Towarzysze szybko doszli do porozumienia i rozdzielili obowiązki po sobie, kolejny raz. Elke opuściła grupę i udała się na zewnątrz. Przeszukiwanie zwłok było zadaniem ciężkim i wręcz niegodnym krasnoluda, lecz kobieta mimo wszystko zgodziła się na to. Nie było w tym nic prostego. Każdy z kopców z ciał trzeba było odśnieżyć pobieżnie by dostać się do palców nieszczęśników. Nie każdy trup wszak leżał dłońmi w górę. Nim potężnie śnieżna burza dotarła na dobre w okolice twierdzy Elke zdołała przeszukać pierwszy z stosów na perfekt. Niestety pierścienia młodego gońca nie znalazła. Wiatr chłostał jej twarz a zamarznięte płatki śniegu nieprzyjaźnie wpadały do oczu, ust i nosa dając do zrozumienia, że teraz to natura panuje w tej okolicy i każdy kto się nie podporządkuje może liczyć się z poważnymi konsekwencjami. To był najwyższy czas by wrócić do budynku warowni...
Doglądanie ciała zamordowanego żołnierza nie było zbyt przyjemną sprawą. Znachor miał podstawową wiedzę na temat ran i temu podobnych, lecz nigdy nie zajmował się zwłokami. Zwęglone ciało, które na dworze zdążyło skostnieć przez niskie temperatury nie ułatwiało zadania. Zesztywniałe na kamień trudne było do oględzin. Dopiero po kilku chwilach, mężczyzna dostrzegł drobną ranę na wysokości barku, nieopodal szyi. Człek domyślił się, że ostrze, którym zadano cios było bardzo cienkie i nie długie, jakby szpikulec, lub coś w ten deseń. Sytuacja nieco się wyjaśniła. Żołnierz zginął od ciosu nożykiem. To rzuciło nieco światła na sprawę. Mimo wszystko pchnięcia nie zadał wojownik a ktoś kto potrafił zabić cicho i z finezją.
Już po chwili drzwi do budynku twierdzy otwarły się na oścież i oczom grupki ukazała się przysypana śniegiem Elke.
Unagroth, Eryk i Hugo ruszyli by ponownie zbadać twierdzę. Pierwszy raz zrobili to bardzo pobieżnie, nie zwracając uwagi na szczegóły. Nie było na to tyle czasu. Udali się na górę i początkowo od ostatniego piętra, spokojnie maszerowali w dół. Każda z komnat, którą przeszukiwali była w stanie nie wskazującym na jakąkolwiek walkę. Jeśli ktoś nie zabił żołnierzy podstępem, to na pewno zrobił to przez sen, albo w inny cichy sposób. W większości pomieszczeń był zachowany porządek, lecz nie mogło to nikogo dziwić, wszak był to budynek armii.
W jednej z komnat kompani znaleźli sporo map, różne dokumenty, wszystko porozkładane na masywnym, dębowym stoliku. Świece, które rozświetlały pomieszczenie, dawno się wypaliły a zastygnięty wosk, rozlany po podłodze i stoliku dawno pokrył się grubą warstwą kurzu.
W dokumentach niestety nie było niczego, co mogłoby się przydać w ich misji. W zasadzie po za żołnierskim bełkotem nie byłotam nic ciekawego dla przeciętnego szabrownika i poszukiwacza przygód.
Kompani udali się do pomieszczenia, gdzie stały piętrowe łóżka pozbijane schludnie i solidnie. To była kwatera żołnierzy. Mężczyźni sprawdzali skromne szafeczki obok łóżek, tylko jeden Hugo wpadł na pomysł by sprawdzać również pod poduszkami. Co prawda było to miejsce, gdzie przeciętny żołnierz nie powinien nic trzymać, jednak trubadur miał więcej szczęścia niż rozumu i po kilku chwilach poszukiwania mężczyzna znalazł pamiętnik jednego z wojaków. Od razu otworzył ostatnią, zapisaną stronę i z uwagą przeczytał zapisaną treść.
Elke z pomocą Aberalta wyniosła zwłoki badanego żołnierza na zewnątrz. Z resztą całkiem i dobrze, gdyż niedługo potem chora kobieta, położona na stole przebudziła się i już nieco spokojniej niż przed paroma minutami wejrzała na Elke.
-
Zabierzcie mnie stąd... Proszę...- wydukała.