@earl
Że są to sprawy dwuznaczne moralnie, to jasne. Ale "dwuznaczność moralna" to nie to samo co głupota, nieskuteczność, brak odwagi w podejmowaniu decyzji. "Dwuznaczność morlana" to (jeszcze) nie to samo co "amoralność", czy nawet (choć tutaj zbliżamy się już bardzo mocno) "prywata". Ale po kolei:
1. Wielokrotnie zastanawiałem się nad następującym (czysto teoretycznym) scenariuszem: zostaję szefem i potrzebuję zatrudnić doradcę / specjalistę. To, że wybrano mnie na szefa, wynika (dajmy na to) z faktu, że ukończyłem odpowiednio elitarne szkoły, mam odpowiednio duże doświadczenie i obracam się w doborowym środowisku. Daję ogłoszenie o naborze, ale z przykrością stwierdzam, że wszyscy zgłaszający się kandydaci prezentują dosyć marny poziom. Tymczasem mój brat (dajmy na to) ukończył podobne szkoły co ja, ma podobne doświadczenie i obraca się w podobnym środowisku - ale (dajmy na to) w tej akurat specjalności, która jest mi potrzebna. Czy powinienem więc zatrudnić swojego brata - który ma odpowiednią wiedzę, umiejętności, znajomości, któremu ufam i z którym bardzo dobrze będzie mi się współpracować (co podniesie wydajność układu), czy też zatrudniać kogoś innego, gorszego - co raczej nie wyjdzie firmie na dobre (przynajmniej przy przeanalizowaniu kosztów alternatywnych)? To ciężki problem, i nie doszedłem do żadnego dobrego wniosku. Nie stałem się zwolennikiem nepotyzmu. Ale problem istnieje, i zdaję sobie sprawę, że czasami "nepotyczne" rozwiązania mogą być tyleż kuszące - co "pozytywnie" skuteczne.
2. Nie istnieje coś takiego jak "właściwa" wartość akcji. Akcje funkcjonują na rynku na zasadzie równowagi popytu i podaży, tzn. mają dokładnie taką wartość, za jaką ktoś chce je sprzedać (jeżeli znajdzie się kupujący) lub za jaką ktoś chce je kupić (jeżeli znajdzie się sprzedający). Na giełdzie (o ile dobrze pamiętam) działa to w ten sposób, że składane są oferty kupna oraz oferty sprzedaży. Gdy oferty zostają pod koniec dnia porównane - ci, którzy oferują najwięcej zawsze kupują "pierwsi"; ci, którzy sprzedają najtaniej zawsze pierwsi sprzedają. W rezultacie może się zdarzyć, że nawet ludzie, którzy składali ofertę na "średnią" cenę na tranzakcję się nie załapią - jeżeli ofert było za mało. A to oznacza, że pomimo faktu, że mamy jakąś "średnią" cenę, nie oznacza jeszcze, że uda nam się po niej sprzedać/kupić tyle ile chcemy. Przykładowo, po "średniej" cenie sprzedamy po danej cenie w pierwszym terminie jedynie 33% akcji, a w drugim kolejne 22%. W rezultacie sprzedaliśmy po "właściwej" cenie, ale jedynie 55% tego, co chcieliśmy sprzedać - czyli nie osiągnęliśmy planowanego dochodu. W jaki sposób możemy upewnić się, że osiągniemy planowany dochód? To proste: sprzedając po nieco niższej cenie, dzięki czemu sprzedamy więcej akcji, i dzięki czemu nasz przychód będzie wystarczający, aby np. zrównoważyć nam budżet. Czy straciliśmy w ten sposób? Z jednego punktu widzenia (względem "średniej rynkowej") tak; z innego (z punktu widzenia posiadanej kasy) - wręcz przeciwnie. Nie jestem oczywiście specjalistą, i nie znam się na makroekonomii. Całkiem możliwe, że Belka nieprawidłowo "wycenił" akcje. Ale z pewnością nie jest to takie proste, jak to przedstawiłeś.
3. Zwróć uwagę, że Belka nigdy nie łączył funkcji ministra ze swym udziałem w np. radzie nadzorczej banku. Czy jako minister/premier był z jakimś bankiem "nieoficjalnie" związany? To bardzo trudno obiektywnie stwierdzić. Natomiast z pewnością nie chciałbyś wykluczyć z polityki wszystkich ludzi, którzy mogli zdobyć "realne" doświadczenie pracując w instytucjach finansowych, prawda? Czy doszło do nadużycia? Nie mam pojęcia. Wiem, że zasady kupna akcji PZU były takie same dla wszystkich - a więc na takiej samej zasadzie skorzystać mogły również inne podmioty. Czy fakt, że bank, w którym JUŻ NIE PRACUJESZ, korzysta z opracowanych przez Ciebie-polityka rozwiązań jest dwuznaczny moralnie? Czy chcesz DYSKRYMINOWAĆ instytucje, w których wcześniej pracowałeś, odbierając im prawo do równego traktowania, w chwili gdy zostajesz ministrem? Nie - nie wolno Ci tego robić, bo złamałbyś konstytucję. Żeby było jasne: nie wykluczam nadużycia. Nie wykluczam moralnej dwuznaczności. Ale...
4. ...ale to wszystko nie na temat. Tematem jest skuteczność i mądrość polityków, nie zaś ich moralność. Załóżmy nawet, że Belka "zagrał" pod "swój" bank, a Balcerowicz uskuteczniał nepotyzm. Załóżmy nawet, że to niemoralni, chciwi prywaciarze. Czy sprawia to, że ich sukcesy powinniśmy nazywać klęskami? Czy ich reformy - które większość specjalistów ocenia naprawdę BARDZO pozytywnie - musimy oceniać źle? Czy skoro samochód ma brzydki kolor, musimy określać jego silnik jako "beznadziejny"? Bądźmy poważni - nie oceniam MORALNOŚCI polityków. Podejrzewam że wszyscy polscy politycy są w większym lub mniejszym stopniu amoralni, w większym lub mniejszym stopniu posługują się nepotyzmem, prywaciarskim podejściem, a także przejawiają wiele innych bardzo brzydkich cech. Różnica jest taka, że niektórzy PRZY OKAZJI robią coś dla Polski. Że niektórzy mają odwagę podejmować trudne decyzje. A innie nie mają takiej odwagi - inni grają "pod publikę", nie dając Polsce nic od siebie.
Ja nie muszę lubić Belki i Balcerowicza. Nie muszę uważać ich zas osoby moralnie kryształowe. Ja po prostu doceniam ich wkład w naszą rzeczywistość. Pozytywny wkład. Wkład, który zapewne uratował nas przed losem np. Greków.