Nyarla uśmiechnęła się na słowa Wiktorii. Zastanawiała się przez moment, jak wyglądałaby jej podróż bez takich towarzyszy. Szybko jednak przegnała takie myśli, bo z gdybania nigdy nie wychodziło nic dobrego. Usłyszawszy opis siebie w wizjach kapłanki, zaśmiała się cicho.
-
Może zatem to prorocza wizja? Może obejmę jakieś królestwo we władanie? - rzuciła z rozbawieniem.
Z uwagą słuchała dalszej opowieści, ostatnie słowa postanowiła jednak skomentować.
-
Wiktorio, to nie jest moja świta... - stwierdziła łagodnie -
Nie ma świty ani służby. Każda z osób, które mi towarzyszą robi to z własnej woli. Nikogo nie przymuszam. Nikomu nie obiecuję zapłaty za pomoc i towarzystwo. Póki chcą ze mną podróżować - podróżują. Gdy zechcą odstąpić - nie będę zatrzymywać. To samo tyczy i Ciebie. - wyjaśniła z łagodnym uśmiechem.
Nie chciała, by ktokolwiek w grupie czuł się jej podwładnym. Słuchali jej, wykonywali prośby, wypełniali jej zadania.
-
Gdyby któreś z Was poprosiło o pomoc we własnej sprawie, nie odmówiłabym.Cóż, odmówiła Helmowi zbadania sprawy lasu. Ale to było wtedy, gdy była jeszcze przekonana, że *musi* czym prędzej wypełnić wolę ojca. Teraz jednak nie miała aż tak wielkiej potrzeby...
Kobiety wymieniały się opowieściami i poglądami aż do zachodu słońca, kiedy wrócili pozostali. Widok Thoga umazanego krwią może i nie był nowy, ale na pewno niepokojący. Wiktoria najwyraźniej bardzo się przejęła. Aż za bardzo, bo półork nie wyglądał na specjalnie umęczonego. Lekko rozbawiło to czarownicę, ale w bardzo pozytywny sposób. Ekscytacja Bena wywołała u niej kolejny uśmiech.
-
Świetnie, będzie kolejny łowca. - rzuciła.
Skinęła lekko na słowa Chrisa.
-
Gratuluję. Jesteście najlepsi, cóż mogła wskórać przeciwko Wam banda nielotów? - pytanie zadała niemal szeptem, nie chcąc, by ktoś z zewnątrz usłyszał.
-
Uczta, sen w łóżku i cały dzień dla magii. Czegóż chcieć więcej...Kolacja faktycznie zakrawała na ucztę, zważywszy na ostatnie posiłki grupy. Najedli się do syta i ułożyli do snu.
-
Jest nas pięcioro, łóżka są cztery... Możemy się jakoś zmieniać, ale ja dziś muszę się wyspać. - poinformowała towarzystwo, przeciągając się i układając do snu.
Zasnęła zaraz po tym, jak położyła głowę na poduszce.
Obudziło ją o świcie mruczenie Demona. Uśmiechnęła się do kota i podrapała go za uchem. Miała przemożną ochotę przytulić się do Gabriela. Tyle że jego nie było. Jeszcze nie było. Ale z każdą chwilą była bliżej sprowadzenia go z powrotem. W końcu zwlekła się z łóżka i przebrała pospiesznie. Nie żeby krępowało ją, że ktoś na nią spojrzy; raczej po to, żeby nie krępować ich widokiem nagiego ciała. Otuliła się płaszczem i wyszła na pokład. Kot podreptał za nią. Pogoda nie zmieniła się ani trochę, a to zdecydowanie nie ułatwiało jej zadania. Skinęła na powitanie strażnikom i uśmiechnęła się do niziołka. Najwyraźniej wszyscy byli gotowi do wyruszenia o świcie. Zajęła swoje miejsce na dziobie statku.
-
Możemy zaczynać. Wiktoria zmieni mnie, gdy już wstanie. - poinformowała załogę i rozpoczęła inkantację zaklęcia.
Przemiana w tak niezwykłą istotę jak żywiołak była całkiem miłym doświadczeniem. Nie należała już w pełni do tego planu, ale czerpała moc bezpośrednio z domu ognistych bestii. Po wczorajszej próbie miała już pojęcie o swoich zdolnościach w tej formie, od razu więc zabrała się za stopniowe podnoszenie temperatury dookoła. Już po chwili śnieg i lód zaczęły topnieć, tworząc po raz kolejny ograniczające widoczność opary.
Czarownica nawet nie zorientowała się ile czasu minęło. Po prostu poczuła, że magia słabnie. Po chwili powróciła do swojej postaci i, wziąwszy kilka głębszych wdechów, ponownie rzuciła zaklęcie. Jej ciało znów zapłonęło, przeistaczając się nieznacznie. Cały proces rozpoczynał się od nowa, a statek brnął naprzód, swoim ciężarem również pomagając w kruszeniu lodu. Kiedy i drugie zaklęcie minęło, Nya czuła, że lekko kręci jej się w głowie. Nic dziwnego, taka ilość magii na raz, połączona ze zmianą postaci, mogła być lekko oszałamiająca. Na szczęście pojawiła się obok Wiktoria z kubkiem parującego naparu.
-
Idź i odpocznij. Pomogę Ci.Nya uśmiechnęła się z wdzięcznością i odstąpiła od kapłanki, odsuwając się na bezpieczną odległość. Kobieta wzniosła swe modlitwy ku Sune. Choć smocza córa nie znała kapłańskiem magii i nie potrafiła jej określać, to czuła wyraźnie, że oddziałuje w pobliżu. Gdy Wiktoria zakończyła swoją melodyjną prośbę o wsparcie, pojawił się obok niej ognisty portal, z którego wyłonił się prawdziwy żywiołak. Po wydanym cicho poleceniu, Sunnitka odsunęła się i dołączyła do Nyarli. Już po chwili poczuły gwałtowny wzrost temperatury otoczenia.
-
Świetnie, dziękuję. Przynajmniej on nic nie spali przez nieuwagę... - uśmiechnęła sie lekko.
Kapłanka odwzajemniła jej uśmiech.
-
Możemy się zmieniać, ale już ja dopilnuję żebyś zjadła obiad po kolejnej serii. - pogroziła palcem, na co czarownica odpowiedziała jej śmiechem.
A statek powoli, ale nieubłaganie, sunął do przodu.