Witam.
To mój pierwszy post na tym forum, aczkolwiek nieraz już "zmarnowałem" tutaj pół dnia na czytaniu przeróżnych tematów.
We pierwszą "grę wyobraźni" (jak to nazywaliśmy za dawnych czasów) grałem będąc w podstawówce, potem w gimnazjum, system opierał się o kość k6 i był tak prosty, że każde dziecko dałoby radę ogarnąć całą mechanikę w mgnieniu oka, kilka miesięcy temu d&d 3.0, teraz zaczynam warhammera, głównie gram, chociaż zdarzyło mi się prowadzić kilka razy.
Ostatnio grałem na tym samym systemie u dwóch różnych mistrzów gry, jeden dosłownie ciągnie nas za ręce, idziemy jak po sznurku, mam wrażenie zamknięcia w jakimś labiryncie, który tak na prawdę ma tylko jedną drogę, nawet bez ślepych uliczek.
Natomiast ten drugi, tak prowadził sesję, że mieliśmy poczucie wolności, nic nie stało na przeszkodzie by pomóc komuś, jednak mogliśmy równie dobrze iść i zrobić coś na prawdę nikczemnego i nieprzewidywalnego (zabicie burmistrza miasta, następnie polimorfowanie siebie w jego postać, a potem konszachty z tutejszą gidią złodziei - cała drużyna miała ogromną radość z tego wszystkiego).
Gdy próbowaliśmy taki numer u pierwszego (sprzeciwiliśmy się władzom, stwierdziliśmy, że nie chcemy by nam rozkazywano), no i rozpoczęła się bójka, owszem, drużyna była w opłakanym stanie, ale wszyscy się z tym pogodzili i walczyli dalej ze strażnikami.
Od tamtej pory zacząłem mocno główkować, jak to jest u reszty graczy? Jakie sesje Wy wolicie? Podążać za myślą mistrza gry, która czasami bywa tak oczywista, że wchodząc do karczmy widzicie wykrzykniki rodem z gier rpg nad głowami BN'ów? A może właśnie troszkę własnej inwencji? Syn ważnego kupca został porwany przez wiedźmę, trzeba go odzyskać od niej, może udałoby się z nią założyć jakiś pakt, zamiast wybić ją i wszystkich jej pomocników w pień?