Zrodzony z fantastyki

 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

[WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

sob wrz 21, 2013 8:17 pm

Obrazek


Jak Feniks z popiołów


Rozdział I: Samotna Warownia




-Spokojnie ślicznotko. Już prawie jesteśmy. Coś taka niespokojna dzisiaj?- młody goniec próbował uspokoić swego wierzchowca, na którego grzbiecie pokonał wiele mil, doręczając listy, przesyłki i wieści z celu do celu. Tym razem jego celem była niewielka Warownia Dwóch Balist. Nazwa była toporna i banalna, jednak nic lepszego nie charakteryzowało tej strażnicy niż dwie stare balisty skierowane na zachód i południe. Goniec był prawie u celu. Kamienna ścieżka prowadziła zygzakiem pod stromym kontem pod górę. Twierdza była mała. Mieściła kwatery dla oddziału trzydziestu osób.
Goniec miał sporo szczęścia, gdyż ostatnimi dniami temperatura trochę się podniosła i pierwsze śniegi trochę stopniały ułatwiając podróż w górach. Drugim faktem potwierdzającym fart młodzika było to, że do warowni na pewno zdąży przed zmierzchem. Chłodny wiatr zrzucił mu z głowy kaptur, wyjąc przy tym głośno. Ślicznotka znów wzdrygnęła się nerwowo prychając przy tym głośno.
Już prawie jesteśmy. Spokojnie...- próbował uspokoić ją nieco zdezorientowany człowiek.

W końcu warownia pojawiła się na oczy młodemu gońcowi, a na jego twarzy wykwitło ogromne zdziwienie. Znad czterometrowych, kamiennych i solidnych murów unosiły się trzy słupy czarnego jak smoła dymu, zaś potężne, stalowe drzwi były otwarte na oścież. Ślicznotka była coraz bardziej nerwowa. Goniec zszedł z jej grzbietu i złapał za uzdę, prowadząc konia w stronę budowli. Mężczyzna powoli i ostrożnie przekroczył progi twierdzy i rozejrzał się po niewielkim placu ćwiczebnym. Na miejscu słomianych manekinów znajdował się wysoki na dwa metry pal, zakopany w ziemi, na który nabity był stary człowiek w ochlapanej krwią kolczudze. Mężczyzna nosił na swej twarzy liczne ślady pobicia. Był blady i skostniały jak lód, co oznaczało, że ktoś go tak urządził jeszcze poprzedniego dnia, kiedy temperatura była znacznie niższa. Goniec otwarł usta ze zdziwienia. Nigdy czegoś takiego nie widział. Ziemia pod nogą zrobiła się grząska. Dopiero teraz spostrzegł że stoi wydrążonym w glebie rowku wypełnionym krwią, zmieszaną z błotem i stopniałym śniegiem.

Ślicznotka zawyła ze strachu i wyrwała się niespodziewanie właścicielowi uciekając przez otwarte bramy do warowni. Młodzieniec był tak zaaferowany widokiem wbitego na pal ciała, że nawet nie próbował zatrzymać konia. Dopiero teraz, kiedy za nim się wejrzał dostrzegł trzy stosy z ludzkich ciał, które ktoś w nocy musiał spalić a tlące się jeszcze szczątki wypuszczały w niebo słupy czarnego dymu, śmierdzącego obrzydliwie. Silny wiatr nagle i niespodziewanie dmuchnął gońcowi w twarz z taką siłą, że ten musiał zasłonić się rękami i zamknąć oczy. Stalowe odrzwia do warowni trzasnęły zamykając się z takim hukiem, że mogłyby zmarłego zbudzić. Człek nagle odwrócił się i jego krzyk rozniósł się dalekim echem po całej górze, na której zbudowano Warownię Dwóch Balist...

Obrazek


Płacz poczciwej kobieciny niósł się echem po sporej, gustownie urządzonej izbie. Kobieta siedziała zgarbiona, na wygodnym fotelu zasłaniając pomarszczonymi ze starości dłońmi zapłakaną twarz. Łzy spływały jej po policzkach jedna za drugą a próby uspokojenia jej nic nie dawały.
-Nie płaczże Grita, widzisz przecie, że to porządni najmici. W kilka dni go znajdą!- Wiktor von Hreig nieustannie pocieszał małżonkę. Piątka najemników siedziała nieco skrępowana widokiem rodzinnej tragedii słuchając uważnie tego, co do powiedzenia miał her Wiktor, głowa rodziny. Najstarszy jego syn – Albert kilka tygodni temu miał wstąpić do wojska Ostermarskiego elektora, lecz w związku z tym, że świetnie jeździł konno przymierzano go do konnicy. Jednak nim dostąpiłby tego niewątpliwego zaszczytu, pierwej musiał nabyć wojskowej ogłady, zachowań i szkolenia. Dowódca, nakazał mu pierwsze trzy miesiące swej służby odbyć w postaci gońca.
-Her Dynner wysłał go po wieści do Warowni Dwóch Balist. To całkiem niedaleko, na wschód, za górami. Droga to prosta, gdyż ciągle wiedzie szlakiem, jednak dość niebezpieczna, szczególnie teraz gdy po inwazji całe tałatajstwo powychodziło ze swych nor plugawych.- rzekł chłodnym tonem Wiktor.

-Od trzech tygodni nie daje znaku życia...- rzekł, jednak stara małżonka przerwała mu w pół zdania wybuchem płaczu i paniki -Zamilczże kobieto, kiedy próbuję z nimi porozmawiać!- zrugał ją szlachcic.
-Idź do ogrodu, zaczerpnij świeżego powietrza.- rzekł do kobiety, ta zaś posłusznie wstała i opuściła sporą izbę kierując się do drzwi do ogrodu. -Udacie się jego śladem i odnajdziecie mego syna. Jeśli będzie martwy, sprowadzicie jego zwłoki, bym odprawił mu godny pochówek. Jeśli sprowadzicie go żywego, każdemu z was zapłacę po piętnaście złociszy na głowę.- przeszedł do konkretów wiedząc, że jak to najemnicy nie mają pewnie czasu na owijanie w bawełnę.
-Sprowadźcie jego ciało, jeśli znajdziecie je w trakcie poszukiwań a zapłacę po dziesięć złociszy na głowę.- wyjaśnił, w między czasie wyciągając z szuflady masywnego biurka zwiniętą kartkę papieru.
-To jego rysopis.- rzekł wręczając papier khazadzkiej kobiecie do ręki -Miał pięć i pół stopy wzrostu, czyli niezbyt wysoki. Szczupły, z długimi do ramion włosami. Poznacie go po sygnecie.-

Obrazek


Mężczyzna podszedł bliżej i podniósł lewą dłoń, by każdy z najemników miał sposobność przyjrzenia się biżuterii Wiktora. Był to dość elegancki, złoty pierścień wykonany przez średniej klasy złotnika.
-Ubiór pewnie miał wojskowy. Możecie popytać u kapitana Dynnera, jego kwatera znajduje się przy zachodniej bramie, lecz raczej nie powie wam wiele więcej niż ja. Warownia Dwóch Balist znajduje się jakieś sześć dni jazdy konno na wschód stąd. Ruszycie wschodnim szlakiem od samej bramy Weiler, wzdłuż rzeki Brunwasser i ciągle na wschód. Idąc południowym brzegiem dotrzecie do niewielkiego dopływu do rzeki, który swe źródło ma w górach. Pójdziecie za dopływem aż dotrzecie do Warowni. To budynek z jasnymi murami, niewielki, lecz o grubych przygotowanych do obrony murach. Nie pomylicie z niczym innym.- wyjaśnił, po czym napił się wina z pucharu, stojącego na biurku.
-Nie mogę dać wam zaliczki... To niebezpieczna trasa i nie mam pewności czy i wy z niej powrócicie, a ostatnimi czasy moja kuźnia cienko przędzie i każda złota moneta dla mnie ważna... Wybaczcie.- rozłożył bezradnie ręce.
 
Awatar użytkownika
M.K.
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 316
Rejestracja: sob maja 01, 2004 10:16 pm

Re: [WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

sob wrz 21, 2013 10:58 pm

Aberalt Fisher

-Może chłopak zwiał sobie z jakąś poznaną dziewuchą Panie von Hreig? Siedzą teraz w pokoju gospody oddalonej o kilka dni drogi stąd i przyjemnie spędzają czas nie licząc godzin i nie zdając sobie sprawy z upływu dni i nocy? Młodym się to zdarza - zawyrokował znachor.
- My ruszymy w podróż, nikogo nie znajdziemy, chłopak za kilka dni odnajdzie się sam, a my tylko czas stracimy. Panie von Hreig proszę chociaż o symboliczne wsparcie naszej wyprawy przez szacunek dla naszego czasu, a także dlatego, że chodzi o Pańskiego pierworodnego.

Aberalt złagodził ton swojego głosu, by brzmiał jak najbadziej przyjacielsko - Jeżeli nie może Pan zaoferować teraz pieniędzy to trudno. I tak w obliczu tego, co działo się ostatnimi czasy w imperium tracą one na wartości. Może masz Pan coś w kuźni, co pomogłoby nam pomóc w zadaniu albo chociaż możesz zapewnić nam prowiant na drogę?

Jeżeli próby przekonania mocodawcy nie odniosą skutku, wówczas Aberalt nie będzie więcej naciskał. Gdyby słowa znachora odniosły swój skutek, wówczas podziękuje serdecznie za okazane wsparcie - jakiekolwiek by ono nie było.
Ostatnio zmieniony sob wrz 21, 2013 10:58 pm przez M.K., łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Feniks
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 5008
Rejestracja: ndz lis 07, 2004 10:34 am

Re: [WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

ndz wrz 22, 2013 1:02 am

Obrazek


Elke “Śnieżna niedźwiedzica”


Niezwykle niska nawet jak na standardy swojej rasy krasnoludzka najemniczka, przyglądała się z zaciekawieniem rozmawiającym. Gdyby nie potężnie umięśnione ciało, można by ją wziąć za wyjątkowo wysokiego niziołka. Kobieta byłą ubrana w śnieżnobiałe szaty, i płaszcz, nawet jej skórzana zbroja byłą farbowana na biało. Elke wsłuchała się w opowieść szlachcica i żal jej się zrobiło jak żałosne jest ludzkie imperium, zaginął żołnierz, a ojciec zamiast oczekiwać, że jego dowódca ruszy w poszukiwaniu zaginionego musi wydawać odłożone pieniądze na wynajem najemników. Później odezwał się Aberalt i to o krasnoludach mówiło się, że nie mają taktu, a jednak żadnemu krasnoludowi nie przyszłoby przez myśl obrazić zrozpaczonego ojca sugerując, że jego syn to dezerter i tchórz. Świat Imperium zaskakiwał ją pomimo tego, że przebywała w nim od dobrych kilku lat. Spojrzała niepewnie na drugiego z krasnoludów jakby starając się wyczytać z wyrazu jego twarzy czy ma podobne odczucia do całego zajścia, czy też może lepiej niż ona rozumiał zachowanie tych chuderlawych, istot, które jeszcze przecież nie tak dawno biegały po lasach z dzidą.

