Nie chodzi mi oczywiście o środowisko, z którym wstawia się Greenpeace, tylko bardziej "środowisko pracy"
Znacie ten typ małych miejscowości, gdzie każdy mówi sobie dzień dobry, życie kręci się w okół plotek i miejskiej parafii, a zaledwie co piąty mieszkaniec przeliteruje swoje imię bez zająknięcia? Typowo polskie...
Stary dobry Wampir zawsze kojarzył mi się z graniem wśród ogromnych miejskich molochów, w zalewanej deszczem i przestępczością betonowej dżungli - bo to pasuje tak? W dużym mieście łatwiej pozostać w cieniu.
Zastanawiam się czy graliście w wampira (i nie mówię tu o odwiedzaniu w czasie odgrywania historii miasteczka na jedną sesję, by spełnić konkretny chwilowy cel) poruszając się i umieszczając główne watki właśnie w takich małych aglomeracjach.
Może macie na to jakieś ciekawe patenty?