Sesja na mordobicie z kwiecistymi opisami. Nie można przejmować cudzych postaci (chyba, że w opisie skutków ciosu), nie ma MG. Nie robimy retrospekcji i łażenia poza areną (za dużo). Koncentrujemy się na widowiskowych trickach rodem z Mortal Kombat, Naruto, czy czego tam chcecie.
Arena jest nietykalna - nie można jej zburzyć, przebić, przenieść do innego wymiaru itd. Można natomiast niszczyć rekwizyty i wykorzystywać je do ataków :>
Fajnie by było, gdyby dana postać walczyła wciąż jednym stylem, albo miała kilka styli powiązanych tematycznie. Chcesz wypróbować coś nowego? Stwórz nową postać.
Gdy walka się kończy albo gdy mamy dość, ktoś pisze opis następnej areny. I tak w kółko.
Nie ma rund walki - liczy się kolejność postów. Podwójne posty są zabronione.
Mechanika
Żeby nie było, będzie mechanika. W końcu sesja mocno konfliktowa.
Gracz dysponuje pulą kostek, na start jest to 16.
Tę pulę dowolnie dzieli się na obronę i ataki.
Gracz pisząc post losuje na kostnicy tyle k6 ile wybrał na obronę (musi wybrać co najmniej 1). To jego obrona do jego następnego postu.
Chcąc atakować, gracz dzieli swoją pozostałą pulę na tyle ataków, ile chce wykonać w tym poście. Jeśli wyrzuci więcej, niż wynosi obrona - trafia i może opisać co się stało z atakowanym. W jednym poście nie można dwa razy zaatakować tej samej osoby.
Trafienie oznacza odjęcie dwóch kostek z puli ofiary i dodanie jednej kostki do puli zwycięzcy.
Postać o puli zero ginie.
Zaczynamy

Arena: Pracownia alchemika
Pożółkłe pergaminy, fiolki z bulgoczącymi płynami, jeszcze przed chwilą doglądane przez alchemika. Regały z książkami okutymi i związanymi pasami, jakby po otwarciu miały gryźć, czy nawet połknąć pechowego czytelnika. I spory kawałek miejsca na środku. Panujący w pracowni nieład był znakiem, że toczyła się tu walka. Na pewno nie raz. Na środku piwnicy wyrysowane kredą koło wyznaczało arenę. Cztery metalowe świeczniki o wysokości człowieka oświetlały przestrzeń pracowni. Na arenę wszedł pierwszy zawodnik...
Pan Cieni [Rzut w Kostnicy: 47], pula 16
Właściwie nie wszedł, tylko wyłonił się z któregoś z cieni, które gęsto splatały się w rogach piwnicy. Wyszedł na środek areny i zrzucił obszerny płaszcz, w którym dotąd tonął cały. Pod płaszczem ukazała się skóra koloru popiołu, białe włosy i wściekle zielone oczy. Jedynym ubraniem Pana Cieni były czarne jak noc skórzane spodnie związane w pasie mocnym sznurem. Nie wyglądał na dobrze zbudowanego, ale jedno spojrzenie jego oczu starczyło by odstraszyć przeciwnika.
Pan Cieni rozejrzał się po arenie i całej pracowni szukając godnego przeciwnika. Pogarda w jego spojrzeniu mogła zatrzymać serce w każdym, kto nosił w sobie choć krztynę strachu.