Ostatecznie Elke zdecydowała się odezwać i choć nie podzielała zdania towarzysza, to jednak nie miała w zwyczaju sprzeczać się z drużyną przed obliczem potencjalnego pracodawcy.

- Panie von Hreig mój towarzysz wymienił jedynie jeden z wielu scenariuszy w którym może nie udać nam się odnaleźć pańskiego syna z nie naszej winy. Po wojnie tereny są niebezpieczne i są szanse, że znajdziemy ciało pańskiego syna jednak liczyć się trzeba z tym, że do tego czasu wszelkie kosztowności zostaną zrabowane, a ciało zniszczone poza nasze możliwości rozpoznania go. Zdarzyć się może, że został wzięty w niewolę, lub też że jakiś dobry podróżny zlitował się nad nim po śmierci i pochował. Narazimy wtedy życie bez żadnej możliwości rekompensaty za nasze trudy. Mogę obiecać, iż przetrząśniemy każdy kamień, sprawdzimy każdy trop i jeżeli pański syn żyje postaramy się go odnaleźć z narażeniem własnego życia. Jednak w zamian za to nie prosimy o wiele, a jedynie o uczciwą zapłatę za nasze trudy nawet jeżeli nie uda nam się wykonać zadania z uwagi na to, że będzie ono po prostu nie wykonalne.

Miała nadzieję, że jej wypowiedź przedstawi ich w lepszym świetle niż sugerowanie, że syn po prostu uciekł. A do tego wyznawała, zasadę, że nie należy dawać ludziom zbędnych złudzeń. Ojciec powinien wiedzieć z czym się liczyć i jeżeli wrócą z martwym chłopakiem nie będzie zaskoczenia, a gdy przyprowadzą żywego będzie powód do niespodziewanego świętowania.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: [WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

ndz wrz 22, 2013 12:07 pm

Starszy człek z uwagą wysłuchał słów Aberalta. Brew mu nawet nie drgnęła, choć słowa najemnika mogły go zaboleć. Być może, gdyby był nieco mniej okrzesany, pewnie przerwałby najemnikowi w pół zdania i powiedziałby co myśli o jego teorii, on jednak dał chłopakowi szansę podzielić się własnymi spostrzeżeniami i wnioskami, które de facto mogły nasunąć się każdemu na myśl. Nim jednak odpowiedział, głos zabrała khazadzka kobieta wykazując się znacznie większym taktem i rozsądkiem w doborze słów. I jej dał swobodę wypowiedzi, kiedy zaś skończyła w końcu on odpowiedział.
-Mój syn jest bardzo pobożny. Nigdy nie dawał mi powodów by mu nie ufać. Nigdy też nie dałem mu powodów by musiał się ukrywać i uciekać gdzieś. Gdyby poznał kobietę mógłby z nią się spotykać bez represji z mej strony, więc nic nie popiera tej teorii, jakoby ukrywał się teraz z przypadkowo spotkaną dziewką gdzieś w karczmie na trakcie.- wyjaśnił, spoglądając na Aberalta. Następnie człek wejrzał na Elke, przez chwilę milcząc jakby się nad czymś zastanawiał.

-Fakt. To dość patowa sytuacja. Jeśli nie znajdziecie ni śladu po nim stracicie swój czas i złoto, które wszak łatwe do zdobycia nie jest. Z drugiej jednak strony sami wiecie jak jest. Oszustów dzisiaj od licha. Skąd ja mam wiedzieć, że miast poszukiwań nie zabierzecie się za inne zadanie? Do mnie moglibyście wrócić po skończeniu tamtej pracy by odebrać złoto za to, że nic nie znaleźliście...- znów się zamyślił. Mówił dość pokrętnie, lecz po chwili pokręcił głową.
-Wy jesteście godni zaufania. Od zawsze moja rodzina darzyła zaufaniem krasnoludy. Dajcie słowo, przysięgnijcie na brody swych przodków, że zrobicie wszystko co w waszej mocy by odnaleźć mego potomka, a wtedy dam wam po pięć złotych monet za poszukiwania. Nawet jeśli nic nie znajdziecie.- rzekł -Rupercie!- krzyknął mężczyzna. Po kilku chwilach w progu izby pojawił się stary kamerdyner.
-Tak?- spytał uniżonym tonem.

-Przygotuj dwie lampy podróżne i dwie flasze z oliwą do lamp. Naszykuj dwadzieścia strzał do łuku wraz z kołczanem. Przygotuj kawałek osełki do ostrzenia stali, znajdź tobołek mego syna i zapchaj go suszonym mięsem, sucharami, oraz dwoma bukłakami z gorzałką. Zmieść tam dwa bandaże. Do tobołka koniecznie przywiąż rzemieniem linę. Spiesz się.- polecił, zaś starszy człek skinął głową i w momencie opuścił izbę biorąc się do pracy.
-Więcej wam niestety dać nie mogę...- rzekł nieco zasmucony. Z resztą kto by nie był. Przeliczał życie syna na złote monety oddające wartość kilku przedmiotów, które i tak miały pomóc w poszukiwaniach młodego gońca. Bez dwóch zdań, życie było okrutne...
Ostatnio zmieniony ndz wrz 22, 2013 12:16 pm przez Nefarius, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Qrchac
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 766
Rejestracja: wt gru 25, 2007 2:00 pm

ndz wrz 22, 2013 2:01 pm

Obrazek
Eryk von Rahentoff


Eryk von Rahentoff to młody w wieku może około 20 lat mężczyzna, trochę ponad średniego wzrostu o szczupłej budowie ciała. Nie można powiedzieć, że jest ani urodziwy ani brzydki, wręcz do bólu przeciętny, choć w jego postawie jest coś może sugerować inaczej - trudno to jednak sprecyzować. Na głowie ma dość bujną czuprynę kruczoczarnych włosów, jak na najemnika są one też nadzwyczaj zadbane i ułożone. Z jego piwnych i spokojnych oczach trudno szukać czegoś takiego jak wesołość. Nosi ubranie wzorowane lekko na mundurze nie ma jednak przy sobie żadnej broni poza kosturem, który mówiąć szczerze lekko nie pasuje do całości.

Wysłuchał przemowy szlachcica w skupieniu. Nie pisnął również słowem gdy odezwał się człowiek w szacie, choć jego słowa ewidentnie przeczyły inteligencji wymaganej do noszenia takowych. Na szczęście gospodarz nie wyrzucił ich na zbity pysk, jak uczyniłaby większość szlachetnie urodzonych, a krasnoludka względnie naprawiła kompletny brak manier i taktu mężczyzny. Na słowa o byciu godnym
- Nie tylko krasnoludy są godne zaufania w tej kompanii. Jako przyszły członek kolegium magicznego daję Panu swoje słowo, że zrobimy wszystko co w naszej mocy aby odnaleźć pańskiego syna.
Głos miał niski i prawie wyprany z wszelkich emocji. Przebijała się w nim również lekka maniera, ale mogło usłyszeć ją tylko wyćwiczone w takich subtelnościach ucho.
- Jak rozumiem Pański syn został wysłany do warowni z uwagi na brak wiadomości z niej. Jak dużo czasu minęło od kontaktu z nimi?
 
Awatar użytkownika
Pipboy79
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2881
Rejestracja: śr sty 26, 2011 10:15 am

Re: [WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

ndz wrz 22, 2013 4:52 pm

Hugo Kochman - drobny, szczuply brunet


Hugo z uwaga wyslucha moznego pana a ich zleceniodawce. Spodobal mu sie pomysl o romansie mlodego panicza z jakas nieznana kobieta. Moze ksiezniczka? Albo elfka? Czarodziejka, wojowniczka, tudziez egzotyczna pieknoscia... To bylo takie romantyczne. I swirtnie nadawalo sie na poemat albo nawet ballade... Niestety ich Dobroczynca okazal sie kompletnie pozbawiony zmyslu artystycznego i nudnie zaprzeczyl tej przeciekawej teorii. Nieszkodzi. Dla poematu ktory zaczynal kielkowac mu w glowie niewiele to zaszkodzi.


Nieco wieksza uwage zwrocil pierscien rodowy jaki pokazal im stary szlachcic. Obejrzal go sobie tak dokladnie na ile mu pozwolono po cichu zastanawiajac sie jaka ma wartosc. Teraz byl pewny, ze zapamieta go i gdyby natrafil na drugi taki ponownie na pewno by go rozpoznal. Gadke o detalach kontraktu zostawil reszcie towarzyszy. Jako artyste kompletnie go takie nudne przyziemne duperele nie interesowaly. Szesc dni podrozy przez co raz dzikesze tereny niezbyt mu sie usmiechalo. Wlasciwie w ogole. Wolal cywilizacje i kulturalne przybytki jak teatry, karczmy i zamzuty. Tam mozna bylo sie przyjemnie zabawic i ludzie potrafili docenic jego kunszt. A na trakcie czy w jakims polu no to co... Nudy... Na szczescie na koncu drogi miala byc jakas warownia wiec tam zapewne natrafi na ludzi spragnionych rozrywki na kulturalnym poziomie jaki on oczywiscie mogl im zapewnic.


Gdy starszy czlowiek zawolal kamerdynera i mowil o wyplacie zaliczki Hugo zdecydowanie sie ucieszyl. Jednak rownie zaniepokoil gdy tamten zaczal wymieniac jakies ciezary do niesienia. ¬ Nie no chyba nie beda kazali mi tego dzwigac? ¬ mal nadzieje, ze ktorys z towarzyszy wezmie na siebie ten przykry obowiazek. Osobiscie uwazal, ze syn albo zostal porwany przez orkow lub innych barbarzyncow albo zezarla go jakas poczwara. Gdyby zostal porwany przez kogos cywilizowanego zapewne juz dawno zglosilby sie po okup. Takie rzeczy zdarzaly sie dosc czesto. No ale jak cisza to za dobrze to nie wrozylo ich poszukiwaniom. Jego towarzysze okazali sie byc nie w ciemie bici wiec na razie zostawil im prowadzenie dyskusji.
 
Awatar użytkownika
Feniks
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 5008
Rejestracja: ndz lis 07, 2004 10:34 am

Re: [WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

ndz wrz 22, 2013 10:50 pm

Obrazek


Elke “Śnieżna niedźwiedzica”


Krasnoludzka najemniczka z przyjemnością przyjęła wiadomość, że nawet tutaj jej rasa jest postrzegana za godną zaufania. Kiedy odezwał się mag, skinęła głową na znak, że potwierdza jego słowa. Nie była zwolenniczką magii jej rasa radziła sobie przez tysiące lat bez jej pomocy, ale postanowiła nie oceniać tego towarzysza przez wypatrzony pryzmat jej rasy, nawet po tym co stało się z jej ojcem.

- Jestem najemniczką i moja reputacja jest moim źródłem dochodu. Przysięgam, że zrobię co w mojej mocy by odnaleźć twojego syna lub jego ciało, przysięgam to na pamięć mego ojca Gordink “Żelazny Młot”, na jego ojca Edorra, syna Borina, syna Dorda, syna Butorga, syna Morthda założyciela mojego klanu. Dziękuję za twoją wyrozumiałość.
 
Awatar użytkownika
Ehran
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1854
Rejestracja: pt paź 17, 2008 8:33 pm

[WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

pn wrz 23, 2013 1:11 pm

Unagroth Ulfarsnev, zwany Tromm Wyr (Biało brody) oraz Dumdrengi (zabójca demonów) z klanu Kazak Baraz Throng =
Obrazek
[b][u]Unagroth Ulfarsnev, zwany Tromm Wyr (Biało brody) oraz Dumdrengi (zabójca demonów) z klanu Kazak Baraz Throng = Klan obiecującej bitwy)


Unagroth siedział jakby nieco nieobecny na zydlu. Jego zbroja za pewne widziała już lepsze czasy, była pełna zadrapań i wgnieceń. Mimo iż z krasnoludową starannością właściciel dbał o swój rynsztunek, nie sposób było naprawić wszystkiego. niegdyś czarny pancerz teraz był raczej szary, wygrawerowane i inkrustowane złotem runy dawno już stały się nieczytelne. Ciężki stalowy hełm, spoczywający obecnie na kolanie właściciela, wgnieciony był z lewej strony, a jeden z pięknych zdobiących go rogów ułamany był w połowie.
Okrągła tarcza z wizerunkiem złamanego młota wisiała na plecach, na tyle swobodnie jednak by można szybko ją przywlec. Ciężki bojowy topór krasnolud przełożył sobie przez kolana. Rynsztunek wojownika dopełniał jeszcze łuk i kilka oszczepów.
Unagroth był starszym i krzepkim krasnoludem, choć nie wydawał się wyższy od swych pobratymców, to był od nich zdecydowanie szerszy w barach. Choć, może to tylko ciężki pancerz skłaniał ku takiemu osądowi. Czym się jednak wyróżniał na pierwszy rzut oka, to była długa śnieżnobiała broda, rozdwojona na dwie części, z których to każda starannie owinięta była złotym drutem. A może to tylko dobrze wypolerowana miedź? Twarz była toporna i niezbyt ładna, nawet jak na krasnoludy. Głowę pokrywały mu gęste długie dredy, niegdyś czarne, lecz teraz siwe, nie białe jak broda, a jedynie siwe jak u starca. Lewą przednią część głowy miał wygoloną. Miał tam przytwierdzoną ciężkimi śrubami stalową płytkę, wielkości mniej więcej ludzkiej dłoni. Z pewnością, pozostałość po paskudnej ranie. Od tej że płytki ciągnęła się ochydna blizna w dół, przemierzając czoło, lewe oko i policzek a kończąc się gdzieś pod brodą na wysokości gardła.
Prawe oko patrzyło, spod gęstej i krzaczastej brwi, na zgromadzonych spokojnym spojrzeniem, godnym starego mędrca, jednak lewe... było przekrwione, i wydawało się wyłupiaste. Który to efekt zapewne wywoływała paskudna blizna, brak brwi i części powieki. Złe oko czasem nieco zezowało i drgało niekontrolowanie, co sprawiało iż rozmówcy często czuli się bardzo nieswojo pod spojrzeniem starego Unagroth 'a.


Krasnolud przyjrzał się sygnetowi, oceniając kunszt złotnika. Jak na ludzkie ręce, nie było aż tak źle. Choć on sam nie założył by na palec takiego bezguścia.

Stary wojownik zerknął z ukosa na człeka zwanego Aberalt 'em. Przez chwilę wyglądało, jakby miał zdzielić chłopaka w ucho. - pff. - wymsknęło się krzepkiemu krasnoludowi. Nie wiadomo, czy w uznaniu przenikliwości, czy w pogardzie z faktu wypowiadania takowej teoria wobec ojca chłopaka. Gdyby on był na miejscu głowy rodu, toporkiem musiał by wymazać taką zniewagę. Innej odpowiedzi nie umiał by udzielić. Ale ci ludzie... gadali zawsze tak pokrętnie i kwieciście, bzdurnie i durnie najzwyczajniej. I słuch mieli również jakoś tako wybiorczy...

Słowa o wiarygodności skwitował chrząknięciem i delikatnym ukłonem, któremu towarzyszył zgrzyt pancerza. Nie należał do tych, którym słowa ludzi mogły by przysporzyć wypieków na porośniętych gęstą szczeciną białej brody policzkach.
- Macie moje słowo herr Wiktor. Nie obawiajcie się, zrobimy co do nas należy a za co złotem płacicie. [/i] - rzekł gardłowym dudniącym głosem, nie racząc dodać, iż gdyby chcieli oszukać chlebodawcę, przynieśli by mu dobrze przegniłego trupa, z grubsza pasującego do otrzymanego opisu.

Krasnolud wysłuchał listę podyktowaną przez ich gospodarza. - Dorzućcie jeszcze szpadel i kilof. A i jakiś osiołek by się przydał. - rzekł ochrypłym głosem. Nie dodał, iż będą potrzebne by rozkopywać napotkane groby... i transportować ciało, bo na swym grzbiecie na pewno nie zamierzał nieść trupa, i bez osiołka ojciec niestety, ale będzie musiał zadowolić się samą głową syna, o ile ją w ogóle znajdą.
Ostatnio zmieniony sob paź 05, 2013 4:14 pm przez Ehran, łącznie zmieniany 2 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: [WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

pn wrz 23, 2013 6:53 pm

-Szpadel i kilof dam panie krasnoludzie, lecz osiołka nie mam co by wam użyczyć.- rzekł człek na słowa siwobrodego -W czasie inwazji wojska Ostermarku zajęły wszystkie dobra, wykonane w mej kuźni na poczet wojska księcia elektora, nie płacąc za sprzęt złamanego miedziaka. Nawet gdybym chciał wam zakupić osiołka, zwyczajnie nie byłoby mnie na to stać...- pokręcił głową. Widać było, że przeliczanie majątku i złota na życie, czy zdrowie syna nie wpływało na niego zbyt dobrze. Człek był załamany nie tylko zaginięciem potomka, ale i faktem że zwyczajnie nie stać go na to by go odnaleźć. Wstyd mu było, że za odnalezienie syna musiał płacić żałosne piętnaście złociszy na głowę najemników, kiedy w jego odczuciu wyprawa była z pewnością warta znacznie więcej. Cóż jednak mógł poczynić. Kompani wykazali wyrozumiałość. Właściwie nie mieli wyjścia, gdyż starzec nie wyczarowałby osła czy muła. W końcu grupka opuściła dom mężczyzny. Nic więcej już by się nie dowiedzieli. Ich następnym celem był dowódca młodego gońca, który to zaginął, i tam też się od razu udali.

Obrazek


Rosły człek szeroki w barach z dumnie wypiętą piersią, jednak w sędziwym wieku, siedział za masywnym, dębowym biurkiem. Jego twarz była tak samo pomarszczona jak dłonie Grity von Hreig. Pewnie ich wieki były zbliżone do siebie. Po za tym człek miał ostatnimi czasy bardzo wiele zmartwień w postaci rozproszonych po okolicy mutantów, zwierzoludzi i innego tałatajstwa, które wylęgło się z swych nor w czasie burzy chaosu. Z niecierpliwością czekał, aż najemnicy powiedzą co mają powiedzieć i opuszczą jego kwaterę.
-Jak myślicie? Ilu zostało mi żołnierzy po wielkiej wojnie? Albo nie. Nie myślcie, odpowiem. Jedna czwarta z tego, czym dysponowałem przed wojną. Myślicie, że stać mnie na to by za każdym zaginionym gońcem słać ludzi na poszukiwania? Znów za was odpowiem. Nie stać mnie. Setka przyczyn mogła sprawić, że chłopak nie wrócił, bądź nie dotarł do celu. Setka, albo i jeszcze więcej.- rzekł oschłym tonem podchodząc do niewielkiego, strzelistego okna za plecami.

-Goniec to trudna i najbardziej niebezpieczna fucha w wojsku. Piechota idzie na szpicy armii, lecz tylko kiedy dochodzi do bitwy. Konni mogą spaść z wierzchowca i zabić się na miejscu, lecz tylko w czasie bitwy. Goniec cały czas naraża się na niebezpieczeństwa i jest tego świadomy. Czy syn Wiktora miał wybór? Owszem miał. Mógł wybrać każdą inną frakcję, lecz chciał być konnym. Każdy konny musi na to zapracować. Kawaleria to oddział zdyscyplinowany i gotowy na wszystko. Tylko nieliczni mogą wstąpić do tego oddziału. Każdy musi się czymś wykazać. Najlepiej pasują do tego gońcy. Jeśli wróci kilka razy z wyprawy znaczy, że jest kompetentny, że potrafi opanować wierzchowca i jest skuteczny.- rzekł bez chwili przerwy. Jego wzrok skupił się na krasnoludzkim "zabójcy demonów".
-Trasa, którą podróżował ostatnimi czasy była dość spokojna.- rzekł już bardziej przyjemnym tonem -Zwiad tylko raz natrafił na bandę szubrawców, którzy czyhali na samotnych podróżników, lecz zostali rozgromieni. Wątpię, żeby ktoś prędko na ich miejscu się pojawił.- wzruszył ramionami -Macie jeszcze jakieś pytania?-
 
Awatar użytkownika
Ehran
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1854
Rejestracja: pt paź 17, 2008 8:33 pm

[WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

pn wrz 23, 2013 7:38 pm

Obrazek
Unagroth Ulfarsnev, zwany Tromm Wyr (Biało brody) oraz Dumdrengi (zabójca demonów) z klanu Kazak Baraz Throng = Klan obiecującej bitwy)


Unagroth sapnął i wstał z zydla. Westchnął ciężko. Jakoś ten człowiek... wydał mu się teraz sympatyczniejszy. Krasnoludy uchodziły za chciwe, i poniekąd słusznie. Jednak wyżej od złota ceniły krew i rodzinę. Stary wojownik rzadko spotykał podobne cechy u ludzi, wykluczając oczywiście mazgające się baby, które to w dziwny sposób budziły jego rozdrażnienie.
- E tam, do diabła z osiołkiem. - mruknął, charknął, lecz powstrzymał się przed splunięciem. - jeśli mały żyje, przyprowadzimy go. Jeśli nie, to przyprowadzimy to, co z niego zostało, byście go mogli uczciwie pogrzebać. - rzekł, na swój szorstki sposób zamierzając zapewne dodać ducha ojcu chłopaka.

***

Stary zabijaka przysłuchiwał się bez wielkiego zapału słowom kapitana. Wzruszył jedynie ramionami. Ludzi było jak szczurów. Mnożyli się i panoszyli wszędzie. Nic dziwnego, że tak mało dbali o swoich. No cóż. A i krasnale nie zawsze mieli siły, by zadbać odpowiednio o swoich... takie były czasy... taki był ten świat.
- A sama twierdza? Dwóch... balist? tak? Kiedy to od niej ostatnie wieści mieliście? przyszło coś po tym jak mały zaginął? burknął.
Ostatnio zmieniony sob paź 05, 2013 4:14 pm przez Ehran, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Feniks
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 5008
Rejestracja: ndz lis 07, 2004 10:34 am

Re: [WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

wt wrz 24, 2013 2:06 pm

Obrazek


Elke “Śnieżna niedźwiedzica”


Elke dopilnowała by cały ekwipunek został zapakowany, na razie zebrała wszystko do jednego wora i zarzuciła na plecy. Nie zamierzała robić za drużynowego osiołka ale na rozdzielanie bagaży przyjdzie czas później. Szybko dołączyła do reszty grupy by wysłuchać trajkotania kapitana. Podobnie jak na Unagrothie wypowiedź kapitana nie wzbudziła u niej wielkich emocji po wojnie wszędzie było ciężko, więc tym bardziej życie każdego podwładnego powinno się liczyć. No ale cóż nie po raz pierwszy spotkała się z takim marnotrawstwem wśród ludzi. Z drugiej strony może źle na to patrzyła zaginiony krasnoludzki goniec miał przed sobą jeszcze jakieś 300 może więcej lat życia, mógł zostać kimś wielkim coś osiągnąć. Ten chłopak co zaginął miał może z 30 góra 40 lat życia jeżeli jego bogowie okażą się łaskawi. Rzeczywiście czy tak krótkie życie jest warte ryzykowania kolejnych istnień.

- Nikt nie oskarża was o nieostrożność ani nie nam ocenić metody promocji w waszym oddziale. Jednak w tym wypadku mamy na celu wspólne dobro waszego człowieka. Możecie nam też powiedzieć, coś więcej o samym chłopaku, usłyszeliśmy co nieco od ojca, ale rodzice zawsze mają wyidealizowany obraz swoich dzieci, chętnie zasłyszmy opinii kogoś bardziej obiektywnego. Dodatkowo możesz skorzystać na naszej wyprawie szkoda ci ludzi na ruszenie w tamtą stronę, a my i tak idziemy. Zostaliśmy opłaceni za odnalezienie chłopaka ale jestem pewna, że za sensowną kwotę, będziemy mogli też sprawdzić co się dzieje w okolicy i dać znać co nie tak z twierdzą. Co powiesz kapitanie? - ostatecznie Elke była najemniczą, a najemnik poza umiejętnością machania mieczem musi zawsze umieć znaleźć sobie źródło dochodu wszędzie gdzie możliwe. Krasnoludzka rasa zawsze była dobra w wyszukiwani złotych koron w najdziwniejszych miejscach.
 
Awatar użytkownika
Pipboy79
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2881
Rejestracja: śr sty 26, 2011 10:15 am

Re: [WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

wt wrz 24, 2013 4:57 pm

Hugo Kochman - drobny, szczuply muzyk



Hugo trochę się w duchu skrzywił gdy usłyszał, że miejscowy władca nie ma nawet na osiołka. Źle to wróżyło na dłuższą metę. A już miał nadzieję, że szybko wrócą z krótkiej wesołej przygody i będzie mógł na pańskim garnuszku w spokoju popracować nad odpowiednią pieśnią którą ułoży na jej temat. Ale chyba jak tak cienko przędł to chyba nic z tego...

Uwagę za to przykuł mu stary krasnolud. W tej ciemnej pogiętej zbroi wyglądał naprawdę imponująco. I groźnie. Artysta poznał go stosunkowo niedawno ale ten osobnik był dość charakterystyczny i w naturalny sposób wzbudzał także jego ciekawość. Po raz kolejny zastanawiał się nad dziwnymi, słabo widocznymi symbolami na jego pancerzu. Obiecal sobie spytać go o nie w wolnej chwili. Na razie całościowo chyba najlepiej by się nadawał na głównego bohatera pieśni jaką zamierzał ułożyć po powrocie. Ale właściwie mógł zacząć już teraz... Na dłuższą chwilę "wyłączył się" szukając odpowiednich rymów i natchnienia. Niestety w biały dzień, w hucznym mieście i o suchym gardle ciężko mu się myślało...

Skupił się ponownie gdy stary krasnolud znów się odezwał. Ze zdziwieniem odkrył, że są w wieży i rozmawiają z tym kapitanem. Nawet nie wiedział kiedy tu doszli... Musiał przyznać, że oboje krasnoludy nieźle kombinowali. Choc opcja, że mieliby się włóczyć gdzieś jeszcze poza twierdze trochę go rozdrażniła. Już teraz byli na wystarczającym zadupiu... Z drugiej strony nie było na razie powiedziane, że on osobiście tez miałby się gubić po jakichś gorach więc na razie nie było źle...

-A przepraszam panie kapitanie, a ów syn waszego miłościwego pana to gdzie i z kim mieszkał tutaj pomiędzy służbami? I wcześniej jak przebiegała jego służba? To pierwszy raz kiedy przydarzyła mu się taka dziwna przygoda? - spytał grzecznie. Wolał by szef miejscowej straży nie pamiętał go źle.
 
Awatar użytkownika
M.K.
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 316
Rejestracja: sob maja 01, 2004 10:16 pm

Re: [WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

wt wrz 24, 2013 7:13 pm

Aberalt Fisher

Młody znachor był aż nadto zadowolony z obiegu spraw. Liczył na symboliczną markę lub prowiant na podróż, a otrzymali znacznie więcej. Tak bardzo cieszył się, że chociaż on w tym towarzystwie potrafił zadbać o ich wspólny interes. Większość rzeczy - jak chociażby strzały i kołczan były mu niepotrzebne, ale kilka rzeczy już sobie upatrzył. Na pewno weźmie bandaże i nieco gorzałki - chociażby były zbędne, to lepiej by się kurzyły, niż aby ich zabrakło.
Trochę krępował się, że większość tego dobytku spoczęła na barkach krasnoludzkiej najemniczki, ale nie oszukiwał nawet sam siebie. Jego tężyzna fizyczna pozostawiała wiele do życzenia, więc nawet nie proponował pomocy. Szedł zachowując pewien dystans od kobiety i jej przeoranego bliznami towarzysza.
Szedł tak cicho, aż dotarli do kwatery dowódcy. Słuchał spokojnie pozwalając, aby wojownicy wygadali się do woli.

- Czy ktoś jeszcze szukał Alberta von Hreiga? Nie wie Pan, czy ktoś wcześniej nie zapuszczał się już na poszukiwania tego chłopaka? - spytał wiedziony dziwnym poczuciem, gdy wszystkim wydawało się już, że powiedziano wszystko.

Po spotkaniu u dowódcy Aberalt od razu zaproponuje ruszyć w kierunku twierdzy, no chyba, że kompani zamierzają podróżować nocą z diabłem za przewodnika.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: [WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

wt wrz 24, 2013 10:47 pm

-Yhym...- człek potwierdził krasnoludzkie słowa -Twierdza dwóch balist. To się wzięło, od owych balist, które od dekady zdobią mury. Tylko cholery zagracają miejsce, ale co mnie to obchodzi...- wzruszył ramionami -Raz na pięć, sześć tygodni wysyłamy do nich gońca. Odsyłają nam raport z stróżowania szlaku w stronę gór i okolic, a tak że listę potrzebnych rzeczy. Transport wysyłamy kilka dni później.- wyjaśnił kwestię intrygującą khazadzkiego wojownika. Człek następnie przeniósł wzrok na Elke. Mężczyzna zawiesił ręce na piersi i zrobił zamyśloną minę. -Był z niego dobry materiał na żołnierza i do tego w kawalerii. Świetnie radził sobie na grzbiecie wierzchowca, znał podstawy walki, był nie głupi i posłuszny. Nie spodziewałbym się po kimś jak ten szczyl dezercji.- wzruszył ramionami.
-Jeśli dotarlibyście do warowni, a chłopak nie odebrałby raportu, możecie przynieść mi dokument od razu. Rozpytujcie tam o dowódcę Twierdzy dwóch balist her Augusta Dugenhoffa. To mój znajomy. Dacie mu glejt ode mnie, potwierdzający to, że dla mnie pracujecie. Jeśli sprowadzicie mi raport, dam wam dziesięć złotych monet do podziału.- kwota nie była zbyt wielka, lecz zawsze to jakieś złoto więcej do podziału.

-Noc spędzał tutaj jak każdy inny żołnierz. Koszary nie są tak ładne i wygodne jak dom von Hreigów, ale posłusznie spędzał noc w swej przydzielonej pryczy. Do domu jednak chodził po południowych treningach na placu ćwiczebnym w swoim wolnym czasie. To był jego czas i w to nie wnikałem.- wyjaśnił kapitan Dynner.
-Wcześnie jak wspominałem był posłuszny. Zawsze wracał w przewidywanym czasie, przynosił nienaruszone przesyłki. Choć to była pierwsza jego wyprawa w dalsze tereny. Z zasady jeździł gościńcem po okolicy po wsiach i małych miasteczkach zbierając wieści od wójtów o stanie okolic, lasów i pól. O aktywności bandytów, mutantów i innych niebezpieczeństw. W czasie swojej służby udało mu się chyba osiem, lub dziewięć tego typu wypraw zaliczyć.- mężczyzna na końcu spojrzał na Aberalta.
-Nikt go nie szukał. Powiedzieliśmy Hreigowi, że jeśli spóźni się pięć dni z powrotem może zacząć szykować się na najgorsze... Jak widać Hreig jest człekiem wielkiej wiary. Nie wnikam w to.- wzruszył ramionami.
Ostatnio zmieniony czw wrz 26, 2013 2:50 pm przez Nefarius, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Qrchac
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 766
Rejestracja: wt gru 25, 2007 2:00 pm

wt wrz 24, 2013 11:18 pm

Obrazek
Eryk von Rahentoff

Dodatkowy prowiant i monety zawsze cieszyły ale nie była to rzecz na której najbardziej by mu zależało. Choć w, miał nadzieję niedalekiej, perspektywie czasu potrzebował uzbierać trochę grosza.
Towarzysze zadanie z grubsza wszystkie ważniejsze pytania. Pokiwał głową słysząc odpowiedź kapitana. Widać, że chłopak liczył na awans więc był sumienny i nie było co liczyć na to, że po prostu zdezerterował.
- W sumie to nasuwa mi się jeszcze jedno pytanie. Wynika z tego, że od dziewięciu tygodni nie było żadnego kontaktu z twierdzą? Jeśli tak jaki duży garnizon tam stacjonuje i na ile mniej więcej wystarczyłoby im zapasów?
Jeśli przez ten czas nikt się nie skontaktował z dowództwem i nie wysłał prośby o uzupełnienie... Przyszły mag miał nadzieję, że to kwestia dużej spiżarni. Każda inna przyczyn nie należała do przyjemnych.
 
