Do pracowni kowala, trzeba było wejść przez tylne drzwi, gdyż od strony ulicy znajdował się sklep z jego wyrobami. Gdy Nyarla wchodząc tam pierwszy raz, ujrzała za ladą krasnoludzką kobietę ucieszyła się w duchu, że kowalem i zarazem mężem ekspedientki jest przedstawiciel brodatej rasy, gdyż ich umiejętności płatnerskie są znane na całym Faerunie. Po wejściu przez tylne drzwi, grupka zeszła wąskimi schodami w dół do piwnicy. Gorąc i charakterystyczny dla kuźni zapach uderzył w twarze zmarzniętych towarzyszy. Choć inaczej nakazywały obyczaje to avariel szedł przodem. Tak, na wszelki wypadek. Cała piwnica była wielką pracownią płatnerską. Krasnoludzki kowal nie usłyszał klientów. Potężna dmuchawa, którą rozniecał ogień w piecu, była tak głośna, że starszy krasnolud nie miał szans ich usłyszeć.
Sam brodacz miał długą i siwą brodę. Na głowie robiło mu się łyse gniazdo, pewnie ze starości. Kowal miał na sobie specjalny, skórzany kombinezon, który miał go chronić przed żarem. Silne ręce chronione były grubymi rękawicami, zaś wszędzie wokoło leżała masa różnych narzędzi, stali, ostrzy i elementów pancerzy.
-Kowalu.- uwagę brodacza zwrócił dopiero Gabriel, głośnym i stanowczym tonem.
-Na Gonda. Elf ze skrzydłami...- skomentował pod nosem płatnerz, robiąc przy tym zdziwioną minę. Pewnie rzadko odwiedzały go tu elfy. Elfy pewnie rzadko bywały w takiej dziurze jak Luskan. A na pewno nie były to elfy ze skrzydłami.
-Co byśta chcieli?- spytał nie odciągając wzroku od avariela.
-Ta zbroja...- rzekł ukazując gospodarzowi trzymany w ręku, złoty napierśnik -Zmieniła właściciela. Nie mogę jej jednak założyć z wiadomych powodów.- poruszył nieco skrzydłami, tak na wypadek, jakby krasnolud miał jakieś wątpliwości o co chodzi -Chcielibyśmy żeby pasowała na moje ciało.- oznajmił elf. Krasnolud odłożył dmuchawę i zbliżył się, by przyjrzeć się pancerzowi.
-To złoto?- spytał zdziwiony, jakby sam nie mógł w to uwierzyć -Nie, nosz to za lekkie...- zastanawiał się -Cholera... Nigdy żem się z takim stopem nie spotkał, jak długo wale kowalskim młotem po blachach...- podrapał się po głowie.
-Zostawcie to mi i przyjdźcie jutro z rańca. Zobaczem, co da się zrobić.- rzekł.