciosu, z jego nosa pociekłą stróżka krwi, a on sam zatoczył się do tyłu. Axelrod odczekał aż jego przeciwnik dojdzie do siebie, po czym bezceremonialnie rzucił kij na ziemię
- Jeśli walczyliśmy do pierwszej krwi, to właśnie skończyliśmy
- To nie fair -
zaczął Fior, ale psion nie dał mu dokończyć
- Życie nie jest fair Fior. A teraz wybacz, ale muszę się przygotować do zlecenia. - mówiąc to mężczyzna opóścił ring.


Zadanie, jakie powierzył mu sam Traubor było ciekawe. Przez pierwsze parę dni psion nie wychodził z pokoju czytając i próbując różne alchemiczne przepisy. Nie chciał wyjść na całkowitego laika.
Gdy drzwi pracowni alchemika zamknęły się za nim, mężczyzna pewnie przekroczył próg i ruszył za mistrzem.
~ Skup się, a wszystko pójdzie dobrze ~ próbował dodać otuchy Mort
~ Ty się skup na planie i wtedy wszystko pójdzie dobrze ~ upomniał swój psikryształ.
Praca była wymagająca, podobnie jak mistrz, ale dająca sporą satysfakcję. Mężczyzna wykorzystując swój wrodzony urok doskonale grał ucznia, podpytując o wiele szczegółów. Aby, chronić jedyną rodzinną pamiątkę, Axelrod zdejmował naszyjnik ze szmaragdem wielkości połowy kciuka, który zawsze był w pobliżu alchemika. Gdy skończyli zadanie, zarówno Aberon jak i Mort mieli niepełne informacje, ale dzięki skupieniu psikryształu na celu, byli w stanie zdać pełen raport.

Czekając na kolejne zadanie, psion spędzał w swojej kwaterze, którą przerobił na bibliotekę. Wykupił chyba wszelkie dostępne w mieście księgi poświęcone różnym rodzajom magii. Gdy wreszcie się doczekał, odłożył starannie księgi na miejsce zaznaczając w notatkach aktualny stan badań i wyszedł z gabientu. Na zewnątrz powitały go promienie Słońca, które chyba stęskniło się za mężczyzną, bo Aberon musiał aż zmrużyć oczy. Tak, zdecydowanie musiał częściej wychodzić na zewnątrz.

Na naradzie zobaczył wszystkich towarzyszy z karczmy.
~ Niezły sort mu się trafił jednego dnia, nie Mort? Nikt nie odpadł. Mort? MORT? ~
~ Przepraszam mówiłeś coś ~
odezwał się psikryształ
~ Mówiłem, że nikt nie odpadł - Aberon powstrzymał się przed wybuchnięciem. Ledwo. Strasznie nie lubił, gdy Mort zamyślał się nie dając żadnego znaku życia. Ale lepsze to niż gadatliwy chwalipięta.
~ Ach, tak, skoro tak mówisz ~ odpowiedział Mort.
~ Dobra cwaniaku, zaraz wejdzie tu krasnolud, więc ogarnij się i słuchaj, co ma do powiedzenia, bo to nasza kolejna misja, Ok?
~Ok! ~
odpowiedział głos w głowie psiona.
~ Na Plany, bo przysięgam, że się ciebie pozbędę.
~ Nie możesz. Choćbyś nie wiem jak próbował, jestem częścią Ciebie.
~ Starczy. Traubor idzie.



Narada była krótka i mało treściwa.
- Co mamy zrobić z orkami? - spytał Aberon. Nie było jasnego polecenia eksterminacji. Nikt inny nie kwapił się do zadania tego pytania, a mogło ono zadecydować jaką taktykę przyjmą.
 
PPPP
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4823
Rejestracja: śr gru 01, 2004 7:17 pm

Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

sob lis 10, 2012 11:08 am

Korum, Złoty Książe



- Skoro wiadomo, że gnieżdżą się w jaskini - stwierdził Korum odnosząc się do słów Traubora - To czy wiadomo również, gdzie ta jaskinia się mieści?
 
Eugenes
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 725
Rejestracja: śr lip 21, 2010 3:11 pm

Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

sob lis 10, 2012 2:46 pm

Traubor uśmiechnął się na słowa Maevey ale był za stary aby nie wiedzieć że kobieta nie mówi poważnie. W swoim długim kupieckim życiu zerknął się z każdego rodzaju słodkim słówkiem i pochlebstwem. Wszyscy robili to dla jednego powodu, pieniędzy. Czy to po to by kupić taniej, sprzedać drożej czy dostać od niego więcej złota. – Orkowie byli tu gdy tym miastem władały klany mojej rasy, i są i teraz gdy zuchwali ludzie przejęli tutaj rządy. A pewien jestem że znajdą się również gdy ktoś będzie panować nad tym rejonem . To swoistego rodzaju robactwo Srebrnych Marchii a pewnie i całego Faerunu . Dlatego wątpię alby Szary Regiment a tym bardziej Grejs mieli coś z nimi wspólnego. -

Gdy ogr powiedział o orczych głowach w marynacie Traubor i Fior skrzywili się. – Smacznego. – Rzucił kupiec cynicznym tonem po czym skierował wzrok na Psiona. – Ja bym je zabił. Chodź jak chcecie możecie spróbować paktować. Dla mnie liczy się abyście przywieźli wszystko to co im udało się tam nagrabić. – Następnie kontynuował w odpowiedzi na pytanie blondyna. -Korumie ich siedziba mieści się w miejscu gdzie góry Nether schodzą do przełęczy Silverymoon. W pobliżu szlaku kupieckiego prowadzącego do Klejnotu Północy. Pytasz się skąd wiem ano dlatego że część przemierzających lub polujących na tych terenach wie że korzystniej poinformować mnie co na tym obszarze się dzieje niż Kamienne Tarcze czy Tarczowników. Wiem jednak że niebawem i oni się dowiedzą o tych grabieżach dlatego wyruszacie już jutro. O poranku dostaniecie także dokładną mapę.

***


Półogr dowiedział się o kilku grupach orków które pojawiły się w Dolinie Sundabar. Jednak żadna z wymienionych nie była tą o której mówił Traubor. Kupcy mówili o bandach które napadały nie w tym rejonie a jak już okolica się zgadała to wieści o ostatnich grabieżach były bardzo dawno. Widocznie wieść o nowej grupie nie dotarła jeszcze do Sundabaru albo olbrzym pytał w nie właściwym miejscu.
 
Awatar użytkownika
Ehran
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1854
Rejestracja: pt paź 17, 2008 8:33 pm

Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

ndz lis 11, 2012 9:28 am

Hrotghrar Brragch Gorrgoth syn Ekhratha - rzucający kości klanu Mrocznego Szponu


Pół ogr się oblizał z błogim uśmieszkiem na twarzy. - Dziękuję. - odparł na życzenia smacznego. - A może tak przywieść szefuniowi tak beczkę tego przysmaku? Jestem pewien, że mógłby to sprzedać z zyskiem, ani jedna karczma w tym mieście tego nie prowadzi, a pytałem się w każdej! Był by szefunio jedynym sprzedającym taką pyszność! Duży zysk! - zachwalał półgłówek.

***


[/u] Później tego samego dnia...[/u]

Gdy Ogr wrócił ze swej wycieczki po karczmach spędził kilka chwil na rozmowie z Korum 'em.
Złoto łuski gnaciarz, wyraził swą opinię, iż ich szefuniu czegoś zapewne im nie powiedział. Band orków było w tych rejonach więcej, ta, którą mieli wyrżnąć nie była zatem niczym szczególnym. Nie była też najdłużej operującą, wręcz przeciwnie, musiała być dość nowa. Zatem jej łupy nie były jeszcze duże. Co zatem czyniło akurat tych obdartusów tak znaczącymi, by ściągnąć na siebie uwagę ich szefunia? Zapewne złupili jakiś szczególny przedmiot, coś o sporej wartości, coś wyjątkowego. Lub kogoś.
 
Awatar użytkownika
von Mansfeld
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1778
Rejestracja: wt lip 29, 2008 7:31 am

Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

ndz lis 11, 2012 6:50 pm


Gdyby dobrze nie płacili, zanudziłby się na śmierć. Nie spodziewał się, że większość czasu będzie spędzał na trenowaniu tych, którzy chcą być najemnikami i strzelać z luku. Niestety, część z nich nie miała pojęcia co to jest cięciwa i majdan, brakowało im tych niezbędnych kilku lat z wprawy. Lothar nie był dobrym nauczycielem z gęby, w zasadzie to strzelał i kazał "uczniom" obserwować jego ruchy oraz wdrażać jego wskazówki. Żaden z tych "uczniów" nie dawał rady skutecznie strzelać zaraz po podbiegu, na pewno nie tak skutecznie jak traper.

Ochrona transakcji wraz z kotkiem Traxem również nalezała do typowo nudnych, jak na eskortę niebezpiecznego towaru. Przynajmniej mógł się trochę rozruszać.

***


Retrospekcja, narada drużyny tuż przed przybyciem Traubora

Przypomniał sobie, że "powinien" był poinformować drużynę o efektach swoich obserwacji i badań w polu na temat lokalnych zagrożeń, szczwególnie na trasie do Silverymoon i w okolicy. Przełożył nogę na nogę.
- Bo widzicie, orkowie to nie jedyni goście, z jakimi będziemy prać się i wygrywać walki. Słyszałem coś o goblinach z gór oraz plemionach Uthgardtczyków. Zresztą, można tu nieźle zapolować na wilki, niedzwiedzie, w tym te o swoich łbach. Warto przygotować się do bitki w górzystym terenie z niewielką liczbą drzew.
Westchnął z przekąsem:
- Ktoś umie się wspinać?

