Ponadto należałoby wprowadzić częściową odpowiedzialność majątkową urzędników za złamanie prawa i złą działalność, przynoszącą szkody państu i społeczeństwu.
Kret69 pisze:Bo jak pokazuje przyklad internetu, anonimowosc i brak konsekwencji nie sluza jakosci.
Kret69 pisze:Trudno jest udowodnic zla dzialalnosc.
earl pisze:Skoro więc zwyczajni ludzie mogą ponosić wymierne konsekwencje, to dlaczego nie wysocy urzędnicy państwowi?
Ale - po objęciu obowiązków głowy państwa marszałek powinien zawiesić swój mandat poselski/senatorski i tym samym zrezygnować z piastowanej funkcji. Na ten czas Sejm/Senat powinien wybrać nowego przewodniczącego. W momencie kiedy pełnienie obowiązków zostałoby zakończone osoba ta odwiesiłaby swój mandat parlamentarzysty i zostałaby ponownie wybrana na stanowisko marszałka albo (jak w bieżącym przypadku) zostałaby prezydentem.
earl pisze:Jest to pogwałcenie monteskiuszowskiej zasady trójpodziału władzy, mówiącej o rozdzielności trzech funkcji władczych - legislatywy, egzekutywy i judykatywy.
Szydencer pisze:Usanie już od dawna utrzymują na tę okoliczność wiceprezydenta i mają dzięki temu 100% ciągłość prezydentury oraz kontinuum czasoprzestrzennego. Może u nas też się sprawdzi, w końcu tyle się ostatnio mówi o poszerzaniu koryt.
Sakhuul pisze:To trochę jakby wybrać nowego prezydenta po śmierci starego, ale okrężną drogą (bo wprost nie wypada, przynajmniej w okresie żałoby). W tym jednym przypadku (śmierci poprzednika) system ten średnio się sprawdza. W ogólnym ujęciu wprowadza też nieco niepotrzebnego burdelu, choć z drugiej strony byłaby to chyba najprostsza metoda na "odciążenie" tymczasowej głowy państwa (marszałka).
Boruta pisze:Która to jest fikcją służąca mydleniu oczu. Władza jest jedna.
earl pisze:Trzy słowa - Franklin Delano Roosevelt .Jeśli obywatele uważają, że dana osoba jest dobra i sprawdza się na tym stanowisku, to dlaczego odbierać zarówno jej możliwość ubiegania się o kolejną reelekcję jak i wyborcom możliwość wyboru który ich satysfakcjonuje?
Uszaty pisze:Święte słowa. Demokracja jest fajna, ale na jej sukces w Chinach za bardzo bym nie liczył (no, chyba że się Chińczycy schrystianizują - z Koreą w końcu się udało - i porzucą Konfucjusza na rzecz filozofów greckich).Idąc za Arystotelesem powiem, że taki, który się naturalnie wykształcił w danym spoleczeństwie. A przekładając to na dzisiaj, taki, który najlepiej się sprawuje w danym państwie
Jean de Lille pisze:a ponieważ w "zdrowej" demokracji praktycznie nie zdarzają się sytuacje, by jedna partia choćby dwa razy pod rząd zdobyła więcej niż 75-80% mandatów (wyłączając może systemy dwu-oraz dwu-i-pół partyjne, no i włoską chadecję
earl pisze:Zacznijmy od tego, ze nie wyłączyłem tych systemów ze zbioru zdrowych demokracji, tylko ze zbioru demokracji o większym rozdrobnieniu partyjnym... Jak wspomniałem, monopol na władzę partii nie jest groźny tak długo, jak długo istnieje zorganizowana, legalna opozycja zdobywająca poparcie w wyborach, która w razie potrzeby służy za bat na rządzących. Powtarzam - to nie jest sytuacja analogiczna do obsady stanowisk personalnych.Myślę, że systemy dwu-i-półprartyjne" są również zdrowymi demokracjami a może nawet zdrowszymi niż demokracje z systemami wielopartyjnymi.
earl pisze:No tym drugim należy ograniczać przede wszystkim , bo nie każdy oszołom lub figurant, który zaskarbi sobie poparcie społeczeństwa nada się do sprawowania władzy. Premierzy i ministrowie nie są de facto wybierani bezpośrednio przez obywateli (owszem, zwykle zostają nimi liderzy i frontmeni partii, ale nie jest to wymóg ani nienaruszalna reguła) - i dzięki Bogu.aby nie ograniczać ludziom mądrym, zdolnym i zaradnym, a przede wszystkim ludziom, cieszącym się zaufaniem społecznym, dostępu do władzy
earl pisze:Ograniczenie liczby kadencji towarzyszy demokracji nie od dziś, ale o ile dobrze pamiętam od jej początków. A zresztą pełna demokracja jest przecież pierwszym krokiem do anarchii .Żyjemy podobno w demokracji - niech więc społeczeństwo demokratycznie samo zadecyduje, jaką chce mieć władzę.
Jean de Lille pisze:nie każdy oszołom lub figurant, który zaskarbi sobie poparcie społeczeństwa nada się do sprawowania władzy. Premierzy i ministrowie nie są de facto wybierani bezpośrednio przez obywateli (owszem, zwykle zostają nimi liderzy i frontmeni partii, ale nie jest to wymóg ani nienaruszalna reguła) - i dzięki Bogu.
Jean de Lille pisze:No i jeszcze jedna sprawa - taki na przykład Putin. Dla niego upragnione usunięcie limitu kadencji było przepustką do umacniania samodzierżawia, a nie budowy doskonalszej demokracji
Post z roku 2008, wrzesień pisze:Z tego, co dziś czytałem, Niemcy też spodziewają się nadwyżki w przeciągu kilku lat.
earl pisze:Jak popatrzeć na polską scenę polityczną to wolałbym jednak kogoś, kogo wybiera społeczeństwo niż kolesiów, wystawianych na stanowiska na zasadzie BMW (bierny, mierny ale wierny).
earl pisze:W teorii nikt społeczeństwu nie broni zgłosić własnego kandydata, tyle że bez zdyscyplinowanego zaplecza jakie stanowi partia jest to mało realistyczna wizja - tylko że to jest już kwestia wpływu społeczeństwa na skład list wyborczych i politykę personalną partii i zlikwidowanie limitu kadencji nic tu nie zmieni.Jak popatrzeć na polską scenę polityczną to wolałbym jednak kogoś, kogo wybiera społeczeństwo niż kolesiów, wystawianych na stanowiska na zasadzie BMW (bierny, mierny ale wierny).
System mieszany to akurat nie najszczęśliwsze określenie, bo taki system istnieje np. we Francji i polega na czymś zupełnie innym.Osobiście uważam, że najlepszym systemem jest system mieszany. A o co chodzi?
Trochę jak sanacja - de facto jest to niepełna oligarchia. A wojsko u steru władzy cywilnej to nie jest raczej długoterminowo zbyt dobry pomysł.Cześć parlamentu stanowiliby reprezentanci prezydenta, wojska, ludzi bogatych. Tak po 20% każda grupa. 40% parlamentu stanowiliby ludzie wybrani demokratycznie.
Ginden pisze:Nie wystarczy - jeśli dopuszczasz do władzy wojskowych, to w wielu krajach nie wystarczy nawet 100%. 60% oligarchia jest w stanie drogą zwykłych ustaw (głosowanych zwykłą większością) powoli ograniczać pole manewru tych 40 procent 'wolnych' - ustroju sama nie zmieni, ale może łatwo utrudniać życie. A jeśli w wyborach naród demokratycznie wybierze tych, co się potem skumają z oligarchami? wystarczy że w taki sposób odleci 15% i już jest nieciekawie - a kupić można przecież każdego.Czemu tak? 40% wystarcza, by zablokować wszelkie próby przemiany państwa w dyktaturę, a także wystarczające, by tworzyć poważną siłę polityczną.
Ginden pisze:A demokracja jest głupia
yabu pisze:Ojej! W ten sposób nie będzie stabilny. Ale zagryzka!
earl pisze:Przypominam też, że to samo określenie występuje jako termin medyczny oznaczający bodaj zdolność organizmu do zachowania dynamicznej równowagi wewnątrzustrojowej. Jakby się zastanowić, to zjawisko dotyczy świata jako takiego, więc występowanie zmian w ustroju państwa bynajmniej nie przeczy jego stabilności.system może się zmieniać a nawet powinien, by zachować równowagę w środowisku wewnętrznym i zewnętrznym, pod warunkiem jednak, że te zmiany nie są gwałtowne i są akceptowane przez większość społeczeństwa.
Jean de Lille pisze:występowanie zmian w ustroju państwa bynajmniej nie przeczy jego stabilności.