Awatar użytkownika
M.K.
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 316
Rejestracja: sob maja 01, 2004 10:16 pm

Re: [WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

czw wrz 26, 2013 11:12 pm

Aberalt Fisher

- Myślę, że już nam wystarczy zbierania tych informacji - powiedział znachor po wyjściu z kwatery dowódcy - jak mamy ruszać to jest to najwyższy czas na nas. Ja nie zamierzam rozpoczynać podróży w nocy! Jak nie macie nic przeciw, to proponuję rozdzielić to co otrzymaliśmy od naszego chlebodawcy - każdemu według możliwości i potrzeb.
To mówiąc, Aberalt wybrał wcześniej upatrzone rzeczy - sprawiedliwą część żywności, trochę oliwy, butelkę gorzałki i bandaże. Spojrzał po swoich towarzyszach, szukając w ich zachowaniu jakichkolwiek oznaków potwierdzenia lub dezaprobaty wybranych przedmiotów.
Czekając aż otrzymany dobytek rozdzieli się między wszystkich kompanów zastanawiał się co czeka ich w trakcie podróży. Czy najemniczka i zabójca okażą się skuteczną ochroną przed niebezpieczeństwem ze strony plugawych bestii bądź bandytów? Ciekawe też jakie umiejętności zaprezentuje kolegialny mag? Dla Aberalta był to ewenement - nigdy wcześniej nie spotkał nikogo, kto tak obnosiłby się swoimi zdolnościami magicznymi. Czy będzie mógł mu zaufać i wyjawić swój sekret? Na razie nie mógł być tego pewien. Najemniczka, przeorany bliznamy barbarzyńca, mag, domorosły czarownik, no i grajek oczywiście. Nie ma co! Ciekawe towarzystwo!
- No to co? Ruszamy?
 
Awatar użytkownika
Ehran
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1854
Rejestracja: pt paź 17, 2008 8:33 pm

[WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

czw wrz 26, 2013 11:38 pm

Obrazek
Unagroth Ulfarsnev, zwany Tromm Wyr (Biało brody) oraz Dumdrengi (zabójca demonów) z klanu Kazak Baraz Throng = Klan obiecującej bitwy)


- A no. - sapnął Unagroth - Ruszamy - krasnolud był najwidoczniej oszczędny w słowach.
Czego inni z ekwipunku nie chcieli, zaproponował, iż poniesie. No, zapewne o to mu właśnie chodziło, gdy machnął ręką i zabrał się za pakowanie ciężarów na swój grzbiet. Uważając jednak przy ty, by nadmiar obciążenia dało się lekko i szybko zrzucić z pleców, by w razie nagłego zagrożenia, nie wiązały ruchów. A przynajmniej nie bardziej niż musiała to czynić ciężka i powgniatana zbroja, tarcza i topór, którego rzadko wypuszczał z ręki.
Ostatnio zmieniony sob paź 05, 2013 4:16 pm przez Ehran, łącznie zmieniany 2 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: [WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

pt wrz 27, 2013 3:42 pm

-Zapasy uzupełnialiśmy im raz na dwa miesiące. Lecz nie raz dosyłaliśmy sprzęt, wino i świeże jedzenie by mieli w nadmiarze w razie czego. Niewielkie ilości ale w razie takiej sytuacji jak ta mogliby przetrzymać dłużej. Po za tym to nie tak daleko. Gdyby było na prawdę źle, a nasz goniec do nich by nie docierał posłaliby konnego albo dwóch do nas by zgłosić braki, jednak to byłaby ostateczność, tak myślę.- wyjaśnił człek. Mężczyzna wydął usta i wzruszył ramionami.
-Stacjonuje tam dwudziestu pięciu żołnierzy. Kilku kuszników, trzech zwiadowców i zwykli piechurzy.- dodał po chwili.
Gdy kompani uznali, że w końcu udało im się dowiedzieć wystarczająco wiele opuścili kwaterę żołdaka i rozdzielili sprzęt podarowany przez Wiktora, zabójca demonów wziął na swe barki plecak z całą resztą fantów do ów plecaka przytwierdzonych.

Obrazek


Wiedzieli wszystko co było im potrzebne. Teraz zostało im jedynie ruszać w drogę. Kompani opuścili miasteczko Weiler przez wschodnią bramę i ruszyli wydeptanym szlakiem na wschód w stronę doskonale widocznych gór. Ostatnie dni mimo początku zimowej pory były dość ciepłe i niewielka warstwa śniegu zamieniała się w masę wody ociekającą do Rzeki Brunwasser, a także w tony błotnistej brei w połączeniu z grząską glebą. Najemnicy jednak byli przyzwyczajeni do tego typu warunków, wszak nie pierwszy raz opuszczali miejskie zabudowania, wygody i poczucie bezpieczeństwa w celu zarobienia jakiegoś złota. Góry Krańca Świata majaczyły z oddali, ponad iglaste lasy porastające wyżynne tereny, dookoła Weiler.

Obrazek


Dzień jak to zimą nie trwał zbyt długo i co za tym idzie zbyt wielkiej drogi nie pokonali. Dodatkowo grząska ziemia nie ułatwiała i nie umilała marszu na wschód. Kompani pokonali zbyt mało drogi i wszystko wskazywało na to, że droga zajmie im więcej niż początkowo zakładali, chyba, że będą podróżować po zmroku, co miało kilka zalet ale i wad dość sporych. Wszak po zmroku mogli się zgubić, zboczyć ze szlaku, który w dzień był ledwie widoczny. Na szczęście nie odbiegał zbyt daleko od rzeki, to też kilka argumentów przemawiało na korzyść podróżowania po zmroku. Z drugiej jednak strony mogli się narażać na ataki licznych stworów żerujących pod osłoną nocy. Był to z pewnością temat, który trzeba było przedyskutować. Kompani przygotowali obóz i podzielili się na warty.

Do świtu pozostawało jeszcze około trzech godzin. Swoją wartę miała Elke. Nieco znudzona i zmarznięta pogrzebała patykiem w ognisku i dorzuciła kilka kawałków drewna by podtrzymać płomień. Unagroth spał. Twardym i niezłomnym snem, tak że jeleń odbywający rykowisko tuż nad jego głową nie zbudziłby go. Ludzka część drużyny również dość twardo spała. Byli padnięci po wyczerpującej podróży. Elke wzięła do ust kawałek suszonego mięsa z części swoich zapasów bo trochę zgłodniała. Jej uwagę skupił dziwaczny ryk, dobiegający z daleka. Bardzo daleka. Kobieta zmrużyła oczy i wytężyła słuch. Miała świadomość, że dźwięki dobiegające jej uszu niosły się z oddali i pewnie nic im nie grozi, lecz mimo wszystko poczuła na plecach i szyi ciarki. Dźwięk przypominał coś na kształt śmiechu szaleńca? Może wycia z bólu? Kto to wie. Do świtu nic nie zaniepokoiło grupki...
 
Awatar użytkownika
M.K.
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 316
Rejestracja: sob maja 01, 2004 10:16 pm

Re: [WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

pt wrz 27, 2013 8:12 pm

Aberalt Fisher

Człowiek przetarł swoje różnokolorowe oczy i bez zbędnego ociągania szykował się do wznowienia podróży. Dni były coraz krótsze, więc nie należało zwlekać. Nie, to wcale nie oznaczało, że tak jak Krasnoludzka brać nie odczuwał wyczerpania czy zimna. Wręcz przeciwnie. Trząsł się z zimna, a plecy bolały go niemiłosiernie. Jedyną nagrodą za podjęty wysiłek była odrobina ciepła, którą wydzielało zmęczone ciało. Najchętniej zatrzymałby się teraz w jakiejś wiosce i spróbował uleczyć z prostej choroby dziecko jakiegoś wyżej postawionego człowieka, mógłby wtedy liczyć na kilka nocy spędzonych w wygodach i cieple. Ale najbliższa wioska, podobnie jak twierdza dwóch balist były za daleko. Za daleko jak na możliwości znachora.
- Ile jeszcze nam zajmie droga do celu? Ktoś się może orientuje? - spytał rozglądając się po towarzyszach. Póki co starał się pokazywać, że ciężkie warunki mu nie straszne. Chciał pokazać, że jest ‘twardy’, ale wiedział, że długo tak nie pociągnie.
- No i co? Jak humory? Musimy się chyba podnosić, bo znowu zaskoczy nas noc, tak jak ostatnim razem.
 
Awatar użytkownika
Qrchac
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 766
Rejestracja: wt gru 25, 2007 2:00 pm

pt wrz 27, 2013 10:25 pm

Obrazek
Eryk von Rahentoff

Gdy wstał rano był całkiem wyspany i nawet niezbyt zmarznięty. Przeciągnął się porządnie i na ile było to możliwe umył w zimnej wodzie. Rozejrzał się po towarzyszach i z optymizmem przyjął, że nikt z nich przynajmniej na pierwszy rzut oka nie wygląda zrezygnowanego po nocy pod gołym niebem.
- Na szczęście nie jest źle i nawet ciepło jak na tą porę roku. W Kislevie pewnie teraz jest już śniegu prawie po kolana.
Zaczął pakować swój skromny bagaż na sam koniec zostawił koc, na którym usiadł i zaczął jeść śniadanie.
- Proponuję dobrze się najeść teraz i później iść delikatnie wolniej ale nie zatrzymywać się za bardzo już do końca dania. Uda nam się przebyć więcej trasy. - spojrzał na Aberalt - Co do tego ile zajmie nam dotarcie na miejsce to zależy jak będziemy szli. Jeśli konno to 6 dni to przy utrzymaniu tempa wojskowej kolumny i po drodze nie spotkają nas jakieś niespodzianki na miejscu będziemy pewnie za jakieś dziewięć. Chociaż przy takim błocie może się nam przedłużyć do 10 dni.
Uśmiechnął się nie wiadomo, czy do siebie czy do znachora.
Ostatnio zmieniony pt wrz 27, 2013 10:26 pm przez Qrchac, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Pipboy79
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2881
Rejestracja: śr sty 26, 2011 10:15 am

Re: [WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

sob wrz 28, 2013 11:43 pm

Hugo Kochman - drobny, szczuply muzyk



¬ 25 zolnierzy? I oni nazywaja to twierdza?! Toz to jakas nedzna stanica na koncu swiata! ¬ Hugo przywital zdanie kapitana jakby wlasnie dano mu do zjedzenia zgnile jajo. Liczyl ze dojda do jakiegos w miare cywilizowanego miejsca, gdzie bedzie czas i miejsce dla ludzi na odpowiednim poziomie, majacych czas i gust by docenic jego wyjatkwe talenta. No i pieniadze oczywiscie. Ewentualnie jakas kilkusetosobowa zaloga tez byla w samej swojej ilosci tez byla calkiem niezlym klientem... No ale 25 osob?! No jak tu ma z nich wyzyc? Pomyslal jawnie rozczarowany i wrecz rozgoryczony. Ta cala przygoda zaczynala sie dosc ponuro i raczej mizernie...


Przez reszte rozmowy i strapiony wlasnym nieszczesliwym losem zachowywal sie dosc biernie niezbyt angazujac sie w przygotowania do drogi. Nadal co prawda byl grzeczny i uprzejmy dla wszystkich jednak jakos nie potrafil wykrzesac z siebie zapalu do drogi. Dobre bylo przynajmniej tyle, ze nie poproszono go by dzwigal cos ciezkiego i na pewno noepotrzebnego jemu osobiscie. Z niechecia przebral sie tuz przed podroza. Zmienil swoje elegancko skrojone i kolorowe spodnie, takiez bluze oraz buty z fantazyjnie zadartymi czubami na ubranie podrozne. Podroz wiec rozpoczal w zwyklych szaroburych spodniach i skorzanej kurtce. Podobno miala chronic przed ciosami jednak Artysta kompletnie nie byl zainteresowany by to sprawdzac osobiscie. Przynajmniej nie poki mial ja na sobie.


Bard zrobil sie bardziej towarzyski dopiero podczas pierwszego wieczoru gdy sie juz ulokowali na noc. Cieplo ogniska i podrozna kolacja nieco poprawily mu humor. Stal sie bardziej rozmowny i skoro mieli podrozowac razem to postanowil sie zapoznac nieco lepiej ze swoimi towarzyszami niz mial okazje to zrobic dotychczas. - A znacie ballade o dzielnym rycerzu Rolandzie? - spytal grzecznie. Byla to jedna z popularniejszych ballad znana w takiej czy innej wersji w kazdej imperialnej Prowincji wiec zawsze sie dobrze sprzedawala. Sporo czesc wieczoru uplynela na opowiesci o przygodach meznego, uczciwego i niepokonanego rycerza Rolanda opowiadana bardziej niz mowiona spokojnym glosem barda przy cichym i rownie spokojnym akompaniamencie swojej lutni. Po cichu mial nadziej, ze ktores z krasnoludow opowie jakas swoja sage. Slyszal, ze podobno sa niezle i dlugie. Byl wiec strasznie ich ciekawy.


Gdy skonczyl podszedl do "Zaboojcy demonow" ktorego juz wczesniej sobie upatrzyl na glownego bohatera swojej opowiesci jaka zamierzal stworzyc z okazji tej wyprawy. - Przepraszam bardzo zacny wojowniku. Czy moge cie o cos spytac? - szczerze mowiac troche sie bal zaczepiac starego krasnoludzkiego wojownika ale ciekawosc i poczucie ze dziala w slusznej sprawie jednak zwyciezyla. Gdy uzyskal przywolenie spytal go jak wlasciwie powinien sie do niego zwracac. No i skad sie wzial jego dziwny przydomek. I czy te dziwne znaki na jego pancerzu cos znacza.


Rano wstal kompletnie wymizernialy i nie w sosie. - Rrrany mamy tak isc jeszcze ponad tydzien? Eeehhh... - rzekl z jawnym smutkiem w glosie. Ociezale pozbieral swoje bety i szykowal sie do dalszej drogi. - No przynajmniej nic sie nie wydarzylo w nocy i wstalismy w komplecie... - dodal nieco weselej probujac znalezc jakas jasniejsza strone ich sytuacji. Niemniej wolalby juz byc na miesjcu. A najlepiej z powrotem w miescie ktore wczoraj, tak dawno temu, zostawili za swoimi plecami.
 
Awatar użytkownika
M.K.
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 316
Rejestracja: sob maja 01, 2004 10:16 pm

[WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

ndz wrz 29, 2013 7:21 pm

Aberalt Fisher

-Panie von Rahentoff, też bym chętnie podróżował konno, ale wątpię, czy znajdziemy jakiegoś konia. Chyba, że magia mogłaby nam w tym pomóc - ostatnie zdanie powiedział pół żartem-pół serio próbując w ten sposób sprowokować czarodzieja do opowiedzenia czegoś więcej o imperialnej magii. Aby nie wyszło, to zbyt nienaturalnie, lekko zboczył z tematu:
- A Pan, Panie Kochman, nie masz nic wspólnego z magią? Wczorajsza pieśń była naprawdę urzekająca, zupełnie jakby Pan przy pomocy swojej lutni zabrał nas do innego świata. Tej nocy śniło mi się, że opatrywałem drobne rany u Rolanda po tym jak wywalczył w pojedynku wolność dla pojmanego księcia. To było niesamowite - znachor skinął pieśniarzowi na znak uznania.
-Ciekaw jestem, czy o i nas ktoś, kiedyś napisze, choć w dwudziestej części tak dobrego, jak to co wczoraj usłyszeliśmy.
 
Awatar użytkownika
Feniks
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 5008
Rejestracja: ndz lis 07, 2004 10:34 am

Re: [WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

pn wrz 30, 2013 12:44 am

Obrazek


Elke “Śnieżna niedźwiedzica”


Kiedy rozbili obóz Elkę zasugerowała swojemu krasnoludzkiemu towarzyszowi mały sparing na rozruszanie mięśni i rozgrzanie się nieco w zimnym powietrzu. Towarzysze mogli podziwiać wojowników w czasie walki i przekonać się czego są warci. Początkowo dwójka krążyła w okół siebie przez kilka chwil do czasu aż Unagroth ruszył do ataku. Pierwszy cios krasnoludzka najemniczka uniknęła bez problemu, jednak zaraz za nim poszedł następny o wiele celniejszy. Kobieta postawiał zastawę ale spóźniła się o ułamek sekundy. Kobieta zakasłała odsuwając się kilka kroków, próbowała sama zmiarkować uderzenia by zyskać nieco czasu na złapanie oddechu jednak widać było, że walcząc o oddech jej ciosy były wykonane raczej słabo. Mimo wszystko dało jej to na tyle czasu, że zdążyła się nieco ogarnąć przed następnym atakiem żołnierza. Ponownie jak przedtem krasnolud wykonał pierwszy cios słabiej by z niezwykłą siłą uderzyć z drugiej strony. Tym razem jednak Elke byłą lepiej przygotowana i choć nie zblokowała ciosu, to tak ułożyła ciało, że uderzenie praktycznie ześlizgnęło się po niej bez szwanku. Sama zaś szybko odwinęła się tym razem atakując bardziej na poważnie.
Krasnolud sparował pierwszy cios o mały włos, lecz zaraz po nim spadł następny o wiele potężniejszy, patrząc na siłę ciosu, towarzysze mogli być pewni, że gdyby krasnoludka walczyła z człowiekiem nawet w tej pozorowanej walce mogłoby dojść do poważnych urazów. Szczęściem solidnie zbudowany Unagroth przyjął uderzenie jedynie zaciskając zęby z bóly i szykował się do kontrataku. Kobieta wyszczerzyła się w uśmiechu do kolegi, kiedy z łatwością zbiła jego kolejne ciosy. Przez chwilę dwójka krasnoludów na przemian atakowała i parowała swoje ataki, widać było, że ich poziom jest niezwykle wyrównany. Nagle Unagroth odepchnął kobietę swoją tarczą, i zamiast atakować toporem uderzył jeszcze raz tarczą. Śnieżna Niedźwiedzica wylądowała na ziemi, a jej biała szata poznaczyła się szkarłatnymi kroplami.

- Na dziś wystarczy! Napijmy się. - rzuciła do przeciwnika wyciągając dłoń, którą krasnolód przyjął pomagając jej wstać. Obydwoje pociągnęli spory łyk z bukłaka kobiety, który powędrował też do pozostałych towarzyszy.

Resztę wieczoru dziewczyna spędziła wsłuchując się w pieśń barda, jej myśli błądziły daleko do utraconego domu i do ojca. Jak wiele by dała by stary Gordink miał kogoś u swego boku o podobnym talencie by spisać jego los. Kiedy bard skończył śpiewać dziewczyna długo jeszcze siedziała wpatrzona w ognisko, nim udała się na spoczynek. Po jej policzku spłynęła jedna pojedyncza łza.

W nocy Elke nie zamierzała budzić towarzyszy nawet z powodu potępieńczych dźwięków. Pobudka nie wiele by dała, a oni bardziej zyskają na śnie niż nerwach. Rankiem jednak nadszedł czas poinformować grupę o swoim odkryciu. Kiedy zabrali się do jedzenia śniadania kobieta odezwała się.

- Musimy się mieć na baczności, nie jesteśmy w tym lesie sami. W nocy słyszałam jakieś okrzyki, być może czyjś ostatni krzyk przed śmiercią, a być może czyjś okrzyk bojowy. Tak czy inaczej ktoś poza nami jest w tym lesie, choć było to wiele mil stąd. Zapewne zbliżamy się w jego kierunku. Twa opowieść o rycerzu Rolandzie była wspaniała Hugo jednak byś mógł opowiedzieć cokolwiek o nas musimy przeżyć. Chciałabym abyś dziś wieczorem wraz z Aberaltem dołączyli do naszego treningu, nie zrobimy z was wojowników w ciągu nocy ale być może zanim wrócimy do miasta zdążycie nauczyć się trzymać miecz tak by wam nie wypadł z rąk gdy dojdzie do walki. Jak chodzi ciebie Eryku to nie znam się na magii i nie wiem w jaki sposób trenujecie swoje zdolności. Jeżeli potrzebujesz jednak możemy ci udzielić jakieś pomocy w treningu pytaj śmiało.
 
Awatar użytkownika
Ehran
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1854
Rejestracja: pt paź 17, 2008 8:33 pm

[WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

pn wrz 30, 2013 11:19 am

Obrazek
Unagroth Ulfarsnev, zwany Tromm Wyr (Biało brody) oraz Dumdrengi (zabójca demonów) z klanu Kazak Baraz Throng = Klan obiecującej bitwy)


Unagroth nie okazał się dobrym bajarzem, na co liczył bard. Jednak, miast tego niezgorszym śpiewakiem. Jeśli, rzecz jasna, nie przeszkadza komuś szorstki i dudniący głos, a także nie trzymanie się nut. Jednak dla wszystkich o mniej wrażliwym uchu, śpiew był nie najgorszy, choć bardzo smutny.

Zaproszenie do sparingu Unagroth przyjął z szorstkim mruknięciem. Jednak w walce posępny stary krasnal nieco się odmienił, widać było, iż ruch sprawia mu przyjemność, a gdy zaliczył uderzenie w głowę, od którego jego hełm zadzwonił, roześmiał się tubalnie w głos. - To rozumiem! - zawołał z entuzjazmem.
Gdy udało mu się powalić dziewczynę, nie chełpił się tym, uśmiechnął się z uznaniem i podał jej rękę pomagając wstać na nogi. - Niezła jesteś. Lepsza od mojej świętej pamięci żony! - rzekł z uznaniem.
- Tak napijmy się! - zawołał radośnie, i wziął dwa potężne łyki gorzały. - Dobre, miód na me stare kości!.

