Kompani zgodnie podzielili się na dwie grupy. Jedna grupa, składająca się ze znachora, Elke i Hugo, pozostała na dole. Aberalt zaczął dokładnie sprawdzać ciało nieprzytomnej kobiety. Elke siedziała z boku kątem oka przyglądając się poczynaniom mężczyzny. Hugo zaś z lekkim, lecz dobrze skrywanym lękiem obserwował chłodno urządzą i zakurzoną komnatę. Znachor rozbierał niewiastę od góry w dół. Gdy pozbawił ją flanelowej, przetartej koszuli i dostał się do spiętego gorsetu na jego twarzy zakwitnął rumieniec. W końcu odpiął i gorset, przez sekundę obrzucił spojrzeniem piersi kobiety. Były nie za małe, ani nie za duże. Jędrne i krągłe. Młodzieniec odchrząknął i przykrył niewiastę, by za bardzo nie zmarzła. Elke cały czas czujnym okiem pilnowała chłopaka, czy aby nie zagalopuje się z swoim diagnozowaniem.
Aberalt rozwiązał rzemień, który utrzymywał ciepłe spodnie na biodrach rudowłosej kobiety. Przez chwilę nawet Hugo zawiesił oczy na odsłanianych udach bezimiennej podróżniczki. Chwilę później Aberalt mógł ze spokojem stwierdzić, że kobieta nie nosi na ciele piętna chaosu. A jeśli nawet to jest tak ukryte, że zwyczajnie nie da się go wykryć. Znachor prędko ubrał dziewczynę by zbytnio się nie ochłodziła. Jej stan zdrowia powoli wracał do normy, głupim byłoby narażanie jej na powrót gorączki. Z pomocą Elke, Aberalt założył rudowłosej gorset i flanelową koszulę. Znachor już zapinał guziki koszuli, kiedy niespodziewanie bezimienna otwarła ospale oczy. Mętnym wzrokiem spojrzała na twarz Aberalta, odwróciła głowę w bok i spojrzała na Elke.
-
Nie martw się. Nic ci nie grozi.- rzekł Aberalt by ją uspokoić. Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech beztroski, lecz, kiedy oderwała swój wzrok od mężczyzny i spojrzała gdzieś w dal, na ścianę komnaty, jej twarz momentalnie zbladła a beztroska zamieniła się w przerażenie.
-
Nie... Nie!- kobieta zaczęła ciężko dyszeć i wyrywać się z uspokajających objęć Aberalta i Elke.
-
Aaaaa!- jej krzyk rozbiegł się po całej twierdzy, niemal ogłuszając trójkę najemników pilnujących jej bezpieczeństwa w komnacie...
Unagroth maszerował przodem. Schody, po których wdrapywali się na górne partie były niskie, co świadczyło o autentyczności słów Zabójcy demonów, jakoby krasnoludy pomagały albo wręcz budowały ów twierdzę lata temu. Po chwili dotarli na piętro, gdzie znajdowało się kilka par drzwi, co musiało być bez wątpienia zlepkiem kwater żołnierzy. Kompani chcieli zacząć swe przeszukiwanie od samej góry, to też zostawili sprawdzanie pomieszczeń na sam koniec. Kolejne piętro były podobnie ułożone. Długi korytarz oraz kilka par drzwi, a także stalowe drzwi prowadzące na solidne mury twierdzy.
Kolejne schody prowadziły już do wieży. Nieco zdyszani mężczyźni weszli na górę, skąd widać było całą okolicę a w oddali także dobre dwa kilometry dalej nieopodal źródła dopływu Rzeki Brunwasser majaczył obelisk Arad Gnu.
Pogoda wyraźnie się znów psuła. Z gór, z wschodu nadciągała kolejna śnieżyca. Mężczyźni spojrzeli jeszcze raz przez strzeliste okno na cały plac wewnątrz murów. Dopiero teraz krasnoludzki wojownik dostrzegł coś niepokojącego.
-
Patrzaj tam młody.- syknął do młodego adepta sztuk magicznych, wskazując paluchem jedną z trzech kup śniegu. Coś odbijało refleksy świetlne. Być może był to jakiś hełm, albo ostrze. Trudno było stwierdzić, lecz była to pierwsza rzecz, którą mieli zamiar sprawdzić po zejściu na dół. Oboje mieli złe przeczucia. Nagle ich uszu dobiegł głośny kobiecy krzyk, przepełniony strachem i panicznym lękiem...