***

Kolejni bohaterowie jakby zadawali pytania "za" Lothara. Jest to ostatni dzień odpoczynku, zastanawiające jest, czy za ten dzień Traubor również płaci. Po naradzie u kupca postanowił zakupić niezbędny sprzęt. Dobrze że są wozy. Już zastanawiał się, jak tak przygotować się do wyprawy, aby nie uchodzić za tragarza podczas eksploracji jaskiń i jednocześnie być gotowy na wszystko...
 
Awatar użytkownika
DibiZibi
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4316
Rejestracja: śr lis 15, 2006 9:50 pm

Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

ndz lis 11, 2012 7:14 pm

Trax

Po zakończeniu spotkania łowca opóścił siedzibę kupca, udając się w miasto. Skoro wyruszali już o świcie, było kila rzeczy które musiał załatwić by być gotowym na podróż. Nie chciał by zajęło mu to zbyt wiele czasu, bo przydało by się także kilka godzin snu. Przez większość czasu tutaj, pracował w nocy a więc spał w dzień. Nie było to dla niego w żaden sposób kłopotliwe, ale ucieszył się na myśl o tymczasowym przynajmniej powrocie do codzienności.
Jego praca była łatwiejsza pod osłoną ciemności, więc taki tryb życia był dla niego standardem, ale prywatnie, gdy nie musiał martwić się o przeciwników i własne życie lubił odrobinę słońca.

Trax skierował się do alchemika z którym handlował kilkukrotnie w przeciągu ostatnich dni.
Tym razem jednak wizyta była oczywiście całkowicie prywatna. Kot potrzebował kilku zapasów przed wyruszeniem w drogę.
Jeśli ich zadaniem było ograbienie bandy orków, będą musieli owe stworzenia najpierw wytropić, a potem unieszkodliwić. Chociaż teoretycznie, można było myśleć o kradzieży bez używania przemocy, w drużynie w jakiej byli samo zaskoczenie przeciwników zdawało się być rzeczą niemożliwą. Tak więc czekała ich podróż przez las, być może przez góry, a następnie walka w jaskiniach i droga powrotna. Warunki te bardzo pomagały w wyborze odpowiedniego ekwipunku.
Wracając z zapasami, Trax zdobył jeszcze linę z kotwiczką, kolejne przedmioty mogące się przydać, ale też o wiele łatwiej dostępne niż magiczne mikstury.

Po powrocie do koszarów szybko położył się spać. Wszystkie wątpliwości co do prawdziwości zlecenia i rzeczywistych intencji kupca odłożył na następny dzień. W końcu droga jaka ich czekała stworzy wiele okazji by porozmawiać.

 
Eugenes
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 725
Rejestracja: śr lip 21, 2010 3:11 pm

Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

ndz lis 11, 2012 11:46 pm

Dolina Sundabar i przełęcz Silverymoon


Wozy zaprzęgnięte w parę koni czekały przy jednym z magazynów do którego rano przyprowadził drużynę Fior. W czasie drogi łysiejący rudowłosy mężczyzna z zawiścią łypał na Aberona. Widocznie nie wybaczył mu upokorzenia w Sali treningowej.

Przy budynku stał Traubor. Krasnolud dał Maevie mapę i zaczął ponaglać drużynę aby jak najszybciej ruszyła w drogę. Półogr z racji swojego rozmiaru schował się wewnątrz pojazdu zaś pozostała piątka usiadła na koźle powożącym. Zaprzęg ruszył wolno ostrożnie jadąc po wąskich brukowanych traktach.

Gdy bohaterowie wyjechali z miasta zaczęli poruszać się szybciej przemierzając dolinę Sundabar. W oddali na horyzoncie majaczyły wielkie pasma górskie. Z północy góry Rauvin a z południa Nether. W czasie przejazdu drużyna zauważyła jedynie niewielkie stado Brantów. Gdy te płochliwe zwierzęta o długich szyjach i łbie przyozdobionym kościstym grzebieniem zwieńczonym dwoma symetrycznymi rogami zobaczyły zbliżającą się karawanę zaczęły uciekać w panice.

Po kilku godzinach zaprzęgi znalazły się w przełęczy Silverymoon. Teren zaczął wypełniać się poszarpanymi wzgórzami porośniętymi niewielkimi krzakami i iglakami. Drużyna kierując się mapą zboczyła z głównego szlaku którym podróżowali kupcy i znalazła się na stromej ścieżce. Konie z trudnością wspinały po trakcie. W oddali na jednym ze stoków Korum zauważył humanoidalną postać która zaczęła zbiegać ze zbocza znikając z jego pola wzroku.

