Widząc, że demony mechniki L5K na sąsiednim podforum znowu powstały z grobów i domagają się krwi, spróbuję podrzucić inny temat, aby odwrócić od nas ich uwagę
Niedawno po raz kolejny miałem okazję obejrzeć stareńki film "Samurai rebellion". Scenariusz powala na kolana. Jest jak cios kataną między oczy. Doprawdy, trudno jest się po nim podnieść. I to zakończenie, dramatyczne, tragiczne, kiedy wydawać by się moglo, że sprawiedliwości stanie sie zadość. Brak mi slów: to perła.
Wspominam o tym filmie w kontekście pewnego wspomnienia z przygody, w której grałem Lwa, oraz pytania, jakie zadal mi ostatnio jeden z moich samurajskich graczy. Brzmiało ono: "dlaczego w twoich przygodach dobrzy najczęściej dostają w d...ę?" Rzeczywiście: duza część moich scenariuszy kończy się tak, że zwycięstwo Drużyny - o ile do niego dojdzie - ma gorzki smak. W beczce miodu zwykle znajduje się łyżka dziegciu. Sumienie i poczucie godnosci moich samurajów poddawane jest niebezpiecznym"crashtestom". Nie poczytuję sobie tego za powód do dumy, że jeden z graczy zrezygnował z grania u mnie po tym, jak wyszedł załamany i w depresji. Ale też tego nie żałuję: kto powiedział, że ma być łatwo?
Zauważyłem, że planowane przeze mnie przygody w Szmaragdowym Cesarstwie szczególnie łatwo wpadają w nute dramatyczną. Kiedyś żartowałem, że to dlatego, iż chciałbym zobaczyć jak posatci moich graczy popełniaja harakiri. Zobaczyłem. I nie byo to nic przyjemnego tak dla graczy, jak i dla mnie.
Że bywa trudno? Że upragnione zwycięstwo moze okazać się pyrrusowe? Że radość jednej osoby moze oznaczać tragedię innej? Że czasami trzeba poświęcić wszystko - z życiem włącznie? Że ludzie kłamia, zdradzają, łajdaczą się, umierają? Rokugan to nie jest amerykanski film z obowiązkowym happy endem. Miecze - choć wyimaginowane - są ostre, a zabójcy ze szkoły Shosuro to nie faceci w maskach, tylko bezwzględni, zimni szpiedzy, intryganci i zabójcy.
To u mnie.
Sam - jako gracz u innego MG - miałem okazję raz popełnic samobójstwo swoją postacią. Scenariusz luźno nawiązywał do wspomnianego przeze mnie filmu. W skrócie: Drużyna służyła w świcie lokalnego namiestnika, który był złym i okrutnym czlowiekiem. Namiestnikiem zawłądnęła cielesna żądza do żony jednego ze swych wasali, a my - Drużyna - byliśmy jego narzędziem majacym sprowadzić tę kobietę do jego domu. Nie byliśmy z siebie dumni, bo to była robota dla Skorpionów.
W skrócie: kobieta i jej mąż popełnili samobójstwo. W Drużynie nastąpił rozłam. Połowa - czując się splugawiona swoim niegodnym postępowaniem - chciała popełnić seppuku, druga połowa chciała zrobić to samo, ale wcześniej usunąć namiestnika, który swoim zachowaniem przynosił wstyd Klanowi Lwa. Koniec końców doszło do walki pomiędzy postaciami graczy. Ja i jeszcze jeden samuraj, wzdragający się przed podniesieniem ręki na zwierznika, pokonaliśmy dwójkę chcącą jego śmierci. Ta dwójka była naszymi przyjaciólmi :/ Nie widząc innego wyjscia z sytuacji, nad ich ciałami popełniliśmy samobójstwo, choć nie poprzez seppuku - nie czuliśmy się wystarczajaco godni tak honorowego odejścia ze świata (na sczęście nie mieliśmy własnych rodzin, żon, dzieci). Zamiast tego przebiliśmy się nawzajem mieczami. Wcześniej zadbaliśmy o to, by przedśmiertny list donoszący o niegodziwych postępkach zwierzchnika, trafił na dwór daimyo i namiestnik został ukarany.
Bardzo ciężko to przezyłem, zarówno śmierć przyjaciół, którzy padli z mojej ręki, jak i własną. Ale ... do dziś o tym pamiętam, podczas gdy wiele innych przygód już dawno wyleciało mi z pamięci. Może wiec warto było zginąć, aby ocalić takie wspomnienia?
Chcę zapytać, czy zdarzyło się już w waszych Drużynach, aby postać gracza popełniła seppuku? Z własnej, nieprzymuszonej woli, pod wpływem przezyć i doświadczeń, a nie dlatego, że dostała taki rozkaz lub gracz miał dosyć tego bohatera?