Hmm, Stany Zjednoczone przed podpisaniem konstytucji i średniowieczna Islandia.
Stany były w stanie wojny. Ciężko to nazwać sytuacją normalną dla społeczeństwa, więc zły przykład. Średniowieczna Islandia to demokracja bezpośrednia w zaskakująco czystej postaci (Althing!). I mogła funkcjonować tylko dzięki temu, że wokół tej prawie niezamieszkanej wyspy w promieniu setek kilometrów nie było nikogo, kto mógłby im zaburzyć tę sytuację. Nie do przeprowadzenia w dzisiejszym świecie, a już na pewno nie w zaludnionej Europie czy Ameryce (że o przeludnionej Azji czy Afryce nie wspomnę).
Poza tym w tym drugim przypadku można powiedzieć "funkcjonował" tylko w znaczeniu "istniał przez dłuższy okres czasu". Ale
jak funkcjonował, to już z historycznego punktu widzenia prawie powiedzieć nie sposób, ze względu na brak źródeł.
Mianowicie o czym decydował? Nie miał kompetencji do 99% tego do czego uzurpuje sobie dzisiaj rząd demokratyczne.
Nie decydował bo nie mógł decydować. Nie dlatego, że mu lud (czy ktokolwiek inny, papież powiedzmy) zabraniał, ale dlatego, że nie istniały takie fizyczne możliwości. Nie miał instrumentów - nikt nie miał. W zasadzie, z
dzisiejszego punktu widzenia, był to pseudoanarchizm z luźnym, odgórnym protektoratem. A w zasadzie związek plemienny, w bólach przekształcający się w jakieś instytucje państwowe. Mówimy cały czas o wczesnym średniowieczu (na Zachodzie - gdzieś tak do X wieku, w Polsce ciężko powiedzieć, przyjmijmy, że do XI).
Zwał jak zwał, legislacji nie było
No nie było. Nie miał jej król, ale nie miał jej też nikt inny na dobrą sprawę (tzn. w dzisiejszym rozumieniu, bo jakieś zalążki można wskazać).
W jedenastym wieku (bo na pewno chodzi o Canossę) papież poraz pierwszy użył mocy ekskomuniki, co nie oznaczało, że wcześniej jej nie mógł użyć.
No przecież mówię: papież zyskał władzę dopiero w XI w. Gdybyś przeanalizował sobie rozwój sporu o inwestyturę uświadomiłbyś sobie, że wcześniej papież takiej ekskomuniki nałożyć nie mógł. Ta decyzja to była ostra jazda po bandzie, Grzegorz VII stawiał tutaj na jedną kartę: albo on, albo cesarz. A że był świetnym politykiem i sytuacja była korzystna, to mu się udało. I potem papież to już jest potęga.
Ale:
Po pierwsze: XI w. to już średniowiecze pełną gębą. We Francji rozkwita rozdrobnienie feudalne, król nie ma w zasadzie żadnej władzy. Na Rusi ten sam proces właśnie się zaczyna, w Polsce niedługo "wybuchnie". Monarchia feudalna po prostu nie wypaliła. Zostały dwaj przywódcy, którzy mieli silną władzę: cesarz i papież. Wiadomo, jak to się rozwinęło. A skończyło się tak a nie inaczej między innymi dlatego, że w samych Niemczech też były bardzo silne tendencje odśrodkowe, które cesarz musiał w kółko tłumić. I Hildebrand (czyli Grzegorz VII) umiał to wykorzystać. Gdyby Henryk IV trzymał cesarstwo w garści, ekskomunika latała by mu koło... ucha, powiedzmy.
Stąd wniosek, że, po drugie: papież nie legitymował żadnej władzy wcześniej, kiedy monarchia byłą silna. Udało mu się wpływać (wpływać, nie legitymować) na świecką władzę centralną dopiero wtedy, kiedy ona sama była po prostu słaba i się rozpadała.
A wreszcie po trzecie: ekskomunika i metody politycznego nacisku papieża nadal nijak się mają do władzy sądowniczej konkretnie. Jedynie do osoby władcy, który ewentualnie może też mieć władzę sądowniczą, ale to zależy od konkretnego ustroju w danym państwie.
Reasumując: papież tym więcej miał władzy, im mniej było monarchii w systemie feudalnym. Co przeczy tezie, że on w jakiś sposób kontrolował tę tak zwaną "dobrą monarchię". Nie, on żerował na monarchii już wypaczonej. Zaś wzmianki o "wczesnym średniowieczu" i "legitymacji władzy sądowniczej" są w oczywisty sposób błędne historycznie.
W trzech czwartych prawda. Merkantylizm jest na tyle debiliny, że w swojej istocie nie ma prawa przyczynić się do wzrostu prosperity danego państwa.
Ależ ma prawo (o ile rozumujemy jak ludzi ówcześni państwo->król, a nie państwo->naród), co udowodnił okres rządów Ludwika XIV. Tyle że tak się może dziać w bardzo krótkim (z punktu widzenia historycznego) okresie, a w dłuższym - przynosi same szkody. Innymi słowy: w merkantylizmie jeden król ma dobry humor, a potem jest już tylko gorzej.
Błąd. Jeśli akurat nie potrzebne mu podatki na kolejną wojnę to po co ma komukolwiek rozdawać przywileje? By dynastia rządziła bardzo, bardzo długo wystarczy, że powstrzyma własny apetyt na władzę
Jakiekolwiek przykłady w miarę silnej dynastii bez apetytów na władzę?
Ale niech nawet sobie taką teoretycznie wyobrazimy, co mi tam. Twoja teza sypie się przede wszystkim w drugiej części zdania:
, a sam władca dobrze się prowadził by zachował autorytet.
ZAWSZE trafi się władca źle się prowadzący, nie ma siły. Jak nie pierwszy w dynastii, to trzeci, piąty albo siódmy. Pytanie brzmi: jak ma wyglądać system monarchii, aby jego złe rządy nie skończyły się na wypaczeniu monarchii?
Bo jak go obalą, to drugi już będzie musiał ustępować tym, którzy go osadzą na tronie (przywileje, ulgi, ergo: oddalanie się od silnej władzy króla). Jak nikt go nie obali, a będzie słaby, to władzę przejmą koterie albo oligarchowie (ergo: wypaczenie monarchii). Jak będzie silny, to swoimi złymi decyzjami doprowadzi państwo do ruiny, prędzej czy później (ergo: źle dla państwa, a dalszej perspektywie jakiś kryzys, który na pewno nie ominie monarchii, skoro ona jest za to odpowiedzialna). Nie musi nawet toczyć wojen, wystarczy, że będzie np. wydawał cały majątek państwa na swój dwór.
O ile się wierzy w obiektywnego ducha czasu. Triumf bolszewizmu nad carską Rosją dla mnie nie dowodzi jego wyższości. Triumf narodowo-socjalistycznej północy nad prowolnościowym konserwatywnym południem nie dowodzi wyższości tego pierwszego.
No tak, tu zdecydowanie zgoda.