Słońce zaczęło powoli chować się za firmamentem gdy ścieżka zrobiła się zbyt wąska aby można było dalej ciągnąc wozy. Od kilkudziesięciu metrów na drodze zaczęły pojawiać się śmieci i ślady stóp oznaczające że grupa jest już blisko wejścia do jaskini.

Karawana znalazła się na stromym skalistym trakcie wijącym się wokół olbrzymiej skarpy będącej częścią wysokiego szczytu który górował nad tym terenem. Droga zwęża się aż do momentu gdy jedynie dwie osoby w rzędzie mogą iść nią bezpiecznie. Z lewej strony ścieżki znajdowała się skalista ściana zaś po prawej przepaść głęboka na kilkadziesiąt metrów. Sam szlak niknął w mrocznej szczelinie góry.

 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

Re: Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

pn lis 12, 2012 11:06 am

Obrazek

Maeve Shalille






Zaklinaczka zeskoczyła z wozu i poderwała się do lotu, gdy droga zaczęła robić się zdradliwa.

- Polecę kawałek w górę, żeby zyskać lepszy ogląd na okolicę. Jaskinia naszych orków musi być niedaleko, na pewno zauważę jakieś ślady.

Upewniła się, że ma przy sobie zapas różdżek, które świeżo co nabyła za ostatnią wypłatę, po czym niemal bezszelestnie zniknęła za najbliższym załomem skalnym. Podążała za stromą drogą wijącą się przy skarpie. Niedługo potem zbliżyła się do szczeliny, w której znikała ścieżka. W pobliżu wejścia do groty nie było żadnego orka, a jedynie porozrywane szmaty i kilka kości, ale raczej należące do zwierząt, nie humanoidów.

Kobieta wzniosła się jeszcze wyżej, aby dojrzeć, czy nie ma w okolicy jakichś innych widocznych wejść do tej jaskini. Jednak nie znalazła żadnych nowych grot czy podestów. Jedynie trudną do sforsowania kamienną ścianę, która zaczęła z każdym kolejnym metrem zmniejszać nachylenie. Jedynym interesującym punktem orientacyjnym, jaki znalazła, był niewielki powykręcany krzew jakimś cudem rosnący w tej skale. Nie znalazła jednak żadnych śladów mogących wskazywać na inne, ukryte wejścia wgłąb góry.

Maeve powróciła do wozów i podsumowała rekonesans. Zakończyła swoją wypowiedź następującymi stwierdzeniami:
- Wejście do jaskini jest bardzo wąskie i było tam podejrzanie cicho. Żadnych śladów życia. Nie trzeba dodawać, że to idealne miejsce na zasadzkę...
Ostatnio zmieniony pn lis 12, 2012 11:24 am przez Agnostos, łącznie zmieniany 2 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
von Mansfeld
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1778
Rejestracja: wt lip 29, 2008 7:31 am

Faeruńska Gawęda. [3.5; Gestalt]

pn lis 12, 2012 12:30 pm


Zatrzymanie się grupy przed zawężeniem ścieżki dało okazję na zwiad. Maeve wzbiła się w powietrze, Lothar postanowił zająć się dolną częścią rekonesansu, czyli szukania śladów i oznak życia.
- Z wysoka nie rozpozna się śladów istot naszej wielkości, ani tych wszystkich niuansów przyrodniczych. Idę sprawdzić, gdzie biegnie ta ścieżka.
Wziął ze sobą najniezbędniejsze rzeczy, a następnie wyruszył w ku zawężeniu. Z płaszcza oraz lnianej opończy łowcy wystawała nowa koszulka kolcza. Łuk w sajdaku wydawał się jakby mocniejszy w drewnie, na palcach prawej ręki Lothara można było zauważyć załozony zekier.

***

Ścieżka w górę prowadziła do groty, przed którą było pelno śmieci, szczątków dużych zwierząt, strzępów ubrań, kawałków drewna i potłuczonego szkła. Wyglądało to jak obozowisko goblińskie albo orcze, albo jedno i drugie. Śladów pełno, Lothar jednak nie nabrał pewności, dokładnie jakich oraz ilu istot, szczątki wyglądały na pozostałości po ofiarach grabieży na karawanach i ich ofiarach.

Za to w głębi groty dostrzegł prosty tunel, który niknął w mroku po kilkunastu metrach. Lothar rozejrzał się po okolicy. ~ Jeśli ktoś miałby organizować zasadzkę, to za nami, na bardziej otwartym terenie. ~ Ostrożnie wszedł do groty, idąc krok po kroku, kilka metrów w głąb...

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości