Cóż, lepiej późno niż wcale.(
Niemniej jednak i tak uważam, że głosowanie na człowieka jest bardziej sprawiedliwe niż na listę partyjną:
1) Ze względu na modę przeskakiwania z partii do partii. W głosowaniu proporcjonalnym głosuje się zazwyczaj na komitet i jego program, głosowanie na człowieka ma znaczenie wtórne. Wyborca więc głosuje na dany komitet, bo podoba mu się jego ideologia i sposób jej realizacji. Zaznacza przy tym krzyżykiem jakiegoś kandydata, którego często nie zna i nie ma on dla niego większego znaczenia ponad to, że jest kandydatem danej partii. Z tym, że przecież ów człowiek, wybrany z danej listy, może zmienić ugrupowanie lub stać się kandydatem bezpartyjnym, okradając wyborców z głosów które oddali na niego, głosując na partię. Jedynym rozwiązaniem sensownym w tej sytuacji byłoby związanie danego kandydata z danym klubem/kołem poselskim z którego komitetu mandat otrzymał na czas trwania kadencji lub, jeśli chce z niego wystąpić, obowiązek złożenia przez niego mandatu poselskiego.
2) Powyższe wątpliwości, które wczesniej zgłaszałem też się pojawiają. W głosowaniu proporcjonalnym zdarza się bowiem, ze do Sejmu wchodzą osoby, które zdobyły mniej głosów niż te, które zdobyły więcej. Przykład: lista A otrzymała 100 tys. głosów, lista B - 50 tysięcy. Liście A przyznano 6 mandatów, liście B - 3 mandaty. Jednakże na liście A może być kandydat zwycięski który zdobył 80 tysięcy głosów oraz kandydaci 2,3,4,5,6, którzy zdobyli po 2 tysiące głosów. I ta piątka wchodzi do Sejmu, bo ich komitetowi OKW przyznała 6 mandatów. Tymczasem na liście B zdarzyć się może, ze pierwszy z kandydatów zdobył 10 tysięcy głosów, drugi - 10, trzeci - 8, czwarty, piąty, szósty - po 5 lub 4 tysiące głosów. I kandydaci z nr 4,5,6, mimo, że zdobyli więcej głosów niż kandydaci z listy A (tamci po 2 tysiące) nie wchodzą do Sejmu, bo ich lista otrzymała tylko 3 mandaty w przeciwieństwie do listy A.