- Pytaj. - rzekł do barda, gdy ten poprosił o pozwolenie. Usłyszawszy pytania jednak się nieco skrzywił. - Unagroth jestem i tak mnie wołaj. - krasnal trzepnął się w pierś aż zahuczało.
- Przydomek... ta... - Krasnal machnął ręką. - A tam. Głupie bajdurzenie. - i tyle na ten temat.
- Znaki... To są runy. - wyjaśnił. - Ale to nie moja zbroja. Mam ją po padłym bohaterze. - wyjawił smutno i niechętnie, ale coś było w bardzie co skłaniało do zwierzeń. - Boję się... czy nie hańbię jej swą w niej obecnością...- wyszeptał. Ale nie chciał już dalej rozwijać tematu, najwidoczniej dość gadaniny o suchym gardle i na dziś.

Rano Unagroth stał ciężko sapiąc. Poszedł odlać się w krzaki, od smarkać i dopiero po takowej porannej toalecie wrócił, by pozbierać swoje rzeczy.

na pytanie rzucone przez Aberalt 'a, stary krasnal bąknął - osiem, może siedem jak weźmiecie dupy w troki. - jego głos był żorski, ale nie agresywny, mimo nieco niezgrabnych słów.
- A no wiem. - odparł, gdy zapytano go, niby skąd ma taką pewność. Potem jednak westchnął i kontynuował niechętnie
- Nasi z Karak Raziak pomogli wybudować tę twierdzę. I wyszkolili pierwszą załogę. W samej twierdzy nie byłem, ufam jednak, że jest solidna. - a jaka mogła być inna, jeśli budowali ją krasnale? Nawet jeśli w roli nauczycieli... z drugiej jednak strony, ludzie nie byli najpilniejszymi uczniami... Staremu wojownikowi zrobiło się żal tamtych ziomków, co musieli się namęczyć z ludkami...
- Byłem jednak niegdyś w okolicy. niedaleko warowni stoi Arad Gnu, pomnik krasnoludzkiego górnika, który podczas napadu goblinów w podziemnych korytarzach Karak Raziak poświęcił swoje życie niszcząc wzmocnienia podziemnego korytarza, zasypując siebie i wiele dziesiątek atakujących goblinów. Heroiczny czyn uratował życie jednemu z mych pradziadów, więc ojciec mnie niegdyś zabrał, by oddać cześć bohaterowi. No, a Arad Gnu, znajduje się półtorej mili na południe od Twierdzy dwóch balist.
Ostatnio zmieniony sob paź 05, 2013 4:17 pm przez Ehran, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: [WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

pn wrz 30, 2013 12:32 pm

Kompani rozmawiali jeszcze kilka chwil, po czym zaczęli zbierać się w drogę. Czas grał na ich niekorzyść, jak to Unagroth stwierdził. Niedługo po świcie, dogaszono ognisko, poskładano obozowisko i ruszyli w drogę. Nie sposób było zatrzeć śladów ich obecności w okolicy, to też nawet sobie tym głowy nie zakrzątali. Marsz był energiczny i szybki. Krasnoludzki wojownik sumiennie o to dbał popędzając co jakiś czas rozmarzonego barda, czy nieco opadającego z sił adepta sztuk magicznych. Okolica była piękna, mimo topniejącego śniegu i wszechobecnego błota. Ptaki radośnie świergoliły jakby chciały całemu światu obwieścić, że wielka wojna z Archaonem to już historia i trzeba cieszyć się życiem i przyszłością. Marsz odbywał się południowym brzegiem Rzeki Brunwasser. Co prawda lepiej udeptany szlak znajdował się po drugiej stronie rzeki, lecz z tego co kompani zdążyli się zorientować w czasie pobytu w Weiler, niewielki, drewniany mostek runął do wody wraz z zastępem zwierzoludzi ciągnących z wszystkich nor pośród gór.

Obrazek


Dwa dni później kompani dotarli do podnóża pierwszej góry na swej drodze do Warowni dwóch balist. Pokryty śniegiem szczyt majaczył gdzieś w chmurach a była to jedna z najniższych gór w całym masywie Gór krańca świata. Zmęczenie podróżą zaczynało dawać się we znaki szczególnie tym, którzy mieli z nią wcześniej nie wiele wspólnego. Być może i krasnoludy były zmęczone nieustannym, trudnym i żmudnym marszem, jednak konsekwentnie to ukrywały. Pogoda miała być pierwszą przeszkodą na ich drodze. Chłodny wiatr z wschodu zwiastował obniżenie temperatury. Towarzysze z niepokojem spoglądali na czarne jak smoła niebo. Pierwsze płatki śniegu, które opadły na twarz Unagrotha zostały skwitowane siarczystym przekleństwem. Los jednak nie był łaskawy wobec nich. Najemnicy wiedzieli, że opady śniegu tylko utrudnią poszukiwania. Nawet jeśli goniec nie żył i leżałby gdzieś przy szlaku nie sposób będzie go wypatrzyć pod zasłoną śnieżnego puchu.

Z resztą sama wędrówka przez zaśnieżone tereny była nie lada wyzwaniem. Niedługo potem drobne opady zamieniły się w prawdziwą śnieżycę. Najemnicy musieli maszerować w bliskiej od siebie odległości, co by nikt się nie zgubił. Elke co chwilę oglądała się za siebie sprawdzając czy jej ludzcy towarzysze dotrzymują im kroku.
-Chatka!- krzyknął Unagroth pokazując palcem oddaloną o kilkadziesiąt metrów samotną, drewnianą chatę. Z pewnością mieszkaniec opuścił ją ze strachu o życie jeszcze w trakcie inwazji sił chaosu. Choć do zmroku jeszcze były dwie godziny kompani uznali, że lepszego miejsca na nocleg w taką pogodę nie znajdą nigdzie. Czym prędzej ruszyli w stronę domostwa, gdzie mogliby się porządnie osuszyć i wyspać w miarę bezpiecznie. Chatka nie była zbyt wielka, lecz wystarczała by pomieścić grupkę. Najemnicy zbliżyli się do domostwa i obrzucili je badawczym spojrzeniem. Pierwszy do środka wszedł Unagroth jak to na wojownika przystało.

Mężczyzna otwarł energicznym ruchem drzwi ciągnąc je do siebie i o mało co nie wyrywając ich z zawiasów. Kompani wkroczyli do środka i już na progu dostrzegli makabryczny widok. Stary, nagi człek był przybity do ściany grubymi jak ludzki kciuk gwoździami. Najmici od razu sięgnęli po broń, lecz chata z wyjątkiem trupa była pusta. Mężczyzna nosił ślady licznych okaleczeń, siniaki, a także miał podcięte ścięgna achillesa, co sprawiało, że nie mógłby nigdzie uciec, nawet gdyby jakoś udało mu się uwolnić z pod "przygwożdżenia". Nim człek zmarł, musiał wycierpieć ogrom bólu. Z jego własnej krwi ktoś na podłodze chaty namalował ogromne, gadzie oko, cokolwiek miało ono oznaczać nie wróżyło nic dobrego. Towarzysze musieli zdecydować, co dalej.
 
Awatar użytkownika
Feniks
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 5008
Rejestracja: ndz lis 07, 2004 10:34 am

Re: [WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

pn wrz 30, 2013 12:57 pm

Obrazek


Elke “Śnieżna niedźwiedzica”


Elke spojrzała z odrazą na zmaltretowane ciało. Ktoś zadał sobie dużo trudy by mężczyzna cierpiał. Przez kilka chwil przyglądała się znakowi na ziemi jakby starając się przypomnieć sobie czy nigdy wcześniej go nie widziała. Może nie miała za wiele do czynienia z kultystami ale kto wie, równie dobrze mógł być to symbol jakiegoś orczego lub goblińskiego plemienia.

Następnie ruszyła pewnym krokiem do przybitego na ścianie człowieka, łapiąc za jeden ze stołków w chacie wspięła się na tyle wysoko by móc złapać za gwóźdź który był wbity w jego rękę. Z całych sił zapierając się nogą o ścianę zaczęła wyciągać kawał metalu ze ściany i ciała zmaltretowanego człowieka.

- Pomóż mi Unagroth, nawet jeżeli tu nie zostaniemy to nie godzi się go tak zostawić. - zerknęła również na resztę - Nich ktoś rozejrzy się dokoła chaty nim się ściemni, nie chciałabym aby nas ktoś zaskoczył.

Kobieta wydawała polecenia jasno i krótko tonem który mógł sugerować, że była nawykła do tego czy to z racji urodzenia czy doświadczenia w czasie wypraw najemniczych.
 
Awatar użytkownika
Ehran
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1854
Rejestracja: pt paź 17, 2008 8:33 pm

[WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

pn wrz 30, 2013 1:21 pm

Obrazek
Unagroth Ulfarsnev, zwany Tromm Wyr (Biało brody) oraz Dumdrengi (zabójca demonów) z klanu Kazak Baraz Throng = Klan obiecującej bitwy)


Krasnal splunął gęstą flegmą na ziemię. - A to pięknie go obrządzili. - wojownik starał się ocenić jak świeże to truchło.

Niechętnie, ale jednak Unagroth posłuchał i pomógł w ściąganiu nieszczęśnika. - I tak go nie zakopiemy. - oznajmił. - ziemia już na pewno zamarzła. - burknął.
-Złe to miejsce. Ale jak się rozpali ogień, zmyje to ochędóstwo i nieco przewietrzy... no to, kto wie. - burknął niezadowolony. - Tyle, że na renowacje to my czasu nie mam.
Ostatnio zmieniony sob paź 05, 2013 4:17 pm przez Ehran, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Pipboy79
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2881
Rejestracja: śr sty 26, 2011 10:15 am

Re: [WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

pn wrz 30, 2013 1:47 pm

Hugo Kochman - drobny, szczuply muzyk



Mistrz lutni spojrzal rano z zaciekawieniem na Magistra gdy Aberalt spytal o mozliwosc wyczarowania koni. Toz to byla przednia mysl! Na koniach na pewno podrozowaloby im sie lepiej, szybciej i wygodniej. - Moglby pan to zrobic? - spytal z Magistra z ciekawoscia jawnie podszyta nadzieja. Troche sie jednak obawial, ze jesliby mogl to chyba juz do tej pory podrozowaliby na konskim grzbiecie ale nie szkodzilo sprobowac. Podczas gdy tak rozwazal hipotetyczny pomysl podrozy na magicznym wierzchowcu uswiadomil sobie, ze wlasciwie nigdy takiego nie widzial. ¬ Ciekawe czy gryza i zrzucaja z grzbietu... ¬ pomyslal nieco juz zaniepokojny pomyslem takiej podrozy. - A wlasciwie to takie magiczne konie roznia sie czyms od takich normalnych? Jedza siano? - spytal ponownie pod wplywem wrodzonej ciekawosci. Wlasciwie chyba trafila mu sie calkiem przyzwoita kompania. Okazywalo sie, ze mozna sie bylo od nich dowiedziec calkiem sporo pasjonujacych rzeczy.


Z blogiej zadumy wyrwalo go nagle pytanie ich znachora o jego magiczne umiejetnosci. - Co?! Ja? Nie, nie, zadnym magiem nie jestem, ja jestem tylko skromnym artysta! - odpowiedzial szybko i nerwowo. Slyszal za duzo opowiesci o powieszonych czy spalonych magach, nielegalnych magach albo takich co udawali magow. Nie mial zamiaru tak skonczyc. Uspokoil sie dopiero gdy zielarz dokonczyl zdanie ktore okazalo sie wlasciwie pochwala jego kunsztu artystycznego. - Aaa... Aha, dziekuje bardzo panie Aberalcie. Hm... Mysle ze ktos moglby o nas ulozyc jakis utwor... - usmiechnal sie przyjaznie i troche zawadiacko. Jak kazdy spec a zwlaszcza artysrta uwielbial byc doceniany.


Humor dla odmiany skwasila mu krasnoludzka dziewczyna mowiac o czyms w okolicy. Z niepokojem obejrzal sie dookola i nagle nieprzyjemna jalowa okolica zdala mu sie calkiem nieprzyjazna. - A co tu moze sie wloczyc? Cos niebezpiecznego? Ale na pewno nie zaatakuje prawda? - dziwnym zbiegiem okolicznosci gdy mowil o ataku "na nas" patrzyl glownie na oboje krasnoludow. Najwyrazniej wierzyl w ich mozl;iwosci po wczorajszym pokazie umiejetnosci.


Gdy Niedzwiedzica zas wspomniala o treningu Artysta popatrzyl na nia z mieszanina zaskoczenia i niedowierzania. - Eee... To znaczy... Chcesz, zebysmy sie bili? - normalnie nawet do glowy nie bralby traktowac powaznie takiej niedorzecznej prosby. To co jednak mowila krasnoludka mialo troche sensu. Jego natura jednak wzbraniala sie przed udzialem w takim niebezpiecznym zajeciu. Sprobowal troche zyskac na czasie - Zacna Niedziwedzico, nie czuje sie obecnie najlepiej. Moglbym pomyslec o tym i dac ci odpowiedz wieczorem? Przeciez teraz i tak bedziemy maszeowac prawda? - mial nadzieje, ze wojowniczka go zrozumie.


Dobil go Unagroth jak wspomnial jaki szmat drogi jeszcze maja przed soba. Wczoraj sobie troche porozmawiali i okazywalo sie ze jego przypuszczenia byly trafne, wojownik okazal sie okryty tajemnica przec co idealnie nadawal sie na glownego bohatera. Widzowie uwielbiali tajemnicze postacie. Niebardzo rozumial o co chodzi z ta zbroja i jakims bohateram, to chyba byly jakies krasnoludzkie sprawy. Zawahal sie jednak uznal, ze najwyzej przy nastepnej okazji dopyta sie o reszte. Na razie ladnie podziekowal za opowiesc i takze za owa piesn. Hugo mial niezly sluch wiec probowal zaimprowizowac melodie do spiewanej krasnoludzkiej sagi, wiedizl, ze z jakas tam melodia, chocby poprzez wybijanie rytmu zawsze sie latwiej i lepiej spiewa.


Teraz jednak udawali sie do owej stanicy. Artysta jak uslyszal, ze krasnoludy przylozyly reke do jej powstania pierwszy raz pomyslal nieco o niej cieplej. ¬ Moze jednak bedzie tam cos ciekawego do ogladania? ¬ zastanawial sie tez czym rozni sie taka budowla od "normalnej w pelniludzkiej". - A dawno temu zyl ten Arad Gnu? - spytal ponownie, niejako zawodowo zainteresowany wszelkimi opowiesciami o bohaterach.


Pogoda i cala okolica podobala mu sie co raz mniej. A wlasciwie to w ogole. Okazalo sie, ze jednak milosciwy Sigmar ich wspiera i znalezli, jak na te warunki, calkiem mila i przytulna chatke na nocleg. Mlody Aldorfczyk prawie z miejsca wecz cudownie odzyskal sily i calkiem razno dopadl chatki jako jeden z pierwszych. Zatrzymal sie tuz przed drzwiamy dajac jednak mozlowosc zpukania i wejscia pierwszemu komus innemu. Tak na wszelki wypadek. Gdy Niedzwiedzica weszla do srodka a on mogl wreszcie ogarnac mroczne wnetrze wrecz go wmurowalo w prog. - A- a- ale jjak to? Kto to zrobil? Dlaczego? - pytania byly silniejsze od niego. Po prostu musial je zadac. By zrobic czy powiedziec cokolwiek. - M-musimy tu spac? Moze jest tu w poblizu jakas szopa albo stodola? - rozgladal sie rozpaczliwie dookola majac nadzieje, ze cos znajdzie cokolwiek by nie musiec spac w tej calej krwi i miejscu strasznego mordu.


Ostatecznie widzac jak para krasnoludow krzata sie w srodku i nic im ne jest odwazyl sie wejsc do srodka. Wciaz jednak trzymal sie jak najblizej scian i jak najdalej od nieboszczyka. Dosc chetnie zajal sie otwieraniem okien, spradzil czy jest czym napalic w palenisku, obejrzal te dziwne gryzmoly zastanawiajac sie czy slyszal o czyms podobnym i generalnie robil chetnie co sie dalo na zewnatrz chaty lub przynajmniej jak najdalej i jak najdluzej przebywac od zamordowanego. Po cichu podspiewywal piesn za zmarlych w intencji owego nieszczesnika. Mial nadzieje, ze cos co go tak urzadzilo poszlo daleko i juz tu nie wroci.
 
Awatar użytkownika
M.K.
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 316
Rejestracja: sob maja 01, 2004 10:16 pm

Re: [WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

pn wrz 30, 2013 8:07 pm

Aberalt Fisher

Aberalt przeżył mały szok po tym, co zastali w chatce. Jako znachor zajmował się przede wszystkim leczeniem prostych chorób, a w trakcie burzy zdarzyło mu się kilka razy opatrywać rannych. Najwięcej krwi w swoim życiu widział, gdy asystował przy amputacji dłoni żołnierza po wybuchu jego pistoletu. To był jednak pikuś przy tym co zobaczył tutaj. I nigdy wcześniej nie spotkał się z takim bestialstwem.
Wybawienie udało się znaleźć w wykonywaniu prostych czynności. Starał się nie myśleć o dramacie człowieka i zaczął machinalnie robić to, co normalnie robiłby w takiej chatce. Dokładnie przeszukał pomieszczenie, przyjrzał się ciału, szukając czegoś specjalnego - spojrzał nawet na ręce nieszczęśnika, ponieważ przez chwilę przemknęła mu w głowie myśl, że może znajdzie pierścień rodziny von Hreig. Był przy tym trochę nieobecny. Dopiero po chwili przetrawił słowa Niedźwiedzicy, chwycił mocniej swój kij, wykrztusił z siebie jedno słowo: -Bydlaki! i wyszedł rozejrzeć się wokół chatki.
Znów starał się wytężyć swoje zmysły w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby być podejrzane. Nie zapuszczał się jednak zbyt daleko i poprosił, któregoś z ludzkich kompanów, aby poszedł razem z nim. Nie chciałby zostać porwanym i skończyć jak ten tutaj, a we dwóch zawsze raźniej. Krasnoludom nie zaprzątał głowy i tak mieli wystarczająco roboty z ciałem nieszczęśnika.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: [WFRP IIed.] Jak Feniks z popiołów

wt paź 01, 2013 12:27 pm

Podczas gdy dwójka krasnoludów zajęła się uwalnianiem zbezczeszczonych zwłok starego człeka pozostali poczęli rozglądać się po chatce i na zewnątrz, by być pewnym, że trup nie jest tylko próbą odwrócenia uwagi. Próbą dość skuteczną...
Hugo otwarł na oścież okiennice. W każdej innej sytuacji nikomu mądremu nie przyszłoby to do głowy, wszak na zewnątrz wył silny i mroźny wiatr, roznosząc po całej okolicy ogrom białego jak pierze śniegu. Śnieg wpadał do chaty w ciągu kilku krótkich chwil robiąc niewielką warstwę pod dwoma otwartymi okiennicami. Kolejną czynnością jaką poczynił było sprawdzenie paleniska. O dziwo tuż obok chatki, pod niewielkim daszkiem z zwykłych, zbitych w całość desek było dość sporo drewna porąbanego na odpowiednią długość w sam raz do kamiennego pieca, wewnątrz chaty. Kolejną rzeczą, którą zajął się Hugo było zbadanie krwawego symbolu. Z jego miny można było wyczytać, że coś mu w głowie świta, lecz nie wielu miało czas by mu się przyglądać...

Nim Aberalt opuścił chatę by sprawdzić czy na zewnątrz jest bezpiecznie, rzucił jeszcze okiem -tak jak i Hugo- na symbol namalowany niechlujnie krwią zamordowanego. Spojrzał na dwójkę krasnoludów, lecz ta była zbyt zajęta chwilowo by zawracać im głowę informacjami, które znachor posiadał. Zgodnie z poleceniem Elek, człek wyszedł na zewnątrz i rozejrzał się dookoła pilnując tyłów. Niestety silny wiatr, roznoszący po całej dolinie masę śniegu skutecznie utrudniał jakiekolwiek rozglądanie się, gdyż zarówno Hugo, jak i sam Aberalt widzieli tylko na kilkanaście metrów przed siebie. I tak czuli wdzięczność wobec losu, że udało im się dostrzec w tej zamieci chatkę.
Eryk zajął się przeszukiwaniem chatki, po tym jak stwierdził, że nie ma pojęcia co przedstawia znak na drewnianej podłodze. Mężczyzna znalazł oliwę i osełkę do pielęgnowania broni. W sporej drewnianej szafie zbitej prowizorycznie mężczyzna odnalazł długi łuk i kołczan z czternastoma strzałami. Co prawda jedzenia żadnego nie udało mu się znaleźć, lecz znalazł latarnię i zapas oleju na dwie noce. Zawsze coś, pomyślał...

W końcu krasnoludom udało się zdjąć zwłoki starca i wynieść je na zewnątrz. Ziemia jeszcze nie była na tyle zmarznięta, by nie dało się jej szpadlem rozkopać. Wszak tego południa temperatura spadła pierwszy raz od kilkunastu dni. Mimo wszystko przez ten krótki czas opadów śniegu ziemia została wystarczająco przysypana by krasnoludzkiemu wojownikowi odechciewało się cokolwiek kopać. Skostniałe zwłoki leżały na ziemi, przed drzwiami do chatki. Pierwszą część swego planu wykonali.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości