Zrodzony z fantastyki

 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

czw mar 10, 2011 8:01 pm

Starzec wziął do ręki kosmyk włosów, który chwilę wcześniej pokazała mu czarownica. Mężczyzna uniósł go w górę, jakby chciał przybliżyć go do słonecznego światła, które wpadało przez oszklone ściany i dach. Chwilę tak koncentrował się na trzymanych w ręku włosach z kamienną twarzą. W końcu wejrzał on na Nyarlę i zmarszczył brwi.
-Właściwie... To kim jesteś? I twój ojciec?- spytał oddając czarownicy to co było jej.
-O ile na notatkę mogłaś trafić gdzieś w rzadkiej księdze dotyczącej tego tematu, to jeszcze mógłbym zrozumieć, ale to nie jest byle jaki kosmyk włosów, oddany ukochanemu przez czekającą z utęsknieniem kobiecinę...- oznajmił czarownicy. -To, niezwykły artefakt, choć wygląda dość niepozornie.- tylko wzniecił ciekawość kobiety.

Nyarla spoglądała na niego z zaintrygowaniem oczekując iż człek w końcu wyjaśni jej dokładnie, dlaczego ów kosmyk jest tak niezwykły.
-Kiedyś temu, gdy powstał kult Nobaniona, bóg – lew oddał najwierniejszemu kapłanowi kosmyk sierści z swej grzywy, by ten nigdy nie poczuł strachu przed swym wrogiem, a także najbliższe mu osoby, były równie odważne co on. Mało tego. Nobanion natchnął w swe włosie z grzywy moc przyzwania walecznego lwa, który stanie w ramię w ramię z właścicielem kawałka grzywy, aby wspierać go mądrością, sprytem i siłą.- wyjaśnił zadziwiając kobietę.
-Ten artefakt przebywał w świątyni w Myth Drannor. Po inwazji czartów zniknął gdzieś i od tamtej pory nikt go nie widział...- skomentował robiąc wymowną minę.

-Aż do dzisiaj.- Nyarli przez głowę przeleciała myśl iż może to jej ojciec wziął z stolicy elfiego imperium ów kosmyk.
-Kler Nobaniona pewnie zapłaciłby Ci za to srogą kwotę... Uważaj jednak, bo jeśli jacyś Malaryci wytropią Cię z tym to staniesz się ich podstawowym celem i wrogiem.- ostrzegł ją -A wieści szybko się rozchodzą. Nawet w dziczy.- dodał po chwili.
-W każdym razie, lepiej byłoby dla ciebie, gdybyś nie obnosiła się z posiadaniem tego artefaktu, nawet jeśli chciałabyś z niego korzystać.- rzekł na koniec. Był ciekaw czy miała do niego jakieś pytania. Nie trudno było zauważyć iż udzielał na nie odpowiedzi z przyjemnością, jakby radował go nie tyle fakt że może komuś pomóc, co raczej świadomość, że wie coś, o czym wielu innych mędrców nie ma pojęcia.
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

pt mar 11, 2011 11:12 pm



Nyarla przyjęła z powrotem kosmyk z lwiej grzywy. Roztarła gładką sierść między palcami, spoglądając na nią z zamyśleniem.
- Artefakt... - mruknęła z niedowierzaniem.
Nie miała pojęcia, że jest w posiadaniu czegoś tak potężnego. Niebiański lew na zawołanie? Do spółki z archaniołek i couatlem? Gdyby Nathazal to usłyszał, z pewnością by nie uwierzył. Czy ojciec faktycznie znalazł włosie w Myth Drannor? A może odebrał go jakiemuś złodziejowi i chciał zwrócić prawowitym właścicielom. Nyarla nigdy nie słyszała o kulcie Nobaniona, była ciekawa czy nadal działają.
- Malarytom i tak już zalazłam za skórę, w pewnym sensie. Popsuliśmy swego czasu krwawe łowy jednej kapłanki... - wyjaśniła, przypominając sobie dochodzenie w sprawie znikających ludzi, które przeprowadzili w Nesme - Będę ostrożna. Dobrze wiedzieć, że dysponuję kolejnym potężnym sojusznikiem... - dodała z uśmiechem, choć wiedziała, że wezwie lwa tylko w ostateczności.

Z powrotem schowała kosmyk do jednej z sakiewek.
- Mój ojciec jest smokiem. - powiedziała ni stąd ni z owad, odpowiadając na zadane wcześniej pytanie - Smokiem zębatym. Królem zjednoczonych plemion na Maztice. Na Faerunie znano go pod imieniem Tristhan lub Tristhander. - wyjaśniła - Wychowywałam się w Silverymoon i nigdy nie przyszłaby mi do głowy tak absurdalna myśl... Ale potem pojawiły się sny, które zaprowadziły mnie daleko na zachód. Bardzo daleko. Odziedziczyłam po ojcu kilka cech i zdolności... A jako że Kult Smoka chciałby go wcielić w swoje szeregi, próbują dopaść i mnie. Właśnie w potyczce z nimi zginął mój ukochany. Próbował odciągnąć uwagę drakolicza... - westchnęła cicho - Udam się zaraz na dół, wyjaśnię moim towarzyszom jak wygląda sytuacja i czym prędzej udam się odnaleźć odpowiednią osobę dla ciebie. Im szybciej to zrobię, tym szybciej sprowadzisz Gabriela do świata żywych... - uśmiechnęła się nieco melancholijnie.
Była tak blisko, a wciąż tak daleko. Stała przed człowiekiem, który mógł zwrócić jej ukochanego, ale musiała przebyć jeszcze tak długą drogę.
- Chyba że masz jeszcze jakieś pytania do mnie... Zaś jeśli dysponujesz portalem w okolice Neverwinter, podróż byłaby znacznie szybsza. - dorzuciła z uśmiechem.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

sob mar 12, 2011 7:46 am

Człowiek po raz kolejny słuchał opowieści Nyarli z kamienną twarzą. Nie drgnął nawet na chwilę. Streszczona w kilka zdań przygoda czarownicy pozornie nie wywarła na nim żadnego wrażenia. Gdy zaś skończyła starzec postanowił ją ostrzec.
-Smok zębaty?- spytał mrużąc oczy -To sprytne i szczwane istoty. Na twoim miejscu tak bym konsekwentnie nie wypełniał jego poleceń, nawet jeśli jest twoim ojcem.- zaszokował lekko kobietę.
-Każdy smok dba o swoje. To długowieczne istoty i zrobią wszystko by wzmocnić swoją pozycję. Nie twierdzę, że twój ojciec również taki jest, jednak wiesz...- zrobił wymowną minę -Historia zna dziesiątki takich przypadków gdy smoki wykorzystywały swoich śmiertelnych potomków do wypełniania zadań, które sami uważali za niegodne ich. Potem, zaś gdy już ich dzieci nie były potrzebne zabijali je lub więzili w najlepszym przypadku. Każdy potomek smoka twierdzy, że jest wyjątkowy a niesamowity rodzic pomoże im stać się kimś wielkim...-

Mężczyzna odwrócił się na pięcie i podszedł do niewielkiego regału, na którym znajdowały się liczne książki. Po kilku chwilach szukania w końcu sięgnął ręką po pozycję w obitą w brunatną skórę. Okładka była chropowata i bez żadnych zdobień. Książka nie była szczególnie gruba.
-Dzięcię nieśmiertelnego.- przeczytał tytuł zapisany w smoczej mowie. Były kultysta Tiamat wręczył księgę Nyarli.
-Czwarty rozdział opisuje smoki i ich potomków. Poczytaj w wolnej chwili.- człowiek wejrzał na uchylone, szklane drzwi -Idąc na południe dotrzesz do brzegu rzeki Mirar. Regularnie co kilka godzin odbywają się spływy barek do Luskan. Jeśli uda Ci się dostać na jedną z nich zyskasz kilka dni. Z Luskan do Neverwinter już prosta droga. Znam pewien stary portal, jednak od wielu lat nim nie podróżowałem... Prowadzi do jednej z jaskiń w Wulkanie Neverwinter. Możesz zaryzykować podróż nim, jednak możesz pojawić się w jeziorze lawy.- Ostrzegł Nyarlę. Wybór należał do niej.
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

sob mar 12, 2011 6:43 pm



Słowa starca zrobiły na dziewczynie spore wrażenie. Nie śmiała jednak im zaprzeczać. Musiało być ziarno prawdy w słowach kogoś o takiej wiedzy, kto miał dawniej ze smokami styczność. Wierzyła w jak najlepsze intencje ojca, ale mędrcowi udało się zasiać ziarno wątpliwości w sercu czarownicy.
- Być może. - przytaknęła cicho, gładząc dłonią okładkę księgi - Ale zdawał się być równie zaskoczony moim pojawieniem, a i jego ponoć prowadziły sny...
Westchnęła, wspominając ich pierwsze spotkanie. Jednak i tu ekswyznawca Tiamat miał rację. Smoki były istotami długowiecznymi. Mogły się uczyć podstępów, blefów i zwodzenia całymi latami. Jak mogła się równać z kimś takim?

Spojrzała na podarowaną jej księgę. Czyż nie była przekonana, że jest wyjątkowa? Nigdy jednak nie liczyła na to, że stanie się kimś wielkim. Owszem, już teraz władała potężną magią, zaś zdolności odziedziczone po ojcu tylko wzmacniały jej potencjał. Czy Tristan stanąłby przeciwko w niej w odpowiednim dla siebie czasie? Czy odebrałby jej siłą Warownię i przedmioty, które zdobyła? Przecież polecił jej odnaleźć to wszystko dla jej własnego dobra.
- Chętnie pożyczę tę księgę na podróż... Może dowiem się czegoś, co pozwoli mi jakoś określić intencje ojca. - podniosła wzrok na rozmówcę - W każdym razie dziękuję.

- Powrócę już do towarzyszy. Postaramy się zjawić u Ciebie jak najszybciej z odpowiednią osobą. Możesz już zacząć szykować odpowiedni rytuał... - dodała z lekkim uśmiechem, będąc pewną, że prędzej czy później znajdzie kogoś.
Opuściła oszklone pomieszczenie i ruszyła ku krawędzi tarasu, aktywując magię pasa. Już po chwili wylądowała miękko u boku swoich kompanów, a iluzoryczne skrzydła zniknęły.
- Pomoże nam. - zaczęła - Potrafi to zrobić i zgodził się wskrzesić Gabriela.
Schowała księgę do jednej z toreb i dosiadła wierzchowca.
- Nie za darmo oczywiście. Muszę mu przyprowadzić kobietę, która będzie jego bratnią duszą i zechce spędzić nim czas mu pozostały. - spojrzała po minach towarzyszy, wyrażających zwątpienie i niepewność - Spokojnie... Mam pomysł. Jest w Neverwinter pewna kobieta. Chyba. Prawdopodobnie jest... - dopiero teraz uświadomiła sobie jak słabe miała na to istnienie dowody - W każdym razie, jeśli uda mi się ją odnaleźć, być może uda mi się nakłonić ją do pomocy... A jak nie... Będziemy dalej próbować. Twierdza może zaczekać.
~ Zwłaszcza jeśli miał rację co do ojca... ~ dodała w myślach.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

śr mar 16, 2011 1:09 pm

-Kobiete?- spytał zdziwiony Chris. Półelf nie spodziewał się takie rodzaju zadania. Żaden członek grupy się nie spodziewał. Stary mag najwyraźniej znudził się samotnym życiem wszechwiedzącego kawalera.
-Ale jak my to zrobimy?- zaniepokojona Wiktoria nie umiała sobie wyobrazić, jak Nyarla zmusza kogoś do życia z starym człowiekiem.
-Nie martw się niczym.- uspokoił ją gnom -Są proste sposoby. Wystarczy kupić niewolnicę. Dobrze ją umyć, ubrać, nauczyć podstawowej wiedzy i już.- machnął rękami, jednak po chwili spoważniał -Cholera... Jeśli ten staruszek faktycznie jest taki mądry to zaraz się połapie i z pomocą magii odkryje nasz szwindel...- bez niczyjej pomocy zrozumiał swój bład w rozumowaniu.
-Nyarla powiedzieć, że mieć plan. Nad czym się więcej zastanawiać?- warknął Thog. Cała grupka spojrzała na zielonoskórego i debata dobiegła końca. Po chwili Nyarla wyjaśniła grupce jak najszybciej będzie dotrzeć do Neverwinter.

-A więc na południe do brzegu Mirar i tam barką do Luskan. Z Luskan do Neverwinter?- spytał półelfi łowca chcąc się upewnić.
-To dobre rozwiązanie. Wierzchowce odpoczną na barce i szybciej przebędziemy drogę między portowymi miastami.- wtrącił się mały iluzjonista.
-Zatem nie ma czasu do stracenia.- Wiktoria wesoło wskoczyła na swego konia i grupa ruszyła w stronę brzegu rzeki.
-Muszę przyznać, że trochę Ci współczuje i zarazem zazdroszczę.- gnom zwrócił się do smoczej córy. -No bo tyle czasu nie ma z nami Gabriela, a Ty wciąż tak dobrze się trzymasz. Jesteś silna. To widać. Pewnie pomoże Ci to w przyszłości.- zapewniał ją.
-Nyarla Salvani – władczyni Zachodniej Warowni!- Wiktoria wyobrażała sobie czarownicę na szczycie najwyższej wieży potężnej budowli.

27 dzień Gnicia 1372 roku Rachuby Dolin25


Droga obyła się bez przygód. Grupka bezpiecznie dotarła nad brzeg rzeki rozbijając obóz. Chata, którą potrafiła stworzyć Nyarla świetnie nadawała się na miejsce noclegu, oraz odpoczynku w czasie podróży. Wygody stworzonego domostwa były świetnym zakończeniem każdego, trudnego dnia podróży.
-Odpoczywać. Thog będzie czatować przy rzeka i pilnować jak popłynie łódź.- zieolonoskóry chciał odciążyć Nyę i jej kompanów, choć nie mógł na to przystać Chris, który ostatecznie zmieniał się z półorkiem co kilka godzin. To właśnie krzyki półelfa zbudziły kompanów w środku nocy.
-Ahoj! Zatrzymajcie się! Nie mamy wrogich zamiarów!- krzyczał wymachując pochodnią. Kilkunasto metrowa barka zbliżyła się do brzegu. Przy niskiej burcie stanął pulchny niziołek w eleganckich, kupieckich szatach.
-Czego chcecie?- niemal krzyknął do grupki, która zdążyła wyjść z magicznej chaty. Za jego plecami stała ósemka kuszników, gotowych lada moment wystrzelić w razie jednego, fałszywego ruchu.
Ostatnio zmieniony śr mar 16, 2011 1:09 pm przez Nefarius, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

pn mar 21, 2011 7:56 pm



- Aha, kobietę. - odpowiedziała Chrisowi - To całkiem pozytywnie, że nie wszystko trzeba załatwiać walką z czymś dla kogoś. Pewnie będzie ciężko, ale miła taka odmiana. Zresztą to dla Gabriela. Choćbym miała wejść na plany niebiańskie i tam znaleźć kogoś, kto pomoże, to to zrobię. - stwierdziła, uśmiechając się delikatnie i gładząc szyję konia.
Zaskoczyły ją nieco słowa Bena. Miał rację, na pewno pomoże jej to w przyszłości.
- Teraz jest dobrze. Wiem, że on jest u Eryka. I wiem, że tylko ode nas zależy teraz czy uda nam się przywrócić go światu. Wcześniej wcale nie było ze mną tak dobrze. - wzdrygnęła się na samo wspomnienie tej chłodnej pustki w sercu - Pozory mylą. Na szczęście mam świadomość, że on jest. Po prostu jest tak, jakby wyjechał w długą podróż. Ale nic mu nie grozi. - uśmiechnęła się delikatnie, z utęsknieniem wspominając ukochanego.
Na słowa Wiktorii zaśmiała się cicho. Gotowi do podróży, ruszyli naprzód.

Nyarla znów miała o czym rozmyślać. Zastanawiała się nad ostrzeżeniem maga, dotyczącym jej ojca. Czy faktycznie takich jak ona było więcej? Zwodzeni przez obietnice swych smoczych przodków ruszali w drogę, wykonując ich zadania, by przed triumfem zostać zaatakowanymi przez nich? Była skłonna w to uwierzyć. Tak długowieczna istota jak jej ojciec mogła po prostu czekać na pojawienie się odpowiedniej osoby. Nawet jeśli Faerun przemierzali inni potomkowie Tristana, wcale nie musieli mieć takiej mocy jak ona. Czarownica uświadomiła sobie, że nigdy nie poznała dziwnej przepowiedni o nadejściu ery smoków. Założyła, że przyczyni się do tego. Ale co jeśli było inaczej? Co jeśli jej osoba pojawiała się w przepowiedni jako ta, która powstrzyma tę erę? Niewyobrażalne. Jednak z pomocą smoczej krwi, własnej magii, niebiańskich istot, Ognistowłosej, ojca wyvern i kto wie kogo jeszcze... Może było możliwe? Tyle pytań i żadnych odpowiedzi. Ślepo zawierzyła ojcu, dążyła do wykonania zleconych zadań, narażając życie. Odciągała przy tym Kult Smoka od niego, by mógł spokojnie kontynuować dzieło zjednoczenia plemion Maztiki. Ciężko było pogodzić się z myślą, że istotą, która wbije jej sztylet w plecy mógł był właśnie on. Od tej pory musiała się jednak liczyć także z tym.

Wieczorem, gdy już znaleźli się w magicznej chatce, by odpocząć przed kolejnym dniem, Nya postanowiła wyjaśnić grupie swój plan. Kiedy zorganizowała wszystkim łóżka, usiadła na swoim i przeszukała jedną z toreb. Odnalezienie małej książeczki i naszyjnika zajęło sporo czasu, bowiem od dawna już zalegały na jej dnie.
- Jest. Znaleźliśmy to na Maztice, we wraku statku rozbitego na wybrzeżu. - powiedziała i odczytała im odpowiedni zapis - Najukochańsza Grevo. Dzisiaj o świcie kapitan Kradil oznajmił nam iż na naszej drodze stanie potężny sztorm. Obawiam się iż Talos pragnący chaosu i śmierci nie pozwoli nam dopłynąć do brzegów. Nasz maszt i tak jest już mocno zniszczony po ostatniej burzy, jaka nas spotkała czterdziestego-trzeciego dnia. Tak bardzo chciałbym Cię jeszcze raz ujrzeć. Tak bardzo chciałbym oddać Ci twój naszyjnik. Tak bardzo chciałby wziąć w ramiona i pocałować...
Spojrzała po towarzyszach.
- Wiem, że to dość pokrętny pomysł... W każdym razie, w Waterdeep dowiedziałam się, że ten statek prawdopodobnie wypłynąć mógł z Neverwinter. Nie wiem na ile to prawdziwa informacja i czy uda nam się tę kobietę odnaleźć, ale to zawsze jakiś plan. - schowała naszyjnik i dziennik na powrót do torby - Jeśli łączyła ich wielka miłość, to kobieta musi czuć się opuszczona i samotna. Jeśli czekała na ukochanego, a teraz dowie się, że on od dłuższego czasu nie żyje... Będzie potrzebowała odmiany, tak sądzę. Może jakiś czas w odległej pustelni, z miłym, inteligentnym mężczyzną u boku, będzie wstanie zagwarantować jej nieco spokoju. Wiem, że wiele tu założeń i niepewności, ale droga do Neverwinter jest długa. Może natkniemy się na coś innego po drodze. Zobaczymy. - wzruszyła lekko ramionami, widząc niepewne miny kompanów.
- Tak czy inaczej czas spać.

***


Drugi dzień podróży także minął bez przygód, co było miłą odmianą po wydarzeniach, jakie miały miejsce w Mirabar. Aż strach pomyśleć jakby się czuli, gdyby nie magiczna chatka. Dzięki niej mogli przynajmniej wygodnie, i względnie bezpiecznie, wypoczywać. Barka na rzece pojawiła się w środku nocy. Nie była to może zbyt szczęśliwa pora, ale szczęśliwie nie przegapili spływu. Ośmiu kuszników dbało o bezpieczeństwo towaru czy cokolwiek tam mieli. Niziołek wyglądał na kupca, więc zapewne trochę złota mogłoby im zapewnić miejsce na barce. Nya wysunęła się do przodu, unosząc dłonie, by pokazać, że nie ma wrogich zamiarów.
- Witam. Wybaczcie, że zaczepiamy o takiej porze. To z pewnością nie wygląda najlepiej. Gdybyśmy jednak chcieli uczynić Wam krzywdę, nie ostrzegalibyśmy przed swoją obecnością. - uśmiechnęła się czarująco do mężczyzn - Jesteśmy podróżnikami. Mam na imię Nyarla, a to moi towarzysze - Wiktoria, Ur'Thog, Ben i Chris. - przedstawiła wszystkich - Potrzebujemy dostać się do Luskan. Możemy przydać się jako dodatkowa ochrona. - kupiec kupcem, ale czarownica nie miała ochoty rozpoczynać targów od zapłaty za przewóz.
Skoro mieli ośmiu kuszników, to okolica nie należała do najbezpieczniejszych.
- Jeśli jednak nie macie dość miejsca, to byłabym wdzięczna za informację gdzie dokładnie i jak daleko stąd znajduje się jakiś punkt, w którym moglibyśmy poszukać miejsca na drogę do Luskan. - poprosiła uprzejmie.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

wt mar 22, 2011 7:31 pm

Niziołek przyglądał się długą chwilę przemawiającej kobiecie i jej kamratom. Choć półork jakoś nie budził jego zaufania a na gnoma spoglądał jakby miał sprawiać kłopoty to jednak symbol Sune na szyi Wiktorii był dla niego wystarczającym dowodem wiarygodności grupki i jej przywódczyni. Czarownica mówiła krótko i zwięźle i to również najwyraźniej przypadło kupcowi do gustu.
-Dobić do brzegu! Naszykować kładkę!- krzyknął pierwsze zdanie gdzieś w głąb sunącej po powierzchni wody barce, te drugie zaś skierował do stojącego obok, jednego z kuszników. Pozostali opuścili broń, lecz żaden z nich nie myślał nawet rozejść się po pokładzie. Barka zatrzymała się tuż przy brzegu i choć była dość długa i mało zwrotna sternik spokojnie sobie poradził. Drewniana kładka w postaci grubszej deski nie dawała zbyt wiele komfortu i poczucia bezpieczeństwa, gdy się po niej szło.
-Tylko bez czarowania na pokładzie. Nie ufam magii.- rzucił jako podstawowy warunek. Najtrudniej było przeprowadzić konie, jednak Thog uspokoił zwierzęta i jakoś udało się je wprowadzić, a następnie zamknąć w specjalnym pomieszczeniu pod pokładem, gdzie znajdowały się inne zwierzęta.
-Mam nadzieję, że żadne z was nie ma choroby morskiej. Ostatnimi czasy z zachodu niepokoją nas potężne i niezwykle silne burze. Cholera jedna wie, skąd się biorą. Do tego woda jakaś mętna...- zamyślił się. -Dobra choćta.- zamachnął się ręką wołając grupkę -Pokażę wam waszą kajutę.-

- W niedługim czasie zachód przestanie być przyjemnym miejscem, takie odnoszę wrażenie. - powiedziała Nyarla, idąc za kupcem i uśmiechając się krzywo pod nosem.
- A co do magii... Jeśli użycie jej na tym pokładzie będzie wymagane do uratowania życia tobie lub komuś z twojej załogi, panie? - zapytała.
Może było to nieco bezczelne, ale to magia była jej największym atutem. Owszem, dzięki Asowi Czarnoksiężnika mogła w miarę sprawnie posługiwać się tym mieczem. Jednak niemożność wykorzystania swojej mocy, bo ktoś jej nie ufa, nie poprawiała jej samopoczucia.
- Rozumiem, że nie ufasz magii, ale jeśli od tego będzie zależało bezpieczeństwo tej przeprawy? Nie chciałabym musieć czekać na możliwość uratowania sytuacji do momentu aż ktoś wykrzyczy pozwolenie, ginąc przy tym w męczarniach. - uśmiechnęła się delikatnie.

Niziołek spojrzał piorunująco na kobietę, jakby zirytował go fakt, iż kobiecie udało się go zaskoczyć pytaniem.
-Od pilnowanie mojego życia mam 'Orlą gromadę'.- oznajmił spoglądając na dwójkę kuszników, którzy szli za maluchem. -Ale... W razie czego, w ostateczności możesz skorzystać z magii jeśli to komuś uratuje życie.- oznajmił.
-A tak w ogóle. Nazywam się Brego. Niech was nie interesują przewożone barką towary. Jeśli któryś z twoich kamratów będzie kręcić się koło skrzyń... To wtedy jeden z Orłów go ustrzeli.- wzruszył ramionami -Żeby była jasność.- dodał po chwili jakby chciał powiedzieć, że tylko ostrzega.

Kajuta nie była zbyt przyjaznym pomieszczeniem. Wyglądało to raczej jakby stare pomieszczenie w których trzymano różnoraki sprzęt. Zalegała tu masa kurzu a i po meblach nie było tu śladu od dawien dawna.
-Urządźcie się jak tylko Ci się podoba. To pomieszczenie jest wasze. Latryna z tyłu barki, ale po skorzystaniu z niej trza wylać zawartość wiadra do rzeki...- wyjaśnił -I trzymajcie mi się w kupie, nie łazić po pokładzie jak żebrające dzieci na rynku Suzail.- choć kupiec nie był zbyt przyjemny, to jednak konkretny ton wypowiedzie sprawiał wrażenie iż z tym malcem można robić interesy i wie jak sobie poradzić w życiu.

-Jeśli nie macie swoich zapasów to co trzy dni robimy postój i jeśli się da polujemy. Możecie się dołączyć lub odkupić część mięsa.- dodał na koniec po czym zamknął skrzypiące drzwi kajuty. Perspektywa spędzania kilku dni w niewielkim pomieszczeniu w dodatku bez krzty intywności nie była zbyt pocieszająca, jednak gdy Nyarla pomyślała sobie, co przeszła dla Gabriela, to najbliższe dni wydawały jej się sielanką.
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

ndz mar 27, 2011 6:03 pm



- Nie trzeba być opryskliwym. Doskonale wiemy, gdzie nasze miejsce i ręczę za każdego z moich towarzyszy, że nikt nie tknie nawet czegoś, co nie należy do nas. - wyjaśniła, uśmiechając się uprzejmie.
Miała też ochotę dodać coś na temat 'Orlej Gromady', uznała jednak, że znalazłszy się na rzece, będą tylko na łasce i niełasce niziołka, więc po co miała zajść mu za skórę już przy pierwszej rozmowie. Wnętrzu kajuty przyjrzała się z niechęcią wyraźnie malującą się na jej twarzy. Nie spodziewała się luksusów, ale i nie sądziła, że trafią do takiej klitki. Nie zamierzała jednak narzekać. I tak spływ barką miał zaoszczędzić im kilka dni drogi.
- W porządku. W razie kłopotów możecie liczyć na naszą pomoc. - zapewniła Brego.

Zastanawiały ją burze na zachodzie. Jak daleko stąd miały miejsce? Czy już w okolicach jej warowni czy może znacznie bliżej? Chwilowo nie było to najważniejsze. Zresztą cała wyprawa zlecona przez ojca straciła nieco na znaczeniu. Słowa starego pustelnika skutecznie otrzeźwiły Nyarlę. Przestała marzyć o jego wdzięczności i uznaniu, a zaczęła liczyć się z tym, że Tristhan może chcieć ją unieszkodliwić.
~ I nawet to nie przyjdzie mu łatwo... ~ pomyślała.
- Dobra, warunki są jakie są. Zaoszczędzimy przynajmniej czas. Dołączymy także do polowań, żeby nie musieć tracić złota na odkupowanie pożywienia. Zarówno Chris, jak i Ur'Thog znają się zapewne lepiej na tym, niż cała "Orla Gromada" razem wzięta. - uśmiechnęła się do wymienionych osób.

Trochę nie pasował jej zakaz używania magii, ale nie mogła na to nic poradzić. Była przyzwyczajona do tego, że w razie niebezpieczeństwa będzie mogła bez skrępowania sięgnąć po moc. Tymczasem dostała warunek, by korzystać z niej tylko podczas ratowania czyjegoś życia. Średnio pocieszające. Na szczęście Nya nie należała do tej grupy magów, która używała magii stale, codziennie, także do najprostszych czynności. Zawsze wpajano jej, by szanować moc i nie trwonić jej na błahostki. Zatem nie była uzależniona od codziennego korzystania z magii w drobnostka typu przeniesienie czegoś czy posprzątanie. Magia była dla niej bronią i tarczą, a nie sługą.
- Cóż, obyśmy znaleźli w Neverwinter to, czego szukamy. - podsumowała, tworząc za pomocą prostej sztuczki niewielką świetlistą kulę, którą posłała pod sufit, celem oświetlenia pomieszczenia.
Nyarla miała co robić w trakcie podróży. Rozłożyła sobie posłanie i usadowiła się na nim. Demon natychmiast znalazł się na jej kolanach. Zaś kobieta wyjęła księgę od starca i zagłębiła się w lekturze poleconego rozdziału.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

ndz mar 27, 2011 7:48 pm

-Nie przejmuj się niczym. Damy radę...- Chris chciał pocieszyć Nyarlę. -Jeśli będzie czas na polowanie, to gwarantuję, że zdobędziemy więcej zwierzyny niż te patałachy...- uśmiechnął się. Gdy Nyarla zajęła się czytaniem książki pozostali również wdali się w rozmowy, z wyjątkiem Bena, który studiował swoją księgę zaklęć.
-Właściwie, kiedy dołączyłeś do Nyi i Gabriela?- półelfi łowca zwrócił się do Thoga -Kiedy pierwszy raz ich spotkałem, to byli w trochę innym składzie, że tak powiem.- Półork wzruszył ramionami, jak gdyby przeszłość nie była dla niego istotna.
-Gabriel kupić mnie z rąk handlarz niewolnic pod ziemia.- odrzekł zielonoskóry.
-Pod ziemia?- spytał Chris, nie do końca wiedział o czym mieszaniec mówi.

-Miasto magiczne przejścia. Miasto czarne elfy i wielookie głowy.- odrzekł Ur'Thog.
-Chodzi o drowy i beholdery? A! Podmrok.- domyślił się w końcu.
-Tak chodzić o Podmrok. Tam Thog pomóc Nya i Gabriel i trafić na powierzchnia po długie dni siedzenia w niewola. Nya i Gabriel pozwolić mi na powierzchnia odejść, ale Thog nie mieć gdzie. Thog zostać i tak łazić za czarownica i elf i pomagać swój topór, walić w łeb wrogi Nyarli.-
-A zanim trafiłeś do niewoli?- spytał półelf.
-To długa i bolesna historia...- wtrąciła się Wiktoria, która najwyraźniej już słyszała tę opowieść. Być może wtedy, kiedy tuż po bitwie w Mirabar, rozmawiała z półorkiem przed świątynią. Chris pokiwał głową jakby zrozumiał, że nie powinien drążyć tego tematu.

~***~


Czwarty rozdział księgi traktował zgodnie z słowami starego kapłana o śmiertelnych potomkach smoków. Pierwsza, poruszona historia dotyczyła wspaniałego wojownika, które większość życia spędził w Targos. Dzięki ogromnej, nadludzkiej wręcz sile pokonywał swych wrogów z niesłychaną łatwością. W tym przypadku to przodek odnalazł potomka, słysząc liczne legendy o Furiathcie Niepokonanym. Biały smok o imieniu Xavier, odnalazł swego syna, spłodzonego z ludzką kobietą i zabrał na swoje tereny, gdzie wspólnie poświęcili wiele dni na dodatkowe treningi w sztuce posługiwania się bojowym młotem. Historia miała tragiczny koniec, albowiem Furiath został zamordowany przez wieloletniego wroga Xaviera, czarnego jaszczura o imieniu Barandurius. Według legendy biały żmij tak mocno rozgoryczony po śmierci syna zwabił swego odwiecznego rywala i w ostatecznym boju, po zwycięstwie zamroził go w jaskini, gdzieś głęboko pomiędzy wierchami Grzbietu Świata, tak by czarnego smoka nikt już nigdy nie odnalazł.

Druga opowieść dotyczyła wspaniałej łuczniki, która dowiedziawszy się od umierającej matki, kto tak naprawdę jest jej ojcem, postanowiła odnaleźć przodka by spotkać się z nim twarzą w twarz i poinformować o śmierci dawnej partnerki i matki jego dziecka. Łuczniczka z Yhaunn ruszyła w długą podróż na daleki wschód, do Shaar, gdzie na pustkowiach pełnych piasku i skąpanych w słonecznym skwarze odnalazła Cienistego smoka, który przyznał kobiecie po długich rozmowach, że może być jej ojcem. Ich historia skończyła się dość szczęśliwie, bowiem smok wspomógł kobietę i wspólnie przeżyli kilka godnych zapisania w osobnej książce przygód. Ostatecznie rozstali się w pokojowych stosunkach, obiecując sobie, że jeszcze kiedyś się spotkają. Od tamtej pory po cienistym smoku spod równin Shaar zniknęły słuchy.

Kolejna z opowieści była już bardziej dramatyczna. Jej początek był bardzo podobny do historii Nyarli, z tym że dotyczył rosłego barbarzyńcy z deszczowych lasów Chultu. Wojownik dowiedział się z wizji szamana swego plemienia iż jest synem czerwonego smoka zamieszkującego jaskinię jednego z wielu nieczynnych już wulkanów. Dramax postanowił odnaleźć gada by dzięki ojcowskiemu wstawiennictwu objąć władzę nad plemieniem, którego był członkiem. Gdy w końcu mu się to udało, smok bez problemu dostrzegł iż jego potomek jest silny i mężny, jednak niezbyt bystry, co gad wykorzystał do swoich celów. Jaszczur zlecił potomkowi masę dziwacznych misji, które człek ślepo wykonywał, zaś kiedy smok uznał iż nadszedł najwyższy czas, zamordował Dramaxa i pożarł go będąc przekonanym, że dzięki temu zyska siłę i zwinność pokonanego.

Kolejna z historii była bardzo podobna. Głównym jej bohaterem był zaklinacz z Suzail, który podczas rzucania zaklęć miewaj dziwaczne transy, w których widział smoka pieśni. Zaklinacz długo zastanawiał się, co powinien zrobić, jednak ostatecznie zdecydował się odnaleźć gada z wizji i dowiedzieć się, dlaczego go w nich nawiedza. Po kilku latach poszukiwań czarownik odnalazł smoka i jak się okazało był to jego ojciec. Smok dostrzegł podobnie jak w poprzedniej historii iż może sporo zyskać mamiąc potomka zauroczył go epickimi opowieściami o wielkich bogactwach i wspaniałych włościach, które zaklinacz po nim odziedziczy. Smok pieśni nie chciał jednak zabić syna, gdyż miał w nim nie tylko sprzymierzeńca ale i sługę. Smok związał się z mężczyzną swego rodzaju symbiozą, mamiąc każdego dnia zmysły czarnoksiężnika i zdrowy rozsądek nie dając mu okazji by przejrzeć na oczy. Według legendy opisanej w książce człek wciąż żyje i służy ojcu gdzieś daleko na terenach Thay.

~***~


Gdy Nyarla doczytała rozdział do końca, jej kompani już spali głęboko, jedynie półork leżał nieruchomo z rękami wsuniętymi pod głowę, spoglądając gdzieś w pustkę. Pokład barki skrzypiał niczym stara łajba, zaś co jakiś czas dało się usłyszeć kroki członków załogi niziołczego kupca. Ci najwyraźniej brali swoje obowiązki na poważnie, albowiem ochrona barki w czasie całej doby świadczyła o zaangażowaniu ochroniarzy. Z pewnością w grę wchodziły również zarobki mężczyzn. Najwyraźniej opłacało im się to zaangażowanie.
-Kolejna burza...- usłyszała czarownica z zewnątrz. Najwidoczniej niziołek nie wyolbrzymiał mówiąc o szalejących burzach. Straszliwy żywioł dotarł nad barkę szybciej niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Kobieta słyszała wyjący wiatr, oraz czuła jak wzburzona rzeka bardziej kołysze barką. Intensywnie padający deszcz, zbombardował barkę miliardami grubych jak paznokieć dorosłego mężczyzny kroplami, a pioruny co kilka sekund przypominały iż z żywiołem nikt nie ma szans.
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

wt mar 29, 2011 5:31 pm



Nim na dobre zagłębiła się w lekturze, wertowała w zamyśleniu karty księgi, przysłuchując się rozmowie pozostałych. Była nieco zaskoczona, gdy zorientowała się, że Wiktoria zna historię Ur'Thoga. Może i nie powinno jej to dziwić? Ta dwójka świetnie się dogadywała. Być może łagodność kapłanki i jej niebiańskie pochodzenie - co do którego Nya była przekonana, choć nie miała pewności - sprawiły, że półork otworzył się przed nią. Jakby nie było Thog nie był tylko bezmyślnym zabijaką. Miał swoje uczucia, nic więc dziwnego, że w końcu z kimś się nimi podzielił. Czarownica przez długi czas po śmierci Gabriela nie była dobrym kompanem do jakichkolwiek rozmów. W każdym razie Nyarla szczerze cieszyła się, że grupa dogaduje się między sobą i nie mają jakichś większych konfliktów. Była im wszystkich niezwykle wdzięczna, że towarzyszą jej w podróży. Z drugiej strony, cóż innego mieli do roboty? Wędrówka u boku smoczej córki z pewnością mogła przynieść więcej korzyści niż zwykłe, osiadłe życie. Jak korzyści, to i kłopoty, ale z tymi jakoś sobie radzili.

Natarczywe mruczenie Demona przywróciło Nyarlę do rzeczywistości. Podrapala kota za uchem. Otworzyła księgę na wspomnianym przez mędrca rozdziale i zagłębiła się w lekturze, nie przerywając obdarzania kota pieszczotami. Pierwsza historia była zaskakująca, ale nie ze względu na fabułę. Była pewna, że to nie jest po prostu legenda. Nie sądziła, by był to tylko zbieg okoliczności. W końcu ile smoków zaklęto w lodzie pośród jaskiń Grzbietu świata? Zatem czarny smok, którego odnalazła Agness i do którego jaskini prowadziły portale w twierdzy w Podmroku zabił potomka białego Xaviera, zasługując sobie na jego zimną furię. Nyę ciekawiło czy spowodowała to utrata potomka, czy po prostu odebranie narzędzia, jakim mógł stać się Furiath...

Cienisty smok z drugiej historii przyznał łuczniczce z Yhaunn, że jest jej ojcem. Tak samo było i z Nyarlą. Udała się w podróż, po drodze odkrywając kim jest, by ostatecznie usłyszeć to od Tristhana. Ojciec pomógł jej, wspominając, gdzie znajdzie przydatne przedmioty i dał jej wolną rękę co do wykorzystania ich. Nie kazał jej tego robić dla siebie, ale dla niej samej. Czy i Nyarla miała kiedyś rozstać się w spokoju z Tristhanem, przejmując schedę po nim a on miał zniknąć? Czas pokaże.

Każda kolejna opowieść pokazywała, że w większości przypadków to wizje, transy czy sny kierowały różne osoby na trop ich dziedzictwa. Czasem tylko smok odnalazł potomka lub matka powiedziała o tym dziecku. Dwie kolejne historie opowiadały o ludziach wykorzystywanych przez legendarne bestie do załatwiania własnych spraw. Omamieni ludzie ślepo wykonywali rozkazy, być może nawet nieświadomi, że chwała nie będzie ich udziałem. Zauroczenie magią mogło na Nyę nie podziałać, takiego rozwoju wydarzeń nie powinna się obawiać. Gorzej z oparciem się gładkim słowom smoka. Czarownicy zależało na tym, by utrzymać z ojcem dobre stosunki. Chciała go poznać, spędzić z nim więcej czasu. Czy jednak było to możliwe bez jednoczesnego pozostawania na jej łasce? Koniec końców dobrze się stało, że wyruszyła w tę podróż. Jeśli Tristhan kiedykolwiek chciałby uczynić jej cokolwiek złego, to mocno się zdziwi.

Nyarla nie zamierzała jednak z góry zakładać, że jej ojciec jest taki czy inny. Po prostu spojrzała na całą sytuację z innej perspektywy. Uświadomiła sobie jakie może być zagrożenie. Wciąż jednak możliwość nie była koniecznością. I przy takim podejściu zamierzała pozostać. Zamknęła księgę i wsłuchała się w odgłosy burzy. Doskonale pamiętała sny, w których widziała śmigającą w przestworzach plamkę, tańczącą z błyskawicami. Sama też posiadała ich moc, po ojcu. Ten czas w roku mógł obfitować w opady śniegu lub deszczu, ale tak intensywne i częste - wedle relacji przynajmniej - burze chyba nie były całkiem na miejscu? Póki co możliwości Nyi i tak były ograniczone w tej kwestii. Miała nie używać magii? Dobrze. Poczeka do ostateczności. Przygarnęła do siebie Demona, kładąc się na posłaniu. Czekało ich jeszcze kilka takich dni...
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

śr mar 30, 2011 7:47 pm

28 dzień Gnicia 1372 roku Rachuby Dolin25


Zmęczenie w końcu zwyciężyło nad hałasem powodowanym przez żywioł. W końcu i Nyarla usnęła. Rankiem zbudziły ją słoneczne promienie, które wpadły do kajuty przez otwarte drzwi. Przyjemny zefir, który dostał się do środka wypierał zapach stęchlizny, wilgoci i nieświeżości. Tuż przy otwartych drzwiach obok Wiktorii stał Chris, Ben zaś leżał w swoim śpiworze, odwrócony plecami do otwartych drzwi, jakby w nocy przez burze się nie wyspał i chciał odbić to sobie właśnie teraz. W zasadzie nie miał nic do stracenia, wszak i tak nie było nic ciekawego do roboty.
-Obudziłaś się?- półelfi łucznik zauważył, że Nyarla otwarła oczy. -Nie chcieliśmy Cię budzić. Spałaś jak kamień.- wyjaśnił -Już prawie południe.- dodał na koniec. Niebo nad barką było czyste i przejrzyste. Gdyby nie niska temperatura można by było poczuć wielka przyjemność podróży w takich warunkach atmosferycznych.

Załoga barki błąkała się bez celu obserwując okolicę. Niziołczego kupca nigdzie w pobliżu widać nie było. Po chwili i Thog dołączył do grupki, wracając z tylnej części długiej na kilkanaście metrów łodzi.
-Słyszałam, jak tych dwoje...- Wiktoria wskazała lekkim skinieniem głowy dwójkę mężczyzn stojących przy burcie -Rozmawia o bitwie w Mirabar. Gdyby tylko wiedzieli...- uśmiechnęła się pod nosem. Półork minął kompanów i wrócił do kajuty, rozsiadając się pod ścianą.
-Musi mu się nudzić. Ani nie poczyta, o broń również nie dba jak klasztorny rycerz.- zauważyła kapłanka Sune.
-Ano. Czuje zew przyrody, jak i ja. Tyle tylko, że ja jeszcze w takiej chwili potrafię sobie znaleźć zajęcie.- odpowiedział Chris.
-Myślałaś już, co zrobimy, jeśli nie znajdziemy tamtej kobiety?- Wiktoria zwróciła się do czarownicy.

-Nie zamęczaj Nyi takimi pytaniami. Jeszcze nie przebyliśmy połowy drogi, a już pytasz o takie rzeczy. Nie możesz z góry zakładać, że nie znajdziemy. Trzeba być dobrej myśli.- Chris zwrócił jej uwagę.
-Masz rację. Wybaczcie.- młoda kapłanka spuściła wzrok na drewniany pokład.
-Wody być za dużo, po ulewy i roztopy...- rozniósł się głos półorka zza pleców Nyarli. -Jak jeszcze trochę zimniej się zrobić, to problem będzie. Lód pojawi się na rzece i przepłynąć dalej nie da rady.- rzekł, jakby chciał ich ostrzec i jak gdyby nigdy nic wrócił na swoje miejsce, rozsiadając się wygodnie. Kompani spojrzeli po sobie. Byłoby źle, gdyby tak faktycznie miało się stać, jednak częste burze gwarantowały sporo deszczu a deszcz podnosząc poziom wody mógł jednocześnie ułatwić przepływ rzeką.

30 dzień Gnicia 1372 roku Rachuby Dolin25


-Dobra... Wygrałaś.- głos niziołka lekko drżał, jakby gardło nie chciało wypowiedzieć tych słów. -Potrzebujemy twojej pomocy. Właściwie pomocy twojej magii...- dodał krzywiąc się na twarzy na myśl o czarowaniu. Intuicja Thoga po raz kolejny ich nie zawiodła. Gdy nadeszła noc mrozy stały się tak silne, że rzeka zamarzła i barka miała spore problemy z przepłynięciem dalej.
-Jeśli możesz nam jakoś pomóc to zrób to... Przybijemy do brzegu na kilka godzin. Moi ludzie pójdą zapolować, byśmy mieli co jeść, a Ty pomyśl nad tymi krami, w porządku?- niziołek był na tyle potulny, na ile potrafił. Z całej sytuacji najbardziej ucieszony był półork, który będzie miał możliwość spędzenia czasu na łonie natury i zapolowania.
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

pt kwie 01, 2011 7:25 pm



Pytanie, które dwa dni wcześniej zadała Wiktoria, dręczyło Nyarlę już od dłuższego czasu. Nie miała bowiem pojęcia co zrobią, jeśli jej plan się nie powiedzie. Jaka kobieta dałaby się zamknąć w wieży z samotnym mędrcem, by towarzyszyć mu do końca jego dni? Chyba tylko równie samotna. Najpierw jednak musieli odnaleźć tajemniczą Grevę, spróbować chociaż. A co będzie potem - czas pokaże. Czarownica nigdy nie była w Neverwinter, skąd mogła zatem wiedzieć, co tam zastaną? Być może szczęście się do nich uśmiechnie, a być może te poszukiwania zabiorą im dużo więcej czasu, niż sądziła. W każdym razie najpierw musieli dotrzeć na miejsce, a tymczasem pojawił się problem...

Natura wyraźnie chciała dać im w kość. Nie dość, że burze nie ułatwiały podróży, to niska temperatura chwilowo uniemożliwiła dalszą podróż. Na szczęście niziołek głupi nie był i przyznał, że potrzebuje pomocy magii. Zarobił sobie tym na odrobinę więcej szacunku. Przezwyciężył własną niechęć, by poprosić o pomoc. Nyarla odczuła pewną satysfakcję, ale szybko zwróciła swoje myśli ku problemowi. Stanęła na dziobie statku, otulając się szczelniej płaszczem i przyjrzała się lodowej tafli. Miejscami była na tyle gruba, że zapewne spokojnie można byłoby po niej przejść.

W pierwszej chwili pomyślała o kuli ognia, ale szybko odrzuciła tę możliwość. Lód zapewne stopiłby się z mgnieniu oka, potraktowany magicznym ogniem, ale tylko na niewielkim - w stosunku do rozmiarów barki - obszarze. To samo dotyczyło płomiennych promieni, które potrafiła wezwać.
- Będzie trzeba naprawdę dużo magii... - stwierdziła, uśmiechając się lekko.
Kolejna myśl była nieco szalona, ale to mogło się udać. A przynajmniej musieli spróbować.
- W porządku. Mam pomysł i muszę go sprawdzić. Tylko lepiej odsuńcie się. I najlepiej nie róbcie nic, póki nie zrozumiecie na co patrzycie. - zwróciła się do niziołka i jego załogi.
Spostrzegła pytające spojrzenie Bena i uśmiechnęła się ponownie.
- Polimorfia. - wzruszyła lekko ramionami, robiąc niewinną minę.

Nya wróciła na dziób statku i sięgnęła do sakiewki z komponentami. Wydobyła pusty kokon i sięgnęła ku magii, otwierając się na nią i inkantując zaklęcie. Już pierwsze słowa sprawiły, że poczuła delikatne mrowienie w całym ciele. Zaś obserwatorzy mogli dostrzec jak powietrze wokół niej zafalowało i zdawało się gęstnieć. Kiedy przebrzmiały ostatnie sylaby, ciało dziewczyny stanęło w płomieniach, by po chwili całe stać się ogniem.

Obrazek


Czuła przyjemne ciepło. Świat nabrał dla niej płomiennych barw, wyglądając zupełnie inaczej niż na co dzień. Nadal była sobą, a jednak kim innym. Czuła nową moc, której nie znała do tej pory. Wiedziała jednak, że czas ma mocno ograniczony i musiała wykorzystać go w pełni. Sięgnęła do wnętrza swej nowej postaci i wyczuła gorejącą, żywą energię. Sięgnęła ku niej, czerpiąc z niej powoli i ostrożnie. Nie zamierzała niszczyć wszystkiego wokół nagłym wybuchem ognia. Potrzebowała jedynie tyle mocy, by znacząco podnieść temperaturę dookoła. Stopniowo zwiększała przepływ energii, obserwując rzekę przed sobą i oczekując odpowiedniego efektu. O ludzi za sobą nie dbała. Ostrzegła ich. I nie sądziła, by ktokolwiek próbował się do niej zbliżać. A w razie czego miała jeszcze za plecami swoich towarzyszy.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

pt kwie 01, 2011 9:56 pm

Chwila za chwilą rosnąca temperatura powoli roztapiała skutą lodem rzeczną powłokę, na której osiadła niska warstwa białego puchu, który spadł z nieba poprzedniej nocy. Kompani przyglądali się Nyarli i wszystkim magicznym zawirowaniom towarzyszącym zaklęciu z uwagą, i choć kobieta tego nie widziała, to miała świadomość iż jest obserwowana. Wiktoria mogłaby odmówić pojedynczą litanię do Sune. Tyle czasu wystarczyło by solidne ciepło, które wydzielała nowa, powłoka cielesna Nyi roztopiło lód na rzece. Para wodna poczęła wartko unosić się w górę sprawiając iż cała okolica wyglądała jakby spowiła ją gęsta mgła.
-Niesamowite...- słyszała szepty członków załogi, którzy podobnie jak jej kompani, przyglądali się całemu zajściu.
-Na bogów. Tymora zesłała nam ją nie przypadkiem...- rzucił ktoś inny, co wywołało na twarzy czarownicy lekki uśmiech zadowolenia. Choć dla innych była oznaką szczęścia, to sama obawiała się, czy dla niej go wystarczy, gdy dotrą już do Neverwinter.

Barka w końcu drgnęła. Drewniany pokład poruszał się powoli, lecz zauważalnie. Rosnąca z każdą chwilą temperatura topiła lód, który był prawdziwą zaporą na drodze łajby niziołka.
-Właściwie... Dlaczego nie miałbym Ci pomóc?- Smocza córa dostrzegła kątem oka Bena, który stał w odległości, zapewniającej mu jako takie bezpieczeństwo od poparzeń. Gnom skoncentrował się na dość prostej formule zaklęcia i rzucił je bez większych problemów. Z jego dłoni wyfrunęła niewielka, kula, stworzona z czystego ognia. Pocisk, dobrze znany Nyarli pofrunął prędko gdzieś w przód znikając w mgle, którą to kobieta stworzyła.

Huk nie był głośny. Choć odstraszył okoliczne ptactwo, to jednak nie zagrażał ekspedycji w dół rzeki. Gdy tylko zaklęcie wykonało planowane zadanie, Ben odchodził od Nyarli by ochłodzić się nieco. Czarownica słyszała jak załoga barki obawia się, czy drewniany pokład nie zajmie się ogniem, jednak Wiktoria i Chris uspokajali ochronę niziołka, zapewniając ich iż smocza córa wie, co robi. Eksplozja ognistej kuli stworzyła sporą wyrwę w lodzie i dzięki niej barka nabrała nieco więcej szybkości, to też gnomi iluzjonista co jakiś czas podchodził na dziób barki by powtórzyć owy proces. W końcu jednak to, co dobre musi się skończyć. Nyarla czuła jak magia powoli przestaje działać, a jej nietypowe wcielenie niebawem przestanie istnieć i wróci do swego ciała...
Ostatnio zmieniony pt kwie 01, 2011 9:56 pm przez Nefarius, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

sob kwie 02, 2011 12:16 pm



Siedząc pod pokładem, Nyarla nie miała pojęcia, że temperatura na zewnątrz spadła w ciągu dwóch dni tak bardzo, by tak mocno skuć lodem rzekę. Pogoda istotnie szalała w najlepsze. Jednak dzięki przemianie czarownicy barka płynęła dalej. Komentarze słyszane gdzieś za plecami bawiły ją nieco. Była natomiast zadowolona, że właśnie udało się jej pokazać wszystkim dobroczynne działanie magii. Do tego Ben wspomagał ją ognistymi kulami. Widząc jaki efekt przynosiły jego zaklęcia, czarownica utwierdziła się w przekonaniu, że jej pomysł był jak najbardziej na miejscu. Lód dookoła topniał, dzięki czemu barka łatwiej kruszyła cienką taflę. Zaś ogniste kule jedynie oczyszczały z lodu pewien obszar.

Po kilkunastu minutach, czarownica odczuła jak magia powoli słabnie i wymyka się spod jej kontroli. Temperatura stopniowo spadała, a płomienie otaczające dziewczynę słabły w miarę jak wracała do swojej postaci. Przymknęła oczy, czekając, aż proces dobiegnie końca. Wzięła głęboki oddech i powoli wypuściła powietrze, po czym z zawadiackim uśmiechem odwróciła się do pozostałych. Przez moment przyglądała się całej załodze.
- Proponuję teraz przybić do brzegu, byście mogli zapolować. - stwierdziła - Potem możemy dalej posuwać się w ten sposób, ale będzie to dla mnie bardzo wyczerpujące. Będę musiała użyć tego zaklęcia kilkakrotnie, póki nie wyczerpię swojej mocy. - wyjaśniła im - Przynajmniej dziś będzie to tak wyglądało zapewne.

Następnie odwróciła się do Bena i Wiktorii.
- Dzięki za pomoc. - skinęła gnomowi - Czy któreś z was będzie w stanie wezwać żywiołaka jutro? Żałuję, że kostur tamtej Kultystki został w jaskini. - skrzywiła się lekko zarówno na myśl o Kultystce, jak i na wydarzenia, z którymi jej się kojarzyła.
- Sama dam radę utrzymywać stale polimorfię przez nieco ponad godzinę... Rzucając je od razu, gdy minie. - tłumaczyła - Ale potem znów będziemy stać w miejscu. Zatem potrzebuję wsparcia. Wezwanie żywiołaka będzie najlepszym wyjściem. Moja magia przyzwań działa... nieco inaczej. Dlatego przydałoby się Wasze wsparcie, jeśli znacie taką magię. - uśmiechnęła się lekko.
Nyarla podeszła także do Chrisa i Ur'Thoga.
- I chciałabym wiedzieć co wy sądzicie o takiej pogodzie... Znacie się lepiej na naturze. Mnie się to nie wydaje normalne, ale chętnie poznam wasze zdanie.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

ndz kwie 03, 2011 10:41 am

-Ja niestety nie potrafię przywołać żywiołaków. Inne stwory tak ale nie żywiołaki. Kiedyś jeden zabił mego wuja, kiedy praktykował w swym domu magię przywołań. Od tamtej pory unikam tego typu magii.- Ben wzruszył ramionami -Ale pomogę ognistymi kulami. Chociaż tyle będę mógł zrobić.- dodał gnom.
-Ja pomogę. Jednak dopiero jutro. Muszę się pomodlić o takie zaklęcia. Dzisiaj z pewnością nie uda mi się przywołać poza planarnego.- wyjaśniła Wiktoria.
-Ty będziesz mogła odpocząć, kiedy moje stwory, będą topiły lód. To nawet logiczne rozwiązanie.- zamyśliła się kapłanka. Nyarla wciąż spoglądając na nią i jej lekki ubiór dostawała ciarek na plecach. Gdy magia zmieniała ja w żywiołaka czuła dziwnie, przyjemne ciepło. Teraz zaś moc zesłana przez Mystrę rozproszyła się i smocza córa znów czuła chłód. Wcale nie mały chłód.

-Ur'Thog zdawać się, to coś nie tak.- głos w końcu wziął zielonoskóry barbarzyńca -Burza w góry to normalne, burza na brzeg morze też, ale tu gdzie my być co dzień burza to coś dziwne. Chłodnawo jest, bo jest zima, więc to nie dziwić Thoga. Tylko częste burze.- półork wzdrygnął się, po czym spojrzał na zachód, w kierunku którego powoli płynęli.
-Też mi się tak wydaje. Burze nie idą z gór, tylko ze strony oceanu. To dość dziwne zjawisko, gdyż częste i intensywne burze znad oceanu nie mają takiej siły by dotrzeć tak głęboko w ląd a jakby nie było dzieli nas kawałek do wybrzeża.- dodał Chris. -Na razie tym się nie przejmujmy. Deszcz nikomu nie zaszkodził. A jeśli się podniesie poziom rzeki to łatwiej pójdzie z lodem, który będzie bardziej mobilny i też będzie spływał z nurtem rzeki. Teraz naszym największym problemem jest właśnie lód.-

Barka dobiła do brzegu. Chris zabrał ze sobą swój łuk, zaś Thog tylko topór. Orla Gromada podzieliła się na dwie nierówne części. Czworo mężczyzn ruszyło z Chrisem i Thogiem na polowanie, zaś pozostali, nie opuścili pokładu łajby by sprawować nad nią pieczę.
-Powinnaś teraz odpocząć, póki poszli polować. Zostanę z Tobą.- Wiktoria uśmiechnęła się do towarzyszki.
-Hej! Zaczekajcie na mnie! Na bogów mam krótkie nogi, nie potrafię tak szybko łazić jak wy!- krzyknął gnom wybiegając z wspólnej kajuty. Malec minął dwie kobiety i zbiegł po kładce na brzeg, pędząc w stronę półelfa i półorka.
-Ekhem...- Nya usłyszała głos niziołczego kupca. Pulchny kupiec pogładził się dłonią po szyi. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale zakłopotanie, zatkało go.
-Ten... No... Mam wolną kajutę z prawdziwego zdarzenia. Przenieście się z tego magazynku.

Niziołek znów odchrząknął -Wobec każdego jestem taki nieufny. Takie czasy. W każdym razie pokazałaś swoją wartość, więc myślę, że nie musicie dłużej siedzieć w ścisku i duchocie. Chodźcie, pokażę wam.- rzekł po czym odwrócił się i ruszył w kierunku kajut, usadowionych nad magazynkiem, w którym noce przyszło spędzać grupie gości na barce. Ta była odrobinę większa. Były tu cztery łóżka, oraz okno, przez które wpadało światło i można było wywietrzyć wnętrze.
-Ponaglę moich ludzi, by przenieśli wasze rzeczy.- rzekł po czym wyszedł zostawiając kobiety same.
-No nieźle. Pokazałaś mu, jak przydatni mogą być magowie...- zachichotała. -Chris wspominał mi, że miałaś kiedyś jakieś wizje... Ekhem... Możesz mi coś o nich opowiedzieć?- spytała poważniejąc -Nic o tobie pani nie wiem...-
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

ndz kwie 03, 2011 11:51 am



Nyarla nie oczekiwała, że Ben i Wiktoria będą w stanie jeszcze dziś przywołać żywiołaka. Całe szczęście, że choć jedno z nich było do tego w ogóle zdolne. Skinęła kapłance, zgadzając się z jej słowami. Kiedy spoglądała na nią i jej lekki ubiór potwierdzały się tylko przypuszczenia co do niebiańskiego pochodzenia Wiktorii. Może Eryk przy okazji będzie potrafił powiedzieć coś więcej. Jeśli w żyłach służki Ognistowłosej jest choć trochę anielskiej krwi, to archanioł z pewnością to wyczuje. Czarownica otuliła się szczelniej płaszczem. Elektryczność nie mogła jej uczynić żadnej szkody, ale chłód odczuwała równie mocno jak zwykli ludzie.

Wyjaśnienia Thoga i Chrisa potwierdziły obawy Nyarli co do nienaturalnego źródła opadów.
- Możemy się nie przejmować. Ale dobrze wiedzieć, że coś jest nie tak. Przynajmniej powinniśmy być bardziej ostrożni. - odpowiedziała półelfowi z uśmiechem.
Odprowadziła wzrokiem mężczyzn, gdy schodzili na ląd.
- Powodzenia.
Uśmiechnęła się do Wiktorii i wzięła na ręce Demona. Jej uwagę zwrócił niziołek, który wyglądał na zakłopotanego.
- W porządku. Podróżujemy już jakiś czas i z różnymi reakcjami się spotykaliśmy, więc to zrozumiałe...
~ Zwłaszcza gdy przez nas demony atakują miasto. No... Przeze mnie. ~ dodała w myślach.

Obie dziewczyny ruszyły za niziołkiem do nowej kajuty. Trzeba było przyznać, że dalsza podróż zapowiadała się nawet wygodnie, a to poprawiało humor.
- Dziękujemy. Za pozwoleniem, chciałabym przy okazji kolejnej burzy pozostać na pokładzie lub możliwie blisko zejścia pod pokład. - poinformowała wychodzącego kupca.
Uśmiechnęła się do Wiktorii.
- Taaak. A ten gest potraktuję jako przeprosiny... - potoczyła dłonią dookoła - To się zdziwią jak wrócą z polowania. Tyle że jest nas pięcioro, a łóżka mamy cztery. No nic, poradzimy sobie jakoś...
Drapiąc Demona za uchem, podeszła do okna i spojrzała w ponure niebo.

- Hm, wizje? - spojrzała przez ramię na kapłankę - Tak, miałam...
Usiadła na najbliższym łóżku i położyła sobie kota na kolanach. Ten przeciągnął się leniwie, wbijając pazurki w spodnie Nyarli, po czym zamruczał leniwie i zwinął się w kłębek.
- Wybacz, może faktycznie powinnam była powiedzieć Ci już dawno. - westchnęła.
Początkowo była nieufna wobec Wiktorii, ale już od pewnego czasu Sunnitka zasługiwała na pełnię zaufania. Odnalazła się też w ich niewielkiej grupie i nawet dogadała z Thogiem lepiej niż Gabriel czy Nyarla.
- Nim ta cała podróż się zaczęła mieszkałam w Silverymoon, pracując dla kupca i mojego przyjaciela zarazem - Arvana. Moi rodzice byli tak zapracowani, że prawie ich nie widywałam, więc cały dom miałam dla siebie i na wszystko było mnie stać.
Skrzywiła się lekko na wspomnienie przestronnych, luksusowo urządzonych, ale pustych pomieszczeń.

- Zaczęłam mieć sny. Sny, w których spacerowałam po klifie nad oceanem, by w końcu rzucić się z niego. Wielokrotnie budziłam się, kiedy uderzałam o skały na dole. Ale pewnego dnia wzniosłam się w powietrze i mogłam latać... - uśmiechnęła się lekko - To było tak realne. Czułam powiewy wiatru, zapach bryzy, słyszałam fale... Nie mogłam o niczym innym myśleć przez cały dzień. I postanowiłam ruszyć do Waterdeep, by zobaczyć to wszystko na własne oczy. Opuściłam Klejnot Północy z Gabrielem, Rurikiem, Brunem i Kaylem... Ten ostatni zginął tego samego dnia, co Gabriel. - posmutniała, wspominając walkę z Kultystami - A Bruno na bagnach...
Milczała chwilę, po czym podjęła temat.
- W każdym razie ruszyliśmy wszyscy razem na zachód. Po drodze działy się różne rzeczy. Włącznie z takimi bardzo dziwnymi... Najpierw uciekła przede mną wyverna, potem spopieliłam pięciu mężczyzn, którzy chcieli mi zrobić krzywdę. Chociaż wcale nie chciałam... To znaczy nie wiedziałam jak to zrobiłam. Potem się wyjaśniło... W końcu okazało się, że błyskawice nie czynią mi żadnej krzywdy. Nawet te magiczne... - obserwowała zdumienie Wiktorii z lekkim rozbawieniem.
Kapłanka najwyraźniej nie chciała przerywać opowieści.

- Co jakiś czas miewałam sny. O śmigającej pośród błyskawic plamce na niebie, o anielskiej istocie czekającej na mnie, o samotnych spacerach w poszukiwaniu czegoś... Coś ciągnęło mnie stale na zachód. - wspominała - Dużo mogłabym Ci opowiadać na temat tej podróży. Wtedy też poukładało mi się z Gabrielem. W Waterdeep pomógł nam sam Czarnokij. Odwiedziliśmy Podmrok, tam poznaliśmy Thoga. Trafiliśmy na Mazticę. I odnaleźliśmy tam Tristhandera, smoka zębatego, jednoczącego tamtejsze plemiona pod swoimi rządami. Ah, i przy okazji, mojego ojca... - zaśmiała się cicho.
- A potem... Potem wróciliśmy tu. Znaleźliśmy złotą zbroję mojego ojca, którą nosił Gabriel... W drodze do kolejnego miejsca dopadli nas Kultyści i odebrali mu życie, znasz już tę historię... Kiedy spotkaliśmy Ciebie byliśmy w drodze do kolejnego miejsca, w którym mój ojciec ukrył przydatne przedmioty. O niesamowitej wartości, naprawdę. - potrząsnęła lekko głową, wiedząc doskonale jak wartościowe informacje posiadała.
- No i ta zachodnia warownia. To też jego pomysł. Jednak nie udam się tam bez Gabriela... Tak bardzo bym chciała sprowadzić go już tutaj. - westchnęła i uśmiechnęła się do Demona, który zamruczał pocieszająco.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

ndz kwie 03, 2011 1:46 pm

Wiktoria była pod wrażeniem całej opowieści. Gdy Nyarla skończyła wspominać skróconą wersję jej życiowej podróży, która trwa po dziś dzień, młoda aasimarka pokręciła głową. Kapłanka wzięła głęboki wdech i pogładziła się dłonią po szyi, po czym usiadła obok czarownicy.
-To niesamowite...- westchnęła z niedowierzaniem. Na młodej jeszcze kapłance cała opowieść wywarła niemałe wrażenie. Sunnitka pogładziła dłonią włosy Nyi i uśmiechnęła się do niej.
-To wszystko, o czym mówisz to takie piękne i zarazem tragiczne...- pokręciła głową -Ale najwidoczniej Ognistowłosa trzyma nad Tobą pieczę i nie da zrobić Ci krzywdy... A Warownią się nie przejmuj. Uda nam się odzyskać Gabriela i wspólnie zdobędziemy twierdzę dla Ciebie.- stwierdziła głaszcząc Nyę po plecach, jakby chciała ją pocieszyć.

-Moje wizje również były podobne. Mój ojciec wychowywał mnie do młodego wieku. Widział, jednak iż miała niezwykłą urodę jak to zawsze mówił i oddał mnie w ręce kleru Sune. Nic nie zapowiadało na to, że sama bogini ześle mi błogosławione sny...- wejrzała przez okno na zasypane śniegiem brzegi rzeki Mirar. -Co dzień odprawiałam modły, dbałam o dogmaty mej pani i poświęcałam się kościołowi tak bardzo jak tylko potrafiłam. Jednak nawet przez myśl mi nie przeszło że bogini tak mi się odwdzięczy... Po prostu którejś nocy miałam sen. Widziałam w nim Ciebie pani. Widziałam otoczoną, majestatyczną aurą dominacji kobietę, która swoją urodą mogłaby dorównywać awatarowi Ognistowłosej. Byłaś asertywna i charyzmatyczna niczym najsławniejsi przywódcy królestw. Byłaś taka wspaniała...-

Wiktoria spojrzała na Nyę -Wiedziałam, że to znak. Wzięłam ze sobą to, co było mi najpotrzebniejsze i ruszyłam. Nie znałam kierunku ani miejsca. Po prostu prowadziło mnie serce i wiara. Dotarłam na wzgórze, na którym zaatakowali mnie ożywieńcy. Na szczęście Urqui uczyła mnie jak rozbić w pył te parszywe bestie. Zrobiłam to bez wahania. I wtedy się spotkaliśmy... To było niesamowite dojrzeć Cię na własne oczy. Zdrętwiałam i zaniemówiłam na chwilę...- zamilkła na tamto wspomnienie. -Na szczęście przyjęłaś mnie do swej świty. Chwała za to Sune.- dodała znów się uśmiechając.
Reszta dnia minęła kobietom na raczej swobodnych rozmowach, wspomnieniach i rzeczach, o których Nyarla miała ochotę rozmawiać. Wiktoria nie miała żadnych hamulców i opowiadała o wszystkim, zaś gdy głos brała czarownica słuchała z uwagą.

Gdy słońce zbliżało się ku horyzontowi, na pokład wrócili mężczyźni. Chris wszedł do nowej kajuty (skierowany pewnie przez niziołka wyczekującego już swych ludzi) trzymając w ręku swój łuk i topór Thoga. Przez chwilę Nya pomyślała, że półork nie żyje, on jednak wszedł po chwili do kajuty umazany z krwi.
-Na bogów! Co Ci się stało?!- Wiktoria błyskawicznie skoczyła do zielonoskórego.
-Nic takiego. Spokojnie.- odrzekł półelf -Niósł sarnę, którą upolowaliśmy.- wyjaśnił. Na samym końcu do kajuty wkroczył Ben.
-Cholera! To było piękne! Chyba to polubię. Dzicz, las, śnieg zwierzyna i łowcy...- wczuwał się ciągle.
-Orzełkom nie podobało się, to że upolowaliśmy sarnę a oni tylko dwa zające ale co zrobić. To my jesteśmy wybrańcami bogów...- zażartował półelfi łowca. -Czeka nas porządna kolacja i długi odpoczynek. Jutro będziecie mieć wiele pracy więc dobrze odpocznijcie.- skinął głową w kierunku Nyi.
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

czw kwie 07, 2011 10:53 pm



Nyarla uśmiechnęła się na słowa Wiktorii. Zastanawiała się przez moment, jak wyglądałaby jej podróż bez takich towarzyszy. Szybko jednak przegnała takie myśli, bo z gdybania nigdy nie wychodziło nic dobrego. Usłyszawszy opis siebie w wizjach kapłanki, zaśmiała się cicho.
- Może zatem to prorocza wizja? Może obejmę jakieś królestwo we władanie? - rzuciła z rozbawieniem.
Z uwagą słuchała dalszej opowieści, ostatnie słowa postanowiła jednak skomentować.
- Wiktorio, to nie jest moja świta... - stwierdziła łagodnie - Nie ma świty ani służby. Każda z osób, które mi towarzyszą robi to z własnej woli. Nikogo nie przymuszam. Nikomu nie obiecuję zapłaty za pomoc i towarzystwo. Póki chcą ze mną podróżować - podróżują. Gdy zechcą odstąpić - nie będę zatrzymywać. To samo tyczy i Ciebie. - wyjaśniła z łagodnym uśmiechem.
Nie chciała, by ktokolwiek w grupie czuł się jej podwładnym. Słuchali jej, wykonywali prośby, wypełniali jej zadania.
- Gdyby któreś z Was poprosiło o pomoc we własnej sprawie, nie odmówiłabym.
Cóż, odmówiła Helmowi zbadania sprawy lasu. Ale to było wtedy, gdy była jeszcze przekonana, że *musi* czym prędzej wypełnić wolę ojca. Teraz jednak nie miała aż tak wielkiej potrzeby...

Kobiety wymieniały się opowieściami i poglądami aż do zachodu słońca, kiedy wrócili pozostali. Widok Thoga umazanego krwią może i nie był nowy, ale na pewno niepokojący. Wiktoria najwyraźniej bardzo się przejęła. Aż za bardzo, bo półork nie wyglądał na specjalnie umęczonego. Lekko rozbawiło to czarownicę, ale w bardzo pozytywny sposób. Ekscytacja Bena wywołała u niej kolejny uśmiech.
- Świetnie, będzie kolejny łowca. - rzuciła.
Skinęła lekko na słowa Chrisa.
- Gratuluję. Jesteście najlepsi, cóż mogła wskórać przeciwko Wam banda nielotów? - pytanie zadała niemal szeptem, nie chcąc, by ktoś z zewnątrz usłyszał.
- Uczta, sen w łóżku i cały dzień dla magii. Czegóż chcieć więcej...
Kolacja faktycznie zakrawała na ucztę, zważywszy na ostatnie posiłki grupy. Najedli się do syta i ułożyli do snu.
- Jest nas pięcioro, łóżka są cztery... Możemy się jakoś zmieniać, ale ja dziś muszę się wyspać. - poinformowała towarzystwo, przeciągając się i układając do snu.
Zasnęła zaraz po tym, jak położyła głowę na poduszce.

Obudziło ją o świcie mruczenie Demona. Uśmiechnęła się do kota i podrapała go za uchem. Miała przemożną ochotę przytulić się do Gabriela. Tyle że jego nie było. Jeszcze nie było. Ale z każdą chwilą była bliżej sprowadzenia go z powrotem. W końcu zwlekła się z łóżka i przebrała pospiesznie. Nie żeby krępowało ją, że ktoś na nią spojrzy; raczej po to, żeby nie krępować ich widokiem nagiego ciała. Otuliła się płaszczem i wyszła na pokład. Kot podreptał za nią. Pogoda nie zmieniła się ani trochę, a to zdecydowanie nie ułatwiało jej zadania. Skinęła na powitanie strażnikom i uśmiechnęła się do niziołka. Najwyraźniej wszyscy byli gotowi do wyruszenia o świcie. Zajęła swoje miejsce na dziobie statku.
- Możemy zaczynać. Wiktoria zmieni mnie, gdy już wstanie. - poinformowała załogę i rozpoczęła inkantację zaklęcia.
Przemiana w tak niezwykłą istotę jak żywiołak była całkiem miłym doświadczeniem. Nie należała już w pełni do tego planu, ale czerpała moc bezpośrednio z domu ognistych bestii. Po wczorajszej próbie miała już pojęcie o swoich zdolnościach w tej formie, od razu więc zabrała się za stopniowe podnoszenie temperatury dookoła. Już po chwili śnieg i lód zaczęły topnieć, tworząc po raz kolejny ograniczające widoczność opary.

Czarownica nawet nie zorientowała się ile czasu minęło. Po prostu poczuła, że magia słabnie. Po chwili powróciła do swojej postaci i, wziąwszy kilka głębszych wdechów, ponownie rzuciła zaklęcie. Jej ciało znów zapłonęło, przeistaczając się nieznacznie. Cały proces rozpoczynał się od nowa, a statek brnął naprzód, swoim ciężarem również pomagając w kruszeniu lodu. Kiedy i drugie zaklęcie minęło, Nya czuła, że lekko kręci jej się w głowie. Nic dziwnego, taka ilość magii na raz, połączona ze zmianą postaci, mogła być lekko oszałamiająca. Na szczęście pojawiła się obok Wiktoria z kubkiem parującego naparu.
- Idź i odpocznij. Pomogę Ci.
Nya uśmiechnęła się z wdzięcznością i odstąpiła od kapłanki, odsuwając się na bezpieczną odległość. Kobieta wzniosła swe modlitwy ku Sune. Choć smocza córa nie znała kapłańskiem magii i nie potrafiła jej określać, to czuła wyraźnie, że oddziałuje w pobliżu. Gdy Wiktoria zakończyła swoją melodyjną prośbę o wsparcie, pojawił się obok niej ognisty portal, z którego wyłonił się prawdziwy żywiołak. Po wydanym cicho poleceniu, Sunnitka odsunęła się i dołączyła do Nyarli. Już po chwili poczuły gwałtowny wzrost temperatury otoczenia.
- Świetnie, dziękuję. Przynajmniej on nic nie spali przez nieuwagę... - uśmiechnęła sie lekko.
Kapłanka odwzajemniła jej uśmiech.
- Możemy się zmieniać, ale już ja dopilnuję żebyś zjadła obiad po kolejnej serii. - pogroziła palcem, na co czarownica odpowiedziała jej śmiechem.
A statek powoli, ale nieubłaganie, sunął do przodu.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

sob kwie 09, 2011 1:19 pm

7 dzień Ściągania w dół 1372 roku Rachuby Dolin


-Mystra pewnie jest na Ciebie wściekła Nyarlo.- głos Wiktorii zaskoczył czarownicę, która stojąc na dziobie barki spoglądała w północ w stronę burzowych chmur, oddalonych od ich położenia o dobre kilkadziesiąt mil.
-Każdy dzień, w którym zamieniałaś się w żywiołaka kosztował Cię sporo sił, a przy okazji wykorzystywał ogrom magicznej mocy, otaczającej nas dookoła.- uśmiechnęła się. Kapłanka była zadowolona, że pomagała jak tylko potrafiła.
-Aaaa! Miasto Żagli! Udało nam się! I to głównie dzięki Tobie Nyo.- niziołek przez ostatnie dni diametralnie odmienił swoje zdanie wobec napotkanej przypadkiem grupy. Również i jego podejście do magii nieco się zmieniło. Widział, że dobrze wykorzystana może w znaczący sposób ułatwić życie. Iluzje Bena dodatkowo go rozbawiały podczas długich, burzowych wieczorów.

-Jestem twoim dłużnikiem. Gdyby nie Ty i twoje moce, to pewnie mielibyśmy nie lada kłopot z przebrnięciem przez Mirar. Rozbijanie lodu ręcznie to żmudna i wielodekadniowa praca...- pokręcił głową i wzruszył ramionami.
-Jeśli nie będę w Mirabar, to pewnie znajdziesz mnie tu w Luskan. Mój dom znajduje się w dzielnicy kupieckiej, zaś magazyn w porcie.- wyjaśnił malec. Miasto rządzone przez tajemniczą grupę magów majaczyło w oddali. W ciągu ostatnich dwóch dni temperatura zelżała i lód odpuścił znacznie, tylko momentami zmuszając Nyę do korzystania z magii. Jedną nogą znajdowali się już w Luskan, kolejnym przystanku na drodze do odzyskania Gabriela.
-Te burze zaczynały mi już na nerwach działać. Na szczęście! Tu nam mogą podmuchać! Ha!- krzyknął odgrażając palcem w północnym kierunku gdzie niebo miało czarno-szary kolor.

-Gotowe?- do rozmawiającej trójki kompanów dołączył się półelfi łowca. -Niebawem ruszamy do Neverwinter. Ciekaw jestem co nas tam spotka.- dodał mieszaniec.
-Jak to co? Odnajdziemy kobietę, której szukamy i wrócimy do tego starca.- Wiktoria odpowiedziała za Nyarlę.
-Od wielu dni nikt nas nie atakował. Mam nadzieję, że taka sytuacja nie zmieni się przez długi czas.- półelf zmienił ton, na bardziej poważny i wejrzał na towarzyszki.
-Haa! Luskan! W końcu wino, ciepłe łóżko i harmider ulic nocą! Szykować moje rzeczy! Na co czekacie?!- niziołek zrugał swoich ludzi za bezczynność. Miasto Żagli stało przed nimi otworem.
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

wt kwie 12, 2011 6:17 pm



Kolejne dni upłynęły Nyi jak w transie. Mimo całego jej szacunku i uwielbienia dla magii, co wieczór zasypiała zaraz po dotknięciu głową poduszki. Doceniała pomoc Wiktorii. W tych chwilach wytchnienia mogła się posilić i nieco odpocząć. Pogoda nie ułatwiała zadania, ale przynajmniej nie pogarszała się, więc tempo mieli całkiem niezłe jak na te warunki. Dopiero pod koniec podróży mróz nieco odpuścił.
- Wściekła? - wyrwana z zamyślenia uśmiechnęła się do Sunnitki - Raczej zadowolona. W końcu magii użyłam w dobrym celu, dla dobra nas wszystkich, nie tylko swojego. No i udało się przekonać kolejną osobę do zmiany zdania na temat Sztuki. - stwierdziła z zadowoleniem.
Wiktoria skwitowała to uśmiechem.
- To nie pierwszy i nie ostatni czas tak przepełniony magią. - zwróciła się ponownie ku północy, choć nie była w stanie dostrzec tam niczego ciekawego z tej odległości.

- Odnoszę dziwne wrażenie, że z tymi burzami będę jeszcze miała do czynienia... - uśmiechnęła się nieznacznie na słowa niziołka.
- Dziękujemy za przewóz. Pomogliśmy sobie wzajemnie, więc nie widzę powodu, by któreś z nas miało być czyimkolwiek dłużnikiem. Po prostu pamiętajmy o tym, że możemy na sobie polegać. - zaproponowała, co kupiec przyjął z wyraźną uciechą.
Kiedy dobili do brzegu, mogli w końcu wyprowadzić konie na stały ląd. Zwierzęta wyglądały na zadowolone z opuszczenia barki. Zamknięcie w niewielkim pomieszczeniu nie było zbyt wygodne, ale przynajmniej odpoczęły. Nyarlę cieszył optymizm Wiktorii, choć nauczona doświadczeniem wiedziała, że to wcale nie będzie takie łatwe. Nikogo nie można było zmusić do sympatii czy towarzyszenia komuś do końca jego dni.

Powaga Chrisa nie umknęła uwadze czarownicy.
- Tak. Zastanawia mnie, gdzie czają się moi...nasi...wspaniali wrogowie. - mruknęła, narzucając siodło na grzbiet wierzchowca.
Ten parsknął uradowany i stuknął kopytem o bruk.
- Nie zdziwię się, jeśli Nero sobie już odpuści. Pytanie tylko co z jego panem i władcą. - skrzywiła się nieznacznie, dopinając popręg - W każdym razie nie powinniśmy tracić czujności. Nie ma co panikować, że nikt nam nie przeszkadza, ale nie bądźmy zbyt pewni siebie. Wystarczy mi ściąganie duszy Gabriela z powrotem. Nie chcę tracić kolejnych osób... - uśmiechnęła się do nich krzywo - Uzupełnijmy zapasy, odpocznijmy jedną noc gdzieś w pobliżu bram miasta. O świcie wyruszymy. Dziś jeszcze trzeba prowiant zakupić i zapytamy jak wygląda sytuacja na szlaku... - zarządziła, podciągając się na siodło.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

śr kwie 13, 2011 6:13 pm

-Naga elfka?- Chris uniósł lekko brew czytając napis na szyldzie nad gospodą. Łowca najwyraźniej był zdegustowany ów nazwą, jednak trudno było odnaleźć karczmę, która miała nazwę elegancką, czy też nie zawierała elementu humorystycznego, znajdując się jednocześnie poza dzielnicami bogaczy.
-Może takie tu obsługują?- Wiktoria całą podróż była uśmiechnięta zarażając innych swoim optymizmem i dobrym samopoczuciem.
-Wchodźcie przecie, a nie gadajcie na progu. Głodny jestem.- ponaglił ich Ben. Grupa weszła do szynku. Naga elfka znajdowała się najbliżej bramy miasta tak jak życzyła sobie Nya. Samo miasteczko zdawało się być nadzwyczaj spokojne. Wieczór mijał tutaj wszystkim tak samo, monotonicznie i bez wrażeń, nie licząc ewentualnych burd w karczmach dla przyjezdnych i nizin społecznych.

Każdy zamówił na co miał ochotę. Nawet Demonowi trafił się kawałek ryby, za którą tak tęsknił. Gospodarzem nie była naga elfka, ale krewniak Thoga – dość niski jak na tę rasę przedstawiciel półorczej nacji.
-Kolejny przystanek mamy za sobą. Teraz już tylko do Neverwinter i z powrotem do tamtego starca.- Ben pukał się palcem po podbródku.
-Już Ci gadałem iluzjonisto, żebyś nie powtarzał co kilka mil, co mamy do zrobienia...- skomentował Chris z pełnymi ustami. -Każdy z nas dobrze wie, co trzeba zrobić. A już na pewno Nya.-
-Dobra, już dobra. Nie denerwuj się zaraz.- gnom pokręcił głową. Uważał się za niewinnego spowodowania lekkiego spięcia.
-Dobra, panowie nie kłóćcie się już. Pomyślcie sobie, że niebawem ułożycie się w wygodnych łóżkach, które... Nie kolebią się jak te na barce...- zamyśliła się kapłanka.

8 dzień Ściągania w dół 1372 roku Rachuby Dolin


Poranek obudził grupę wyjącym za zamkniętymi okiennicami wiatrem. Ci którzy pokusili się o otwarcie ich i wyjrzenie na zewnątrz nie mogli wyjść z zdumienia, ile śniegu napadało nocą na spoczywające w objęciach nocy Luskan. Mimo to mieszkańcy kręcili się po ulicach zmierzając jak w każdym innym mieście w sobie tylko znanych kierunkach.
Tuż po śniadaniu kompani ruszyli na zrobienie zakupów. Odnowiwszy zapasy, grupa miała wolny czas. Mogli zająć się swoimi sprawami i potrzebami, oraz organizacją drogi do Neverwinter.
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

pn kwie 18, 2011 10:41 pm



Wieczór spędzili całkiem miło. Nyarla była wdzięczna towarzyszom, że pokładali w niej tyle wiary i byli pewni, że wie co robić. Miała mglisty plan, ale zbyt dużo jego punktów zależało od pewnych założeń.
~ Co będzie, to będzie... ~ pomyślała, pamiętając, że Gabriel zawsze używał tych słów, by ją uspokoić i zapewnić, że będzie dobrze.
Jedzenie może i nie było wybitne, ale było miłą odmianą po tylu dniach na barce. Ciepłe i świeże, szybko pozwoliło kompanom zaspokoić głód. Nieprzyzwyczajeni do podróży barką, byli na tyle zmęczeni, że żadne z nich nie zamierzało siedzieć do późna we wspólnej izbie.

Zamówili u karczmarza dwa pokoje. Jeden dla Wiktorii i Nyarli, drugi dla mężczyzn. Czarownica widziała, że wielu gości odprowadza ich wzrokiem - a właściwie je. Nie dało się ukryć, że uroda tak aasimarki, jak i smoczej córy przykuwają uwagę. Z pewnością niewiele było kobiet w Luskan, które mogłyby z nimi konkurować. A jeśli już, to zapewne tylko w bogatszej części miasta, gdzie można było pozwolić sobie na szereg zabiegów upiększających. To jednak nie było to samo. Uroda poprawiana i naturalna zawsze były łatwe do rozróżnienia. Wkrótce kobiety znalazły się w swoich łóżkach i, zmęczone, szybko zasnęły.

Następnego dnia pogoda nie zachęcała do podróży. Śniegu napadało bardzo dużo jak na jedną noc. Jednak podróżując w zimie trzeba było być przygotowanym na gorsze dni. Nyarla nie zamierzała pozwolić, by nieprzychylna aura zamknęła ich w karczmie na dłużej. Inni również się nie ociągali. Cała grupa stawiła się z rana na śniadaniu i zaraz po nim ruszyli uzupełnić zapasy. Jedzenie znacznie zdrożało na zimę. Nic zresztą dziwnego. Nie tylko zmniejszyła się ilość zwierzyny w lasach, ale i plony zostały już zebrane i musiały starczyć do wiosny. Na szczęście grupa nie miała problemu ze złotem. Każdy zaopatrzył siebie i wierzchowca w tyle jedzenia, ile mogli ze sobą zabrać bez zbytniego obciążania się. Magiczna torba była przy tym bardzo przydatna. Niektórzy - w tym i Nya - zaopatrzyli się też w cieplejsze komplety ubrań, bo z mrozem nie było żartów.

Nyarla przez moment zastanawiała się, jak dostać się do Neverwinter. W teorii oba miasta były miastami portowymi, zatem odnalezienie statku, który by ich przewiózł nie powinno być problemem. Z drugiej strony podróż lądem była wygodniejsza i łatwiej było bronić się w razie ataku. Nie było też kłopotu z końmi. Zatem czarownica zdecydowała, by dalej podróżować wierzchem. Udało jej się nawet zakupić mapę najbliższej okolicy - na wszelki wypadek. Kiedy wszyscy byli gotowi do dalszej drogi, ruszyli, by zmienna pogoda nie pomieszała im szyków.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

wt kwie 19, 2011 6:32 pm

14 dzień Ściągania w dół 1372 roku Rachuby Dolin


-Co za widoki... głos Wiktorii był świadectwem autentyczności jej zachwytu. Młoda kapłanka stała w czasie przerwy w podróży traktem do Neverwinter obok swego wierzchowca. Śnieg nie dawał im spokoju od czasu jak zbudzili się rankiem w Luskan. Każdego dnia z niebios spadały go ogromne ilości. Widok, który zawładnął uczuciami Wiktorii był faktycznie powalający. Ogromne fale, które niegdyś władały oceanem, teraz były uśpione pod grubą warstwą lodu. Z drugiej zaś strony potężnie rozciągający się Las Neverwinter był przykryty białym dachem śniegu, podobnie jak brukowana kostka traktu.
-Co to za tuman dymy tam w dali?- kapłanka była głodna wiedzy.
-To Wulkan Neverwinter. Od jakiegoś czasu jest ciągle aktywny i to z niego unosi się dym, choć może to być równie dobrze para.- wyjaśnienia Bena w zupełności jej wystarczyły.

-Nie zwlekać. Czas do koniec dnia mało. Czas ruszać. Czas nasz nieprzyjaciel.- odezwał się Thog, z którego to powodu owy postój nastąpił. Mężczyzna najzwyczajniej musiał udać się w obrzeża lasu, za potrzebą. Będąc z dala od miasta, na szlaku zdawał się być bardziej szczęśliwy. Choć nadal zbyt wiele nie mówił, to jednak wydawał się trochę inny.
Zgodnie z jego słowami kompani wsiedli na wierzchowce i ruszyli w dalszym kierunku, niezmiennie między klifami na zachodzie a lasem Neverwinter na wschodzie. Droga nie należała do łatwych. Spora warstwa śniegu skutecznie spowalniała wierzchowce towarzyszy. Wszyscy byli przekonani, iż nic ich już na drodze do Neverwinter nie zaskoczy i nie zakłóci ich spokoju, jednak jak zwykle los się od nich odwrócił.

-Chyba mamy problem.- to Chris jako pierwszy dostrzegł z daleka szubienicę z wisielcem, oraz stojącego kilka metrów dalej człeka w czarodziejskiej szacie z kapturem wrzuconym na głowę. Mężczyzna zdawał się przyglądać truposzowi, z rękami opartymi na biodrach.
-Kultyści? Czy wysłannicy demonów?- spytał gnomi iluzjonista.
-Kimkolwiek jest, spotka go przykra niespodzianka.- bojowym tonem odrzekła Sunnitka.
Nyarla znała jednak tę szatę. Nie spodziewała się jednak ujrzeć w takim miejscu i takich okolicznościach znajomego arcymaga. Czarnokij wejrzał na nadciągającą grupkę dopiero, gdy dzieliło ich do niego kilkanaście metrów. Towarzysze zeszli z wierzchowców zbliżając się ostrożnie do maga.

-Myślałem, że zamarznę, zanim cię zobaczę.- rzucił radosnym tonem w stronę czarownicy. Kobieta ucieszyła się na jego widok. Miał wszak szukać informacji na temat jej ojca. Skoro sam się pojawił to mogło to oznaczać tylko postępy. Tylko przypadkiem Nyarla rzuciła spojrzenie na szubienicę, którą arcymag dość kontrowersyjnie obrał sobie jako przystanek. Uśmiech na jej twarzy zniknął w mgnieniu oka gdy Nyarla dostrzegła wiszącego na solidnej linie starego znajomego – krasnoluda Rurika.
-Nie martw się Nyarlo. To iluzja. Bardzo solidna. Ktoś próbował dać ci fałszywy znak...- Czarnokij zwrócił się do smoczej córki, po czym machnął ręką a poobijany Rurik zmienił się w nieznajomego krasnoluda.
-Chyba nie tylko ja przewidziałem, że tędy pojedziecie.- dodał uśmiechając się.
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

wt kwie 19, 2011 10:05 pm



Ocean był w pewien sposób bliski sercu Nyarli. To właśnie sny o nim skłoniły dziewczynę do podróży. Przebyła długą drogę od wyruszenia z Silverymoon. Wiele się nauczyła. Było tak zimno, że lód poskramiał przybrzeżne fale. Śnieg dawał się grupie we znaki, spowalniając ich nieco i wyziębiając organizmy. Wiktoria znosiła to zdecydowanie najlepiej. Na szczęście noce mogli spędzać w magicznej chatce, więc przynajmniej wysypiali się jako tako. Czarownica spojrzała w dal, w stronę Wulkanu. Może droga, którą wybrała nie była szczególnie bezpieczna, ale z widoki - zgodnie ze słowami Wiktorii - były wspaniałe.
- Ocean, powietrze, ziemia, ogień... Wszystkie żywioły nam towarzyszą. - uśmiechnęła się lekko.

Droga mijała im spokojnie, mimo trudów podróży. Jednak grupa, której przewodziła smocza córka prędzej czy później musiała trafić na coś niepokojącego. Tym razem w oczy rzucił im się wisielec. Zaraz potem Nyarla dojrzała tajemniczą postać. Zebrała się w sobie, by zachować czujność i być gotową do walki. Gdy tylko rozpoznała szaty, rozluźniła się.
- Spokojnie. - przykazała towarzyszom - To przyjaciel.
Podjechali bliżej i zatrzymali wierzchowce. Dziewczyna zsunęła się z siodła i dygnęła elegancko przed arcymagiem.
- Poznajdzie Khelbena 'Czarnokija' Arunsuna. - przedstawiła mężczyznę - Dobrze Cię widzieć.
~ Mam nadzieję... ~ dodała w myślach, modląc się do Sune, by nie przynosił złych wieści.
Na szczęście wyglądał na spokojnego.

Za to ciało zwisające na szubienicy wyglądało znajomo. Nya zachłysnęła się mroźnym powietrzem i w momencie zalała ją fala smutku i żalu, ale jednocześnie wezbrał w niej gniew. Na szczęście Khelben szybko wyprowadził ją z błędu. Zacisnęła dłonie w pięści i wzięła trzy głębokie wdechy, opierając się o konia.
- Kultyści. - warknęła niemal, gdy już doszła do siebie.
Jej spojrzenie posmutniało, a w głosie dało się słyszeć ból, kiedy ponownie zwróciła się do Khelbena:
- Zabili Gabriela. - wzięła głęboki oddech - Walczyliśmy z drakoliczem. Zabili Kayla. Przyjaciela Rurika, którego próbowali nam tu pokazać... Arvan, mój przyjaciel, zniknął z Silverymoon. Dobierają się do wszystkiego, co mi drogie. - syknęła, czując kolejną falę gniewu.
Wzięła kolejny oddech, by się uspokoić.

- Zastanawiałam się nad podróżą oceanem, ale pogoda nie jest na to najlepsza. A w razie ataku bylibyśmy odsłonięci i wystawieni na atak. - wyjaśniła - Przedzieranie się przez las nie miało sensu, a tylko jedna droga prowadzi do Neverwinter. - wzruszyła lekko ramionami - Nietrudno się domyślić. Skoro chcieli nas nastraszyć, to może chociaż dadzą sobie spokój z atakiem. Jeszcze jakiś czas...
Ogier parsknął i zagrzebał kopytem o bruk.
- Nie wiem na ile śledzisz moje poczynania, Khelbenie. Zboczyłam z drogi do ostatniego punktu wskazanego mi przez ojca, by odzyskać Gabriela. Eryk odnalazł jego duszę. A my znaleźliśmy kapłana, który jest w stanie przywrócić go do życia. Pozostaje tylko znaleźć odpowiednią kobietę... Ale nie z takimi trudami sobie radziliśmy. - chuchnęła w dłonie, które marzły mimo grubych rękawic - Z jakimi wieściami przybywasz do mnie? - zapytała ze słabo krytym niepokojem.
Przez moment zastanawiała się, dlaczego mężczyzna się uśmiecha przy tym wszystkim. Przecież to było niepokojące... Na wszelki wypadek postanowiła mieć się na baczność. Wisielec nie był Rurikiem. Czy na pewno Khelben był Khelbenem?
~ Nie panikuj... ~ powtarzała sobie w myślach.
Ostatnio zmieniony wt kwie 19, 2011 10:07 pm przez Amanea, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

śr kwie 20, 2011 6:48 pm

Widok Czarnokija nie zrobił na grupie zbyt wielkiego wrażenia, co odrobinę zdziwiło czarownicę. Być może osoba Nyi, była dla nich znacznie ciekawszą personą niż znany wszystkim na świecie arcymag. Tylko Ben podszedł do starszego człowieka, podając mu dłoń.
-To dla mnie zaszczyt!- rzekł z zafascynowaniem.
-Jak się masz?- odrzekł pogodnym tonem.
-Bardzo się cieszę, że w końcu Cię poznałem panie... W dzieciństwie, gdy jeszcze byłem młodym uczniem marzyłem by zasiąść w fotelu obok Ciebie i Elminstera i porozmawiać o magii...-
-Elminster drogi przyjacielu to straszna zrzęda...- zażartował arcymag. Ben chciał dodać coś jeszcze, lecz doszło do niego, że pewnie Nyarla ma ważniejsze sprawy do obgadania. Pokłonił się tylko i odszedł wciąż podekscytowany.

-Przyjemniaczek...- skomentował, po czym spojrzał na smoczą córę. -Udało mi się odkryć coś, co może nas zaniepokoić.- zaczął niezbyt przyjemnie i odrobinę tajemniczo.
-Wyczytałem w starym manuskrypcie na opuszczonej dekady temu świątyni Tiamat o niezwykle potężnym demonie, który był zagrożeniem dla wszystkich istnień. Ponoć wieki temu był on kochankiem Tiamat, lecz kiedy Pięciogłowa smoczyca zostawiła go z kaprysu, ten rozzłościł się i zaczął mścić się przede wszystkim na smokach... Nasze pradawne gady nie potrafiły dać mu rady, ginąc jeden po drugim...- opowiadał krocząc powoli w stronę klifu.
-Tiamat widziała, co działo się z jej dziećmi. Widziała również, że demon, którego imienia nie udało mi się odnaleźć, mordował również i smoki o dobrym sercu... Swoją drogą, ciekaw jestem, dlaczego w żadnej historycznej książce nie ma wzmianki o tych wydarzeniach...- zamyślił się na chwilę.

-W każdym razie. Tiamat widząc, że nawet najpotężniejsze z jej dzieci nie potrafią poradzić sobie z demonem, ten jeden jedyny raz zwróciła się o pomoc do Bahamuta, boga dobrych smoków. Bogowie spłodzili niebiańskie dziecko o smoczym rodowodzie, które poprowadziło armię gadów, smoków, wyvern i wielu innych na daleki, odludny ląd za oceanem...- Nyarla od razu skojarzyła Mazticę -Tam też odbyła się potworna bitwa, w której syn Tiamat i Bahamuta zginął więżąc duszę demona głęboko pod jego zamczyskiem. Ponoć bogowie smoków sprawili iż ogromny zbiornik wodny, na środku którego znajduje się zamek stał się miejscem, wyjałowionym z magii, zaś w jego odmętach do dziś dnia czyhają straszliwe bestie, mające za zadanie strzec, by nikt nie dostał się do twierdzy i nigdy nie uwolnił duszy demona.- skończył dając jej czas na przemyślenie tego wszystkiego.
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

czw kwie 21, 2011 1:10 pm



Nyarlę ucieszyło, że przynajmniej Ben docenił wagę tego spotkania. Bądź co bądź był magiem - wiedział, że zasłużenie na tytuł arcymaga nie było proste. Pozostali przywitali Khelbena i na tym się skończyło. Zdawać by się mogło, że czarownica była dla nich swego czasu bardziej zajmującym obiektem. Być może nie wiedzieli, co potrafi ktoś pokroju Czarnokija a może czuli się onieśmieleni jego obecnością - wszystko jedno. To było najmniej ważną sprawą z tych chodzących jej po głowie. Szybko rozluźniła się, widząc zachowanie przybysza. Uznała też, że gdyby spowijała go iluzja, to Ben albo ona szybko by to wyczuli.

Dziewczyna zmarszczyła lekko brwi na wieść o niepokojących informacjach.
- Demon? - uniosła lekko brew, spoglądając na zachód.
Wiatr targał rozpuszczonymi włosami Nyi, wraz z płatkami śniegu wpychając się pod płaszcz i grube ubranie. Ocean nie był spokojny, choć lód u wybrzeża starał się go poskromić - Niebiański potomek o smoczym rodowodzie. - powtórzyła i pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Może ktoś bardzo chciał, żeby o tych wydarzeniach zapomniano? - potarła dłonią skroń - Może na Maztice dałoby się znaleźć jakieś informacje... - wzruszyła lekko ramionami.

- Mogłabym uznać to za zbieg okoliczności. - odezwała się po chwili milczenia i przeniosła wzrok na Czarnokija - Ale to nie jest pojedynczy przypadek... Tego jest za dużo.
Odwróciła się ponownie ku zachodowi.
- Tam posłały mnie sny. Znalazłam ojca. Ale chyba nie odkryłam wszystkiego, co powinnam... Jest tam stara forteca na bagnach. I jest jakaś przepowiednia. - uniosła lekko brew - Czy historia chce zatoczyć krąg? Mamy smoczego potomka, korzystającego z boskiej pomocy. Demony się zawzięły na mnie, a niebiańskie istoty chętnie mi pomagają. Jak mi ktoś powie, że wierzy, że to tylko zbieg okoliczności to padnę... - uśmiechnęła się lekko - Rozumiem, że niepokojące w tym jest to, że ktoś może chcieć uwolnić demona spod nosa mojego ojca? Czy jest w tym wszystkim coś jeszcze? - spojrzała na Khelbena.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

czw kwie 21, 2011 8:09 pm

Czarnokij wejrzał badawczym wzrokiem na twarz rozmówczyni. Na jego twarzy zaś malował się niepokój i konsternacja. Być może w swym wieloletnim życiu Khelbeln nauczył się odgrywać różne postacie, w tym i zasmuconego starca, jeśli tak teraz czynił to był w tym wyśmienity.
-Lilian dowiedziała się, iż daleko na odległych, zachodnich zakątkach Maztici w siłę rośnie grono wyznawców Zalteca. Dzicy i rdzenni mieszkańcy tamtych terenów najwyraźniej odnaleźli jakieś malowidła dotyczące ów demona i poczęli go czcić. Jego symbolem według mazticzan jest czarne słońce, z twarzą...- Nyarla przypomniała sobie ów symbol, gdy niedługo przed tym jak spotkała ojca, została uprowadzona wraz zresztą kompanów przez dzikiego kapłana i jego sługi, którzy nosili na sobie tatuaże takiego słońca. Pamiętała również malowidło w jaskini, gdzie przyszło im się zmierzyć z nieumarłym magiem, który swoją nikczemną szatą był w stanie powoływać do życia trupy.

-Zalteczanie nienawidzą smoków. Dlatego ich najważniejszym celem na obecną chwilę jest napsucie krwi twojemu ojcu. Nie zagrażają mu zbytnio, póki dusza demona jest ukryta pod starą twierdzą. Obawiam się jednak iż czczenie go doda mu sił i może sprowadzić na nowy kontynent ogromne kłopoty. A w końcu i tutaj dotrą, jak znam życie...- mężczyzna po raz kolejny dał Nyarli szansę na przemyślenie swoich słów.
-Wiemy, że z Kultem Smoka się nie zbratają, zatem jest to wielki pozytyw. Nie jest to jednak wszystko. Udało mi się odnaleźć zapiski dotyczącej wizjonera o imieniu Optus z Północy...- Nyarla poczuła jak dziwny dreszcz przebiega po jej ciele. Tego mężczyznę też niegdyś spotkała na swej drodze. Istotnie był to wieszcz i mędrzec, który zamieszkiwał Podmrok.
-Ten człek miewał lata temu wizje, które na szczęście dla nas zapisał.- kontynuował Czarnokij.

-Optus przewidział nadejście ery smoków, które zniszczą 'nieznany ląd'. W tamtych czasach, jak podejrzewam, nieznanym lądem była Maztica. Być może jego wizje mają coś wspólnego z demonem i kultem Zalteca. To bardzo zawikłana i trudna sprawa. Poprosiłem Lilian by kontynuowała poszukiwania. Poprosiłem również harfiarzy o pomoc, jednak nim się tam dostaną minie jeszcze kilka tygodni. Podróż oceanem jest długa. Nyarlo...- Czarnokij położył dłoń na jej ramieniu -Obawiam się o twoje życie. Jesteś niezwykłą osobą. Mam nadzieję, że bogowie nie przeznaczyli Ci losu, z góry skazanego na fatalny koniec daleko od twego domu. Jeśli ruszysz tam na nowy kontynent, możemy się więcej nie spotkać... Chciałbym ci jakoś pomóc. Potrzeba Ci jakiegoś szczególnego przedmiotu? Eliksirów? Może zwoje? Jakkolwiek będę w stanie, pomogę...- rzekł na pocieszenie.
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

pn kwie 25, 2011 10:12 pm



Słuchała uważnie Khelbena. Wydawało się jej, że dostrzega u niego troskę i niepokój. Jego słowa w większości pokrywały się z tym, co już wiedziała. W chwilach, kiedy arcymag milczał, dorzucała swoje trzy grosze do sprawy.
- Spotkaliśmy już wyznawców tego bóstwa. Ojciec sam mi tłumaczył, kim są. Nie widział jednak w nich większego zagrożenia. - wyjaśniła krótko, marszcząc nieznacznie brwi - Ciekawe czy zdaje sobie sprawę z tego, co robią...
To faktycznie mogło się źle skończyć, ale skoro wiedziała Lilian, to i Tristhan powinien wiedzieć, skoro miał ich na oku.

Czarownica potrzebowała czasu, by wskrzesić Gabriela, zdobyć warownię i dotrzeć na powrót do ojca. Jednak takie wieści oznaczały, że czasu było coraz mniej. Miała do tego na głowie Kult Smoka, prawdopodobnie więżący jej przyjaciół; byli podwładni Demogorgona; w każdej chwili mógł ją wezwać Brutus...
- O...Optus? - uniosła brwi - Spotkałam go w Gildii Magów w Waterdeep. Pomógł nam w odszukaniu wskazówek odnoszących się do dalszej drogi...
Czy wiedział dokąd dotrą, kogo spotkają i w czym będą pomagać? Musiała dodać te pytania do listy tych bez odpowiedzi.
- Mówił coś o ścieżce wyznaczonej przez bogów. Ale przecież każdy jakąś ma... Prawda? - wzruszyła lekko ramionami.

Nya zmarszczyła lekko brwi, słysząc o tajemniczej przepowiedni. Potrząsnęła głową, nie potrafiąc zrozumieć.
- Era smoków, które zniszczą nieznany ląd. Nie pierwszy raz słyszę te słowa. Ale skoro Zalteczanie i demon chcą zniszczyć smoki... Chyba że walka między jednymi a drugimi przyniesie taki efekt. - otuliła się szczelniej płaszczem - Może nie zbratają się z Kultem, ale Demogorgon mógłby mieć ciekawego sprzymierzeńca. - zmrużyła lekko oczy - Informujcie mnie, jakkolwiek...

Drgnęła nieznacznie, czując dłoń arcymaga na ramieniu. Odwróciła się ku niemu, zaskoczona troską w jego głosie. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Dziękuję. Nie martw się na zapas... Jeśli obudzą tego demona, nie będzie to już tylko sprawa mojego pochodzenia. Będzie trzeba zaangażować znacznie większe siły. - powiedziała z niejakim rozbawieniem, doskonale świadoma swojej mocy i tego, że wciąż nie rozwinęła się w pełni.
- Jeszcze nie wybieram się na Maztikę. - dodała uspokajająco - Najpierw muszę wskrzesić Gabriela.
Przez chwilę milczała, zastanawiając się nad propozycją Czarnokija. Nie lubiła takich pytań. Miała kilka użytecznych przedmiotów, z których nie korzystała. Kilka użytecznych, potężnych przedmiotów.

- Nic nie przychodzi mi do głowy. Zrobiliśmy ostatnio spore zakupy... - pogładziła palcami magiczny pas.
Odwróciła się ku swoim kompanom, przyglądając się im kolejno.
- Może wam czegoś trzeba? Sami wiecie najlepiej, co by się wam przydało. Nie krępujcie się... - poleciła z uśmiechem.
- Ja mam tylko jedną prośbę, ale nie wiem czy nie nadwyręży to twoich sił. Sama chciałam, ale nigdy nie byłam w Neverwinter ani okolicy, a i tak nie dałabym rady z całym towarzystwem... Możesz nas tam przenieść? - zapytała niepewnie - Chyba że znasz jakąś kobietę, która da się zamknąć w pustelniczej, magicznej wieży z inteligentnym, ale samotnym starcem i potowarzyszy mu chętnie do końca jego dni... - uśmiechnęła się krzywo -To wtedy starczy nam wiedzieć gdzie ją znaleźć i damy radę bez teleportacji. Weźmiemy ją do tego mędrca i wskrzesimy Gabriela. - wytłumaczyła pokrótce.
Nie wierzyła, by Khelben znał kogoś takiego, ale nie zaszkodziło zapytać.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

wt kwie 26, 2011 6:04 pm

Kompani pokręcili głowami przecząco, na pytanie czy czegoś im nie trzeba. Najwyraźniej ich ekwipunek był na tyle dobry, że nie odczuwali wymiany go na lepszy. Może też najzwyczajniej w świecie głupio im było brać od arcymaga cokolwiek.
-Obawiam się, że możesz mieć rację w sprawie schwytania twoich przyjaciół.- Czarnokij ponownie wejrzał na Nyarlę.
-Jeśli ten tutaj...- wskazał palcem wisielca -Był spowity iluzją, przypominającą twojego znajomego, to mag, który rzucał owo zaklęcie, musiał widzieć tego, kogo oblicze widziałaś na sznurze...- Nyarla miała tego świadomość, jednak nie chciała dopuszczać do siebie świadomości, że krasnoludzki kusznik może być również schwytany. Obawiała się, że może on skończyć jak Formit, w czasie ostatniego starcia z Kultystami.

-Ale żeby Cię pocieszyć powiem, że mogę wam pomóc. Mam trzy zwoje masowej teleportacji. Dzięki temu zaklęciu traficie tam gdzie będziecie chcieli, ale tylko w te miejsca, w których już byłaś.- wyjaśnił Czarnokij.
-Kobieta dla starego mędrca?...- zastanowił się, stukając wskazującym palcem po podbródku.
-Udajmy się do Neverwinter. Spróbuj kogoś poszukać. Ja w tym czasie porozmawiam z pewną znajomą. Trzymaj. To zwoje dla Ciebie. Teleportuję nas do Neverwinter a stamtąd udam się do osoby, o której myślę. Za dwa dni powinienem wrócić do was z odpowiedzią. Odpocznijcie. Przygotowanie się do teleportacji potrwa kilka chwil.- mag uprzedził czarownicę i jej kamratów. Gdy Ci faktycznie odpoczywali Ben podszedł do smoczej córy chcąc coś powiedzieć, wyglądał jednak jakby nie wiedział od czego zacząć.

-Nyarlo...- w końcu wziął się w garść. -Od dziecka pragnąłem stać się uczniem jednego z arcymagów. Nie jestem już nowicjuszem, jednak mając nad sobą taką osobę jak Czarnokija mógłbym się wciąż rozwijać w prawidłową stronę... Nie chciałbym nadwyrężać twej dobroci i wpływów, ale mogłabyś porozmawiać z Khelbelnem o tym czy by nie znalazł dla mnie jakiejś pracy w zamian za lekcje u siebie?...- spytał gnom.
 
Awatar użytkownika
Amanea
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1629
Rejestracja: wt sty 05, 2010 1:31 pm

Re: Jestem legendą [D&D 3,5ed. FR] sesja solowa

wt kwie 26, 2011 7:43 pm



Nie mogła się im dziwić. Sama też nie miała pomysłu, o co mogłaby prosić Khelbena. W przypadku pozostałych musiało dochodzić też delikatne skrępowanie z uwagi na tak krótką znajomość z arcymagiem. Nyarla postanowiła skupić się na tym, co tu i teraz. Nie mogła zaprzątać myśli wszystkim naraz. Kult i tak prawdopodobnie dorwał już jej przyjaciół, musiała zatem wzmocnić się na tyle, by móc ich odbić.
- Zwoje się przydadzą. Moje zaklęcie jeszcze nie jest na tyle silne, by przenieść wszystkich, a znacznie przyspieszą podróż. Dziękuję. - uśmiechnęła się do Czarnokija, przyjmując pergaminy.
Jeden zamierzała wykorzystać na powrót do wieży samotnika.

Khelben odszedł na bok, by przygotować się do rzucenia zaklęcia. Pozostali zaś zajęli się wierzchowcami.
- Przewiążcie im oczy, mogą się spłoszyć... - martwiła się trochę jak zwierzęta zareagują na podróż, postanowiła więc oszczędzić im tyle stresu, ile się da.
Wtem u jej boku zjawił się Ben. Zachęciła go łagodnym uśmiechem do mówienie. Nie była specjalnie zaskoczona taką prośbą. Wszak była to niesamowita okazja do szkolenia się pod okiem wybitnego maga. A przy okazji do spełnienia marzenia gnoma.
- Nie widzę problemu. Choć pewnie będzie to oznaczało nasze rozstanie. Porozmawiam z Czarnokijem, gdy tylko znajdziemy się na miejscu. - zapewniła kompana.

Dostrzegła, że arcymag wraca do nich.
- Teleportacja bywa nieprzyjemna. Zwłaszcza na duże odległości i zwłaszcza, gdy nie jesteście do tego przyzwyczajeni. Gabriel ciężko to znosił... - westchnęła cicho na wspomnienie ukochanego - Możecie się poczuć naprawdę kiepsko, ale szybko powinniście dojść do siebie. - poinformowała.
- Gotowi? - mężczyzna spojrzał po obecnych - Złapcie się za ręcę i dotknijcie wierzchowców, wszyscy musimy mieć kontakt.
Ustawił ich w kręgu, a sam znalazł się w środku, pomiędzy nimi. Położył jedną dłoń na ramieniu Nyi, drugą na ramieniu Wiktorii i rozpoczął inkantację.

Czarownica wyraźnie czuła przepływającą magię, koncentrującą się wokół grupy. Z tego co zdążyła zaobserwować, wszyscy przymknęli oczy, szykując się na przeniesienie. Kiedy mag kończył wypowiadać formułę czaru, również zacisnęła powieki. Poczuła delikatne, znajome szarpnięcie i lekkie zawirowanie. Na moment straciła grunt pod stopami, ale już po chwili stała pewnie na nogach. Usłyszała nerwowe parskanie koni i otworzyła oczy. Khelben uśmiechnął się do niej i ścisnął delikatnie jej ramię.
- Jesteśmy. - wskazał dłonią mury nieopodal - Neverwinter.
Nya wzięła głęboki oddech. Była nieco blada, ale poza tym czuła się dobrze.

- Dziękujemy. Pozwól jeszcze na chwilę. - odeszła z arcymagiem na bok, by dać pozostałym chwilę na dojście do siebie.
- Ben - wskazała gnoma - jest utalentowanym iluzjonistą. Marzył od zawsze, by mieć wybitnego mistrza i uczyć się pod jego okiem. Zastanawiałam się czy nie znalazłbyś dla niego jakiegoś zajęcia u siebie i nie mógł pomóc mu w rozwijaniu talentu. Wiem, że proszę o wiele, a i tak pomogłeś już bardzo i nadal mnie wspierasz... Sądzę, że z tak zdolnego maga będzie w przyszłości wielki pożytek. Co Ty na to, Czarnokiju? - uśmiechnęła się delikatnie, mając nadzieję, że arcymag zgodzi się wziąć Bena pod swoje skrzydła i zostać jego mentorem.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość