Zrodzony z fantastyki

 
Awatar użytkownika
Morf_GM
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 133
Rejestracja: śr gru 15, 2004 10:55 pm

Gorzki happy end

pn sie 08, 2005 12:18 pm

Widząc, że demony mechniki L5K na sąsiednim podforum znowu powstały z grobów i domagają się krwi, spróbuję podrzucić inny temat, aby odwrócić od nas ich uwagę ;)

Niedawno po raz kolejny miałem okazję obejrzeć stareńki film "Samurai rebellion". Scenariusz powala na kolana. Jest jak cios kataną między oczy. Doprawdy, trudno jest się po nim podnieść. I to zakończenie, dramatyczne, tragiczne, kiedy wydawać by się moglo, że sprawiedliwości stanie sie zadość. Brak mi slów: to perła.

Wspominam o tym filmie w kontekście pewnego wspomnienia z przygody, w której grałem Lwa, oraz pytania, jakie zadal mi ostatnio jeden z moich samurajskich graczy. Brzmiało ono: "dlaczego w twoich przygodach dobrzy najczęściej dostają w d...ę?" Rzeczywiście: duza część moich scenariuszy kończy się tak, że zwycięstwo Drużyny - o ile do niego dojdzie - ma gorzki smak. W beczce miodu zwykle znajduje się łyżka dziegciu. Sumienie i poczucie godnosci moich samurajów poddawane jest niebezpiecznym"crashtestom". Nie poczytuję sobie tego za powód do dumy, że jeden z graczy zrezygnował z grania u mnie po tym, jak wyszedł załamany i w depresji. Ale też tego nie żałuję: kto powiedział, że ma być łatwo?

Zauważyłem, że planowane przeze mnie przygody w Szmaragdowym Cesarstwie szczególnie łatwo wpadają w nute dramatyczną. Kiedyś żartowałem, że to dlatego, iż chciałbym zobaczyć jak posatci moich graczy popełniaja harakiri. Zobaczyłem. I nie byo to nic przyjemnego tak dla graczy, jak i dla mnie.

Że bywa trudno? Że upragnione zwycięstwo moze okazać się pyrrusowe? Że radość jednej osoby moze oznaczać tragedię innej? Że czasami trzeba poświęcić wszystko - z życiem włącznie? Że ludzie kłamia, zdradzają, łajdaczą się, umierają? Rokugan to nie jest amerykanski film z obowiązkowym happy endem. Miecze - choć wyimaginowane - są ostre, a zabójcy ze szkoły Shosuro to nie faceci w maskach, tylko bezwzględni, zimni szpiedzy, intryganci i zabójcy.

To u mnie.

Sam - jako gracz u innego MG - miałem okazję raz popełnic samobójstwo swoją postacią. Scenariusz luźno nawiązywał do wspomnianego przeze mnie filmu. W skrócie: Drużyna służyła w świcie lokalnego namiestnika, który był złym i okrutnym czlowiekiem. Namiestnikiem zawłądnęła cielesna żądza do żony jednego ze swych wasali, a my - Drużyna - byliśmy jego narzędziem majacym sprowadzić tę kobietę do jego domu. Nie byliśmy z siebie dumni, bo to była robota dla Skorpionów.
W skrócie: kobieta i jej mąż popełnili samobójstwo. W Drużynie nastąpił rozłam. Połowa - czując się splugawiona swoim niegodnym postępowaniem - chciała popełnić seppuku, druga połowa chciała zrobić to samo, ale wcześniej usunąć namiestnika, który swoim zachowaniem przynosił wstyd Klanowi Lwa. Koniec końców doszło do walki pomiędzy postaciami graczy. Ja i jeszcze jeden samuraj, wzdragający się przed podniesieniem ręki na zwierznika, pokonaliśmy dwójkę chcącą jego śmierci. Ta dwójka była naszymi przyjaciólmi :/ Nie widząc innego wyjscia z sytuacji, nad ich ciałami popełniliśmy samobójstwo, choć nie poprzez seppuku - nie czuliśmy się wystarczajaco godni tak honorowego odejścia ze świata (na sczęście nie mieliśmy własnych rodzin, żon, dzieci). Zamiast tego przebiliśmy się nawzajem mieczami. Wcześniej zadbaliśmy o to, by przedśmiertny list donoszący o niegodziwych postępkach zwierzchnika, trafił na dwór daimyo i namiestnik został ukarany.
Bardzo ciężko to przezyłem, zarówno śmierć przyjaciół, którzy padli z mojej ręki, jak i własną. Ale ... do dziś o tym pamiętam, podczas gdy wiele innych przygód już dawno wyleciało mi z pamięci. Może wiec warto było zginąć, aby ocalić takie wspomnienia?

Chcę zapytać, czy zdarzyło się już w waszych Drużynach, aby postać gracza popełniła seppuku? Z własnej, nieprzymuszonej woli, pod wpływem przezyć i doświadczeń, a nie dlatego, że dostała taki rozkaz lub gracz miał dosyć tego bohatera?
 
Awatar użytkownika
Crokus
Użytkownik zaawansowany
Użytkownik zaawansowany
Posty: 80
Rejestracja: pt wrz 17, 2004 10:09 am

pn sie 08, 2005 7:55 pm

Nie. Jeszcze nie. Choć raz czy dwa było cholernie blisko. Po stracie ukochanej osoby, która zresztą była bn-em, po wydaniu się niezbyt mimo wszystko groźnej tajemnicy z dzieciństwa, po tym, jak jeden z graczy uznał, że niepotrafi znaleźć rozwiązania problemu i seppuku to jedyna droga ocalenia własnego honoru. Mimo tego żadna z postaci seppuku nie popełniła. Na to akurat złożyły sie różne okoliczności, ale zwykle wtrącała swoje trzy grosze reszta drużyny, namawiając ich do zmiany decyzji. Razem sobie jakoś poradzili. Ale też mam zwyczaj w swoich przygodach stawaić graczy przed tragicznymi dylematami, przed wyborem mniejszego zła, gdzie żadne rozwiązanie nie jest calkowicie dobre, a czasem zwycięstwo okazuje się gorsze od porażki.

Pamiętam jednak sesję, gdzie jbyłem graczem, a moja koleżanka postanowiła popełnić seppuku. Jej decyzji sie nie dziwię, była karo jednego z daymio klanu Jednorożca, ktory zhańbił się w naprawdę straszny sposób. Uznała, że postapi tak samo jak jej daymio i złożyła swoje życie.
 
Awatar użytkownika
fairhaven
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1486
Rejestracja: śr cze 02, 2004 8:14 am

śr sie 10, 2005 7:14 pm

Mi raz się zdarzyło, że cała drużyna postanowiła zbiorowo popełnić seppuku - pod wpływem scenraiusza, w którym wydarzenia nie uwzględniały żadnego dobrego wyjścia. Nie zdarzyło mi się jednak by sam gracz uznał, ze uczynił coś na tyle hańbiącego (bez mojej pomocy) by musiał pokazać swoje wnętrze. Być może dzieje się tak dlatego, że nie staram się na razie stawiac bohaterów "pod ścianą" - są jeszcze młodymi samurajami, cały świat przed nimi i wszyscy lubimy heroiczno-optymistyczna konwencję. Nie oznacza to, że z każdej przygody wychodza w 100% zwycięsko - jednak takie zakończenia zdecydowanie przeważają na naszych sesjach.

Dlaczego? Myslę że większośc graczy jest szczęśliwych, gdy uda im się coś osiągnąc. A gra powinna sprawiac przyjemność wszystkim, nie tylko MG, który wymyslił bardzo dramatyczna fabułę. Gdy mam ochote poprowadzić coś bardzo brutalnego, zwykle decyduję się na jednostrzałówkę - takie wyjscie wydaje mi się bardziej fair wobec graczy. Ale najwazniejszym argumentem przeciw ciągom pesymistycznych przygód jes to, że tworząc taki "mroczny szereg", sam pozbawiasz się najpotężniejszych środków wyrazu. Jeśli co i rusz bombardujesz graczy smutkiem, żalem i poczuciem straty, prawdopodobnie do tego przywykną. Natomiast jesli ja teraz, po serii optymistycznych przygód, zdecyduję się zaserwowac im coś stylu "no way out" - przygodę tragiczną, bazująca na paru podstawowych konfliktach w duszy samuraja i jeszcze dtyczacą ich ukochanych, wypieszczonych postaci, z pewnoscią efekt bedzie mocniejszy.

Swoją drogą, nie wiem czemu Rokugan kojarzy się własnie głównie z takimi tragicznymi wyborami - przeciez bardzo wiele da się tam poprowadzić w konwencji heroic, ale takiego przyzwoitego heroic, bez zbędnego lukru i przesłodzenia. Stawianie graczy przed dylematami jest jak najbardziej wazne i powinno miec miejsce na kazdej sesji, jednak nie wszystkie próby powinny dotykac bohaterow tak głeboko, by skłaniac ich do popełniania seppuku :)

Myślę ze ostatecznie typ przygody jest raczej kwestią upodobań Mistrza Gry niż sprawą systemu - w końcu to my sami dobieramy sobie systemy, w których prowadzimy, prawda? ;)
 
Awatar użytkownika
Mayhnavea
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 447
Rejestracja: pt kwie 09, 2004 3:36 pm

czw sie 11, 2005 11:43 pm

Oj, trochę tego było... :wink:

Jako pierwszy odszedł pan Shosuro Aodake. Był aktorem kabuki, jednym z najsłynniejszych w Cesarstwie, spadkobiercą dostojnego przodka, autora niedokończonej sztuki „Herbaciarnia Ichiriki”. Owej dziwnej nocy pan Aodake udał się w towarzystwie służącej i dublera na Wyspę Zamarzniętej Kropli, gdzie odbywał się coroczny festiwal teatralny. Owa wielką uroczystość uświetnił swoją obecnością sam Syn Niebiańskiego Cesarza.

Pan Aodake pojawił się na wyspie w trudnym momencie swojego życia, gdyż kolejnego dnia miał spotkać się po raz pierwszy ze swoją przyszłą żona, panią z rodu Suzume. Po spotkaniu mieli udać się we dwójkę na ziemie Wróbla, gdzie zgodnie z umowa między rodzinami spędziłby resztę życia, bez szans na wykorzystywanie talentu. Tak więc ta specjalna noc miała być ostatnia, kiedy cieszył się swoboda i gdzie miał zabłysnąć po raz ostatni.

Przed swoim występem w sztuce napisanej przez jego przodka, pan Aodake poznał niezwykłą aktorkę z rodziny Doji, która widział wcześniej na scenie, gdy odgrywała swoja boską przodkinię. Niezwykle delikatna i z pozoru niezdarna kobieta nawiązała z nim delikatny romans, zakończony zaproszeniem pana Aodake na jej ostatnie przedstawienie, które niestety miało się odbyć dokładnie w tej samej chwili co „Herbaciarnia Ichiriki”.

Koniec tej historii jest taki, że pan Aodake wybrał powinność wobec rodziny – czyli odegrał na scenie swoją rolę. Nie mogąc spełnić swojej obietnicy pojawienia się na sztuce pani Doji, uzupełnił „Herbaciarnię...” o ostatni akt, w którym grany przez niego bohater ginie samobójczo. Niezwykle dobrze odegrana scena ostatniego tańca i seppuku nie była jednak udawana...

W epilogu okazało się, iż pani Doji była... panią Doji. Nigdy nie była aktorką (choć Aodake był o tym przekonany), ale postacią przywołaną na tę noc przez żurawiego Mistrza Opowieści. Tak też sztuka połączyła kochanków.


Dobra, na dziś wystarczy :wink:

Pozdrawiam
 
Awatar użytkownika
Morf_GM
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 133
Rejestracja: śr gru 15, 2004 10:55 pm

ndz sie 14, 2005 10:21 am

Mayhnavea pisze:
Jako pierwszy odszedł pan Shosuro Aodake. Był aktorem kabuki, (...).


Wspaniała historia. Gdybym miał zagrać kiedyś po raz ostatni w Legendę, to chciałbym aby moja postać odeszła w sposób podobny do tego, jaki wybrał pan Shosuro Aodake. Po czyms takim granie innego samuraja uważałbym za co najmniej bardzo trudne.

Po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że najlepiej czują się w Legendzie gracze i Mistrzowie obdarzeni większą niż przeciętna wrażliwością. Może na tym m.in. polega dosć powszechne przekonanie, iż Legenda jest systemem trudnym i hermetycznym? Wszak Rokugańczyk to "chryzantema i miecz", a Polak to ... hmm ... "flaszka i miecz"? Stąd trudność? Tym bardziej cieszę się z tego, że moi gracze mimo wszystko zadają sobie trud wnikania w takie niuanse, jak zrozumienie samej idei honorowego odejścia postaci z tego świata. I że zdają sobie sprawę z tego, że życie i śmierć to jedno. W grze. A w życiu ... chyba tylko buddyści zdają sobie z tego sprawę. W wiekszości z nas tkwi mniej lub bardziej uswiadomione przekonanie, że samobójstwo to grzech śmiertelny, zamykajacy drogę do zbawienia. Że samobójca to zwykle tchórz i człowiek słaby, zasługujący na współczucie i potępienie, a w żadnym razie na podziw. Z drugiej jednak strony... Mamy otaczanych szacunkiem samobójców - bohaterów wojennych, odbieraqjących sobie życie by nie oddac się w ręce wroga (jak kapitan Raginis podczas kampanii wrześniowej, pod Wizną), taranujących swoim samolotem maszynę wroga czy rzucajacych się na granat, by przykryć go wlasnym ciałem i tym samym ocalić życie kolegów. Czyli jednak jakieś tradycje bohaterksiego odbierania sobie życia w naszej, europejskiej kulturze mamy.

Swoja drogą miałem raz gracza, który tak zagmatwał sytuację swojej postaci, że dalsze granie tym bohaterem był praktycznie niemozliwe i seppuku stało się jedynym honorowym zakończeniem jego losów. Ale nie: wolał zbrukać honor rodziny i swój, porzucić slużbę i zostać roninem (którym oczywiście i tak nie mógł zagrać). Zapytany o powód, dla którego wolał zeszmacić swego samuraja zamiast pomóc mu zachować honor i wyjść z twarzą (w końcu co mu zależało? i tak postać szła w odstawkę), odpowiedział: " nie po to zdobywałem te wszystkie pedeki, żeby teraz miały się zmarnować". Coś w tym jest ...
 
Awatar użytkownika
fairhaven
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1486
Rejestracja: śr cze 02, 2004 8:14 am

ndz sie 14, 2005 8:38 pm

cóż, naprawdę jestem ciekawa, jak z podobnej próby wyjdzie moja drużyna. Czy przywiązanie do postaci okaże się mocniejsze od chęci zapewniena jejgodnego końca? Jakoś w to watpię... :P

Co do graczy czujących się dobrze w Legendzie - nie polega to chyba tylko na wrazliwości, ale też i specyficznym zainteresowaniu obcością. Spójrzmy prawdzie w oczy - niewiele ze znanych mi osób (pomijam tu swoją drużyne czy inne z którymi grałam) jest zainteresowanych wykraczaniem poza swój krag kulturowy. Spójrzmy chocby na artykuły w prazie czy reportarze w telewizji - obce (np dalekowschodnie) zjawiska zawsze sa interpretowane przez pryzmat naszej kultury - owocuje to płytkim tłumaczeniem ich jako ciekawostek czy dziwactw. Nie powiem, by to zjawisko specjalnie mnie dziwiło, ale tez i nie jest zdumiewające, że wychowani na podbnych informacjach polscy gracze mają trudności w wczuciem się w świat Legendy...
 
Awatar użytkownika
Gieferg
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 524
Rejestracja: czw gru 02, 2004 1:43 am

wt wrz 12, 2006 2:27 pm

Na mojej sesji jeden z graczy (bardzo lubiący swoją postać) już się przymierzał do seppuku, choć zanim zdążył to zrobić został niespodziewanie oczyszczony z zarzutów - zakochana w nim gejsza przyznała się do czynu o który on był oskarżony (w który oczywiście wrobił go skorpion-zaprzysięgły wróg) - choć była niewinna, to miała motyw więc jej uwierzono. Tak więc bushi uniknął seppuku na które już się zdecydował, ale za to zobaczył śmierć osoby która zdecydowała się poświęcić swe życie z miłości dla niego.
 
Awatar użytkownika
yukiko
Użytkownik zaawansowany
Użytkownik zaawansowany
Posty: 26
Rejestracja: pt wrz 22, 2006 1:09 pm

pt wrz 22, 2006 2:30 pm

Żadna z moich postaci nie popełniła jeszcze seppuku, ale jedna przeszła wiele ciężkich prób...

Pierwsze zadanie, które dostała od swojego Daimyo po dość ciężkiej edukacji z Szkole Shinobi, wydawało sie z pozoru dość proste, no może nie proste, ale wykonalne. Miała po prostu zabić pewnego dygnitarza w czasie gdy ten będzie lektyką przejeżdżał przez pewien bambusowy lasek. Celem było, aby szlachcic ten po prostu nigdy nie wyjechał z tego lasku. Miał kilka osób obstawy, ale udało jej się podstępem dostać do lektyki... i jakie było jej zdziwienie gdy w swoim celu rozpoznała własnego rodzonego ojca....

A co do drugiego tematu... nie wiem czy zainteresowanie obcością to dobre określenie w przypadku naszej drużyny, ale powiem, że coraz bardziej utwierdzamy się w przekonaniu że L5K to jeden z najbardziej wymagających systemów RPG. Bardzo dużo wymaga zarówno od graczy jak i MG. Wydaje mi się iż to jedna z przyczyn dla których system ten nigdy nie stał się popularny.

Aczkolwiek nie można też nie zauważyć, że to w jaki sposób kultura "dalekowschodnia" jest przedstawiona w L5K to nic innego jak tylko jej interpretacja przez pryzmat kultury amerykańskiej, na gruncie której powstała gra.

Nie wiem czy ktoś pamięta jest taki fragment w Drodze Skorpiona, gdzie ta "amerykańskość" szczególnie kole w oczy (nie znaczy to oczywiście, że nie widać jej gdzie indziej... aha i proszę nie odbierać tego jako nieuzasadnionej krytyki z mojej strony... jestem wielką fanką L5K:))... gdzieś pod koniec podręcznika w dodatkach jest taki paragraf zatytułowany chyba "Sprawiłoby mi większą przyjemność" i tam porównują Skorpionów do komunistów w USA :D:D:D

A też nie przesadzajmy z tym, że w Polsce nie ma zrozumienia dla Japonii... w końcu w Japonii mamy bardzo silną Polonię, a w Polsce kultura japońska cieszy się spora popularnością, poczynając od sushi barów a na filmach Kurosawy kończąc :)

Mimo to, nie da się uniknąć postrzegania innej kultury przez pryzmat własnej... nie da się tak po prostu zmienić horyzontów poznawczych, wyzbyć się wszystkiego na czym się wychowaliśmy i zacząć od zera :)

Wydaje mi się również, że możliwość ucieczki w tak obce, odmienne i odległe klimaty jak japońskie, czy pseudo-japońskie, a na pewno orientalne, czyli innymi słowy egzotyka tej gry, stanowi ważny filar jej atrakcyjności... :)
 
Awatar użytkownika
Seadragon
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 575
Rejestracja: pn wrz 25, 2006 9:58 am

wt wrz 26, 2006 11:14 am

Mimo, iż moja przygoda z L5K jest stosunkowo krótka (zacząłem grać mniej więcej w połowie ostatnich wakacji), to udało mi się już "zaliczyć" ten niezwykle chlubny czyn, jakim jest seppuku. Niestety wyniknęło ono nie do końca z jakichś wewnętrznych problemów osobowościowych mojej postaci, ale zwykłej głupoty i tego, że gracz, który go prowadził (czyt. ja 8)) zapomniał o jednej, bardzo ważnej rzeczy.

Akcja działa się na ziemiach Jednorożca. Drużyna skaładała się z Feniksa, Smoka, Kraba i mojej postaci - Jednorożca nazwyajacego się Shinjo Kenji. Pewien zaprzyjaźniony wskutek wcześniejszych przygód samuraj, również Shinjo, poprosił nas, abyśmy odnaleźli jego córkę - a wszystko wskazywało na to, że została porwana przez innego Jednorożca, który zapałał do niej gorącym uczuciem, ale ojciec nie chciał mu wydać jej jako żonę. Swoją drogą niezły z nigo bydlak był (czyt. Honor coś koło 0 albo 1 ;)). Pewne tropy znalezione w domu porwanej doprowadziły nas do rezydencji szubrawca, gdzie po pewnych dyskusjach postanowiliśmy siłą odbić zakładniczkę. Istniała niestety możliwość, że adorator zabije naszą porwaną, nie chcąc, aby została żoną kogokolwiek innego. Ale cóż - ryzyk -fizyk, trzeba było działać szybko. :) Wtedy jeszcze pamiętałem, że Jednorożce nie mogą się nawzajem zabijać, więc uprzedziłem, że to moi towarzyszy będą musieli zająć się zlikwidowaniem "przestępcy".
Urządziliśmy więc tzw. zajazd, rodem z Pana Tadeusza. Niestety, tamten pan miał na swej służbie kolejnych sześciu samurajów, których chcąc, nie chcąc trzeba było zabić. I niestety - w tej sytuacji już nie pamiętałem o tym, że przecież zabijam innych członków mojego klanu. Gdy już było po wszystkim, ta smutna rzeczywistość wróciła do mojej głowy i tylko się pytałem: "Co ja zrobiłem?..." Ostatecznie panienkę uratowaliśmy, ale że śmierć 7 samurajów nie mogła pozostać ukryta, wkrótce na miejscu pojawili się namiestnicy, a po postawieniu mnie przez obliczem daimyo "poproszono" mnie, abym przestał używać nazwiska Shinjo - słowem banicja. Ja jednak odmówiłem, prosząc o możliwość dokonania seppuku, na co mi pozwolono. Pozostali towarzysze również otrzymali takie polecenia od swoich klanów, przy czym dwóch wybrało taką samą drogą, co i ja, a jeden z nich - Krab - został roninem i zapewne nie pożył długo, gdyż prawdopodobnie wybrał się na samobójczy rajd do Krain Cienia.

Oczywiście, szkoda było zabijać swoje postacie (no może poza jedną - ale o tym już wiedzą tylko wtajemniczeni ;)) - z którymi już zdążyliśmy się zaprzyjaźnić, ale jednocześnie była to dobra nauczka, że w tym świecie nie można wszystkiego robić tak hop-siup i trzeba być świadomym, że każdy nasz czyn powinien być najpierw przynajmniej dwa razy przemyślany...
 
Craven

pt lis 17, 2006 8:31 pm

Regularna postać - nie. W jednostrzałówce - tak. Generalnie to była przygoda o śmierci mojej postaci. Pierwsze słowa MG, otwierające sesję brzmiały "Wiesz, że zginiesz". To się nazywa wziąć gracza za bety i wciągnąć w świat gry. Okazało się, że moja postać, sensei szkoły szermierczej dopuścił się pewnego zaniedbania i miał popełnić seppuku. Przygoda opowiadała o ostatnich godzinach jego życia.

Podobny, choć inny motyw miałem w trakcie innej przygody, gdzie mojego lwa otruto. Kiedy śmierć była nieunikniona chwycił miecz i wyzwał żurawia, z którym przebywał w jednej herbaciarni na pojedynek. Lepiej było umrzeć w walce niż od trucizny.
 
Kiyomi
Nowy użytkownik
Nowy użytkownik
Posty: 4
Rejestracja: czw maja 17, 2007 8:25 am

czw maja 17, 2007 10:12 am

Mnie się nie zdarzyło jeszcze, ale byłam o mały włos.
Obecnie mam jedną postać, która w swym założeniu musi zginąć (w zbyt wiele tajemnic się uwikłała, bądź ją uwikłano) i wręcz marzeniem było by moim, by odeszła tak, jak na honorowego bushi przystało.

Craven: bardzo fajny pomysł na wątek sesji z tym "wiesz, ze zginiesz". Trzeba się wtedy wiele natrudzić, aby zginąć z honorem nie hańbiąc swej rodziny. A i dobry to sposób na przystopowanie gracza, który lubi prowadzić swoją postać na sposób pedekowo-pakujący.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości